właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.



Wydawać by się mogło, że czas, który upłynął od rozstania z Auden, zdołał zaleczyć wszelkie rany chłopaka, pozwalając mu tym samym na poukładanie swego życia według własnych potrzeb. Pogodził się z jej stratą i rozumiał błędy które popełnił (czując się tym samym jak skończony drań) jednak, gdy na poczcie odebrał paczkę, która po rozpakowaniu okazała się być zwrotem jego własności, której była dziewczyna nie zechciała oddać mu osobiście, jego nastrój wywinął koziołka. Uderzyły w niego sentymenty i przede wszystkim ciążące na jego barkach poczucie winy; kilka jego koszulek w których spała wciąż nosiło j e j zapach. W paczce nie znalazł jednak niczego co chciałby zachować lub jakkolwiek by mu się przydało dlatego wpakował wszystko z powrotem do kartonu i postawił go w kącie pokoju, obiecując sobie, że przy najbliższej okazji wywiezie je do pierwszego, pobliskiego kontenera.
Przez kolejną godzinę męczyły go skołatane myśli oraz chęć napisania do dziewczyny w celu podziękowania jej za zwrócone rzeczy. Uznał jednak, że to idiotyczne, bo jak doskonale wiedziała, nie było tam nic cennego. Zamiast tego odłożył telefon komórkowy i przebrał się w dresowe spodenki, które idealnie nadawały się na przebieżkę po okolicy. Po trzydziestu minutach biegu, na niebie zaczęło się chmurzyć, dlatego nie chcąc oddalać się bardziej od domu, zdecydował się na podążenie droga powrotną. Nieopodal jej końca, natknął się na Donoghue, której widok mocno go rozbawił. No tak, przecież przez klątwę był na nią skazany. Wcale nie miał ochoty na krążenie po lesie tylko dlatego, że kawałek papieru wskazywał ukryty w lasach skarb. Pewien był, że to jedynie głupi wybryk jej młodszego brata ale bez względu na to co było prawdą a co nie, nie udało mu się wywinąć z sideł, które zarzuciła na jego dziewczyna. Odrobinę zasapany i zniechęcony, był krok za nią z łopatą w dłoni, licząc na to, że ta szybko się zniechęci bądź znajdzie to czego potrzebowała. Krążyli już bezsensownie prawie czterdzieści minut, więc Fairweather chciał nakłonić ją do powrotu, jednak zanim to uczynił, usłyszeli pomruk i trzaskanie gałęzi z zakrzaczonej części lasu. Brunet miał do obrony jedynie łopatę, jednak bez zastanowienia stanął przed nią i uniósł narzędzie ku górze. Po chwili warknięcia nabierały na sile, więc szybko zadecydował o ucieczce, chwytając dziewczynę za nadgarstek i ciągnąć ją w drugą stronę.
Nie biegli długo, jednak gdy oddalili się nieco bardziej, spróbowali rozeznać się w lokalizacji, która nijak przypominała okolice.
Cholera, co to było? Chyba niedźwiedź — rzucił między głęboki wdechami, próbując uspokoić oddech i walące w piersi serce. Skłamałby mówiąc, że się nie przestraszył - był kurewsko p r z e r a ż o n y! Obawiał się jednak, że nieznana mu istota mogła podążać ich śladem, dlatego czym prędzej musieli wrócić do domów bądź znaleźć schronienie. Żeby mogli jednak działać, musieli ustalić gdzie aktualnie się znajdowali. — Nie mam pojęcia gdzie jesteśmy, chyba odeszliśmy za bardzo od szlaku — odparł, układając dłonie na biodrach i rozejrzał się dookoła. Brakowało im jeszcze by zaczęło padać, choć nagi, wilgotny od kropli deszczu tors bruneta na pewno zadowolił by sąsiadkę.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
016.

Miała d o b r e przeczucia. Otrzymana od młodszego brata mapa skarbów wcale nie wyglądała, jak narysowana odręcznie przez kilkuletnie dziecko bawiące się kolorowymi kredkami, a dołączona do niej opowieść, której autentyczność potwierdził ojciec, wprawiła Ell w zachwyt, jakiego dawno nie odczuwała. Przepełniona energią, ciesząc się cudowną pogodą towarzyszącą jej podczas tej przygody, brnęła przed siebie, co kilkanaście metrów okręcając się wokół własnej osi – tańczyła do piosenki, która rozbrzmiewała w jej głowie, bo nie pomyślała o tym, by zabrać ze sobą słuchawki, które zresztą na niewiele by się zdały, bo telefon, spoczywający w kieszeni, rozładował się kilka godzin temu. Nigdy nie przywiązywała do niego wielkiej wagi, przez co zdarzało się, że martwiący się o nią przyjaciele, dostawali szału, gdy przez kilka dni nie mogli się z nią skontaktować. Ona oczywiście nie widziała w tym niczego niewłaściwego. Ot, zwyczajnie chciała na chwilę odciąć się od wpływu technologii i pozwolić sobie na odetchnięcie pełną piersią. To właśnie robiła. Odetchnęła jeszcze g ł ę b i e j kiedy na horyzoncie spostrzegła seksownego sąsiada, w dodatku w swoim najlepszym wydaniu, czyli pozbawionego ubrań – niestety nie wszystkich. Nie byłaby sobą, gdyby nie podeszła się przywitać. — Więc jednak zmieniłeś zdanie co do seksu na łonie natury? — zagadnęła na powitanie, nawiązując do ich wcześniejszego spotkania, które miało miejsce niedługo przed świętem zakochanych. Wciąż miała w pamięci wszystkie róże, które dla niej z d o b y ł, narażając się na gniew właściciela kwiaciarni. Uznała więc, że wykorzysta sytuację i szybko (ale nie bez trudności) namówiła Milo do wspólnej wycieczki, wciskając mu w ręce ł o p a t ę. Może nie był to tak w z n i o s ł y gest, jak ukradnięcie dziesiątek róż, ale Ell miała nietypową definicję romantyzmu.
