redaktor naczelna — lorne bay
33 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001.

Są dwie rzeczy, których Jolene w życiu nigdy nie śmiałaby odmówić; pacierza oraz alkoholu.
Znudzona Lorne Bay wyczekiwała pojawienia się Grahama, któremu udało się znaleźć trochę czasu dla swojej ulubionej pani redaktor, a przynajmniej tak twierdziła sama Beardsley. Prawda była taka, że Graham musiał znajdować w sobie chociaż gram sympatii do brunetki, bo była taką osobą, wokół której ciężko było sie poruszać, jeżeli faktycznie nie postanowiło się obdarzyć jej przyjaźnią. To nie tak, że ona się nie starała - po prostu lubiła okazywać wsparcie w specyficzny dla siebie sposób.
Na przykład nigdy nie była dobra w podnoszących na duchu przemowach, których nie powstydziłby się nawet sam Kapitan Ameryka, ale stawała na wysokości zadania, jeżeli chodziło o zwyczajną obecność, która czasem mówiła więcej niż najpiękniej uformowane słowa. Sama zawsze twierdziła, że była bardziej człowiekiem czynu, a nie słowa mówionego. Dlatego upewniała się, że Graham miał odpowiednią porcję kontaktu ze światem dorosłych nim na dobre zapuści korzenie wśród rdzennej ludności, w towarzystwie dziecka swoich przyjaciół. Niektórzy pewnie pomyśleliby, że to niesamowite z jego strony, podporządkować swoje życie drugiej istocie, z którą przecież nie miało się żadnego połączenia. Jolene uważała, że było to niesamowicie niesprawiedliwe - przecież przeżył już swoją tragedię, nie potrzebny był mu pasażer na gapę, który wywrócił jego życie do góry nogami. No, ale cóż, Jo przywykła już do tego, że nie do końca rozumie pobudki kierujące ludźmi, którzy chcieli zakładać rodziny. Jej nieśpieszno było do nieprzespanych z powodu kolek nocy (może zwyczajnie od dawna wiedziała, że będzie z niej raczej marna matka).
W każdym razie dzisiaj nie miało być mowy o pieluchach, braku snu i sztucznym mleku. Dzisiaj jedyna butelka, jaką miał się interesować to butelka - a właściwie butelki, chcąc być dokładniejszym - stojące na stoliku w salonie. Siedziała na balkonie, kiedy zauważyła nadjeżdżające, znajome auto, a później rozległ się dzwonek do drzwi. Zamiast uścisku dłoni, szybkiego przytulenia otrzymał przelotnego całusa w policzek i szklankę wypełniona alkoholem. - Nie mam zamiaru marnować ani twojego, ani mojego czasu - zawyrokowała. Nie był tu pierwszy raz, więc wierzyła, że wiedział gdzie i jak ma się rozgościć. - Zaczęłam bez ciebie i nie będę przepraszać, zakładam, że już zdążyłeś mi to wybaczyć - rzuciła zadowolona sięgając po lampkę swojego ulubionego czerwonego wina.

Graham Flanagan
powitalny kokos
lenny
brak multikont
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
005.

let's have another round tonight
{outfit}
Jeśli musieli już koniecznie czepiać się szczegółów, warto zaznaczyć, że Graham także nie był osobą, którą określić można mianem promiennego słoneczka. Miał swoje dziwactwa oraz przyzwyczajenia niezrozumiałe dla osób z zewnątrz, a jednak w ciągu niespełna czterdziestoletniego życia udało mu się trafić na osoby, których nie odstraszył własną osobowością. Może nie było mu aż tak blisko do rasowego buca, a jednak w momencie, w którym jego żona zginęła, wszystko znacznie bardziej się skomplikowało, a on stał się mocniej zamknięty, niż był do tamtej pory. Odrobinę odciął się od bliskich – a wszystko przez to, że przez cały czas próbowali zadawać mu pytania, które może i wynikały z troski, a jednak dla niego były niekomfortowe. Bywało jednak, że w jego towarzystwie znajdowały się osoby, które podchodziły do sprawy tak, jak podchodził do niej on. Osoby, które nie zadawały mu zbędnych pytań, tylko wspierały banałami właśnie wtedy, kiedy potrzebował ich najmocniej. Jedną z tych osób była właśnie Jolene, która, jakoś tak wyszło, że zawsze była obok i skłonna była upić się z nim niemalże do nieprzytomności, aby w ten sposób zapomnieć o troskach. Choć warto wspomnieć, że Graham wcale nie był facetem, który dzień w dzień uciekał do kieliszka, to jednak chcąc poradzić sobie z trudami życia codziennego, czasami po prostu potrzebował się zresetować, a brunetka właśnie to mu umożliwiała – a także pełną swobodę oraz zapewnienie, że nikt nie będzie go oceniał.
