Parsknął śmiechem, bo dziewczyna, która pije tequilę, robi po niej głupoty i potem niczego z tych głupot nie pamięta, w ogóle nie brzmiało, jak Debenham. Jeszcze! Bo kto wie czego Trevisano dowie się o pani doktor po dzisiejszym, zakrapianym whisky i tequilą, wieczorze. -
Tak to grają pindy. My gramy po mojemu. - wyjaśnił to szybko, a po „mojemu” znaczyło właściwie tyle, że… -
Pijemy i odpowiadamy zawsze. - niezależnie od tego, jak bardzo dane pytanie mogłoby być dla nich niewygodne. A propos niewygodne…
Mina Logana, kiedy Elise zadała TO pytanie? Powiedzieć bezcenna to nie powiedzieć nic. -
Czyli jednak posłuchałaś… - tego co się o nim mówi w szpitalu. Szczególnie w kobiecych kręgach. Wargi zadrżały mu mocniej, ale nie zamierzał uchylać się od odpowiedzi. Szczerej odpowiedzi. Odchrząknął cicho, spojrzał na kieliszek z tequilą, a potem na odsłonięte nogi Debenham. Nawet nie próbował zrobić tego dyskretnie. -
No dobra. - mruknął i on też zrobił to, co zrobiła Elise. Odwrócił się tak, żeby być bardziej przodem do niej, a bokiem do baru. Plecami do kogokolwiek kto mu za nimi siedział - kilka stołków dalej, ale jednak. -
Pediatria nie była moim pierwszym wyborem. Trauma za to bardzo. - bo był szybki i bo potrafił podejmować szybkie i dobre decyzje. Nie bał się zachlapać krwią butów, a ładne - finezyjne szwy chirurga plastycznego uważał za marnotrastwo czasu. -
Pomysł na dziecięcą przyszedł na przełomie stażu i rezydentury. I nie był to mój pomysł… - łypnął czujnie na Debenham, najwyraźniej ciekaw czy łączyła kropki i wyciągała swoje wnioski. Być może znała odpowiedź na swoje pytanie, zanim jeszcze je zadała. -
Doktor Capshaw. Moja… - wymowny, drański grymas pojawił się na jego zarośniętym pysku. -
Mentorka. - dodał, ale po samym tym uśmiechu i jego spojrzeniu było widać, że to nie tylko było TO. -
Nie oceniaj, co? Była świeżo po rozwodzie, mieliśmy dobry kontakt… No i nie powtarzała ciągle, że jestem marudą i złośliwcem, jak niektórzy. Mówiła, że mam pewne ręce i ładne oczy. - zaśmiał się już całkiem szczerze, bo, jak sobie teraz to uświadomił, tak naprawdę nikomu tego nie opowiadał. Nikomu ze szpitala i spoza szpitala też nie. To była jego rzecz. Jego i doktor Capshaw. -
Chciała mnie uczyć. Ona jedna naprawdę chciała. I prawdę mówiąc zrobiła to celująco. - nawet jeśli ten niby romans ostatecznie się rozleciał to oboje wciąż żywili do siebie ogromną sympatię i jeszcze większy szacunek. Bear uśmiechnął się do tej myśli, a wzrok znowu mu uciekł na moment, na dwa momenty, do kobiecych ud.
Szlag. -
Dziecięca to mój kawałek podłogi. Tu jestem kimś więcej niż jednym z wielu. Poza tym… - wargi mu zadrżały, czyli cokolwiek miało nastąpić po „poza tym” - było godne drania i łobuza. -
Te wszystkie mamy tych biednych chorych dzieci… One mnie potrzebują, ok? Potrzebują tej facjaty, tych pewnych rąk i ładnych oczu. - i uśmiechu pewnie też, a ten od dobrego momentu w ogóle nie schodził mu z pyska. -
Zaspokoiłem… - brew mocniej drgnęła mu do góry, a ślepia niedyskretnie zatrzymały się przy kobiecych wargach. -
Twoją ciekawość? Dopasowałaś prawdę do plotek? - bo te wracały do niego, jak bumerang, na każdym niemal kroku.
Elise Debenham