Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
  • #18
Ten dzień był niezwykle wkurzający pod względem emocjonalnym dla Coltona. A ci co go znali wiedzieli, że nie emanuje tak jawnie emocjami i w dziewięciu na dziesięć przypadków sporo spraw przyjmuje z obojętnym nastawieniem. Takie emocje mogła wywołać jedynie osoba, która te emocje mu wręcz wyszarpała kiedy uciekła sprzed ołtarza kiedy to Colti miał te dwadzieścia lat. Notabene fakt, że go tak zdenerwowała właśnie ona, denerwował go jeszcze dodatkowo bo to tak jakby miała nad nim jakąś władzę! Irytowało go to niezmiernie! Szczęście w nieszczęściu, że nie spotykał się dzisiaj z Callaway bo mogłaby zostać przypadkową ofiarą jego nastawienia... kiedy to najchętniej zacząłby ściany okładać. Ale nie... kulturalnie wrócił do domu. Co prawda marudny i poirytowany, ale nikt po drodze nie ucierpiał. Zdecydowanie jednak potrzebował dnia wolnego... z górą papierosów bo to był jego główny sposób na odstresowanie się. Teoretycznie miał inne - jak yoga, aerobik i malowanie, ale to na codzienne sprawy. Cami była tą sprawą, która najbardziej zmieniła go na kogoś gorszego, więc tylko zadymione mieszkanie mogło pomóc... Dobra, po pierwszych pięciu wypalonych petach uznał, że nie musi niszczyć płuc Ezry, więc otworzył balkon to może wywietrzeje do czasu aż wróci. A sam zabrał się za robienie obiadu. Nie żeby go zrobić. Ot, żeby się wyżył młotkiem i nożem. W międzyczasie jednak telefonicznie napatoczył się Jesse. I tak jak był to jego najlepszy męski przyjaciel, doceniał go i w ogóle, tak był w tak okropnym humorze, że jedyne co Wyatt usłyszał to kilka mruknięć zagłady, słów, że świat powinien już dawno spłonąć, a potem, że może chociaż kuchnia mu się spali i się rozłączył. Nie chciało mu się niczego słuchać. Swoją drogą podczas ich wielu lat przyjaźni, Brooksowi na pewno zdarzyło się oschle potraktować Jesse'ego. Nie żeby to miało miejsce często bo Colton się starał dla tych, na których mu zależało, no ale człowiekiem tylko był. Potem jednak pokazywał to swoje docenienie. No i wtedy też zastanawiał się jakim cudem taki Wyatt wciąż chce się z nim przyjaźnić. Ech...
Kuchnia się nie spaliła bo Colton nie załączył nawet kuchenki. Po prostu pokroił wszystkie owoce jakie mieli, a potem ubił mięso i wrzucił do lodówki. Czy to pomogło? Nie bardzo. Ale z kolejnym paleniem poszedł już na balkon, gdzie rozlokował się na jednym z dwóch leżaków by dać sobie ochłonąć... No i niech sąsiedzi wdychają dym.

Jesse Wyatt
Weselny grajek, wodzirej — tam, gdzie go zechcą
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Artystyczna dusza, niespełniona gwiazda muzyki o aborygeńskich korzeniach. Gra i zabawia gości na weselach i eventach. Po godzinach spotkasz go na deptaku przy plaży, gdzie chętnie wymaluje ci portret. Idealista, marzyciel i naprawdę marzy o pokoju na świecie. Ach i jak już to jesteś, to daj mu suba i łapkę w górę na jego kanale na YouTube.
Jesse chyba faktycznie był jedną z tych niewielu osób w życiu Coltona, na których jego humory nie robiły wrażenia. A już na pewno nie powstrzymywały go przed zaoferowaniem Brooksowi swojego towarzystwa. Dlatego też wysłuchał wywodu Coltiego i zagładzie świata ze stoickim spokojem, od czasu do czasu rzucając tylko "Okej, rozumiem, okej". Chociaż słowa o płonącej kuchni spowodowały u Jessego wywołane niepokojem zmarszczenie brwi, bo tego Colton w repertuarze już dawno nie miał. Dlatego Wyatt od razu wiedział, że coś się stało - bo Brooks co prawda fatalistyczne myśli miewał często, ale nie w stosunku do swoich czterech kątów! Dlatego, jak zostało już to powiedziane, Jesse pomimo oschłego potraktowania ze strony Brooksa postanowił jednak narzucić się dziś Coltonowi. Zazwyczaj szanował to, że Brooks lubił zaszyć się gdzieś w samotności, ale tym razem wyczuł, że w życiu przyjaciela wybuchła prawdziwa bomba i miał nadzieję, że jeszcze będzie co po niej zbierać.
Uzbrojony w sześciopak, bynajmniej nie ten na brzuchu, a także w dwie pizze na wynos, nacisnął na klamkę Coltonowych drzwi. Najwyżej oberwie kulkę w łeb od Coltona, jeśli ten weźmie go za złodziejaszka, co ze strony Brooksa byłoby w zasadzie pewnie miłym gestem biorąc pod uwagę jego dzisiejszy podły humor. No ale że było otwarte, to Wyatt wszedł do środka i najpierw wsłuchał się, czy Colton na pewno jest sam. Jeszcze by mu tego brakowało, gdyby spotkał tu gdzieś Ezrę, z którym ostatnio zaliczył najbardziej niezręczną rozmowę w swoim życiu. No ale wyglądało na to, że Colton była sam, a smród papierosowego dymu zaprowadził Jessego na balkon.
