organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Dla kogoś, kto całe życie miał spędzić w samotności, te wszystkie emocje były naprawdę wielkim darem, którego w pełni nie rozumiała, ale bardzo chciała w końcu pojąć. Brakowało jej podstaw... w dzieciństwie nikt jej nie przytulał, nie gładził po głowie, nie podnosił, gdy upadała i nie pomagał w zaśnięciu. W późniejszym życiu... było tylko gorzej. Nie pragnęła dla siebie tego, by na jej drodze stanął ktoś, kto mógłby obdarzyć ją uczuciami, wręcz przeciwnie, modliła się o to, by nikt tej jej drogi nie przecinał, bo chociaż samotność była ponura, to w jej rozumieniu miała więcej wspólnego z bezpieczeństwem, niż cudze towarzystwo. Z resztą z Nathanielem z początku było tak samo, a moment, w którym się to zmieniła... czy też przypisywała go swoim urodzinom? Nie była pewna... nie umiała chyba wskazać niczego konkretnego, ale potrafiła ocenić chwilę obecną. To, jak się przy nim czuła... nie było w niej strachu, bo chociaż człowiek ten był zdolny do okrutnych czynów, chyba naprawdę ufała, że jej nie skrzywdzi. Bała się tego, bo zaufanie łatwo nadszarpnąć, ale jednocześnie jakieś to było miłe, żyć w poczuciu, że ktoś naprawdę nie chciał jej zranić. Przez to też ona sama nie chciała być w żaden sposób ciężarem, a chociaż zafałszowała tylko parę nut na fortepianie, jej lęk był o wiele poważniejszy. Jakby podświadomie pamiętała o tym, że to muzyką zaskarbiła sobie jego zainteresowanie, więc najpewniej też muzyką mogłaby je stracić.
- Zafałszowałam - przypomniała mu, jakby tego potrzebował, ale nie potrafiła dodać nic więcej. Usta miała lekko uchylone i z pewnego rodzaju fascynacją przyglądała się temu, co robił. Jedynie zamknął jej dłonie we własnych, a jej ciało całe się spięło od przyjemnych dreszczy. Zaczęła ją nagle przepełniać nadzieja, a pchnięta tym pokiwała głową na znak, że się z nim zgadza. - Postaram się - zadeklarowała, jakby naprawdę tego po niej oczekiwał, a potem zgodziła się na kolejną próbę, która poszła już lepiej, ale też musiała się przy niej skupiać bardziej, niż zwykle. To było w pewnym sensie nowe. Sama próbowałaby i trzeci raz, jednak Nathaniel uznał, że na dzisiaj skończy i najwyraźniej miał rację, skoro ledwo wykonała parę kroków. Chciała iść o własnych siłach, ale nie oponowała, gdy ją uniósł. Jedynie... nieszczególnie chciała brudzić pościel po tych bosych spacerach i chyba Nathaniel to zrozumiał.
- Jeśli to nie będzie problemem - odpowiedziała zarumieniona, kiedy ponownie ją podniósł, a chociaż nie pierwszy raz to robił, znów przez to wszystko, co między nimi zaszło, poczuła, że się stresuje. - Może mógłbyś mnie posadzić na tych kafelkach? - poprosiła, wskazując na kawałek murku. Kiedy już to zrobił, nogi Diviny znajdował się w wannie, a ona siedziała poza nią, więc uznała, że to wystarczy. Tylko, że... - Przepraszam... jakbyś mógł tylko odkręcić wodę i podać mi słuchawkę, a potem już powinnam sobie poradzić - zarumieniła się nieco mocniej, unosząc ostrożnie materiał długiej koszuli nocnej, tak by go nie pomoczyć. Ostrożnie przełożyła go tak, by zatrzymywał się na zgiętych kolanach, a chociaż próbowała zachowywać się naturalnie, to serce waliło jej coraz szybciej z pewnego zawstydzenia. - I może jeszcze mydło? Ale to już naprawdę wszystko - dodała, bo teraz dostrzegła, że wszystkie płyny, jakich zwykle używała Pearl, były po przeciwległej stronie wanny, a więc poza zasięgiem Diviny. Mogłaby próbować wstać, ale gdyby się wywróciła... narobiłaby sobie nie tylko kłopotów, ale i wstydu, dlatego musiała się przemóc i poprosić o te kilka rzeczy Nathaniela.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nietrudno było się Nathanielowi domyśleć, że muzyka, a przede wszystkim możliwość wygrywania jej na klawiszach, była dla Diviny jedną z najistotniejszych rzeczy w życiu. Mimo to zaskoczyła go reakcja i wymalowany w oczach Norwood strach Normalnym było, że w obecnym stanie może mieć trudności z utrzymywaniem tempa gry, ale przecież nie utrafiła talentu, a Nate'owi nawet przez myśl to nie przeszło. Wykorzystał jednak jej reakcję, by zmotywować ją do ćwiczeń i wysiłku, wierząc, że szybciej zaobserwuje efekty swojej pracy podczas grania, a przynajmniej te będą ją zadowalać.
