Patolog/Patomorfolog — Cairns Hospital
39 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
To say I’m yours and claim you as mine would be an awful lie.
1. + Outfit

Odkąd w ich małżeństwie zapadła decyzja o separacji, Morgan nie mógł się w niczym odnaleźć. Bolało go to, że nie mógł po pracy wrócić do domu. Właściwie to mógł, bo oboje uznali, że separacja separacją, ale mogą razem mieszkać nie dzieląc przy tym łóżka. Morgan czuł jakby nie miał już tego domu. Nie miał miejsca, do którego mógłby wracać i w którym czułby się kochany i bezpieczny. Starał się kontrolować grafik Priscilli, żeby na nią nie wpadać. Sam widok jej osoby przyprawiał go o ból serca. Wiedząc, że ich małżeństwo zmierza ku upadkowi, a on nie może nic z tym zrobić. Do dzisiaj o niczym nie powiedział swoim rodzicom. Zapewne z dobroci serca zaproponowaliby, żeby Raatko wrócił do rodzinnego domu i mieszkał z nimi aż ogarną swoje sprawy. Nie mówił im tego, bo wyprowadzenie się z domu byłoby równoznaczne z porażką i z pogodzeniem się tym, że rzeczywiście nie ma odwrotu i się rozejdą. Na chwilę obecną Morgan wolał w świat, w którym żył z nadzieją, że dla ich związku jest jeszcze minimalna szansa. Niczego więcej nie potrzebował. Jeden procent szansy utrzymałby go przy życiu i mobilizował do tego, żeby o nią walczyć.
Na razie jednak się kontrolował i starał się jej unikać. Nie chciał jej wchodzić w drogę. Chciał jej dać przestrzeń, której prawdopodobnie potrzebowała. Może i ona ostatecznie dojdzie do wniosku, że są dla siebie stworzeni. Że może nie potrzebują dziecka by być szczęśliwym małżeństwem. A jeżeli tak bardzo go pragną, ale nie mogą go chcieć to jeszcze raz mogą wrócić do adopcji. Morgan niejednokrotnie już ułożył listę rzeczy, z którymi zgodziłby się pójść na kompromis. Wszystko, żeby uratować ich związek.
Wracał właśnie z nocnej zmiany w prosektorium. Miał jeszcze zrobić parę kursów po mieście taksówką, ale oczy same mu się zamykały. Ostatnią rzeczą jaka była mu potrzebna to spowodowanie jakiegoś wypadku przez jego niewyspanie. Zaparkował auto przed garażem uznając, że jak się wyśpi to pewnie pójdzie pojeździć po mieście. Nie miał więc okazji do wejścia do garażu i ogarnięcia, że Priscilla jest w domu. Swoje kroki skierował od razu do kuchni skąd wziął sobie jakiś jogurt do picia i poszedł do sypialni gościnnej, która obecnie była jego pokojem. Nie wykłócał się kiedy zapadła decyzja o tym, że nie powinni ze sobą sypiać. Nie miał nawet problemów z podjęciem decyzji, że to on powinien zmienić pokój.
Zanim położył się spać poszedł jeszcze do jej sypialni. Musiał sobie z garderoby wziąć zapasową poduszkę. Nie był przyzwyczajony do tego materaca i tych poduszek, więc po każdej drzemce czy śnie, budził się z odrętwiałym karkiem. Nie pukając wszedł do dawnej sypialni, zakładał, że jej nie ma, bo w domu było stosunkowo cicho. Nie, żeby Priscilla kiedykolwiek hałasowała.
-O, wybacz. Nie wiedziałem, że jesteś w domu. - Siedziała akurat przy toaletce wklepując jakiś krem na twarz. -Potrzebuję wziąć dodatkową poduszkę. Wyposażenie pokoju gościnnego jest tragiczne. - Wyjaśnił czując, że powinien jej się wytłumaczyć. Jednocześnie nie czekał na żadne zaproszenie czy pozwolenie, skierował się wgłąb pokoju, do części z garderobą, żeby znaleźć zapasową poduszkę i przy okazji poszewkę. -Będę musiał przeparkować auto. Zastawiłem garaż. - Dodał, żeby nie miała nieprzyjemnej niespodzianki przy wychodzeniu z domu.

