chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
x
Tego samego dnia – rano

Postanowiła po drodze do pracy zajrzeć do leśnej ekipy. W nocy słabo spała przez nieudaną rozmowę z Amelią, do której w ogóle nie doszło. Ex małżonka oznajmiła, że córka nie chce z nią rozmawiać, co jak Margarita sądziła było efektem wpływów Flądry na dziewięciolatkę. Pomimo uwolnienia się z związku, który pod koniec stał się bardziej toksyczny niż miły, nadal musiała brać na siebie wszelkie przytyki, złe słowa i sugestie ex, która tworzyła własną wizję Bertinelli. Ta wersja na bank była sprzedawana córce, żeby zniechęcić ją do drugiej przyszywanej matki w efekcie całkowicie je od siebie odcinając.
Myśląc o tym, co Flądra mogła nagadać Amelii dopadły ją wątpliwości, czy dalej powinna naciskać na kontakt z dziewczynką. Prędzej, czy później ex zrobi coś, co nie pozwoli jej nawet rozmawiać przez telefon.
Może faktycznie powinna odpuścić?
Nie. Nie mogła brać tej opcji pod uwagę. Nie mogła też dać się ów myślom, dlatego wstała z łóżka i postanowiła przygotować lasagne, z którą pojawiła się w pracy Strand.
- Hej – przywitała się z uśmiechem i mało widocznymi oznakami niewyspania. Jedna nieprzespana noc nie była dla niej czymś nowym. – Wpadłam tylko na chwilę – uprzedziła patrząc na zgromadzonych. Akurat Strand, Lachlan i Miriam mieli poranną zmianę, bo przecież byli umówieni na dzisiejszy wieczór. – Przywiozłam wam lasagne. Jeszcze ciepła. – Postawiła naczynie skrywające się w materiałowej torbie na biuro(?) Strand. - Muszę lecieć do pracy. Buon appetito. – Posłała im szeroki uśmiech. – Do zobaczenia wieczorem. – Jak burza. Wpadła i zniknęła, bo naprawdę się śpieszyła. Nie było nic straconego, bo dzisiaj jeszcze się spotkało, ale coś musiała zrobić z jedzeniem, którego sama by nie przejadła. Można uznać, że to obiecana kolacja w ramach podzięki za pomoc z agresywnym facetem.
- Nie wiem, co się stało – Wszystko zadziało się tak szybko. – ale zaczyna mi się to podobać. – Lachlan z zadowoleniem się uśmiechnął i od razu sięgnął do torby gotów wydzielić sobie porządną porcję lasagne. Nic się nie stanie jak zje drugie śniadanie trochę wcześniej.

Późny wieczór

- Jedno białe wino i dwanaście shotów – zamówiła przy barze przekrzykując panujący w lokalu szum. Spojrzała na stolik, który zajmowali w czwórkę i odmachała Lachlanowi. Facet z całych sił starał się pokazać, że widzi, obserwuje i cały czas ma ją na oku. Zasłużył na kolejny cios w ramię od Miriam, co by nieco się pohamował, ale był już w takim stanie, że nic sobie z tego nie robił.
Zresztą jak wszyscy.
Upili się w sztok. Jak bum cyk cyk.
Mieli ku temu sprzyjające okoliczności oraz humory.
Zaczęło się spokojnie od wychwalania lasagne, opowieści o minionym dniu i paru słownych zaczepek, na które sobie pozwolili. Bertinelli nie miała problemu z otwarciem się przed obcymi, ale wiedziała, że nie każdy był jak ona. Inni potrzebowali trochę czasu, więc im go dała i bardzo szybko zaskarbiła sobie ich serca. Najpierw namówiła barmana, żeby puścił powtórkę finały Eurowizji, którą przegapiła w ciągu dnia, a potem zachęcała wszystkich do tańca. Poprawka. Najpierw sama zaczęła drygać do niektórych piosenek, aż na jej widok ludzie sami się do tego zachęcili robiąc z baru mini dyskotekę w rytmach nietypowych piosenek. Jedne były szybkie a inne wolniejsze, zaś przy włoskim reprezentancie Margo urządziła sobie wokalną solówkę przy okazji porywając Beverly do kolejnego tańca.
Było dużo skakania, kręcenia, machania biodrami i śpiewania powtarzających się refrenów.
Aż przyszedł czas na głosowanie, które zostało ściszone przez barmana. Wszyscy już i tak znali wyniki, więc nie musieli ich słuchać.
W lokalu na nowo zabrzmiała tamtejsza muzyka, kiedy Margo czekała na zamówienie przy barze. Teraz ona stawiała. Starała się to robić przez cały wieczór, ale nie zawsze się udawało. Skorzystała z okazji, że Lachlan i Miriam byli zmachani po tańcach a Beverly poszła do łazienki wyjątkowo szybko z niej wracając (albo to barman był za wolny).
Drgnęła i prawie podskoczyła w miejscu czując palec wtykany między żebra. Sięgnęła na oślep i złapała nie jeden a aż trzy palce, które też mogły brać udział w spisku i posłała Strand ostre spojrzenie nie powstrzymując kącików warg przed ich delikatnym uniesieniem.
- Zrobiłaś się zaczepna – zauważyła prowokująco. – Nie tak jak Lachlan, ale jednak. – Nie zerkała w stronę stolika. Starała się skupić na blondynce, co z szumem w głowie nie było takie łatwe. Na szczęście nie czuła się jak pozostali, którzy pili mocniejszy alkohol i na pewno wlali w siebie go więcej niż pani doktor. – Czy mi się wydaje, że on próbuje mnie poderwać? – Miał być konspiracyjny szept a wyszło konspiracyjne wołanie, bo panujący dookoła hałas był prawie nie do przebicia. – Biedak nie wie, że mam na oku kogoś innego. – Uniosła obie brwi patrząc bezpośrednio na Beverly, co sugerowało, że to właśnie o niej mówiła. Była ciekawa reakcji, ale z drugiej strony w tej chwili była mało cierpliwa. – Spokojnie. Żartowałam. – Trąciła ją ramieniem w ramię i uśmiechnęła się na widok zamówienia postawionego tuż przed nią. – Wypijesz jednego ze mną sam na sam? – Postawiła przed Bev jeden kieliszek i wzięła do ręki swoje wino. – Za udane spotkanie moja urocza australijska koleżanko, the best pani agente secreto - Trochę jej się pomieszało, bo Beverly już nie była tajnym agentem, ale jak się zamaskuje w krzakach to tak jakby nadal nim była.

