malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Były takie momenty, kiedy czuł że w całej znajomości akurat z Desiree było coś zupełnie niedorzecznego. Rohrbach nie był co prawda nigdy człowiekiem specjalnie porządnym czy choćby o jasno ustawionych moralnych priorytetach, ale regularny romans zdawał się nie być nigdy choćby blisko obszaru jego zainteresowania. A jednak, stało się i pewnie dosyć trywialnie w taki przerodziła się znajomość początkowo oparta jedynie na dosyć przypadkowym seksie. Dodatkowo, dał się temu prądowi ponieść z taką skutecznością, że wrócił do pisania wiadomości tekstowych zahaczających śmiało o te pikantne i wyglądaniu spotkań z tą piękną blondynką wręcz niczym zbawienia.
Historia ich spotkań, jak i to co się na nich działo, od samego początku były wręcz mokrym snem autora harlequinów czy innych erotyków dla mamusiek, Flann jednak zdawał się tym już nawet nie przejmować. Jak i tym, że ich kolejne ukradkowe spotkania odbywają się w mieszkaniu znajomych, którzy wschodnie wybrzeże Australii traktowali co najwyżej jako uroczą daczę. To jednak w zupełności wystarczało, by ta wyjątkowo zauroczona sobą dwójka mogła spędzać ze sobą dowolną ilość czasu, zachowując przy tym spokój i anonimowość. Jak przecież ogólnie wiadomo romans musi rządzić się swoimi prawami.
W ostatnim czasie ich spotkania złagodniały. Nie rozpoczynały się gwałtownym zrywaniem z siebie ubrań by jak najszybciej móc mieć to drugie w jak najbardziej fizycznym tego słowa znaczeniu. Zaczynali ze sobą coraz więcej rozmawiać, coraz lepiej się wzajemnie poznawać i pewnie powinno być w tym coś niepokojącego - bo pewnie, choćby powoli, zaczynają się do siebie przywiązywać, ale również nie było to tym, czym Flann zawracał sobie w ostatnim czasie głowę. Tego dnia zjedli na mieście całkiem niezłą kolację i właściwie dopiero późnym wieczorem dotarli tutaj, na miejsce. Wszystko było spokojne, niespieszne, więc leniwe. Tak inne od wiecznie pędzącej za czymś, gdzieś codzienności.
Zabrał się za otwieranie wina. Starał się jak mógł, by skutecznie dzielić uwagę między eleganckim rozlewaniem trunku, a obserwowaniem samej Desi. Dziewczyna zatrzymała się w drzwiach prowadzących na taras i dosyć nonszalancko oparła się o ich framugę. Aż się dłuższą chwilę nad tym prostym widokiem zawiesił. I co prawda był może i prosty, ale sama uroda Desiree wystarczyła, by uznawał to za oszałamiające. Jeśli więc artyści powinni mieć muzy, jego muzą była ta blondynka. Nieśmiało zaczynał nabierać przekonania, że wszelkie ostatnie sukcesy są zasługą tego, że pojawiła się w jego życiu. I chyba liczył, że zagrzeje w nim miejsce na dłużej.
- Wszystko w porządku? - zapytał, tym samym komentując jej zamyślenie. Pojawił się u jej boku z dwoma kieliszkami, jeden podając samej zainteresowanej. Oparł się w podobny sposób o drugą, wolną jeszcze stronę tych szerokich, balkonowych drzwi i upił pierwszy łyk, po raz kolejny, zupełnie bezsensownie wgapiając się w jej piękną buzię.
Było w jej urodzie coś takiego, że czuł się wręcz natchniony.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Romanse, przynajmniej w teorii powinny być proste i pozbawione komplikacji. W końcu nie szukała nikogo na stałe i nie zamierzała wprowadzać w swoim życiu rewolucji. Miał to być moment zapomnienia, kilka godzin z tygodnia, które wyrywali sobie wzajemnie z harmonogramów. Bardzo pilnowała, zresztą, by to pozostało tajemnicą. Igrała dosłownie z ogniem i wiedziała, że w jej wypadku wyjawiony sekret o romansie mógł skończyć się czymś więcej niż złamanym sercem.
Na przykład, obojczykiem bądź roztrzaskaniem czaszki. Była wręcz nieziemsko ostrożna, nawet jeśli od dłuższego czasu nieznośne motyle, ulokowane gdzieś w jej brzuchu nakazywały jej pozbycie się hamulców. Dawno nie czuła aż takiej ochoty, by się zapomnieć i manifestować wszystko, co działo się za zamkniętymi drzwiami pewnego domku, do którego udawali się coraz częściej. Mimo wszystko jednak stąpała z klasą po bardzo niepewnym gruncie i przypominała sobie, że może tego pożałować.
W końcu ostatnio zarobiła uderzenie za pracę w nocnym klubie. Tego typu tajemnice jednak były niczym w porównaniu z romansem. Z tego też powodu rozum podpowiadał jej wyraźnie, że pora to skończyć. W końcu mogli pozostawić to tak cudownie zawieszone, bez dramatów, bez łez. Wprawdzie z ogromnym nienasyceniem, ale przecież nie z takimi tragediami ludzie trwają. Nie z taką tragedią przetrwała ona, więc i teraz da radę. Myśl ta była natrętna, mocno mieszająca jej w głowie, bardziej niż wino, którym raczyła się już od kolacji.
W skali od jeden do dziesięciu, tylko ten artysta mógł zmącić jej spokój w szybszym tempie, ale nie o nim myślała przyglądając się widokowi, który dla niej nie był ani trochę banalny.
Wszystko dlatego, że usiłowała wryć go sobie w pamięć, jeśli faktycznie dziś pożegna się z tym człowiekiem. I tylko jakiś nieznany cień owijał tę krainę, ta świadomość, że nie będzie potrafiła ot tak wykreślić się z życia mężczyzny, który jeszcze do niedawna niewiele dla niego znaczył.
Ale odkąd ją posiadł i to w każdym aspekcie, nie umiała poprzestać na zdawkowej relacji, zupełnie jakby splatały ich pewne nierozerwalne więzy, choć to musiał być absurd ze względu na ich krótki staż relacji. I fakt, że wciąż miał obrączkę, a ona siniaka na nadgarstkach i nie znalazła jeszcze odpowiedniej wymówki dla niego w sprawie powstania tego śladu.
Dlatego wzięła od niego kieliszek lewą dłonią i odwróciła głowę, by na niego spojrzeć.
- Jesteś spełniony? Tak wiesz, robisz to co lubisz, przy boku kobiety, którą kochasz? A może zwyczajnie wystarcza ci to co masz? - ale zadawała te pytania lekko, nie chciała, żeby sobie pomyślał, że za bardzo wkracza w jego prywatność. Dotychczas nie rozmawiali o jego rodzinie, żonie, poruszali się raczej na neutralnym gruncie pracy, artyzmu i wszystkiego wokół. Teraz jednak chciała wejść nie tylko w jego krew, ale w mózg, pragnęła poznać myśli, zwykle zasnute przez pierwotne pragnienia.
Dlatego pytała i dlatego wsunęła ostrożnie swoją małą dłoń w jego ogromną prawicę. Yin i yang, perfekcyjne połączenie.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Nie uważał się nigdy za człowieka specjalnie naiwnego, liczył się zatem z tym, że ten temat w końcu gdzieś i kiedyś między nimi zawiśnie. Oczywiście liczył pewnie, że będzie to raczej później niż teraz, zaraz, za chwilę, ale z drugiej strony nie uciekał przed nim, nie udawał że jest inaczej niż w rzeczywistości. Przecież w żaden sposób cudownie nie ukryje, że po tym wszystkim co się między nimi dzieje, wraca do żony jak typowy, wierny mąż.