- Stary, jeśli chciałeś popełnić dramatyczne samobójstwo przez uduszenie się dymem papierosowym, trzeba było wejść do środka i zamknąć okna. A do wysadzenia kuchni w powietrze jednak potrzeba trochę gazu. Musisz to dopracować następnym razem - stwierdził, kładąc przed Coltonem browary, a na małym stoliku pudełka z pizzą. Normalne żarciki dwóch przyjaciół. - Przychodzę z misją pokojową, więc jeśli chowasz gdzieś tu ostre narzędzie, to daj mi chociaż parę sekund na ucieczkę, żebym miał jakiekolwiek szanse - dodał, nie czekając na Coltona i zabierając się za ich dzisiejszy obiad.

Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Ach, dzwonek do drzwi... Czyżby jakiś włamywacz chciał ukrócić jego męki? A może wkurzony sąsiad za te opary dymu? Czy Brooks w ogóle by ogarnął kto go trzasnął skoro i tak dzwonka nie usłyszał? Ciężko powiedzieć czy to ruch uliczny go zagłuszył czy po prostu był tak skupiony na swoich myślach i wkurzaniu siebie na nowo, że takie trywialne dźwięki jak jakiś dzwonek w ogóle do niego nie trafiały. No, ale chcąc nie chcąc głos już trafił kiedy to sam Jesse uznał, że trzeba się pofatygować po tym jakże marudnym telefonie. Nie żeby Colton przyjął przyjaciela z otwartymi ramionami i uśmiechem. Nie ten adres. Co prawda zdarzało się, ale zazwyczaj jedno albo drugie - chyba, że już trochę wypił to bywał bardziej radosny, ale nie dzisiaj! Dzisiaj mógł powitać Wyatta jedynie niezrozumiałym warknięciem.
- Nie zapomnę tych jakże pomocnych rad. - mruknął z kwaśną miną. Przynajmniej było wiadome - chyba - że nie planował aż tak drastycznych środków. Osobiście był przekonania, że winni powinni za swe winy płacić, a nie takie niewinny Colton co nic nie zrobił, a jego karano! Dobra, nie uważał się za niewinnego gościa, ale w tym konkretnym przypadku nie on zawinił. Szczegół, że po porzuceniu sprzed ołtarza długo się zastanawiał co zrobił nie tak, ale tak dział wtedy jego naiwny umysł, który nie chciał postawić Cami w złym świetle. Podczas, gdy dzisiaj stała ona w najgorszym możliwym świetle... i wciąż go denerwowała mimo, że minęło tyle lat! - Zostały w kuchni. Ale w razie czego mogę przypalać... Droga ucieczki w dół jest wysoka - może nie miał ostrego narzędzia pod ręką, ale papieros i zapalniczka też jakaś broń, prawda? Nawet jak przypalanie go nie jarało. Za to był tak dobry, że pokazał przyjacielowi drogę ucieczki - bo nie ma to jak skok z balkonu. - Nie mam nastroju na misje. Dary przekupstwa możesz zostawić - taki wspaniałomyślny, że daje nawet szanse co by Jesse mógł się jeszcze wycofać. Sam musiał oczy przetrzeć bo miał wrażenie, że wpatrywał się w ślepo - acz gniewnie - w przestrzeń za długo i niebu się to nie podobało. Co więc pozostało? Przetrzeć oczy, westchnąć ciężko i wziąć kawałek pizzy... acz to też go wkurzyło bo musiał papierosa zgasić. Kochał obie te rzeczy, ale razem nigdy mu nie pasowały. Tak jak z ananasem! Lubił ananasy, lubił pizzę, ale łączone bleh. Na pewno do wielu rzeczy mógłby to porównać. Za to jak się trochę naje to kto wie... może nieco milszy będzie? Albo chociaż do gadania i nikt tutaj przez barierkę nie wyleci. Zawsze były na to szanse.

Jesse Wyatt
Weselny grajek, wodzirej — tam, gdzie go zechcą
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Artystyczna dusza, niespełniona gwiazda muzyki o aborygeńskich korzeniach. Gra i zabawia gości na weselach i eventach. Po godzinach spotkasz go na deptaku przy plaży, gdzie chętnie wymaluje ci portret. Idealista, marzyciel i naprawdę marzy o pokoju na świecie. Ach i jak już to jesteś, to daj mu suba i łapkę w górę na jego kanale na YouTube.