W towarzystwie chłopaka otoczenie przestawało mieć dla niej znaczenie. Nawet śledzenie mapy, za którą podążanie miało być ich głównym celem, nie było już tak interesujące, jak na początku. Skupienie się na czymkolwiek, co nie było odsłoniętą klatką piersiową Milo, jego umięśnionym brzuchem i seksownie prężącymi się ramionami wydawało się stratą czasu. Nic więc dziwnego, że początkowo w ogóle nie usłyszała żadnych niepokojących odgłosów. Co więcej, o mało nie zgubiła bezcennej mapy, kiedy sąsiad chwycił ją za rękę i zmusił do szaleńczego biegu. Dopiero w jego trakcie, obracając się za siebie, naprawdę poczuła strach. Wzmocnione przez gwałtowną reakcję Milo, przerażenie dudniło w jej uszach wraz z powracającym głosem rozgniewanego zwierzęcia.
— Nie, nie, nie — mruknęła, gdy wreszcie stanęli. Pochyliła się, o mało nie padając na kolana, bo choć była s p r a w n a, jej kondycja pozostawiała wiele do życzenia. Ledwie łapała oddech, czując piekący ból w płucach domagających się coraz większych ilości czystego tlenu. — To na pewno pies, który komuś uciekł. To nie mógł być niedźwiedź, prawda? — stwierdziła. Nie była to oznaka logicznego myślenia, a ogromnej nadziei, która nigdy jej nie opuszczała. Lub naiwności, ale ona również zawsze jej towarzyszyła.
Wyprostowała się i rozejrzała dookoła. Zarośla wyglądały dokładnie tak, jakby zza nich miał wystawać dach chaty jej dziadków, a jednak uczucie niepokoju podpowiadało jej, że zabłądzili. Mimo to uśmiechnęła się, poprawiła ubranie i przeczesała dłonią zmierzwione włosy. — Nie może być tak źle, musimy kierować się na zachód. Spójrz. Jeśli stanę tak, to zachód mam po lewej stronie. To proste! — zawołała, przywołując na twarz uśmiech, mimo że tak naprawdę zachód był zupełnie z innej strony, a ona nie miała pojęcia, jak go odnaleźć. — Problem w tym, że chyba stamtąd przybiegliśmy. Może tego niedźwiedzia już nie ma? — zasugerowała, potakując sobie dla wzmocnienia efektu.

milo fairweather
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
Przez wgląd na pojawiające się na przemian upały i wilgoć w tutejszych lasach, brunet rzadko kiedy wciągał na siebie koszulkę, jednak w chłodniejszym okresie, decydował się jedynie na luźniejszą, nie krępująca jego ruchów bluzę. Lubił swobodę i przewiew podczas aktywności, więc nie miało to żadnego związku z chęcią przyciągnięcia uwagi tutejszych mieszkanek. Podczas joggingu obserwowały go jedynie zwierzęta, zbaczające ze ścieżki, gdy pojawiał się w zasięgu ich wzroku. Fakt, że po raz kolejny natknął się na sąsiadkę był zupełnie przypadkowy - przynajmniej z jego perspektywy.
Wyglądam na kogoś kto przed momentem zaliczył seks w krzakach? Może i jestem w pół rozebrany, zdyszany i nieco spocony ale istnieje na to logiczne wyjaśnienie. To sport — odparł, uśmiechając się złośliwie, wiedząc tym samym, że najpewniej rozczaruje dziewczynę. Pewnie poczuła by się jeszcze gorzej, gdyby dowiedziała się, że spędził upojne chwilę w towarzystwie innej kobiety. Sam nie wiedział co było dla niej bardziej druzgocące.
Dla niego, poszukiwanie skarbu, który najpewniej istniał tylko w wyobraźni jej młodszego brata, w ogóle nie było interesujące. Szedł za nią z łopatą i wywracał oczami za każdym razem gdy tylko się zatrzymywali. Czy ona naprawdę nie zauważyła tego, że mapę tą zrobiło dziecko? Szukali wiatru w polu, a on marzył jedynie o tym by wskoczyć pod prysznic i się odświeżyć. Cóż, jego plany zaprzepaścił im domniemany niedźwiedź, a jedynie jego odgłos, dochodzący w otaczających ich gęstwin. — Czy słyszałaś kiedyś psa, który wydawałby takie dźwięki? Oczywiście, że mógł to być niedźwiedź, mieszkamy w Tingaree! — odparł wystraszony i zdyszany, rozglądając się dookoła. Nie chciał by owa bestia ich zaskoczyła, dlatego nie mogli stać w miejscu, musieli czym prędzej się ruszyć i znaleźć schronienie. A najlepiej bezpieczną ścieżkę, prowadząca do domu.
Fakt, że wychowywali się w sąsiedztwie natury i z mlekiem matki wchłonęli podstawowa wiedzę surwiwalową, pozwalał im rozeznać się w terenie i zachować zdrowy rozsądek w przypadku zboczenia z trasy bądź ataku dzikiego zwierzęcia. W przypadku starcia z niedźwiedziem, nie mieli jednak szans, a on nie zamierzał padać przed nim i udawać martwego. Słabo wierzył w działanie tego patentu.