Beverly Strand
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
#3

Nie pamiętała, kiedy ostatnio bawiła się w tak beztroski sposób. Po przeprowadzce do Lorne nie miała na to czasu; musiała skupić się na dostosowywaniu kupionego domu, do potrzeb jej, Jen, a później Olivera. Chociaż zdarzyło się dwa, albo trzy razy wyskoczyć ze znajomymi z pracy do pubu, nigdy nie przesadzała, pamiętając o partnerce, czekającej w domu. Nie była przy tym buzzkillerem, który zasłania się żoną, albo inną osobą, antagonizując ją w oczach pozostałych członków wyjściowej grupy.
Wiedziała, że jeśli lekko przeholuje z procentami, weźmie na siebie cały, następny dzień opieki nad Oliverem. Od początku dzieliły się z Jen w miarę po równo opieką na niemowlakiem, wymagającym prawie nieustannej uwagi. Gdyby się uparły, mogłyby skombinować opiekunkę, jednak póki Oliver był jeszcze nieporadnym klockiem, wolały z tą decyzją poczekać. Jen i tak uważała, że ze względu na pracę zdalną, mogła poświęcić małemu nieco więcej czasu.
Wypiła więcej, niż planowała. Mieszanie alkoholu nie było zbyt rozsądne, ale w którymś momencie przestała zwracać na to uwagę, kosztując kolejnych połączeń o słodkich i cierpkich posmakach.
Udało jej się cwanie podejść Bertinelli od tyłu, darując sobie chwilowo powrót do stolika, przy którym Lachlan z Miriam żywo debatowali. Chociaż na początku czuła się dziwnie poruszając pewne tematy z współpracownikami, którzy wiekowo mogli robić za jej rodziców, w końcu się przełamała. Wcisnęła w kąt wszelkie sztuczki psychologiczne, których nauczyła się przy pracy dla służb i mogła nieco odetchnąć, żyjąc niczym zupełnie przeciętny Australijczyk, niewzruszony wielkimi problemami wagi państwowej. Skoro ważnicy już siedzieli na tych stołkach, to w ich interesie leżało bezpieczeństwo kraju. Szkoda tylko, że część tych cwaniaków dostała posadkę przez znajomości czy różnego rodzaju szantaże, a nie rzeczywiste, przydatne umiejętności. Mafia wcale się bardzo nie różniła od głów państwa, odzianych w garniaki, uszyte przez umęczone dzieci w Bangladeszu.
Na wieść o zachowaniu kolegi z pracy nieco ściągnęła brwi.
- Lachlan cię zaczepia? - dopytała, na wypadek gdyby okazało się, że facet pozwala sobie na zbyt wiele. Nie sądziła, aby był do tego zdolny, nie mniej, potrafiłaby go odpowiednio ustawić. Alkohol nie był żadną wymówką do przekraczania pewnych granic komfortu. Strand doskonale pamiętała, jak za czasów pracy dla ministerstwa, na jednym z imprezowych wieczorów podczas tańców, kolega pozwolił sobie na pokierowanie dłoni nieco poniżej poziomu talii. Szybko go poprawiła, odsuwając się do tyłu, bo choć wypiła dużo, wciąż doskonale obserwowała otoczenie oraz zachowanie niektórych osób. Szkoda tylko, że nie wszyscy podzielali podejście Beverly, upijając się zamiast tego w sztok, aby później odstawiać krzywe akcje, pozostawiające pewien niesmak. A mowa była o pracownikach ministerstwa, którzy powinni wręcz stanowić wzór dla reszty obywateli. Jak to mówi pewne słynne powiedzenie: najciemniej pod latarnią.
- Cholernik nadal ma żonę. Katia jest nudna jak diabli, ale… cóż, sam sobie ją wybrał.
Niektórzy faceci nie myśleli nad konsekwencjami związków, a jedynie skupiali się na tym, co podpowiadała im zawartość spodni. Smutny to los, godny zwierzeń w gazetce dla nastolatek.
- Po alkoholu połowa strażników zamienia się w lubieżnych wujków, polujących na dekolty i odkryte ramiona. Fuj. - użyłaby bardziej bezpośredniego określenia, ale Bev kontrolowała swój język po alkoholu (!). Wulgaryzmów używała jedynie przy poważniejszych akcjach, co weszło jej w krew po studiach. Na uczelni nauczyła się takich słów, że połowa ministerstwa spadłaby ze stołków, słysząc je na żywo.
Wymieniła z Margo zaskoczone spojrzenie, widząc ten jakże intensywny wzrok. Oczywiście, że się wygłupiały, bo miały do tego warunki (pub i brak Jen, kręcącej się w tle, nastawiającej uszu).
- Przyganiał kocioł garnkowi z tą zaczepnością - zrewanżowała się, wprowadzając do zabawy angielskie idiomy. Ciekawe czy Margo odrobiła pracę domową i wiedziała czemu kubek nazywa czajnik czarnym, tłumacząc bardzo dosłownie te przysłowie. Sam widok skonfundowanej miny Włoszki był warty wypowiadania tych pokrętnych haseł.
- Jak to brzmiało? - zatrzymała wzrok na kieliszku, wypełnionym tajemniczą mieszanką. - Za bardzo ci zależy na tym, żeby mnie upić, wiesz?
Sęk w tym, że już była podpita i nie zamierzała się tego wyrzekać.
Uśmiechnęła się beztrosko i przysnęła shota nieco bliżej ku sobie. Powinna przy okazji zamówić coś do jedzenia, aby nie mieć większego zajazdu, ale w ferworze imprezy jakoś o tym zapomniała.
Stuknąwszy kieliszkiem o lampkę z winem wypiła zawartość na raz, wyczuwając lekko ostry posmak. I takie szoty to ona rozumiała.
- Gdybym nadal była agente secreto pewnie nie miałabym czasu, żeby w ogóle chodzić na takie imprezy - zaśmiała się, zadowolona ze zmiany profesji. Może i nie zarabiała tak dużych kokosów, ale przynajmniej miała więcej czasu dla siebie, dla rodziny i mniej stresów.
- A teraz przyznaj się, tak bez bicia, ile godzin dzisiaj spałaś? Skombinowanie tak pysznej lasagne raczej potrzebuje trochę czasu.
Podejrzewała, że wypoczęła niewiele, a i tak trzymała się całkiem nieźle. Równo opróżniała kolejne kieliszki wina, nie mamrocząc nic pod nosem, że musi się wyspać. Mimo wszystko, Bertinelli nie była robotem i ważne, aby o tym pamiętała.

Margo Bertinelli
chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Oni po prostu polują na kobiety, które nie są ich żonami. – Taka była prawda. Wystarczyło pomyśleć o wszystkich firmowych (szpitalnych) imprezach. Nie ważne czy ktoś miał żonę albo męża. Ludzie uwielbiali bawić się z innymi, przy których czuli się dobrze i nie zawsze wykraczało to poza intymne strefy. Dała się dzisiaj Lachlanowi tyle razy poobracać w tańcu, że nie dziwota iż chciał więcej. Skoro faktycznie miał nudną partnerkę to wreszcie teraz mógł się wyszumieć. – Nie robił nic niestosownego – zapewniła, co by Beverly miała pewność, że jej kolega z pracy bez zgody nie wymacał Bertinelli. Nie pozwoliłaby mu na to. Zresztą, Strand na pewno by zauważyła, że coś było nie tak a jak nie to pani doktor dawałaby jej jasne sygnały, żeby zabrała gościa zanim ten poczuje kopniaka w nabiał.
- Che cosa? – Zrobiła durną minę dziecka, któremu mama próbuje wytłumaczyć działania matematyczne na całkach. Ni w ząb nie zrozumiała, co do niej powiedziano. – Przyganiało co i komu? – Pogubiła się i może gdyby była bardziej trzeźwa to szybciej by to sobie poukładała, ale w aktualnym stanie czuła, że język angielski był cholernie skomplikowany i wyjaśniłaby to Strand (tylko, że po włosku). – Specjalnie to zrobiłaś. – Wskazała na nią palcem mając na myśli wykorzystanie słów, których nie załapała. Pochyliła się ku Beverly dodając: - Zapamiętam to sobie. Nie znasz dnia ani godziny. – Ciągle się uśmiechała i wątpliwym było aby kiedykolwiek zweryfikowała swoje słowa. Szybko o tym zapomnie. Właściwie już to zrobiła podekscytowana widokiem kolejnej porcji alkoholu. Lubiła się bawić w dobrym towarzystwie, czego nie robiła od utraty pracy we Włoszech, więc to była miła odmiana, którą zamierzała praktykować. Wreszcie znalazła bar, w którym czuła się w miarę dobrze, więc nic nie stało na przeszkodzie aby przychodziła tu sama.
- Ding-ding-ding. Już za późno. – Była upita. – Śpiewałaś ze mną „po włosku”. – Palcami nakreśliła charakterystyczny znak w powietrzu. Strand znała parę języków obcych – o czym Margo wiedziała – i operowała podstawowymi zwrotami, ale jej próba zaśpiewania razem z towarzyszką była przekomiczna.
Po upiciu łyka wina pod nosem zaśpiewała dwa pierwsze wersy refrenu Due Vite z Eurowizji. Wpadła jej w ucho już jakiś czas temu i nie potrafiła wyjść. Czuła, że przez najbliższe tygodnie będzie ją katować, jak zawsze w przypadku czegoś co bardzo jej się spodobało.
- Ze mną byś się nie zabawiła? – zapytała prowokacyjnie, jak to robią dobrzy znajomi zachęcający kogoś do picia. Ze mną się nie napijesz? Tylko, że w tym przypadku chodziło o zabawę, na którą Beverly nie miałaby czasu, ale musiałaby go skombinować akurat dla Margo nieświadomą, że użyte przez nią określenie „zabawiła” miało również dwuznaczny wydźwięk.
- Mniej niż powinnam, ale czuje się dobrze. Praca mnie do tego przyzwyczaiła. – Brak snu był częścią jej zawodu, więc przywykła do takiego stanu i potrafiła wykrzesać z siebie energię. – Kręciłam się i ciągle budziłam. – Zasypiała i wstawała mając wrażenie, że mózg ciągle pracował myśląc o jednym. – Za dobrze się bawię, żeby o tym rozmawiać. – Nie chciała teraz przywoływać swojej ex. Po to wyrwała się z nowymi znajomymi na drinka, żeby na moment się odciąć i spróbować zapomnieć. Potrzebowała tego, żeby następnego dnia na spokojnie podejść do tematu i sobie wszystko przeanalizować. Teraz chciała dobrze spędzić czas. – Wiesz, że potem wszystko ci powiem. – To potem mogło nastąpić pod koniec ich wspólnego wypadku albo podczas najbliższej rozmowy telefonicznej. Łatwiej było o czymś nie wspominać podczas pisania maili, ale kiedy już widziała kogoś na żywo albo wiedziała, że ta osoba jest niedaleko, to nigdy się nie powstrzymywała. – Czyli lasagne wam smakowała? Cieszę się. – Znów poszerzyła uśmiech. – To moja flagowa potrawa. Jak już nauczyłam się ją robić, to zawsze wychodziła mi perfekcyjnie. – Nie chwaląc się, ale to była prawda. Przysunęła drugi kieliszek ku Strand. – Uwaga, teraz zadam ci głupie pytanie. Które imię uważasz za najseksowniejsze a które za najmniej? – Tak, to było nietypowe, ale dawało spore pole do śmiechu a na tym przecież polegał ten wieczór. Na zabawie, podczas której poznawały się od zupełnie innej strony. W Syrii nie miały na to okazji.

