komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Wolałby spędzić dzień w miejskiej rzeźni, gdzie dokładnie są rozbierane sztuki na mięso niż w domu tego człowieka. To zdanie łomotało mu w głowie i miał wrażenie, że powtórzy je wielokroć podczas dzisiejszego popołudnia. Mimo wszystko, gdy Divina załatwiła (bał się zapytać jak) tę audiencję to przystał na jej propozycję z autentyczną radością. Ktoś taki jak ten gangster nie popsuje mu planu na zbawienie, a właśnie taką powziął decyzję, gdy już odłożył telefon komórkowy.
Owszem, nie zrezygnował z alkoholu i łatwych znajomości, bo nawet nawrócony Remington miał swoje granice, ale właśnie przechodził twardy detoks i był już o krok od tego, by stwierdzić, że wyszedł z nałogu. Górnolotnie i naiwnie, bo jeszcze kilka razy miał się potknąć i zaryć głową o chodnik, ale był na dobrej drodze. Z tego też powodu cieszył się na spotkanie z dziewczyną, bo wreszcie mógł się jej zaprezentować jako wygrany, a przecież była jedną z osób, które żarliwie się o to modliły. Pewnie poprzez jej cierpienie i te mamrotania jeszcze miał siłę funkcjonować w świecie, gdzie nie słodzi herbaty kokainą.
Dzięki niej i dzięki Ainsley, która ostatnio na nowo wkroczyła w jego życie. O tym również chciał porozmawiać z Norwood, bo może ona znała jakieś magiczne sposoby na przyciągnięcie byłych. Może były jakieś inkantacje w Biblii?
Aż tak tych pism nie znał, choć ostatnio przeglądał i omal nie zadławił się jabłkiem przy zagładzie Sodomy. Chyba powinien pozostać przy dziewczynach, skoro pragnął być zbawiony. Jak na razie jednak postanowił skupić się na tej jednej, dla której wyprasował błękitną koszulę, śmiało współgrającą z kolorem jego oczu i zaopatrzył się w bukiet najpiękniejszych lilii.
Wprawdzie kwiaciarka coś mamrotała, że są to kwiaty cmentarne, ale beztrosko wzruszył ramionami i stwierdził, że tym bardziej będą one odpowiednie. Jak dla niego były po prostu białe i nieskazitelne jak i Divina. Nie wiedział czy pozwolą mu wnieść taki wiecheć do jej pokoju, ale zaryzykował.
Słusznie, bo jak się okazało, audiencja rozgrywała się w ogrodzie. Początkowo ucieszył go brak Nathaniela, bo mimo pokaźnej wyobraźni i przeżycia różnych kolei losu, nie był w stanie sobie wyobrazić ich wspólnego podwieczorku. Potem jednak odkrył, że może i tego diabła nie ma, ale postanowił zostawić bodyguarda, który obcesowo zaczął go przeszukiwać na wejściu.
- Koleś, zniszczysz kwiaty. A poza tym masz coś do mnie? Ja już wolę dziewczyny - prychnął, wprawdzie nie miał najmniejszego powodu, by go nienawidzić, ale skoro był tego gangstera to pewnie był podobny do niego. wszyscy przetrzymywali dziewczynę, a on jeszcze nie zdecydował czy to dobre posunięcie.
Tak właściwie musiał ją dopiero zobaczyć, by orzec, że znowu Nathanielowi jest wdzięczny. Była blada, jeszcze bardziej wychudzona niż zazwyczaj, co świadczyło o tym, że faktycznie przeszła przez piekło. Samo wyjście z niego zaś zawdzięczała człowiekowi, którego Dick pragnąłby znienawidzić.
Nie potrafił, mimo wszystko.
Podszedł wreszcie do dziewczyny i złożył na jej kolanach bukiet, a potem delikatnie i niemal niedostrzegalnie musnął ustami jej skronie.
- Dzień dobry, Divino - to był klimat jak ze staroświeckich randek, ze swatką w tle, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Chyba po raz pierwszy w życiu troska tak żywo odbiła się na jego bezczelnym zazwyczaj obliczu.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
38.

Wiedziała doskonale, że przez nią Nathaniel nie jest w najlepszym humorze i przez to też ona sama czuła się źle z myślą, że go zawiodła. Nie chciała sprawiać problemów, ale tak samo nie chciała, by Richard pozostał sam ze swoimi problemami i ponownie oddał się w ramiona niebezpiecznego nałogu. Nieszczególnie podobało jej się to, że Hawthorne zabronił strażakowi wejść do swojej posiadłości, ale nawet o tym nie wspomniała, bo ostatecznie i tak była wdzięczna, że mogła tutaj przyjąć swojego gościa, skoro i ona nie była u siebie. Dodatkowo też nie chciała bardziej denerwować gangstera, który tego dnia postanowił opuścić willę, a przy tym rozmawiał o czymś długo z Jasperem, bo ten - co również nie podobało się Norwood - miał być cały czas obecny. Nim jeszcze Nathaniel opuścił budynek, Divina zapytała, czy mógłby ją zanieść do ogrodu, wiedziała, że miał to zrobić Jasper, ale po pierwsze przy nim dopiero uczyła się czuć swobodnie, a po drugie... po prostu, tak najnormalniej w świecie, wolała, gdy robił to Hawthorne. Wtedy też, w te kilka chwil, mogła mu jeszcze dwa razy podziękować i trochę naiwnie zapytać, czy jak wróci, to czy do niej zajrzy chociaż na parę chwil.
Pogoda była przyjemna, ale skoro miała spędzić na zewnątrz sporo godzin, przy jej wiszącym fotelu stała kroplówka, doprowadzająca odpowiednie leki do jej organizmu. Podziękowała jeszcze Jasperowi, który zgodnie z jej prośbą kupił jakieś ciasto i gosposi Nathaniela za to, że ta przyniosła herbatę na moment przed tym, nim zjawił się Richard. Dziwnie było go zobaczyć w tym miejscu, ale ucieszyła się szczerze, że faktycznie przybył i wyglądał na pewno lepiej, niż przy ich ostatnich spotkaniach. O niej pewnie trudno było to powiedzieć, nawet jeśli zwykle nie prezentowała się szczególnie okazale. Przynajmniej teraz miała błyszczące włosy i ubrana była w elegancką koszulę nocną i pasujący do niej szlafrok.