Jesse był totalnie przyzwyczajony do Coltona w takim wydaniu, aczkolwiek jego dzisiejszy stan bardzo mu coś przypominał. Te katastroficzne wizje końca świata miał zaraz po tym, jak jego panna młoda dała nogę z własnego ślubu. Ba, nawet się na nim nie pojawiła, więc przez jakiś czas nie było wiadome czy Cami w ogóle żyje... No ale żyła sobie w najlepsze i Wyatt miał bardzo silne przeczucie - graniczące niemal z pewnością, że to właśnie jego eks mieszała swoje zwinne paluszki w tym kryzysie egzystencjalnym Brooksa. No ale Jesse nie chciał wyskakiwać od razu z tym temat, więc pozwolił Coltonowi najpierw powyżywać się na całym świecie, a za chwilę pewnie sam wszystko przyjacielowi wyśpiewa.
- Wiesz, wolałbym tę opcję, w której nie skręcam sobie karku. Mogłoby to stanowić dość sporą przeszkodę w moim zawodzie - odparł niewzruszony. Właściwie mogłob to stanowić przeszkodę w życiu, no ale wiadomo, czarny humor rządził się swoimi prawami. - Ale przypalanie nie brzmi aż tak źle. Mógłbym potem wyrywać facetów i dziewczyny na ckliwe historie o nieszczęśliwym dzieciństwie - dodał. W sumie ze wszystkich zaproponowanych opcji ta wydawała się najbardziej hm, humanitarna.
- Rozumiem, rozumiem. Dzisiaj masz nastrój jedynie na mordowanie i planowanie naszego końca - odparł ze spokojem i sam wziął kawałek pizzy. Oczywiście, że nie miał zamiaru się stąd ruszać - pomimo bojowego nastroju Coltona. No cóż, jak jednak Jesse zgodnie, to przynajmniej będzie to piękna śmierć - z pizzą z ananasem w brzuchu i przy próbie pomocy przyjacielowi. Piękniejsza mogłaby byż już chyba tylko śmierć poniesiona przy ratowaniu małych szczeniaczków, które ktoś próbował utopić. Ups, chyba i mi udziela się nastrój Coltona!
- Jak będziesz gotowy, to mów - o tak krótko poinformował Coltona. Chciał dać mu przestrzeń, żeby to do niego należała decyzja kiedy opowie Wyattowi co dokładnie doprowadziło go do takiego stanu.

Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
On tutaj się denerwuje, a ona pewnie bawi w najlepsze! Co prawda nie wyglądała tak jak znowu uciekła, no ale uważał, że po raz kolejny zachowała się jak rozwydrzona nastolatka. Zawsze taka była? Nie widział tego? Bo on rzecz jasna, że się zmienił o sto osiemdziesiąt stopni od tamtego feralnego dnia, ale podejrzewał swoją młodszą wersję o jednak rozsądniejsze wybory. Tak, wszystkiemu był winien Brooks z przeszłości. Szkoda, że nie można się cofnąć w czasie to Colton zrobiłby to tylko po to aby sobie w mordę dać. Może to by go czegoś nauczyło i dzisiaj nie byłby taki zgryźliwy.
- Wystarczy dobrze upaść. Nauczysz się z czasem - szczegół, że już pierwszy wyskok mógłby się źle skończyć. Był jednak pewien, że Jesse nie potraktuje poważnie jego słów i dobrze. Mimo wszystko Colton wolałby siebie poświęcić niż jego - chociaż jak jest opcja to niech oboje sobie żyją do później starości. - Nie podejrzewałem Cię o masochistyczne zachcianki - ale takie dramatyczne historie na podryw to zawsze... dziwny acz w jakimś sensie interesujący... nie, jednak nie. To dziwny pomysł, ale istnieli dziwni ludzie, którzy na pewno by to łyknęli i jeszcze by im się to podobało.
Przewrócił oczyma na ostatnie słowa przyjaciela i faktycznie trochę czasu minęło nim postanowił się odezwać. Dobrze, że mieli co jeść i pić, a i pewnie nie był to pierwszy - ani drugi - raz kiedy siedzieli w ciszy. Niespecjalnie czuł wtedy niezręczność. Ot, czasem gadać nie trzeba. Tutaj jednak trzeba było... tyle, że dopiero po kilkunastu minutach jak już odeszły chęci na mordy. A przynajmniej te takie z dramatyczniejszą nutą.
- Zgadnij kto mi wpadł do samochodu... kiedy stałem na światłach - to w zasadzie było wtedy zaskoczeniem bo Cami zawsze uciekała, a tutaj sama mu to auta wlazła i jeszcze kazała jechać. Powód miała irracjonalny bo Brooks w niego nie wierzył - zwłaszcza jak wykazać się chciał człowieczeństwem i zawieźć kobietę na najbliższy komisariat, a ta odmówiła. To jak miał wierzyć? Nie mógł uznać tego spotkania za stu procentowy sukces chociaż coś tam ruszyli. Ba, rozmawiali chyba najdłużej odkąd go zostawiła... znaczy dzień wcześniej bo dzień przed ślubem gadali, a potem już nie, więc no... I długo trzymał fason w tym samochodzie! To ona oczywiście musiała się zachować jak ona, ech... Jak widać odpłynął drażliwymi myślami, ale fakt faktem nikt nigdy go nie irytował tak bardzo jak Cami.