Beverly Strand
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Przynajmniej Margo wiedziała, jaka była rzeczywistość. Czy w jej rodzinnych stronach mężczyźni zachowywali się podobnie? Miała o to zapytać, ale lekko się zdekoncentrowała podczas złapania za rąbek koszulki, przyklejającej się do pleców. Klimatyzacja świetnie działała w lokalu, jednak tańce i inne aktywności generowały wzrost temperatury, który Bev czuła jeszcze bardziej, po wypiciu kilku shotów oraz innych drinków.
Nie zamierzała również wyprowadzać Margo z lekkiego skonfundowania, karmiąc oczy zabawnym widokiem. Nie bała się rzekomego rewanżu czy raczej zemsty, o której najprawdopodobniej obie zapomną, gdy tylko wytrzeźwieją, albo od razu przejdą do etapu kaca mordercy. Strand co i raz przypominała sobie o wypijaniu wody z cytryną, za co organizm bardzo jej podziękuje. Chciała poczuć działanie procentów, ale też nie zamierzała katować wątroby, pracującej na pełnych obrotach. Jeszcze tego by brakowało, żeby na starość groził jej przeszczep czy coś równie dramatycznego.
- Brzmi ekscytująco - zabawnie poruszyła brwiami, podpierając się łokciami o krawędź baru. Miała gdzieś, że barmani mogli podsłuchiwać ich wymianę zdań. Po alkoholu nie przejmowała się takimi drobiazgami
Dobrze powiedziane: śpiewała „po włosku”. Po powrocie z Syrii myślała nawet nad podjęciem kursu języka włoskiego, co by później móc zaszpanować przed Bertinelli, jednak dookoła pojawiło się tyle zmiennych, że ostatecznie zrezygnowała z planów.
- Wiesz jak to się nazywa? Szantaż emocjonalny - stwierdziła, słysząc prowokację, lekko padającą z ust Włoszki. - To wszystko zależy, co rozumiesz przez zabawić się.
Dała Margo szansę do opisania tego, co by zaoferowała w przypadku nieco bardziej zapracowanej wersji Beverly. Mogło to być zwyczajne wyjście do baru, a może coś zupełnie innego, co tym bardziej przekonałoby Strand do popłynięcia z prądem, pomimo zmęczenia przyniesionego z pracy.
- Ej - wyrzuciła z siebie, bo Margo wcale nie powinna przyzwyczajać się do zmęczenia. - Dobry lekarz, to wypoczęty lekarz.
Przynajmniej taki, który zachowuje czystość umysłu, nie dopuszcza do drżenia rąk, albo nadmiernej senności. Dyżury to jedno, ale operacje wymagały odpowiedniego skupienia, refleksu i całej reszty innych cech, przydatnych przy zabiegach. Nikt raczej nie chciał doprowadzić do niebezpiecznych komplikacji.
Spoważniała, słysząc o sprawie, spędzającej Margo sen z powiek. Nie powiedziała konkretnie o co chodziło, ale musiało to mieć związek z byłą żoną. Cholerna ciemiężycielka.
- Pewnie - doceniała to, że Margo gotowa była podzielić się szczegółami dotyczącymi nieprzespanej nocy, jak będą już po imprezie. - Gdybyś potrzebowała iść spać, daj mi znać i nie kręć. Zasługujesz na odpoczynek.
Tym bardziej na porządne zażycie snu. Człowiek niewyspany, to człowiek drażliwy i wyprany z energii, a chociaż Margo miała jej dzisiaj sporo, Bev wolała nie dopuścić do sytuacji, w której koleżanka doświadczy wielkiego zjazdu. Zamierzała zadbać o nią, najlepiej jak umiała; rozchodziło się w końcu o gościa na obcym lądzie.
- Chyba nie myślałaś, że będzie inaczej? - dodała, w temacie mistrzowskiej lasagne, której zjadłaby jeszcze więcej, gdyby nie dyscyplina. Musiała dbać o zdrowie i choć mogłaby jeść to popisowe danie codziennie, ciało nie zniosłoby tego najlepiej. Wszystkie dobre wyniki z krwi poleciałyby na łeb na szyję.
Opuściła wzrok na kolejny szot, przesunięty w jej stronę, bardzo powoli powracając do twarzy Margo. Te dwanaście zamówionych kieliszków nie było chyba tylko dla niej? Wyglądało to nadzwyczaj podejrzanie.
- Chyba nie potrafiłabym wybrać jednego - przyznała, zastanawiając się chwilę nad imionami stereotypowo noszonym przez panie do towarzystwa. No co, w końcu Margo zapytała o „seksowne”, a nie „najładniej brzmiące” imiona.
- Tanya, Nadia, Ivy albo… Scarlett - powiedziała wreszcie, podpierając dłonią podbródek.
- A najmniej Andrew, albo Peter. Wyobrażasz sobie, jak nijako brzmiałby striptizer, który miałby tak na imię?
To imię nudnego gościa z biura, albo typowego, randomowego pana, robiącego zakupy w supermarkecie.
- A teraz przed państwem wirujący Andrew, patrzcie jaki z niego kocur! - uniosła obie dłonie, tworząc z nich w powietrzu półkole, co podsumowała rześkim śmiechem. Oczami wyobraźni widziała jakiegoś jegomościa w wieku średnim, z zakolami, owłosieniem pokroju dywanu i wysoko podciągniętymi, czarnymi skarpetami. Chociaż… z pewnością gdzieś na świecie znalazłyby się fanki takiego typu urody, a może nawet fetyszystki.