- Dzień dobry, dziś dzień trudnych pytań i jeszcze trudniejszych odpowiedzi? - uśmiechnął się co prawda mówiąc to, ale między Bogiem a prawdą wcale mu do śmiechu nie było. Pozwolił więc złapać sobie jej dłoń mocniej, jakby w ten sposób mógł upewnić obie strony, że nie pozwoli jej się choćby odsunąć. A tym bardziej odejść. W ogóle przyciągnął ją do siebie, tak by prawą stroną swojego ciała mogła się przytulić. Upił pierwszy łyk ze swojego kieliszka i powoli, niespiesznie zaczął formułować swoją odpowiedź:
- Czuję, że po dzisiejszym dniu przestaniesz mnie lubić - a czy w ogóle p o l u b i ć zdążyła? - Zdaję sobie sprawę, że jest cały gros ludzi, którzy daliby się pokroić żeby zamienić się ze mną na życie. Długo sam byłem takim nieznośnym gnojkiem, wręcz zachłyśniętym własnymi możliwościami. Tyle, że nawet to najlepsze się w końcu znudzi i im dalej w las... Ciężko się czymkolwiek n a s y c i ć - cóż za cudowne słowo. - kiedy masz wrażenie, że możesz mieć po prostu wszystko - spojrzał gdzieś przed siebie. Czy klucząc w ten sposób odsuwał od siebie temat żony? Właściwie nie. Chyba po prostu starał się być dobrze zrozumiany. Choć z drugiej strony liczył się, że z pewnym zapleczem wręcz nie wypada nie określać się jako człowieka szczęśliwego. Czy był szczęśliwy? Szczerze mówiąc - tu i teraz, tak. Z t ą k o b i e t ą - tak. Cała reszta zdawała się jedynie stawać smutnym przyzwyczajeniem, nawykiem którego jedynie trudno się oduczyć. Trudno się pozbyć. - Nie jestem facetem, dla którego celem samym w sobie było małżeństwo, mały i piękny domek na przedmieściach, biały płotek, posadzenie drzewa i posiadanie dzieci. Z biegiem czasu właściwie nie wiem czemu wtedy pojawił się taki pomysł - w jego głowie przemknęła w tym momencie cała ostatnia rozmowa z Aspen o posiadaniu dzieci. Czy nie powinien wtedy powiedzieć jej o relacji z Desiree? To chyba byłoby zagranie, które chociaż stałoby obok takiego "w porządku". To był kolejny moment, kiedy wyrzuty sumienia powinny zeżreć go żywcem. Upił kolejny łyk ze swojego kieliszka, trochę mocniej objął towarzyszącą mu blondynkę w talii i przeniósł swoje spojrzenie na jej śliczną buźkę. Co ta dziewczyna miała takiego w sobie, że nie potrafił przestać się nią zachwycać? - Sztampa, nie? - urwał na chwilę, z jednej strony czuł że taki wstęp raczej wystarczy, z drugiej - że cała sprawa wymaga dodania jeszcze kilku groszy. - Jestem w tym cudownym momencie swojego życia, kiedy stałem się tym żałosnym m ę ż e m - to słowo w jego ustach powinno palić w tym momencie żywym ogniem. - który tkwi w relacji wyłącznie z wygody i przyzwyczajenia. Powinienem się zachwycać gwarancją stabilizacji i takimi bajerami, ale raczej żaden wielki a r t y s t a tego nie potrzebował, nie? - rzucił z dosyć kpiącym uśmiechem. Szkoda jedynie, że jeśli z kogoś w tym momencie kpił, to jedynie z siebie. - Nadal chyba jednak jestem tym nieznośnym gnojkiem. Z pewnych rzeczy się nie wyrasta.
Spoważniał. Czy bał się jej reakcji? Owszem. Jednak wyjątkowo doceniał luksus, jakim była możliwość otwarcia sie przed kimś kto nie ocenia cię przez pryzmat tego co masz lub co robisz. A przynajmniej na tak trzeźwą ocenę ze strony Desiree liczył. Pocałował ją w sam środek głowy i przytulił jeszcze mocniej.
Nie odsunęła się, czy był to dobry znak?
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Tego typu pytania powinny zapewne padać na jakiejś odległej randce i powinny być związane z ludźmi, którzy zadeklarowali bycie razem. Tak przynajmniej do tej pory podchodziła do tego Desiree, która raczej była osobą trzeźwą i mocno stąpającą po ziemi. Nie dla niej były romantyczne zrywy uczuciowe, tragiczne rozstania bądź kłótnie kochanków. Tego typu elementy relacji nudziły ją potwornie i sprawiały, że jeszcze większym obrzydzeniem darzyła miłość jako taką. Ta zawsze bowiem kojarzyła jej się z bólem, łzami, złamanym sercem, a nade wszystko faktem, że nie jest to niczego warte.
W hierarchii lekarki więc emocjonalność znajdowała się na dole listy jej potrzeb, zaś cielesność ostatnio została wręcz wywindowana do samego nieba.
Nietypowe więc, że jednak stała tutaj, w przeciągu, z lekko rozwianymi przez wiatr włosami, piegowatą od słońca cerą i nieco rozluźnioną na ramionach bluzką (zakładaną naprędce przed restauracją, w samochodzie Flanna) i kierowała te zagadnienia do człowieka, z którym miał ją łączył tylko seks.
Gorący, namiętny, pełen pasji, ale wciąż niezobowiązujący jak diabli. I chyba sam diabeł podszepnął do ucha jej te pytania, bo zauważyła uścisk dłoni blondyna. Mocniejszy, przestrzegał ją, by nie próbowała się z nim siłować i go wysłuchała.
Właśnie tak ludzie zachowywali się będąc kochankami. Gdyby miała obie dłonie wolne to zaczęłaby sobie klaskać śmiejąc się z własnej głupoty. Jej rozsądek właśnie wybiegał przez okno, bo za mocno rozchyliła drzwi balkonowe.
Spojrzała więc na niego i jak ta nierozsądna zareagowała histerycznym śmiechem.
- A to ja mam cię jeszcze lubić? Nie wystarczy ci, że się z tobą pieprzę? - puściła mu oczko, bo półżartem, półserio, ale lubiła go coraz bardziej. Nie sądziła, że od lubienia brania go do ust i bycia jego znajduje się całkiem krótki dystans, który na dodatek przebiegała bez zadyszki.
Tylko przez tę sympatię nie zadowoliłaby się krótką odpowiedzią z jego strony.
- Jesteś roszczeniowym dupkiem. Masz wszystko i chcesz mieć jeszcze więcej - nie oznaczało to, że będzie się z nim zgadzać i kiwać potulnie główką na wszystko co miał jej do powiedzenia. Zresztą, czy to nie był motyw stały każdej konwersacji z kochanką? Żona zdawała się być najgorszą, zaś dziewczyna, którą się pieprzy… Mimo wszystko jednak było w jego słowach coś, co sprawiało, że Desi nie zamierzała go skreślić bądź uznać za kogoś niewartego swojej uwagi.
- Też miałam, w zasadzie mam domek z białym płotkiem i kochającego partnera - Flann nie wiedział nawet czy jest ktoś w jej życiu do kogo się śpieszy, więc ta rewelacja musiała paść, nawet wypowiedziana mimochodem. - I nie jestem artystką, daleko mi od niej, ale cholera… Budzę się i zastanawiam czy to już wszystko. A może przespałam ten czas szczęścia? - bo i nawet u boku swojego zmarłego synka daleko im było do sielanki. Na pewno zaś nie było tak spokojnie i błogo jak teraz, gdy mogli obserwować powoli zachodzące słońce i pić wino. Po części to nawet przypominało szaleńczą grę dzieciaków, którzy w zachwycie kontemplują fakt, że są niemalże identyczni.
- Może i jesteś żałosnym mężem - nie negowała oczywistości, bo przecież był tym potworem, który bez cienia wyrzutów pieprzył kogoś innego - ale nadal cię lubię - dokończyła z uśmiechem. Sam mógł zdecydować czy wystarczy mu takie pocieszenie czy uwierzy w to, że całkiem ufnie położyła głowę na jego piersi i nie zerwała się do ucieczki.
- To jak chciałbyś żyć? Mieć autostopowiczkę na każdym rogu? - dopytała, właściwie dziś rozchodziło się o Flanna, o jego marzenia, myśli, chciała go rozbierać kawałek po kawałeczku, ale tym razem nie z ubrań (które i tak w końcu zostaną zdarte), a z tego, co siedziało w jego głowie.
