barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Tonąc w oceanie wzburzenia nie był w stanie dostrzec mądrości wypływającej z podarowanych mu słów; jedynie bezczelność dotarła do jego uszu, nie przynosząc jednak wraz z sobą elementu zaskoczenia. — Czyli to moja wina, tak? — rzekł prychnąwszy, nienawidząc go, nienawidząc każdą cząstką swego ciała. Chciał krzyczeć, chciał podnosić cokolwiek, co zdołałyby unieść jego dłonie, byleby tylko ciskać nimi — jak piorunami — w Francisa. Ale wiedział, że to nie na niego jest zły, że to nie mu powinien mówić teraz to wszystko. — Jesteś zupełnie taki sam, jak oni — gniew miał na dobre ich od siebie odsunąć. I może mógłby, może ich znajomość zatrzymałaby się w tym skąpanym w mroku pokoju i nigdy już nie wyszła poza jego mury, ale Francis nie wyszedł. Nie zostawił go. I już samo to wprowadziło go w stan nieprzyjemnego zdumienia.
Do czego nie nawiązałem? Do twojego głupiego żartu? Nie ma o czym mówić. Ty wygrałeś jakiś zakład, a mi się nawet nie podobało — problem Periclesa polegał w głównej mierze na tym, że nie chciał — po prostu — nikogo do siebie dopuścić. Stosował niezliczone ilości mechanizmów obronnych, których nauczył się już jako dziecko; nie było więc opcji, by mógł tak prędko niektóre kwestie odpuścić, spojrzeć na świat nieco przychylniej i uwierzyć w to, że jego życie ma jakiekolwiek znaczenie. Że nie jest tylko tłem dla innych. Mógłby być rozsądniejszy. Spotkało go jednak nazbyt wiele przykrości i podłości, przeobrażających świat w piekielną krainę, by mogło mu się to udać w najbliższym czasie. Jednak kolejno upływające minuty, które poświęcał kompletnej ciszy, pomogły mu nieco się uspokoić. Zobojętnieć na wszystko, bo przecież już i tak znajdował się na przegranej pozycji. — Nie, nie ma w tym niczego dobrego — mruknął posępnie, oparłszy podbródek na wierzchu dłoni. Wyciągnął po chwili jeden z palców ku pająkowi, który zaczął bacznie się mu przyglądać, a wreszcie i niepewnie wspinać po niezbadanej powierzchni peryklesowej skóry. — Nauczysz mnie — powtórzył za chłopakiem z delikatnym uśmiechem, unikając bezpośredniego zerkania na jego twarz. Pękał. Oczywiście, że tak. Zepchnął włochate stworzenie z dłoni, po czym dźwignął się lekko na nogi i sięgnął po saszetkę, w której trzymał niewielką część towaru. Bez słowa wręczył ją Francisowi, a powracając znów do siadu, kompletnym przypadkiem, usiadł jeszcze bliżej niego. — Twoi kumple kupują przeważnie te fioletowe — wyznał mu, decydując się wreszcie na posłanie mu zaciekawionego spojrzenia.


françois baudelaire
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Dotychczas myślał, że podstawą do odebrania jego słów za bezczelność był raczej ton głosu, który nigdy w jego przypadku na nic podobnego nie wskazywał. Zdziwił się więc i to niebłaho, kiedy brunet zareagował z takim rozjuszeniem na zupełnie niegroźne stwierdzenie. — Wydaje mi się… — zaczął ostrożnie, przypatrując mu się z powstałym od konsternacji zmarszczeniem czoła. — ...że z automatu uznajesz, że nikt cię nie lubi — oznajmił z rozbawieniem, na ten moment uważając, że żaden gest i żadne słowa nie mogłyby zadowolić tego rozgniewanego chłopca. — Peut-être — zgodził się lapidarnie z przedstawioną mu obserwacją, według której był zupełnie taki, jak osoby, które nie wyróżniały się niczym szczególnym. — Dlaczego uważasz ich za takich… Monstres, les pires personnes du monde, kiedy sam sprzedajesz dzieciakom narkotyki? — zapytał odważnie, nie chcąc jednak ów pytaniem go zaatakować, a po prostu poznać odpowiedź — jak trzylatek pytający, dlaczego tak właściwie niebo jest niebieskie. W całej tej specyficznej, osobliwej scenerii najbardziej jednak zaskoczył go fakt, że Pericles tak desperacko wzbraniał się przed przyjęciem do świadomości niegroźnego, ciepłego zainteresowania, jakim darzył go Francois. — Zakład? Quoi? Jak się denerwujesz, to mówisz za szybko — wskazał mu, nie pozwalając rozluźnić się rysom swojej twarzy, wciąż kreślącym mu na czole szlaki kresek. A po chwili, kiedy spowolniony nieco procesor jego umysłu począł przypominać sobie co poniektóre słowa niedawnej wypowiedzi i rozumieć ich sens, prychnął lekko, w sposób cichy i niewinny. — W porządku. Jeśli ci się nie podobało, to tego już nie powtórzę. Przepraszam — mruknął, na moment spuszczając wzrok na ziemię i wodząc tak nim w przypadkowych trajektoriach, aż w końcu