about
have you had love for me boy? have you only love for the blue sky?
1.
Było bardzo późno … bądź wyjątkowo wcześnie? Gdy podniosła głowę, zauważyła, że nocne latarnie przestały już świecić, jako że było wystarczająco widno, by dla przechodniów stały się bezużyteczne. Miała wrażenie, że minęło zaledwie kilka, bądź kilkanaście minut, od kiedy pojawiła się tam z wielką torbą, zapełnioną ubraniami oraz najważniejszymi pamiątkami, jakie posiadała. Rozejrzała się dookoła, by ocenić, jak bardzo lokal opustoszał i ze zdziwieniem stwierdziła, że oprócz niej są tam zaledwie dwie, czy też trzy osoby, które już dawno przestały prowadzić jakkolwiek żywe dyskusje; obecnie sztucznie przedłużały sobie wieczór, nie chcąc wracać do domu oraz życiowych obowiązków. Hej, oni przynajmniej mieli coś, co mogli nazwać domem.
Podobne słowa Bron wypowiedziała na głos, dopiero po chwili orientując się, że to zrobiła — zupełnym przypadkiem. Zarumieniła się lekko, chociaż alkohol, który szumiał w jej głowie, zdecydowanie dodawał odwagi. Nie spożywała go zbyt często i też nie potrzebowała zbyt wiele; na całe szczęście, biorąc pod uwagę obecny status finansowy. Parsknęła lekko pod nosem. Za każdym razem, kiedy myślała, że nauczyła się już na starych błędach, coś popychało ją w kierunku kolejnych, wywodzących się z naiwności potknięć.
Czy miłość — bądź też głupie zauroczenie — była usprawiedliwieniem? Bronwyn miała tendencje do dość szybkiego angażowania się w sferze emocjonalnej; co oczywiście prowadziło do wielu rozczarowań. Wcześniej jednak traciła jedynie w aspektach psychicznych, a teraz, oprócz kawałków złamanego serca, zabrano jej również pieniądze, którymi miała zapłacić mieszkanie. To znaczy, on miał to zrobić, a że sytuacja nigdy nie doszła do skutku … dowiedziała się dopiero dzień wcześniej, gdy natrafiła na leżącą pod drzwiami torbę oraz pozmieniane zamki. Nie było to coś, czego mogłaby się spodziewać — dlatego teraz siedziała w barze, bez absolutnie żadnego planu. I przerażała ją wizja tego, że niebawem powinien się zamknąć.
Gabe Flemming
Było bardzo późno … bądź wyjątkowo wcześnie? Gdy podniosła głowę, zauważyła, że nocne latarnie przestały już świecić, jako że było wystarczająco widno, by dla przechodniów stały się bezużyteczne. Miała wrażenie, że minęło zaledwie kilka, bądź kilkanaście minut, od kiedy pojawiła się tam z wielką torbą, zapełnioną ubraniami oraz najważniejszymi pamiątkami, jakie posiadała. Rozejrzała się dookoła, by ocenić, jak bardzo lokal opustoszał i ze zdziwieniem stwierdziła, że oprócz niej są tam zaledwie dwie, czy też trzy osoby, które już dawno przestały prowadzić jakkolwiek żywe dyskusje; obecnie sztucznie przedłużały sobie wieczór, nie chcąc wracać do domu oraz życiowych obowiązków. Hej, oni przynajmniej mieli coś, co mogli nazwać domem.
Podobne słowa Bron wypowiedziała na głos, dopiero po chwili orientując się, że to zrobiła — zupełnym przypadkiem. Zarumieniła się lekko, chociaż alkohol, który szumiał w jej głowie, zdecydowanie dodawał odwagi. Nie spożywała go zbyt często i też nie potrzebowała zbyt wiele; na całe szczęście, biorąc pod uwagę obecny status finansowy. Parsknęła lekko pod nosem. Za każdym razem, kiedy myślała, że nauczyła się już na starych błędach, coś popychało ją w kierunku kolejnych, wywodzących się z naiwności potknięć.
Czy miłość — bądź też głupie zauroczenie — była usprawiedliwieniem? Bronwyn miała tendencje do dość szybkiego angażowania się w sferze emocjonalnej; co oczywiście prowadziło do wielu rozczarowań. Wcześniej jednak traciła jedynie w aspektach psychicznych, a teraz, oprócz kawałków złamanego serca, zabrano jej również pieniądze, którymi miała zapłacić mieszkanie. To znaczy, on miał to zrobić, a że sytuacja nigdy nie doszła do skutku … dowiedziała się dopiero dzień wcześniej, gdy natrafiła na leżącą pod drzwiami torbę oraz pozmieniane zamki. Nie było to coś, czego mogłaby się spodziewać — dlatego teraz siedziała w barze, bez absolutnie żadnego planu. I przerażała ją wizja tego, że niebawem powinien się zamknąć.
