organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nic jej nie było i chociaż chciała powiedzieć, że nie pierwszy raz, ktoś obok niej rozbił butelkę, powstrzymała się od tego. Czuła, że takie wspomnienia nieszczególnie by mu się spodobały. Mimo to coś i tak chciała powiedzieć.
- Nie jestem taka delikatna, spokojnie - wolała go w tej kwestii uspokajać, bo od postrzału miała wrażenie, że o tym zapomniał. Przeżyła wiele lat w gorszych warunkach, trochę szkła i agresji jej nie zaszkodzi. - Moich swetrów i tak nie ma w szafie... Pearl nie chce mi powiedzieć, gdzie one są - zauważyła, bo rzeczywiście nic z jej starych ubrań nie znajdowało się już w garderobie. Nie miała wyboru i mimo swoich oporów, musiała zacząć chodzić w ubraniach, za które zapłacił Nathaniel. Udało jej się przynajmniej zachować buty... nie własne, ale te, które dostała od niego, jako pierwszą rzecz, którą przyjęła. Miała wrażenie, że od tego czasu minęło wiele lat. - Dziękuję za komplement - naturalnie nie byłaby sobą, gdyby mimo wszystko nie podziękowała. Zasępiła się jednak odrobinę, gdy tak dobitnie powiedział, że nikt nie potrzebuje jej pomocy. Nigdy w swoim życiu nie była gdzieś po prostu gościem i przez to czuła się co najmniej tak nieswojo, jak on, gdy zarzucała mu za mało odpoczynku. - Może mogliby zostać na noc? Wtedy wszyscy zjedlibyśmy wspólne śniadanie - zaproponowała, chyba nie zdając sobie sprawy z tego, że mało kto poza nią, planował obudzić się jutro w porze śniadaniowej. Ponownie się zasępiła, tym razem nieco bardziej, gdy tak ją zbył. Nie była kimś, kto jakkolwiek mógłby mu rozkazywać, a przynajmniej na tym etapie jeszcze wierzyła, że nie powinna mieć prawa głosu, mimo to zacisnęła dłoń w pięść. - Skoro tak uważasz... też powinnam ukrócić własne lenistwo - to nie był żaden szantaż, ale jakiś głosik, którego nigdy wcześniej nie słyszała, nagle zaczął szeptać, że w ten sposób mogłaby coś ugrać. Krnąbrny doradca, którego pojawienie się z tyłu głowy naprawdę ją zaskoczyło. Zaraz jednak serce zabiło jej mocniej, z wdzięcznością, gdy podał jej bezalkoholowe wino. Pearl obiecała jej na wieczór owocowego szampana, ale to miała być ich tajemnica, podobno nawet blondynka wolała go od normalnego.
Był to zdecydowanie najprzyjemniejszy Sylwester w jej życiu. Nie była sama, dwa razy zagrała, dlatego, by zrobić przyjemność Nathanielowi, a nie dlatego, że musiała. Sama też czuła przez to przyjemność. Przerażały ją nieco rozmowy, w których Hawthorne czasem uczestniczył, szczególnie te, gdy miała na moment iść do Pearl i Jaspera, ale z nimi też dobrze się bawiła. Z Ainsworthem udało jej się nawet zatańczyć, nawet jeśli w przeciwieństwie do innych par, ich pląsanie było po prostu niewinne. Zagapiła się całkowicie i skupiła na przyjemnościach... zjadła tyle ciastek, że wieczorem rozbolał ją już brzuch, a w tym wszystkim... chyba nawet ona zapomniała o własnych urodzinach. Chrupała właśnie czarny makaronik, kiedy Nathaniel poprosił, żeby z nim gdzieś poszła. Wspinali się po schodach, a ona usłyszała, jak goście niżej zaczynają odliczać. Miała mu powiedzieć, że to chyba teraz właśnie powinni tam być, ale mimo to przeszła przez drzwi swojej sypialni i zaraz się zatrzymała. Aż cała zaczęła się trząść, a kawałek ciastka uleciał z jej dłoni na ziemię. To przynajmniej nieco ją oprzytomniło.
- Ojej! - natychmiast schyliła się po ciastko, czując na tej wysokości jeszcze wyraźniej zapach kwiatów. Podeszła do nich i opuszkami palców przejechała po płatkach. - Wiesz, że to dla mnie za wiele - to nawet nie było pytanie, nadal cała drżała, ale przełknęła ślinę i delikatnie pociągnęła za wstążkę. Serce tak jej biło, że nie była w stanie go uspokoić. Obraz rozmył się nieco, przez wilgoć wezbraną w oczach, bo uświadomiła sobie, że to kolejne urodziny, które z nią świętował... że tak wiele przez ten czas się wydarzyło, że być może... naprawdę była szczęśliwa i to głównie przez Nathaniela. Otarła łzy z polików i cała zarumieniona spojrzała na powód tego zamieszania. - Przegapiliśmy nowy rok - odszukała jego spojrzenie. - Pearl mówiła, że jeśli ktoś się pocałuje na końcu starego roku i zacznie tak nowy, to spędzi go w całości z tą osobą... nie powinnam wierzyć w takie zabobony, ale mam nadzieję, że bez pocałunku też się uda - wyszeptała, ale nie zdążyła podziękować za prezent, gdy Hawthorne przeciął dzielący ich dystans. Z ufnością opadła w jego ramiona i może byli nieco spóźnieni, ale i tak planowała się od teraz modlić, by mimo to pocałunek ten został uznany. Bo tak jak on wyznał jej w święta, tak też ona wcale nie chciała, by odchodził.

Nathaniel Hawthorne
<koniec> <33
ODPOWIEDZ