organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
45.

Zaraz po postrzale, gdy się budziła, przeżywała mały szok, wywołany tym, gdzie się znajdowała. Potrzebowała czasu, by oswoić się z eleganckimi meblami, jasną przestrzenią, widokiem morza za czystymi szybami bez rys. Teraz natomiast budziła się tak, jakby było to najnormalniejsze w świecie, wszystko więc wskazywało na to, że powoli się przyzwyczajała, ale im bardziej ten proces postępował, tym dotkliwsza była myśl o tym, że niebawem wszystko się skończy. Powoli stawała na nogi, ćwicząc zarówno z Nathanielem, jak i z Jasperem, a chociaż wciąż szybko się męczyła, to szło jej coraz lepiej. Na tyle, by tego dnia, siedząc tak sobie w łóżku, zapragnęła czegoś, czego nie planowała już dawno - wyjść z pościeli o własnych siłach. Wiedziała, że Nathaniel ma mieć jakieś spotkanie w domu, ale jednak w pomieszczeniach, w których pewnie Divina jeszcze nigdy nie była i części domu, do której nie potrafiłaby trafić. Z resztą nawet nie próbowała, bo kiedy ostrożnie położyła stopy na podłodze, ani myślała o długich wycieczkach. Ostrożnie się uniosła, wykorzystując po drodze wszystko, jako podporę. Niepewnie otworzyła drzwi i wyjrzała na korytarz. Ten był pusty, więc postąpiła pierwsze kroki, podpierając się o fragment balustrady, z której dojrzała jakiegoś człowieka ubranego na czarno, najpewniej pracującego dla Hawthorne'a. Spojrzał na nią, ale nic nie powiedziała, więc szła dalej, aż do saloniku, w którym stał fortepian, jej cel podróży. Nie był to idealny spacer, ale mimo to dumna z siebie była, gdy tylko zasiadła przed instrumentem i otworzyła jego klapę z uczuciem, jaki mógł towarzyszyć spotkaniu z dawnym znajomym. Pomachała jeszcze kilka razy palcami i pozwoliła na to, by melodia wypełniła przestrzeń willi Hawthorne'a, a przynajmniej najbliższe pomieszczenia, bo o tym, jak duży jest budynek, nie miała w zasadzie pojęcia. Wciągnęła się dość głęboko w swoją grę, dlatego w pierwszej chwili nie zarejestrowała odgłosów szybkich kroków przeskakujących stopnie schodów. Miało to miejsce chyba po czwartym wygrywanym na nią utworze, więc byłą już całkiem dobrze rozegrana i kiedy odwróciła głowę do boku, widząc Nathaniela, który z pędem pojawił się w salonie, nie doszukiwała się w jego postawie jakiś objaw złości czy zmartwienia. Po prostu sama się do niego uśmiechnęła.
- Dzień dobry - dograła dwa takty, nie patrząc na klawiaturę i dopiero po tym zabrała z niej palce, poświęcając pełną uwagę mężczyźnie. - Już nie robię błędów - pochwaliła się, ale niepewnie, bo nigdy nie należała do zbyt śmiałych osób, sprzedających swoją osobę w przesadnych superlatywach. - I sama tu przyszłam - dodała, jakby tego nie był jeszcze świadomy. Dziwne... nigdy nie chciała zrobić na nikim wrażenia, więc skąd ta potrzeba mówienia mu o tym wszystkim? Nie była pewna, ale też nie chciała wcale z tym walczyć.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Z początku wydawało mu się, że zmęczenie i brak snu zaczynają mu doskwierać. Ostatnią noc spędził w Shadow, po czym wrócił dość późno i zasnął dopiero nad ranem, by po kilku godzinach snu ponownie stanąć na nogi. W dodatku przyszło mu spotkać się z ludźmi, którzy zawsze budzili w nim dość silne emocje, więc tym bardziej był zmęczony, gdy po spotkaniu siedział u siebie przeglądając jakieś dokumenty. Słyszał jednak coraz wyraźniej melodię dochodzącą z piętra, a gdy otworzył drzwi miał już pewność, że ktoś, a raczej Divina gra na fortepianie.
- Jak ona tam doszła? - Spytał mijanego po drodze ochroniarza, który tylko wzruszył ramionami.
- Sama, nikt z nią nie był - odpowiedział nie orientując się w sytuacji.
- No właśnie, kurwa! Nie powinna! - Warknął w jego stronę, posyłając kolejnemu z ochroniarzy dość znaczące spojrzenie, po czym wbiegł na kręte schody.
Salonik, w którym znajdował się instrument oddzielał od sypialni Diviny hol i klatka schodowa, a więc gdyby zasłabła, mogłaby upaść i wszystko skończyć mogłoby się fatalnie. Nic więc dziwnego, że Nate poczuł niepokój, bo nie po to od tylu tygodni skakał nad Norwood, aby ta jednym głupim spacerem zaprzepaściła wszystko. Owszem cieszył się, że czuła się lepiej, widział, że robiła postępy, ale gdy opuszczała sypialnie, zawsze miała przy sobie towarzystwo, tak było bezpieczniej.
Wpadł do pomieszczenia, od razu koncentrując wzrok na dziewczynie i widząc zadowolenie wymalowane na jej twarzy, poczuł chociaż odrobinę ulgi. Nie powiedział też nic, pozwalając na to, aby Divina najpierw sama podzieliła się z nim tym co chciała.