Margo Bertinelli
chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Jest wiele sposobów. Zwykły spacer może być niezłą zabawą. Mogłybyśmy pójść na lody, kurs pieczenia chleba, do szkoły salsy albo na gokarty. – Margo była przed czterdziestką a mimo to widziała niezłą frajdę w gokartach. Czasami poczucie się dzieckiem to najlepszy sposób na wyluzowanie. – Albo zafundowałabym ci masaż. – W tym momencie dotarło do niej, jak źle wszystko brzmiało. Nie w całości, bo niektóre propozycje były zachęcające, ale fakt, że mówiła w formie „my”. Zrobiła to bezwiednie i gdyby chciała mogłaby zrzucić to na błąd językowy, ale wtedy by skłamała. Ostatnią opcją było obwinienie alkoholu. Pod ich wpływem człowiek nie panował nad tym co mówił i mógł się pomylić. Tak, to byłaby dobra opcja wyjaśnienia, o ile dano by jej powód by to zrobiła. Może Strand się nie zorientuje i nie będzie się nad tym zastanawiać? W końcu obie były pijane.
- Dobrze mamma. – Znów tak nazwała Beverly, ale wcale jej nie przeszkadzało, że kobieta próbuje ją utemperować. Miała rację, że lekarz powinien być wypoczęty, lecz czasami niektóre sytuacje sprawiały, iż ten stan był nieosiągalny. W takich chwilach należało się spiąć i robić swoje, co też czyniła Margo starająca się nie sięgać po radykalne środki jakimi były środki nasenne. W skrajnej sytuacji, gdyby źle spała od paru dni, na pewno by to zrobiła, ale nie po jednej nocy. Dziś po wspólnej imprezie zaśnie jak dziecko.
- Przygotujesz mi podusie i ululasz do snu? – zapytała z szerokim uśmiechem i nieco prowokacyjnie. Doceniała troskę Strand i na pewno powie jeśli poczuje się słabo albo na tyle zmęczona, żeby już sobie odpuścić. Jak na razie po tańcach i alkoholu miała sporo energii. Mogłaby jeszcze poszaleć.
- Nie wszyscy lubią besciamella. – Często świadoma, że niektóre słowa brzmiały podobnie, bezwiednie wypowiadała je po włosku. Podobnie robiła ze swoim imieniem i nazwiskiem korzystając z rodzimej wymowy. Z jednej strony robiła to automatycznie a z drugiej była zadowolona, że silnie trwała przy swych korzeniach. Była dumna ze swego pochodzenia i nie zamierzała go zduszać w zarodku poczynając od języka i akcentu.
- Czy mam się martwić tym, że wymieniłaś typowe imiona tancerek go-go? – Mogłaby zapytać, skąd je znała, ale każdy dorosły człowiek wiedzący co nieco o świecie był tego świadom. – Chociaż Poison Ivy to niezła sztuka. – Gdyby była prawdziwa.
Zaśmiała się gromko nie zwracając uwagi na ewentualnych ludzi zastanawiających się, co te dwie wyprawiały. Chyba nawet barman przez chwilę sądził, że blondyna zaraz wejdzie na bar.
- Byłabyś całkiem seksownym Andrew. – Gdyby był w wersji Beverly, ale nie rozmawiały teraz o fizycznych walorach a samych imionach. – Ja wybieram Veronica jako najseksowniejsze – Mocne i zadziorne zdaniem Margo. – a najmniej pociągające.. myślę, że imiona niemieckie.. Helga na przykład. Mało seksowne. Wyobrażasz sobie mnie, gdybym miała na imię Helga? Minus dwadzieścia procent do atrakcyjności. – Zaśmiała się i sięgnęła do blond włosów, które zaczesała za ucho. – Widzisz? Zero reakcji, bo mam na imię Helga i cię to nie kręci. – Znów się zaśmiała tym razem starając się wypowiedzieć imię z niemiecką siłą. Ni w pięć ni w ząb pasował do niej ten mocny i surowy język. – Helga i Andrew. Co za mało pociągająca para. – Dalej się nabijała i skoro już miała dłoń blisko Beverly to poprawiła kołnierzyk jej koszuli, bo się odrobinę z tyłu zawinął. – Brakuje mi tylko szortów na szelkach, zielonej czapeczki i skarpet do połowy łydki. – Helga idealnie wpasowująca się w koncept i dobrana para dla wymyślonego przez Strand Andrew. – Brrr, okropna wizja. – Potrząsnęła ramionami, jakby chciała to z siebie zrzucić i bardzo szybko sięgnęła po jeden z kieliszków z wódką, który równie prędko wylądował w jej ustach. Pośpieszyła się, bo trochę na siebie wylała. Dłonią szybko przetarła brodę, rzuciła okiem na bluzkę i znów się zaśmiała.