W porównaniu do Norwood, Hawthorne znacznie lepiej i swobodniej czuł się w sytuacjach okrawających o swego rodzaju bliskość. Owszem, ta z Diviną była czymś zupełnie dla niego nowym, nieznanym i przez to bardziej ekscytującym, ale wciąż czuł się w niej swobodniej, często samemu nadając jej tempo i charakter.
- Oczywiście, a będziesz ci tam wygodnie? - Zapytał, pomagając zająć dziewczynie wskazane przez nią miejsce. - Dobrze, przyniosę też ręcznik i... - I po chwili zdał sobie sprawę, że obrana przez Divinę pozycje wcale nie wygląda na najbezpieczniejszą, tym bardziej, że nie mogła sama wstać, ani się podtrzymać w razie jakiejś potrzeby by ruszyć się z miejsca. Stał tak kilka chwil, nie odzywając się nawet w chwili, w której został poproszony o podanie kosmetyku, bo wiedział już, że będzie to wszystko zbędne. - Mogę ci pomóc? - Zapytał, ale zaraz zaczął podwijać rękawy koszuli. - W sensie, pomogę ci - dodał, poprawiając swoją poprzednią wypowiedź, bo postanowił już, że to uczyni i nie będzie zmuszał Norwood do trudzenia się i ewentualnego skrzywdzenia, gdy jedna ze stóp chociażby obsunie jej się na śliskiej powierzchni wanny. - To nic takiego, zaufaj mi - spojrzał na Divinę, wyczuwając jak jej ciało napina się delikatnie.
Gdy był już gotów, przyklęknął obok krawędzi wanny, sięgając po słuchawkę prysznicową, aby uregulować wodę. Zażywał kąpieli z kobietami, ale były to akty dalece odmienne od tego, którego właśnie był prowodyrem. Było to coś kompletnie niezrozumiałego dla niego samego, bo jednak chyba jeszcze dla nikogo w swoim życiu nie posunął się do okazania tak intymnego gestu.
- Nie łaskocze? - Zapytał, gdy palcami ostrożnie przetarł jej skórę, a przyjemny zapach kosmetyków zaczął wypełniać łazienkę. Nathaniel starał się nie myśleć o niczym, skupiając na tym co robił, wmawiając sobie, że przecież to naturalne, że zaoferował jej pomoc. I chyba szło mu całkiem nieźle do momentu, w którym jego wzrok nie natrafił na bliznę znajdującą się tuż nad kolanem Diviny. Nie zapomniał co jej kiedyś zrobił, ale starał się wymazać z pamięci tamtego siebie, ciemniejszy ślad na śnieżnobiałej skórze Norwood skutecznie mu to uniemożliwiał.
Zamarł na kilka sekund, wpatrując się w miejsce, które jeszcze sekundę wcześniej przysłaniał materiał. Było już za późno, aby udawał, że go nie dostrzegał, aby Divina tego nie zarejestrowała. Tym bardziej, że bezwiednie uniósł dłoń, obejmując jej nogę, a kciukiem pocierając po wypalonym znaku.