Wino już mieli, więc delikatnie popchnęła go na wygodny fotel i usadowiła się na jego kolanach z radością zauważając, że nieco poplamiła go winem. Starła koniuszkiem palca kroplę i delikatnie wsunęła ją w jego wargi.
- Opowiedz - poprosiła, bo skoro łamali wszystkie reguły znajomości to postanowiła czerpać z tego aż do ostatniej kropli. Jak z wina, które delikatnie szumiało w głowie, ale nie bardziej jak jego bliskość i ta ekscytująca świadomość, że kolejne sekrety staną się tylko ich.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Było w dźwięku śmiechu Desiree coś na tyle zaraźliwego, że nawet jeśli był on w tym momencie na swój sposób nerwowy i w żaden sposób nie można było uznać go za reakcję na udany dowcip, i tak go podchwycił i przez chwilę śmiał się razem z nią. W pewnej chwili jednak przestał i złapał się na pewnej myśli - miał wrażenie, że ludzie z góry zakładają, że jest ponurakiem. Było w tym coś smutnego, jak mocno zakorzenione w niektórych ludziach są pewne stereotypy. Był malarzem, realizował się w w i e l k i e j sztuce, więc po prostu musiał być humorzastym gnomem, z zerowym poczuciem humoru.
- A co, proszę o za dużo? - podchwycił więc chyba na przekór o tym o czym myślał jej dosyć lekką odpowiedź. Owszem, gdyby jeszcze kilka tygodni temu coś lub ktoś powiedział mu, że zacznie na swój sposób wręcz angażować się w relację z tą blondynką, sam nie byłby w stanie w to uwierzyć. Czas jednak upłynął, a oni stali tu teraz razem, wyrywając kolejne godziny ze swoich codzienności, rozprawiając na poważne tematy niczym dwójka starych przyjaciół. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale było w tej dziewczynie coś takiego, że nie potrafił postawić granicy i powiedzieć samemu sobie, że nie jest w stanie jej zaufać. Ich relacja miała być z założenia tylko przelotnym romansem, po co zatem ładować w to aż tyle energii, tyle uczuć? - Widzisz, jestem. I oboje musimy z tym żyć - sam przecież do jasnej cholery właśnie to powiedział, czemu miałby się z tym jakoś krygować? Puścił jej dłoń i przesunął ją gdzieś na wysokość łokcia. Cmoknął ją w czubek w głowy, po czym odsunął odrobinę swoją twarz i przyglądał się jej reakcji.
Słysząc jej słowa, w pierwszej reakcji - i to takiej, że ledwo ugryzł się w język - chciał podać w wątpliwość to, że ten jej nieszczęsny partner jest taki kochający. Może był ostatnim dupkiem i egoistą, ale nie był ani ślepy ani durny. Potrafił dodać dwa do dwóch. Desiree może i starała się jak mogła, by ukryć wszystkie sine ślady, ale zawsze coś pechowo mogło ujrzeć światło dzienne. Wyjątkowo jednak dziś darował sobie - jeszcze - tą uwagę. Dziś to ona zaczęła temat, więc póki co zamierzał grzecznie jej odpowiadać. Choć pewnie do czasu...
- Czy nie na tym to powinno polegać? Nie, żeby króliczka złapać, ale żeby go cały czas gonić? - wciągnął głośno powietrze. Gdzie on w ogóle podsłyszał takie banialuki? - Uznasz to pewnie za idiotyczne, ale ja bym się wcale nie pogniewał, gdyby dano mi możliwość przespania pewnego okresu. Dowolnego. Może wtedy obudziłbym się i w końcu jasno wiedział, czego chcę? To jak żyję teraz... Serio, byłbym ostatnim durniem gdybym choć pomyślał o tym, żeby na to narzekać. Ale szczerze? Jestem tym po prostu zmęczony. Znużony. Czuję, że w żaden sposób mnie już to nie zaskoczy, a wiem że n i e w y p a d a mi narzekać. Więc siedzę cicho. I koło się zamyka - miał pewnie coś jeszcze dopowiedzieć, ale w tym momencie przerwało mu jej pytanie. I to, że wylądowali razem na chyba najbardziej wygodnym fotelu świata. Pewnie uważałby tak nawet, gdyby to ustrojstwo uwierało w każdym możliwym miejscu, w końcu o tym, że ta chwila jest po prostu cudowna nie decydowało wyposażenie wnętrz w jego towarzystwo.
- Autostopowiczkę? - najpierw podłapał pytająco, bo dopiero kiedy te słowa opuściły jego usta skojarzył, że to przecież w taki sposób się poznali i jakby na to nie patrzył - było to zaszczytne miano samej Desiree. - Kochanie, nie mam nawet zdrowia, żeby sprostać oczekiwaniom jednej, jak miałbym sobie poradzić z większą ilością? - zażartował więc niezobowiązująco, ale między Bogiem a prawdą po prostu czuł, że po raz pierwszy od dawna naprawdę nie potrzebował więcej wrażeń.
- A co, jeśli jedyną słuszną odpowiedzią będzie n i e w i e m? - spojrzał na dosłownie kilka milimetrowych plamek z wina na swojej koszuli, i chyba by nie ryzykować powtórki dopil zawartość swojego kieliszka i najzhrabniej jak potrafił odstawił go na pierwszy kawałek blatu do którego sięgał. - Nie myślałem o tym. Nie myślałem o tym, bo nie musiałem, po prostu nikogo to nie interesowało - cóż, jeśli komuś się kiedykolwiek wydawało że wystarczy móc m i e ć wszystko by być szczęśliwym, najwyraźniej - a już na pewno w przypadku Flanna Rohrbacha - był w błędzie.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
A jeśli samo lubienie go było błędem? W teorii nawiązywała relację z terminem przydatności. Obiecywała sobie solennie, że gdy w grę zacznie wchodzić coś więcej niż tylko zwykła fizyczność, odejdzie. Nie z powodu partnera i tego, że było jej niedobrze od zdrady. Po prostu okazanie jakichkolwiek uczuć już na zawsze miało wiązać się z wyznaniem prawdy. Całej prawdy, a ta nie należała ani do najłatwiejszych ani najprzyjemniejszych.
Pogodziła się więc z faktem, że każda jej kolejna znajomość będzie osiadać na mieliźnie. Nie będzie głębokich rozmów, wnikania w swoje myśli, po prostu powierzchowna i płytka wspólnota ciał. I tak początkowo było z tym przelotnym i naglącym seksem. Zdarcie majtek z ud nie miało zbliżyć ich do siebie, a jedynie oddalić ją od agresora. Całkiem prosty plan okazał się jednak brzemienny w skutkach.
Tego wieczoru piła więc wino za swoje własne niepowodzenie, tyle że to trochę jak przed
apokalipsą- były znaki, przestrogi, wróżbici już orzekli zmierzch cywilizacji, a oni jak te dzieci obserwowali spadające gwiazdy.
- Zawsze mogę znowu udawać, że jesteś anonimowym kierowcą. Wtedy odejdzie ta otoczka sławnego malarza - w jego obecności śmiała się coraz częściej i robiła to naturalnie. Zupełnie zapomniała jak to jest, gdy przychodzi to bez żadnego trudu bądź myśli. Tak musiał wyglądać pierwszy oddech, bolesny, ale potem tak oczywisty jak to, że dobrze czuła się w jego towarzystwie.
Być może dlatego, że jeszcze nie pytał. Dostrzegał pewne znaki na jej ciele, czasami nawet zauważała troskę, gdy przesuwał dłoń nieco niżej, by nie dokładać jej bólu, ale nigdy nie zapytał wprost o pochodzenie tych siniaków. To był jeden z tych tematów tabu, którego nigdy nie poruszali. Do dziś również nie zapytała o jego żonę, a teraz świadomie malowała sobie przed oczami obraz zołzy, która sprowadziła go do tego prozaicznego życia.
Desi była za inteligentna, by wierzyć w każde z jego słów, ale wybrała obwinianie jego partnerki i pełną hipokryzji. Zabawne, że w takich wypadkach i tak wina spadała ciężkim obuchem na kochankę, więc nawet nie zamierzała się bardzo usprawiedliwiać.
Przygarnęła mężczyznę w potrzebie… i go wykorzystała?