Ell.. tu jest zachód — odparł, ustawiając się w drugą stronę. Jak się domyślił wcześniej, nie mógł liczyć na dziewczynę, jeśli chodziło o dotarcie do domu. Prędzej zapewniłaby im pożywienie, c w zasadzie także było cholernie ważne. — Jesteś pewna, że chcesz się o tym przekonać? Ja nie, więc pójdziemy tędy — odparł i ruszył w druga stronę, by mieć pewność, że uda im się obejść bestie dookoła i wrócić do domu.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
— Nieeeee — przeciągnęła to słowo, uśmiechając się chytrze. Oczywiście, że miała w zanadrzu idealną odpowiedź! — Wyglądasz, jakbyś dopiero z a m i e r z a ł uprawiać seks w krzakach — wyjaśniła, a dla lepszego efektu skubnęła dolną wargę, przesuwając oczyma po jego wyrzeźbionym ciele. Czyżby właśnie zdała sobie sprawę z tego, od jak dawna nie uprawiała seksu? Choćby przygodnego. Choćby z którymś z kolegów, którzy, podobnie jak ona, nie umieli odnaleźć się wśród zobowiązań i dlatego wybierali łatwiejszą drogę do zaspokojenia cielesnych potrzeb. Ugh, jakie to było frustrujące! Mieć go przed sobą, a nie móc zatopić w nim p a l u s z k ó w!
Nie, nie, nie! Mapa była przygodą. Czymś znacznie więcej niżeli kartką papieru przedstawiającą nieistniejącą trasę ku nieistniejącemu skarbowi. Była pretekstem do odkrywania nieznanego, do otworzenia się na przyrodę i spędzenia czasu w sposób znacznie ciekawszy od wylegiwania się przed telewizorem i bezsensownego przeskakiwania między programami, których treść nie wnosiła do życia zupełnie niczego. Czasu nie można było marnować lub zabijać. Każdą minutę należało wykorzystywać, by zgromadzić jak najwięcej doświadczeń. A Ell była samozwańczą mistrzynią w realizowaniu szalonych pomysłów.
Gorzej, gdy te pomysły wiązały się z ucieczką przed n i e d ź w i e d z i e m.
Obejrzała się przez ramię, jakby mogła ujrzeć nadchodzące zagrożenie. Niczego jednak – poza krzakami – nie dostrzegała. Może niepotrzebnie się bali?
— Już dobrze, Milo. Nawet jeśli to był niedźwiedź, uciekliśmy mu. Nie słychać żadnych hałasów, niczego też nie widać — powiedziała, chcąc go uspokoić. Sama (trochę nieświadoma zagrożenia, jakie mogło nieść spotkanie dzikiego zwierzęcia) nie przejęła się aż tak bardzo. Pewnie była naiwna, ale po prostu wolała cieszyć się z tego, że nie doszło do starcia niżeli przejmować się tym, że nie doszło do niego o mały włos. Pozytywne myślenie to podstawa!
Obróciła się, kiedy ją poprawił. Zamachała rękoma, najpierw wskazując jeden kierunek, później kolejny, by ostatecznie wykonać niezgrabny piruet i spojrzeć w niebo przebijające ponad drzewami. — Och, chyba będzie padać — stwierdziła, obserwując poszarzałe niebo. Nawet wiatr wydawał się wzmóc, choć las powinien ich osłonić. — Zachód jest na zachodzie, wschód na wschodzie. Wielkie mi rzeczy — fuknęła, tuptając dookoła. Nie mogła się zdecydować, w którą stronę powinni iść. Milo rzeczywiście wychował się w Tingaree, ale ostatnie lata spędził w mieście, a to oznaczało, że to Ell znała się l e p i e j. W końcu podróżowała i lubiła włóczyć się tam, gdzie nie powinna. Jakoś zawsze trafiała do domu.
Jednak gdy chłopak zdecydował o kierunku, westchnęła i bez kłótni ruszyła za nim.
— To łopata starego Erla. Myślisz, że się zdenerwuje, kiedy zobaczy, że ją pożyczyliśmy? — zagadnęła, wlekąc się nieco z tyłu.

milo fairweather
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
Uśmiechnął się pod nosem i pokręcił swą ciemną czupryną, która pod wpływem pędu spowodowanego joggingiem i wilgocią, opadała niesfornie na jego twarz.
Pudło — odpowiedział, uśmiechając się zadziornie, zdając sobie sprawę z tego jak wielki zawód jej sprawił. Chyba nigdy, żadna z dziewcząt nie próbowała wepchnąć mu się do łóżka tak zażarcie i musiał przyznać, że naprawdę mu to schlebiało ale nie chciał niczego komplikować. Nie łatwo było się oprzeć tym wszystkim propozycją z którymi wychodziła mu naprzeciw ale łączący ich seks przysporzył mu jedynie problemów. Odpowiadał za krzywdy wyrządzone Auden i nie chciał by cierpiał przez niego ktoś jeszcze.
Okej, doceniał możliwość wyjścia z domu i spędzenia czasu w aktywny sposób ale fałszywa mapa, stworzona przez dziecko, gwarantowała im jedynie spacer po lesie. Jeszcze przed chwilą robił sobie przebieżkę po okolicy, więc nie musiał robić tego od nowa, tylko po to by zaspokoić ciekawość sąsiadki. Wiedział jednak, że gdy się na coś uparła, nie potrafiła odpuścić. Miałby chyba wyrzuty sumienia gdyby pozwolił jej przed zmrokiem kręcić się po lesie.