- Nosisz przeze mnie zbyt wiele blizn - przerwał w końcu namolną ciszę, pochylając głowę. - Nie zasłużyłaś na ani jedną z nich - dodał, wierząc w siłę swoich słow. Norwood wycierpiała się w życiu już wystarczająco, a on nie miał prawa zadawać jej kolejnych ran. - Przykro mi - zakończył, schylając się jeszcze bardziej, by sięgnąć wargami blizny, którą wpierw pocałował, aby potem na moment oprzeć czoło o kolana dziewczyny jakby tym gestem chciał okazać jej skruchę i żal, który ku jego przerażaniu naprawdę go przepełniały.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Pokiwała powoli głową, kiedy zapytał, czy będzie jej wygodnie, nie chciała sprawiać więcej problemów, niż już sprawiła, a przy tym... odkąd była w tej willi, praktycznie zapomniała czym jest niewygoda. Różnice między tym, do czego przywykła, a tym, co tutaj miała, biły ją niemalże po oczach. Sama kąpiel zdawała się być całkiem nowym doświadczeniem. Wanna nie pokryta rdzą, czysta, gorąca woda, zapach płynów i miękkie ręczniki.... długo mogłaby wymieniać, bo nawet jeśli póki co nie dane jej było korzystać z łazienki w pełni, to wiedziała, że jest to przyjemną odmianą. Była gotowa na odrobinę trudności i wysiłku, ale najwyraźniej Nathaniel miał co do tego inne plany, a ona spojrzała na niego zaskoczona, zaraz okrawając swoje policzki rumieńcami.
- Nie musisz, naprawdę - rzuciła pospiesznie, ale głos cichnął w pomieszczeniu gdy patrzyła, jak mężczyzna zajmuje miejsce przy wannie. Było jej wstyd z wielu względów... tych oczywistych, jak to, że było to krępujące oraz to, że znów mu się naprzykrza, ale też z tych, których się nie spodziewała... jednego przede wszystkim. Tego, że towarzyszyła jej jakaś ekscytacja, która wprawiała serce w szybsze bicie. Nieznane uczucie, przerażające i kuszące zarazem, takie, które nie pozwalało jej się odezwać. Przełknęła więc jedynie ślinę i skinęła głową, na znak, że rozumie, ale mimo to każdy jej mięsień napiął się niemalże boleśnie. Obserwowała go uważnie, znów mając w sobie coś z ofiary zapędzonej przez drapieżnika w kozi róg, a potem przymknęła oczy nieco zbyt mocno, w by w geście tym nie było jak na dłoni widać młodzieńczego zawstydzenia.
- Nie - pokręciła głową na boki, wzmacniając niepotrzebnie wypowiedź tym gestem. Nawet nie słyszała już szumu wody, tylko bicie serca. Miała wrażenie, że te odbija się po kafelkach i niesie echem dalej i dalej. W którejś chwili bezwiednie przygryzła wargę, w myśli jej wypełnił tylko i wyłącznie dotyk jego dłoni. Delikatniejszy, niż mogłaby przypuszczać. Palce prześlizgały się wzdłuż jej kostki, pozostawiając na jej skórze palące ślady, takie, które jak sądziła, miały pozostać z nią na zawsze, odciskając się w jej pamięci. Jednocześnie brakowało jej tchu i miała w płucach nadmiar powietrza. Znów nic nie rozumiała z tej sytuacji i czuła, że faktycznie byłaby gotowa mu zaufać, przesunąć nieco granice, zobaczyć, co za nimi leży. Z tego transu wybudziło ją jednak jego zachowanie. Bezbłędnie odnalazła bliznę na którą patrzył i chciała szybko zasłonić odsłonięte kolano, zła na siebie, że materiał koszuli nocnej podwinął się do tego stopnia, ale nim to zrobiła, bliskość Nathaniela ją sparaliżowała. Wstrzymała oddech na parę chwil, najpierw chcąc go odsunąć, a potem... potem przechodząc w ten tryb oswajania się. Czy naprawdę stawała się złym człowiekiem, pozwalając sobie na coś takiego? Nie tylko obejmowała dłonią jej udo, ale całował bliznę nad jej kolanem, a ona trwała tu i nie kazała mu przestać.
