koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
005.

Ell lubiła przyglądać się ludziom. Nie próbowała ich oceniać, jednakże z przyjemnością odnajdywała w ich zachowaniu swego rodzaju szablony. Zdarzało się, że wpadłszy w rutynę, nie dało się z niej wydostać. Ell miała teorię odnoszącą się do instynktu – ludzie masowo o nim zapominali, zamiast nim kierując się utartymi schematami sztucznie wykreowanymi przez społeczeństwo. To było smutne i nie wróżyło niczego dobrego. Przeciwnie, podejrzewała, że z pokolenia na pokolenie młodzi ludzie będą podejmować coraz mniej spontanicznych decyzji. Zamiast słuchać serca, będą słuchali „dobrych rad” starszych od siebie i bardziej doświadczonych. Będą zdobywać pieniądze i budować karierę, zamiast kolekcjonować nietypowe przeżycia i burzliwe emocje. Ona była inna. Nie zależało jej na dobrobycie tudzież drogich przedmiotach. Ona chciała żyć; oddychać pełną piersią, cieszyć się każdym wschodem słońca i napawać pięknem natury. Uwielbiała się bawić – szumnie – oraz odkrywać nowe miejsca. Dlatego, gdy padła propozycja odwiedzenia lokalu, w którym wcześniej nie miała okazji wypróbować swoich sił w starciu z barmanem, ochoczo się zgodziła. Mimo że na koncie bankowym miała tylko kilkadziesiąt dolarów i prawdopodobnie będzie musiała wysępić kilka drinków na ładne oczy. Kto, jak kto, ale Ell potrafiła naprawdę wiele zyskać dzięki swoim sarnim oczom w kolorze ciemnej czekolady.
Przed północą, gdy część mniej wytrwałych gości lokalu zdążyła uciec (przeważnie z powodu wypicia zbyt dużej ilości alkoholu), Ell bawiła się w najlepsze, głośno śmiejąc się z żartów opowiadanych przez mężczyznę, który – jak twierdził – niedawno wrócił z podróży po Europie, czym zaskarbił sobie jej uwagę. Zasłuchana w opowieści, popijając kolorowego drinka na bazie ginu, w pierwszym momencie nie zwróciła uwagi na zmianę muzyki lecącej w barze. Dopiero po chwili, gdy większość gości przyciszyła głosy, usłyszała piosenkę. Zwróciła wzrok w kierunku sceny i zamrugała kilkukrotnie, jakby nie mogła uwierzyć własnym oczom. Znała tę kobietę; może niezbyt dobrze, ale naprawdę ją znała. Choć w zupełnie innym wydaniu. Ubraną w obcisłą garsonkę i z włosami spryskanymi lakierem, by ułożona fryzura mogła utrzymać się przez cały dzień w idealnej formie. Śpiewając, była kimś innym. Bardziej otwartym i przejrzystym. Gdy skończyła, Ell nie dołączyła się do braw, zamiast tego przecisnęła się między stolikami (zapominając choćby podziękować mężczyźnie za towarzystwo, którego dotrzymywał jej przez większość wieczora) i dopchnęła pod scenę.
— A mówili mi, że nie potrafisz połączyć się z duchami przodków! — zagadnęła, doczekawszy się, aż kobieta zejdzie ze sceny i wmiesza się w tłum. — To było pierwszorzędne. Zesłano na ciebie wielki talent, dobrze, że go nie marnujesz, choć szkoda, że nie chcesz dzielić się nim ze wszystkimi. Starszyzna patrzyłaby na ciebie przychylniej, wiedząc, że masz duszę — dodała, nawet nie zastanawiając się nad tym, czy jej słowa bardziej przypominały komplement, czy może jednak obelgę. — Mogę postawić ci piwo? — zaproponowała odruchowo.

Janelle Reddick
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
outfit (i te loczki - wiadomo)

Do grywania w barze przekonała się sama. Zrobiła to częściowo na siłę a trochę przez tęsknotę za dawnymi czasami. Sama nie wiedziała, w którym momencie zatraciła siebie. Kiedy ze śpiewającej na plaży dziewczyny otwartej na wszystko stała się zamkniętą w czarnej społeczności sztywną prawniczką. Było to płynne przejście. Żadnego – ciach – i teraz płacz. Powoli i systematycznie stawała się tą osobą, którą mimo wszystko lubiła. Kochała siebie, lecz ktoś jej powiedział, że powinna nieco odpuścić. Zatrzymać się i zastanowić, czy rzeczywiście chciała dalej w to brnąć. Czy całkowite zamknięcie się w określonych niedawno ramach będzie jej na rękę?