Jesse Wyatt
Weselny grajek, wodzirej — tam, gdzie go zechcą
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Artystyczna dusza, niespełniona gwiazda muzyki o aborygeńskich korzeniach. Gra i zabawia gości na weselach i eventach. Po godzinach spotkasz go na deptaku przy plaży, gdzie chętnie wymaluje ci portret. Idealista, marzyciel i naprawdę marzy o pokoju na świecie. Ach i jak już to jesteś, to daj mu suba i łapkę w górę na jego kanale na YouTube.
Prawda była taka, że im człowiek młodszy, tym jednak głupszy i bardziej naiwny. Jesse doskonale wiedział coś o stawianiu swojej na piedestale swojej licealnej miłości i idealizowaniu jej. A tak naprawdę jakby już w dorosłej wersji przyjrzałby się temu co wyczyniał za małolata, to złapałby się za głowę. Chociaż wait, biorąc pod uwagę to że niedługo po tej grze po raz drugi się hajtnie, to jednak może w tym liceum aż taki głupi znowu nie był, w końcu przynajmniej znał swojego przyszłego męża... No i niby mówi się, że wszystko jest po coś i gdyby nie sytuacja z Cami to Colton nie byłby teraz tym samym człowiekiem co obecnie... Pytanie, czy to dobrze, czy źle hehe. No w końcu to 10 długich lat od momentu ucieczki Cami sprzed ołtarza, a u Coltona ni widu, ni słychu poprawy.
- Mówisz to jako doświadczony balkonowy skoczek? - uniósł pytająco brew, próbując powstrzymać rozbawienie malujące się na jego twarzy. - No nie wiem, w końcu dzisiaj tutaj do Ciebie przyszedłem mimo że czułem chęć mordu nawet przez telefon. Jeśli to nie jest masochizm, to ja już nie wiem co - zażartował, bo przecież doskonale wiedział co to było - przyjaźń mianowicie. Czyli mniej więcej to samo, co skłoniło Jessego do wspierania przyjaciela i odbierania wszystkich jego ataków, zaraz po tym jak został zrobiony w bambuko przed ołtarzem.
Cierpliwie czekał, aż Colton zacznie mówić. Przez tyle lat znajomości o Coltonie nauczył się jednej bardzo ważnej rzeczy - był trochę jak kot. Czyli Ty możesz go zaczepiać, zachęcać do zwierzeń, a on będzie milczał. Za to kiedy dasz mu trochę przestrzeni, to on sam do Ciebie przyjdzie, o.
- Hm. Jeśli nie byli to świadkowie Jehowy, którzy chcieli porozmawiać z Tobą o Jezusie, ani nękający agent ubezpieczeniowy chcący sprzedać Ci własną matkę za podpisanie jakiejś lewej polisy, to obstawiam Tę, Której Imienia Wymieniać Nie Wolno - odparł po chwili i przerzucił spojrzenie na Coltiego. Tak jak mówiłam, Jesse w miarę szybko połączył kropki no i jeśli nie była to Cami, to naprawdę nie miał innego pomysłu. - Wskoczyła... i co? Skończyła jej się kasa i chciała porwać Cię dla okupu? - uniósł pytająco brew, zachęcając Coltona do kontynuowania opowieści. No bo tak właśnie kojarzył, że Cami była typem laski, która od konfrontacji zwiewała, a nie się pchała w jej kierunku.

Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Tamta sytuacja wyraźnie Coltonowi pokazała, że należy stawiać na gadanie i szczerość niezależnie jak ciężkie to jest. Miał tyle czasu na przemyślenia, iż wiedział, że wolałby usłyszeć najgorszą prawdę niż zostać z niczym. Dlatego nigdy nie wrócił do dawnego siebie bo nie zamknął tego rozdziału. Próbował. Wszak miewał dziewczyny i nawet Autumn była niegdyś jak światełko w tunelu, ale nic jednak nie wyszło na dłużej. Albowiem nie miał odpowiedzi. Niczego co by mu powiedziało, dlaczego postanowiono zdeptać wtedy te młodzieńcze serducho. Niewiedza go dobijała. Choć po tylu latach starał się pokazywać, że i tak wszystko mu jedno, ale długa droga do tego by wybaczył Cami - o ile w ogóle szanse jakieś na to istniały.
- Jedynie teoretyk - na szczęście nogi miał całe i nie wydawał się połamany, więc nie próbował skakać. - Jak tak się zastanowić to faktycznie możesz jednak mieć coś z masochisty - w końcu tyle lat przetrwał u boku Coltona, więc coś na rzeczy być musiało. Zamiast z daleka się trzymać kiedy Brooks ma gorszy humor to ten przyjeżdżał z jedzeniem i brał na siebie jego gniew. Może dlatego na tą chwilę Jesse nie był w związku? Wybrańcy nie byli zbyt pozytywnie nastawienia do masochistycznej strony Wyatta.