Wiedząc, że później będą mogli tego potrzebować, naprędce wstąpił do jednego z lokalnych barów z szybką obsługą, aby tam kupić im coś ciepłego do jedzenia. Sam niewiele gotował, choć lubił to robić. Odkąd został sam, nie widział ku temu powodów, a teraz, kiedy na jego barkach spoczęła opieka nad dzieckiem przyjaciół, zwyczajnie nie miał na to czasu. Wydawać by się mogło, że podobnie będzie z wizytami u znajomych, a jednak do Jolene udało mu się zajrzeć. Najwyraźniej potrzebował choć na chwilę wyrwać się ze swojego codziennego zamieszania. - To zależy. Jak dużo mam do nadrobienia? - zapytał przekornie, spoglądając w międzyczasie na Jolene. Na jego ustach mimowolnie wymalował się uśmiech. - Ciężki dzień w pracy? - zapytał, kierując się w stronę kanapy, na której chwilę później się rozsiadł. Nie wahał się z pociągnięciem łyka alkoholu, już chwilę później czując, jak przyjemnie rozgrzał jego przełyk. Potrzebował tego – potrzebował na chwilę zapomnieć o własnych obowiązkach, ponieważ ostatnio bezustannie czuł na karku ich oddech. A to, jak łatwo się domyślić, wcale nie było fajne.

redaktor naczelna — lorne bay
33 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie wszyscy potrzebują długich niczym monolog Skryby zapewnień, że wszystko będzie dobrze, że czas leczy rany a na nich samych - pocieszycieli amatorów - można zawsze liczyć. Zdaniem Jolene przede wszystkim rany należało zdezynfekować najpierw, zanim podejdzie się do procesu ich leczenia. A poza tym wiedziała, jak wielką moc ma słowo, nie chciała więc rzucać ich na wiatr, ryzykując, że w swoim braku doświadczenia okaleczy go jeszcze bardziej niż jest to konieczne. Przecież od bycia duchowym mentorem przez proces żałoby był psycholog, prawda? Nie ona - osoba z ciętym językiem, której nie nauczono radzenia sobie z delikatnymi sprawami.
Poza tym i ona potrzebowała rozluźnienia - wraz z wyższym stanowiskiem, kiedy w końcu udało jej się dojść do momentu, w którym zarządzała całym cyrkiem, przyszło też dużo więcej odpowiedzialności i stresu, który na co dzień nie wzruszał kamienną twarzą Jolene, odkładał się w mięśniach, usztywniając kark, spinając ramiona. I najlepszym sposobem na ich rozluźnienie była właśnie lampka wina, dobra kilka[strike]naście[/strike] lampek wina w odpowiednim towarzystwie. Całe szczęście, że miała Graham, ponieważ picie w samotności mogło być uznane za problematyczne i pierwszy sygnał narastającego problemu. Na szczęście miała towarzystwo i to takie, w którym czuła się swobodnie - może nawet za swobodnie? Przejęła od niego zapakowane ciepłe jedzenie. Ona sama zadbała o przekąski od pospolitych czipsów przez sery i inne tego typu przysmaki, które - podobno - były popularne wśród dorosłych. Chociaż dobrze wiedziała, że skończą siedząc na podłodze, wybierając najmniejsze okruszki czipsów, bo nagle to jest najlepsze co mogłoby ich w życiu spotkać. - Jakieś pół butelki wina? Dopiero co otworzyłam - bo co to jest pół butelki? Zaledwie dwie lampki albo jedna duża w zależności od pojemności właśnie. - Tak i dlatego bardzo mnie cieszy, że przyniosłeś jedzenie - odkrzyknęła z kuchni, kiedy wypakowywała je z kartonów przygotowanych przez restaurację. Przecież nie można było upijać się na pusty żołądek, prawda? Wróciła do salonu z jedzeniem, które również ustawiła na stoliku przed nimi po czym zajęła miejsce na kanapie obok, od razu sięgając po talerz. - Czasem pytam samą siebie po co było mi się pchać na stanowisko naczelnej? Mogłam do końca życia dłubać w twoich tekstach i miałabym o kilka siwych włosów mniej - oczywiście było to narzekanie dla samego narzekania. Jolene odwalała kawał dobrej roboty i trzymała The Cairs Post za, kolokwialnie mówiąc, pysk, żeby mieć pewność, że wszystko spina się w spójną całość, której nie będzie wstydem opublikować. - No, ale po pracy nie rozmawiajmy o pracy. Chyba, że o Jenny i jej nowym "asystencie" - odparła, odkładając na chwilę talerz, aby zarysować w powietrzu palcami cudzysłów.