- Dzień dobry, Richardzie - przywitała się podobnie, zaskoczona tym, jak ją przywitał i widziała też, jak Jasper się poruszył, ale uniosła dłoń i spojrzała na niego błagalnie, by odpuścił. Bardzo ją ta jego obecność stresowała, ale próbowała mimo to odnaleźć się we wszystkim. Najpierw postanowiła skupić się na kwiatach. - Nie musiałeś... są przepiękne, poproszę potem o jakiś wazon na nie - oznajmiła, bo faktycznie bukiet sprawił jej niemałą przyjemność. Był zaledwie drugim w jej życiu, jaki dostała, więc teraz dłonią delikatnie badała fakturę białych płatków, zastanawiając się, czy będzie mogła ułożyć go w sypialni, w której póki co gościła. - Bardzo elegancko wyglądasz... przepraszam, że jestem w piżamie - dodała, gdy wzrokiem przejechała jeszcze po całej jego sylwetce, zastanawiając się, czy to niegrzeczne, że nie była ubrana. Dłonią też wskazała mu stojący obok fotel, aby usiadł, a potem zerknęła na Jaspera i westchnęła cichutko.
- To jest Jasper... nie będzie nam przeszkadzał i jest bardzo miły, ale nie wolno mi zostawać bez niego - przyznała nieco ciszej, z przepraszającą nutą w tonie, bo nawet jeśli sama była dość do tyłu w tematach spotkań towarzyskich, to wiedziała, że jednak takie w towarzystwie dodatkowej osoby dawno wyszły z mody.

Dick Remington
Barman || Agent Federalny — Shadow || AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Pod przykrywką pracuje jako barman w Shadow, by mieć oko na lokalną mafię. Na niego oko ma zaś Pearl, której temperamentny charakter rozbudza w nim prawdziwego Włocha i doprowadza do białej gorączki.
Pojęcia nie miał o człowieku, którego miała gościć Divina, ale z podejścia i słów Nathaniela dość jasno dało się zrozumieć, że gangster co najmniej za nim nie przepadał. Właściwie to kilkukrotnie określił go dość wymownymi i bardzo pejoratywnie nacechowanymi epitetami, z których "pieprzony ćpun" był najprzyjemniejszym. Nic więc dziwnego, że nawet Jasper, który nie uprzedzał się do ludzi nim ich poznał, nie potrafił widzieć w wysokim szatynie potencjalnego, dobrego znajomego dla Norwood. Tym bardziej, że Hawthorne kilkukrotnie podkreślał w rozmowie, że ten "człowiek" nie ma prawa tknąć dziewczyny, bo za to co jej zrobił już dawno powinien gryźć piach.
- Muszę ciebie przeszukać nim wejdziesz - Jasper czekał na Richarda tuż za wysokim ogrodzeniem okalającym posesję od strony drogi. - Nogi i ręce szeroko - rozkazał, podchodząc bliżej i nie czekając na reakcje mężczyzny, zaczął wykonywać swoje obowiązki. - Lepiej, żebym nic do ciebie nie miał, bo możesz jeszcze nie wyjść stąd tą samą drogą - burknął pod nosem, bo ani nie chciał rozmawiać z tym człowiekiem, ani nie lubił takich zaczepek. Ogólnie to też odgrywał rolę groźnego ochroniarza, który miał reprezentować Nathaniela pod jego nieobecność, więc trochę przyaktorzył z tą groźną odpowiedzią. - Divina czeka w ogrodzie - dodał na sam koniec, gdy odszedł od Dicka i zmierzył wzrokiem najpierw jego, a potem trzymane przez niego białe kwiaty. - Idź za mną.
Poprowadził go ścieżką okalającą posiadłość na jej tyły, gdzie w cieniu została przygotowana ta ich cała, romantyczna randka. Ainsworth trochę nie rozumiał kontekstu tej wizyty, bo zakładał, że Norwood jest dość blisko z Nathanielem, a nagle okazało się, że jakiś inny typ wpada do niej z wizytą i kwiatami. Robienie za przyzwoitkę, przy tym całym posiedzeniu było ostatnim, co Jay chciał robić, ale nie miał za bardzo wyboru. Nie przeszkadzało mu to jednak czuć dziwnego rodzaju rozbawienia, bo odnosił wrażenie, że bez jego zgody przydzielono mu rolę w jakiejś operze mydlanej.
- Cofnij się -burknął, aczkolwiek zły mógł być tylko na siebie, bo zapomniał poinstruować Dicka co do zasad jakie obowiązywać miały na tej ich "randeczce". Poczekał jednak, aż Divina wymieni uprzejmości ze swoim gościem i dopiero, gdy i jego przedstawiła postanowił się wtrącić. - Skoro Vinny mówi, że jestem miły to mam nadzieję jej nie zawieść - rzucił, już znacznie spokojniejszym i przyjemniejszym tonem, bo ostatecznie daleko mu było do agresywnego cyngla jakich Hawthorne miał na swojej smyczy. - Nie chcę wam się wtrącać w spotkanie, ale szef kazał mi pilnować, abyś się do niej nie zbliżał, więc dla spokoju nas wszystkich respektuj jego słowa. Nate wróci o siódmej i do tego czasu lepiej, aby ciebie tutaj nie było, poza tym czuj się swobodnie - wyrzucił z siebie wszystko za jednym razem, po czym przeniósł spojrzenie z Dicka na Divinę i wzruszył lekko ramionami, jakby chciał ją przeprosić, a jednocześnie przekazać, że nie miał innego wyjścia. Miał być przy nich cały czas, ale uznał, że nawet jeśli będzie obok, to poczują się swobodniej, gdy odpali sobie papierosa i skieruje wzrok gdzieś do boku, chociaż kątem oka nieustannie obserwował strażaka.

Divina Norwood Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Nie sądził, że obejdzie się bez ochrony ze strony Nathaniela i poczytywał to za objaw zdrowego rozsądku. Wszak ostatnim razem usiłował ją zabić, więc gangster nie zostawiłby jej samej. Ćpunowi, zresztą, nie powinno się nigdy ufać i rozpoznawał w tym powiedzeniu mantrę swojego życia. Tak wielu ludzi zawiódł, że nikt nie obdarzał go zaufaniem.
Poza nią. To właśnie dla tej ufności Diviny był w stanie zgodzić się na to bezczelne przeszukiwanie (aż tak blisko się nie znali, panie bodyguard!) i na reguły gry, o których dowiadywał się w trakcie rozgrywki.
