lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ ZADANIA
obieżyswiat Niech każde z was wstawi na instagram swojej postaci lub wyśle smsowo zdjęcie (do dowolnych osób), które mogłoby być zrobione w lokacji, w której toczycie rozgrywkę. (Zdjęcie musi wpasować się klimatem do fotografii przedstawionej w wizualizacji; jednocześnie zabrania się skorzystania ze zdjęcia, które zostało tam przedstawione).

Ilość wylosowanych kart: 3
Zebrane żółwie: 1
Karta ochrony: brak
Łączny licznik postów: 5
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
W jego przypadku działało to dość podobnie. Uważał, że lepiej podjąć ryzyko i żałować (ale nie za długo) niż zwlekać z czymś za długo i przegapić okazję, jaka mogła się nadarzyć. Przesadne analizowanie mogło prowadzić do wątpliwości, które potrafiły zjadać człowieka żywcem przez lata później, jeśli czuło się, że można było coś uczynić, a się tego nie zrobiło. Red wolał żałować podjętej decyzji i działania niż braku. Tak to przynajmniej czuł, że próbował jakoś wpłynąć na bieg wydarzeń, a nie pozostawał biernym obserwatorem w swoim własnym życiu. Między innymi dlatego właśnie tu był i przedzierał się przez gałęzie przewróconego drzewa. Nie potrafił czekać i chciał dowidzieć się czy może coś zrobić do czasu pojawienia się służb porządkowych.
Obserwował jej wędrówkę przez pomost i każdy krok, który zbliżał ją do niego sprawiał, że poziom stresu nieznacznie mi spadał. W teorii mogła w każdej chwili źle stanąć, a w rezultacie pomost się pod nią zawalić, ale jednocześnie każdy krok, który poczyniła zakończył się jak na razie sukcesem. W końcu do niego dotarła. Wyciągnął rękę i pomógł jej się wspiąć na łódź.
Bardzo dobrze — skwitował z lekkim uśmiechem. Skoro już była obok, cała i sucha, mógł się skupić na stanie, w jakim znajdowała się jego łódź. Rozejrzał się dookoła nich, ale niewiele się dało dostrzec od tej strony, wszystko zasłaniały gałęzie i liście. Przez ułamek sekundy się zastanawiał czy coś się tu nie zalęgło przez te dwa dni, ale uznał, że najwyżej się okaże jak się natkną na jakiegoś węża albo inne stworzenie. Potrafili sobie radzić z takimi sprawami. On dzięki mieszkaniu tu od lat i treningowi strażackiemu, ona dzięki licznym podróżom zabierającym ją w różne strony świata. — Tak, tu i tak nic nie zobaczymy za bardzo — zgodził się z nią i zaczął wdrapywać się na jedną z grubszych gałęzi, żeby dotrzeć do przedniej części pokładu. — Wejść i wyjść da się tylko przez okno w mojej kajucie z przodu — wyjaśnił jej, zerkając krótko w tył. Zszedł z powrotem na powierzchnię łodzi i skierował się we wskazane przez siebie miejsce. Otworzył okno w suficie. Jak na każdej łajbie, i na tej dało się je zamknąć i otworzyć zarówno od środka jak i od zewnątrz. Było to bardzo przydatne w czasie nagłych ulew albo silnych wiatrów. Wsunął się do środka i zrobił miejsce dla niej. Musiał w tym celu klęknąć i się przesunąć. Luft byl jedynym miejscem w kajucie, gdzie dało się stanąć wyprostowanym i to tylko jak był otwarty. Potem wyciągnął z kieszeni klucz i otworzył nim drzwi prowadzące z kajuty do głównego pomieszczenia. — Szlag by to trafił — przeklął na widok, który rozpościerał się się przed nimi. Wierzba zrobiła dość pokaźną dziurę w suficie i część rozwalonej budki sterniczej oraz gałęzi wpadło do środka. — Nie wyglądało to tak jak tu ostatni raz byłem — stwierdził i zacisnął szczękę. Odwrócił się i spojrzał na Salmę, jak gdyby szukał w jej twarzy odpowiedzi na dręczące go pytanie co dalej?. — Wygląda na to, że dosłownie straciłem dach nad głową — powiedział w marnej próbie żartu, który miał za zadanie zrzucenie z niego chociaż części napięcia, które odczuwał. Nie wyszło to za bardzo, ale działać i tak było trzeba. —Pomożesz mi zabrać kilka rzeczy? — zapytał. — Nic tu po nas — dodał jeszcze, wzruszając przy tym ramionami. Nic nie mogli zrobić. Poza zadzownienien do odpowiednich służb i próbą przyspieszenia ogarnięcia jego łodzi, ale to nie w tej chwili na pewno.