Drogi powrotnej też nie widać. Nie wiem jak ciebie ale mnie to wcale nie uspokaja. Za godzinę się ściemni — odparł, próbując jej uzmysłowić, że wcale nie byli na wygranej pozycji. Może i zgubili bestie w tyle ale wciąż nie mieli pojęcia gdzie się znajdowali i jak daleko byli od szlaku. Jeśli obiorą zły kierunek, istnieje możliwość, że odejdą od niego jeszcze dalej.
Byłoby łatwiej gdyby nie zaczęło się ściemniać. Już jest po zachodzie, więc skąd możesz wiedzieć z której strony jest? Przyznaj, że wcale nie masz orientacji w terenie — uśmiechnął się złośliwie, próbując jej udowodnić, że wcale nie radziła sobie in the middle of nowhere. Sam nie był żadnym specjalistą w dziedzinie turystyki i sztuki przetrwania i dlatego nie chciał by zostali skazani na to by spędzić noc w środku lasu. Nie było tu wcale bezpiecznie, a najgroźniejsza zwierzyna wychodziła z ukrycia własnie po zmroku.
Myślisz, że zauważy? — parsknął śmiechem, podejrzewając, że starszy mężczyzna nawet nie spostrzeże się, że młodsza sąsiadka zwinęła mu łopatę. Zwłaszcza, że o tej porze wcale nie będzie mu potrzebna. — Słyszałem kiedyś, że zakopywał nią zwłoki w swoim ogródku — dodał, próbując ją odrobinę nastraszyć, jednak w tej samej chwili sam omal nie zszedł na zawał.
Kurwa, widzisz to? To niedźwiedź! — rzucił, a po ich lewej, zza krzaków wyłonił się wielki, brunatny miś, dwukrotnie większy od bruneta. — W nogi! — krzyknął i pchnął ją w przeciwnym kierunku. Ruszył od razu a nią,popędzając ją i próbując w zaroślach, nie wbiec w jej nogi. Po kilku metrach, dostrzegł wzniesienie u stóp którego dostrzegł szczelinę. Nie wiedział czy uda im się przez nią przemknąć i czy w środku było bezpiecznie ale gra była warta świeczki. Od razu nakierował ją w stronę skał i gdy dobiegli na miejsce, modlił się by zdołali dostać się do środka.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Zmarkotniała, ale nie powiedziała nic więcej. Nie dlatego, że nagle zabrakło jej pomysłów, na wytknięcie chłopakowi, że nie mógł bez końca unikać o c z y w i s t e j chemii między nimi – a dokładniej między ich ciałami – lecz dlatego, że skupiła się na trzymanej w rękach mapie. Ona miała być głównym punktem tego dnia, a Ell nie powinna o tym zapominać; niestety bliskość półnagiego Milo szalenie to utrudniała.
— Nie bądź złośliwy! — zaznaczyła, a dla wzmocnienia efektu tupnęła nogą, wzbijając w powietrze obłok ziemistego kurzu, który prędko został porwany przez wiatr. — Zawsze doskonale sobie radziłam. Pojawiłeś się ty i wszystko zepsułeś. Pobiegłam za tobą i nagle nie wiem, gdzie jesteśmy. To nie moja wina — mówiła, próbując c a ł ą winę przerzucić na chłopaka, mimo że ten (dzięki uważnemu wsłuchiwaniu się w dźwięki natury) zdołała odciągnąć ich od prawdziwego zagrożenia. Na koniec wykrzywiła usteczka w smutną podkówkę, licząc na to, że Milo złagodnieje. Tak czy inaczej, miał rację. Zgubili się. Dziewczyna nie miała bladego pojęcia, w którą stronę powinni się kierować, by dotrzeć do zabudowań, a zachodzące słońce nie ułatwiało im ocenienia kierunków świata. Całe życie spędzili w otoczeniu dzikich lasów, lecz wpadając w tarapaty, zaczynali zachowywać się niczym ż ó ł t o d z i o b y z centrum miasta. Nie, nie z małego Lorne Bay, ale na przykład z ogromnego Nowego Jorku! Popisali się, nie ma co!
— Nie gadaj?! Prawdziwe zwłoki?! — o mało nie krzyknęła, robiąc przy tym oczy wielkości włoskich orzechów. — Oszukujesz — spostrzegła, kiedy chłopak z trudem zaciskał zęby, by powstrzymać śmiech. Staruszek rzeczywiście mógł nie zauważyć, że z jego przydomowego ogródka zniknęła łopata. Ale może był do niej przywiązany? Na szczęście Ell nie był złodziejką! Pożyczyła łopatę, ale po odnalezieniu skarbu zamierzała ją oddać. Może dorzuci nawet kilka s r e b r n i k ó w ze skrzyni w ramach zadośćuczynienia?
Spojrzała ponad zaroślami, a to co zobaczyła, sprawiło, że na moment stanęło jej serce. Niedźwiedź wprawdzie nie był tak przystojny, jak Milo, ale wprawiał ją w podobny stan chwilowego otępienia; wprost nie mogła oderwać od niego oczu i prawdopodobnie, gdyby nie trzeźwa reakcja sąsiada, zostałaby p o ż a r t a. Całe szczęście, że jego słowa oraz mocne pchnięcie wybudziły ją z letargu. Zmusiła się do biegu, zupełnie zapominając o tym, by zachować konkretny kierunek. Po prostu parła przed siebie, bojąc się, że jeśli choć na moment zwolni, komuś stanie się krzywda. Oboje byli zbyt piękni i młodzi, by umierać z ł a p bestii!