Graham Flanagan
powitalny kokos
lenny
brak multikont
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Jak wiele z tych słów można uznać tak właściwie za szczere? Jak wiele z nich, już nawet nie pod względem prawdopodobieństwa ich spełnienia, może okazać się prawdziwymi? Czy przypadkiem nie jest tak, że nawet najbardziej wytrwała osoba ugiąć się może pod ciężarem cudzych problemów? Graham właśnie z tego powodu nie lubił nikogo zasypywać własnymi. Nie znosił opowiadać ludziom w swoim otoczeniu o tym, co działo się u niego złego, ale nie dlatego, iż jego męska duma cierpiała na myśl o tym, że miałby potrzebować czyjejś pomocy. Nie, on nie lubił sprowadzać się do tego tematu, ponieważ był zdania, iż nikogo innego to nie obchodziło. W obliczu tego, jak często ludzie musieli zmagać się z własnymi problemami, czemu ktokolwiek miałby zaprzątać sobie jeszcze głowę tym, jak radził sobie on? Ano właśnie, nie widział w tym sensu, dlatego nawet nie próbował nikogo tym zadręczać. Wiedział natomiast, że kiedy chodziło o Jolene, mógł liczyć na nią w ten prosty sposób, który dla niego był właśnie tą formą terapii, której potrzebował. Czasami po prostu chciał porozmawiać z kimś o niczym, może nawet pomilczeć i wlać w siebie alkohol, który choć trochę miał go znieczulić. Jeśli chodzi o tego rodzaju terapię, brunetka była partnerką idealną.
Uśmiechnął się łagodnie. Ich wspólna historia sięgała zamierzchłych czasów, a jednak on miał wrażenie, jakby pod pewnymi względami Jolene nie zmieniła się wcale. Bywało, że w swoim towarzystwie nadal zachowywali się niczym swoje nastoletnie wersje, ale właśnie tego niekiedy potrzebował. Zapomnienia o obowiązkach życia codziennego, które szczególnie w tym wieku potrafiły być uciążliwe. - Pół? I dopiero, huh? - rzucił zaczepnie, ale błąkający się po jego ustach uśmiech sugerował, że wyłącznie się zgrywał. Był przecież jedną z tych osób, które zdecydowanie nie zamierzały jej oceniać. - Chcesz mi powiedzieć, że w ogóle nie cieszy cię to, że masz trochę więcej władzy? I bezkarnie możesz rozstawiać ludzi po kątach? Jakoś ciężko mi w to uwierzyć - stwierdził, sięgając po jeden z talerzy. Od razu zaczął dłubać w nim widelcem, ale nie dlatego, że był szalenie głodny. Tak jak i ona wiedział, że większa ilość alkoholu na pusty żołądek zwyczajnie mogłaby mu zaszkodzić. Podobnie pewnie jak i plotki, a jednak w momencie, kiedy Jolene wspomniała o jednej z nich, brunet uniósł jedną brew ku górze i zerknął na nią pytająco. - Ile lat ma teraz? Możecie go w ogóle zatrudniać? - zapytał, a porcję jedzenia, którą nabił sobie wcześniej na widelec, teraz wpakował do ust. Chyba nie powinien dziwić się romansom w pracy, skoro sam w ten sposób poznał kobietę, na której punkcie oszalał, ale… ich nie łączyły układy zawodowe. Ona zajmowała się czymś zupełnie innym, choć los skrzyżował ich drogi w miejscu, w którym on wywiązywał się ze swoich obowiązków. Bywało, że wracał jeszcze do tych miejsc myślami i szczerze żałował, że nie mogą znów się tam spotkać. Cholera, jak bardzo za nią tęsknił.