Tak chyba powinna się czuć, gdy przy zachodzie słońca kreśliła plany na zakończenie tej relacji, ale niemożność podjęcia ostatecznej decyzji sprawiała, że czuła. Jeszcze nie wiedziała co dokładnie i dlaczego, ale nie była chłodna i skupiona jak podczas wykonania operacji. To nie było precyzyjne i bezduszne cięcie, a słowa Flanna interesowały ją naprawdę.
Ba, dała się nimi oczarować i omotać na tyle, że przyznała, że go lubi.
- Nie wiem, bo nigdy go nie złapałam. Widzisz, ja nigdy nie miałam takiego perfekcyjnego życia, a gdy zaczynałam je mieć… Działo się coś takiego co natychmiast mnie cuciło - nie wnikała również w śmierć swojego dziecka, w obecną ścieżkę kariery zawodowej. Dla Flanna pozostawała jak te puzzle, nadal znał ją we fragmentach, ale mogłaby przysiąc, że to były te najbardziej istotne części układanki.
W końcu cała reszta to była definicja innych ludzi. Tylko on widział ją prawdziwą i nagą.
Z tego powodu mogła bezwstydnie wypytywać go o plany, których nie będzie częścią i na dodatek popychać na fotel, który nadawał się dla podstarzałych dziadków, opowiadających sobie o przeszłości.
Zaśmiała się na widok jego przywiązania do koszuli.
- Jak na malarza jesteś przesadnie pedantyczny - skomentowała i kiwnęła głową z rozbawieniem, gdy stwierdził, że ona na jego głowie to już dużo. - Ja i twoja żona jak już - poprawiła go, bo nie zamierzała udawać, że nie istnieje ani że nie ukrywa przed nią romansu. W końcu nie była zachłanna i nie chciała (jeszcze) go tylko dla siebie, dzieliła się szczodrze jego czasem. - Mój kolega zawsze mówił, że wystarczy złamać nogę, by zatęsknić za normalnością. Może zamiast myśleć, działaj. W tym jesteś zajebiście dobry - zatęskniła za winem i pocałowała go w splamione nimi usta, delikatnie i czule. Spojrzała na niego z bliska. - A nie myślałeś nigdy, że dlatego jesteś taki dobry w tym co robisz? Z powodu tej całej nieszczęsnej egzystencji? - trochę się z nim droczyła, ale trudno było takie rozmowy traktować śmiertelnie poważnie, choć przecież słuchała go najpiękniej, z bliska i żywo interesowała się jego słowami.
Jak zawsze była cała jego w tych kradzionych godzinach, tym razem jednak wcale nie chodziło o jej ciało.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

- A co, jako anonimowy roszczeniowy dupek miałbym więcej przywilejów? - podłapał temat, nawet z lekko żartobliwym wydźwiękiem, odrobinę mocniej ją do siebie w tej samej chwili przysuwając. On - przynajmniej na ten moment - również w szczególnie zachłanny sposób (jeszcze) jej nie zagarniał. Nie próbował. Jak ten ostatni grzeczny i ułożony chłopiec wyczekiwał więc każdego jednego momentu, każdej jednej dłuższej chwili, którą ona mogłaby wyrwać tylko dla niego, a on - tylko dla niej. Coraz bardziej lubił ten ich wspólny czas, ten i c h czas na wyłączność. Owszem, nigdy nie planował być jednym z tych przykrych, smutnych, zdradzających mężów. Był tą niespokojną duszą, człowiekiem wiecznie szukającym atencji,bwiec mogłoby się wydawać, że wiecznie szuka ku temu okazji, ale poza mniejszymi lub większymi flirtami, nigdy się za szansą na regularny romans nie oglądał. Ta - choć postronnym byłoby na pewno ciężko w to uwierzyć - po prostu znalazla się sama. I znowu, owszem, mogło się skonczyć jedynie tym, że rżnąłby ją pokątnie w przypływie chęci, jedynie w wolnej chwili. Jednak w tej pieprzonej magii, która się zrodziła już w pierwszej sekundzie ich pierwszego spotkania było coś więcej. Coś, co zupełnie naturalnie z jedynie pierwotnego wręcz seksu, doprowadziło ich do chwil takich jak ta.
Chwil, z których już z pełną premedytacją nie umiał zrezygnować. I co więcej - nie chciał.
- Rzecz chyba w tym, że zawsze w pewnym sensie jakiegoś masz. Każdy z nas ma swoją j a k ą ś codzienność, coś co jest pewną stałą. Z tym, że jednemu jest z tym dobrze i jak w tym nieszczęsnym Dniu świstaka będzie pokornie wstawał dzień w dzień by robić to samo, z tymi samymi ludźmi, w tych samych miejscach, tylko po to by w ten sam sposób wieczorem położyć się spać. Komuś to wystarcza od pierwszego dnia, choćby do dnia śmierci. Drugi może mieć jednak możliwości żeby każdy jeden dzień móc przeżyć innym życiem - urwał, bo właśnie w myślach próbował przenieść tą swoją kolejną złotą myśl na własne życie. Coraz częściej dochodził do raczej smutnych wniosków - zatrzymał się bowiem w pewnym punkcie swojego życia i chyba w żaden sposób nie mógł go ruszyć. Nie musiało być przecież koniecznie do przodu, po prostu... Nie miał nawet czterdziestki, a poczuł, właśnie teraz, w tym momencie, że pozwolił sobie samemu po prostu zdziadzieć. Zakopać się w nudnej codzienności na tyle, że przestawała wyglądać jak jego zwyczajne życie. - I widzisz, ja mam możliwości na drugie, a zakopałem się w tym pierwszym - i musiał się ugryźć w język, żeby nie dodać czegoś o tym, że jedynie dzięki niej cokolwiek powoli zaczyna się zmieniać. Może i tak było, ale miał wrażenie że i tak przekroczył limit ckliwych historyjek o tym, jak to przy żonie nie czeka go już nic dobrego, a kochanka samym swoim jedynie objawieniem się w jego życiu mogła tyle zmienić. Może i bywał ostatnim hipokrytą, ale to jednak nie teraz, jednak nie dzisiaj.
- Jesteś jedyną autostopowiczką w moim życiu - pouczył ją jednak całkiem srogim tonem. Bo może i nie ukrywał przed nią w żaden sposób faktu posiadania małżonki, ale nie widział między nimi choć jednego punktu zaczepienia, by w jakiejkolwiek kategorii mogły obok siebie stanąć. - A ja jestem raczej antytezą człowieka pedantycznego. Porządek mam może jedynie w samochodzie, a i to chyba ostatnio niekoniecznie - to był chyba jedyny stereotyp, który w jego przypadku pasował. Był typowym artystą - bałaganiarzem, karmił się pewnie na swój sposób tym chaosem, który wokół siebie tworzył każdego jednego dnia. I nawet w życiu prywatnym, od kiedy tylko zarządził pojawienie się bałaganu w postaci rozpieprzania sobie małżeństwa osobą Desi, zrobiło się mu jakoś lepiej. Łatwiej. Wszystko nabrało koloru.
Choć wszelkie ostatnie prace cały swój zamysł i chaos, każdy jeden kolor, każdą jedną kompozycję zawdzięczały tej nowej znajomości. Nigdy nie wierzył w to, że w życiu artysty objawia się jakaś mityczna wręcz muza, która wszystko pozwala układać w jedną spójną całość. Aż do teraz, kiedy po prostu czuł że to bez niej nic by mu się nie udało. Dlatego również nie byłby w stanie z niej zrezygnować. Już nie.