- Słyszę - przyznał, bo grała płynnie i bez żadnych potknięć, a więc wróciły jej siły, co było doskonałym znakiem. - Mogłaś poprosić kogoś o pomoc, zadzwonić, wezwać Annę, cokolwiek - tutaj już nie był taki wyrozumiały, więc zaraz rysy jego twarzy wyostrzyły się mocniej. - Dobrze się czujesz? - Dopytał jeszcze, po czym ruszył z miejsca, aby stanąć bliżej i oprzeć się o pudło fortepianu. - Kontynuuj, taki utwór zasługuje na to,a by go dograć - dodał zachęcająco, bo od dawna nie mógł uświadczyć koncertu w jej wykonaniu, więc mimo wszystko nie chciał tak prędko odbierać sobie tej przyjemności. Z drugiej strony doskonale wiedział, że poprawiający się stan Norwood niesie za sobą także inne konsekwencje. Przyjdzie im w końcu omówić przyszłość, a co za tym idzie, Nathaniel będzie musiał powiedzieć jej wprost o tym, że nie zamierza pozwalać jej wrócić do chaty w lesie. To nie było miejsce w którym ktokolwiek powinien żyć, a już na pewno nie kobieta, którą w pewien sposób określał jako jego.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Kompletnie nie spodziewała się tego, że jej spacer mógłby być powodem negatywnych emocji, czy też reprymendy pod adresem jakiś ludzi, pełniących w willi Nathaniela rolę... sama nie była pewna kogo. Ochrony? Jej samej życie w tym budynku płynęło raczej spokojnie, więc zabawnie było myśleć, że jednocześnie potrzebny jest stały nadzór, aby móc mówić o jakimś bezpieczeństwie.
- Nie chciałam nikogo kłopotać niepotrzebnie - odpowiedziała na jego słowa spokojnie, jakby nie czując tej nagannej nuty, jaką podszyte były jego słowa. Miała dobry humor i nie bała się go wcale, a przynajmniej nie teraz, nie po tym, czego pozwolił jej doświadczyć w swojej obecności. Poza tym cieszyła się, że przyszedł, bo chociaż nigdy nie potrzebowała publiki, teraz dostrzegała jakąś nieznaną wcześniej przyjemność, związaną z graniem właśnie dla niego. - Tak, dziękuję - pokiwała głową, korzystając z tej chwili, aby się mu przyjrzeć. - A ty? Wyglądasz na zmęczonego - odpowiedziała tym samym, uważając, że ma do tego prawo. Skoro on martwił się jej stanem, to ona mogła się martwić jego własnym. Nie przerwała jednak gry, zgodnie z jego życzeniem, teraz nawet bardziej przykładając się do utworu. Wzrok przeniosła na klawiaturę, a bosymi stopniami obsługiwała pedały instrumentu, by cała kompozycja miała jeszcze piękniejsze brzmienie. Palce prześlizgiwały się po klawiszach, aż do ostatniego taktu, w którym cichutko zakończyła i z gracją zdjęła ręce z klawiatury, krzyżując też spojrzenie z Nathanielem.
- Podobało ci się? - zapytała, składając dłonie na kolanach, zaraz po tym, jak wygładziła materiał koszuli nocnej i szlafroka. Ona także myślała o tym, jakie konsekwencje jej poprawa za sobą niesie. Wiedziała, że musi wrócić do siebie, to było oczywiste, ale była też jedynie kobietą i myśl, że być może, Nathaniel jednak o niej zapomni, że te kilka momentów, które wykradli dla siebie, już nigdy się nie powtórzą... była dość nieprzyjemna. Mimo to rozsądek i zasady stanowiły od zawsze główny wyznacznik jej działań, nawet jeśli przyjemniej byłoby pójść inną drogą. - Moglibyśmy wieczorem spróbować razem zejść po schodach, wydaje mi się, że dam sobie z tym radę - wyjaśniła, starając się skupiać na pozytywnych aspektach swojego powrotu do zdrowia. W ten sposób będzie im łatwiej, a przynajmniej Divinie, bo to co działo się w głowie Nathaniela, wciąż było dla niej niewiadomą. Szczególnie teraz... po rozmowie z Jasperem, która tak bardzo namieszała jej w głowie. Patrzyła w oczy Hawthorne'a i mimowolnie pytała siebie, czy naprawdę zakochała się w tym człowieku, ale potem... potem on zwykle podchwytywał jej spojrzenie i miała wrażenie, że z miejsca mógłby przeczytać jej myśli, gdyby nie odwróciła głowy na czas do boku.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Cień uśmiechu pojawił się na twarzy Nathaniela, ubarwionej zmęczenie, które dostrzegła Norwood. Nie skomentował tego w żaden sposób, bo też niczym nowym było dla niego zarywanie nocy. Właściwie coraz częściej łapał się na myśleniu o tym, że namiastkę wypoczynku udaje mu się zaznać zwykle tylko wtedy, gdy u boku ma Divinę.
Wsłuchiwał się w melodię, którą płynnie i bezbłędnie wygrywały palce Viny. Z początku Nathaniel starał się śledzić wzrokiem ich ruch po klawiaturze, ale potem skoncentrował spojrzenie na twarzy Norwood i nie potrafił przestać się jej przyglądać. Coś się zmieniło w jej obliczu, a przynajmniej on odnosił takie wrażenie. Nie miał pojęcia czemu przypisać swoje spostrzeżenia. Czy wpływ na to miała rekonwalescencja, która przebiegała coraz lepiej, czy fakt, że udało się Divinie znów bezbłędnie grać swoją muzykę, czy powód był całkiem innym. niezależny od Norwood, a od niego samego, od tego co do niej czuł, co o niej myślał, co zrobił ostatnio i co planował zrobić ponownie.
- Bardzo - odpowiedział, a w jego głosie dało się jasno dosłyszeć zadowolenie, ale może i też ulgę, bo w końcu Divina naprawdę zaczynała wracać do siebie. - Mogłabyś zagrać coś jeszcze, ale to zaraz - dodał, po czym podszedł, między czasie wsłuchując się w to co dziewczyna miała mu do zaproponowania.