Beverly Strand
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Każda opcja wymieniona przez Margo brzmiała dobrze. Czuła, że nawet kurs pieczenia chleba byłby ekscytujący w towarzystwie energicznej Włoszki. Salsy nigdy wcześniej nie tańczyła, ale zapewne przyniosłaby jej równie dużo wrażeń, co jazda gokartami.
- Biorę wszystko - wymamrotała, zachwycona wszystkimi propozycjami wspólnego spędzania czasu. - Chociaż, na gokarty musiałybyśmy wpaść do Cairns. Pod tym kątem Lorne to dziura zabita dechami.
Dziura, którą mimo wszystko nawet sobie ceniła. Pomimo mieszkania w sąsiedztwie innych rodzin, czuła spokój, związany z bytowaniem w miasteczku znacznie mniej ruchliwym od Brisbane, w którym to spędziła swoje lata młodzieńcze i studia. Aż dziw bierze, że nie wyprowadziła się do innej, większej aglomeracji, celem uzyskania papierka ze studiów.
Nie wyłapała również żadnych dwuznaczności w propozycjach przyjaciółki. Alkohol skutecznie tłumił te doznania, uznając wszystko za bardzo miłe wizje. Przy okazji chciała dla Margo jak najlepiej, mając równocześnie na myśli jej pracę. Była znakomitym specjalistą w swojej dziecinie i wiele poświęcała, aby utrzymać ten tytuł. Mogła mieć tylko nadzieję, że kobieta nie zaniedbuje równocześnie swoich osobistych potrzeb.
- A żebyś wiedziała - powiedziała twardo, choćby miała przygotować poduszkę i sporządzić miksturę ułatwiającą zasypianie. Biorąc pod uwagę Olivera, miała w tym wprawę.
- Gdyby była taka potrzeba własnymi ustami napompowałabym materac. Znaj moje dobre serce.
Zaczepnie trąciła Bertinelli ramieniem, mimo wszystko podchodząc poważnie do całej sprawy.
- Wszystko w twojej lasagne było świetnie, nie bądź taka skromna - podkreśliła, co by Margo nie zasłaniała się jakimiś szczegółami, które również były nieskazitelne. Mogłaby dopowiedzieć, że Lachlan zjadł jedną trzecią całości, ale konwersacja nie dotyczyła jego, więc odpuściła sobie szczegóły.
- Zapytałaś o seksowne imiona, więc takie ci dostarczyłam - broniła swojego stanowiska, nie zwracając uwagi na rzekome powiązania z biznesem go-go. Nie z nią takie numery. Dla podkreślenia swojego stanowiska przybrała pewną siebie pozę, na ile pozwalały wypite wcześniej procenty. Wciąż trzymała pion i nie bełkotała, ani nie odwalała krzywych akcji, więc wszystko działo się z kulturą i taktem, wiadomo.
- Ach tak? - zalotnie zmrużyła oczy, bardzo dosłownie biorąc do siebie słowa Margo o seksowności, w ciele Andrew. Chociaż… ciężko powiedzieć czy w skórze chłopa z zakolami i piwnym brzuchem rzeczywiście czułaby się atrakcyjnym gościem.
Prawie parsknęła w kolejnego pochwyconego shota, gdy Bertinelli wspomniała o mało seksownej Heldze. Nie sposób było się z tym fantem nie zgodzić. Imię Helga od zawsze kojarzyło jej się z osobniczkami postury zawodowych sumo. Nie powinna tak myśleć, wszak funkcjonowanie w dzisiejszym świecie wymagało tolerancji, ale Bev zwyczajnie miała słabość do takich prymitywnych wręcz żartów z imion, nazwisk i innych drobiazgów. Biedna Fanny…
- Wiesz, ze na drugie mam Sigrun, prawda? - podkręciła, bo chociaż nie rozchodziło się o imię niemieckie, otrzymała typowo norweskie, być może równie potężne w wyobrażeniach innych.
Czując na policzku małe muśniecie dłoni Margo uniosła brwi nieco wyżej, lekko zbita z tropu tak bezpośrednim gestem. A jednak… nawet to całe gadanie o Heldze nie zraziło jej do sympatycznego obycia Bertinelli, podkreślającej większość zdań uśmiechem. Nie dało się jej nie lubić.
- Myślałam, że masz na imię Margarita - wtrąciła żartobliwie, próbując przy okazji odgonić od siebie lekkie poruszenie związane z dotykiem przyjaciółki. Nic się nie działo, więc czemu jej mózg doznawał dziwnej stymulacji, odbijającej się na pozostałych częściach ciała? Nie wiedziała chociaż… nie domyślała się również.
- Daj spokój - machnęła, na samą wizję zielonych szortów takich samych skarpet, naciągniętych do granic możliwości. Cóż, obie były siebie warte prowokując tak ekstremalne wizje.
Nie była nawet w stanie dodać nic więcej, gdy Margo wylała na siebie część shota, skłaniając Bev do natychmiastowej dywersji, polegającej na próbie zlizania pozostałości po shocie z bluzki koleżanki.
- Nie można pozwolić, żeby się zmarnowało! - oświadczyła praktycznie przy dekolcie Margo, co skłoniło ją do głupawego parsknięcia, połączonego ze śmiechem, wraz z odchyleniem się do tyłu. Co za dzicz! Niebywałe, jak bezpośrednio potrafiła zachowywać się była agentka służb wewnętrznych. Nic dziwnego, że tak łatwo przychodziło jej rozpracowywanie innych osób.
- Jen mnie zabije – obwieściła, ocierając powiekę przy samym kąciku. Wbrew pozorom nie chodziło jej o spijanie pozostałości szota z ubrania Bertinelli, a sam fakt obfitego świętowania… pojmania ojca biednej Fanny.
- W sumie to nawet nie, bo jest dla mnie zbyt miła. Który to już shot?
Z pytaniem wymalowanym na przymulonym spojrzeniu zwróciła się do Margo, mającej w tym całym imprezowaniu spory wkład. Nie ważne, ile już wypiła bo najprawdopodobniej pochłonie więcej. Taki już los człowieka pijącego. Dobrze, że jej małżonka była wyrozumiałą kobietą o anielskiej wręcz cierpliwości.

Margo Bertinelli
chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Jak ta aktorka Sigourney? – Dopiero gdy wymieniła jej imię uznała, że jednak oba do siebie nie pasują. Niemniej to dobrze zwiastowało, że skojarzyło jej się właśnie z imieniem znanej aktorki. – Niby skąd mogłam wiedzieć? Jeszcze nie dotarłyśmy do etapu, że podwędzam ci portfel aby sprawdzić, czy nie okłamujesz mnie w kwestii wieku. – Wcale tego nie robiła, ale musiała przyznać, że parę razy sprawdzała dokumenty osób, z którymi się przespała (bo tak, robiła to po seksie). Raz musiała sprawdzić, jak student miał na imię, bo zapomniała a raz chciała wiedzieć, kiedy pewna dziewczyna miała urodziny, żeby móc zrobić jej niespodziankę co później przeobraziło się w wieloletnie małżeństwo.
- Od teraz jestem Helga. Zobaczymy, czy nadal będę atrakcyjna. – Zaśmiała się nie skupiając na śmiałości z jaką wykonała parę gestów wobec Beverly. Jutro na pewno sobie o tym przypomni i da w myślach do wiwatu, bo nie powinna tak się zachowywać. Strand miała żona i ta raczej nie chciałaby widzieć, jak inna babka wykonuje podobne gesty. Tak się po prostu nie robiła zwłaszcza, gdy wiedziało się, że dana osoba już była zajęta.
- Nie, nie. To bardzo ciekawe. Przebiorę się tak na bal przebierańców. Tylko muszę jakiś znaleźć. – To byłaby dobra misja na dzisiaj. Wyjść z baru i szukać w Lorne balu przebierańców, ale całe szczęście nikt jej na to nie pozwoli. Miała przy sobie Bev i rzecz jasna pozostałą dwójkę leśników, którzy choć wypili równie dużo, to raczej wyjaśnią Bertinelli, że takich atrakcji w miasteczku nie było.
W pierwszej sekundzie poczuła zaskoczenie zachowanie Strand, ale szybko zaśmiała się i objęła ją jednym ramieniem. Na trzeźwo nie uwierzyłaby w takie zachowanie, ale teraz nie było w tym niczego dziwnego. Wręcz przeciwnie, bo dodało im nowej energii wraz z kolejną falą śmiechu.
- Nie uciekaj. Wracaj. – Niech się nie odsuwa. Niech liże dalej (ha!). Na szczęście obie na te słowa zareagowały kolejną falą śmiechu, od której zrobiło się goręcej, a przynajmniej tak wydawało się Margo. Dobrze wiadomo, czemu zrobiło jej się ciepło.
- Z pewnością. – Nie znała Jen na tyle aby wiedzieć, że żadnej bury nie zrobi. Jednak w większości podobnych przypadków partnerka siedząca sama w domu z dzieckiem zazwyczaj zareagowałaby kłótnią na widok mocno pijanego partnera. – Nie zrobi ci bury? – Zdziwiła się. – Kręcisz. Na pewno zrobi. – Klepnęła ją w ramię ręką, którą wciąż obejmowała Strand. Nie mogła uwierzyć, że Jen był aż tak miła, chociaż tu już nie chodziło o bycie „miłym” a o utrzymanie w domu pewnej dyscypliny. – Z tych tutaj czy całego wieczoru? – Uniosła spojrzenie udając, że intensywnie liczy, ale tak naprawdę nie wiedziała, ile Beverly wypiła. Sama raczyła się winem i nie pilnowała swoich towarzyszy poza tym, że zachęcała ich do dalszego picia.
- Drogie panie, bo zaraz same wszystko wypijecie. – Lachlan pojawił się tuż obok zabierając resztę zamówionych przez Bertinelli shotów. Od razu poprowadził obie panie z powrotem do stolika, przy którym zaczęła się kolejna kolejka picia. Jak dobrze, że Margo wciąż miała swoje wino i szklankę z wodą, którą cały czas podbierała od Strand. – Pijemy i tańczymy. Mam dość stania. – Zarządził unosząc jeden z kieliszków. W tej kwestii Lachlan się nie mylił. Powinni trochę się poruszać, co i tak z zamieram wypicia jeszcze więcej na niewiele się już zda. Alkoholu było o wiele za dużo, o czym wszyscy przekonają się jutro rano.