- Co, po dzisiejszym będziesz mnie już dożywotnio mieć za skrzywdzonego przez życie artystę? Kolejnego co to się karmi tym jak bardzo mu źle i jak bardzo ma przejebane? - znowu się zaśmiał. - Wiesz, ja mam naprawdę olbrzymi tupet żeby w ogóle na cokolwiek narzekać. Liczę się z tym, żyję z tym pieprzonym dupkiem już prawie czterdzieści lat. Może po prostu potrzebuję jakieś zmiany? Nie wiem jak to właściwie nazwać, żeby się nie pogrążać w twoich oczach - cmoknął ją gdzieś w bok głowy, tak po prostu jak trafił, nie musząc nadmiernie kombinować. - Nie masz jeszcze dosyć tych ckliwych historyjek o a n o n i m o w y m kierowcy? Może teraz to autostopowiczka opowiedziałaby coś o sobie? - zdecydował się odbić piłeczkę, choć do końca nadal pewien nie był że jest to najbardziej udany pomysł na tą chwilę. Trudno. Poszło. Najwyżej obrócą to w jakiś niezobowiązujący żart.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
- Przed chwilą sam zakomunikowałeś mi, że lubisz króliczka gonić, a nie go złapać i upiec na rożnie, więc tak jakby… Sam się zablokowałeś - zauważyła z uśmiechem, już teraz wiedziała, że bycie niedostępną dla niego ma pewne plusy. Przynajmniej wiedziała, że nie znudzi się nią jak żoną, która przecież była dla niego niegdyś pewnego rodzaju nowinką. Ostatnio zaś stała się porzuconym i osieroconym meblem, który nawet Desi tak bardzo nie interesował. Nic więc dziwnego, że przysięgała sobie, że będzie dla niego zagadką i nie da się mu do siebie zbliżyć aż tak bardzo… Najwyraźniej jednak nie przestrzegała bardzo swoich własnych zaleceń, bo siedziała na jego kolanach i swobodnie deliberowała o sprawach wielkiej wagi pozwalając, by wdzierał się w nią coraz bardziej.
Oczami wyobraźni widziała mały młoteczek, którym stukał w jej głowę i robił w niej odpowiednią dziurę. Wszystko po to, by wiedzieć więcej. Wcześniej uznałaby to nawet za żałosną próbę usprawiedliwienia swojego romansu i podniesienia go do rangi rzeczy istotnej, ale obecnie sama łapała się na tym, że bardzo lubi się rżnąć, ale jeszcze bardziej lubi te cyniczne rozmowy w ubraniach.
Dla niej, milczącej od miesięcy było to zaskoczeniem tak wielkim, że nieustannie szczypała się w ramię i pytała samą siebie jak to się dzieje.
- I tak powinieneś być dumny. Ty przynajmniej zapiszesz się jakoś w annałach jako artysta. Mi zostanie bycie… anonimową - nie była to do końca prawda, ale nie zamierzała tego drążyć. Jeszcze nie. To odkładanie na potem było jednak przykładem na to jak bardzo nie chciała kończyć tej znajomości. Przedłużała ją wręcz tymi obietnicami i wielokropkami. Nie mogła się zdradzić przed nim cała, bo wówczas faktycznie czułby się jak w Dniu świstaka wkładając romans z nią do swoich codziennych obowiązków czy powinności.
Może stałaby się przez to dla niego równie zbędna jak porzucona gdzieś w Lorne Bay żona?
Do niezwykle absurdalnych wniosków dochodziła, zwłaszcza że to on wydawał się dziwnie zmęczony i zniechęcony życiem. Tak bardzo, że odczytywała to niemalże jako urocze. Pochyliła się i pocałowała go w skroń.
- Masz możliwości, więc zacznij po prostu z nich korzystać, tylko wysyłaj mi cudowne pocztówki i zostawiaj seksowne głosówki - zamruczała mu prosto na ucho i przygryzła płatek.
Gdyby się rozchodziło o jego szczęście to nie miałaby serca nawet go zatrzymywać i to chyba przerażało ją najbardziej. Mogło jej na nim zależeć i byłoby to całkowicie naturalne, ale już stawianie go na piedestale sprawiało, że zaczęła obawiać się jeszcze bardziej. Przepiłaby to winem, ale prędko się go pozbył, więc zapatrzyła się w horyzont.
- Uhm. Mam cię za bardzo pokrzywdzonego artystę - powtórzyła za nim. Niewiele mówiła, ba, często po prostu siadała na jego kolanach i kładła głowę na jego ramieniu. Również teraz uśmiechała się lekko słuchając jego wywodów.
- Widzisz, moje serce dożywotnio zdobyłeś fundując temu gratowi wieczny spoczynek. Od tamtej pory niewiele mogę zrobić z moją niegasnącą sympatią w twoją stronę - spojrzała na niego dłużej. To nie było ckliwe wyznanie miłości, właściwie to nie było wcale wyznanie, ale i tak poczuła się przyłapana. Tym bardziej, że nagle pytania o niego odbiły się w nią i stanęła przed dylematem.
Nie lubiła mówić, wolała działać. Mówienie zaś o sobie samej było najgorszą z możliwych tortur i sprawiało, że od razu trzęsły się jej ręce. Niezależnie od tego ile miała mu przekazać- żadna z jej historii nie była lekka- na pewno to ona miała zostać osądzona. Tak był skonstruowany ten świat, że prędzej karało się kobiety. Dlatego westchnęła i odwróciła głowę.
- Chcesz posłuchać historii o samochodzie, którego chciałam się pozbyć? Zabił on moje dziecko czternaście miesięcy temu. Tak właściwie to ja je zabiłam, bo siedziałam za kierownicą i cofałam, a on znalazł się w martwym polu. Więc tak, nie kryje się za mną żadna magia, jedynie śmierć i pewność, że moje życie nie będzie warte wzmianki - zauważyła i jak wiedziona instynktem wstała, by sięgnąć po kolejne wino.
Nie wiedziała przecież czy będzie pragnął ją znać czy pieprzyć, a ona po części mu już oddawała serce, bo był pierwszą osobą, z którą poruszała w ogóle ten temat.
Z ciężkim sercem wróciła na balkon i zaczęła rozlewać czerwoną ciecz do kieliszków, pieprzona lady Makbet, zawsze z brudnymi dłońmi.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Coraz częściej łapał się na tym, że zwyczajnie lubi słuchać dźwięku jej głosu. Mogłaby mówić o czymkolwiek, a on po prostu siedziałby i nadstawiał ucha jak zaczarowany. Choćby to nawet miały być historie o zwierzętach, których los nie skończył się wesoło.
- Czy przypadkiem królik upieczony na rożnie nie byłby jakąś raczej przykrą metaforą tego, że komuś po prostu w życiu się nie poukładało? Chciał dobrze, wyszło jak zwykle? - zapytał zaczepnie, wtrącając się gdzieś jeszcze przed końcem jej wypowiedzi. Dawno nie czuł się tak dobrze, tak naturalnie zwyczajnie sam ze sobą, gadając takie głupoty i śmiejąc się z nich jak z najsmaczniejszego żartu. W ostatnich latach czuł się tak mocno wciśnięty w szufladkę wielce nobliwego artysty, obytego i wykształconego człowieka sztuki, że w sporym procencie spoważniał, a docelowo wręcz zamilkł - sam się już chyba bał mieć po prostu jakieś durne poczucie humoru. Na nowo więc odkrywał je w towarzystwie tej uroczej blondynki, jak i fakt jakim luksusem jest zwyczajność i normalność takich chwil. Coraz bardziej zachłanny łaknął ich więcej i więcej, coraz mniej przerażony tym, że oznacza to - chyba dosyć otwarcie - że zaczyna się w ich relację po prostu angażować.
Po raz kolejny, dosyć co prawda nieelegancko, parsknął śmiechem słysząc o d u m i e.
- Zawsze miałem wrażenie, że dumni z siebie to mogą być co najwyżej ci, co wniosą coś dobrego na ten padół łez. Nie wiem, jakiś Gandhi. Mandela. Obama z tą jego amerykańską gadką, albo jakieś filmowe piękności czy amanci, do których ślini się połowa ludzkości. Ja zostawię jedynie kilka obrazków, które nie dość że mało kto w ogóle kojarzy, to jeszcze mniej ludzkości je rozumie. Nie ma się czym zachwycać - nawet jako ktoś, kto w tej branży siedzi już blisko dwadzieścia lat, nadal nie było mu po drodze z myślą o tym, że kiedykolwiek doczeka się jakiegokolwiek miejsca w historii, co tu dużo mówić że miałoby być to dodatkowo jakieś zaszczytne miejsce. Czuł się więc nadal zupełnie anonimowy jak każdy inny przeciętny Kowalski. - Anonimowość jest dobra. Zwyczajność jest dobra - wysnuł więc pewnego rodzaju prosty wniosek. Pewnie mógł sobie pozwolić na takie mądrości dlatego, że miał i fundusze, i możliwości żeby cokolwiek w tym aspekcie zmienić. A może po prostu na tyle dobrze mu było w tej nabytej na nowo z w y c z a j n o ś c i z Desiree, że zachłyśnięty wręcz tym stanem mógłby prawić o jej dobrociach w nieskończoność? Odchylił głowę i oparł ją lekko o zagłówek tego nieszczęsnego fotela. Przyglądał się jej, temu jak obserwuje horyzont. Czy był gotowy, żeby takie proste, zupełnie normalne chwile z n i ą stały się codziennością? Bez wielkiej tajemnicy, bez wymyślnych miejscówek, bez limitowanego czasu, po prostu on i ona razem? Westchnął przeciągle.