Nim jednak odpowiedział, pochylił jedną z dłoni układając na karku Diviny, gdy drugą ostrożnie skierował jej brodę w górę. Uniósł lekko kącik ust, chociaż ledwo widoczny, ale jednak uśmiech niezmiennie gościł na jego twarzy dokąd znalazł się w pobliżu Norwood. Nadal nic nie mówiąc, schylił się jeszcze bardziej, by sięgnąć ustami warg dziewczyny i złożyć na nich jeden krótki pocałunek, który po sekundzie wahania zmienił się w bardziej czułą i intensywniejszą pieszczotę, jednak nadal nie trwającą zbyt długo.
- Dzień dobry - przywitał się, chociaż było to zbędne. Nate chciał jednak tym gestem zaznaczyć, że między nimi coś się zmieniło, że to co "robią" nie jest tylko nic nie znaczącymi chwilami, gdy są sami, że naprawdę chciałby zmienić charakter ich relacji, chociaż sam nie miał jeszcze pojęcia do czego to wszystko zmierzało. - Dobrze, pomyślimy o tych schodach - zgodził się, aczkolwiek miał inne plany co do tego wieczoru, o czym nie chciał jej jeszcze informować. - Czujesz jak wracają ci siły? - Zapytał, gdy już odsunął się od Diviny, aby podejść do przeszklonej ściany i otworzyć jedne z drzwi, by świeże, morskie powietrze wypełniło pomieszczenie. - Może zamiast porannych ćwiczeń w domu, ubierzesz się i pospacerujemy po ogrodzie? - Zaproponował, bo odkąd Divina trafiła do jego posiadłości, poza krótkimi wizytami w ogrodzie, gdy siedziała głównie na swojej huśtawce, nie miała okazji niczego więcej zobaczyć, a przecież wystarczyłaby odrobina wysiłku, aby chociażby znalazła się na plaży i poczuła pod palcami ciepły piasek, za którym zapewne tęskniła.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie musiała pilnować pozycji palców na klawiaturze, ale udawała, że jest inaczej, by nie patrzeć na niego tak otwarcie, a jedynie zerkać ukradkiem. To natomiast wystarczyło, by wychwyciła jego uśmiech, nawet tak delikatny i subtelny, co przyniosło jej pewnego rodzaju ulgę. Nie chciała w końcu go zezłościć swoją samowolną wycieczką do pianina, ale najwyraźniej gniew zniknął tak szybko, jak się pojawił, przez co oboje mogli skupić się na muzyce.
- Zaraz? - nie zrozumiała go kompletnie, nie wiedząc dlaczego powinna poczekać, ale mimo to go słuchając. Podszedł niedługo po tym, a w chwili, w której położył dłonie na jej karku i brodzie, serce już zaczęło bić jej szybciej. Mruknęła cicho, zaskoczona drugą częścią pocałunku, jego intensywnością, czymś całkowicie jej nieznanemu, bo wcześniej były to zaledwie muśnięcia i przez to teraz cała czerwona, nie potrafiła od razu odnaleźć się w sytuacji. - Dzień dobry - już raz się z nim przywitała, ale chyba zapomniała o tym w tej chwili. O tym i o innych rzeczach. Potrzebowała więc kilku spokojniejszych oddechów, ale gra na fortepianie na pewno straciła na znaczeniu.
- Tak, myślę, że niebawem nie będę już potrzebowała pomocy - pochwaliła się, a bardziej chciała go uspokoić, pewna tego, że stanowi dla nich problem. Z resztą to byłoby logiczne, tyle pieniędzy i zaangażowania tłumu ludzi... każdy czułby się problemem. Cieszyło ją więc to, że niebawem ich odciąży, ale jednocześnie... gdzieś tam w niej był żal na myśl o tym, że będzie musiała opuścić to miejsce.
- A nie mogę iść w koszuli? - zapytała od razu, gdy zaproponował wyjście na zewnątrz. - Nie wiem gdzie są moje ubrania - przyznała zgodnie z prawdą. Poza tym nie chciałaby przyjmować jeszcze od niego całej wyprawki. Już i tak ku swojemu zażenowaniu musiała wziąć od Pearl cały pakiet nowej bielizny, bo zgodnie z przekonaniami blondynki, ktoś chyba dla dowcipu podarł zawartość szuflady, jaką miała u siebie w domu.
W każdym razie niedługo po tym miała już na sobie szlafrok i razem skierowali się do ogrodu, chociaż póki co po schodach została zniesiona, a w zasadzie podniesiona bez słowa. Potem wspólnie przemierzali korytarze, gdzie ogrom pracowników Hawthorne'a udawał, że ich wcale nie widzi. W ogrodzie też było ich kilku. Przemierzali pojedynczo lub dwójkami zielone tereny, z których Divina głównie znała jeden ogrodzik, kształtem przypominający duży zielony taras, bo prowadził prosto nad przepaść, ogrodzoną kamiennym murkiem na ładnych kolumnach. Nigdy do niech nie podchodziła, przez co dopiero dziś zrozumiała, że na końcu kryją się schodki i można zejść nieco niżej, na większy fragment zieleni z zadbanymi drzewami i krzewami.