Po zadaniu sobie tego pytania postanowiła wyjechać z Cairns, a później zaczęła śpiewać w barze. Nieregularnie, nie zawsze długo i nie tylko covery, ale to robiła. Przypominała sobie, jak to jest trzymać gitarę w rękach i po prostu oddać się muzyce. Charakteru jednak nie zmieni tak szybko, więc kiedy nagle spod sceny usłyszała wołanie, zmarszczyła brwi i zacisnęła wargi z początku niepewna z kim miała do czynienia. Nie skojarzyła kobiety. Na dodatek ta wspominała o duchach przodków, o których za dzieciaka Reddick opowiadała z pasją a teraz uważała za „bzdety”.
- Reddick, schodź! – Jęknął chłopak, który czekał na swoją kolej. Mieli dzisiaj krótkie sesje na scenie. Każdy przedstawiał nowy materiał, żeby wiedzieć, czy warto grać coś podobnego czy jednak pójść w innym kierunku (i kogo bardziej polubi widownia).
Odstawiła gitarę na stojak z tyłu. Zgarnie ją potem, jak tylko uraczy się darmowym drinkiem z baru, do którego jednak nie miała łatwego dostępu.
Kobieta, która wcześniej do niej wołała nagle pojawiła się tuż obok i zaczęła nawijać.
- Dziękuję? – odpowiedziała niepewnie, ale teraz nie słowa nieznajomej zaprzątały głowę Janelle, a jej wygląd, który próbowała odnaleźć w pamięci. Nim zdołała to zrobić padła propozycja o piwie i przez chwilę była pewna, że ma do czynienia z psychofanką. Nigdy nie chciała takiej mieć, ale na propozycję wspólnego napicia się rzadko kiedy nie odmawiała. Po zlustrowaniu kobiety od góry do dołu uznała nawet, że odmówić „nie wypada”. – A czy mogą być drinki, które mam tu za darmo? – zaproponowała w zamian kupując sobie trochę czasu w drodze do baru i w trakcie zamawiania alkoholu na to, żeby odgadnąć kimże była nieznajoma.
Dopiero gdy barman postawił przed nimi wybrane trunki, Janelle olśniło.
- Jesteś tą kobietą, która się nabijała, kiedy mieszkańcy Tingaree obrzucili mnie śmieciami – stwierdziła dosłownie celując w tamtą palcem, jednak na twarzy Janelle brakowało złości albo pretensji. – Ciągle się ze mnie śmiejesz. – Konkretniej z tego, jak społeczność Aborygeńska wyganiała prawniczkę ze swoich terenów. – Teraz nie wiem, czy tekst z posiadaniem duszy był miły czy jednak szyderczy. – Wbiła w tamtą pełne zastanowienia spojrzenie i upiła łyk zamówionej margarity. Lubiła jej goryczkę, ale tylko na raz. Później musiała wziąć coś bez dodatku cukru, którego było pełno na krawędziach kieliszka. – Ale mówią, że prawnik bez duszy to najlepszy prawnik. – Posłała kobiecie uśmiech i mimo wszystko postanowiła dać szansę tej rozmowie. – Jestem Janelle. – Przedstawiła się, chociaż Ell zapewne poznała jej imię od mieszkańców osiedla.
Odczekała chwilę i kiedy kobieta odwzajemniła się tym samym zamiast podać rękę, uściskać lub cokolwiek innego, uniosła kieliszek i delikatnie uderzyła nim o szkło towarzyszki. Toast przywitajka.

ell c. donoghue
sumienny żółwik
Sekani
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Nie istniała osoba mogąca wybrać swoją przeszłość. Rodząc się, każdy posiadał historię wyznaczoną przez rodziców oraz dalszych przodków. Ell z respektem traktowała rodowód, z jakim przyszła na świat. Mimo że w wielu aspektach nie zgadzała się z aborygeńskimi przekonaniami, wychowanie sprawiało, że miała ogromny szacunek do kultury oraz wierzeń, którymi kierowali się jej rodzice. Wprawdzie mając zaledwie osiemnaście lat, wyruszyła poznawać świat na własną rękę, tym samym odsuwając się od swojej społeczności, ale to nie sprawiło, że zapomniała. Z pewnością nabrała dystansu oraz nauczyła się inaczej podchodzić do niektórych kwestii, jednak wciąż pozostawała aborygenką, która nie wstydziła się swojego pochodzenia. Przeciwnie, uważała je za wyjątkowe. Trudne, często niezrozumiałe, ale wciąż wyjątkowe.