- Eeech... agent ubezpieczeniowy byłby o wiele lepszy - przynajmniej by go nie zadręczał wspominkami przeszłości i nie męczył zarówno psychicznie jak i fizycznie. Właśnie! - I prawie wyrwała mi włosy... Kazała ruszać bo gonił ją "ruski agent" - jak miał w to uwierzyć?! Oczywiście, że nie wierzył. Zwłaszcza, że zamiast zachować się jak człowiek to go jeszcze zaatakowała! Nawet teraz musiał sobie skronie potrzeć bo aż go głowa zaczęła boleć na samo przypomnienie sobie całej tej dzisiejszej sytuacji. - Rozumiesz to? Unika mnie przez lata. Ostatnio jak trafiliśmy na siebie w końcu to uciekła, a teraz zwala mi się do samochodu i taka akcja? Kto normalny tak robi? - nie mógł jej mieć za normalną osobę. Nie znał jej od lat. Nie wiedział jak się zmieniła - i czy się zmieniła czy on wtedy był zaślepiony miłością. Nie wiedział przez co przechodziło, ale to tylko i wyłącznie jej wina, że cały czas od niego uciekała. Potrafił ogarnąć dlaczego ludzie od niego uciekają teraz kiedy jest jaki jest, ale wtedy był o wiele bardziej przystępnym gościem. - Ale skoro już sama wsiadła to doszło do jako takiej rozmowy... - a po jego dzisiejszym zachowaniu nie wydawało się raczej by wyszło to na dobre. Mimo, że powinno bo zawsze twierdził, że chce tylko rozmowy i jakichś wyjaśnień. W sumie wciąż uważał, że nie tak do końca wszystko zostało rozwiązane, więc to też problem dalej...

Jesse Wyatt
Weselny grajek, wodzirej — tam, gdzie go zechcą
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Artystyczna dusza, niespełniona gwiazda muzyki o aborygeńskich korzeniach. Gra i zabawia gości na weselach i eventach. Po godzinach spotkasz go na deptaku przy plaży, gdzie chętnie wymaluje ci portret. Idealista, marzyciel i naprawdę marzy o pokoju na świecie. Ach i jak już to jesteś, to daj mu suba i łapkę w górę na jego kanale na YouTube.
Prawdę mówiąc Jesse również upatrywał w Autumn "szansy" dla Coltona na poukładanie sobie życia. Oczywiście lubił ją i nie traktował tak przedmiotowo, co to to nie! Ale zawsze życzył przyjacielowi jak najlepiej i był szczerze zdumiony kiedy dowiedział się, że on i Autumn zerwali. Choć bardzo chciał, to nie potrafił mu w żaden sposób pomóc powrócić do dawnego Coltiego. Chyba obaj musieli się pogodzić z tym, że dawny Brooks już po prostu nie wróci. Bo czy nawet jeśli dostałby odpowiedzi, to znowu uwierzyłby w miłość? Znowu byłby gotów zaryzykować swój święty spokój dla kobiety? Z roku na rok Jesse coraz bardziej w to wątpił.
Wzruszył ramionami w odpowiedzi na słowa przyjaciela. Kochał Coltona jak brata w każdej wersji, więc z tym masochizmem sam nie mówił poważnie. Choć czasami trochę tęsknił za wersją 1.0., kiedy to Brooks z uśmiechem na ustach świadkował na ślubie Jessego.
- Skoro nawet agent byłby lepszy, to naprawdę musi być gruba sprawa - skomentował krótko. Za to kiedy Colton wyrzucił z siebie coś o wyrywaniu włosów i ruskich agentach, Jesse zmarszczył czoło, zastanawiając się czy Colton przypadkiem przed jego wizytą czegoś sobie nie dziabnął na boku. - Wow. A potem dosiadł się do was jeszcze James Bond i wspólnie uratowaliście świat? Dzięki, stary - zaskoczony wypił sobie piwko, żeby łatwiej mu się trawiło w głowie te wszystkie myśli. - Normalny - nikt. Nie ma za co - odparł. Proste pytanie, prosta odpowiedź, prawda? - Czyli z tym samochodem to jednak prawda... - podsumował, mówiąc bardziej do siebie niż do Brooksa, drapiąc się po brodzie. Bo serio, przez moment zaczął zastanawiać się, czy Coltonowi przypadkiem nie zaciera się granica pomiędzy rzeczywistością a jakimś wymyślonym światem i czy Colton właśnie nie opowiada mu jakiegoś filmu, jaki ostatnio widział na Netflixie, uważając że przytrafiło się to jemu w realnym świecie.
- Okej, czyli mamy progres. Wyjaśniła ci dlaczego zwiała? Dlaczego nie dawała tak długo żadnego znaku życia? - dopytał, mając nadzieję że usłyszy potwierdzenie ze strony Coltona. W końcu po tylu latach życia w niepewności to mu się należało,. Colton to wiedział, Jesse to wiedział... tylko Cami najwyraźniej miała odmienne zdanie na ten temat.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Niestety Colton był realistą... czy może bardziej pesymistą? Na pewno nie należał do osób, które widzą świat w różowych barwach. Jak chciał i się wysilił to potrafił być wspierający dla bliskich, ale inni go nie obchodzili. Nie bardzo też wierzył, że kiedykolwiek znowu zakocha się tak na serio. W końcu im bardziej się jest zakochanym tym bardziej potem to boli, prawda? Właśnie takie miał doświadczenia i tak to widział. Co prawda Autumn sama w sobie wyjątkiem była, ale rozstanie bolało mimo wszystko. Dlatego można rzec, że nawet się nie starał. Żył sobie spokojnym życiem, nie szukając poważnego związku. Chociaż... to "spokojne" trochę nie pasowało do dzisiejszego dnia akurat.