- Masz ogromny dom - przyznała, kiedy nieco zmęczył już ją spacer. Pokazał jej naprawdę sporo, a każdy nowy widok zachwycał ją bardziej. W końcu zaburczało jej w brzuchu, co było niesamowicie wstydliwe i chociaż mówiła, że to nic takiego, Nathaniel uznał, że pora na posiłek. Próbowała odmawiać, ale gdy zapytał, czy chciałaby zjeść na zewnątrz, jej oczy zdradziły wszystko. Tak więc znaleźli się na fragmencie ogrodu wyłożonego piaskową kostką, na którym ustawiony był całkiem duży, ale nie tak długi, jak w jadalni, stół. Nad ich głowami rozciągało się drewniane zadaszenie, porośnięte glicynią, która właśnie kwitła. Widok był tak cudowny, że Divina bezustannie wodziła głową do góry, nie mogąc się napatrzeć. Przynajmniej do momentu, w którym nie dotarło do niej ile jedzenia przed nimi się znajduje.
- Ktoś jeszcze do nas dołączy? - zapytała, bo ślina zaczęła napływać jej do ust od samego widoku. Dziś pierwszy raz miała zjeść coś, co nie jest owsianką, a chociaż nie była wybredna, to te potrawy robiły na niej duże wrażenie. - Strasznie tego dużo - wyjaśniła skąd jej pytanie i przełknęła ślinę, ale też coś do niej dotarło. Straciła nieco rachubę czasu, odkąd była w posiadłości Nathaniela.
- W zasadzie... niedługo święta, prawda? - skrzywiła się, próbując to sobie obliczyć, ale zaraz przybrała nieco spokojniejszy wyraz twarzy. - Dobrze, że odzyskuję siły... przed świętami przygotowuję posiłek na Wigilię na Plebanii, nie chciałabym być tam dla kogoś problemem ze swoimi słabymi nogami - faktycznie wolałaby nikomu takiego problemu nie sprawiać, a przy tym uznała, że kiedyś powinna poruszyć temat tego, że... że dziękuje za wszystko, ale zna swoje miejsce i nie będzie się narzucać.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Obecność Diviny w codzienności Nathaniela była czymś niezwykłym, nieprawdopodobnym, a jednak z każdym mijającym dniem, Nate coraz bardziej przyzwyczajał się do tego stanu coraz bardziej. Co więcej powoli postępował na przód, w kreowaniu lepszego obrazu ich relacji uznając, że nie ma dłużej sensu mydlić sobie i V oczu udając, że między nimi nie ma niczego "większego". Było, a Hawthorne po raz pierwszy od bardzo dawna przestał wmawiać sobie, że to nic nie znaczący romans, że jak każda inna relacja ostatecznie się rozpadnie pozostawiając za sobą same problemy.
- W szafie w twojej sypialni, Pearl zadbała o to, abyś miała co na siebie włożyć - odpowiedział spokojnie, ale nie naciskał na nic wiedząc z jak wielkim oporem Divina przyjmowała jakąkolwiek pomoc, a tę materialną w szczególności.
Ostatecznie wyszli na spacer, a chociaż Nathaniel dostrzegał, że Norwood pod koniec była już naprawdę zmęczona, miał także wrażenie, że dostrzega zadowolenie i radość na jej twarzy. Wracała do siebie, nabierała sił, a to było najistotniejsze.
- Nie, czemu pytasz? - Rzucił, zasuwając za Diviną krzesło i zajmując miejsce na przeciwko, obficie zastawionego stołu. - Bo nie wiem na co będziesz miała ochotę, sama mi nie powiesz, a więc kazałem przygotować więcej jedzenia, abyś miała wybór - wyrzucił, jednocześnie sięgając po kawę, bo to ona stanowiła dla niego najistotniejszy składnik menu.
- Tak, już niebawem... Pewnie to dla ciebie istotny okres, co? Będziesz chciała iść do kościoła.. - Podzielił się tym, co przyszło mu na myśl, przede wszystkim bazując na wiedzy o głębokiej, katolickiej wierze jaką posiadała Divina. W najśmielszych przypuszczeniach nie przyszło mu do głowy, że Norwood mogłaby chociażby myśleć o pomaganiu komukolwiek, a co dopiero gotowaniu. - Słucham? O czym ty mówisz, V? - Burknął, zerkając na nią z lekką niepewnością, gdy smarował kromkę pieczywa masłem. - Nie sądzisz chyba, że będziesz w tym roku także to robiła? - Mruknął, kręcąc głową na boki i jak gdyby nigdy nic nadal zajmując się swoim posiłkiem. - Zapomnij, V. Jesteś zbyt słaba, to po pierwsze, a po drugie... - Zrobił małą przerwę, bo od dawna o nikim i nikomu nie mówił takich rzeczy. W zasadzie miał głęboko gdzieś święta i od lat nie uczestniczył w żaden sposób w ich obchodzeniu, ale odkąd pojawiła się Norwood... - Chciałem spędzić święta z tobą - dokończył, ponownie unosząc wzrok na V, ale czując się z tym niezbyt pewnie, szybko obrał drogę ucieczki jaką było zasłonięcie się kubkiem z czarną kawą.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Sama nie nazywała tamtego pomieszczenia swoją sypialnią, nawet jeśli jakiś głosik w jej głowie podsuwał jej wrażenie, że to miano pasowało do zajmowanego przez nią miejsca. Po prostu... wtedy przed samą sobą pokazałaby, że się przywiązała i liczyła na to, że tu zostanie, a nie mogła przecież sobie na to pozwolić. Willa należała do Nathaniela, ona sama była jedynie gościem i nie powinna o tym zapominać, tym bardziej teraz, kiedy dochodziła już do siebie. Podobnie było też z ubraniami, którymi Pearl wypełniła szafę. Było ich tam pewnie więcej, niż Divina kiedykolwiek posiadała, ale pewności mieć nie mogła, bo nigdy nie zdobyła się na to, by zajrzeć do środka. Dzisiaj nie miało być inaczej i miała nadzieję, że nie będzie to tematem niepotrzebnych rozmów. Dzień był na o stanowczo zbyt miły.
