: 31 sty 2023, 13:14
Bycie prawnikiem, to tak naprawdę przede wszystkim wybór pomiędzy dobrem a złem, nie było niczego innego - tak postrzegało to społeczeństwo. To teatralna sztuka, jeśli ktoś był katem - był tym złym, jeśli ofiarą - tym dobrym. Rola Griffina opierała się na obraniu jednej ze stron, a później zrobieniu wszystkiego, aby jego klient wygrał sądową batalię. Nie wycofywał się w połowie, dawał z siebie sto procent. Jeśli po drodze okazało się, że domniemanie niewinności, to tak naprawdę mit wyssany z palca, to czy miał prawo rezygnować albo działać na pół gwizdka? Czy to byłoby w porządku? Zdaje się, że nie było tutaj prawidłowej odpowiedzi. Jeśli dzisiaj Geordie żyła w baśniowym świecie, gdzie ci niewinni zawsze wygrywają i że tylko z tym przyjdzie jej się mierzyć w swojej długiej karierze, to jej upadek będzie boleśniejszy niż ten, którego doświadczał Flemming. Był jednak zbyt zmęczony - może dzisiejszym dniem, a może nawet życiem, aby ten temat roztrząsać. Każdy prawnik w końcu dochodzi do ściany i powinien kolejny krok przebyć samotnie.
- W niczym nie pomogą - powtórzył raz jeszcze, wzruszywszy ramionami. - Przez ostatnie dziesięć godzin wertowałem dokumenty i wiem, że ta powierzchowność nie pozwoli nam poznać przeciwnika, a co dopiero wygrać w sądzie. To jedna z tych spraw podczas których żałujesz, że nie zostałeś kasjerem w supermarkecie - dlatego też odwrócił zlepek kartek stroną wierzchnią do dołu i jednoznacznym gestem przekazał, że nie powinna zawracać sobie tym głowy. - Jutro wejdziemy prosto w paszczę lwa, a tymczasem... - no właśnie, tymczasem co? Zjedzmy pizzę, porozmawiajmy, pouśmiechajmy się do siebie, udając, że to nic nie znaczy? Powinien powiedzieć idźmy do domu, a jednak była to ostatnia rzecz, którą chciał teraz zrobić. Sposób w jaki reagowała na niego Feldstein, bo umówmy się, że musiałby być w pełni ślepy, aby tego nie zauważyć, budził do życia coś uśpionego, a on, jak skończony idiota leciał wabiony do światła, mimo, że może pewnie to zrobi się sparzyć. Prawdopodobnie byłby teraz skłonny wymyślić dla niej kilka innych prac, aby zatrzymać ją w biurze jeszcze przez kilkadziesiąt minut, chociaż wskazywało to na wyraźne przekraczanie kompetencji. Pokręcił tylko głową, nie kończąc myśli i odsunął się z powrotem na zajmowane miejsce, napierając plecami o zagłówek wygodnego, komputerowego krzesła. Pewne rzeczy lepiej przemilczeć, co także blondynka zdawała się teraz robić, więżąc oddech w płucach przez kilka sekund.
- Sprzedaję ci prawdziwą wersję, taką bez upiększania - może była za młoda, aby to zrozumieć? Może powinien sobie częściej i dosadniej przypominać, że miał przed sobą dwudziestotrzyletnią kobietę, która tak naprawdę dopiero wkraczała w brutalny świat dorosłości, do tej pory ledwie czując jego smak. A może oceniał ją przez pryzmat wieku, niewiele o niej wiedząc? Zdawała się być dojrzała, rozumieć za dużo, a wiek to przecież nic więcej, jak niewiele znacząca liczba. Nigdy nie stanowił dla Griffina przeszkody. - Da się - upierał się przy swoim. - Nie istnieje żaden magiczny guzik, który to robi, ale naprawdę się da - nie w każdym aspekcie życia, co oczywiste, ale dlaczego miałby kłamać? - Geordie, ludzie, którzy tutaj przychodzą są dla mnie kimś obcym, dlaczego miałbym się nimi przejmować? Po skończonej sprawie znikają z mojego życia. Myślisz, że gdybym przywiązywał się emocjonalnie do każdego z nich byłbym dobrym prawnikiem? - zapytał jej. - A co gdyby prawdziwy przestępca odegrał oscarową rolę, grając na moich uczuciach i przekonał mnie, że nie zabił swojej ciężarnej żony? Co gdybym zaczął analizować, współczuć mu, spotkał z jego rodziną i przytulał ich, bo czułbym taką powinność? - zasypał ją pytaniami, podnosząc się, bo do biura zapukał dostawca pizzy, przerywając ich małą, słowną potyczkę.