Gabe Flemming
about
Rządzi w Surf Shopie i uczy surfowania, a prywatnie mega się pogubił i nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał się odnaleźć.
020.
a hard day's night
{outfit}
Nie spodziewał się trafić na nikogo znajomego, tym bardziej, że godzina była już wyjątkowo późna. Nie spodziewał się także wpaść na kogoś, z kim kiedyś łączyła go wspólna historia, więc kiedy przekroczył próg baru, a jego spojrzenie powędrowało od stojącej przy stołku walizki do jej właścicielki, mina nieco mu zrzedła. Nie dlatego, że nie cieszył się na jej widok, a raczej przez to, iż miał świadomość, że ona nie ucieszy się widząc jego. Zamiast się wycofać – a przecież mógł jeszcze, skoro go nie widziała! – podszedł bliżej i zajął miejsce tuż obok. - Strasznie dziwne towarzystwo sobie dzisiaj zorganizowałaś - zauważył i skinął lekko głową w stronę tej gigantycznej torby, która zajmowała miejsce obok. Tak, w ten niekoniecznie dyskretny sposób próbował dowiedzieć się, co się stało. Nie wyglądała dobrze, a on, choć pewnie nie miał ku temu prawa, nadal się o nią troszczył. Chciał wiedzieć, jeśli coś nie grało, aby w razie czego móc zaoferować jej pomoc.
about
have you had love for me boy? have you only love for the blue sky?
Ona również nie spodziewała się zobaczyć tam nikogo znajomego — nie tego dnia i nie o takiej godzinie. Myślała o tym jednak niewiele, kierując swoje kroki ku neonowemu szyldowi Moonlight. Właściwie nie myślała o niczym innym, tylko o porządnym drinku bądź piwie; w zależności od tego, ile gotówki byłaby w stanie znaleźć w kieszeni cieniutkiej kurtki, luźno zawieszonej na ramionach. Odpowiedź na to pytanie była prosta: niewiele. Słaba głowa ewidentnie ją w tym momencie ratowała; jak również barman, któremu prawdopodobnie było jej nieco żal. Raz za razem dopełniał szklankę, która już od dawna powinna stać pusta. Całkiem możliwe, że Bro od pewnego czasu czuła tam jedynie alkohol, rozrzedzony jedynie przez wodę pozostałą ze stopniałego lodu.
McInerney usłyszała co prawda dźwięk zamykających się po czyimś przybyciu drzwi, ale nie traciła energii, by sprawdzić, kto pojawił się w środku. Zamiast tego podniosła szkło, by nasycić się ostatnim łykiem napoju, po czym, z lekką rezygnacją, odstawiła je z powrotem na blat. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że nowa osoba postanowi się do niej przysiąść; a tym bardziej że będzie to ktoś, kogo poznała dość dobrze. Lub nawet bardzo dobrze — przynajmniej w sferach fizycznych. Odwróciła się powoli w stronę Gabe’a, będąc pewna, że serce poszybowało jej niemalże do gardła. Odchrząknęła, zanim spróbowała cokolwiek powiedzieć; była jednak przekonana, że ton głosu, tak czy inaczej, zdradzi jej rozpacz. — Och, tak, to … moje rzeczy — powiedziała z lekkim zdenerwowaniem. Dlaczego nie potrafiła wykrzesać z siebie bardziej elokwentnej odpowiedzi? — Miałam dzisiaj dużo na głowie — rzuciła, co najmniej jakby miało to wytłumaczyć, dlaczego właściwie znajdowała się w takiej sytuacji. Dużo na głowie raczej nie wymagało zabierania z sobą całego dobytku. Niezależnie od stopnia komplikacji.