- Wiesz, że zjadłabym cokolwiek... a tyle jedzenia, nie chciałabym, żeby się zmarnowało - przyznała, omiatając wzrokiem półmiski i już poczuła, jak ślina napływa jej do ust od tych zapachów. To nie tak, że nie powiedziałaby mu z przekory, a dlatego, że nie wiedziała, co lubi. Tutaj dowiedziała się, że budyń był jedną z takich rzeczy, ale to głównie dlatego, że jej dieta była raczej monotonna i prosta, uboga w jakieś bardziej wyszukane produkty, jak te całkowicie podstawowe. - Źle sobie radzę z takim wyborem - przyznała ciszej, po tym jak pomógł jej usiąść i nadal wodziła spojrzeniem to tu to tam, jedynie zaciskając i rozprostowując przy tym dłonie na kolanach.
- To powinien być dla każdego istotny okres... Boże Narodzenie... - uniosła na niego spojrzenie, zastanawiając się, czy chociaż po części ktoś taki, jak on, mógł podzielać tę opinię. - Owszem... o północy jest specjalna msza, chciałabym już wtedy zagrać dla wierzących - skinęła głową, bo zbyt długo pozwalała sobie na tę rekonwalescencję. Organy za nią tęskniły, a może to ona za nimi, nawet jeśli czas spędzony u Nathaniela był dla niej tak dobry i pozbawiony zmartwień. Zamyśliła się na momencik i pewnie właśnie przez to tak zaskoczyła ją jego reakcja na jej wyznanie. Spojrzała na niego mimo to ze spokojem, nieporuszona jego odmową, ale na pewno poruszona tym, co wyjawił jej po niej. - To nie problem... nie jestem zaproszona na Plebanię, gdy zajmę się posiłkiem, będę mogła ją z tobą spędzić - wyjaśniła spokojnie, a mimo to poczuła jak w jej piersi mięśnie znacznie szybciej zaczęły pulsować. Nikt nigdy tak po prostu nie powiedział, że chciałby spędzić z nią święta. Zwykle była po prostu sama, nie przejmując się tym. - Nic więc nie stoi na przeszkodzie, a na pewno nie mój stan. Każdego dnia czuję się coraz lepiej i do świąt na pewno dam radę... co roku wiele osób przybywa na tę Wigilię, nie chcę nikogo zawieść - wyjaśniła swobodnie, ale też ze zdecydowaniem ukrytym w głosie. W końcu nie brała nawet po uwagę tego, że dla Nathaniela ta rozmowa mogła być jakąś kwestią sporną.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nie potrafił znaleźć odpowiedniego komentarza co do słów Diviny, bo takie kwestie nigdy go specjalnie nie obchodziły i nie miało to się zmienić. Postanowił więc zignorować je i dopiero odnieść się do następnej kwestii, uprzednio sięgając po miseczkę z owocami i konfiturę, którą przełożył bliżej talerza Viny.
- Zacznij może od tego, a potem skosztuj odrobinę z każdej rzeczy, a dowiesz się, co ci smakuje najbardziej - zaproponował, dostrzegając, że sama Norwood nie wykonała żadnego ruchu, tylko nerwowo zaciskała dłonie na materiale swojego ubrania, prześlizgując wzrokiem po talerzach.
- Jak na kogoś tak skromnego masz bardzo apodyktyczne poglądy, V - rzucił, unosząc lekko kącik ust, bo zwykle doskonale bawił się dyskutując z Divinę w ten sposób. Jej wiara była potężna, a jego praktycznie wcale nie istniała, a chociaż oboje mieli w życiu pod górkę, on nie wpatrując się ślepo w Boga, ostatecznie skończył o wiele lepiej niż bogobojna organistka. - Dla mnie to dni jak każde inne, tylko w Shadow czasem więcej się dzieje, gdy rodzinne spotkania zmuszają wkurwionych mężów do ucieczki z domu - dodał, po tym jak przełknął kęs pieczywa i ponownie zerknął w stronę dziewczyny.
Wspomnienie o mszy, na której chciałaby zagrać, nieco zbiło go z tropu. Z jednej strony wiedział, że nadejdzie ten moment, w którym bezpieczne mury jego posiadłości nie będą mogły chronić Diviny cały czas, a z drugiej zaczynał obawiać się tego na jak wielkie niebezpieczeństwo naraził ją własną osobą.
- Możemy o tym pomyśleć, skoro to dla ciebie tak ważne - odparł, bo mimo pogardy jaką żywił wobec Kościoła, nie miał zamiaru narzucać Norwood, aby zrezygnowała z tego co dawało jej radość i ukojenie. Gorzej odebrał informacje o tej całej wigilii, która w wyobrażeniach Nate'a wyglądała zupełnie inaczej, a z opowieści Diviny wynikało, że praktycznie dziewczyna robiła tam za kucharkę, po czym nawet nie uczestniczyła, w tak istotnej przecież wieczerzy, tylko wracała do siebie.
- Co, kurwa? - Nie potrafił inaczej zareagować, nie w momentach, w których nagły przypływ frustracji, nie mógł być w żaden inny sposób rozładowany. - Jakie zawieść? V! Zostałaś postrzelona, przeszłaś cholernie ciężką rekonwalescencje, a te skurwysyny, nawet nie napisały ci pieprzonej kartki, a ty czujesz, że mogłabyś ich zawieść nie gotując dla nich kolacji, na która nawet ciebie nie zaproszą? - Prychnął, czując jak cały apetyt zniknął wraz z jego spokojem. - Mowy nie ma, abym pozwolił na to by ktoś nadal ciebie tak traktował. Nie będziesz dla nich gotować, nie są tego warci - dodał, stawiając sprawę jasno, bo skoro... Skoro zaczynał traktować Divinę jak swoją kobietę, nie było opcji, aby znów ktokolwiek pozbawiał jej osobę odpowiedniego szacunku.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Jako, że spędzali ze sobą sporo czasu, w zasadzie spędzała z nim go więcej, niż z kimkolwiek innym od lat, a raczej kimkolwiek innym po prostu, nie licząc jej ojczyma, nauczyła się już pewnych jego zwyczajów. W tym tego, jak czasem odpuszczał w rozmowie niektóre z jej słów i wówczas wiedziała, że powiedziała coś głupiego. Tylko, że dla niej kwestia marnowania jedzenia nie była czymś takim i przez to też odrobinę się zasępiła. Nie na tyle by coś powiedzieć, ale na tyle, by przez moment na jej czole ukazała się zmarszczka.