priscilla mcfarlane
pani psycholog — gabinet zwierzeń
35 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
007 chyba

Sama zastanawiała się czemu właściwie nie mogli podjąć tej ostatecznej decyzji, odkleić przysłowiowego plastra raz a porządnie. Zamiast tego zamęczali się swoją obecnością, która prowadziła właściwie do niczego. Bo ona zawiodła – miała tego pełną świadomość. Wiadomość o tym, że nie mogli mieć dzieci, że ona nie była w stanie donosić ciąży piętnem odbiła się na Priscilli. A jak na psychologa przystało nie zwróciła się do swojego kolegi/koleżanki po fachu twierdząc, że sama będzie sobie najlepszym doradcą, co oczywiście było kompletnym kłamstwem i nie powinno się mieć miejsca.
Dodatkowo jej ostatni wyskok sprawiał, ze myśl o naprawieniu ich małżeństwa stawała się coraz odleglejsza. Bo jeżeli mieli dać sobie szansę musiałaby mu powiedzieć o incydencie – bo tak nazywała pijacką noc spędzoną z Gabrielem – a miało prowadzić jedynie do pogłębienia przepaści, jaka się między nimi wytworzyła. Niemówienie o tym, podobnie jak nie mówienie mu o swoich wątpliwościach i ogromie poczucia winy jaki czuła, sprawiało, że tak czy inaczej się od siebie oddalali. Zapętlona w poczuciu winy nie widziała dobrego rozwiązania, jasnego wyjścia z niejasnej sytuacji. Zamiast tego przystała na utrzymywanie pozorów i ignorowaniu bólu, jaki codziennie jej doskwierał, gdy na chwilę pozwoliła sobie zdać sprawę z tego jak blisko, a jednocześnie jak daleko od niej był. On, człowiek, któremu poświęciła najlepsze lata swojego życia. On, człowiek, któremu niegdyś powiedziałaby wszystko. Teraz stawali się sobie coraz bardziej obcy. Ograniczali swój kontakt do całkowitego minimum i chociaż nie chciała tego przyznać, w swoim uporze twierdząc, że jedynie rozstanie pozwoli im ruszyć z ich życiem naprzód, to czuła się zagubiona i przestraszona wizją przyszłości bez niego.
Z westchnięciem więc spojrzała w swoje odbicie, kiedy nakładała przy toaletce krem na twarz. Jak do tego doprowadziła? Trudno stwierdzić. Wspomnienia zamazywały jej się w korowodzie obrazów, dźwięków i słów zarówno tych powiedzianych, jak i tych, które zostały za zamkniętymi wargami. Zamyślona nie spodziewała się gościa, dlatego gdy wszedł do środka prawie podskoczyła na miejscu. Szczególnie, że w ostatnim czasie Pearl Lagune przebiegła fala kradzieży i pewnie powinna być bardziej uważna.
- Aleś mnie przestraszył – wyrzuciła te słowa wraz z wydechem, a dłoń, która jeszcze przed chwilą sprawnie wklepywała krem w skórę teraz ułożyła się na jej klatce piersiowej. – Jakaś powinna być w garderobie, drugiej szufladzie, naprzeciwko drzwi – poinstruowała, próbując odtworzyć sobie w głowie układ garderoby i jej porządek. Odwróciła od niego spojrzenie i wróciła do swojego odbicia, do końca wklepując krem. Zwinęła usta w wąską linię po czym, po chwili zawahania, wstała ze swojego miejsca i podeszła do drzwi prowadzących do garderoby. Oparła się o framugę. – Nie ma sprawy, nie potrzebuję auta z samego rana – odparła, siląc się na neutralność w głosie. Sama właściwie nie wiedziała co i dlaczego miałby zdradzać jej głos. Zastanawiała się nad czymś krótką chwilę, a następnie przeniosła na niego wzrok. – Byłam na spotkaniu sąsiedzkim. Te kradzieże w okolicy, trochę wymknęły się spod kontroli – próbowała znaleźć neutralny temat, bo w końcu też tu mieszkał prawda? To oznaczało, że też powinien wiedzieć co się aktualnie działo. Nie miała powiedzieć głośno, że jego obecność w domu sprawiała, że czuła się bezpieczniej. – Podobno policja nie ma na razie żadnych poważniejszych tropów – dodała jeszcze, przenosząc spojrzenie ze swoich stóp na Morgana, a raczej na jego plecy.