- Jeśli żałujesz, to powinniśmy się cieszyć - odezwała się w końcu cicho, pozornie spokojnie, bo serce jej nadal walczyło o to, by wyrwać się z jej piersi. - To dowód na to, że nie mylę się co do ciebie - ostrożnie uniosła dłoń i położyła ją na jego głowie, przeczesując kosmyki włosów i próbując odsunąć od siebie myśli, jakie to wszystko jest nowe i niepoprawne. Kiedy w zasadzie stało się między nimi czymś dozwolonym? Czymś na co bez zawahania Nathaniel sobie pozwalał. Wcale nie rozumiała lepiej tego człowieka, ale teraz bardziej chciała to zmienić, poznać go z każdej strony, poznawać każdego dnia i być może, być gdzieś w pobliżu. Nawet na uboczu, byleby gdzieś w okolicy. - Póki co jednak... to trochę niepoprawne, nie uważasz? - pierwszy raz zgodziła sobie na taką szczerość. - Nie musisz mnie całować po nogach, nie jestem tego godna - zmieszała się odrobinę, bo takie gesty, jak pocałunki, ogólnie cała ta intymność... jeszcze nie najlepiej to rozumiała. Wiedziała natomiast, że pokornie powinna pamiętać o swoim miejscu i nie chciała pysznić się, jak wielka pani, a już na pewno w żaden sposób poniżać Nathaniela. Niestety nikt ją nie nauczył przypisywać temu innego znaczenia. - Serce mi przez to chce wyskoczyć z piersi... - przyznała ciszej, ale przy tym chciała ostrożnie unieść jego głowę i jakoś tak pozostawiła dłoń na jego twarzy, na poliku dokładnie. Kciukiem potarła jego szorstką od zarostu skórę i z lekko rozchylonymi wargami smakowała to nowe doświadczenie. - Tobie też tak bije, czy to tylko ja? - zapytała niepewnie, wstydząc się tej ciekawości, ale nie potrafiła jej sobie odmówić. Chciala wiedzieć, czy ich sytuacja jest chociaż w pewnym stopniu do siebie zbliżona, bo sama zdawała się przy nim na zmianę gubić i odnajdywać, cały czas, bezustannie.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Niesamowicie wiele zmieniło się od nocy, w której Nathaniel wypalił znak nad kolanem Diviny. Wtedy chciał ją złamać i zastraszyć, a obecnie sam padał przed nią na kolana, z czułością i opieką podejmując się gestów, które nie miały nigdy zostać przez niego poczynione wobec nikogo. A jednak, obmywał jej delikatne stopy, dbał o to, aby czuła się dobrze w jego domu i zamierzał otoczyć opieką, chociaż nigdy sama o nic wprost nie poprosiła.
-Nie mylisz się co do mnie? - Podniósł się delikatnie, ale nadal obejmował dłonią jej kolana, po prostu nie rozumiał do końca co chciała mu przekazać w swoich słowach. - Kiedyś uważałaś mnie za pokusę, którą należy zignorować. Już tak nie sądzisz? - Dopytał, pamiętając o ich dysputach na temat Hioba i tego jak Norwood zawzięcie uciemiężała samej sobie, przez co przypominała tego wiernego sługę bożego. - Czemu niepoprawne? - Oczywiście, miał świadomość tego, że z perspektywy Diviny, która na świat patrzyła poprzez biblijne i bogobojne wychowanie, wszelkie cielesne przyjemności były niepoprawne, ale... Nie miał zamiaru tego respektować i pozwalać na to, aby dorosła kobieta, zacięcie wierzyła w jakieś zabobony, które poza cierpieniem i ubóstwem niczego dobrego jej nie przyniosły. - Okazuję ci czułość, żałuję za to co zrobiłem, przepraszam... Co w tym niepoprawnego? - Dodał jeszcze, po czym ponownie spojrzał na czerwoną bliznę i musnął ją kciukiem. - W mojej opinii jesteś godna, V - nie zgodził się z nią, ale nie chciał dłużej wprawiać jej w to zakłopotanie w jakim trwała, więc odsunął się, ale nie na tyle, by nie mogła sięgnąć dłonią jego twarzy.