- Dobrze - uniosła dłoń ponad stołem i złapała za konfiturę, nakładając sobie ostrożnie i raz za razem zerkając na Nathaniela, jakby potrzebowała jego uwagi przy tym trywialnym zajęciu. Wątpiła, że miałaby się przyzwyczaić do takiego dobrobytu, w żołądku ją ściskało na samą myśl o tym całym jedzeniu, a jednocześnie w głowie miała jakąś dziwną blokadę i lęk. Nałożyła trochę konfitury, o krwistoczerwonym kolorze, tak odbiegającym od mdłego koloru jabłek, z których zwykła robić swoje dżemy. Zerknęła jeszcze na pieczywo, a kiedy i te jej przysunął, zabrała kromkę i podziękowała.
- Nie próbuję być apodyktyczna, jedynie uważam, że Święta to miły czas w roku... taki do spędzania z bliskimi i przeżywania radości, każdy na to zasługuje, niezależnie od wiary - przyznała łagodnie, chociaż ona zwykłe spędzać ten czas samotnie, ale już dawno przestała uważać siebie za przykład. Nie o nią w tym okresie chodziło i ona po prostu nie miała nikogo, ale Nathaniel... znał ludzi, w samym jego domu nigdy nie było pusto. Gdyby tylko chciał, na pewno znalazłby kogoś i mógłby się cieszyć Bożym Narodzeniem. Dlatego też nadal przeżywała to przyjemne ciepło na myśl, że chciałby je spędzić z nią. Nikt nigdy jej tego nie zaproponował. Nawet ojczym zwykł w tym czasie upijać się ze swoimi mniej lub bardziej znajomymi, a ona potem próbowała go odszukać. - Przykro mi, że nie obchodzisz świąt - przyznała zgodnie z prawdą, gdy wspomniał o Shadow i rzeczywiście wzrok upuściła na talerz, czując żal przez to, czego się dowiedziała. Inaczej natomiast zareagowała na to jego możemy pomyśleć. Uniosła więc wzrok, który wlepiła w Nathaniela, przez chwilę zastanawiając się, czy powinna mu uświadomić, że to nie kwestia pomyślenia, tylko już podjęta decyzja, ale nim zdążyła zdecydować, on dość ostro zareagował na inne jej słowa. Drgnęła zaskoczona, w odruchu cofając dłonie pod stół. Odegnała jednak chwilowe ukłucie lęku, a jej wzrok stał się spokojny, może nawet nieco wyprany z emocji. Jej najbardziej wypracowana przez lata zdolność, być może ta, która sprawiła, że teraz siedziała tutaj z Nathanielem, a nie była kolejną osobą, która płakała przy nim ze strachu skamląc o litość.
- Proszę, nie obrażaj moich parafian. To nie ich wina, że się mnie obawiają - zaczęła od tego, nie chcąc roztrząsać słów, po jakie Hawthorne sięgał. - Nie wiedzieli gdzie jestem i każdy ma własne zmartwienia. Od lat przygotowuję kolację dla najuboższych mieszkańców Lorne Bay. To w większości starsi i samotni ludzie bez bliskich, chcę im pomóc i nie oczekuję niczego w zamian. Dobroczynność to nie handel wymienny - zakończyła słowami, które już kiedyś mu powiedziała. Wtedy, gdy znalazła go rannego w buszu i zabrała do siebie. Nie odwróciła też spojrzenia od jego wzburzonych oczu, które teraz nie przypominały nieba, a rozwścieczone morze. Jej własne były zapewne ciemne, jak zwykle. - Poza tym nie wiedziałam, że potrzebuję twojego pozwolenia - dodała, ale zaraz zmarszczyła brwi, westchnęła i jej wzrok stał się nieco bardziej ludzki, może dlatego, że nie był już wyprany ze wszelkich emocji, a czaiły się w nim uczucia. - Doceniam co dla mnie zrobiłeś i wciąż nie wiem, jak ci się odwdzięczę, ale... już jest dobrze. Nie mogę wiecznie usprawiedliwiać się rekonwalescencją - powiedziała spokojnie, a przy tym zdobyła się na łagodny uśmiech, który kiedyś raczej na jej twarzy nie gościł.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nathanielowi przykro nie było z powodu świąt, bo właściwie, podobnie jak Divina, nigdy ich tak naprawdę nie przeżywał. Ona przynajmniej miała wiarę, a przez swoją bogobojność doświadczała tego okresu chociaż w tym duchowym wymiarze. On natomiast nie posiadał nic, poza paroma nędznymi wspomnieniami o małej, przyozdobionej papierem choince, która i tak koniec końców wylądowała za oknem, gdy podczas jednej z kłótni, konkubent matki rozpieprzył pół mieszkania. To był ostatni raz, gdy w ich domu próbowano obchodzić święta. Przez kolejne lata matka po prostu znikała, zostawiając Nathaniela z młodszym bratem samych i niekoniecznie przejmując się tym jak chłopcy sobie poradzą. Wracała gdzieś na początku stycznia, gdy wyrwała się już z alkoholowego cugu i potrzebowała chwilę "popracować", aby znów zdobyć pieniądze na alkohol i narkotyki.