Gabe Flemming
McInerney usłyszała co prawda dźwięk zamykających się po czyimś przybyciu drzwi, ale nie traciła energii, by sprawdzić, kto pojawił się w środku. Zamiast tego podniosła szkło, by nasycić się ostatnim łykiem napoju, po czym, z lekką rezygnacją, odstawiła je z powrotem na blat. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że nowa osoba postanowi się do niej przysiąść; a tym bardziej że będzie to ktoś, kogo poznała dość dobrze. Lub nawet bardzo dobrze — przynajmniej w sferach fizycznych. Odwróciła się powoli w stronę Gabe’a, będąc pewna, że serce poszybowało jej niemalże do gardła. Odchrząknęła, zanim spróbowała cokolwiek powiedzieć; była jednak przekonana, że ton głosu, tak czy inaczej, zdradzi jej rozpacz. — Och, tak, to … moje rzeczy — powiedziała z lekkim zdenerwowaniem. Dlaczego nie potrafiła wykrzesać z siebie bardziej elokwentnej odpowiedzi? — Miałam dzisiaj dużo na głowie — rzuciła, co najmniej jakby miało to wytłumaczyć, dlaczego właściwie znajdowała się w takiej sytuacji. Dużo na głowie raczej nie wymagało zabierania z sobą całego dobytku. Niezależnie od stopnia komplikacji.
Gabe Flemming
about
Rządzi w Surf Shopie i uczy surfowania, a prywatnie mega się pogubił i nic nie wskazuje na to, żeby prędko miał się odnaleźć.
Zdawać by się mogło, że z komplikacjami był dostatecznie oswojony, odkąd kilka miesięcy temu na własne życzenie wprowadził do swojego życia zamęt, a jednak obecnie za wszelką cenę od nich stronił. Chciał choć przez chwilę odetchnąć i nie skupiać się na tym, co było w jego życiu złe, a obecnie miał wrażenie, że wreszcie udawało mu się wyjść na prostą. Od czasu, kiedy wszystko spieprzył – od czasu rozwodu minęło już kilka miesięcy – kilka długich, żmudnych miesięcy, w trakcie których Flemming zwyczajnie nie był sobą. Zachowywał się niczym przysłowiowa kupka nieszczęścia, a wszystko przez to, iż nie umiał zaakceptować konsekwencji, które sprowadziły na niego jego własne, błędne decyzje. Dopiero niedawno pojął, iż od tego nie było już odwrotu, a niezależnie od tego, jak bardzo mogło mu się to nie podobać, musiał dojrzale stawić temu czoła. Musiał zaakceptować, że sporo zmieniło się, ponieważ on to wszystko spieprzył.
Spotkanie z Bronwyn nie było czymś, o czym zawzięcie marzył. Choć w ciągu tamtych kilku miesięcy, kiedy pozwolił sobie na zbliżenie się do niej, stała się dla niego kimś ważnym, była również czymś, co obecnie przypominało mu o jego własnej głupocie. Przypominała mu o tym, jak zrujnował nie tylko życie swoje i swojej żony, ale najpewniej również jej – tego nadal nie umiał sobie wybaczyć. - Wyjeżdżasz gdzieś? Wracasz? - zapytał, choć jakiś cichy głosik z tyłu głowy podpowiadał mu, że był daleko prawdy. Zresztą, czy w ogóle był upoważniony, by zadawać jej podobne pytania? Nie wiedział, a w pewnym sensie nie chciał też jej się narzucać, ale nie potrafił przejść obok tego obojętnie. Wyglądała tak, jakby potrzebowała się wygadać, a on, choć był prawdopodobnie ostatnią osobą, przed którą mogłaby chcieć się odsłonić, zdecydował się przysiąść obok. W pewnym sensie pomogła mu wcześniej, więc może on mógł pomóc jej teraz?
Spotkanie z Bronwyn nie było czymś, o czym zawzięcie marzył. Choć w ciągu tamtych kilku miesięcy, kiedy pozwolił sobie na zbliżenie się do niej, stała się dla niego kimś ważnym, była również czymś, co obecnie przypominało mu o jego własnej głupocie. Przypominała mu o tym, jak zrujnował nie tylko życie swoje i swojej żony, ale najpewniej również jej – tego nadal nie umiał sobie wybaczyć. - Wyjeżdżasz gdzieś? Wracasz? - zapytał, choć jakiś cichy głosik z tyłu głowy podpowiadał mu, że był daleko prawdy. Zresztą, czy w ogóle był upoważniony, by zadawać jej podobne pytania? Nie wiedział, a w pewnym sensie nie chciał też jej się narzucać, ale nie potrafił przejść obok tego obojętnie. Wyglądała tak, jakby potrzebowała się wygadać, a on, choć był prawdopodobnie ostatnią osobą, przed którą mogłaby chcieć się odsłonić, zdecydował się przysiąść obok. W pewnym sensie pomogła mu wcześniej, więc może on mógł pomóc jej teraz?