próbuje przejąć — rodzinny biznes
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Prawie zginął na wodzie przez swój alkoholizm, więc teraz próbuje przejąć rodzinny biznes tylko dla siebie, ale mu nie idzie, więc pije dalej.
Opadł ciężko i niezbyt delikatnie na ławkę i schował twarz w dłoniach, pocierając o nią uparcie, jakby chciał w ten sposób rozmasować pijaństwo i odzyskać świadomość, chociażby na kilka krótkich chwil. Wyglądał na naprawdę mocno pijanego, ale tak też się czuł. Jego spojrzenie było mętne, ciało nie potrafiło pozostać na zbyt długo w pionie, a na czole miał ślady krwi, które nie należały do niego.
Nie do końca wiedział gdzie był i jakim cudem się tutaj znalazł. Cały ten wieczór mu się rozmył, nim zdążył w ogóle zasnąć, co było dość dziwne, ale już dawno przestał kwestionować to co się z nim działo, kiedy był pod wpływem. Najgorsze było to, że nie wiedział jak wrócić do domu. Na bank przyjechał do Cairns autem, co do tego nie miał najmniejszych wątpliwości, ale gdzie on u licha je zostawił? Czy nadal w ogóle był w tym samym miasteczku, a może trafił do innego i się jeszcze nie połapał? Możliwości było wiele, zbyt wiele na jego ograniczony promilami móżdżek.
Jęknął z niezadowoleniem i wyprostował się na ławce, rozglądając się dookoła w celu zdobycia jakichś wskazówek bądź pomocy. Wszyscy dookoła zdawali się nie zważać na jego osobę, zupełnie jakby w jego zachowaniu nie było nic nadzwyczajnego (on też tak myślał, ale mijało się to z prawdą, duuh!).
- Gdzie ja jestem? - zapytał w eter, licząc... bóg wie na co. - Halooooo, gdzie ja jestem?! - zapytał głośniej i pomachał niezgrabnie ręką, uderzając niechcący w przechodzącego człowieka. - Przepraszam najmocniej, ale... że tak powiem... gdzie jestem? Czy to Australia? - parsknął z końcówki własnego pytania i spróbował skoncentrować wzrok na Leonardzie, którego kompletnie nie poznał. Nie byli ze sobą blisko i zawsze go bawiło, że teoretycznie był to jego wujek, chociaż to Sylvan był starszy.
Ludzie dookoła nadal byli pogrążeni sobą, w wielu przypadkach zaaferowani tym, czego doświadczyli wewnątrz. W środku odbywał się bowiem jakiś dragowy event, a sam klub czy też bar, ciężko określić, na każdym kroku miał tęczowe elementy, które podkreślały jego queerowy charakter. Sylvan kompletnie tego nie wyłapał, ale nic dziwnego, kiedy to ledwo potrafił spojrzeć ponad swoje buty.

Leonard Callaway
właściciel i weterynarz — animal wellness center
28 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
single ready to mingle
Leonard nie bywal zbyt często na klubach. To nie były jego klimaty, raczej był typem osoby, która wolała siedzieć w domu i oglądać seriale niż łazić po miejscach takich jak to. Czasem jednak udało się ludziom go namówić na jakieś wspólne wypady. Tak właśnie było o tym razem. Nie był do końca pewien, gdzie go kumple ciągną i zorientował się co zaplanowali dopiero gdy pojawili się na miejscu. Okazało się, że jeden z ich znajomych miał dzisiaj dać swój pierwszy występ jako drag queen. Leonard nigdy nie był na tego typu show, ale wspierał swojego kolegę, bo był przecież mocno tolerancyjny. Trochę mu też się takie klimaty podobały, o czym nie przyznał się swoim znajomym, bo nie chciał słuchać głupich docinek skierowanych pod jego adresem. Musiał przyznac że bardzo dobrze się bawił na miejscu, chociaż jego znajomi to osyto popłynęli i nieco się nawalili. Jeden niby bardzo hetero facet postanowił poderwać całkiem niezła dupę, która okazała się bardzo miłym chłopcem. Czas zleciał Leonardowi w bardzo dobrym towarzystwie, wszyscy się śmiali i bawili. Trochę dziwnie się poczuł, gdy jakiś typek zaczął go podrywać, bo z jednej strony było to bardzo mile i musiał przyznać, że mężczyzna był bardzo przystojny, a z drugiej to przecież miał dziewczynę... no właśnie. Ainsley. Na pewno nie miałaby nic przeciwko temu że Leonard był w takim miejscu, w końcu wiedziała, że jest hetero...
Wyszedł sobie z kumplami z klubu obsypany jakimś brokatem, który leciał z sufitu w klubie i nie spodziewał się, że spotka na swojej drodze własnego bratanka. Trochę się zdziwił i też nieco przeraził, bo nie chciał żeby jego rodzina myślała, że spędza czas w takich miejscach... to było głupie z jego strony ale co poradzić!
- Widzę, że chyba mocno wieje - powiedział podchodząc do bratanka i położył mi rękę na ramieniu, bo widział, że dość mocno się chłop chwieje! - Impreza Cię poniosła? Odwiozę Cię może do domu - sam był trzeźwy jak świnia i miał zająć się swoimi przyjaciółmi, ale rodzina była przecież ważniejsza!