Kiwnął głową na informację, o której godzinie ma się stąd zmyć, choć jemu też to zalatywało jakąś turecką telenowelą, bo wnętrza bogate, ogród ogromny i przy okazji pan ochroniarz niczego sobie. Odskoczył jednak zdezorientowany od Diviny, gdy ten ryknął na niego.
- Stary, chciałem ją tylko przywitać, zwłaszcza że wiem o postrzale. Cenzurę też wprowadzasz? – dopytał, ale bardziej w eter, a nie do Jaspera. Zajął miejsce naprzeciwko dziewczyny w fotelu i przez chwilę czuł się dziwnie spięty tą całą sytuacją. Nadal był sobą i unikał takich niejasności czy wplątywania się w cokolwiek, co przynosiło jakikolwiek wysiłek.
Wszystko jednak minęło, gdy spojrzał w oczy Diviny. Zrozumiał, że było warto, choćby dlatego, że sama jej obecność dodawała mu dziwnej siły, a tej ostatnio potrzebował i był przekonany, że potrzebuje kilka ton. Powrót do nałogu był jak grawitacja- odczuwał ciągle chęć sięgnięcia po kokainę i to uczucie miało zostać z nim na dobre.
– Jak się czujesz? Nadal dają ci budyń? – upewnił się, bo zapamiętał, że to dla niej ważne. Samo to, że on pamiętał było wyrazem najszczerszych uczuć z jego strony. Machnął ręką na jej słowa. – Mam kasę, stać mnie na koszule, a ty jesteś rekonwalescentką, one zawsze mają piżamy – zauważył pogodnie i jedynie się skrzywił, gdy zaczęła go przepraszać.
Stały motyw ich relacji. Jak spadnie deszcz, to weźmie winę swojego Stwórcy.
- Mówisz, że jest miły? To chyba dobrze, skoro z nim spędzasz czas – i dalej przyglądał się jej. Musiał szczerze orzec, że niewola jej służyła i pasowała do tych ogrodów, choć nie byli w Edenie, a w samym piekle. Mimo wszystko czuł się tu zaskakująco dobrze, choć nie pamiętał, kiedy tak po prostu siedział z kimś w ogrodzie i debatował o wszystkim.
Był zaintrygowany nią, jej zdrowiem i samopoczuciem, na wynurzenia smutnego i zakochanego w Ainsley ćpuna przyjdzie jeszcze czas, prawda?

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Drgnęła niepewnie, kiedy Jasper kazał Remingtonowi się odsunąć i zaraz zaczęła zastanawiać się nad tym, czy Nathaniel się o tym dowie, czy może nie. Gdyby zapytał, pewnie by mu powiedziała, ale liczyła, że nie zapyta, a sam ochroniarz nie wspomni. Poza tym zaraz Jay zaczął mówić o jakiś zasadach, spojrzała ponownie na niego, wzdychając przy tym, gdy on sam wzruszył ramionami. Rozumiała, że przemawiał przez niego Nathaniel, ale i tak liczyła na to, że uda się uniknąć podobnych nieprzyjemności, związanych chociażby z tym, o której godzinie jej gość musiał zniknąć.
- Tylko proszę, nie bądźcie dla siebie niemili - wtrąciła się jeszcze między ich zdania, trochę, jakby była starszą panią w przedszkolu, a przecież to ona z nich wszystkich była najmłodsza i na pewno najmniej sprawna i wiarygodna w temacie udzielania reprymend. Całe szczęście Richard zaraz usiadł, a Jasper dał im nieco przestrzeni, chociaż Divinie nie umknęło to, że jej ochroniarz parsknął na wzmiankę o budyniu. Sama nie wiedziała co w tym zabawnego.
- Tak, dostaję codziennie... nie mogę jeszcze jeść nic stałego, tak mówił lekarz, ale już niedługo - pochwaliła się, a to ej przypomniało o ciastkach, które były na półmisku. - Ale Jasper kupił takie kremówki, żebym też mogła skosztować. Proszę częstuj się i ty też, Jay, niestety nie mam jak nałożyć - dopowiedziała zaraz, bo rzeczywiście leżała w pozycji półsiedzącej na swoim fotelu i bez pomocy nie była jeszcze w stanie się z niego podnieść, a już na pewno chodzić o własnych siłach. - Wybrała ją dla mnie pani Campbell... chciałabym się jej jakoś odwdzięczyć. Wszystkim w zasadzie, ale nie mam za bardzo jak - skrzywiła się, dzieląc z Richardem swoimi rozterkami. Bo niestety nie posiadała pieniędzy, ani nawet sprawności fizycznej, a ostatnio mocno żyła na cudzy rachunek i to wcale nie będąc taką tanią w utrzymaniu. Starała się o tym nie myśleć, ale jednocześnie czasem po prostu nie potrafiła.
- Zostaje ze mną, gdy nie ma pana Hawthorne'a - dopowiedziała, czując się nieco niezręcznie z obecnością aż dwóch rozmówców, ale próbowała to ignorować. - Tłumaczyłam, że to niepotrzebne, ale nikt nie chciał mnie słuchać. Mam nadzieję, że to ciebie nie zrazi? No i proszę, napij się herbaty, to ta, co ostatnio... Jasper ją przywiózł z mojego domu - wtedy mu smakowała, a chociaż Divina nie uważała jej za jakąś wybitną, to liczyła, że zrobi mu tym przyjemności i też chyba nie chciała żerować na zapasach Hawthore'a, szczególnie, że nie był on fanem tego spotkania. - Poza tym jak się trzymasz? Pytasz tylko o mnie, a to o ciebie się martwię. Wszystko dobrze? Dbasz o siebie? - zadała kolejne pytania, przyglądając mu się uważnie.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Parsknął cicho, gdy Divina zaczęła ich strofować jak niegrzecznych chłopców, którzy się przepychają. Było to tak absurdalne jak ten piknik w ogrodach tego brutala. Była wśród nich najmniejsza, najbardziej słaba, a w jakiś sposób posiadała największą siłą i wzbudzała ogólny szacunek. Pewnie z tego powodu przestał wreszcie łypań nieprzyjaźnie na Jaspera, który przecież osobiście nie zrobił mu niczego złego.
Owszem, miał najgorszego szefa pod słońcem, ale Dick nie zamierzał zaglądać nikomu do sumienia, więc postanowił dać mu kredyt zaufania. I kremówkę, bo gdy Norwood o niej wspomniała, zabrał talerzyk i położył obok ochroniarza. Costner był zdecydowanie bardziej przystojny w tej roli, ale Divina najwyraźniej nie narzekała.