Beverly Strand
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Pokręciła głową ze śmiechem, chociaż pierwsze dwie litery imion się zgadzały. Stan upojenia prowadził je do najbardziej dziwacznych tematów rozmów, jednak to wcale nie przerażało Beverly. Wiedziała już, że następnego dnia zmierzy się potwornym bólem głowy, pomimo siorbania wody z cytryną. Za późno zdecydowała się na wdrożenie tego rzekomo niezawodnego patentu na picie.
- A to nie jest etap wstępny? - dopytała, kojarząc sprawdzanie wieku jako czynność powiązaną raczej z niezobowiązującymi spotkaniami, niekoniecznie prowadzącymi do dłuższej znajomości. Zawsze też raczej wyglądała na swój wiek, przy czym jedynie przez kolejne dwa lata od osiągnięcia pełnoletności musiała świecić dokumentami przed zakupem alkoholu.
- Myślisz, że Helga przekona Lachlana?
To wcale nieoczywista sprawa. Na zostanie pełnoprawną Helgą, Margo musiałaby zmienić wiele innych szczegółów, poza samym imieniem. Jej włoskie nazwisko otwierało furtkę do posługiwania się tylko nim, co zepchnęłoby nowe, potężne miano na bok.
- Nie ma mowy, żebym pokazała się z tobą publicznie, w przebraniu jakiegoś skrzata - to byłoby zbyt wiele, chyba że Strand znalazłaby się pod wpływem grzybów, albo innych psychodelików, kompletnie zmieniających rzeczywistość. Co innego, gdyby Margo wcisnęła się w pełnoprawny kostium Oktoberfest barmanki, z falbaniastą koszulą i gorsetem. Krótkie portki i czapeczki z piórkiem były tak samo obciachowe jak szkockie kilty.
Jen się nie denerwowała. Przynajmniej nie tak, jak cała reszta ludzi, z którymi Bev miała kontakt. Zamiast złości okazywała smutek, co szybko skłaniało Strand do pogodzenia, o ile w ogóle dochodziło do kłótni. Rzadko kiedy generowały nieporozumienia, co Bev traktowała jako jeden z największych plusów tej relacji. Obie nie musiały się dzięki temu dodatkowo stresować, albo martwić po pracy, albo opiece nad Oliverem.
- Wszystko zależy od tego, jak nisko upadnę - sprecyzowała, raz jeszcze mierząc wzrokiem Bertinelli i jej oblaną alkoholem bluzkę. Kontrowała się przez większość czasów, co wypracowała głównie po studiach. Jako agentka rządowa musiała idealnie odczytywać ludzkie emocje, kłamstwa oraz inne szczegóły, bardzo przydatne podczas przesłuchiwania podejrzanych. Odkąd zakończyła pracę do rządu, wyłączyła tryb czuwania, który potrafił bardzo męczyć organizm, pracujący na najwyższych obrotach. Cóż z tego, że umiała nie spać przez dwie doby, skoro później ledwie funkcjonowała, ocierając się wielokrotnie o anemię? Szkoda zdrowia, nawet za cenę wyższego wynagrodzenia.
Pora wrócić do społeczeństwa, nawet, jeśli oznaczało to częstszego kaca.
- Ogólnie - podkreśliła, co trudne było do przeliczenia. Margo nie musiała śledzić wszystkich wypitych przez nią mieszanek. Obie dały się porwać zabawie, chociaż rozchodziło się tylko o rewanż za pomoc przy narwanym draniu w szpitalu.
Nie doczekała się odpowiedzi, gdyż Lachlan pozostawiony przy stoliku bardzo stęsknił się za towarzystwem. Nawet podrygiwanie do kolejnych kawałków puszczanych przez głośniki nie wytapiało z organizmu alkoholu, siejącego coraz większe spustoszenie w ciele Strand. Regularnie chodziła do łazienki i choć w pewnym momencie żołądek odmówił posłuszeństwa, organizm nie pozwalał na zwrócenie zawartości ani do toalety, ani nigdzie indziej. Dzięki temu, Bev w końcu doczekała się tak zwanego helikoptera we łbie, utrudniającego panowanie na językiem (!) i spowalniającego refleks.
- Muszę wypić więcej wody gazowanej - obwieściła w końcu, ciężko opadając na krzesło przy stoliku. Lachlan z Miriam wyszli przed lokal, jako, że ten pierwszy czekał na taksówkę, zataczając się wcale nie gorzej od samej Beverly. Nie miała nawet pewności czy Margo siedziała obok czy może ruszyła do łazienki, podobnie pokonana przez alkohol. Raczej nie… piła przecież tylko wino i zdawała się ogarniać wiele rzeczy na raz.
W takim stanie zdecydowanie nie powinna pokazywać się Jen.

Margo Bertinelli
chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Lachlan był za bardzo zachwycony samą Margo, żeby przejąć się jej zmianą imienia na Helgę. Jego zdaniem nie była przez to mniej atrakcyjna, co oznaczało, że źle dobrała osobę do badania. Gdyby faktycznie chciała sprawdzić, czy stworzona po pijaku teoria była prawdziwa, powinna pójść w miasto i podawać ludziom swoje fałszywe imię. Wtedy badania byłyby wiarygodne, o ile w ogóle doszłyby do skutku, bo przecież to wszystko było żartem, co jednak nie wykluczało, że Margo kiedyś się nie na to nie skusi.
Skusiła się za to na podebranie cytryny od barmana. Facet był zajęty a ona koniecznie natychmiast chciała przygotować Strand odpowiedni napój.
Alkohol był fascynujący. W jednej chwili człowiek tańczył, rozmawiał i dobrze się bawił a w drugiej jak za pstryknięciem placów odcinało go na dobre. To samo stało się z Beverly, która na moment straciła kontakt ze światem. Odzyskała go tuż po zajęciu miejsca na krześle. Margo to zauważyła. Widziała po oczach kobiety, kiedy jej świadomość wraca na swoje (i niezbyt naturalne przez alkohol) miejsce. To był poważny alert i definitywne zakończenie picia, co jednak nie oznaczało, że komukolwiek to odebrało dobry humor. Bertinelli nadal go miała, nawet z odpalonym trybem troski i opiekuńczej matki.
Nie usłyszała słów Bev, bo była w połowie drogi do stolika, ale dokładnie zrealizowała jej zamówienie.
- Wypij. Wycisnęłam do niej cytrynę. – Nadal czuła zapach owocu na palcach. Łatwiej było wrzucić plasterki do środka, ale do picia wygodniejszy i intensywniejszy był wyciśnięty sok. – Odcięło cię, wiesz? – Niektórzy byli świadomi, że nagle tracili kontakt ze światem a inni całkowicie zapominali co się działo. – Wypij do końca i wyjedziemy na zewnątrz. – Korzystając z tego, że siedziała obok zaczesała blond włosy za ucho, żeby te nie wpadły do szklanki. Beverly nawet nie zwracała na to uwagi, ale może lepiej żeby rano nie wstała skołowana nie wiedząc, czemu jej włosy pachniały cytryną. Chociaż lepsze to od dymu papierosowego.
Nie śpieszyła się, ale i tak podjęła próbę wstania z krzesła zanim Strand dokończyła pić. Nie mogła pochwalić się trzeźwością. Też sporo wypiła, ale na szczęście jeszcze jej nie odcięło i odrobinę lepiej panowała nad nogami.
- Poczekaj – pohamowała kobietę przed samodzielnym wstaniem z miejsca. Podeszła bliżej, złapała za rękę Strand i zawiesiła sobie przez ramię. – Wstajemy, Bella. – Wpadły na stolik, a potem prawie na drugi, ale wreszcie złapały pion, a raczej Margo udało się sztywniej stanąć na nogach. – Brawo. Jak za dziecka, pamiętasz? Opowiedz mi o swoich pierwszych krokach. – Prośba szalona, bo na pewno nikt tego nie pamiętał, ale w tej chwili Bertinelli nie analizowała sensu swych słów. Była zbyt mocno skupiona na celu, czyli dotarciu do drzwi. – Odstawię cię do domu – zaoferowała mając na myśli to, że zamówi taksówkę dla nich obu i najpierw odwiezie panią oficer, żeby mieć pewność, że ta trafiła pod dobre drzwi.
Oparła towarzyszkę o zewnętrzną ścianę baru i stanęła blisko w razie gdyby okazało się, że musiała ją łapać. Popatrzyła na boki nie dostrzegając żadnej taksówki ani Miriam. Może Lachlan zabrał ją za sobą albo kierowca uznał, że nie weźmie tego pijaka, bo nie będzie się nim zajmować? Cokolwiek się stało Margo musiała poradzić sobie sama.
Sięgnęła do kieszeni i dopiero wtedy do Beverly dotarło co się działo. Natychmiast obwieściła swój sprzeciw, bo nie chciała w tym stanie wracać do domu.
- Claro. – Schowała telefon, wzięła dwa głębokie wdechy, od których niestety nie wytrzeźwiała i znów rozejrzała się dookoła. Zatrzymała wzrok na pobliskim małym sklepiku, z którego o tej porze ludzie głównie kupowali alkohol. Australijka Żabka (na pewno mieli coś podobnego) nadawała się prawie idealnie. – Jesteś gotowa na kolejne pierwsze kroki? – znów podparła na sobie Beverly. – Pójdziemy do sklepu. Kupimy elektrolity i coś do jedzenia. – Misja życia. Miały do przejścia niecałe trzydzieści metrów a wydawało się to dłużyć bez końca. Nogi się plątały, machało nimi na boki, a kiedy już przeszły przez ulicę.. zostało jeszcze sporo drogi. Na miejscu Margo usadowiła towarzyszkę na parapecie sklepu. Szybciej będzie jak sama wejdzie do środka i kupi wszystko co potrzebne. Elektrolity i coś do jedzenia (dużo tłustego i trochę słodkiego do pobicia cukru).
Gdzieś tam, z tyłu pijanej głowy, pojawiła się obawa, że nie ogarnie Beverly tak szybko jakby tamta chciała. Na pewno nie w godzinę albo półtorej. Najlepiej byłoby (po zjedzeniu) po prostu to przespać, ale Strand jeszcze nie chciała wracać do domu.