sylvan callaway
ambitny krab
catlady#7921
zoya - inej - gin - james
próbuje przejąć — rodzinny biznes
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Prawie zginął na wodzie przez swój alkoholizm, więc teraz próbuje przejąć rodzinny biznes tylko dla siebie, ale mu nie idzie, więc pije dalej.
- Taak? - zapytał głupio, polizał swój palec wskazujący i uniósł go w górę, jakby serio próbował ocenić kierunek oraz siłę wiatru. - Ujdzie - skomentował, choć po chwili zapomniał już o czym mówił, wow.
Po raz kolejny uniósł wzrok i przyjrzał się osobie która go zaczepiła. Wyglądał tak, jakby kurczowo nad czymś myślał przez kolejną minutę. - Ej... ja Cię znam - oznajmił w końcu z rozbawieniem. Chichotał jak nastolatka, ale był tak pijany, że puściły mu wszelkie hamulce.
- Albo... albo wyglądasz bardzo podobnie do mojego... wuja - zaniósł się jeszcze głośniejszym śmiechem, którego nie potrafił opanować przez pierwsze kilkanaście sekund. Dźwignął się z trudem z ławki i oparł obie ręce na jego ramionach, obarczając go przy okazji sporą częścią swojego ciężaru, ale to chyba zrozumiałe.
- Poniosło mnie dzień... dziś, no - uśmiechnął się dumnie i dopiero teraz zdołał rozejrzeć się po okolicy. - Gdzie ja kurwa jestem - parsknął z kpiną, bo niestety niewiele miał w sobie tolerancji. Wychodził ze staroświeckiego założenia, że wszystko jest okej, ale za drzwiami mieszkania i nie należało się obnosić z tym co się lubiło. No niestety, jeszcze długa droga przed nim. - Co Ty tu robisz? - zmrużył podejrzliwie oczy, świdrując go wzrokiem. Nie był w stanie mu patrzeć prosto w oczy, więc błądził gdzieś w okolicach jego czoła, czekając na jakąś odpowiedź. Nie sądził, że mieli w rodzinie kogoś takiego i najprędzej obstawiłby Tate, ale może zbyt pochopnie wyciągał wnioski? Kiedy chodziło o Twoje najbliższe grono, to zawsze człowiek próbował sobie to tłumaczyć na wszelakie sposoby, byle tylko nie dopuścić do siebie prawdy. W tej sytuacji było podobnie.
- Tak! Tak! Ale moim autem, błagam... tylko musimy je znaleźć - rozbudził się na krótką chwilę, bo dopiero co gdybał nad lokalizacją swojego samochodu i widział w Leo idealną okazję do tego, aby uporać się z tym problemem.