- To chyba dobrze, o ile podoba ci się to uczucie - odpowiedział, spoglądając na nią swoim błękitnym spojrzeniem, które nieustannie śledziło każdą emocję jaka mogłaby pojawić się na jej twarzy. Chciał wiedzieć, czy poddaje się temu co działo się między nimi dlatego, że sama czuje w tym to co on, czy kierowało nią coś innego. Była rozważna i mądra, ale mogła nadal czuć strach, a przede wszystkim przywiązanie, nie wynikające wcale z uczuć, a przerażenia. Nie poduszczał do siebie myśli o syndromie Sztokholmskim, tylko dlatego, że nie chciał dostrzec w zachowaniu Norwood jakiegokolwiek ku temu potwierdzenia. - Bo chyba tak jest, prawda? - Dodał, po czym złapał za jej dłoń gdy zadała pytanie o jego serce. Ostrożnie ułożył ją na swojej klatce piersiowej, wsuwając delikatnie pod materiał lekko rozpiętej koszuli. Pojęcia nie miał, czy Divina cokolwiek poczuje, ale on sam chciał doświadczyć jej dotyku na swojej skórze, więc trochę samolubnie zdobył się na taki gest. - Nie wiem, sama mi powiedz - wyszeptał, jakby jego głos miał jakkolwiek przeszkodzić w tym momencie.
Trwali tak w ciszy, która przedłużała się coraz bardziej, aż do chwili, gdy drzwi do sypialni nie trzasnęły, a sekundę później w progu łazienki nie stanęła Anna. Divina zdążyła już zabrać swoją dłoń, ale Nathaniel nadal klęczał, obejmując jej łydkę dłonią.
- Szukałam ciebie wszędzie. Chciałabym zapytać o kilka spraw nim wyjdę - oznajmiła starając się wręcz nienaturalnie nie spoglądać w stronę Norwood.
- Jutro porozmawiamy. Dziś nie mam już na to ochoty - odpowiedział spokojnie, aczkolwiek jego brwi ściągnęły się nieładnie zdradzając lekką irytację. Wcale nie na rękę była mu obecność Anny.
- Och Nate, to parę pierdół, poza tym... - podjęła, po czym przystanęła z nogi na nogę, poprawiając nieco postawę i zagryzając lekko usta. - Nie pożałujesz, a zajmie ci to tylko chwilę - dokończyła uśmiechając się zachęcająco. - Właściwie jak chcesz możesz już pójść do siebie, ja pomogę Divinie i...
- Wyjdź, nie chcę dziś o niczym rozmawiać, rozumiesz? - Zacisnął mocniej dłoń na krawędzi wanny, gdy powoli podnosił wzrok w stronę kobiety. - I sam pomogę Divinie - dopowiedział, a wręcz wycedził przez zęby, po frustracja narastała w nim coraz bardziej, a nie chciał się jej poddawać przy V.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nigdy nie sądziła, że znajdzie się w podobnej sytuacji. Wszystko wydawało się takie inne, nie tylko to, że był przy niej mężczyzna, którego zwykła potępiać, ale samo to, jak jej pomagał, to, że znajdowała się w jego domu i życie naraz zdawało się nawet mieć inny zapach... bynajmniej merytorycznie. Wiedziała, że tutaj nie pasuje, pod wieloma względami... to tych bogatych wnętrz i ludzi tak współczesnych, jak to tylko możliwe, a mimo to trwałą tu nadal i wiadomym było, że to Hawthorne był tego jedynym powodem.