Beverly Strand
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Szczerze mówiąc, nie bardzo wiedziała, co dzieje się dookoła. Miała wrażenie, że poruszała się w ślimaczym tempie i nim zdążyła obrócić głowę, działo się wiele rzeczy na raz. Była kiedyś w podobnym stanie, jeszcze za czasów studiów. Zwykle unikała dużych dawek alkoholu, głównie ze względu na rodziców, mających uczulenie na pijaństwo. Bev nigdy nie widziała swojego ojca podpitego, nie wspominając już o matce. Oboje wydawali się wręcz idealni, jakby od małego trzymano ich pod kloszem. Może tak właśnie było? Więcej dowiedziałaby się od swoich babć i dziadków przy czym jedyny, pozostały przy życiu senior, mieszkał w Norwegii i był niemalże kompletnie głuchy.
Prawie rzuciła się na szklankę z wodą, udekorowaną cytryną. Smakowała o wiele lepiej, niż tamte poprzednie drinki, podrażniające żołądek. Świadomie skatowała swoje wnętrzności i właśnie ponosiła za to karę. Ważne, aby w trakcie pokuty nie zrobić czegoś podobnie głupiego, za co później cholernie by się wstydziła.
- Kurde - skomentowała dobitnie wiadomość o odcięciu, machnąwszy na bok głową, wraz z zaciśniętymi oczami. - Nie mogę zamykać oczu. Co za… nie zasnę dziś.
Starała się mówić krótkimi zdaniami, aby czasami nie mielić językiem w ten słynnie bełkotliwy sposób, przypominający język ulicznych trolli. Jeszcze tego brakowało, aby wróciła do żony w nowym wydaniu menelicy nieznającej umiaru.
Znów skupiła się na pochłanianiu przyjemnie zimnej, cytrynowej wody gazowanej. Gdy już wypiła całość, sięgnęła pokrętnie po kawałek cytryny, który również obgryzła, zostawiając jedynie skórkę na dnie szklanki. Zapytała w międzyczasie, gdzie podziała się Miriam i Lachlan, otrzymując od Margo oczywistą odpowiedź. Już fakty jej się mieszały, co za paskudny stan! Za cholerę też nie wiedziała co odpowiedzieć na zaczepne pytanie o pierwszych krokach, dlatego mamrocząc pod nosem coś o skołowaniu kolejnej porcji wody, wrzuciła do barowego słoika na napiwki dwadzieścia dolców. Może i słaniała się na nogach, ale była wystarczająco świadoma, aby docenić pracę ludzi, użerających się z podobnymi widokami na porządku dziennym. Zawsze mogło być gorzej, prawda? Całe szczęście obeszło się bez wymiotowania czy intensywnego plucia śliną, zwiastującego pawia.
Powiew nieco bardziej rześkiego powietrza przyjemnie połaskotał jej twarz, skłaniając do poświęcenia kilku chwil w całości na oddychanie. Karmiła płuca nadmorskim wiaterkiem i próbowała uspokoić kołysanie w głowie, co wcale nie było takie łatwe. Być może zrobiłoby jej się lepiej, gdyby po prostu zwróciła zawartość żołądka, ale obiecała sobie, że nie będzie tego robić przy Bertinelli. Później pamiętałaby tę sytuację do końca życia, a jednak nie chciała jej się pokazać od tej strony. Była dzielna, wytrzymała i przejdzie przez to piekło, choćby miała zdychać następnego dnia.
Cóż, gdyby ostatecznie wylądowała w taksówce, pewnie kazałaby się zawieść do hotelu, albo przenocowałaby we własnym ogrodzie, byle tylko nie pokazywać się Jen na oczy. Nie chciała jej tego robić, szczególnie ze względu na jej zbyt łagodne podejście do pewnych kwestii. Niecodzienne, a jednak, to wystarczyło, aby Bev zapragnęła się ogarnąć, albo przynajmniej jakoś przetrwać do rana. Jeśli w międzyczasie zaśnie przed zneutralizowaniem skutków libacji, będzie tylko gorzej dnia następnego.
- To jusz nie bedo piersze - wymamrotała, czując, jak Margo znów zawiesza sobie jej ramię na barku. - Mhm.
Pokiwała głową, zgadzając się na wypicie elektrolitów oraz zjedzenie czegoś. To pewnie brak pochłaniania jedzenia tak ją załatwił, poza samym alkoholem.
Pozwoliła się odstawić na parapet, chociaż wolałaby wejść do środka. Przypominając sobie o pozytywnym wpływie spalania kalorii na proces trzeźwienia, zaczęła machać rękoma i nogami, co by trochę tych rzeczonych kalorii spalić. Przy okazji głęboko wierzyła w przejrzystość umysłu Margo, wyruszającej na wielką wyprawę po zakupy.
Nie miała pojęcia, jak wiele czasu minęło, gdy Włoszka ponownie pojawiła się w polu widzenia.
- Masz dla mnie loda? - wypowiedziała już nieco sprawniej, wraz z uniesieniem brwi. Lody to dobre źródło cukru, a jeśli chodzi o coś tłustego… mogła je zagryźć hot dogiem, albo czymś równie "zdrowym", skołowanym na szybko.
- I jak się czujesz, trochę lepiej?
Mogła być pijana, ale nie uchodziła za ignorantkę. Jeśli Margo będzie potrzebowała pomocy, błyskawicznie jej udzieli, bez większej zwłoki.