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Przegapienie okazji, z której skorzystanie było kuszące choć ryzykowne brzmiało zdecydowanie trudniej do przełknięcia niż poradzenie sobie z ewentualną porażką lub niefortunnym biegiem wydarzeń. Niestety najwyraźniej kilka (a może tylko jedna) kategorii jej życia nie podlegało pod tę zasadę i okazywała się tchórzem, który z łatwością ignorował potencjalne, ryzykowne opcje, z których mogłaby skorzystać, aby zrobić krok dalej i dowiedzieć się, czy ta ścieżka jest ślepą uliczką, czy może jednak jest jak ją kontynuować. Momentami nieco ją to kusiło, szczególnie gdy mieli z Redem trochę czasu dla siebie i trudniej było ignorować to, jak się przy nim czuła. Ale ostatecznie jednak nie zdobywała się na odwagę, uznając dość rozsądnie (swoim zdaniem, co dodatkowo chyba pokazuje, że logika nie była jej mocną stroną), że nie ma co psuć tego, co mieli i co było przecież bardzo, bardzo przyjemne i miłe.
Gdy szła ostrożnie po uszkodzonym pomoście nie myślała za dużo o tym, że sam fakt, że tu była i naprawdę chciała go wspierać w całym tym procesie nie tylko poprzez dzielenie się z nim łóżkiem i zapewnieniem jemu i Blue dachu nad głową, mógł świadczyć o tym, że jest zaangażowana w tę relację, niż sama chciała wierzyć. Z uwagę stawiała kolejne kroki, aby dotrzeć do niego bez żadnych uszkodzeń i komplikacji.
Była zdecydowanie drobniejsza niż on, więc przedzieranie się przez gałęzie przewróconego drzewa chyba było dla niej prostsze — mogła przecisnąć się między konarami, bez konieczności wdrapywania się na leżące, okazałe drzewo. Poczekała, aż on dostał się do środka, aby również to uczynić chwilę później i poczekać, aż przejdą dalej. Wstrzymała na chwilę oddech gdy otwierał drzwi, bojąc się trochę tego, co zobaczy. I niestety, jej obawy okazały się całkiem uzasadnione, bo wnętrze nie prezentowało się dobrze. Połamane gałęzie, jakieś pojedyncze liście i uszkodzone deski leżały niedbale porozrzucane dookoła, między jego rzeczami, których nie zabrał ze sobą, bo nie był one tymi pierwszej potrzeby.
Przykro mi, nie wygląda to wszystko dobrze — niewiele to dawało, ale było to pierwsze, co jej przyszło do głowy, gdy na to spojrzała. Przeczesała ręką swoje krótkie włosy, zbierając myśli. — Ale dopóki nie zabiorą tego drzewa nie jesteśmy w stanie do końca określić, co da się zrobić — dodała spokojnie, odwracając się w jego stronę. Nie było to jakieś super pocieszenie, ale zawsze coś. Może gdy uprzątnie się bałagan, będzie to wyglądać lepiej. Trochę naiwne, ale przecież nie można załamywać się na etapie, gdy nie ma wszystkich informacji i nie zna się wszystkich opcji, prawda? Prawda.
Och, myślałam że chciałeś po prostu świetlik, żeby zaprosić mnie na wspólne oglądanie gwiazd — uniosła lekko brwi na jego żart, ciągnąc go odrobinę dalej i uśmiechając się do niego bardzo delikatnie, zanim podeszła do niego, aby pogłaskać go po policzku czule, bo niewiele więcej mogła aktualnie zrobić, aby go wesprzeć. — Tak, jasne. Co chcesz zabrać? — zapytała, rozglądając się. — Jak zabiorą wierzbę, to możemy wrócić po resztę i pomyślimy, jakie są możliwości, okej? — tak wydawało jej się najsensowniej, bo przecież i tak żeby zacząć remont będzie musiał zabrać wszystko. O ile będzie możliwe, żeby doprowadzić tę łódź do stanu używalności jeszcze, ale o tym nie myślała teraz.