- Masz mnie już tak dosyć, że wysyłasz mnie na drugi koniec świata? Zapamiętam to - pokiwał jej lekko palcem. - Nie przepadam za podróżowaniem. Będziesz musiała mnie więc znosić tak długo, aż nie znajdziesz sobie nowego, pewnie przystojniejszego anonimowego kierowcy - próbował udawać, że mówi w tym momencie zupełnie poważnie. Z drugiej jednak strony nie rozumiał, czemu tak łatwo przychodzi ludziom zakladanie, że to wyłącznie mężczyzna może się znudzić kobietą. W drugą stronę mogło to w końcu zadziałać równie doskonale - nowy model mógł mieć przecież do zaoferowania więcej, albo chociaż lepiej. - Seksowne głosówki mogę ci nadal zostawiać będąc w tym samym mieście - uśmiechnął się na swój sposób cwanie, odbierając komentarz kobiety za swego rodzaju komplement (nawet choćby nim nie był!), splótł palce ich dłoni i podniósł je bliżej swojej twarzy, by na jej kłykciach złożyć w tym momencie delikatny pocałunek. Coś w rodzaju podziękowania za ten niezobowiązujący rzeczony komplement, choć może i raczej... za to, że z nim po prostu jest.
Czy spodziewał się jednak, że Desiree postanowi w końcu grać w otwarte karty i otworzyć się przed nim tak bardzo, że ujawni mu swoją najbardziej intymną historię? Czuł się na swój sposób oszołomiony, sam jednak nie wiedział czy powodowała to w tym momencie treść jej prywatnej wycieczki, to jak to wyznanie było naglące, czy jednak fakt że wpuściła go do swojego świata, do swojego życia najdalej jak tylko potrafiła, jak tylko mogła? Takie rzeczy mu się nie przydarzały, ale kilka zdań wypowiedzianych w tym momencie przez blondynkę spowodowało, że aż zakręciło mu się w głowie. Głównie z tego powodu na chwilę zamilkł, z drugiej jednak strony szukał w odmętach swojej głowy czegoś, co w takim momencie wypada powiedzieć. Flann nie był bowiem nigdy mistrzem w temacie składania kondolencji czy choćby odpowiednich gratulacji, krył się skutecznie za dosyć czarującą w tym aspekcie naturą swojej żony, teraz wyjątkowo musiał jednak szyć z tego, co ma. Szybko doszedł do wniosku, że jego relacja z Desi nigdy nie była oparta na tym co wypada, a co nie, postanowił więc powiedzieć po prostu to, co w tym momencie czuje, że powiedzieć może.
Zestresowała go odrobinę tym, jak zgrabnie po tym wyznaniu ewakuowała się z jego kolan. Wodził wzrokiem za jej sylwetką, obserwując co robi, a dopiero kiedy ponownie pojawiła się na tym ich nieszczęsnym balkonie wstał niespiesznie z ich fotela. Stanął za nią i złapał ją za jedną dłoń.
- Później - miał na myśli rozlewanie wina. Przesunął swoją rękę wyżej, w okolice jej łokcia i niczym jakąś partnerkę w tańcu, obrócił ją przodem do siebie. Czule palcami przeczesał jej włosy, by finalnie ułożyć delikatnie dłonie na jej szyi, pozwalając sobie odrobinę tym samym wymusić to, by spojrzała w górę. Prosto w jego oczy. - Dużo przeszłaś. I gdybym tylko mógł ci w tym jakoś, jakkolwiek ulżyć, pozbyłbym się i tysiąca takich samochodów. Nie chcę, żebyś przez to przede mną uciekała - bo nie miał przecież żadnego prawa by oceniać tą sytuację, czy ją jako człowieka. Pewnie powinien wyskoczyć w tym momencie chociaż z jakimś "przykro mi", "moje kondolencje", ale wyobrażał sobie ile takich tekstów musiała usłyszeć w ostatnim czasie i miał nieodparte wrażenie, że było to coś, co jeszcze dodatkowo chciała usłyszeć od niego. Oparł swoje czoło o jej, cały czas patrząc jej głęboko w oczy. Może i był roszczeniowym dupkiem, ale teraz chciał, by była świadoma tego, że jest tu dla niej, że będzie tu dla niej cokolwiek nie stało by się kiedyś. I cokolwiek nie miało by się stać s przyszłości.
Desiree Riseborough nie mogła być tego świadoma, ale tego dnia doszczętnie zajęła nie tylko jego umysł, ale i serce.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
W kwestii wrażliwości na pewno się różnili. Desiree nigdy nie przejawiała zbytniej delikatności, bo żaden z chirurgów nie mógł być delikatny. Była absolutnie skupiona na tym, co się działo z jej pacjentem, a to wykluczało rozczulanie się nad jego wnętrznościami czy bólem. Po części to zadaniowe myślenie pozwoliło jej ostatnio przetrwać, choć skłamałaby mówiąc, że wszystko jest w porządku. Nigdy jednak nie traktowała tego romansu jak objawu swojej żałoby. To było po prostu coś, co się wydarzyło i zapewne wydarzyć się miało, nawet wówczas, gdyby żył jej synek. Mimo wszystko jednak przy Flannie łatwiej było wyłączyć swoje racjonalne myślenie i skupić się jedynie na odczuciach.
A te coraz częściej podpowiadały jej, że jakoś łatwiej przychodzi jej rozmowa z nim niż z kimkolwiek innym i słowa same płyną, niesione przez zaciekawienie dotyczące drugiej strony. Desi była zaintrygowana tym, co wreszcie ujawni albo jak postrzega świat ten artysta. Niezależnie od tego czy się miała z nim zgodzić czy też nie. Ba, łaknęła nawet możliwości pokłócenia się z nim całkiem na serio na sensowne argumenty. Wszystko wydawało się jedną wielką przygodę, a ona z chęcią brała w niej udział z rozwianymi przez delikatną bryzę włosami i zaróżowionymi od upału policzkami.
- To wychodzi na to, że ja ciągle piekę swoje króliczki. Powinieneś więc chyba uważać albo żywić się dobrze - i ona śmiała się częściej i choć nie sądziła, że to możliwe, ten śmiech przywracał jej powoli wiarę w to, że będzie w stanie powrócić do stanu przed śmiercią małego. Nadal nie brzmiało to jak dawna euforia, ale małymi kroczkami miała zdobywać całkiem niezłe szczyty. Najwyraźniej jak we wszystkim i tu chodziło o odpowiednie towarzystwo.
- Myślę, że jednak w obliczu historii jakiś malarz jest ważniejszy niż Kardashianka - zauważyła przytomnie. - Poza tym ten obrazek w galerii będzie gwarancją twojej nieśmiertelności, a ja? - kiedyś tego typu zagadnienia rozwiązywała faktem, że jest specjalistą i dzięki niej ktoś przeżyje oraz doczeka się własnych dzieci. Obecnie zaś nie była nikim szczególnym i podejrzewała, że jak ktoś zamorduje ją w klubie to znajdzie się w śmietniku stając się jedynie tytułem w bulwarówce.