- Zważywszy na jej zachowanie to podejrzewam, że Bond zjawił się wcześniej, ale go wystraszyła - jeden mądry agent 007 co pewnie uciekł zamiast narażać się na spędzenie czasu z kimś takim jak Cami. A przynajmniej w tamtym momencie kiedy naprawdę ciężko ją było znieść. Brooks nie był takim super złym facetem. Pomógłby jej - gdyby uwierzył, ale jak miał wierzyć kiedy tak się zachowywała? Mimo to zaproponował, że podwiezie ją na komisariat jednak ta odmówiła... a zmuszać jej zamiaru nie miał mimo, że rozsądny człowiek poszedłby na policję jakby go ktoś prześladował. Swoją drogą nie dziwiłby się, gdyby Jesse nie uwierzył. Sam by nie wierzył na jego miejscu acz z drugiej strony... w sumie bardziej wierzyłby przyjacielowi nawet jakby powiedział, że kosmici wylądowali na dachu niż byłemu obiektowi westchnień.
- Nie powiedziałbym... - przetarł ponownie skromnie czując, że głowa zaczyna go boleć na samo wspomnienie tego całego incydentu. - Sam musiałem z niej wyciągać jakiekolwiek odpowiedzi... których bym i tak nie nazwał w ten sposób. Zaczęła od tego, że to nie o mnie chodziło. Oczywiście, że nie o mnie. Kiedy idziesz z kimś do ołtarza to osoba, z którą chcesz spędzić resztę życia kompletnie się nie liczy - nie można go winić o to, że serio postrzegał teraz Cami jeszcze bardziej jako kogoś egoistycznego i samolubnego. Kiedy zniknęła tamtego dnia to jeszcze ją usprawiedliwiał, że musiało się coś stać albo musiała mieć powód. Każdego kolejnego dnia jego zdanie zmieniało się na gorsze. Każdy kolejny dzień bez odpowiedzi zmieniał mu całkowicie postrzeganie Cami. A kiedy w końcu zaczęli na siebie trafiać - no, dwa razy aż wow - to wcale nie poprawiała swojej osoby w jego oczach... czym tylko pokazywała jak bardzo miała Coltona gdzieś. - Zapytałem czemu po prostu tego nie odwołała. A ona zaczęła się tłumaczyć, że nie wiedziała do ostatniej chwili. W dodatku kiedy wyskoczyła przez okno to uznała, że już przecież nie wróci tą samą drogą, a widać drzwi nie używa - przeżywanie tego raz jeszcze nie tylko było frustrujące, ale wykańczające psychicznie. Nie ogarniał sam siebie. Jak jedna osoba mogła tak źle na niego wpływać? Na goście, który od przeszło dziewięciu lat nie przejmuje się większością spraw czy ludźmi i od razu spokojniej mu się wiedzie. To wraca taka Cami, a głupi Colton nie potrafi odpuścić bo musi znać odpowiedzi. Aż twarz w dłoniach ukrył co by nerwy uspokoić bo papieros już nie wystarczał. Przez to też póki co umknęło mu ostatnie z pytań.

Jesse Wyatt
Weselny grajek, wodzirej — tam, gdzie go zechcą
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Artystyczna dusza, niespełniona gwiazda muzyki o aborygeńskich korzeniach. Gra i zabawia gości na weselach i eventach. Po godzinach spotkasz go na deptaku przy plaży, gdzie chętnie wymaluje ci portret. Idealista, marzyciel i naprawdę marzy o pokoju na świecie. Ach i jak już to jesteś, to daj mu suba i łapkę w górę na jego kanale na YouTube.
Niestety życie nie zawsze było takie, jakim je sobie wymarzyliśmy, więc niezależnie od tego jak bardzo Colton pragnął spokoju, zawsze istniało ryzyko, że spotka go coś co ten spokój zaburzy. I nie chodziło tylko o negatywne doświadczenia, jak niespodziewane spotkanie ze swoją byłą. Czasami spokój mogła zaburzyć inna osoba, ale w taki pozytywny sposób. Jakaś nowa kobieta w życiu, o. Ale na takie sytuacje trzeba być otwartym... czego niestety brakowało Coltiemu, który chcąc nie chcąc wciąż w jakimś stopniu żył przeszłością.
- Wow. To musiało być jak spotkanie z huraganem. Huragan "Cami". Swoją drogą, czy to nie dziwne, że huragany nazywane są zazwyczaj kobiecym imieniem? Interesujące, co? - uniósł pytająco brew. Jesse był ostatnią osobą, którą możnaby posądzić o szowinizm, dlatego nie rzucił żadnego osądu. Tylko temat to rozważań. Może gdzieś istniały męskie huragany, ale te wyrządzające najwięcej szkód były jednak utożsamiane z kobietami. No, interesujące! - Nie no, to jakaś chora akcja. Słuchaj, może u niej... wiesz, nie do końca po prostu wszystko gra. Wiesz, tam pod kopułą... - zasugerował delikatnie. Nie to, że podejrzewał Cami o jakąś chorobę psychiczną, która zresztą byłaby straszna sama w sobie. Ale jednak takie zachowanie przypominało trochę zachowanie schizofrenika, który miewał różne dziwne wizje i urojenia.