morgan raatko
ambitny krab
lenia
abraham | ernest | larabel | novalie
Patolog/Patomorfolog — Cairns Hospital
39 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
To say I’m yours and claim you as mine would be an awful lie.
Przez ułamek sekundy rozważał czy nie posłać jej jakiegoś przepraszającego uśmiechu. Tak dawno się do siebie nie uśmiechali, że na tym etapie nawet nie wiedział czy było to możliwe. Zamiast tego po prostu przez chwilę się w nią wpatrywał. A właściwie to w jej odbicie w lustrze. Nie potrafił nawet ukryć tego, że nadal, był w niej beznadziejnie zakochany i za nią tęsknił. Szybko jednak odwrócił wzrok nie chcąc obnażyć tych uczuć przed nią. Chyba było na to za późno. A przynajmniej nie miałoby to właściwie już żadnego znaczenia. Uśmiechy czy tęskne spojrzenia raczej nie naprawią małżeństwa. Zwłaszcza, że zaczęło się w nim psuć już dawno, a on był zbyt zajęty, żeby dostrzec to nieco szybciej. Może gdyby nie pracował na dwa etaty to teraz żyłby w szczęśliwym małżeństwie i nie musiałby spać w niewygodnym łóżku w pokoju gościnnym.
-Dzięki. Jedna na razie wystarczy. Chyba, że się nie sprawdzi to spróbuję tej drugiej. – Ewentualnie już sobie sprawę przemyślał i jeżeli te poduszki nie umożliwią mu dobrego snu i ból karku minie, to wtedy weźmie sobie ze szpitala poduszki ortopedyczne. Oczywiście jeszcze w grę wchodziło kupno nowego łóżka, ale na chwilę obecną nie chciał rozważać tej ewentualności. Nie dopuszczał do siebie myśli, że miałby się rozgościć w pokoju gościnnym. Głównie dlatego, że bardziej sensownie brzmiał pomysł znalezienia nowego miejsca zamieszkania i kupienia nowego łóżka tam. Tego też jeszcze do siebie nie dopuszczał. Mimo, że powoli do niego docierało zderzenie się z rzeczywistością, że jego małżeństwa nie da się uratować. Patrzył na Pris i czuł się jakby mieszkał z obcą osobą. Jakby byli współlokatorami, których nic nie łączy i jedyne co im pozostaje to beznadziejny small talk. Tego dystansu jaki się między nimi narodził Morgan nie był w stanie pokonać. A przynajmniej nie potrafił tego zrobić w pojedynkę.
-Okej. – Skinął głową. Postanowił, że mimo wszystko i tak przeparkuje to auto zanim pójdzie się umyć i położy do łóżka. Może teraz go nie potrzebowała, ale ostatnimi czasy jak już ze sobą rozmawiali, to ich rozmowy były kłótniami. Wystarczyła niewielka pierdoła, żeby zaczęli się na siebie wydzierać. Morgan chciał tego uniknąć. Tym bardziej, że nie dało się ukryć, że mimo dobrych chęci, sam powodował wiele z tych kłótni.
-W jakim sensie? – Zmartwił się. –Zdarzają się częściej? Biorą większe łupy? Jest więcej ludzi w tym… gangu włamywaczy? – Objął poduszkę, którą trzymał przed sobą. Dotąd się nie martwił, bo może i włamania zdarzały się na ich dzielnicy mieszkalnej, ale nie miały miejsca gdzieś blisko nich. Może jednak przespał jakieś najnowsze doniesienia? –Policja nigdy nie ma żadnych tropów. – Westchnął ciężko. Pracował z policją tak często. Widział to jak działają. Nie chciał nazywać tego niekompetencją, bo może to złoczyńcy są teraz inteligentniejsi i sprytniejsi, ale tyle razy słyszał teksty o braku tropów, że przestawał powoli wierzyć w to, że policja rzeczywiście czyni jakiekolwiek dobro. Wiedział, że muszą działać według przepisów, ale jednocześnie wiedział, że część z nich jest skorumpowana. Nie da się tego uniknąć. Ludzie zawsze byli i zawsze będą łasi na pieniądze.