redaktor naczelna — lorne bay
33 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jolene znajdowała w tych słowach wiele absurdu. Rozumiem twój ból, do jasnej cholery, jak możesz, kiedy w domu czeka na ciebie rodzina, żona z ciepłym posiłkiem i dwuletnie dziecko - twoje dziecko - wpychające sobie kolejny klocek lego do nosa? Nie. Ona nigdy nie mówiła, że rozumie, bo chociaż można zarzucić jej wiele rzeczy to z pewnością jedną z nich nie było kłamstwo. I pustosłowność - gorzkim rozbawieniem w jej ustach rozchodziły się słowa żałobników, którzy zapewniali o swoim wsparciu, żeby później nie pojawić się ani razu, nie być w stanie napisać krótkiej wiadomości. Bo ludzie uciekali od podobnych sytuacji, uciekali od cierpienia drugiego człowieka, szczególnie, kiedy nie wiedzieli co powiedzieć, bo z jakiegoś powodu musieli powiedzieć cokolwiek. Jolene nie czuła tej potrzeby i może właśnie to trzymało ją przy Grahamie w tych chwilach. Współczuła mu, owszem, ale nie miała zamiaru go żałować. Nie uciekała przed jego cierpieniem, niezależnie jaką formę ono przyjmowało.
Czyż to nie był urok staropanieństwa? Pośród tych czterech ścian nie znajdowało się ani jedno istnienie, za które miała być odpowiedzialna i wcale jej to nie przeszkadzało. Zdecydowanie nie była typem rodzinnym - pogrążona w swojej pracy, ciągnięta przez ambicję. Zdecydowanie nie stanowiła dobrego materiału na matkę, na opiekunkę domowego ogniska. Za to całkiem dobry z niej słuchacz i kompan do osuszenia niejednej butelki z alkoholem. - No tak, co to jest pół? Niecałe dwie lampki? - zastanowiła się głośniej, spoglądając jeszcze na swoje szkło. Nie trzeba oczywiście wspominać, że kieliszki na wino w tym domu należały raczej do tych większych - oczywiście w granicach jeszcze dobrego smaku. - Nie, absolutnie nie sprawia mi to satysfakcji - rzuciła, ale jej słowom zdecydowanie przeczył szeroki uśmiech, który formował się na jej twarzy, odsłaniając przy tym śnieżnobiały szereg zębów. - Co więcej, powiem ci, że ja się władzą i rozstawianiem ludzi po kątach brzydzę - kolejne żartobliwe kłamstwo wypadło z jej ust w akompaniamencie uśmiechu. Tak naprawdę lubiła to, gdzie się znalazła i z pełną satysfakcją mogła stwierdzić, że zasłużyła na miejsce przez siebie zajmowane. Może i była nieprzystępna dla niektórych, no dobra, dla większości ludzi, ale harowała jak wół, aby znaleźć się na stanowisku redaktor naczelnej. - Oficjalnie tak, ale nie zdziwiłabym się jakby ten dowód był podrabiany. Ale znając Jenny za tydzień przy biurku będzie siedział ktoś inny. Niby nie moja sprawa, ale później ona o niczym nie wie i kto dostaje od tego siwych włosów? Ja! - krótka historia dosyć szybko przyjęła dramatyczny wręcz - szczególnie w oczach Beardsley - obrót.