Albo jeśli zamorduje ją James… Będzie to skandal i poświęcą kilka artykułów temu lekarzowi, ale wciąż ona będzie tylko pięknymi zwłokami, które kiedyś miały swoją historię i miały mężczyznę, z którym widywały się po kryjomu. Tak, zwyczajność była dobra, ale życie w takim zagrożeniu i mierzenie się z tego typu niebezpieczeństwem każdego dnia nie należały do normalności. Ba, mogła ją skutecznie wykreślić ze swojego biogramu. Na sekundę posmutniała, ale zaraz zaśmiała się, gdy stwierdził, że podróże nie są jego rzeczą. Powoli już wyczerpali limit zajęć dla tego zblazowanego chłopca i powinna być tym przerażona, ale na razie bawiło ją to jak diabli.
- Nie jeżdżę już tym samochodem, więc nie zatrzymuję się na rozdrożach. Chyba będę miała problem ze znalezieniem kogoś, więc poprzestanę na starej wersji - wzruszyła ramionami, zupełnie jakby to była chłodna i nieco nonszalancka decyzja, podjęta ze względu na okoliczności, czytaj: brak potencjalnych, bardziej atrakcyjnych amatorów. - I traktuję to jak obietnicę - spojrzała mu głęboko w oczy. Było coś cholernie podniecającego w fakcie, że będzie się zamykać w łazience przed spojrzeniami wrednej i zazdrosnej żony, by powiedzieć swojej kochance, by się rozebrała i dotykała.
Podnieciłoby ją to szalenie, gdyby nie to, że wreszcie wzięła fragment z siebie i postanowiła mu go oddać na srebrnej tacy. Działała przy tym tak nierozważnie i tak w sposób niepodobny do siebie, że nic dziwnego, że potem ewakuowała się i próbowała uciec. Pewne słowa nie powinny paść tak casualowo, wśród rozbawionych spojrzeń i tak po prostu. Stało się jednak, mleko (bo przecież nie wino!) się rozlało i teraz trzeba było podejść do tego racjonalnie. Dlatego też dawała mu furtkę do ucieczki albo do zakończenia tego, a jednocześnie modliła się o to, by nie zrobił tego i by jego dłonie znalazły się wreszcie na jej talii.
To czego jednak kompletnie się nie spodziewała to fakt, że z łatwością obrócił ją w swoją stronę i zmusił do tego, by spojrzała mu prosto w oczy.
To co w nich wyczytała, przeraziło ją jednak bardziej niż jakakolwiek dezercja z jego strony. Bo Flann coś do niej czuł i choć wcześniej zdawała sobie z tego sprawę, obecnie odczuła to całą sobą i ta siła tego uczucia omal jej nie powaliła na ziemię. To nie tak miało być. Zupełnie nie tak miało to wszystko przebiegać i romans miał być jedynie sterylnym narzędziem do do zasklepienia pewnych wciąż otwartych ran. Nie miał tworzyć nowych ani też nie miał obdzierać ich z dawnego życia. Z jej nudnego i jego pełnego wrażeń, w które się nie angażował. Nie tak miało być.
Co gorsza, jednak stała tu nadal i czuła, że jest już za późno, bo mogła drwić i się pastwić nad jego zakochaniem, ale i ona sama nie była lepsza. Cholerna idiotka, która zakochała się wręcz od pierwszego włożenia.
Stuknęła się z nim czołem i złapała jego dłonie, by ułożyć je pewnie na swoich biodrach.
- Flann- odkąd poznała jego imię, często go nadużywała. - Co my z tym zrobimy?- musiał wiedzieć, że jako kochankowie są przeklęci, chociaż jak dla niej byli sobie pisani i nigdy nie czuła tego tak wyraźnie, gdy zwyczajnie ją akceptował.
I gdy cały jej misterny plan ucieczki spalił na panewce przez jego proste nie chcę, z którym się zgadzała bardzo ochoczo całując go powoli i czule, zupełnie jak pieczętowali tym umowę.

Flann Rohrbach
malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Desiree Riseborough

Może i w tym momencie odrobinę drwił z tych pieczonych na rożnie króliczków, ale czy przypadkiem sam taki nie był? Aż na chwilę spoważniał, kiedy gdzieś z tyłu głowy pojawiła się ta myśl. Faktycznie, właściwie od zawsze był człowiekiem, któremu nazbyt łatwo przychodziło palenie za sobą mostów. Ciężko, żeby było inaczej, kiedy do tej pory zawsze wręcz błyskawicznie spalał się w relacjach, pasjach, chęci posiadania kogoś czy czegoś. Doszło przecież nawet do tego, że na tym metaforycznym rożnie wylądowało jego małżeństwo - a ślubował przecież, że nie opuści aż do śmierci.
- Obawiam się, że będziesz o to musiała zadbać we własnym zakresie - postanowił w końcu wybrnąć z największą gracją, na jaką mógł sobie pozwolić. Ponownie zagapił się na trochę na jej śliczną buzię. Co ta dziewczyna ma w sobie takiego, że on sam czuje w sobie pewną zmianę? Czuje, że może porzucić, zupełnie zostawić za sobą wszytko co do tej pory ma, wszystko na co tak ciężko pracował i poświęcić to dla n i e j? Flann nigdy nie był tym ckliwym facecikiem, którego kobiety okręcały sobie z łatwością wokół palca. Wręcz przeciwnie, to on był stroną burzącą krew i myśli w głowie, a potem odchodzącą jak gdyby nigdy nic. Mimo wszystko czuł się z tą myślą na swój sposób pogodzony. Pogodzony z tą zmianą, która gdzieś tam w nim się po prostu zadziała. Pewnie temu zawdzięczał spokój, który teraz odczuwał. Nie było strachu, nie było paniki lub prób wycofywania się. Jedynie s p o k ó j.
Pokiwał twierdząco głową słysząc o Kardashiankach. Mimo całego uznania, na jakie może liczyć w artystycznym świecie, chyba nie próbował nawet konkurować z tym drugim nazwiskiem.
- Wiesz, wydaje mi się, że dziewczyny są już tak głęboko zakorzenione w aktualnej popkulturze, że nie mam nawet podjazdu. Mój obrazek będzie co najwyżej wisiał w jednej czy drugiej galerii. One są wszędzie, na dodatek ze sfery dla mnie zupełnie niedostępnej - w końcu Rohrbach może i bywał lwem salonowym, miał w tym nieszczęsnym celebryckim świecie sporo znajomości, ale sam żadnym celebrytą nie był. Śmiało mógł nawet założyć, że spory odsetek ludzi, którzy kojarzą (i rozumieją, lub nie) jego prace, nie ma zielonego pojęcia o tym jak wygląda, jaki jest sam artysta. I on sam nie miał wielkiego ciśnienia by to zmieniać. Wystarczyło, że przy tych swoich bohomazach musiał zasłaniać się własnym nazwiskiem, twarz zdawała się nie być do tego specjalnego zadania wyjątkowo potrzebna. - A ty - teatralnie się zamyślił. Na jego twarzy w pewnej chwili pojawił się jednak cwany uśmieszek. - A gdybyś pojawiła się na którymś... jak to mówisz, obrazku? Taka Mona Lisa nowych czasów. Albo jak te seksowne panienki u Rubensa, tylko chudziutką - zaśmiał się po raz kolejny. Sam nie wiedział do końca czemu tak łatwo przy niej przychodzi mu rozmowa, skoro przez całe lata dosyć skutecznie z sukcesem zakopywał się w roli niemrawego mruka. Teraz jednak swobodnie żartował i dywagował na tematy zupełnie przypadkowe, co na dodatek dawało mu olbrzymią radość. Jak i samo zresztą jej towarzystwo. - Stalibyśmy się częścią historii r a z e m - z całą mocą zaakcentował ostatnie słowo i spojrzał jej zdecydowanie prosto w oczy, ciekawy jej reakcji. Wszystko co w ostatnim czasie robili coraz częściej sprowadzało się do tego, że otwarcie oznaczało razem. Kolejna rzecz, która tak bardzo mu się podobała. Czuł się w tym momencie jak małe dziecko, mogące otworzyć pierwszy prezent spod choinki. Aż przebierał nóżkami, tak ciekaw tego co uda mu się wyczytać w jej oczach, co uda mu się usłyszeć jako reakcję.