-Może powinniśmy zainstalować jakieś intensywne światło włączane na czujnik ruchu? Może to by odstraszyło włamywaczy. – Chciał zasugerować kamery, ale to raczej wiązało się z poważniejszymi planami, a Morgan, na chwilę obecną, nie wiedział ile jeszcze będzie tutaj mieszkał. Po tym jak zapadła decyzja o separacji oboje cicho uznali, że nie ma o czym więcej rozmawiać.

priscilla mcfarlane
pani psycholog — gabinet zwierzeń
35 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Rozsądek podpowiadał jej, że jeżeli chciała to skończyć, to powinna zrobić coś z ich sytuacją mieszkaniową. Wyprowadzić się, wyprowadzić jego - cokolwiek, ale powinna zareagować. Zamiast tego trzymała się sentymentu i zwyczajnego strachu przed samotnością, pozwalając mu być blisko, ale nie na tyle blisko aby obnażyć mu się całkowicie ze swoich ułomności, jak kiedyś. Chyba tego bała się jeszcze bardziej.
- Jasne, nie ma problemu - czuła się dziwnie. Nie wiedziała już jak ma z nim rozmawiać. Bo skąd miała wiedzieć, jeżeli nawet nie umiała sprecyzować kim dla siebie byli. Już nie małżeństwem, ale jeszcze nie po rozwodzie. Nie do końca współlokatorami, ale też nie mogli nazwać się przyjaciółmi. Najczęściej to jej nie przeszkadzało, zwyczajnie odkładała tę informacje gdzieś z tyłu, ignorując ją na co dzień i skupiając się na błahostkach, które pozornie doprowadzały ją do szału. Nawet to cholerne auto - wystarczyłaby jedna zachcianka z samego rana i pewnie ze złością kopałaby w ogumienie jego samochodu, ponieważ nie mogła wyjechać swoim, żeby dostać się do sklepu i kupić ten cholerny jogurt o smaku mango. Jakby to był największy problem i najważniejsza rzecz w danej chwili.
Westchnęła ciężko na samo wspomnienie spotkania. - Zdarzają się coraz częściej i sama nie wiem. Ludzie zaczynają panikować, ale... - może mają rację? Pris starała się podchodzić do wszystkiego racjonalnie, ale często emocje wymykały się spod kontroli. A wydawać się mogło, że strach całkowicie przejął nad nią ostatnio kontrolę. Strach przed samotnością, strach przed konfrontacją, a teraz jeszcze strach przed kradzieżą. Sama myśl o tym zaczynała być na tyle stresująca, że uniosła dłoń do ust i zaczęła obgryzać skórki, a to tylko dlaczego, że paznokcie miała świeżo zrobione przez kosmetyczkę i obgryzienie ich było zwyczajnie niemożliwe. - Nie wiem, może mają rację? - panikowała? Być może, początki tego stanu czuła już jak wracała ze spotkania w towarzystwie ich sąsiada, kapitana Burnetta, ale gdy zapytał czy ktoś był z nią w domu i uświadomiła sobie, że przecież nadal w pewnym sensie ma przy sobie Morgana, uspokoiła się. Może dlatego teraz poruszyła z nim ten temat? Teraz, kiedy nawet fizycznie - siedząc w swojej sypialni, ubrana w piżamę - była najbardziej bezbronna i pozbawiona jakichkolwiek tarcz.
- I to zdaje się nakręcać ludzi - podsumowała. Zawsze przecież zwracamy się z ufnością w stronę autorytetów, specjalistów w danej dziedzinie. A jeżeli oni nie są w stanie pomóc to wkrada się strach i panika, ponieważ grunt osuwa się pod nogami.
Skinęła mu głową. - Właściwie too, myślałam o kamerach? Mam w domu gabinet z bardzo wrażliwymi danymi i informacjami, to nie może wpaść w niepowołane ręce - za rozsądkiem chowała paranoje, ale może całkiem zręcznie jej to wyszło. Wszystko, żeby nie przyznać, że po prostu, po ludzku się bała i siłą rzeczy dała się wciągnąć w tę spiralę.

morgan raatko
ambitny krab
lenia
abraham | ernest | larabel | novalie
ODPOWIEDZ