aldred reddington
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ ZADANIA
żywioły Niech jedno z was uda się do tematu "rzut kością" i wykona losowanie 1d40. W zależności od wyniku:
1-10 = woda
11 - 20 = ogień
21 - 30 = powietrze
31 - 40 = ziemia
napiszcie (oboje) w jednym poście w dowolny sposób o wylosowanym żywiole - możecie wspomnieć o nim dosłownie, metaforycznie, poetycko, żartobliwie - jak tylko chcecie! Słowo/odniesienie należy podkreślić.

Ilość wylosowanych kart: 4
Zebrane żółwie: 1
Karta ochrony: brak
Łączny licznik postów: 7
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Wymówek by nie czynić żadnych dalszych kroków i zostawić sytuację między nimi taką, jaka była, urodziło się w głowie Reda bardzo dużo i wszystkie brzmiały nadzwyczaj sensownie. Czasem dopiero po tym jak powtórzył je sam sobie kilka razy, ale teraz już miał cały arsenał, z którego mógł korzystać ilekroć zaczynał nabierać wątpliwości. Było to całkowicie sprzeczne z jego zwyczajowym postępowaniem i pozostawało najzwyczajniejszą w świecie hipokryzją, ale najwyraźniej miłość (ups, kto to powiedział) rządziła się innymi prawami. Zdążył się już w tej kwestii kilka razy przejechać, w tym z Salmą, choć wówczas była to jego wina, bo wykazał się wtedy takim samym tchórzostwem jak obecnie. Jednak ilość uczuciowych porażek, które zaliczył na przestrzeni swojego niekrótkiego już życia dokładała tylko swoją porcję do sterty obaw, które nosił na swoich barkach niczym Atlas Ziemię.
Mógł się pocieszać, że przynajmniej Pearl nie zaczęła nabierać wody przez jakąś dziurę w bocznej ścianie albo wybite przez gałąź okno, ale w tej chwili stanowiło to marny plus. Patrzył na ten bajzel, próbując wyłapać czy czegoś nie dostrzegł za pierwszym razem. Przynajmniej tyle, że żadnych dodatkowych zniszczeń nie odkrył. Podrapał się po brodzie, zastanawiając się jak zabrać się za zbieranie rzeczy, które chciał uratować.
To prawda — zgodził się z nią, bo mogło się okazać, że będzie to wyglądać jeszcze gorzej po usunięciu drzewa. Albo ekipa sprzątająca dołoży swoje trzy grosze do zniszczeń. To też było całkiem prawdopodobne. Trudno było wyciągnąć całą wierzbę bez naruszania konstrukcji pod spodem. Nie planował się jeszcze załamywać i padać na kolana na ziemię, wyrywając sobie włosy z głowy. Zaśmiał się krótko na jej słowa i odwrócił głowę w jej stronę. — Jak chcesz oglądać razem gwiazdy to możemy to inaczej załatwić — zapewnił ją, doceniając tę próbę rozładowania napięcia. Przymknął oczy, kiedy go głaskała. Było to przyjemne i odprężające, jak i samo jej towarzystwo. — Na pewno gdzieś tu jest ulubiona przytulanka Blue. To za nią płacze od czasu do czasu — zaczął wymieniać rzeczy, które przychodziły mu do głowy. Najwyraźniej pierwsze było najbardziej priorytetowe. — To taki niebiesko-różowy żółw — wyjaśnił jeszcze, czego szukają. Wyszedł z kajuty do głównej części dolnego pokładu, odgarniając po drodze kilka gałęzi. — Tak — przytaknął. Jej plan miał bardzo dużo sensu, jak zwykle zresztą. Też wolał na razie nie wybiegać myślami dalej niż do momentu zabrania drzewa. Nie chciał myśleć o tym czy uda mu się naprawić Pearl, czy też będzie musiał się pożegnać ze swoim domem. Dotarł do schowka pod siedzeniem, w którym trzymał torby na zakupy. Wyciągnął cztery, chociaż obstawiał, że nie będą potrzebować więcej niż dwóch. — Ja znajdę resztę karmy Blue — zapowiedział. Rzucił jej jedną z toreb. — Weźmiesz mi proszę trochę ubrań? — zapytał.