Sam grzebał widelcem na talerzu, zupełnie jakby obawiał się, że Nathaniel postanowił jednak go otruć i to ciasto będzie jego ostatnim posiłkiem. Uśmiechnął się lekko.
- Ej, dlaczego nazywasz ją panią? Jest w twoim wieku! - zauważył, bo to najbardziej przykuło jego uwagę. Inaczej, skupiał się przede wszystkim na jej stanie zdrowia, ale to sprawiało, że chciał dopaść tego jego pożal się, Boże gangstera i zrobić użytek z siekiery, a to zdecydowanie nie przypadłoby jej do gustu. Musiał więc myśleć o kremówkach, o jej piżamie i o tym, że muszą oboje znaleźć sposób, by odwdzięczyć się Cambell.
Tej samej, która powiedziała mu, że jest przeklęta i dlatego ją pobił.
Westchnął i po raz pierwszy wziął spory kęs ciasta. Najwyżej to będzie zajebiście dobry ostatni posiłek.
- Wiesz, możesz się za nią pomodlić. Nie uważasz tego za dobrą nagrodę? Pewnie Pearl nie ma zbyt wielu ludzi, którzy troszczą się o jej wnętrze... - zauważył, bo sam swojego czasu zwracał uwagę głównie na jej wygląd. Pewnie dlatego skończył jako jeden z jej przyjaciół.
A może dlatego, że uśmiechał się najpiękniej do dziewczyny, która zrobiła wszystko, by mu dogodzić i sprowadziła nawet jego ulubioną herbatę.
- Viny, nie musiałaś... - upił łyka. - To przecież tylko ja, nie żadna osobistość. Nie musiałaś się tak starać - powtórzył i poczuł dziwne wzruszenie, które sprawiło, że zabrakło mu języka w gębie. Poczuł ogromną gulę, która nie chciała się przemieścić i uwolnić jakichkolwiek słów. Poza tym co tak naprawdę miał jej powiedzieć? Jej pytania o jego kondycję rozbijały się o ogromny głód, który nie przestawał go dręczyć. Dopiero wygrał jedną bitwę, a rozciągała się przed nim koszmarna wojna.
- Nie przeszkadza mi ten człowiek - wskazał na Jaspera, bo przecież zarzucił na razie plany porwania jej, więc mieli rozmawiać jedynie stricte towarzysko. Postukał palcami o stół, nadal nie podjął decyzji czy powinien zawracać jej głowę swoim koszmarnym życiem, ale przecież miała być jego spowiedniczką, prawda?
- Ostatnio po naszej rozmowie zacząłem zastanawiać się czy kogoś tak naprawdę kochałem. Znalazłem jedną osobę - uśmiechnął się - i odezwałem się do niej. Myślisz, że mamy szansę na happy end jak ty z tym swoim gangsterem? - nie mógł powstrzymać drobnej złośliwości, ale w końcu ona nadal przez niego nie mogła przełykać pokarmów stałych.
Może ją chronił, może zapewniał opiekę, ale wciąż została postrzelona przez znajomość z nim.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Zależało jej na tym, by to spotkanie przebiegało w miłej atmosferze. Richarda traktowała jak przyjaciela, a chociaż Jaspera nie znała jeszcze zbyt dobrze, to skoro miał stać się tak istotnym elementem jej życia, wolała by i on dołączył do tego grona. Nawet jeśli nie do końca zgadzała się na ten monitoring, to przynajmniej cieszyło ją, że nie stał koło nich żaden opryskliwy brutal, który na wszystko się krzywił.
- Ale nigdy nie powiedziała, żebym mówiła do niej na ty - zmarszczyła nieco nos, bo dla niej było to oczywiste, to raz, a dwa... kiedyś Jasper się z niej śmiał, przez to że mówiła do innych per pan/pani, więc teraz jakoś tak oczekiwała z jego strony kolejnego parsknięcia. - Modlę się o nią... o was wszystkich - przyznała na wydechu, kiedy i w jej dłoniach wylądował talerzyk z kremówką, bo niestety przez huśtawkę i swoje zdrowie, sama nie była w stanie po nią sięgnąć. Ostrożnie oddzieliła też kruchy spód i górę, bo chociaż wyglądały przepysznie, lekarz powiedział, że póki co nie wolno jej takich rzeczy, a ona nie zamierzała się kłócić. Tym bardziej zważywszy na to, ile osób angażowało się w jej problemy zdrowotne.
- Weźmiecie ode mnie po jednym z tych ciastek? - wskazała, patrząc to na Jaspera, to na Dicka, wyciągając swój talerzyk spomiędzy plecionych ścianek na tyle, na ile mogła. Nie chciała tylko jednemu z nich to zaproponować, by drugi nie poczuł się pominięty. - Mi nie wolno, ale nie chciałabym marnować jedzeni - wyjaśniła i ku jej zadowoleniu, rozdzieliła kruche elementy, a sama mogła skupić się na kremie. Był naprawdę przepyszny, z resztą co tu dużo mówić, Divina nie była wybredna. Na podobne przyjemności w życiu pozwalała sobie naprawdę rzadko, ale chciała pochwalić się na przyjście Richarda, tym bardziej, że póki co nie głodowała, przebywając w domu Nathaniela.
- Nieczęsto przyjmuję gości, więc chciałam, żeby było miło - przyznała, tym bardziej, że spodziewała się mimo wszystko sporo stresów związanych z tym spotkaniem. Ani Nathaniel nie chciał tutaj Richarda, ani zapewne Richard nie czuł się pewnie, przebywając na posesji Nathaniela. W dodatku nawet jeśli Jasper był dość miły, to wciąż był obcą osobą, która ich pilnowała, co przeszkadzało już samej Divinie, a co dopiero strażakowi.
- To się cieszę, bo ja mimo wszystko czuję się niełatwo - westchnęła. - Kiedyś czas spędzałam głównie sama, a teraz jest to praktycznie niemożliwe, poza tym czasem, gdy śpię - uniosła kącik ust, ale gest ten nie dosięgnął oczu. Nie mogła narzekać, bo pierwszy raz nie musiała się martwić o to, jak przetrwa kolejny dzień, ale też nieszczególnie podobało jej się, że nikt nie zapytał jej o zdanie. No i nie chciała, by Ainsworth przez nią kiedyś ryzykował... wszystko było dość skomplikowane. Poza tym też miała jakieś swoje sekrety, których przed ochroniarzem nie chciała poruszać, bo nie znała go jeszcze zbyt dobrze.