— „Za darmo” to mój ulubiony rodzaj alkoholu — przyznała z nieniknącym uśmieszkiem. Ze względu na późną godzinę przy barze nie kręciło się już wiele osób. Ell nie dostrzegła również mężczyzny, z którym wcześniej rozmawiała, co przyjęła z ulgą. Szczególnie że nie musiała się już martwić o pieniądze na alkohol. Wybrała sobie drinka, a gdy barman postawił go przed nią, zamieszała w nim słomką, by kolorowe warstwy się połączyły. — Tak, to ja — odparła, nie widząc niczego złego w postępowaniu, o którym wspomniała kobieta. — Nie żyw urazy, to po prostu było zabawne. Dawno nikt ich tak nie wkurzył, więc w pewnym sensie możesz być z siebie dumna — zauważyła, choć istniało spore prawdopodobieństwo, że prawniczka nie uzna tego za powód do chełpienia się przed kolegami z branży. — Na pocieszenie powiem tylko, że najmłodszy dzieciak Namatijrów musiał to później posprzątać. Ponoć ktoś ze starszyzny przyłapał go na męczeniu zwierzęcia i taką wyznaczył mu za to karę — dodała, bezradnie wzruszając ramionami, jakby opowiadała o wczorajszej pogodzie, a nie o doświadczeniach, które mogły być przykre dla rozmówczyni. Ell traktowała to jako wydarzenie przełamujące schemat. W rezerwacie rzadko dochodziło do podobnych zdarzeń, dlatego wywoływały wśród mieszkańców sensację, o której rozmawiali tygodniami.
— To zdecydowanie był komplement. Jak mogłaś nie zauważyć? Czyżbym wyszła z wprawy? — zastanawiała się głośno, jedynie udając przejęcie. Nachyliła się na wysoką szklanką i pociągnęła kilka łyków przez słomkę w kolorze słonecznej żółci. — Ell — przedstawiła się, jak zwykle używając zdrobnienia. Nie przepadała za pełną wersją swojego imienia, więc rzadko go używała. Uniosła szkło w geście toastu i ponownie się z niego napiła.
— Ludzie bez duszy to w zasadzie nie są ludzie — napomknęła, ale zaraz machnęła ręką, nie zamierzając się nad tym rozwodzić. Inne rzeczy ciekawiły ją znacznie bardziej. — Nie chce mi się wierzyć. Jak to właściwie się stało, że ty to ty — zagadnęła, mając na myśli przemianę z korporacyjnej prawniczki w artystkę, którą niewątpliwie była. — Masz dwie twarze. Tę lubię bardziej — dodała, uśmiechając się zaczepnie znad swojego drinka.

Janelle Reddick
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
Przegapiłam posta. Bardzo Cię przepraszam. :( Poprawię się. Promise.

- Wcale nie jestem – wtrąciła markotnie na temat dumy. Wcale nie zamierzała wkurzać aborygeńskich rodzin ani tym bardziej być ich rozrywką lub celem do rzucania śmieci. To nic przyjemnego zwłaszcza, że przyszła tam w dobrej wierze a została potraktowana jak obca kurwa, która chciała ich okraść albo spalić domy.
Rzuciła kobiecie krótkie spojrzenie. Widać było, że starała się obrócić całą sytuację w żart. Pokazać ja przez różowe okulary, ale to nie przekonywało Reddick, nawet po serii piosenek, które ją uspokoiły i wyzwoliły. To pomogło pokazać jej, jak beznadziejnie się czuła, przez sytuację w Tingaree. Jako prawniczka nie przyznałaby się do tego, ale teraz, kiedy otworzyła się na scenie mogła mówić o swojej porażce. Niechętnie, ale to robiła nie mogąc jednak dostrzec w ów sytuacji niczego pozytywnego, co nowej towarzyszce szło naprawdę dobrze. Janelle zastanawiała się, czy robiła to bo się napiła, czy po prostu już taka była. Żywa, zadowolona i wszędzie widziała pozytywny; przynajmniej tak Reddick mogłaby teraz o niej powiedzieć, a przecież znały się zaledwie od paru minut.
- To nic osobistego. Po prostu nie jestem ufna wobec obcych. – Dlatego podejrzewała ich prawie o najgorsze. W pracy z góry musiała uznawać, że ludzie kłamali i zawsze wychodziła na tym dobrze. W życiu nie do końca, co niestety ciężko było rozgraniczyć.
- Wiem, tylko diablice, smoczyce, demony, suki.. – zaczęła wymieniać kim była, jeśli nie człowiekiem. – Tak przynajmniej twierdzą ci, którym zalazła za skórę, ale to podli parszywcy, więc nie wierzyłabym im. – Puściła do kobiety oczko na znak, że nieco sobie żartowała. Miała dystans co do złych określeń na swój temat. Nie przejmowała się nimi i nie bała się też określać swoich przeciwników różnymi epitetami.