salma l. hemmings
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ AKCJI
ochrona Ta karta jednorazowo uchroni wasze żółwie przed możliwą stratą lub kradzieżą.

Ilość wylosowanych kart: 5
Zebrane żółwie: 1
Karta ochrony: aktywna
Łączny licznik postów: 8
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Jak na ironię, gdy zachciało bawić im się w wyjątki w swoim podejściu, wybrali dokładnie ten sam aspekt swojego życia, utrudniając sobie sprawę zupełnie niepotrzebnie. Chociaż prawda była taka, że ich relacja w takim kształcie, jak teraz, zupełnie jej odpowiadała. Więc może nie było to wszystko wcale głupim pomysłem i nie było sensu sprawdzać, czy zatrzęsie się ziemia, gdy jednak zdecyduje się na wyznanie mu swoich uczuć, czy może jednak prędzej ona zapadnie się pod ziemię ze wstydu i zażenowania, że zamiast siedzieć cicho, wyrwała się niepotrzebnie, psując to, co mieli i co do tej pory naprawdę było miłe i przyjemne. Oczywiście w tych wszystkich swoich rozmyślaniach bardzo wygodnie pomijała fakt, że nawet bez wielkich wyzwań ich związek przechodził sporo zmian, zacieśniając się dość mocno i zmieniając stopniowo swoją naturę. Przeciwko czemu żadne z nich się nie broniło niby, jednocześnie bardzo skutecznie ignorując to wszystko i starając się zachowywać względem siebie, jakby nic takiego się nie działo. No trochę jak dzieci, ale cóż. Każde z nich miało swoje doświadczenia w zakresie miłości i żadne nie doczekało do tej pory szczęśliwego rozwinięcia, nie mówiąc już o happy endzie. To potrafiło namieszać najwyraźniej nawet w przypadku takich ludzi, jak oni — którzy teoretycznie na co dzień nie bali się ryzykować w żadnej kwestii. Z drobnymi wyjątkami, które miały pewnie potwierdzać regułę.
Hmm… Przemyślę sprawę, lista rzeczy, które chętnie z Tobą porobię jest długa, muszę się zastanowić, czy znajdę tam miejsce na to — stwierdziła całkiem lekko, chociaż zgodnie z prawdą. Przynajmniej częściowo, bo tak naprawdę nie miała żadnej listy, pewne rzeczy po prostu same przychodziły do głowy. A inne — tak jak ich dzisiejsza wyprawa — same wymuszały swoją obecność w ich życiu i trzeba było się z nimi uporać. To znaczy, ona niby nie musiała, ale chciała tu być i nie żałowała tego ani trochę, że się na to zdecydowała. Nawet jeśli było to wszystko dość trudne i po prostu przykre. Rozpacz nie była jednak wskazana, bo nie będzie z niej żadnego pożytku, a przecież rzeczywiście nadal były drobne iskierki nadziei, których można było się trzymać tak długo, jak nie byli w stanie określić jednoznacznie tego, jak duże są zniszczenia i co da się z nimi zrobić.
Okej, będę rozglądać się za niebiesko-różowym żółwiem — było to ważne, więc będzie miała tę kwestię na uwadze. Na razie nie udało się jej o zlokalizować, ale na pewno go znajdą. Jak wiadomo, nowy nie będzie odpowiednim zastępstwem. — Jasne, już się robi — złapała rzuconą w jej kierunku torbę, aby dowiedzieć się też przy okazji, gdzie i czego ma szukać wśród jego ubrań i zabrać się za tę czynność, bez odwlekania tego w czasie. — Znalazłam żółwia — oznajmiła mu gdzieś w między czasie, bo rzeczywiście maskotka rzuciła się w jej oczy. — Bardzo pięknie zaszyte zacerowane uszkodzenia — przyznała z uznaniem, bo cóż. Zabawka psa bez dziur i rozdarć, to nie zabawka psa. — Coś jeszcze zabieramy? — zapytała, odkładając torbę z jego ubraniami i przechodząc do głównej części, od której oddzielały ją gałęzie.