Leonard Callaway
właściciel i weterynarz — animal wellness center
28 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
single ready to mingle
- Znasz mnie? A to nowość - powiedział rozbawiony stanem w jakim znalazł swojego bratanka. Śmieszne było też to, że był od niego młodszy. Taki z niego wujek. Nawet wąsa nie miał zapuszczonego. Za to niezależnie od wieku martwił się o swoją rodzinę i nie miał zamiaru zostawiać bratanka na pastwę losu. - Oj zdecydowanie Cię poniosło - rzucił śmiejąc się przy tym, bo śmiesznie było go oglądać w takim stanie. Może powinien go teraz nagrać? Miałby na niego później haka, ale oczywiście w rodzinie takie rzeczy nie są potrzebne. - W Cairns, nie mów, że nie wiesz jak sie tu znalazłeś, bo dopiero się zaniepokoję - dopiero po chwili ogarnął, że chodzi mu konkretnie o to miejsce. - Pod klubem - nie chciał się rozwodzić nad tym jaki ten klub jest. Nie potrzebował jakiejś dziwnej rozmowy na ten temat, ani dziwnych spojrzeń na rodzinnych spotkaniach. - Stoję - postanowił w taki sposób odpowiedzieć na pytanie, ale później poczuł się cholernie głupio i westchnął sobie. - Mój kolega dzisiaj występował i przyszedłem mu kibicować - wytłumaczył nie wchodząc w jakieś większe szczegóły na ten temat.
- Nie będę jechał Twoim autem... bo kto później weźmie mój? Cwaniaczku. - Nie dał się tu tak podpuścić. - Odwiozę Cię do domu, a rano podwiozę Cię żebyś mógł znaleźć samochód - teraz w sumie na jedno wyszło, ale przynajmniej czułby się wygodniej jadąc własnym samochodem. - Chodź wariacie, ale jak mi zarzygasz tapicerkę to stawiasz myjnię - powiedział wskazując na niego palcem i zmarszczył czoło, a później złapał go za ramię i nieco pociągnął w stronę swojego samochodu.

sylvan callaway
ambitny krab
catlady#7921
zoya - inej - gin - james
próbuje przejąć — rodzinny biznes
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Prawie zginął na wodzie przez swój alkoholizm, więc teraz próbuje przejąć rodzinny biznes tylko dla siebie, ale mu nie idzie, więc pije dalej.
- No rodziny bym nie poznał?! Proszę Cię - poklepał go niezdarnie po ramieniu i posłał mu krzywy uśmiech. Sprawiał wrażenie osoby, która nie do końca kontrolowała wszystkie nerwy w swojej twarzy. Pod odpowiednim kątem mógłby wyglądać wręcz upiornie. Taki był dumny, że go rozpoznał, ale najgorsze w tym wszystkim było to, że nie był pewien jak miał na imię. Coś na L... albo O? Oscar? Lowell? Lenny?
- Tak... ale ćśśś, to będzie nasz braterski sekret, co nie? - objął go ramieniem jak młodszego brata i popukał go palcem po torsie. - Myślę, że powinniśmy być braćmi, a nie... wujkiem i bratankiem - parsknął, kręcąc głową. No niedorzeczne! - Ja tak Cię traktuję, o - wyprostował się niekontrolowanie, ale szybko powrócił do wcześniejszego lekkiego przygarbienia. Był niesamowicie dumny, że powiedział mu coś takiego, nawet jeśli wcale tak nie uważał (na trzeźwo).
- Wiem, wiem... ale wypiliśmy ze znajomymi tyle, że w drodze do auta mnie zamroczyło. Masakra, mówię Ci - był tak pijany, że wszystko co mówił brzmiało albo jak kompletna prawda, albo jak totalne kłamstwa.
- Występować? - zmrużył brwi, bo nie do końca rozumiał co się z tym wiązało. Nigdy nie doszły go słuchy o czymś takim jak RuPaul's Drag Race. - Że co, że na rurze? - roześmiał się głupio i dłuższą chwilę zajęło mu uspokojenie się. Niestety jego wyobraźnia nie sięgała ponad ten pomysł.
- Ahhh, myślałem, że się nie zorientujesz - serio na to liczył, ale tym razem mu się nie udało. - Niech tak będzie - przytaknął, zamierzając współpracować z nim w wykonaniu tego planu. - Ale... mogę się przespać u Ciebie? Siara się tak pokazać na wsi - znów doprowadził siebie do salw śmiechu, ale nikt by mu tego nie wmówił, że nie był prześmieszny.
- Ja nie rzygam, spokojnie - poczochrał mu włosy i powoli ruszył z nim w losowym (dla niego) kierunku. - To co z tym Twoim kolegą? Podobało Ci się? - powrócił do tematu, bo był on jedynym który był w stanie zachować w pamięci krótkotrwałej na, o ironio, dłużej.

Leonard Callaway
ODPOWIEDZ