- Wiesz, zawsze wydawała mi się cholernie egoistyczna. Byłeś zakochany, na pewno tego nie widziałeś... Także kompletnie mnie to nie dziwi - westchnął. Nigdy nie chciał być przyjacielem, który sugeruje jak ktoś ma się zachować albo wkłada drugiej osobie do głowy określone myśli. Ale teraz miał wyrzuty sumienia, bo może gdyby wtedy wyraził wprost swoją opinię o Cami, to wszystko potoczyłoby się inaczej. A może nie i po prostu tak miało być? - No ale dobra, jeśli nie o Ciebie chodziło, to o kogo? O nią? O kogoś trzeciego? - dopytał po chwili, mając nadzieję że chodziło jednak o tę pierwszą opcję. To pewnie nic przyjemnego usłyszeć nawet po latach, że był ktoś inny. Ba, istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że skończyłoby się to kolejną traumą.
- Wow. To skoro nie wiedziała, nie była pewna czego chce, to tak, lepiej planować ślub niż poważnie zastanowić się nad tym, czego się pragnie - skomentował kąśliwie. - Gdyby chciała, to wróciłaby drzwiami - podsumował gorzko. Ale widocznie sama chciałą ucieć i chciała zranić Coltona. Jesse nie odnajdywał tutaj żadnego wytłumaczenia dla Cami. Nie to, żeby go jakoś szczególnie szukał, bo nie zamierzał absolutnie jej tu teraz bronić i stawać po jej stronie, o nie, nie. - Wiesz Colton, ja myślę, że mimo wszystko wygrałeś tą jej ucieczką życie - dodał, po czym powtórzył pytanie, które wcześniej Coltonowi umknęło. - To co? Gdzie była przez ten czas i czemu nie wysłała nawet głupiego smsa?
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Wiele można o Coltonie powiedzieć, ale fakt - otwartym człowiekiem to niestety nie był od dawien dawna. Z góry zakładał najgorsze rzeczy i dzięki temu przynajmniej już go nikt nie zawodził bo był przygotowany już na samym starcie. Aż dziw, że jednak miewał dziewczyny od czasu Cami. Nie dziwne jednak, że długo te związki nie wytrzymywały, ale na swoje usprawiedliwienie może dodać, że nie zawsze to była jego wina.
- Słusznie. Też bym nadał kobiece imię huraganowi bo pasują idealnie - nie żeby Brooks się za szowinistę uważał, no ale mówił co myślał. Kobiety potrafiły być bardziej burzliwe i lepiej im z drogi schodzić kiedy huragan nadchodzi. A głupi Colton to się pcha wprost w oko cyklonu... - Możliwe. Nie zwierzała się z tego. Na pewno ma jakąś nerwicę czy coś w tym rodzaju bo ataki paniki ją chwytają, więc starałem się być tym rozsądnym, ale mi nie pozwalała - nie był złym facetem. Przy pierwszym spotkaniu po latach wyraźnie widział jak ona się tym przejmuje. Tak więc serio wtedy próbował być mega spokojny i nie naciskać. No, ale wiadomo, że i to źle zostało odebrane kiedy sobie znowu uciekła. A jednak ciężko mieć anielskie pokłady cierpliwości dla kogoś kto ci zostawił dziurę w klatce piersiowej.
- Następnym razem weź ze mnie przykład i mów co myślisz śmiało. Masz moje błogosławieństwo. Choćby cię wkurzał kolor włosów mojej następnej dziewczyny to wal - teraz mogli tylko, gdybać czy Brooks w latach młodości by się opamiętał i nie hajtał z Cami jeśli Jesse by mu to wybił z głowy. Ogarniał bo jako najlepszy przyjaciel to chciał wspierać Coltona w jego miłości, no ale... ciężko przewidzieć kto jest komu pisany. Dlatego wyraźnie podkreślił "błogosławieństwo" - nawet się wysilił i jak rycerza klepnął go w jedno ramię, a potem w drugie - co by jeśli następny raz się trafi i Brooks kiedykolwiek głowę dla jakiejś panny straci to niech Jesse czuwa i mówi co widzi, o. - No właśnie nie wiem dalej! Nie dostałem jasnej odpowiedzi. Z jej chaotycznych odpowiedzi zrozumiałem tyle, że najadła się strachu i sobie uciekła - co po reakcji Coltona jasno świadczyło o tym, że ta odpowiedź wcale go nie satysfakcjonuje. Jasne, można się wystraszyć, ale żeby tak zniknąć na tyle czasu z miasta i nawet z rodziną się nie kontaktować?! Nie. Nie uznawał takich odpowiedzi, które odpowiedziami dla niego nie były.
Kiwnął głową na komentarze przyjaciela - zgadzał się z nimi w stu procentach, ale to denerwowanie się przez Cami i przy Cami strasznie go wykończyło i teraz to zmęczenie do niego docierało. Wciąż był zły, ale i wykończony... na tyle, że zaczęło go nawet przygnębienie brać, a wolał jednak się złościć niż smucić.