aldred reddington
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ ZADANIA
żywioły Niech jedno z was uda się do tematu "rzut kością" i wykona losowanie 1d40. W zależności od wyniku:
1-10 = woda
11 - 20 = ogień
21 - 30 = powietrze
31 - 40 = ziemia
napiszcie (oboje) w jednym poście w dowolny sposób o wylosowanym żywiole - możecie wspomnieć o nim dosłownie, metaforycznie, poetycko, żartobliwie - jak tylko chcecie! Słowo/odniesienie należy podkreślić.

Ilość wylosowanych kart: 6
Zebrane żółwie: 1
Karta ochrony: aktywna
Łączny licznik postów: 9
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Prawda, nie kroczyli świadomie po wytyczonej w ziemi ścieżce, ale i tak szli do przodu, oboje z pozoru w tym samym kierunku. W ciągu ostatnich kilku dni zrobili wielki przeskok, skoro mieszkali w tym samym domu, spali w tym samym łóżku i generalnie spędzali razem dużo więcej czasu niż wcześniej. Nie było to oczywiście wyryte w kamieniu, miało być tylko tymczasowe, dopóki Pearl nie będzie się nadawała znowu do zamieszkania. Albo Aldred nie znajdzie innego lokum dla siebie, jeśli któreś z nich uzna, że wspólne mieszkanie już nie jest dla nich. Bo z tego, co właśnie oglądali, czekało ich raczej kilka tygodni niż kilka dni do czasu aż łódź zostanie naprawiona. Wiele mogło się w tym czasie wydarzyć. Na razie jednak Red nie wybiegał myślami w przyszłość, bo w teraźniejszości mieli ręce pełne roboty.
Może uda nam się wcisnąć, czasu mamy dużo — zauważył. Oboje mieszkali w Lorne, chwilowo nawet pod jednym dachem, żadne się nigdzie nie wybierało (według jego wiedzy), więc byli w stanie całkiem dużo wspólnych aktywności wspólnie doświadczyć. Na jego liście życzeń nie znajdowało się przedzieranie się przez gałęzie na dolnym pokładzie Pearl, ale trzeba było sobie z tym poradzić, skoro już się w takim miejscu znaleźli. On z przymusu, ona z własnej woli. — Doceniam, że tu jesteś — powiedział jej kolejny raz. Skoro już naszło go takie przemyślenie, postanowił się nim podzielić z Salmą. Świadomość, że jej zależało na nim wystarczająco by to wszystko znosić bez słowa narzekania i go wspierać była nie dość, że naprawdę miła i budująca, to jeszcze nieco go przerażała, ale spychał to na bok (jak na Reddingtona przystało), razem z całą resztą spraw, z którymi nie był gotów się uporać. Na przykład wizją utraty tej łodzi jako domu. Jednak i pod tym względem miała rację – nie było jeszcze co rozpaczać. Nic nie zostało powiedziane definitywnie, więc wciąż mógł myśleć, że był w stanie odratować kuter i mieściło się to w jego niezbyt pokaźnym budżecie.
Wspaniale — stwierdził z wyraźną ulgą. Wiadome było, że tylko on mógł załatać dziurę ziejącą w sercu Blue, która musiała się przyzwyczajać do nowego lokum, więc wszystko, co było znajome i lubiane stanowiło idealne wsparcie. — Dzięki. Muszę zakładać okulary, żeby go zszywać. Powinienem je też znaleźć — przypomniała mu. Miał już kupę lat na karku, więc i wady wzroku się doczekał. Znalazł też skrzynkę z wyjątkowo istotną zawartością, o której zapomniał poprzednim razem. Schował ją do torby i dopchnął jeszcze kilka drobiazgów oraz papierów, które lepiej bylo ze sobą mieć. Szczególnie w przypadku gdyby coś poszło jeszcze bardziej nie tak i Pearl zatonęła albo została mocniej uszkodzona podczas usuwania drzewa. — Nie, bez wszystkiego innego jestem w stanie żyć — uznał. Jeszcze tylko kosmetyczkę chciał uzupełnić, ale on był bliżej łazienki, więc skierował się tam, żeby wrzucić kilka rzeczy do trzymanej przez siebie torby. — Możesz już wychodzić, zaraz do Ciebie dołączę — rzucił i zerknął na nią, choć częściowo przesłaniały ją gałęzie.