Szczelina z oddali wydawała się wąska, ale im bliżej byli, tym większą szansę dostrzegała w przeciśnięciu się. Gdy do niej dobiegli, czym prędzej wsunęła ciało między skały. Całe szczęście, że Milo trzymał się blisko niej – wciąż słyszała jego oddech i buty odbijające się od podłoża, dzięki czemu była spokojniejsza. Po kilku krokach szczelina zaczęła się rozszerzać, a ostatecznie jej oczom pokazała się dość obszerna jama – jaskinia. Ell padła na kolana, przycisnęła ręce do piersi i próbowała zapanować nad oddechem.
— Widziałam go — jęknęła, robiąc dłuższą przerwę na oddech między słowami. — Jesteś cały, prawda? — wolała się upewnić, bo skoro biegł za nią, niedźwiedź mógł sięgnąć go s z p o n a m i.
Nie miała siły, by wstać, dlatego siedząc na kamiennym podłożu, zmrużyła oczy, by cokolwiek ujrzeć. Miała rozładowany telefon, więc nie mogła nawet skorzystać z latarki.
Wtem oboje usłyszeli przeraźliwe ryknięcie.
— Zezłościł się. Zezłościł się, jak cholera, bo nie może się tutaj wcisnąć — rzuciła, zakrywając uszy dłońmi, by odciąć się od myśli o tym, że zostanie przekąską.

milo fairweather
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
Lubił gdy się irytowała i z wielką przyjemnością, niweczył każdy jej plan. Traktował to jako zwykłe żarty i nie uważał by mógł w ten sposób jakkolwiek ją urazić bądź sprawić jej przykrość. On także podchodził do jej podchodów z dużym dystansem, traktując to jak kolejny, swawolny żart. A nie powinien!
Hej, przypomnę ci tylko, że to ty ciągnęłaś mnie tu siłą. Skoro chciałaś radzić sobie sama, mogłaś ruszyć na poszukiwania skarbu s a m a. Oh, chyba, że miałem być jedynie tym od trzymana łopaty? — ułożył dłonie na biodrach i zaczął kręcić się dookoła. Czy ktokolwiek byłby w stanie uwierzyć w to, że dziewczyna sama poradziła by sobie w lasach, które ciągnęły się na kilkanaście mil? Zwłaszcza gdy powoli zaczynało się ściemniać, a na niebie pojawiły się burzowe chmury? Nie wierzył w ani jedno jej słowo, nie była od niego lepsza. Nie chciał jednak sprzeczać się o to w nieskończoność, bo zamiast trafić czas na kłótnie, powinni czym prędzej wrócić na szlak prowadzący ich do domu.
Poważnie. Travis mi o tym opowiadał. Przyuważono go kilka razy jak zakopywał coś w środku lasu, a doły były wielkości ludzkiego ciała. Kilka dni później zgłoszono w Port Douglas i Cairns kilka zaginięć. Głównie młodych dziewczyn — odparł, powstrzymując z trudem uśmiech, który próbował wedrzeć się na jego twarz. Snując krótką opowiastkę, mówił jednak śmiertelne poważnym tonem i udało mu się tłumić śmiech, który od razu świadczyłby o tym, że robił sobie z niej jaja. Owszem, o starym Erlu krążyła cała masa rozmaitych plotek ale te o zakopywaniu ciał to jedynie wymysł bujnej wyobraźni dzieciaków. Był nieco zdziwaczałam mężczyzną ale zwyczajnie doskwierała mu samotność.
Nigdy wcześniej nie widział niedźwiedzia z tak bliskiej odległości. Był przerażony i nawet nie próbował zgrywać bohatera, bo skończyłby jedynie jako misiowa kolacja. Donoghue pewnie zeszłaby na zawał i zamieszkałaby w tejże jaskini do końca życia. Miałoby to opłakane skutki! — Niedźwiedzie nie zapuszczają się w okolice zamieszkane przez ludzi. Jeśli jednak na niego trafiliśmy, oznacza to, że jesteśmy cholernie daleko od domu — odparł, gdy udało mu się przecisnąć przez szczelinę. Z trudem złapał oddech, zwłaszcza, że niedźwiedź wciąż kręcił się wokół jaskini. Nie było co prawda innego wejścia, więc byli bezpieczni ale przecież nie mogli siedzieć tutaj w nieskończoność. — Spokojnie, tutaj jesteśmy bezpieczni. Poczekamy aż się oddali — spróbował ja uspokoić i ułożył dłoń na jej barku, które lekko ścisnął — Musimy rozpalić male ognisko, bo za moment utkniemy w ciemnościach. Znajdź kilka gałęzi, patyki i kamienie — odparł, po czym sam próbował rozejrzeć się za czymś, co ułatwiło by im przetrwanie. Zlokalizowanie czegokolwiek było prawie niemożliwe w tych egipskich ciemnościach ale musieli spróbować. Pod butem namierzy kilka kamieni, które podniósł, jednak obawiał się, że konieczne będzie wyjście na zewnątrz. Tam wręcz roiło się od gałęzi i większych patyków.
Gdy odejdzie, wyjdę poszukać czegoś wokół jaskini — odparł, zbliżając się do szczeliny, by namierzyć ryczącego niedźwiedzia.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Czy aby na pewno nie powinien traktować tych wybryków jako ż a r t ó w?
Chociaż dziewczyna mocno denerwowała się, gdy nie traktował jej poważnie – trudno mu się dziwić, gdyż Ell nie należała do jednostek wybitnie rzetelnych – to jednak wznieciłby w niej bardzo sprzeczne uczucia, gdyby nagle zgodził się na dwuznaczne propozycje, którymi bezustannie go zasypywała. Co miałaby wtedy zrobić? Rzucić się na niego, by wykraść trochę przyjemności z bliskości jego ciała, czy może pozostać w zgodzie z tym, co obiecała przed kilkoma miesiącami i udawać niewzruszenie jego urokiem? Od samego zastanawiania się nad tym, bolała ją głowa.