Z początku ucieszyły ją słowa Richarda, bo brzmiały dość obiecująco, ale kiedy zakończył, poczuła, że się delikatnie rumieni i zaczyna brakować jej słów. Może dlatego, że chciała zanegować jego słowa, a jednocześnie przypomniała sobie moment, w którym Nathaniel wtulił głowę w jej ciało, obejmując ją ramionami... aż serce zabiło jej kilka razy szybciej.
- Nie do końca rozumiem dlaczego porównujesz to do mnie i pana Hawthorne'a - próbowała wybrnąć z tego swobodnie i delikatnie. - Ale bardzo się cieszę, że jest ktoś, w kim chciałbyś ulokować swoje uczucia. Jaka ona jest? - zapytała pewniej czując się, gdy rozmawiała o innych, niż o tym, co działo się w jej własnej głowie, tudzież sercu, bo tego po prostu nie rozumiała. Innych było jej łatwiej rozpracować, bo nie narzucała im tak głupich zasad, jakie jej wpajano przez całe jej życie. - Myślę, że zasługujesz na miłość, Richardzie i potrzebujesz jej, żeby w końcu w pełni stanąć na nogi - spojrzała na niego z ciepłem bijącym z tych słów i jej oczu, bo naprawdę w to wierzyła i też właśnie tego mu życzyła.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
To spotkanie przypominało mu nieco rozkoszną przeszłość, w której ojciec kreował ich na iście królewską rodzinę i organizował brunche ze swoimi wpływowymi znajomymi zabierając przy okazji małego Richarda. Mówili, że jest wówczas rozkosznym dzieckiem, choć w oczach zawsze czaiły się diabliki. Przestrzegał jednak etykiety, bo wiedział, że w nagrodę dostanie ciastko i podziw tatusia. Te wartości wówczas były dla niego praktycznie wszystkim, podobnie jak uśmiech pewnej blondyneczki, która nosiła szkarłatne wstążeczki we włosach i również była skora do psot.
Pewnie dlatego- mimo obecności ochroniarza- odnajdywał się całkiem nieźle na tym garden party z udziałem kremówek i herbaty. Jeszcze brakowało zawiadiackiego parasola od słońca nad Diviną, a już czułby się całkiem jak w dawnym domu.
- Ludzie w waszym wieku - bo obie dziewczyny były od niego znacznie młodsze - mówią sobie zazwyczaj na ty. Ty wobec każdego ustawiasz się na takiej pozycji, jakby to nazwać? Służalczej? Dlaczego? Przecież ona na pewno nie chce być panią w twojej bajce - jak znał dziewczynę to zapewne ją to nieźle irytowało, ale porzucił ten temat, gdy usłyszał jej proste zapewnienie o modlitwie.
Dawniej wyśmiałby taki rodzaj wsparcia, ale po piekle, które stało się jego udziałem, te słowa wydawały się zawierać jakąś pradawną magię i nie mógł ich wyśmiać. Już nie. Chyba serio zmądrzał, a przynajmniej bez prochów zdarzało się używać mu swojego mózgu, choć sądził, że jest nieźle zaśniedziały.
- Nie wiem jak mam ci dziękować, ale powinnaś się modlić o jakieś sieroty w Afryce, na przykład. One nie mają ciastek, więc proszę… Nie marnuj modlitwy na mnie, co? - tym razem był całkiem szczery, bo choć ujmowała go jej dobroć to nigdy nie był w stanie zrozumieć jak sobie na to zasłużył.
Spojrzał kątem oka na Jaspera, gdy dziewczyna zaproponowała mu ciastko i choć był już absolutnie odurzony cukrem (a to źle wróżyło) sięgnął po to od niej.
- Widzę cię, to jest miłe - zapewnił ją i uśmiechnął się, bo został jej krem na ustach. Starł go delikatnie palcem, choć taka upaćkana nadzieniem z kremówki wyglądała uroczo i zupełnie nie jak tamta wychudzona zjawa. Na widok wycelowanej ręki ochroniarza w jego stronę, przewrócił tylko oczami i położył dłonie z powrotem na stoliku. Był niedorzeczny.
Zaś Dick z jednej strony cieszył się, że tyle się zmieniło na lepsze, a z drugiej ciągle miał wrażenie, że jest jak ptaszek w bardzo drogiej klatce. Ile kosztowała wolność?
- Lubisz być sama? - upewnił się. - Być może powinnaś powiedzieć temu ochroniarzowi, żeby zaliczył jakąś pannę. Wówczas by cię na trochę zostawił - zniżył głos do szeptu i uśmiechnął się pod nosem. Oczywiście, że żartował, ale dostrzegał w jej słowach poważny problem. Ten cały Nathaniel był tak zaborczy, że niedługo pozostaną im tylko takie spotkania. Divina jednak mimo wszystko się na to godziła, a poza tym rumieniła się na samo wspomnienie tego gangstera, więc rozumiał, że coś jest na rzeczy.
- Wiesz, Viny, zawsze się czerwienisz na samo jego wspomnienie. Właśnie to czuję, gdy pomyślę o Ainsley - zauważył przebiegle. - Jaka jest? Hm, myślę, że idealna. Miałem się jej oświadczyć kilkanaście lat temu, ale spotkałem kogoś innego i wszystko się zepsuło - westchnął, bo przecież nie miał na myśli osoby, która stanęła między nimi. To była kokaina, największy deal breaker jego życia. - I nie, nie zasługuję i nie sądzę, by miłość mnie uratowała. Tego uczyli nas na odwyku, wiesz? By ratować się samemu, a ja ciągle szukam kompana bądź powodu do tego, by nie brać. Taki jestem słaby - i nieudolnie pogrzebał łyżeczką w cieście.
Ostatnio faktycznie czuł się jak jedna wielka ofiara, na dodatek zwabiona do domu wroga i odurzona dużą ilością słodkiego.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Dla Diviny natomiast taka sceneria i sytuacja były czymś całkowicie nowym i to z wielu względów. Przede wszystkim dlatego, że nie zwykła pić herbaty w towarzystwie, mając do tego ciastka, ochroniarza i tak ładne miejsce, bo o ile dom Nathaniela mógł przerażać ze względu na to, kto w nim mieszkał, to jednak zdecydowanie odbiegał dalece standardem od tego, co znała Norwood.