Ostatnie słowa kobiety przyjęła w ciszy i chwilę w niej trwała (nie licząc barowego szumu dookoła) upijając trzy duże łyki drinka kupując sobie czas. Rozważała wiele opcji możliwej odpowiedzi. Mogłaby być ostrożna niczym prawniczka lub szczera, jak kobieta śpiewająca na scenie. Z pewnością nią była. Po prostu o niej zapomniała.
- Życie mnie do tego zmusiło. – Wiele sytuacji, decyzji i otoczenie. Wszystko miało wpływ na to, jaka teraz była. – Kiedyś uwielbiałam śpiewać. Robiłam to codziennie jeszcze zanim ojciec nauczył mnie grać na saksofonie. Później musiałam skupić się na studiach. To było ważniejsze niż moja fantazje i w którymś momencie, chyba na stażu, zaprzestałam tego całkowicie, aż poznałam kogoś, komu chciałam śpiewa. Robiłam to tylko dla niej za co jestem wdzięczna, bo przypominała mi, kim byłam wcześniej, aż zerwałyśmy i.. nie było już komu śpiewać. – Znów więc przestała rzucając to na dobre. Przy okazji, przez rozstanie, zgorzkniała. Oddała się pracy, byciu suką i nienawidzeniu białych ludzi jeszcze bardziej niż wcześniej, aż zorientowała się, że przesadziła. Gdyby nie to, dalej żyłaby w Cairns niszcząc ludzi w sądzie i kompletnie zapominając o tym, że miała duszę. – Za to ty wydajesz się szczera sama ze sobą. Nie znam się na tym, ale chyba mogę powiedzieć, że twoja energia jest czysta. Taka żywa, szczera i kolorowa. To fascynujące i nieco przytłaczające. – Energia kobiety nieco ją krępowała albo to po prostu zazdrość, bo sama nie potrafiła taka być. Jedynie na scenie, w loczkach na głowie i uśmiechem na twarzy czuła, że była naprawdę sobą (a nie kobietą próbującą się dostosować do współczesnego poważnego świata).
- Wiesz może czemu mieszkańcy Tingaree tak źle mnie przyjęli? Przyjechałam im pomóc, podpytać, czy ktoś potrzebuje prawnika. Wszystko pro bono, ale oni.. nie chcieli słuchać. – Skoro Ell tak dobrze ich znała to może wiedziała, czemu tamci nie chcieli pomocy od wyspecjalizowanej prawniczki? Reddick ani przez chwilę nie wzięła pod uwagę tego, że w ich oczach wyglądała jak biurwa gotowa wyssać z nich ostatni grosz albo odebrać ziemię.

ell c. donoghue
sumienny żółwik
Sekani
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
— Och, smoczyca! — wyrwało się spomiędzy jej ust, a w głosie słychać było niemy zachwyt. — Wspaniałe określenie. To musiały być piękne stworzenia! Silne, emanujące wyższością, ale też sprawiedliwe i dumne — ciągnęła. — Widzę te cechy u ciebie, naprawdę. Smoczyce prawdopodobnie miały też grube pancerze, ale ty swój właśnie zgubiłaś. O tam — dodała, wskazując na scenę, gdzie jeszcze przed chwilą Janelle w niesamowity sposób wyrażała swoją wrażliwość. To urzekło Ell. Mimo tego że patrzyła przez różowe okulary, potrafiła docenić szczerość, a tak właśnie postrzegała prawniczkę, która na jej oczach zamieniła się w pełną emocji artystkę.
Zawsze taka była; jedynie po śmierci siostry na jakiś czas przygasła, gubiąc się w walce z negatywnymi uczuciami oraz złamanym sercem. Pogodzenie się z utratą Hallie wymagało od niej wielu miesięcy kłótni, które rozgrywała z samą sobą. Teraz, po czterech latach, po prostu nie wracała do tych wspomnień. To było najłatwiejsze rozwiązanie – żyć.