— Jesteś n a j p i ę k n i e j s z ą podstawką na łopatę, jaką w życiu widziałam — zapewniła go z urokliwym uśmiechem, ignorując pozostałą część jego wypowiedzi. Unikała konfrontacji ze wszystkim, co było dla niej niewygodne. Nie chciała się z nim sprzeczać, ale była gotowa bronić swojego honoru i upierać się przy tym, że poradziłaby sobie sama! Po co jednak miała trudzić się w pojedynkę, skoro nadarzyła się okazja, by spędzić z nim nieco czasu. Ochoczo zaprosiła go do wspólnej z a b a w y. Nie spodziewała się, że zabawa zmieni się w ucieczkę przed rozzłoszczonym, g ł o d n y m niedźwiedziem. Ciekawe, czy lubił smak ludzkiego mięsa nurzanego w młodzieńczej krwi?
Nie miała okazji odnieść się do opowieści o starym Erlu. W tym momencie, klęcząc na chłodnej skale i usiłując odzyskać oddech, miała wrażenie, że Milo opowiedział jej o tym w innym życiu, nie przed kilkunastoma minutami.
Bieg mocno ją nadwyrężył. Pierwszy raz musiała wykrzesać z siebie tyle siły i gdyby nie dźwięk łamanych gałęzi, jaki towarzyszył niedźwiedziej szarży, pewnie nie zmusiłaby ciała do takiego intensywnego wysiłku.
Podciągnęła kolana pod brodę i objęła je – mało brakowało, a zaczęłaby kołysać się w tył i w przód. — Nikt nas nie odnajdzie. Suzie ugania się za tym pożal się boże h y d r a u l i k i e m, Miles wyleciał do P a r y ż a, a twoje siostry pewnie myślą, że jesteś u mnie i doskonale się bawimy. Nie będą nas szukać. Umrzemy tutaj, a za tysiąc lat archeolodzy odnajdą nasze kości — mówiła, pogrążając się w coraz większej panice. Dopiero kiedy poczuła na sobie jego dłoń, wzięła głębszy oddech. Jak to możliwe, że zwykły niedźwiadek spowodował u niej tak gwałtowną reakcję? Gdzie schowała się pewność siebie i przekonanie o byciu niepokonaną?
— OSZALAŁEŚ?! — wrzasnęła, zrywając się z ziemi. Całe szczęście, bo kamienna podstawa zaczęła ziębić ją w tyłek. Podbiegła do niego i pociągnęła do za rękę, ani myśląc, by pozwolić mu wyjść z jaskini. Wolała marznąć w ciemnościach, niż ryzykować natknięciem się na zwierzę mające tak szeroką szczękę, że pewnie byłoby w stanie połknąć ich w całości. — Po pierwsze, nie ma takiej opcji, żebym została tutaj sama. Po drugie, chyba zwariowałeś! Wyjście tam to idiotyczny pomysł, nawet ja to wiem, a nie jestem najbystrzejsza — wyjaśniła, zaciskając dłoń na jego nadgarstku. — Jeśli wyjdziesz, zacznę krzyczeć i płakać!

ell c. donoghue
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
Roześmiał się, wypiął klatę i ułożył pięść na swym biodrze, krocząc niczym prawdziwy model, żywcem zdjęty z paryskiego Fashion Weeku. Skłamałby mówiąc, że podchody, które uskuteczniała od momentu gdy wrócił do miasteczka mu nie schlebiały. Każdy facet czuł się bardziej pewny siebie, gdy dostawał takie komplementy, a dziewczyna sama pchała mu się do łóżka ale on wcale nie traktował jej jak przypadkowo poznanej dziewczyny, która mógłby przelecieć i porzucić dnia następnego bez wyrzutów sumienia. Właśnie one sprawiały, że się bezustannie zadręczał, żałując nocy z nią spędzonych, bo wiedział jak wiele krzywd wyrządził tym innym. Znał ją i jej rodzinę od dziecka, więc nie chciał by i ona przez niego w końcu cierpiała. Nie zasługiwała na to.
Przestań panikować, przecież niedługo niedźwiedź sobie pójdzie a my.. — urwał i zmarszczył czoło, przypatrując jej się podejrzliwe — Czekaj, co? Dlaczego moje siostry miałyby myśleć w ten sposób? — zapytał zdezorientowany, kompletnie nie przejmując się tym, że na zewnątrz grasowała mordercza bestia. Niejednokrotnie słyszał podobne przytyki ze strony swych rodziców, którzy na pewno zdołali zauważyć, że młoda Donoghue kręciła się wokół Milo. Ta zresztą nigdy nie kryła swych intencji i otwarcie mówiła o tym, czego oczekiwała względem bruneta.
Gdy chwyciła go za nadgarstek, przeniósł na nią swój wzrok i nie wyciągając go z uścisku, westchnął ciężko.