- Nie do końca - pokiwała głową w odpowiedzi na jego słowa, jakby sama się jeszcze nad nimi zastanawiała. W zasadzie tak właśnie było. - Teraz podoba mi się myśl, że może... jednak nie jesteś pokusą, a kimś, komu mogłabym pomóc - wyznała, chociaż jej słowa nie były pozbawione lekkiego zawstydzenia. W końcu wiedziała, jak to brzmi, a raczej ona dopisywała temu ogromne znaczenie. Poza tym nie pomagał w tym wszystkim fakt, że Nathaniel wcale nie puścił jeszcze jej nogi. - Kiedy tak to przedstawiasz, to rzeczywiście brzmi to poprawnie, tylko ta czułość... boję się, że zwiedzie nas w złym kierunku - jej głos został zniżony do szeptu, serce wybijało nierówny rytm, a poliki płonęły. Pytał, więc odpowiedziała, ale łatwiej było, gdy słowa te chowała przed nim we własnej głowie, zdradzając rejony, w jakie czasem ucieka myślami. Więcej już nie mogła powiedzieć, znów ciało jej oblało się przyjemnym ciepłem, gdy powiedział, że jest godna. Wątpiła w to, ale miło było wiedzieć, że ma inne podejście na ten temat. Inna sprawa, że nie musiała tutaj ulegać zawstydzeniu, by te szybko wywołały jego kolejne słowa. Jego głos zdawał się uderzać do jej głowy, niczym wino. Dobrze więc, że siedziała. Nawet gdy nie odpowiadała, on sam to robił.
- To bardzo nowe uczucie... ale nie jest nieprzyjemne - przyznała zgodnie z prawdą, śledząc ruch swojej dłoni, którą on sam ułożył na własnej piersi. - Teraz nie wiem już czy słyszę własne, czy swoje - przełknęła ślinę, delikatnie zginając palce na jego skórze. Chciała zapoznać się z mięśniami wyczuwalnymi pod palcami, ale usłyszała trzaśnięcie i szybko cofnęła dłonie, by zdążyć zanim Anna się pojawi. Przysługiwała się ich rozmowie dyskretnie, wiedząc, że nie wypada podsłuchiwać, ale też nie mogła tego uniknąć. Poza tym coś w sposobie, w jaki do niego mówiła... nie podobało jej się. Rodziło to w niej dziwny, nieznany dotąd niepokój, tak jak równie nieznaną dotąd ulgę przyniósł jej fakt, że Nathaniel ją odprawił. Nie powinno ją to cieszyć, a mimo to... pozwoliła mu po prostu dokończyć tą prowizoryczną kąpiel, gdy ona wciąż myślała o minie Anny, niezadowolonej ze słów Hawthorne'a.
- Nie musisz za mnie robić wszystkiego - rzuciła jeszcze, gdy złapał za ręcznik, ale nim zdołała coś powiedzieć, jej nogi były już suche, a on niósł ją do łóżka, podając szklankę z wodą i witaminy. Niby je popijała, ale jednak zerknęła dwa razy, by dostrzec co robił Nathaniel i kiedy zrozumiała, że pozbywa się ubrań, po raz kolejny zapłonęła rumieńcem. Już kiedyś razem tutaj spali, z resztą nie tak dawno, ale teraz było całkiem inaczej. Wydawało jej się, że mięśnie ma spięte, kiedy Nathaniel zajął miejsce po drugiej stronie łóżka, z większą swobodą, niż ona. Siedziała więc wciąż, do momentu, w którym nie powiedział, aby się zbliżyła. Wtedy też po prostu chociaż też ostrożnie, ułożyła głowę na jego ramieniu, mówiąc sobie, że nie ma w tym niczego niepoprawnego.