- Niespecjalnie się wygranym czuję - od dłuższego czasu wydawało się, że lepiej mu się wiedzie. Stała praca - szok - i nawet wziął się za siebie i to dlatego, że mu się chciało, a nie że musiał. Jednakże nie czuł się jakimś zwycięzcą. - No właśnie tego też nie raczyła mi powiedzieć. Ale pytałem o wiadomości. Choćby list jak komórek się boi. To wyskoczyła, że co by niby miała napisać bo najwyraźniej chociaż zdanie wyjaśnień to za dużo - przewrócił oczyma bo dla niego to było coś mega prostego. - A ma do widzenia, kiedy to wyskoczyła z samochodu aby znowu sobie uciec to pożegnała mnie słowami obrażającymi Scarlet... z którą notabene się przyjaźni... niby - on tej przyjaźni nie widział. Uważał, że Cami jest toksyczna i Callaway powinna z nią zerwać kontakt. Tyle, że ich wspólna praca miała rację bytu bo temat Cami był u nich tabu...

Jesse Wyatt
Weselny grajek, wodzirej — tam, gdzie go zechcą
28 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
Artystyczna dusza, niespełniona gwiazda muzyki o aborygeńskich korzeniach. Gra i zabawia gości na weselach i eventach. Po godzinach spotkasz go na deptaku przy plaży, gdzie chętnie wymaluje ci portret. Idealista, marzyciel i naprawdę marzy o pokoju na świecie. Ach i jak już to jesteś, to daj mu suba i łapkę w górę na jego kanale na YouTube.
Niektórym mężczyznom zdecydowanie brakowało instynktu samozachowawczego i lokowali swoje zainteresowanie w kobietach (lub innych facetach), którymi nigdy nie powinni się interesować gdyby mieli trochę oleju w głowie. Z drugiej strony, takie było właśnie życie - gdyby ludzie od razu natrafiali na swoich wymarzonych partnerów, to byłoby za łatwe! Jednak trzeba było się trochę naszukać, przeżyć parę rozczarowań. No i czymże były wątki na forach bez miłosnych dramatów?
- Wiesz, ale w takim wypadku powinna poszukać pomocy u specjalisty, zacząć terapię, może farmakologię, a nie dodatkowo siać spustoszenie w życiach innych ludzi, a nie tylko w swoim - westchnął, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że mówi dość oczywiste rzeczy i Colton to wszystkie doskonale wie. Sam stał się ofiarą huraganu Cami i biada tym, którzy będą następni. Jeśli Cami sama nie chciała sobie pomóc, to niestety żaden kolejny facet tego nie zrobi, nawet jeśli jego pokłady cierpliwości będą narawdę bez dna.
- Nie ma sprawy. Na pewno uświadomię cię, kiedy będzie miała irytujący śmiech, bo na to jestem uczulony - zapewnił, pół żartem, pół serio. Akurat sam odprawił z kwitkiem kilka rokujących pań i panów tylko dlatego, że chichotali za głośno lub nie tym tembrem głosu. W tej kwestii był dość czepliwy i zamierzał to wykorzystać w obronie Coltona! Niczym prawdziwy rycerz, na którego Brooks właśnie go mianował.
- Najadła strachu? To co, w momencie przyjmowania oświadczyn nie wiedziała na co się godzi? - zmarszczył brwi. - No ale nawet jeśli faktycznie zamążpójście ją sparaliżowało, to i tak to nie tłumaczy tego, że nie dała ci znać czy w ogóle żyje. Czyli tak naprawdę dalej nic nie wiesz - podsumował. Wiedział, że Colton oczekiwał jasnych odpowiedzi, a skutek był taki, że nie dość że nie dowiedział się niczego konkretnego, to jeszcze skończył poirytowany i z morderczymi zapędami. Ach, te baby...
- Ale nie tkwisz w nieszczęśliwym małżeństwie ani też nie zmarnowałeś paru lat życia na nieodpowiednią kobietę. Jak dla mnie to całkiem sporo jednak ugrałeś na tym wszystkim - stwierdził. Jesse zazwyczaj widział jednak szklankę do połowy pełną, więc nie inaczej mogło być tym razem. Strach pomyśleć w jakim stanie skończyłby Colton, gdyby jednak dzielił parę lat życia z Cami. - Wow. Ma tupet - skomentował krótko kolejne słowa Coltona. Bliscy pewnie zamartwiali się o nią, gdzie jest i czy w ogóle żyje, a ona nie wiedziała po co miałaby się odzywać.
- O cholera. Co takiego powiedziała o Scarlet? - dopytał. - No i... to chyba trochę komplikuje sytuację, co? Znaczy wiesz, skoro pracujesz ze Scarlet, to temat Cami siłą rzeczy może się gdzieś wciąż pojawiać - Jesse nie znał za dobrze Callaway ani też nie znał kulis przyjaźni dziewczyn. Wiedział jedynie tyle, że czasami pewne znajomości utrzymuje się przez zasiedzenie, mimo że obecnie dane osoby nie miały ze sobą wiele wspólnego.
Colton Brooks
ODPOWIEDZ