Rzucił jej trochę karcące spojrzenie i pokiwał palcem jak jakiś surowy nauczyciel, choć widać było dosyć jasno, że znowu mógłby się raczej roześmiać:
- Patrzcie jaka łaskawa pani, przeraża mnie wręcz twoja dobroć, o pani - naprawdę mocno się starał, by w tym momencie wręcz śmiechem nie wybuchnąć, co udawało mu się nawet całkiem nieźle, choć kąciki ust tańczące dosyć radośnie, raczej wprost zdradzały jego zamiary. - Czuję się zobowiązany - do spełniania rzeczonej obietnicy, oczywiście.
Czy jednak zdawał sobie sprawę z tego, co właśnie zrobił? Czy planował realny wydźwięk swoich słów? Pewnie nie, nie mogło to jednak w żaden sposób zmienić pewnego prostego faktu - stał tu teraz przez nią, zupełnie odarty z wszelkich buzujących w nim już od jakiegoś czasu uczuć i po prostu serwował je samej zainteresowanej niczym główne danie. Może i bez wielkiego spektaklu, bez fajerwerków, bez motyli latających w brzuchu, ale w tym momencie nie mogło być żadnej pomyłki. A kiedy w odpowiedzi zobaczył to samo... Zero pabiki. Wszystko na zimno, jakby nie było w tym momencie niczego, czego byłby bardziej pewny. Bo nie był. Od wielu, naprawdę wielu lat nie był bowiem chyba niczego tak pewien, jak teraz tej dziewczyny. Jak faktu, że to właśnie Desiree Riseborough miała stać się kobietą jego życia.
Czy powiedziałby jej to werbalnie, wprost? W tym momencie pewnie nie. Mimo wszystko nie przeszkadzało mu to całować jej, z czułością zarezerwowaną wyłącznie dla k o c h a n e j osoby. Głęboko, zmysłowo, składając tym samym pewną niepisaną obietnicę. W końcu jednak odsunął się od niej, na dosłownie same milimetry. Popatrzył ponownie w jej oczy, ponownie szukając w nich odpowiedzi:
- Boisz się? - Flann się nie bał. W zamian za to czuł, że mają cały świat u swoich stóp.
onkolog — Cairns Hospital
30 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
młoda pani onkolog, obecnie dochodzi do siebie psychicznie i fizycznie po napaści byłego partnera z pomocą Flanna, którego kocha nad życie
Powinna może większą uwagę zwracać na jego małżeństwo. W końcu nigdy nie uważała się za złego człowieka. Wręcz przeciwnie, została lekarzem, by pomagać ludziom i choć sam proces przemiany w medyka pozbawił ją pewnych człowieczych cech, sądziła, że ma to tylko związek z pracą. Tam działało się stricte przyczynowo- skutkowo i ze zgrozą odkrywała, że i tą zasadą kierowała się podczas zawierania tej znajomości.
Ich spotkanie, skądinąd przypadkowe, mogło przebiegać zupełnie inaczej, ale było przyczyną wszystkiego co zadziało się później. Musiała go uwieść, uzbrojona w kiczowaty strój i krzykliwy makijaż i skutkiem było rozsadzenie ich figur na szachownicy.
Łudziła się, że miała na to jakikolwiek wpływ, ale wiedziała, że odkąd zmarło jej dziecko, płynęła raczej z prądem i poddawała się wszystkiemu, co wręczał jej los. A ten z pewnością wcisnął jej Flanna jak bilet na loterię i nie wypuściła go już z ręki nawet na chwilę. Ba, zżyła się z nim tak bardzo, że teraz jego małżeństwo powoli zaczynało ją uwierać, ale nie mówiła głośno na ten temat. Ciągle myślała, że to zniknie, że lęk przed byciem drugą odejdzie nieproszony, gdy stanie się niewypowiedziany.
Dziwne, nie tak dawno śmierć swojego dziecka uważała za tabu, ale najwyraźniej coś się w niej zmieniało.
- Nie umiem gotować - odpowiedziała więc tylko dziwnie zamyślona. Czy wsadziła na ruszt jego idealne małżeństwo i podłożyła ogień? A może nie było tak perfekcyjne, skoro szukał na bezdrożu atrakcyjnej autostopowiczki?
Na pewno jednak nie czuła, że obraca go sobie wokół palca, bo mogła nie mówić, mogła zamilknąć na wieki, ale doskonale wiedziała, co ten człowiek z nią robi. Nawet jeśli czas spędzali na banalnych rozmowach o najsłynniejszej rodzinie świata.
- Zawsze możemy cię z którąś poznać i zostaniesz mężem numer… trzy, cztery? Nie wiem która jest wolna i w twoim typie - i ugryzła się w język, bo jak widziała jego żonę to była przekonana, że Kendall by uwielbiał. A może nie miał tak jasno sprecyzowanego gustu, skoro siedział ze swoją blondynką i proponował jej bycie jego muzą?
- Wyobraź sobie swoją żonę, która widzi mnie na takim obrazku i oblewa go czerwoną farbą. Na pewno to przeszłoby do historii współczesnego malarstwa - roześmiała się głośno, bo nie mogła powstrzymać się od tego komentarza. Może i żadnego ultimatum mu nie dawała, ale nie mogła udawać, że gdzieś tam nie ma innej kobiety, choć obecnie jej imię pojawiało się tylko w jej myślach w celu szkalowania go. Była tylko zazdrosną kochanką, która z każdą chwilą czuła, że w tej relacji dokonuje się przełom i powoli zamieniają beztroski romans w pewnego rodzaju ulotną stałość. To było zobowiązanie silniejsze i wymagające od nich znacznie więcej. Z tego też powodu powoli rodziły się w niej nie tyle wątpliwości (bo przy nim czuła się dziwnie spokojna), ale właśnie plany na bycie razem. Gdy więc podkreślił to słowo, uśmiechnęła się lekko, zupełnie jakby opowiadał jej jedną z najpiękniejszych baśni. Te zazwyczaj kończyły się życiem długo i szczęśliwie i gotowa była dość brutalnie zabrać swoje szczęście od kogoś innego. W końcu na tym polegało życie, prawda? Na ciągłej walce, a Flann był osobą, dla której wreszcie chciała walczyć i to odkrycie przerażało ją bardziej niż nawet to, że ma żonę.
I że może odejść do kogoś innego, jeszcze. Te znaki zapytania krążyły jak sępy nad ich głowami i mogła przysiąc, że tylko czekają na moment zwątpienia. Może dlatego ich seks był tak idealny, bo wydzierała z niego ile mogła, póki tylko był jej i nie przejmowała się konsekwencjami. Ba, do tej pory ich całkiem sprawnie unikała lawirując między dwoma domami, pytaniami bez odpowiedzi i nową pracą. Wydawała się w tym taka cwana i przebiegła, że gdy nagle padły pewne słowa, poczuła się oszukana.
Dała się zwieść samej sobie udając, że to tylko romans. Ale nim nie był i musiała przyznać, że całowanie kogoś, w kim zaczynała być zakochana, nie mogło się równać z niczym innym. Już zapomniała jakie to uczucie, więc teraz skwapliwie je sobie przypominała mrucząc cicho, gdy wreszcie się od niej oderwał i na nią spojrzał.
- Już nie - odpowiedziała zgodnie z prawdą na jego pytania o strach. Ten przeminął, bo skoro i Flann jej chciał to nie mogło być w tym coś złego. Nawet jego żona powinna zrozumieć siłę prawdziwego uczucia obok swojej plastikowej podróbki. Czy brzmiała żałośnie i jak każda kochanka?
Niewiele ją w tym momencie obchodziło, bo to ona mogła przesuwać dłoni po jego jasnych włosach.
- Namalujesz mnie kiedyś jak Rose z Titanica? - zapytała głównie dlatego, by zminimalizować to napięcie dla spraw oczywistych.
Ona była zakochana w nim, on w niej, to było jasne jak zachodzące słońce i żadne z nich nie zamierzało z tym walczyć. Mogła już wywiesić białą flagę i oddać się mu cała. Najwyżej przypłaci to tak jak każda kochanka artysty- zwieńczeniem na płótnie, a nie w życiu.

Flann Rohrbach
ODPOWIEDZ