: 04 lis 2023, 15:39
Brzmiało to jednocześnie miło i smutno. Miło, bo dobrze było mieć jednak ludzi, przy których można było być w pełni sobą i którzy zapewniali Ci odskocznię od codziennych problemów. Ale smutne, bo przecież jednak rodzina podobno po to była, aby Cię akceptować. Szczególnie ta rodzina, którą sobie wybierasz. Bo z tą biologiczna, jak wiadomo, bywało nieco różnie i tutaj pole do manewru było mocno ograniczone. Nie mógł jej jednak oceniać (i nawet nie chciał, bo po co), skoro sam nie najlepiej sobie żonę wybrał, chociaż tutaj bardziej problemem było to, że ona przy nim początkowo celowo nie była sobą, a potem dopiero zaczęła, gdy już wszystko zostało zaklepane, albo po prostu tak mocno się zmieniła po ślubie, ale i tak: wybór był jego i naprawdę kilka lat temu był absolutnie przekonany, że robi dobrze. Wyszło gównianie, niestety, chociaż jakoś specjalnie nie żałował. Pocierpiał swoje, ale przynajmniej wyciągnął jakąś lekcję i miał nadzieję, że będzie potrafił następnym razem podejść do sprawy rozważniej. O ile będzie następny raz, bo jak na razie raczej się za bardzo w tym kierunku nie spieszył. Nie ma przecież co pakować się z jednej relacji w drugą od razu. Oczywiście na siłę, bo jeśli sama się trafi, to też nie można ignorować.
— Ach, tak. Coś słyszałem, że to bardzo popularne powiedzenie. Jestem prawie pewien, że w tamtych kręgach używa się go częściej, niż nam się wydaje — przyznał z poważną miną, kiwając lekko głową, jakby był jakimś filozofem czy innym znawcą ludzkiej natury. Ale cóż. Niby wiedział, że te rodziny to żadna Dynastia czy inna Gorzka Zemsta, ale jednak podejrzewał, że pod stołem i za plecami ludzie tam załatwiali bardzo dużo spraw w sposób nie do końca legalny na przykład. Albo nie do końca odpowiedni według ogółu tej społeczności. Albo po prostu taki, który oficjalnie mógł być uznany za nóż wbity w plecy męża/żony/dzieci/rodziców. Można wybrać, w zależności od sytuacji. — Ale to znaczy, że jej ze sobą nie zabrałaś? Szkoda, chciałem jej postawić truskawkowe kamikaze… — westchnął nieco teatralnie, jakby co najmniej naprawdę miał na to nadzieję od chwili, gdy tylko Lemmie zobaczył. Tak naprawdę wcale nie, bo skupił swoją uwagę na niej.
— Cieszy mnie to bardzo — uśmiechnął się szeroko, bo miło było słyszeć, że było jej wygodnie. — Dres to nie jest, ale nie kłamałaś, że nie tylko w drogich sukienkach wyglądasz bardzo dobrze — stwierdził zgodnie z prawdą, bo naprawdę wyglądała pięknie, nie mógł więc nie dać jej tutaj komplementu. — Dzięki, starałem się — zaśmiał się lekko, gdy i z jej strony pojawił się komplement względem jego stylizacji. No był stylowym facetem, to prawda. Nie miał z tym żadnego problemu i nie obawiał się ani trochę, że ktoś może to uznać za dziwne, niemęskie czy cokolwiek takiego. Zdecydowanie nie potrzebował niczyjego uznania w tej kwestii.
— Spotkałem się ze starymi znajomymi, nadrabialiśmy zaległości, ale chyba już mam dość na dzisiaj — nie było to kłamstwo, aby spędzić z nią trochę czasu. — A Ty? — odbił piłęczkę.
— Ach, tak. Coś słyszałem, że to bardzo popularne powiedzenie. Jestem prawie pewien, że w tamtych kręgach używa się go częściej, niż nam się wydaje — przyznał z poważną miną, kiwając lekko głową, jakby był jakimś filozofem czy innym znawcą ludzkiej natury. Ale cóż. Niby wiedział, że te rodziny to żadna Dynastia czy inna Gorzka Zemsta, ale jednak podejrzewał, że pod stołem i za plecami ludzie tam załatwiali bardzo dużo spraw w sposób nie do końca legalny na przykład. Albo nie do końca odpowiedni według ogółu tej społeczności. Albo po prostu taki, który oficjalnie mógł być uznany za nóż wbity w plecy męża/żony/dzieci/rodziców. Można wybrać, w zależności od sytuacji. — Ale to znaczy, że jej ze sobą nie zabrałaś? Szkoda, chciałem jej postawić truskawkowe kamikaze… — westchnął nieco teatralnie, jakby co najmniej naprawdę miał na to nadzieję od chwili, gdy tylko Lemmie zobaczył. Tak naprawdę wcale nie, bo skupił swoją uwagę na niej.
— Cieszy mnie to bardzo — uśmiechnął się szeroko, bo miło było słyszeć, że było jej wygodnie. — Dres to nie jest, ale nie kłamałaś, że nie tylko w drogich sukienkach wyglądasz bardzo dobrze — stwierdził zgodnie z prawdą, bo naprawdę wyglądała pięknie, nie mógł więc nie dać jej tutaj komplementu. — Dzięki, starałem się — zaśmiał się lekko, gdy i z jej strony pojawił się komplement względem jego stylizacji. No był stylowym facetem, to prawda. Nie miał z tym żadnego problemu i nie obawiał się ani trochę, że ktoś może to uznać za dziwne, niemęskie czy cokolwiek takiego. Zdecydowanie nie potrzebował niczyjego uznania w tej kwestii.
— Spotkałem się ze starymi znajomymi, nadrabialiśmy zaległości, ale chyba już mam dość na dzisiaj — nie było to kłamstwo, aby spędzić z nią trochę czasu. — A Ty? — odbił piłęczkę.