- Połówka z ananasem twoja - wywrócił oczami, krzywiąc się w jednoznacznym geście. - W tym przypadku moje emocje działają poprawnie, możesz być spokojna, nie jestem robotem - uśmiechnął się, widząc tą jawną zbrodnie popełnioną na pizzy.
Geordie Feldstein
- W niczym nie pomogą - powtórzył raz jeszcze, wzruszywszy ramionami. - Przez ostatnie dziesięć godzin wertowałem dokumenty i wiem, że ta powierzchowność nie pozwoli nam poznać przeciwnika, a co dopiero wygrać w sądzie. To jedna z tych spraw podczas których żałujesz, że nie zostałeś kasjerem w supermarkecie - dlatego też odwrócił zlepek kartek stroną wierzchnią do dołu i jednoznacznym gestem przekazał, że nie powinna zawracać sobie tym głowy. - Jutro wejdziemy prosto w paszczę lwa, a tymczasem... - no właśnie, tymczasem co? Zjedzmy pizzę, porozmawiajmy, pouśmiechajmy się do siebie, udając, że to nic nie znaczy? Powinien powiedzieć idźmy do domu, a jednak była to ostatnia rzecz, którą chciał teraz zrobić. Sposób w jaki reagowała na niego Feldstein, bo umówmy się, że musiałby być w pełni ślepy, aby tego nie zauważyć, budził do życia coś uśpionego, a on, jak skończony idiota leciał wabiony do światła, mimo, że może pewnie to zrobi się sparzyć. Prawdopodobnie byłby teraz skłonny wymyślić dla niej kilka innych prac, aby zatrzymać ją w biurze jeszcze przez kilkadziesiąt minut, chociaż wskazywało to na wyraźne przekraczanie kompetencji. Pokręcił tylko głową, nie kończąc myśli i odsunął się z powrotem na zajmowane miejsce, napierając plecami o zagłówek wygodnego, komputerowego krzesła. Pewne rzeczy lepiej przemilczeć, co także blondynka zdawała się teraz robić, więżąc oddech w płucach przez kilka sekund.
- Sprzedaję ci prawdziwą wersję, taką bez upiększania - może była za młoda, aby to zrozumieć? Może powinien sobie częściej i dosadniej przypominać, że miał przed sobą dwudziestotrzyletnią kobietę, która tak naprawdę dopiero wkraczała w brutalny świat dorosłości, do tej pory ledwie czując jego smak. A może oceniał ją przez pryzmat wieku, niewiele o niej wiedząc? Zdawała się być dojrzała, rozumieć za dużo, a wiek to przecież nic więcej, jak niewiele znacząca liczba. Nigdy nie stanowił dla Griffina przeszkody. - Da się - upierał się przy swoim. - Nie istnieje żaden magiczny guzik, który to robi, ale naprawdę się da - nie w każdym aspekcie życia, co oczywiste, ale dlaczego miałby kłamać? - Geordie, ludzie, którzy tutaj przychodzą są dla mnie kimś obcym, dlaczego miałbym się nimi przejmować? Po skończonej sprawie znikają z mojego życia. Myślisz, że gdybym przywiązywał się emocjonalnie do każdego z nich byłbym dobrym prawnikiem? - zapytał jej. - A co gdyby prawdziwy przestępca odegrał oscarową rolę, grając na moich uczuciach i przekonał mnie, że nie zabił swojej ciężarnej żony? Co gdybym zaczął analizować, współczuć mu, spotkał z jego rodziną i przytulał ich, bo czułbym taką powinność? - zasypał ją pytaniami, podnosząc się, bo do biura zapukał dostawca pizzy, przerywając ich małą, słowną potyczkę.
- Połówka z ananasem twoja - wywrócił oczami, krzywiąc się w jednoznacznym geście. - W tym przypadku moje emocje działają poprawnie, możesz być spokojna, nie jestem robotem - uśmiechnął się, widząc tą jawną zbrodnie popełnioną na pizzy.
Geordie Feldstein