salma l. hemmings
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ ZADANIA
żywioły Niech jedno z was uda się do tematu "rzut kością" i wykona losowanie 1d40. W zależności od wyniku:
1-10 = woda
11 - 20 = ogień
21 - 30 = powietrze
31 - 40 = ziemia
napiszcie (oboje) w jednym poście w dowolny sposób o wylosowanym żywiole - możecie wspomnieć o nim dosłownie, metaforycznie, poetycko, żartobliwie - jak tylko chcecie! Słowo/odniesienie należy podkreślić.

Ilość wylosowanych kart: 7
Zebrane żółwie: 1 + 1 = 2 (za 10 napisanych postów)
Karta ochrony: aktywna
Łączny licznik postów: 10
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Działo się dużo niespodziewanych zupełnie rzeczy, to fakt. Gdzieś w tym wszystkim kilkukrotnie w jej głowie pojawiły się wnioski, że mogła nic nie mówić i ignorować swoje uczucia, ale gdy przychodziło co do czego, to gesty i zachowanie mówiły zdecydowanie więcej. I trochę ją to przerażało, bo przecież nie chciała się sprzedać z tym wszystkim, skoro nadal do końca nie przyznawała się do tego przed samą sobą. Co było nieco żenujące, biorąc pod uwagę fakt, że przecież nie miała w zwyczaju uciekać przed niczym, tylko stawiała temu czoła. Zazwyczaj. Bo przed tym, co czuła do Reda już raz właściwie uciekła, nawet jeśli oszukiwała samą siebie, że nie. Bo przecież skoro taki był plan od samego początku, to nie liczyło się jako ucieczka, logiczne. W aktualnej sytuacji jednak ucieczka nie do końca wchodziła w grę, bo w Lorne trzymało ją sporo rzeczy. No i tym razem byłaby to prawdziwa ucieczka, bo przecież planem było zostać i poukładać sobie w końcu życie w jednym miejscu, zamiast krążyć po świecie przez kolejne lata. A w tym, co działo się u niego teraz… Cóż, jakkolwiek by nie cykała się tego, że może za łatwo się zdradzić z czymś, czego nie chciała mu mówić, to i tak nie potrafiła tego olać i nie być przy nim w takich momentach. Chęć zaangażowania najwyraźniej była sporo silniejsza od strachu, co powinno dać jej dodatkowo do myślenia.
To prawda, zobaczymy — przytaknęła mu, czując przez chwilę przyjemne ciepło gdzieś w środku, które pojawiało się dość często, gdy myślała o nim i o tym, że rzeczywiście: mają czas. I tym razem nie musieli upychać wszystkich rzeczy, które chcieli razem porobić i sprawdzić w kilka miesięcy, bo ta relacja miała jasno wyznaczony deadline. Teraz o tym, czy i kiedy się to skończy decydowali tylko oni, a nie jakieś poczynione wcześniej plany, których należało się trzymać. Przyjemna sprawa.
Powiedziałabym, że polecam się na przyszłość, ale jednak wolałabym, żeby nie było już takich nieprzyjemnych atrakcji — zdecydowanie nie życzyła mu już takich komplikacji w życiu. Zasługiwał na trochę spokoj/ I na to, żeby z każdym kolejnym krokiem nie okazywało się, że ziemia osuwa mu się coraz bardziej spod stóp, zaskakując czymś nieprzyjemnym.
Ach, niektórzy superbohaterzy zakładają pelerynę, inni okulary — było to nieco żartobliwe stwierdzenie, ale przecież było w tym sporo prawdy. I było to też odrobinę rozczulające, może nawet bardziej niż odrobinę.