- Myślałam, że ona jest ode mnie starsza - przyznała bez wahania, bo przecież nigdy nie pytała ani blondynki, ani w zasadzie nikogo z tu obecnych o wiek. - No, ale... bez pozwolenia czułabym się nieodpowiednio mówiąc do niej na ty - mimo wszystko jeszcze raz to podkreśliła, bo taka już była. Trochę jak zaszczute zwierzę, bo nikt nie nauczył jej inaczej. Miała więc te zasady wpojone głęboko, jak i to by modlić się o osoby, które tego potrzebowały, więc zaraz pokiwała na boki głową, spoglądając na niego łagodnie.
- O nie modlę się generalnie, ale ty też potrzebujesz wsparcia - wyjaśniła. - Ciastka to nie wszystko, można materialnie mieć wiele, a duchowo nie posiadać niczego - dodała zaraz, wzdychając przy tym cichutko, bo ona wciąż utrzymywała, że nawet jeśli nie posiadała za dużo, to jej życie nie było takie najgorsze. To stare życie, bo aktualne było całkiem inne i jeszcze się w nim nie odnajdywała.
Ucieszyło ją też to, że dla Richarda jej towarzystwo było miłe, ale zanim zdążyła mu to powiedzieć, poczuła, jak dłoń strażaka starła krem z jej twarzy i zadrżała, gdy na jej poliki wypłyną rumieniec, chwilę po tym, jak dotarło do niej, co się właśnie stało.
- Przepraszam, jadłam niezdarnie - zakłopotała się, nie spodziewając takiego gestu. W końcu kiedyś generalnie ludzie woleli trzymać się od niej z dala, a nie ją dotykać. Próbowała zawstydzenie zamarkować, zaczesaniem kosmyka włosów za ucho, a potem posłała Jasperowi niezbyt zadowolone spojrzenie. - Wybacz, nie chciałabym, żebyś czuł się tutaj, jak jakiś przestępca - wyjaśniła zaraz, bo rozumiała, że Nathaniel się o nią martwił, ale też nie chciała w żaden sposób urazić swojego gościa i chyba zależało jej, by utrzymał to wrażenie, że ich spotkanie było miłe.
- Sama nie wiem... przywykłam do bycia samą, kiedyś nie miałam zbyt wiele wyboru, a kiedy nie byłam, to... to zwykle nie były to przyjemne spotkania - uniosła kąciki ust, ale uśmiech ten był machinalny, przepraszający i nie dosięgał jej oczu. Zwyczajnie chciała tym zaznaczyć, że się nie skarży, ale wspomnienia te przecież do lekkich nie należały. Zaraz natomiast skamieniała cała i o ile wcześniej się rumieniła, to teraz aż zakaszlała, przypominając dorodnego buraka. - Nie mogłabym mu zasugerować czegoś tak nieodpowiedniego - przyznała nieco piskliwie, może nawet bardziej dziewczęco, niż kiedykolwiek wcześniej. Spojrzała tez na niego zaskoczona, jakby rewelacji na tym etapie nie miała już pod dostatkiem.
- Czerwienię się? Przecież... kiedyś wolałam nie mieć z nim nic wspólnego - rzadko kiedy broniła swojej osoby, stając w opozycji do cudzych słów, ale ten jeden raz stres zajrzał jej w oczy, serce zabiło szybciej, a ona poczuła, że powinna to powiedzieć, chociaż tak szybko, jak powiedziała, naszły ją też wątpliwości. Zdecydowanie łatwiej było jej rozmawiać o nim. - Chciałeś się oświadczyć? - podchwyciła więc, szczerze tym zainteresowana. - Myślę, że masz prawo szukać pomocy, ważne być chciał o siebie walczyć, a jeśli nie chcesz dla samego siebie, to może mógłbyś chcieć dla niej. Byłabym szczęśliwa, wiedząc, że pokochałeś kogoś tak naprawdę, a jeszcze szczęśliwsza, gdybyś znów pomyślał o tych oświadczynach... ślub to przepiękny sakrament - zakończyła znacznie cieplej, bo niejednokrotnie chowała się na swoim balkoniku z kościele i z bezpiecznej odległości przyglądała młodym parom i gościom, patrzącym na nich z zachwytem. Czasem lubiła sobie wyobrażać, że jest tam mile widziana, w tej podniosłej i pozytywnej atmosferze, niemalże emanującej ciepłem, ale oczywiście... to się miało nigdy nie zdarzać. Dla niej takie sceny zawsze miały być podpatrzone z kryjówki.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Tak naprawdę nie powinien się czepiać tego jak do kogoś mówi. Czasami czuł, że generalnie jako przyjaciel nie sprawdza się zbyt dobrze. Nie zrobił niczego, by podnieść jej standard życia, a na dodatek, gdy przyszło co do czego pobił ją do nieprzytomności. Miał wrażenie, że Divina powoli przejmuje rolę tych świętych, którzy muszą znosić trudnych ludzi u swojego boku i jednym z nich był on, Richard Remington we własnej osobie. W końcu nie było gorszego przykładu człowieka wspierającego jak on. Zdawał sobie sprawę, że jest jednym z tych, którzy powinni nosić etykietkę, by trzymać się od niego z daleka.
Im bliżej bowiem człowieka był, tym mocniej go krzywdził. W efekcie lepiej było go nienawidzić niż starać się zrozumieć i polubić. Tak było bezpieczniej.
Westchnął więc i odpuścił czepianie się Diviny, bo zachowywała dobre maniery. Z pewnością miała w sobie więcej szacunku niż ten siedzący naprzeciwko niej gówniarz, który tylko łypał na ochroniarza Jaspera i zastanawiał się czy to na pewno niewinne spotkanie czy może Nathaniel szykuje sobie z niego przystawkę. Miał wrażenie, że ten podwieczorek na pewno jest jakiś podejrzany i cała nadzieja w modlitwie organistki.
- Nie sądzę, żebym faktycznie posiadał coś duchowo. Moja mama pewnie chrzciła mnie wódką razem z kolegami - wzruszył ramionami, bo dla niego jednak liczyły się dobra materialne, ale nie zamierzał tego przywoływać, zwłaszcza gdy dziewczyna wydawała się trwać niezłomnie w swojej wierze. Ta sama wiara sprowadziła na nią najgorsze rzeczy i nie mógł przejść nad tym do porządku dziennego. Jak i nad faktem, że każdy jego ruch śledził ten przydupas Nathaniela. Pewna swoboda bowiem została im odebrana i przypuszczał, że dużo wody upłynie, zanim siądą tak tylko we dwoje i będą wobec siebie szczerzy jak dawniej.