Margo Bertinelli
chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Wyjątkowe zamówienie dla wyjątkowej donna. – Tymi słowami potwierdziła zakup lodów i również usiadła na parapecie. Przy głębszym wdechu poczuła, że coś poszło nie tak. Dopadło ją dziwne poczucie, że przez ostatnie minuty wcale nie oddychała, co potwierdziło kiepski stan umysłu i świadomości w alkoholowej fazie. – Na pewno nie wolisz zwymiotować? – Upewniła się, bo choć to jedna z wielu dobrych metod, to przecież nie będzie na siłę wkładać palców do gardła Beverly. Mogłaby je włożyć gdzie indziej, ale była zbyt pijana, żeby teraz o tym myśleć.
Rozpakowała loda i podała go Strand. Wolała pomagać jej w prostych czynnościach niż patrzeć jak lód spada na brudny chodnik, a potem śmiać się z tego, jak z najgłupszego żartu na świecie. Otworzyła też butelkę z elektrolitami i postawiła między nimi wraz z jednym z hot dogów. Drugiego kupiła sobie i postanowiła od razu zjeść, bo jeżeli o siebie nie zadba to rana skończy w podobnym stanie co towarzyszka.
- Ja? Bambina jesteś urocza, że się przejmujesz, ale patrz na siebie. – Jakby tego było mało dosłownie palcem pokazała góra-dół na Strand. – Jestem zła, że cię nie dopilnowałam. Mogłam nie trzymać strony Lachlana, kiedy namawiał cię na kolejne shoty. – Nie mówiąc już o tych zakupionych przy barze, które dosłownie wcisnęła Beverly podczas prywatnej krótkiej rozmowy. – Teraz się tobą zajmę, więc wcinaj. – Przypomniała kobiecie o lodzie, bo być może w trakcie całego wywodu o nim zapomniała. W tym stanie miała do tego prawo.
Nie zważając na nic Bertinelli oparła się o okno sklepu czując powoli, że mięśnie domagają się odpoczynku. Trzeba przyznać, że dzisiaj wszyscy poszaleli z tańcami, więc nie było co się dziwić. Na domiar złego alkohol wcale nie pomagał w regeneracji, więc można się spodziewać, że całkowite dojście do siebie zajmie im dwa dni. Najpierw wyparuje alkohol, a potem organizm będzie wracał do siebie.
- Kiedy ostatni raz tak mocno się upiłaś? – zapytała zapominając, że przecież Strand była w słabym stanie i być może wcale jej nie odpowie. Tylko, że nikt się tym teraz nie przejmował. Każdy kto widział rozmowę dwóch pijanych osób wiedział, że ta nigdy nie była spójna i często nie miała sensu. – Ja po rozwodzie zaszalałam ze znajomymi. Wynajęli mi jacht i w pewnym momencie leżałam na pokładzie gapiąc się na szklankę z wodą. Byłam absolutnie pewna, że nurkuje w morzu. Mówiłam wszystkim, żeby nie podchodzili, bo odstraszają ryby. – Zaśmiała się w trakcie dostrzegając, że Bev zjadła loda, więc od razu do jej rąk wcisnęła butelkę z elektrolitami aby w następnej kolejności podać hot-doga. Skoro nie chciała zwymiotować to niech wprawia metabolizm w ruch albo zje tyle aż żołądek nie wytrzyma i uzna, że pitoli taką imprezę oddając zawartość matce ziemi.

Beverly Strand
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Zdecydowanie pokręciła głową, bo to właśnie wzmianka o wymiotowaniu dotarła do niej w pierwszej kolejności. Cały proces trwałby dłużej niż trzeba, gdyż organizm Strand zawsze bronił się przed tak drastycznym opróżnianiem żołądka. Chyba, że zostałby naprawdę mocno podrażniony, czego Bev wolała jednak unikać.
- Zapłaciłyśmy za to - dodała, bo przecież nie będzie wymiotować czymś co było dosyć drogie! Tak, wolała zamiast tego cierpieć, bo to właśnie była jej pokuta za alkoholową łapczywość. Być może następnym razem się zastanowi nieco bardziej, albo lekko przystopuje, bez zwracania uwagi na resztę towarzystwa, namawiającego do przekraczania granic. Nie w tym temacie.
Od razu skupiła swoją uwagę na rozpakowanym lodzie, wstrzymując się ze zbyt gwałtownymi ruchami. Nie chciała przecież, aby przysmak nagle wypadł jej z rąk i rozpłaszczył się na chodniku, dlatego ostrożnie ugryzła kawałek polewy złożonej z białej czekolady i orzechów. W ślimaczym tempie gryzła kolejne małe porcje, słysząc w uszach kołatanie własnego serca. Wypiła naprawdę sporo.
- Grazie - mruknęła w rodowitym języku Margo, bo przynajmniej tyle umiała. Dziękuję, proszę, dzień dobry i do widzenia. Tyle by chyba wystarczyło, aby zaskarbić sobie przynajmniej odrobinę sympatii Włochów, a przynajmniej z takiego wychodziła założenia, jako mieszkanka anglojęzycznej Australii.
Znów pokręciła głową, tym razem w ramach protestu względem złości Margo na samą siebie.
- Nie mów tak. Mam swój rozum. A przynajmniej powinnam mieć, bo… - zrobiła sobie krótką przerwę na zaczerpnięcie chłodnego powietrza. - pieprzony alkohol uderza z opóźnieniem.
Mimo wszystko, było jej niezmiernie miło, że Bertinelli chciała się nią zająć. Ten konkretny przebłysk szybko trafił do skonfundowanego mózgu, przeżywającego trudne chwile.
- Doceniam - dodała jeszcze, wraz z niedbałym klepnięciem Margo w udo. Chciała to zrobić trochę delikatniej, ale wyszło jak wyszło, bo była pijana. Oby szanowna pani doktor jej później nie znielubiła za tak dziwaczne podrygi.
Przez cały ten czas sukcesywnie pochłaniała loda, gubiąc jedynie małą część polewy, która odbiwszy się od spodni wylądowała na chodniku, szybko topniejąc.
Próbowała sobie wyobrazić opisaną sytuację z jachtem, ale wyszło to dosyć marnie. Nie miała pojęcia, o co chodziło z tą szklanką i rybami, dlatego jedynie kiwnęła głową, rzucając krótkie „Nieźle”. Po chwili sama zebrała nieco sił, aby wreszcie odpowiedzieć na pytanie.
- Nie pamiętam - przyznała, z niedowierzaniem kręcąc głową, na co szybko się skrzywiła. Te pieprzone odruchy... - Na studenckiej integracji?
Było to całe wieki temu.
- Nawet po narodzinach Olivera nie przesadziłam tak bardzo, jak dziś..
Na ślubie również. Chciała wtedy być obecna, bez zataczania się i innych przypałów, które nadrabiali pozostali goście.
Po pochłonięciu loda, odłożyła na bok patyczek. Wzięła też porządny łyk izotonika, dopiero, gdy Margo naprowadziła jej przedramię nieco bliżej ust, za co znów była jej niezmiernie wdzięczna.
Spojrzała na hot doga, którego już trzymała w dłoni, chociaż nie miała pojęcia, jak w ogóle się tam znalazł. Musiała przegapić ten moment. Powoli ugryzła klasyczną wersję fast fooda, znów zamieniając się w przeżuwającego potrawy dziadka ze sztuczną szczęką.
- Myślisz, sze mogłabym dostadź od tego zafału? - zapytała całkiem spokojnie, chociaż poważnie bała się o taką ewentualność. Ilekroć dopadała ją jakaś choroba, albo inne cholerstwo, związane ze zmęczeniem, od razu zakładała najczarniejsze scenariusze. Nagły zgon, zatrzymanie akcji serca, kompletne zejście z tego świata i tak dalej. Zabawne, że tak krucho oceniała własny organizm, kiedy na świecie żyli dosłowni masochiści, wyniszczający swoje ciała przez alkohol, narkotyki i inne gówna. Mimo tego, wciąż jakoś żyli, więc może Strand nie powinna wcale być taka delikatna w kwestii lekkich odchyleń od normy? Homo sapiens to wbrew pozorom całkiem twarde skurczybyki.

Margo Bertinelli
ODPOWIEDZ