- Nie musi ci być przykro. Święta są mi obojętne, ale wiem, że tobie nie - przyznał zgodnie z prawda, bo gdyby nie osoba Diviny, na pewno nie zawracałby sobie głowy tym okresem w roku. - Nie są twoi parafianie, bo nie zachowują się tak jakbyś do nich przynależała - uczepił się jej słów, bo chyba nic nie irytowało go w Norwood tak, jak jej ślepa wiara w ludzi, którzy nie zasługiwali nawet na to, aby o nich wspominać. Obłudni, zakłamani i płytcy... Przychodzą do kościoła udając oddanych wiernych, a tak naprawdę są większą zgnilizną niż większość klientów Shadow. - Aaaaa... No bo ty należysz do tej klasy wyższej i otaczasz się przyjaciółmi i bliskimi w święta? - Prychnął, nie przebierając w słowach, przez co dopiero, gdy je wypowiedział, zdał sobie sprawę z tego jak nieprzyjemny posiadały wydźwięk. Nie chciał urazić Diviny, był wściekły na to jak ją traktowano, jak ona sama siebie postrzegała i przez to niekoniecznie najlepiej radził sobie z wyrażaniem własnych przemyśleń. - Wybacz... Nie to miałem na myśli - mruknął zaraz, lekko speszony, wyciągając przy tym dłoń, aby ułożyć ją na tej należącej do Norwood. - Nie potrzebujesz, ale to nie zmienia faktu, że nie będziesz w tym roku poświęcać się dla nikogo... Niech sobie sami ugotują, ty masz inne zmartwienia i... mnie - wyjaśnił, lekko wahając się przed dopowiedzeniem ostatniego słowa, ale ostatecznie pozwolił sobie na nie. Ulżyło mu też, że w oczach Diviny ponownie dostrzegł odrobinę ciepła, bo jak zwykle, gdy broniła swoich religijnych kamratów, wpadała w ten bezduszny trans, jakby wypowiadając słowa, ale samej nie do końca w nie wierząc. - Co masz na myśli, V? - Dopytał, bo nie do końca rozumiał co chciała mu przekazać wspominając o niemożności tłumaczenia się rekonwalescencją. Sądził, że po tym jak wiele ostatnio razem "przeszli" dotarło do niej, że zbliżyli się do siebie na zupełnie innej płaszczyźnie i jej choroba, nie miała z tym zupełnie nic wspólnego.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nathaniel nie mówił jej wiele o sobie, w zasadzie najwięcej dowiedziała się w przeszłości, gdy spotkali się na cmentarzu, a ona zakrywała ciałem nagrobek swojej mamy, bo bała się go wówczas i była pewna, że mógłby go zniszczyć... chociażby ze zwykłego kaprysu. Wiele się od tamtego czasu zmieniło, ale wcale nie poznała lepiej przeszłości Nathaniela. Raczej to, że nie był taki okrutny, jak sądziła. Mogła jedynie domyślać się, jak źle mu było, ale czuła, że póki co nie powinna naciskać, powoli zgłębiając coraz więcej.
- Mimo to jest mi przykro... obchodziłeś kiedyś prawdziwe święta? - przechyliła głowę, nie chcąc być zbyt wścibską, ani go oceniać. Gdyby ktoś to analizował, mógłby powiedzieć, że ona sama także takich nie obchodziła, bo w jej domu nigdy nie było choinki, ale lubiła przyglądać się innym i podobało jej się, że mogła ubrać tą znajdującą się na plebani. Nie traktowała tego, jak wykorzystanie jej do jakiś tam obowiązków, bo tylko w taki sposób mogła obcować chociażby z namiastką tradycji, którymi inni żyli w tym okresie. - Nie możesz tego dokładnie wiedzieć... nigdy ciebie tam nie było - odpowiedziała spokojnie na jego słowa, gotowa odeprzeć i kolejne, chociaż... faktycznie zrobiło jej się przykro. Nie pokazała tego po sobie, znała swoje miejsce, ale... ale zrobiło jej się przykro. Bo mogła jedynie patrzeć na innych z ukrycia, odkąd pamiętała. Stać w cieniu i liczyć na to, że nikt jej nie dostrzeże i nie wyrzuci. - Jesteś niemiły - powiedziała po prostu, nie wiedząc, co innego mogłaby powiedzieć i wytrzymała jego spojrzenie, chociaż coś w niej chciało, by je jednak odwróciła. Drgnęła dopiero, gdy złapał jej dłoń, zaskoczona tym gestem. - Nie muszę ci niczego wybaczać, powiedziałeś prawdę... nie jestem zła - dodała tak jak stara Divina, jeszcze bez emocji, po które zwyczajnie bała się sięgać. Kiedyś tak było łatwiej i w chwilach zagrożenia, jak widać nadal odruchowo do tego wracała. Mimo to nie zabrała dłoni, bo ciepło, mimo upałów, które płynęło z jego skóry, niosło ze sobą coś kojącego. Znalazła się w miejscu, w którym naprawdę nie wiedziała, jak się odnaleźć, co powiedzieć. Serce zabiło jej szybciej, bo to co powiedział... znaczyło tak wiele, a jednocześnie ta obowiązkowość, powinność, to, że musiała pomóc przy wigilii... nigdy nie spotkał ją podobny dylemat. Milczała więc zbierając myśli, a serce wcale nie wracało do swojego tempa.