Na razie jednak powinien cieszyć się tym, co ma, choć z każdą minutą okazywało się, że ma coraz mniej, bo nie mógł już nawet przelotnie jej dotknąć.
- Co ja ci mówiłem o przepraszaniu? Jesteś po postrzale, możesz niezdarnie jeść. A ta niańka nie powinna cię karmić? - wskazał na Jaspera. Jego początkowy strach o nią zamieniał się w lekką złośliwość i swadę, jaką zazwyczaj wykazywał Dick. - I tak właściwie to trochę jestem przestępcą. Zrobiłem sporo złego w swoim życiu, Viny. Bóg takich ludzi wysyła do piekieł, czytałem tę twoją książkę - mówił o Biblii. Westchnął jednak, gdy wspomniała o tych niemiłych spotkaniach. Po raz kolejny uderzyło go jak różne wiedli życia i jak bardzo nie doceniał tego, co miał. Zazwyczaj marnotrawił czas, energię i pieniądze na chemię, która miała pomóc odlecieć jego mózgowi, a obok niego ta dziewczyna nie miała przyjaciół, jedzenia i była wyszydzana. Ile takich kobiet minął na ulicy? Z iloma spał, bo tak było łatwiej? Poczucie winy powoli osaczało go tak mocno, że ledwo był w stanie jej odpowiedzieć.
- Jak czujesz się teraz... Z tym wszystkim? Jesteś poza tym tutaj szczęśliwa? - powoli przygotowywał się do zadania jej pytania o ucieczkę, choć znał już jej odpowiedź. Wiedział, że była zbyt wdzięczna Nathanielowi, by teraz go opuścić, a poza tym... Jej rumieniec zdradził mu znacznie więcej niż chciałby się dowiedzieć.
- Zmieniasz temat, Divina! - nie dał jednak poznać po sobie rozczarowania. Najważniejsze wszak, by była szczęśliwa, a skoro ten gangster... - Ty go całkiem lubisz, a skoro ślub to taki piękny sakrament to może sobie sama zafunduj, co? - zapytał z nieco złośliwym uśmieszkiem. Nie chciał jej zawstydzać tak bardzo, ale to było silniejsze od niego. Uwielbiał doprowadzać ją do stanu, w którym się czerwieni.
- Poza tym ona ma kogoś i on nie ćpa i się nie puszcza. Jest lepszą partią niż ja, marny strażak z uwielbieniem dla koksu. Pearl też mnie nie chciała, pamiętasz? - parsknął, zupełnie nieświadomy faktu, że ten ochroniarz zna ją bliżej.
Rzeczywiście nie powinni dawać mu cukru.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Divina nigdy nie pozwoliłaby sobie na porównanie siebie do świętych, uważała, że długo mogłaby wymieniać, dlaczego nie zasługiwała na podobne wywyższenie. Nie uważała też wcale, by Richard postąpił źle wobec niej. Ceniła go sobie, jako przyjaciela, ale nie uważała też, by staż jaki mieli dawał mu przestrzeń na to, by cokolwiek działał w kierunku poprawy jej życia. Dla niej było dobrze tak, jak było, teraz odrobinę zwariowanie, jak na standardy, które znała, ale nie nie zwykła narzekać, niezależnie od warunków.
- To, jak traktowali ciebie rodzice nie wpływa na twoją wartość - zauważyła ostrożnie i naprawdę chciała w to wierzyć, bo ona sama nie miała szczęśliwego dzieciństwa. - Mój ojczym też dużo pił - wspomniała, chociaż było to dalekim niedopowiedzeniem. Dużo pił... upijał się do nieprzytomności, a kiedy był przytomny znęcał się nad nią, zabierając każdą oszczędność, byleby znów mógł wrócić do tego stanu, gdy alkohol odcinał mu świadomość. Wolała jednak o tym nie myśleć, nie wracać tak często do tego człowieka, chociaż modliła się o jego zbawienie, bo takie zachowanie jej wpojono. Szanować ojca, nawet jeśli bliżej mu było do kata. Nosiła jednak te traumy, jak doświadczenia, które lepiej pomagały jej rozumieć życie, bardziej doceniać małe rzeczy, jak piękna pleciona huśtawka, widok na morze, czy pierwsze spotkanie z kremówką, nawet jeśli o części zrobionej z kruchego ciastka mogła jeszcze pomarzyć.
- Nie chciałabym, żeby Jasper mi z tym pomagał - zawstydziła się, kiedy Richard wspomniał o karmieniu. Wiedziała, że jej ochroniarz wykonywał jedynie swoją pracę, nie rozumiała tego, ale wiedziała. Starała się mu nie utrudniać zadania, a przy tym zrobić wszystko, by mimo tej niedogodności, Remington czuł się tu swobodnie. - Bóg wysyła do piekła tylko tych, którzy nie żałowali - poprawiła go, bo nie mogła mu uwierzyć. - Nie zasługujesz na potępienie - dodała jeszcze pewniej, nabierając na widelczyk kolejną porcję kremu, który zaraz skosztowała. Może wyglądała licho, ale nie była niejadkiem. Wręcz przeciwnie, po prostu przez większość życia nie miała co jeść. W tym wszystkim niespodziewane pytanie Remingtona było więc naprawdę zaskakując, a przy tym... dość złożone.
- Szczęśliwa? - powtórzyła po nim, bo akurat o szczęściu nie wiedziała zbyt wiele, nigdy się też nad tym nie zastanawiała, bo tak było zwyczajnie łatwiej zaakceptować warunki, w jakich żyła. Nie chciała udzielać my błędnej odpowiedzi, ale miała pewien mętlik w głowie. - Jestem spokojna... tyle wiem - odpowiedziała więc niekoniecznie wprost, ale ta kwestia nadal była w niej żywa. W tym wszystkim jego słowa jeszcze bardziej ją zakłopotały, gdy wytknął jej, że całkiem lubi Hawthorne'a. - Nie opowiadaj takich nonsensów - jęknęła, mocniej już zakłopotana, bo aż serce zabiło jej mocniej. - Ślub jest piękny, bo łączy ze sobą dwie osoby, które siebie kochają i chcą się wspólnie zestarzeć, a ja chciałam złożyć śluby czystości w zakonie - wytłumaczyła się pospiesznie, czując, że powinna, jakby przez to, że faktyczne nie czuła się w tej willi tak źle, miała powody do wstydu. Była już naprawdę czerwona i może przez to też zapomniała o obecności Jaspera.