odnalazł nim kolejne, nieco już milsze słowa. Kąciki jego warg znów drgnęły w rozbawieniu, zauważając to odrażające zaproszenie posłane pająkowi, który wkroczył na periclesową skórę. Zastanawiał się, czy ten mężczyzna mógłby być dziwniejszy. — Fioletowe. Wybiera się je przez kolor? Nigdy nic takiego nie brałem — przyznał, wpatrując się z wzrastającym zainteresowaniem w przytachaną mu saszetkę, którą począł przerzucać między dłońmi. — To w co chcesz grać? Never have I ever? Zamiast picia bierzemy jedną z tych drażetek albo pozbywamy się jakiejś części ubrania — zaproponował z szelmowskim błyskiem w oczach, zmniejszając dystans między nimi jeszcze o te kilka niewinnych milimetrów. — To ja zacznę. Nigdy nie byłem zakochany w swoim współlokatorze, który obraca tylko panny — rzucił chytrze, wpatrując się w bruneta z zaintrygowaniem. Nie wiedział bowiem, czy w dręczącej go dzisiaj zgryzocie właśnie ta szczególna kwestia była kluczem do rozwiązania zagadki.

pericles campbell
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
barman w cherry road — w wolnych chwilach pisze książkę
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Morze mnie gniewne rzuciło na skały, na to mi tylko zostawiając duszę, bym lepiej śmierci bliskiej czuł katusze.
Może myśli miał nazbyt splamione przeszłością, by móc rozpoznawać ton towarzyszący słowom; może nigdy nie miał nauczyć się życzliwości wręczanej mu przez innych, skoro podłości, którymi go karmiono, dekorowane tak często były uśmiechami i fałszywą czułością. Prawdopodobnie dokonane w nim zniszczenia nigdy nie miały ulec poprawie; prawdopodobnie wsiąkły już w jego skórę i kości, na całe życie czyniąc go człowiekiem wycofanym. — Gdybyś przeżył to, co ja, też byś tak myślał — wymamrotał, mając nadzieję, że Francis nie zrozumie. Że niektóre lub wszystkie słowa okażą się dla niego zwykłym bełkotem, o którego wyjaśnienie głupio będzie mu pytać. Bo Perry nienawidził tego rodzaju zainteresowania. Wymuszonej bądź jakiejkolwiek innej litości. Wyjawiania sekretów swej nędznej przeszłości. — To nie jest mój wybór — rzekł już głośniej, unikając jednak jego spojrzenia. Rodziło to wciąż pytania, na które odpowiadać nie chciał, szczególnie jemu. — No, zakład. Ktoś ci kazał to zrobić, bo to takie zabawne. Spoko, rozumiem — wzruszył ramionami, potwierdzając tę swoją obojętność. Może nie było to najmilsze doznanie, ale padał już ofiarą dużo gorszych żartów, w porównaniu z którymi, pocałunek ten zdawał się niczym ważnym. Dziwiło go jedynie to, że Francis wciąż dotrzymuje mu towarzystwa, skoro jego fałszywe zainteresowanie zostało już zdemaskowane. No i… — Co mam ci powiedzieć, Francis? Że było super? Żebyś mógł na to zareagować śmiechem? — przecież nie mógł. Tym bardziej dziś, tej nocy, kiedy wszystko inne okazywało się zwykłą kpiną z jego uczuć; nie mógł pozwolić na to, by w myślach jego odnalazło się miejsce dla kolejnej osoby, służące wyłącznie temu, by ponownie wypełnić się bólem. — Jakbym podał ci konkretne nazwy, to i tak nie wiedziałbyś, o czym mówię. Tak jest dużo łatwiej — wyjaśnił, posyłając mu lekki uśmiech. — To bardziej coś jak psychotropy, więc nie musisz się martwić — dodał, bo choć nie zdołał przetestować sprzedawanego towaru, nauczył się rozpoznawać efekty konkretnych pastylek. I takim sposobem wiedział na przykład, że te najmniejsze, białe, są najsilniejsze i niektórzy czasem zaczynają brać przez nie twarde prochy, a te podłużne, śnieżnobiałe, po prostu wzmagają dobry nastrój. Nic szczególnego. — Nie. Nie, nie zamierzam w nic już grać — odparł prędko, kręcąc przy tym głową. — I nie chcę tego brać. I nie jestem w nim zakochany — dodał posępnie, z trudem wypowiadając to jedno słowo. Nie zakochał się w Orfeuszu. Przecież to było głupie. Przecież… Wysypał na dłoń jedną z tabletek; jej intensywna barwa prezentowała się groteskowo na jego bladej skórze. — Poza tym najlepiej je brać tylko w jeden sposób — och, było to zapowiedzią serii największych błędów, jakie mógł tej nocy popełnić. Doskonale zdawał sobie sprawę z konsekwencji, które zmienią jego życie w piekło. Ale skoro nie mógł być zakochany w Orfeuszu, musiał czym prędzej pozbyć się jego obecności ze swojego życia. Dlatego wsunął tabletkę do ust i sugestywne spojrzał na Francisa, uśmiechając się łobuzersko. Stawiając mu wyzwanie, które przeczyło wszystkim wcześniej wypowiedzianym do niego słowom.

