archeolożka — na świecie
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Autorka kryminałów i komedii kryminalnych, która powróciła do archeologicznych wyjazdów, bo stęskniła się za grzebaniem w ziemi. Leczy złamane serce, po mieszkaniu biega w okularach i w dresie oraz z butelką wina w ręku, próbując zwalczyć blokadę twórczą.
26

Nie było żadnym odkryciem czy tajemnicą w zasadzie to, że kryzys w karierze trwał nieustannie i Scarlet z każdym kolejnym miesiącem – tygodniem – czuła się po prostu coraz bardziej rozczarowana własną egzystencją. Nie potrafiła w żaden sposób sprawić, by wena twórcza jej wróciła. Nawet wyjazd do Londynu na targi książki oraz zaplanowany dla niej panel – na którym sprzedawała z udawanym przekonaniem triki pisarskie oraz promowała swoje przeszłe książki – w niczym jej nie pomógł. Odkryła jednak, że jeśli wystarczająco przekonywująco się uśmiechasz, to sama jesteś w stanie uwierzyć w to, że kolejna książka spod jej pióra się pojawi. Choć tak w rzeczywistości mogłaby sama przed sobą przyznać, że jej kariera pisarska złapała zawieszenie i zatrudnianie agenta literackiego czy asystenta było w owym momencie jej życia zupełnie niepotrzebne. Ale wbrew pozorom nie posypały się żadne zwolnienia. Choć Colton czasem podpytywał po co jej na wszelkie bóstwa asystent. Potrzebny i już, brzmiała krótka odpowiedź, gdyż Scarlet tak naprawdę nie miała żadnych argumentów do podparcia swojego stanowiska w tejże dyskusji.
Callaway chyba wciąż naiwnie wierzyła, że uda jej się coś napisać; że ten ciężki okres bezwenia minie, a ona wyda kolejną – czwartą już – komedię kryminalną i trafi na listę bestellerów. Oby owe marzenie się ziściło prędzej niż później, gdyż pieniądze by jej się przydały – jak każdemu zapewne – a pensja pracownika administracyjnego na uczelni nie była zadawalająca.
W temacie jej personalnego asystenta natomiast – Scarlet naprawdę nie chciała za bardzo rozmyślać nad jego rolą. Wiedziała, że ogarniał jej social media na tyle, że sama nie musiała się martwić nadmiernym spamem; wiedziała też, że w miarę możliwości ogarniał jej kalendarz w kontrolowanych warunkach pod okiem jej i Coltona; i zajmował się rezerwacją, gdy ona i Brooks gdzieś wyjeżdżali. Ostatnim razem trafił im się co prawda apartament z łożem małżeńskim zamiast dwa pokoje premium, ale będąc całkowicie szczerym, Scarlet nie pamiętała już czy to ona tworzyła ową rezerwację w Londynie czy François.
Spojrzała na chłopaka przelotnie spod wachlarza rzęs, gdy już odwróciła się od półek kuchennych, w których jeszcze przed momentem zaciekle szukała czegoś słodkiego. Zagryzła wargę, zastanawiając się czy może sobie pozwolić na pewne wykroczenie poza relację czysto zawodową i podpytać go o… męskie zachowania. Może to właśnie on mógłby jej pomóc w zinterpretowaniu czegoś, co od czasu świąt nie dawało jej spokoju. Był młody, był facetem, a te dwa kryteria stawiały go właśnie w świetle guru w sprawach męskich. — Słuchaj… Co byś sobie pomyślał gdyby ktoś, z kim pracujesz wręczył ci bardzo osobisty i przemyślany prezent? — spytała znienacka i nie wiem czy to właśnie pytanie było czynnikiem wpływającym na to, co wydarzyło się później, czy po prostu chwila nieuwagi zaważyła na tym przykrym incydentem, ale nagle oczy Scarlet rozszerzyły się do wielkości spodków, gdy na jej stoliku i co ważniejsze na jej laptopie, wylądowała kawa. Scarlet pisnęła i podskoczyła na swoim miejscu. — Nie, nie, nie — jęknęła, modląc się w duchu, by jej narzędzie pracy się jeszcze kiedyś włączyło. Serce łomotało jej głośno, oblał ją pot, a ona z rozpaczą spojrzała na swojego asystenta, błagając, by te marne dwa rozdziały, które pisała przez pół roku dało się przywrócić.
françois baudelaire
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
przepraszamprzepraszamprzepraszam