Graham Flanagan
powitalny kokos
lenny
brak multikont
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Nie mówił o tym głośno. Nie wypowiadał na głos słów, z których ona – jak mu się wydawało – zdawała sobie sprawę. Ich relacja nie polegała bowiem na bezustannych zapewnieniach, nie opierała się na słowach, a na działaniu, co sprawiało, iż w pewien sposób rzeczywiście była piękna. Dla Grahama także szalenie ważna, ponieważ jakaś jego część tkwiła w przekonaniu, że gdyby nie Jolene, gdyby nie możliwość zwrócenia się do niej i odreagowania w jej towarzystwie, już dawno by zwariował. Może wydać się to nieodpowiedzialne – w końcu ktoś z bagażem takim, jaki posiadał on, powinien skupić się przede wszystkim na codziennych obowiązkach, a nie upijać się w towarzystwie własnej przełożonej, ale nie dbał o to. Jeśli nie chciał, aby kiedyś go to przerosło, musiał poradzić sobie z tym na własny sposób, a do tego najwyraźniej zaliczało się chwilowe odcięcie od problemów. Poza nią nikt nie miał prawa go z tego rozliczać.
Nie skomentował tego nawet słowem, ponieważ tak, jak ona nigdy nie oceniała jego, on również odpłacał jej się tym samym. Nie było sytuacji, w której by ją skrytykował, choć zdarzało się, że czasami sugerował jej zastanowienie się nad czymś jeszcze raz. Nie dotyczyło to jednak decyzji ściśle codziennych, a raczej podłoża zawodowego, na którym oboje rzeczywiście mieli jakieś pojęcie o tym, co powinno się robić, a czego lepiej unikać. Bywało też, że któreś z nich popełniało błąd, ale wówczas na straży stało to drugie, aby je przed tym ustrzec. Mogli na siebie liczyć i to było najważniejsze. - Tak jak alkoholem? - odparł z przekąsem, a jego usta wykrzywiły się w zaczepnym uśmiechu. Co ciekawe, choć jego własna codzienność była jego zmorą, Graham w towarzystwie Jolene uśmiechał się całkiem często. Potrafiła więc nie tylko upić się z nim w opór, kiedy tego potrzebował, ale również umiała go rozbawić, a to wbrew pozorom nie było takie proste. Może jednak chodziło o to, że ufał jej i nie bał się na nią otworzyć? I właśnie dlatego dopuszczał przy niej tę swoją ukrytą głęboko, mniej gburowatą wersję? To chyba ma sens. - Nawet gdyby nie był podrabiany, pewnie prędko dojdzie do wymiany - stwierdził, przełykając kęs jedzenia. - A ty? Nie myślałaś przypadkiem o jakimś asystencie? Czy dalej tkwisz w przekonaniu, że jeśli coś ma być zrobione dobrze, musisz zrobić to sama? - zapytał z przekąsem, a jednak wcale się temu nie dziwił. Pod tym względem nie różnili się od siebie drastycznie, a Graham, jako typowy służbista, także lubił własnoręcznie zadbać o to, aby robota była zrobiona dobrze, ponieważ wiedział, że gdyby zlecił coś komukolwiek innemu, tak czy siak skończyłby w poprawkach, więc po co miał marnować w ten sposób czas, jeśli coś od razu mogło być zrobione dobrze?

redaktor naczelna — lorne bay
33 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Czasem słowa nie potrzebowały uzewnętrznienia, nie potrzebowały wsiąknięcia w kartkę papieru. Czasem musiały być zrozumiane bez ich wypowiadania. I tak działo się teraz, bo przecież wiedziała, że nie asystenci biurowy zaprzątali jego głowę w codzienności, ale to właśnie od tej codzienności musiała go uratować. Od wszechogarniającej odpowiedzialności, niemalże przytłaczającej w swoim ciężarze. Mogła się jedynie domyślać, sama nigdy nie stała się odpowiedzialna za drugiego człowieka, a przynajmniej nie w takim wymiarze jak Graham. Bo w sumie ponosiła jakąś odpowiedzialność chociażby za niego, skoro chciała nazywać się jego przyjaciółką. Natomiast daleko było jej do ckliwych deklaracji, które samą Jolene doprowadzały do skrętu żołądka.