françois baudelaire
and suddenly — all the songs were about you
24 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
je suis
pianist / french / swimmer / hobo / lil psycho / rainbow kitten surprise
Brzmienie jego głosu, senne i delikatne, stawało się dla Francisa coraz bardziej znajome. Problemu nie sprawiało mu wyłapywanie konkretnych słów z toku posyłanych mu wypowiedzi, a raczej nadanie im odpowiedniego znaczenia, co zajmowało mu nieraz bardzo dużo czasu. Coraz zgrabniej jednak wychodziło mu to układanie ich w logiczną całość — jak i teraz, kiedy brunet mruknął coś o tym, jak wiele musiał już w życiu doświadczyć, przeistaczając się tym samym w malkontenta. Ale mimo to, Baudelaire nie zaszczycił go werbalną reakcją — tylko ciąg kresek mknących po jego czole nabrał bardziej zmartwionego wyrazu.
Jakby… no, niewiele mogę wiedzieć o… o czymkolwiek tak naprawdę, ale wydaje mi się, że vous avez toujours le choix — ośmielił się stwierdzić, starając się nie sprawić wrażenia, jakby go oceniał, krytykował. Bo przecież tego nie robił. Wzruszył także nieznacznie ramionami, w sposób dość niepewny, podkreślający tylko nieszkodliwość jego słów i uśmiechów. Ale potem, za sprawą tych przedziwnych oskarżeń, pozostało w nim tylko niezrozumienie. — Dla z a k ł a d u — tu z emfazą powtórzył to jedno konkretne słowo, wyginając wargi w przekornym uśmiechu — prędzej myję komuś samochód gruzem albo podkradam ciuchy z przebieralni, a nie wciskam język do czyjegoś gardła — oznajmił uprzejmie, przeistaczając grymas zakwitły na jego twarzy w wyraz całkiem niewinny i cnotliwy. A później faktycznie się roześmiał, choć z całkiem innego powodu, niż zakładał to Campbell. — Przepraszam, to nie tak, że wyśmiewam ciebie, tylko… A myślisz, że było super? — zapytał z zapałem, widocznym także w roziskrzonych do reszty, bursztynowych oczach. Nie potrafił prowadzić poważnych rozmów. Dla niego te dwa słowa — poważny i rozmowa — nie szły po prostu ze sobą w parze. Wzajemnie się wykluczały.
Kiwając zamaszyście, nazbyt przesadnie i ostentacyjnie głową podczas przekazywanej mu instrukcji, coraz dostrzegalniej skupiał się raczej na pochłanianiu sylwetki bruneta swoim wzrokiem, niż wsłuchiwaniu się w darowane mu wyjaśnienia. Dlatego, kiedy jedna z tabletek spoczęła między peryklesowymi wargami, z początku ukryty w tym geście zamysł, ukryta p r o w o k a c j a, pozostała przez Francisa niezrozumiana. Szelmowski uśmiech, chowający w sobie tę małą niewinną pastylkę prędko jednak rozwiał jego wątpliwości. — Tak bardzo cię nie rozumiem — przyznał, zanim zdecydował się do reszty okraść ich z nadmiaru przestrzeni, gorliwie scalając ze sobą ich usta; w poszukiwaniu tej niewielkiej, zdawałoby się — zupełnie już nieistotnej — tabletki o jaskrawym kolorze.

pericles campbell
cute but psycho
give me a break
achilles, bruce, danny, finn, hesille, orphy, terence, tillius, walter
ODPOWIEDZ