Ell, muszę to zrobić. W nocy temperatury w jaskiniach bywają naprawdę niskie, więc trzeba się porządnie przygotować. Poza tym szybko biegam i w pojedynkę zdołam umknąć niedźwiedziowi. Nawet nie nie spostrzeżesz i już będę z powrotem — uspokoił ją, choć dziewczyna wciąż trzęsła się i piekliła — Jeśli zaczniesz krzyczeć, misiek nigdy sobie stąd nie pójdzie i skończę jako jego przystawka. Więc, jeśli zależy ci na tym bym wrócił tu w jednym kawałku, musisz być jak mysz pod miotłą. Siedzieć w ciszy — dodał i zrobił krok w jej stronę, pozwalając sobie na to by zaczesać jej luźno opadające kosmyki włosów za ucho — Dasz radę, jesteś dzielna — dodał ciszej, uśmiechając się i wyrwał dłoń z uścisku, podchodząc bliżej szczeliny przez którą zamierzał ponownie przejść.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Nawet jeśli przez k r ó c i u t e ń k ą chwilkę wydawało jej się, że popełniła błąd, przyczyniając się do skrzywdzenia całkowicie niewinnej osoby, wyrzuty sumienia prędko zniknęły, a raczej zostały zagłuszone przez inne emocje – tych Ell nigdy nie brakowało. Milo jednak nie miał racji! Sądził, że spełniając jej pragnienia, dając jej uwagę, o którą prosiła, a następnie wracając do codzienności, w której byli dla siebie wyłącznie sąsiadami, skrzywdziłby ją. W jej ocenie było to niedorzeczne! Przecież nie szukała c h ł o p a k a! Zależało jej na rozrywce, choć swoim oślim uporem Milo dostarczał jej całkiem sporo. Z drugiej strony, może gdyby dostała go w swoje ręce, odpowiednio wykorzystała i poczuła się w pełni nasycona, zapomniałaby o nim i uwolniła się spod jego uroku?
— JA WCALE NIE PANIKUJE! — wydarła się, czując, że policzki zaczynają ją piec. Przecież była w pełni opanowana, doskonale radziła sobie ze stresem i tym, że w każdej chwili mogli stać się przekąską dla niedźwiedzia. — Bo twoje siostry to sprytne i bardzo inteligentne dziewczyny. Czasami mam wrażenie, że ciebie wychowywali w innym domu, wiesz? — powiedziała, siląc się na lekki ton, jednakże widać było, że mimo żartów cisnących się na usta, strach i niepewność nie zniknęły z jej twarzy.
W tym momencie nie czuł się dzielna, ale nie dlatego, że bała się czekającego obok niebezpieczeństwa, a tego że zostanie sama. Wolałaby marznąć, niżeli być skazana na spędzenie choćby kilku minut w tej jaskini bez możliwości odezwania się do drugiego człowieka.
Zdecydowała się zgodzić na jego warunki dopiero, gdy odgarnął jej włosy z twarzy i wsunął za ucho. Pokiwała głową i objęła się ramionami, nie mówiąc niczego więcej. Poczuła szybsze bicie serca, kiedy patrzyła jak nagie plecy chłopaka znikają za szczeliną. Zrobiła kilka kroków w stronę wyjścia, licząc, że będzie w stanie usłyszeć wyłącznie ciszę wskazującą na to, że Milo nie napotkał rozwścieczonego niedźwiedzia na swojej drodze. Po chwili z tego zrezygnowała i zaczęła z w i e d z a ć jaskinię. Ułożyła znalezione kamienie w okrąg, który miał stanowić podstawę ogniska – dość małego, bo kamieni nie zlokalizowała wiele. Przez cały czas myślała o tym, jak bardzo nakopie sąsiadowi, jeśli ten po nią nie wróci.

milo fairweather
właściciel zakładu kaletniczego — west end
32 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zakończył wieloletni związek, przejął rodzinny dom i próbuje zdobyć serce jednej wariatki.
On widział to zupełnie inaczej. Wiedział, że większość dziewczyn podchodziło do wszystkiego zbyt emocjonalnie i wbrew słowom Donoghue, nie wierzył w to, że z nią mogłoby być inaczej. Widział ją jako drobną, wrażliwą i emocjonalną osóbkę, która pomimo szaleństwa, bijącego jej z oczu, nie zawsze była w stanie nad wszystkim zapanować. Może i postrzegała go jedynie jako obiekt, który zapewni jej rozrywkę i zaspokoi jej wewnętrzne potrzeby ale czy aby na pewno udałoby im się utrzymać relacje, która wypracowali t e r a z?
Nie próbował zgrywać bohatera, bo wiedział, że jego nieobecność, wprawiała dziewczynę w jeszcze większy strach, jednak wiedział, że bezczynność jedynie im zaszkodzi. Chciał zapewnić im i bezpieczeństwo i możliwość przeczekania całej sytuacji w cieple i względnej jasności. Czy się bał? Oczywiście!
Jesteście stuknięte, wszystkie trzy — pokręcił głową, nie chcąc zaprzątać sobie głowy tym, co myślą sobie o nim i sąsiadce Mabel czy Maradee, kiedy po drugiej stronie kamiennej fasady czaiła się wygłodniała bestia. Wiedział, że dziewczyny snuły knowania za jego plecami jeszcze gdy był z Auden i nie bardzo wiedział co miało to na celu. Jeśli były zorientowane w życzeniu Ell, to powinny wiedzieć, że nie powinny kibicować czemuś, co nie miało prawa bytu. Łączył ich wyłącznie seks i żadne z nich nie pragnęło niczego więcej. Gdy jednak dowiedziały się o tym co połączyło go z sąsiadką gdy był jeszcze w związku, okazał się być najpodlejszym dziadem na całej kuli ziemskiej. To jak w końcu, drogie siostry?