Chyba w całym tym chaosie na kółkach jemu jednemu pozwalała na słowa krytyki, na które nie reagowała gniewnym spojrzeniem i grymasem czystego w swojej formie zdenerwowania. Współpracowali ze sobą od kiedy pamiętała, wtedy, kiedy jeszcze była szeregowym pracownikiem, imieniem zapomnianym pod nazwiskiem autora tekstu, który to przecież ona dopracowywała do perfekcji. Ale lubiła to w jego towarzystwie, że nie czuła się wiecznie oceniana. Była to jakaś miła odmiana w jej życiu, ponieważ od najmłodszych lat stała pod oceniającym wzrokiem rodziców, później przechodząc dopiero na wyższe stanowiska, gdzie nagle musieli ją dostrzec i musieli liczyć się z jej zdaniem. I cholernie jej się ta władza podobała. W końcu miała wszystko pod kontrolą. Jednakże w tym wszystkim był Graham, któremu po prostu ufała. Przy którym nie musiała chodzić niczym napięta struna i który znał jej największe wady oraz zalety. - Dokładnie tak jak z alkoholem - rzuciła, a jej usta ułożyły się w zaczepny uśmiech. Może wino już faktycznie zaczynało powoli mieć na nią wpływ, ale i tym się niezbyt przejmowała. Nie teraz, nie w jego towarzystwie. - A ty myślałeś? No właśnie, więc masz swoją odpowiedź - odparła mu całkiem konkretnie. Nie lubiła poprawiać po kimś, uważała, że to zabierało jej jeszcze więcej czasu i energii niżeli zrobienie tego od początku samodzielnie. Poprawianie niekiedy oczywistych błędów doprowadzało ją dosłownie do furii, więc nie miała zamiaru jeszcze bardziej testować swoich nerwów. Odrzuciła włosy do tyłu, odsłaniając ramiona. Dokończyła jedzenie i odstawiła talerz na stolik, po czym wytarła prędko dłonie w serwetki przygotowane na stole i wzięła lampkę wina do ręki. - To co? Za nas, żebyśmy nie mieli czelności obudzić się bez kaca - bo nie ma co ukrywać, w ich wieku kac był nieodłączną częścią imprezowania i spożywania alkoholu. A ona nie miała się dzisiaj zamiaru oszczędzać. Potrzebowała całkowitego resetu i chyba on też.

Graham Flanagan
powitalny kokos
lenny
brak multikont
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Czy nie na tym przypadkiem polega urok wieloletnich znajomości? Dwie osoby z czasem przyzwyczajają się do siebie i uczą się własnych mankamentów, jednocześnie dostrzegając to, że znaczna ich część nie była drastyczna. Graham chyba w ten sposób postrzegał Jolene, której wady widział, a jednak nie uważał ich za straszne, ponieważ dostrzegał również to, jak wiele dobrego w sobie miała. Z wiekiem stawał się także coraz bardziej świadomy własnych braków, jednocześnie dochodząc do wniosku, że ocenianie kogokolwiek byłoby z jego strony hipokryzją. Starał się do wszystkiego, włącznie z relacjami, podchodzić zdroworozsądkowo – był to jedyny sposób na życie, jaki znał. I, jak widać, sprawdzał się nienagannie, choć nie znaczy to wcale, że dzięki temu udało mu się zachować wszystkie dawne znajomości. Nie, nie była to żadna cudowna recepta, którą teraz polecać zamierzał innym.