- Och, jak ma kogoś, to szkoda - przyznała, bo faktycznie Divina nie była kimś, kto zachęcałby do niszczenia innych związków. Zwiesiła więc delikatnie głowę, a potem pokręciła nią na boki. - To, że z panną Campbell ci nie wyszło, nie znaczy, ze z nikim ci nie wyjdzie - upomniała go jeszcze, bo faktycznie nie powinien się poddawać dlatego, że w przeszłości nie znalazł tej jedynej.

Dick Remington
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Trzeba było jasno powiedzieć, że Remington postrzegał Divinę w bardzo naiwny, może baśniowy sposób. Poza kontaktem z nią był człowiekiem absolutnie rozsądnym i wyważonym- w końcu został komendantem- ale podejście do niej wynikało w dużej mierze z nieznajomości terytorium, na które wkraczał. Niewiele wiedział o religii, bo jego rodzina nigdy do szczególnie uduchowionych nie należała. Jego szalonej matce bliżej było do buddyzmu i medytacji niż do zapachu kadzidła. Nic więc dziwnego, że początkowo czuł się przy dziewczynie jak przy obcowaniu z kosmitą.
Tyle, że nie przy tym okropnym i śliniącym się jak z filmów Obcy, ale słodkim jak ten od E.T. Może ostatnio przekonał się, że Norwood jest jednak człowiekiem, ale nadal poruszał się wokół niej jak słoń w składzie porcelany. Zazwyczaj przemawiała o rzeczach, o których nie miał pojęcia i może to dziwnie zabrzmi, ale wspomnienie jej ojca sprawiło, że wreszcie poczuł się lepiej.
Nie z powodu krzywdy, którą usiłowała ukryć. Wbrew przeciwnie, pewnie, gdyby spotkał tego człowieka to nie miałby dla niego litości, choć paradoksalnie nie różnili się od siebie wcale. Chodziło raczej o te doświadczenia, które w końcu wspólnie dzielili. Wiedział co to znaczy mieć złych rodziców i o ile jego ojciec był po prostu nieobecny, jego matka była absolutnie podręcznikowym przykładem zepsucia.
Ile razy odbierał ją z odwyku? Ile razy ich alimenty szły na jej heroinę? Aż cud, że wyszedł z tego taki normalny.
O ile jego zachowanie można kiedykolwiek uznać za wzorcowe.
- Twój ojciec był… - powstrzymał się od przekleństwa. - Wiem jak to jest, gdy ktoś przekłada używki nad własne dzieci. Zazwyczaj dostajesz po mordzie. Mogłaś skończyć jak ja, a ty wyszłaś na ludzi. Tyle, że niech zgadnę, gdzieś to gówno w tobie siedzi. Ta przeszłość i wszystko, co ci zrobił. Wiesz czym to się objawia? Nie ufam absolutnie nikomu, jestem tylko ja i niby ten na górze, w którego zaczynam trochę wierzyć. Gdyby nie on to pewnie byś zginęła od tej kuli - i mimowolnie przypominał sobie jak żegnali się na cmentarzu i czuł pod skórą, że nie powinien jej puszczać. Zlekceważył ten przejaw intuicji i teraz…Cholera, nie mogła nawet sama jeść.
- Nie wiem kim on jest dla ciebie - wzruszył ramionami na jej słowa i chyba kryła się w tym jakaś ukryta zazdrość, bo jakiś Jasper miał prawo z nią przebywać, a jego traktowali jak podłego kryminalistę. Wcale mu się to nie podobało. Może dlatego posiłkował się najprostszym pytaniem na świecie, by uspokoić swojego wewnętrzną hydrę, pełną zazdrości i skupić się na dziewczynie. To dla jej dobra pałaszował ciastko pod pilnym okiem pana od gangstera. Jeśli podobało jej się takie życie i nie miała nic przeciwko to następnym razem nawet weźmie temu pieskowi kość.
Cóż, najwyraźniej zazdrość jednak była paskudną zmorą i musiał się mocno natrudzić, by się jej pozbyć.
- Spokojna - powtórzył nieco zaskoczony, bo nie spodziewał się, że ktoś może być zrelaksowany podczas mieszkania z psycholem, którego usiłowano zabić. - Dlaczego? Skąd się to bierze? Dają ci coś w kroplówce? - może szukał głębokiej filozofii w tym, co po prostu było dobrze przygotowaną i podaną chemią, razem z budyniem na podwieczorek. Przeraziło go jednak to, bo powoli Norwood zaczynała brzmieć jakby urwała się z jakiejś sekty albo on zwyczajnie odwykł od jej uduchowienia.
Z wiadomości na dziś: okazała się niepoprawną romantyczką, która praktycznie wszędzie widziała miłość. Oczywiście, jeśli tylko jej nie dotyczyła. Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy jęknęła przyłapana na wspomnieniu Nathaniela. Mógłby nawet im kibicować, gdyby nie ten przeklęty chodnik i jego głowa pamiętająca uderzenia jak pradawną mantrę. Myślał jednak, że to on jest górą i nic go nie zaskoczy, gdy nagle okazało się, że jest w błędzie.
W tak dużym, że kawał kremówki utkwił mu w gardle, a on zaczął się krztusić jak szalony. Złapał herbatę i popił ją obficie, ale to tylko spowodowało, że zaczął wypuszczać płynem nosem.
- Ty chcesz zostać zakonnicą?! - krzyknął w końcu, gdy jego ciało postanowiło się jednak nie udusić. Machnął ręką na wszystko inne: na partnera Ainsley, na Pearl, która go nie chciała (lucky girl) i ślub dla dwójki kochających się ludzi. - Ale jak ty zostaniesz pingwinem to co z nami będzie, Divina? - tak, był egoistą i w tej chwili myślał o sobie, a raczej o fakcie, że ją straci- albo na rzecz Nathaniela albo Boga. Może i ten pierwszy walił jego głową o płytki, ale przynajmniej pozwalał się im widywać. Ten drugi zaś był zachłanny i będzie chciał ją mieć na własność.
To dlatego ją ocalił? Żeby mu ją odebrać?

Divina Norwood
ODPOWIEDZ