- Nie chcę ciebie zawieść - przyznała w końcu, jakby te słowa jej ciążyły i w końcu jej twarz przecięły jakieś emocje, gdy zmarszczyła delikatnie czoło, unosząc wewnętrzne kąciki brwi do góry. - Ale nie mogę zostawić tych osób... nie umiałabym sobie poradzić z myślą, że przez moją samolubność nie mieli udanych świąt - wyjaśniła i po chwili wahania wyciągnęła drugą dłoń i nakryła nią tą, którą Nathaniel ją trzymał. Ten gest wiele dla niej znaczył. - Ale mogłabym przygotować wszystko, gdy będziesz w pracy i wrócić, gdy też wrócisz i może przygotować też więcej, żeby starczyło dla ciebie. To nic wykwintnego, ale na pewno starczy - zaczęła dzielić się z nim pomysłem, który naprędce zaczęła układać, a potem nieco bardziej ścisnęła jego palce. - Wiesz... że muszę zacząć powoli wracać do swojego życia. Zająłeś się mną, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nadszarpuję twojej gościnności i zbliża się czas, w którym będę musiała wrócić do siebie i do pracy - powiedziała delikatnie, pocierając wierzch jego dłoni kciukiem. Nigdy jej nie wyganiał, doceniała to, więc przyzwoitość nakazywała, by sama o tym wspomniała.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Praktycznie z nikim rozmowę o swojej przeszłości. Nie był typem człowieka, który potrafił się przed kimś otworzyć i zwierzyć. Nie miał też wokół siebie ludzi, którzy byliby na tyle odważni, aby zadawać mu pytania o przeszłość. Obecnie Divinabyła mu najbliższa. I może gdyby to właśnie ona się nim bardziej zainteresowała, Nathaniel gotów byłby, opowiedzieć o sobie coś więcej. Oczywiście mowy nie było pełnej szczerości, ale jakieś detale? Coś pozwoliłoby mu nawiązać z Diviną. Kolejną nić; łączącą ich w sposób w jaki nie był połączony z żadną inną osobą.
- Nawet nie wiem co rozumiesz przez określenie "prawdziwe" - zaśmiał się, chociaż nie rozmawiali o niczym, co mogłoby chociażby ocierać się o żart swoją tematyką. - Ale, chyba odpowiedź to nigdy. Może jakieś namiastki świąt, kiedyś... dawno temu, ale nie z rodziną - przyznał zgodnie z prawdą, bo jeśli ktokolwiek ofiarował mu zainteresowanie i ciepło w święta to była to Nellie, ale jej już nie było, a w raz z nią jakiekolwiek wspomnienia Nathaniela o świętach przestały istnieć. - Ty zapewne też nie, aczkolwiek pewnie spędzasz co roku godziny w kościele, prawda? - Zagadnął, podejrzewając, że ojczym Norwood na pewno nie spełniał się w roli troskliwego opiekuna, który przejmował się czymś taki jak święta. Dlatego Nathaniela wkurwiało to, że chociaż Norwood nigdy sama nic nie dostała od innych, bez ustanku myślała i poświęcała się dla nich. Nie pojmował, że mogłaby być to dla niej namiastka tego świątecznego ducha, że właśnie w taki sposób świętowała. On pielęgnował w sobie gniew do wszystkich, którzy przyczynili się do tego, że los Diviny wyglądał tak, a nie inaczej.
- Nie powinienem używać takich słów - mimo wszystko okazał skruchę i ponownie, potarł z czułością wierzch jej dłoni.
Szkoda tylko, że Norwood upierała się przy swoim i chociaż on wprost powiedział, że nie ma mowy, ona nadal szukała rozwiązań. Więc ponownie wezbrała w nim złość, bo nieprzyzwyczajony do stawiania jego słów pod dyskusje, nie umiał panować nad emocjami, które się w nim wzbierały. Tym bardziej, że Viny zawsze wzbudzała w nim najsilniejsze uczucia.
- Jaką, kurwa, samolubność? - Warknął, uderzając dłonią o blat, bo ponownie jak płachta na byka działało na niego to samobiczowanie się Diviny, po to aby innym było lżej. - Niech ten klecha gotuje, a nie wysługuje się toba - dodał zaraz, ale widząc jak Norwood na niego patrz, czuł się znów nieswojo, niepoprawnie, źle... Jak chłopak, który coś przeskrobał i musi się tłumaczyć. - Nie będziesz tam gotować. Nie i koniec, a jak musisz... Musisz mieć pewność, że ci obrzydliwi ludzi będą mieć co jeść to... zapłacę za catering, zorganizuję to, ale ty... Ty nie będziesz im służyć - wyrzucił z siebie, co jakiś czas zerkając na Divinę, ale nie potrafią utrzymać z nią ciągłego kontaktu wzrokowego, przez co zerkał gdzieś do boku, jakby jej spojrzenie miało go oceniać, a on mógłby to dostrzec.
To jednak nie był koniec, bo kolejne słowa uderzyły w niego jeszcze mocniej, ale tym razem wprawiając w zaskoczenie. Wiedział, że ta rozmowa nadejdzie, ale nie sądził, że tak prędko i nie był chyba na nią przygotowany, a przynajmniej chciał mieć więcej argumentów, które łatwiej namówiłyby Divinę do przyjęcia jego rozwiązania.
- Ale dlaczego? Twoja obecność tutaj... Niczego nie nadwyrężasz, a wręcz przeciwnie, sprawiasz mi przyjemność będąc w moim domu i chciałbym, aby tak pozostało - zaczął, póki co nie mówiąc wprost o tym, że nie ma opcji, aby Norwood wróciła do swojej chaty. Miał nadzieję, że nie będzie musiał jej tego wyperswadowywać i póki co Divina wciąż będzie korzystać z jego gościnności.

Divina Norwood
ODPOWIEDZ