Uśmiechnął się kącikiem ust, kiedy potwierdziła jego słowa. Znali się dobrze, prawda? Nie było więc już chyba nic, co mogłoby go przy niej zaskoczyć – podobnie zresztą jak jej późniejsze słowa, w wyniku których wzruszył tylko lekko ramieniem i lekko zmarszczył nos. Tak, była to jasne potwierdzenie tego, że i on nie brał pod uwagę znalezienia kogoś, kto choć w najmniejszym stopniu miałby go wyręczyć. Lubił samodzielnie wykonywać swoją pracę, ponieważ był zdania, że nikt inny nie zrealizuje jego wizji w sposób, który on sam ułożył sobie w głowie. Może jednak był to jakiś przejaw pracoholizmu? W końcu odkąd jego żona zmarła, poświęcił się temu zadaniu tak bardzo, iż teraz nie był w stanie się wycofać. To był jego sposób na poradzenie sobie z żałobą. - Wierzysz, że to jeszcze możliwe? To już chyba nie te lata - zauważył, jednak nie oponował w kwestii chwycenia alkoholu w dłoń i upicia kilku łyków z zawartości lampki. Kiedy to zrobił, oblizał lekko usta, a później spojrzeniem omiótł Jolene. - Czy to znaczy, że jesteśmy już starzy? Kiedy to się stało? - zastanowił się na głos, myślami cofając się do przeszłości. Miał wrażenie, jakby większość jego życia uciekła mu przez palce, przez co nie zdołał dostatecznie się tym wszystkim nacieszyć. Przede wszystkim nie zdołał nacieszyć się tym, co miał ze swoją żoną, a myśl o tym nadal mu doskwierała. Wcześniej łudził się, że to uczucie pustki w końcu minie, ale im więcej czasu mijało, tym bardziej on utwierdzał się w przekonaniu, że to zwyczajnie nie było możliwe. Już zawsze miał czuć się w ten sposób.

redaktor naczelna — lorne bay
33 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Co prawda Jo nie należała do osób, które przejmują się zdaniem innych. Natomiast nie była też osobą, która była gotowa pokazać każdą wersję siebie drugiemu człowiekowi. A przynajmniej nie od razu. Graham miał szczęście, ponieważ zdobył z jej strony zaufanie, które pozwoliło mu (albo przeklęło go w ten sposób) na zmierzenie się z Jolene taką, jaką była naprawdę. Nieczęsto pozwalała sobie na obnoszenie się z tymi cechami charakteru, które czyniły z niej człowieka. Jakby bała się, że uczyni to ją w oczach innych słabą - a na to w świecie, w którym się obracała zdecydowanie nie mogła sobie pozwolić. Ile jednakże można nosić maski?
Dlatego właśnie ona potrzebowała tych spotkań równie mocno jak on.
Uśmiechnęła się i ona, a jej twarz przeważnie stężała w zaciętym wyrazie nabrała niecodziennego rodzaju łagodności. Przerzuciła gęste, brązowe włosy na drugie ramię i ponownie umoczyła usta w kieliszku z alkoholem. Czasem powinno ją to przerażać jak dwie osoby dosyć zamknięte w swoim świecie pozwoliły sobie na zbliżenie aż na taką skalę. Miała wrażenie, że nie musieli już używać zbyt wielkiej ilości słów, aby się zrozumieć, wiedzieć, co drugie ma na myśli, a i była duża szansa na to, że z powodzeniem mogliby odpowiedź na pytania za siebie nawzajem.
- Mów za siebie, ja nadal jestem piękna i młoda - zawyrokowała, uśmiechając się przy tym w charakterystyczny dla siebie zaczepny, czasem może nawet drapieżny sposób. Co prawda czasu nie zdoła oszukać - faktycznie kiedyś mogła wypić morze alkoholu, a na drugi dzień biec na zajęcia bez najmniejszego skrzywienia podczas gwałtowniejszych ruchów. Teraz? Wieczór zakrapiany alkoholem musiała odpokutować przynajmniej połową dnia spędzoną w łóżku z awaryjną miską znajdującą się gdzieś w zasięgu jej wzroku. - Przecież niewiele się zmieniło, nadal to ty trzymasz mi włosy w toalecie - dodała nieco rozbawiona. Kolejna lampka wina powoli zaczynała wprawiać ją w odpowiedni nastrój dlatego pomieszczenie zostało wypełnione nie tylko ich rozmową, ale także dźwiękiem muzyki. I to nie byle jakiej - zawsze w trakcie ich spotkań pozwalała sobie na krztynę sentymentu i odpalała playlistę z hitami ich młodości. Same kultowe kawałki, do których nie można było się nie zacząć kołysać. Dlatego też całkiem tanecznym krokiem skierowała się w stronę szafki, w której trzymała alkohol, aby wyciągnąć dla siebie kolejną butelkę wina. Biodra bujały się w rytm Hips Don't Lie. - Pij, pij - ponagliła go, kiedy odwróciła się już z pełną lampką wina.

Graham Flanagan
powitalny kokos
lenny
brak multikont
ODPOWIEDZ