Okej, w takim razie poczekam na Ciebie na górze — uśmiechnęła się do niego jeszcze lekko, a potem wzięła rzeczy, które spakowała i odwróciła się, aby wyjść tą samą drogą, którą tutaj weszli. Zmarszczyła lekko brwi, mając wrażenie, że łódź rusza się odrobinę inaczej, niż powinna, ale zignorowała to uznając, że jej się wydawało. Być może było to głupie i być może, gdyby tego nie zrobiła, to udałoby się jej uniknąć tego, co nastąpiło chwilę później. — Kurwa mać — zaklęła bardzo brzydko i odrobinę zbyt głośno, nie do końca planując to, ale miała ku temu dość sensowne powody, skoro chyba ich obecność na łodzi nie była najkorzystniejsza. Ruchy łodzi przez to był co prawda naprawdę delikatne, ale najwyraźniej wystarczające, aby cała konstrukcja zanurzyła się w wodzie odrobinę bardziej, przez co drzewo zmieniło odrobinę pozycję, przygniatając jednym z konarów jej dłoń. Nie na tyle, aby nie mogła jej wyciągnąć, ale na tyle, żeby porządnie zabolało. — Żyję, jak coś, wszystko okej — zapewniła go od razu, żeby się nie stresował, troszeczkę kłamiąc, ale nie umierała. Zastanawiała się za to, czy aby na pewno powinna próbować ruszać palcami, skoro bolało to jeszcze bardziej.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Wtedy mieli termin ważności podany jasno od samego początku i to, że oboje wpadli głębiej niż zamierzali początkowo, ale się nie przyznali przed drugą stroną, wydawało się wówczas właściwe. W końcu ona podróżowała, a on miał swoje życie w Lorne Bay i rzucanie jednego lub drugiego by podążać wspólną ścieżką mogło być wyrzeczeniem, które by ich przerosło, a potem doprowadziło do rozpadu i tak. Kolejna wymówka, ale Red, widząc ile ona przeżyła i doświadczyła w czasie swoich podróży, uważał, że dobrze postąpił. Teraz jednak mieli szansę i oboje podchodzili do niej z wielką ostrożnością, ale jedynie w głowie, kiedy umniejszali swoim uczuciom i kryli się z nimi, ale nie tak naprawdę. Red czuł, że ze strony Salmy to też nie jest to jedynie sympatia i chęć widzenia się czasem bez ubrań, tylko coś więcej. Ale ignorował to równie chętnie jak inne oznaki, że było to poważniejsze niż się przed sobą przyznawał. I czasem nawet zdawał sobie sprawę z tego jakie to było głupie.
Tak, możemy się bez nich obejść — zgodził się z nią. Oboje zasługiwali na to by móc oddychać pełną piersią, a nie dusić się pod ciężarem przytłaczających ich problemów. Mogli sobie wymyślić znacznie ciekawsze zajęcia, w tym takie do wykonywania wspólnie. Oglądanie gwiazd było jedną z możliwości.
Schlebiasz mi — zaśmiał się, spoglądając na nią z wesołą miną. Może dla takiej Blue był superbohaterem, który naprawiał jej ulubione zabawki. W tym celu musiał jednak odgrzebać swoje okulary i zaczął ich poszukiwania, w czasie kiedy Salma się zbierała, żeby wyjść na zewnątrz. Patrzył za nią chwilę jak odchodzi, ale uznał, że lepiej, żeby szukał niż się na nią gapił. To mógł zrobić jak stąd wyjdą. Pozostawanie tu dłużej niż było to konieczne stanowiło niepotrzebne ryzyko, na które wolał nie narażać jej ani siebie. Nie słyszał przepływającej gdzieś na rzece motorówki, ale kołysanie, w jakie została wprawiona Pearl było aż nadto znajome. I bardzo niebezpieczne w tej sytuacji. Liczył jednak na kolejny łut szczęścia dla nich. Niestety, zobaczył, że gałęzie się trochę przesuwają, a chwilę później usłyszał przekleństwo kobiety. — Sal, co się stało? — zapytał, ruszając powoli i ostrożnie w stronę, nie chcąc wywołać kolejnego bardziej gwałtownego ruchu łodzi. Nie uwierzył w jej zapewnienia. Odsunął gałęzie, które go od niej oddzielały i zobaczył, że uważnie obserwuje swoją dłoń, która była czerwona i lekko zadrapania. — Co się stało? — powtórzył z troską w głosie. — Drzewo Ci ją przygniotło? — próbował zgadnąć. Istniała szansa, że po prostu walnęła nią w coś, ale podejrzewał, że jednak wierzba miała w tym swój udział. — Bardzo boli? Możesz ruszać palcami? — zadał kolejne pytania. Zerknął do tyłu, zastanawiając się czy uda mu się dostać do apteczki na wypadek jakby jej potrzebowali.

salma l. hemmings
ODPOWIEDZ