Gdy w końcu przecisnął się przez szczelinę, prowadząca na druga stronę jaskini, wyjrzał ostrożnie, wystawiając głowę na zewnątrz i w pierwszej kolejności starał się zlokalizować niebezpieczeństwo. Dostrzegł nieniedźwiedzia, wyciągającego się przy jednym z drzew, oddalonym o kilkanaście metrów. Najrozsądniej byłoby poczekać aż ten się oddali, jednak niebo ściemniało się coraz to szybciej i podejrzewał, że za parę chwil, sytuacje utrudnią im opady deszczu. Na paluszkach wymknął się ze szczeliny, kierując się od razu w przeciwna stronę do misia i rozglądając się za patykami, które nadałyby się do ogniska. Nie chciał ściągać na siebie uwagi bestii, dlatego wszystko robił w znacznie wolniejszym tempie. Oddalił się nieco i oglądając się z ramie, skupił się na zadaniu.
Wrócił do jaskini bo około dziesięciu minutach i gdy przecisnął się z powrotem w głąb szczeliny, wrzucając do środka najpierw zebrane drewno, niewiele był w stanie zobaczyć. Dopiero po chwili jego wzrok względnie przyzwyczaił się do panującej w jaskini ciemności.
Udało mi się zebrać trochę patyków, więc rozpalę ognisko. Widzę nawet, że nie próżnowałaś — zwrócił uwagę na kamyki ułożony w okrą, które prawie przetrącił swoim sportowym obuwiem. Zrzucił wszystko na ziemię i prędko zabrał się za układanie drewna na stosie. — Podłóż resztę ale nie wykorzystuj póki co wszystkiego, nie wiadomo ile tu zabawimy, bo ściemnia sie na zewnątrz i zbiera się na deszcz. Ja spróbuje wykrzesać iskrę — odparł, sięgając po dwa nadające się patyki, które włożył w układany przez dziewczynę, niewielki stos.


ell c. donoghue
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Prychnęła, gdy zarzucił im wariactwo. Wcale nie były s t u k n i ę t e! Widziały świat w nieco inny sposób – szczególnie Ell, która wierzyła, że gdyby zyskała posłuch i stanęła na czele wszystkich ludzi, ze świata zniknęłyby wojny oraz wszelkie nieszczęście – ale to nie oznaczało, że poprzestawiało im się w głowach. Dobrze, Donoghue może brakowało jednej lub dwóch klepek, lecz siostry Milo nie zasłużyły takie ostre słowa. Zależało im na szczęściu brata i zgodnie uważały, że Ell mogłaby mu je dać. To, że złościły się z powodu z d r a d y to inna para gumiaków – tudzież kaloszy, bo zawsze plątały się jej popularne powiedzonka.
Z powodu niebezpieczeństwa myślała jeszcze mniej racjonalnie niż miała w zwyczaju. Nie potrafiła dostrzec dobrych intencji, którymi kierował się seksowny sąsiad, gdyż zwyczajnie b a ł a się zostać sama. Na tym jednak nie koniec, gdyż obawę przed chwilą spędzoną w samotności oraz niewygodzie była w stanie znieść, za to znacznie większy problem stanowił niepozwalający się zignorować strach o życie chłopaka. Co powiedziałaby jego s t u k n i ę t y m siostrom, gdyby coś mu się stało? Jak poradziłaby sobie nie mogąc więcej oglądać go podczas pracy w ogrodzie rodziców, gdy zdejmował bluzkę, a stróżki potu błyszczały na jego wyeksponowanych mięśniach?! Istotnie wykazał się odwagą, stawiając czoła możliwości napotkania niedźwiedzia, lecz ona wolałaby mieć go przy sobie, by w razie niepewności nękającej serce móc złapać go za rękę i poczuć jego obecność.
Zamiast tego poszedł na s p a c e r.
Idiota. Cymbał. Dureń.
Układając kamienny okrąg, strach zaczął ustępować zdenerwowaniu. Im dłużej Milo nie wracał do jaskini, tym z większą frustracją (mającą odzwierciedlenie w sile), przestawiała skalne odłamki. Chciała wyładować się na kamieniach, wyżyć się, ale im nie sprawiało to żadnej różnicy.
Usłyszawszy hałas, natychmiast spojrzała w kierunku szczeliny. Przeciskający się przez nią Milo wyglądał na zasapanego, ale – na ile pozwalało jej nikłe światło – oceniała, że w y c i e c z k a poza schronienie nie okazała się niebezpieczna.
— Nie spieszyłeś się — fuknęła, na moment krzyżując ręce pod biustem. — To dobrze, deszcz wypłoszy m i s i a. Znajdzie sobie jakąś przytulną jaskinię, do której będzie mógł wejść, żeby nie zamoczyć futerka — stwierdziła, obserwując, jak sąsiad rozpoczyna nierówną walkę z gałązkami, przy pomocy których chciał wykrzesać iskrę. Ell wiedziała, jak używać krzemienia; dziadek nauczył ją tego, zanim wyjechała z Lorne Bay, rozpoczynając najdłuższą przygodę swojego życia. Gdyby tylko go mieli, rozpalenie ogniska nie byłoby problemem.
W milczeniu zajęła się ułożeniem stosu. Zaczęła od największych gałązek, a po stworzeniu solidnej podstawy, skupiła się na mniejszych patykach. Minęło kilka dłuuugich minut, nim zdecydowała się ponownie odezwać. Jak na nią, wytrzymała w ciszy niepokojąco długo.
— Wciąż uważam, że nie powinieneś był mnie tutaj zostawiać. Jestem na ciebie zła, wiesz? Gdybyś miał bluzkę, posłużyłabym się nią, jak podpałką, żeby ci dopiec — stwierdziła. Wciąż ją to gryzło i nie mogła tak po prostu dać mu o tym zapomnieć.

milo fairweather
ODPOWIEDZ