- To miłe - mruknęła w końcu, chcąc pozwolić sobie na szczerość, a może nawet próbując w ten sposób wyciszyć w sobie ten ogrom obaw. - Zasypiać przy kimś. Przywykłam do tego, by być samą w lesie, tutaj wszystko jest inne - zauważyła, uśmiechając się ostrożnie, chociaż ten gest nie dosięgał jej oczu. Zamiast tego te na moment przymknęła, skupiając się na jego zapachu. Może przez to przypadkiem dotknęła nosem jego skóry. - Wiem, że to bardzo śmiałe stwierdzenie... ale tak sobie myślałam, że może jednak dostałam wtedy w Shadow swój upragniony koniec, a to, co jest teraz... może ma być trochę inne? - oczywiście, że nie szła za daleko w tych swoich przemyśleniach, ale skłamałaby mówiąc, że takie pytania nie nawiedzały jej myśli co jakiś czas. Poza tym... wciąż rozumiała tak mało... te pocałunki, kąpiel, Anna, wspólne dzielenie łóżka... czuła, że może Jasper mógłby jej to rozjaśnić, kiedy już zdobędzie się na pytania.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Pod żadnym względem nie uważał się za człowieka, który potrzebował pomocy. Zdawał sobie jednak sprawę, że Divina odnosiła się do duchowego wymiaru, jakieś religijnej fantazji, która dla niej samej była istotna, a dla niego nie grała żadnej roli. Nie chciał więc dopytywać, co chodziło jej po głowie, bo zbawienie, jeśli takowe w ogóle istniało, nie było mu przeznaczone, tego był pewnym.
- Sądzę, że bijesz się z własnymi uprzedzeniami, V... To one rodzą w tobie te obawy - odpowiedział, gdy uznała, że ich wzajemna czułość, może prowadzić ich do czegoś zgubnego. - Postaraj się ich nie słuchać - zachęcił, bo powoli, aczkolwiek z premedytacją chciał zaczął łamać bariery Norwood. Minął rok odkąd spotkali się po raz pierwszy i przez ten czas poznał ją na tyle, by wiedzieć, że miała nikłe pojęcie o jakichkolwiek relacjach, a jak już wynikały one z nauk Kościoła, czego Nate nie uznawał za coś dobrego. - A przyjemne? - Spytał wprost, czując jak zimne palce Diviny ostrożnie przesuwają się po jego rozgrzanej skórze. Już chciał skomentować jej kolejną wypowiedź, ale przerwała im Anna.
Była niezwykle natarczywa, więc gdy Hawthorne ją odprawił, grymas niezadowolenia wymalowany był na jej twarzy. Odeszła jednak, a wraz z nią ostatnia szansa na to, by ktoś przerwał im ten wieczór.
- Chciałbym ciebie objąć, V - niby oznajmił, ale ton jego głosu był niepewny, jakby stawiał pytanie, na które całe szczęście szybko uzyskał odpowiedź, gdy Divina wtuliła się w jego bok. Sam ułożył dłoń na jej ramieniu, po którym chwilę później zaczął kreślić palcami. - Nawet nie wiesz jak cieszy mnie to co mówisz - odpowiedział, a na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Miał zamknięte oczy, starając się skupić na rozmowie, cieple i bliskości Norwood, trochę liczył na to, że ponownie uda mu się zaznać spokojnego snu, skoro miał ją obok. - Tutaj także bywałem sam, tak jak ty w swoim lesie - dodał po chwili. - Chociaż mi było łatwiej przerwać samotność, ty byłaś na nią niesprawiedliwie skazana - dokończył, lekko zaciskając dłoń na skórze Diviny, którą potarł z czułością. Z coraz większą pogardą patrzył wstecz na sposób w jaki Lorne Bay obchodziło się z Norwood, czasem łapał się na tym jak wiele myśli poświęcał osobom z otoczenia Diviny, którym z chęcią wyłożył by kilka słów twarzą w twarz. - Swój upragniony koniec... - powtórzył po niej głosem zabarwioną smutną nutą. Zaraz też poprawił się nieznacznie i otworzył oczy, aby zerknąć na dziewczynę, chociaż w ciemności