Westchnieniem przegonił pulsującą potrzebę wystawienia sylwetki na światło dzienne — takie nieprzefiltrowane przez okienne szyby domostwa o krwistoczerwonej elewacji drewnianej, udekorowanej w białe kolumny, a prawdziwe, żywe, opatrzone ciepłym wiatrem i zapachem zbliżającej się jesieni. Nie potrafił spędzać czasu w zamknięciu. Nocami — owszem; wówczas myśli ulegały całodziennemu zmęczeniu, znieczulając klaustrofobiczne wrażenie kurczenia się ścian (za każdym razem należących do innej osoby, bo przecież Francois nie posiadał własnego schronienia przed przytrafiającym się raz na jakiś czas deszczem), ale czasem i tak decydował się nocować na zewnątrz (kiedy pogoda bardziej dopisywała). Za dnia natomiast nie wytrzymywał — nie tylko sztuczny powiew klimatyzacji drapał go w gardło, ale o myśli obijały się stale alternatywne rozwiązania na spędzenie czasu; mógłby na przykład pływać. Robił to już dwa razy dziennie po kilka godzin i powtórzenie tego choćby jeden raz więcej było niewskazane, ale Francois Baudelaire uzależniony był od wody, jak niemal każdy zawodowy pływak. To dlatego był taki rozkojarzony; nie tylko podczas składania rezerwacji w hotelach czy przewijania coraz to dziwniejszych wiadomości wysłanych na internetowa konta Scarlet Callaway — jak nie oferta odpłatnego wypromowania się (nie tylko książek) w amatorskim magazynie erotycznym (mogłaby pani nawet trafić na okładkę), to szczegółowe zdjęcia genitaliów należące do pustych kont (zastanawiał się nieraz, czy chwalili się raczej, czy jednak żalili). Koncentrację zdarzało mu się tracić także podczas flegmatycznych wykładów na uczelni, szukania wzrokiem błędów zapisanych na kartkach należących do studentów vincentowej grupy, a także między uderzaniem palcami o klawisze fortepianu i pomaganiu w próbach kółka teatralnego (jego nauczycielka od gry na instrumencie faktycznie, tak jak Chenneviere zapowiedział, zażądała pomocy przy aktorskich wystąpieniach jej uczniów). Jak się dzisiaj okazało — czasem nieuwaga dopadała go także podczas stawiania filiżanki pełnej kawy na blat stołu. Tym razem jednak współwinna okazywała się Scarlet, jasno sugerująca, że chciałaby podarować Francuzowi bardzo intymny prezent (tak przynajmniej zrozumiał to jego błądzący w pływackich tematach — nie w chwili obecnej — umysł). Porcelana uderzyła z brzękiem o szklaną powierzchnię, a choć nie wisiała nad nią specjalnie dużo metrów wyżej, i tak wyrzuciła swą zawartość na stojący obok sprzęt pisarski. Baudelaire począł wycierać laptop skrawkiem swojej pistacjowej jak barwa jego tęczówek bluzki. Nic innego nie miał akurat pod ręką. — Merdeputain co za connard i espèce de con! — wydostał spod swoich ust wiązankę francuskich przekleństw; bardziej dlatego, że podobnego przejęcia wymagała od niego Scarlet, a nie z powodu faktycznego zdenerwowania się na swoją niezdarność. — Masz na pewno jakieś ubezpieczenie, nie? Jesteś w końcu bogata — inaczej (przynajmniej w jego rozumowaniu) nie zatrudniłaby asystenta od robienia kawy i oglądania amatorskiej pornografii na jej portalach społecznościowych. Nie każdy w końcu mógł pozwolić sobie na podobne trwonienie pieniędzy. — No i jakaś kopia zapasowa… — wysunął kolejne z tylko w teorii mających uspokoić ją argumentów, wciąż nie rozumiejąc powagi sytuacji. Chcąc unieść laptopa kilka skrawków przestrzeni wyżej, by przechylić go górą do dołu i wytrząsnąć z niego kropelki gorącej kawy, znów zahaczył o tę przeklętą filiżankę, czyniącą niekończącą się powódź (ile tej kawy tak właściwie w niej było? Dziesięć litrów?).


KONIEC, utonęli w kawie :lol:
scarlet callaway
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
ODPOWIEDZ