niewiele potrafił dostrzec. - Twój koniec przyniósł by znacznie więcej cierpienia niż sobie wyobrażasz, Divino... Naprawdę nie chciałbym, abyś nadal go pragnęła, abyś pozwalała sobie chociażby na takie myśli - wyjaśnił, dość szczerze i dobitnie, ale prawdopodobnie tracąc ją, ponownie wpadłby w szał, szukając winnych, szukając zemsty, szukając ukojenia w bezsensownej przemocy, bo to jedno w jego życiu nieustannie mu towarzyszyło zawsze w wtedy, gdy działo się coś istotnego. - Rozumiem jednak, że może to tłumaczenie pomaga ci pojąć to co się dzieje... Nieistotne, wolę abyś skupiła się właśnie na tym, że to co jest teraz jest i będzie inne... Dobrze, że to widzisz - dokończył, a po chwili zawahania wtulił polik w jej włosy, po czym złożył na jej czole delikatny pocałunek i ponownie przymknął oczy.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Z jednej strony chciała go posłuchać i faktycznie odsunąć od siebie uprzedzenia, ale z drugiej... bała się, że nie powinna porzucać wszystkich zasad. Niektóre w końcu były całkiem dobre i rozsądne i też to one doprowadziły ją do miejsca, w którym znajdowała się teraz. Cała szczęście, chociaż było to szczęście w nieszczęściu, od trudnych odpowiedzi uratowała ją Anna, a potem... potem wszystko było trochę prostsze. Jak ten człowiek mógłby być zły, skoro zdawał się też postępować niepewnie? Chciała wierzyć, że znajdzie w nim gdzieś dobro, że te wcale jej się nie ubzdurało.
- Nie było mi też znowu tak źle... miałam spokój, własny dom... - miała w sobie głęboko zakorzenioną potrzebę doceniania tego, co miała, więc bała się przyznać komuś rację, gdy źle oceniał poziom jej życia. Jakby miało to być testem, który by oblała. Nigdy się nad sobą nie użalała i chociaż miejscami było to trudne... czuła, że za wszelką cenę musi przy tym trzymać, bo inaczej inni wezmą ją za ofiarę proszącą o uwagę i myślącą tylko o sobie. - Aktualnie nie myślę o nim - przyznała cicho, gdy podchwycił słowa o jej upragnionym końcu. Faktycznie kiedyś myśl o śmierci wiecznie była z tyłu jej głowy. Pragnęła odejść do Boga, wierząc, że tam będzie jej lepiej, ale teraz... życie nie było póki co aż tak trudne do zniesienia. Nie pamiętała nawet kiedy ostatnio była głodna, czy kiedy ktoś ją obraził. Przyjemna zmiana... wszystko tu było przyjemniejsze, nawet taki drobny gest, jaki Nathaniel palcami wykonywał na jej ramieniu. Nie potrafiła tego opisać, ale sprawiało jej to dużą rozkosz... dziwne dreszcze, które rozchodziły się po skórze i skupiały na sobie jej uwagę. - Widzę - westchnęła cichutko, a serce zabiło jej szybciej, kiedy w ciemności poczuła, jak składa pocałunek na jej czole. Na moment otworzyła szerzej oczy, a potem przymknęła je i poczuła, że się uśmiecha. - To był długi dzień, potrzebujesz snu - zauważyła po chwili i zaczęła cichutko nucić, mając nadzieję, że tym samym pomoże mu się skupić na odpoczynku i zaśnięciu. Sama też trochę bezmyślnie objęła go dłonią, a kiedy zdała sobie z tego sprawę, wcale jej nie cofnęła, wmawiając sobie, że musi poczekać, aż Nathaniel mocniej zaśnie z podobnymi manewrami. No, a przez to, że później zdecydowała się jeszcze wysłać smsy do Jaspera... poszła spać znacznie później, niż planowała i tym razem to nie ona, a Nathaniel obudził się pierwszy, zdecydowanie pozwalając jej na zbyt długie spanie obok niego. Leżała więc przytulona do ciała Hawthorne'a, oddychając głęboko i czerpiąc z odpoczynku jak najwięcej.

Nathaniel Hawthorne
<koniec> *.*
ODPOWIEDZ