Z uwagą przysłuchiwała się temu, o czym opowiadała Janelle. Zaskoczyła ją swoją otwartością, naturalnie w pozytywny sposób. Nie spodziewała się jednak po niej takiego uzewnętrznienia, przez co musiała zrobić kilka łyków drinka, by zebrać myśli. Nie chciała bowiem palnąć jakiegoś głupstwa – jak to miała w zwyczaju – nie chcąc tym samym odstraszyć kobiety. — Śpiewałaś tylko dla niej? To egoistyczne. Każdy powinien móc cię usłyszeć. Trzymanie talentu w sobie powinno być karane. Na pewno nie jest? Ty znasz się lepiej na tych wszystkich przepisach — odparła, wciąż lekko się uśmiechając, jednocześnie starając się ważyć słowa. —Poza tym kobiety grające na saksofonie są cholernie seksowne — wypaliła, bo nie byłaby sobą, gdyby nie dodała czegoś podobnego, znacznie odbiegającego od poważnego tonu, w jaki wpadła ta rozmowa. Nie w pełni rozumiała, co przytrafiło się Janelle, ale doceniała fakt, że podzieliła się z nią swoją historią. Ell, mimo swojej śmiałości, nie lubiła mówić o swoich przeżyciach. Rozumiała więc, że również dla niej musiało nie być to łatwe.
— Przytłaczająca? Och, wierz mi, słyszałam gorsze obelgi — zażartowała dla rozluźnienia rozmowy i zaczepnie mrugnęła do niej okiem. — Ja po prostu jestem częścią tego świata. Jestem z nim pogodzona, niczego nie wymuszam, za niczym nie gonię. Żyję z dnia na dzień i w pełni rozkoszuję się każdym nowym doświadczeniem — wyjaśniła, choć słowami nie potrafiła w idealny sposób opisać swojej natury. W każdym razie osiągnięcie duchowego spokoju wcale nie było proste. Żyjąc wśród Aborygenów, wiele kulturowych obyczajów miała z góry narzuconych. Nie ze wszystkim się zgadzała. Dlatego w młodym wieku wyprowadziła się z rezerwatu, szukając własnej ścieżki. Można rzec, że nie była w pełni ani aborygenką, ani białą.
Gdy padło pytanie, Ell poczuła wzmożoną niechęć do swoich pobratymców. Czasami denerwowała ją ich zaściankowość i brak otwarcia. Z drugiej strony doskonale ich rozumiała. Aborygeni, mimo że byli rdzennymi mieszkańcami tych ziem, wciąż byli prześladowani i doświadczali wielu nieprzyjemności z rąk dzisiejszych Australijczyków. — Przede wszystkim się ciebie boją — odparła, jakby to było oczywiste. — Jesteś piękna, elegancka. Nawet w tym, jak się ubierasz czy mówisz, słychać, że jesteś kobietą z wyższych sfer. Oni nie potrafią ci zaufać, bo stałaś się częścią systemu, którego nienawidzą. I który wiele im odebrał — wyjaśniła, po czym westchnęła i ponownie przypięła do twarzy uśmiech. — Jeśli chcesz, mogę ci pomóc do nich dotrzeć — zaproponowała. Tym razem w jej uśmiechu widać było podstęp, a w oczach niepokojące iskierki. — Ale wiesz, jak jest, nie ma nic za darmo.

Janelle Reddick
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
Rzuciła okiem na wskazane przez Ell miejsce i szybko powróciła nim na kobietę przy tym uśmiechając się ni to z rozbawieniem ni ciekawością przeplataną z nutką politowania. Sposób w jaki zachowywała się towarzyszka był fascynujący i zarazem niepojęty. Racjonalizm kazał Reddick ściągnąć tamtą na ziemię, ale zarazem dostrzegła w tym wszystkim potencjał. Skrytą ciekawość tego, jak kobieta postrzegała świat. Tą całą resztę, o którą jeszcze nie zdążyła wypytać. Skoro o „smoczycy” mówiła w taki sposób, to co powie o innych rzeczach? Jak ją wyrazi? Jak opisze? Co odczyta z otoczenia, które dla Janelle wyglądało zupełnie inaczej? W którym momencie i czy w ogóle ich światy się zetknął?
Zwilżyła usta kolejnym łykiem drinka zauważając, że mówienie o byłej nie sprawiało jej takiego problemu, jak wcześniej. Dostrzegła progres, ale teraz nie chciała się w nim zagłębiać.
Uniosła wysoko brwi i pomimo zaskoczenia zaśmiała się gromko nie wierząc w kolejne słowa Ell. Ona naprawdę była inna. Bynajmniej nie w złym tego słowa znaczeniu. Reagowała inaczej niż wszyscy i to wyróżniało się spośród większości ludzi zgromadzonych w lokalu. To naprawdę było ciekawe i przede wszystkim rozbawiło Janelle, która wcale nie obrażała się za nazwanie jej śpiewu do ukochanej „egoistycznym czynem”.
- A wszyscy mi mówili, że to bardzo romantyczne. Czyżby kłamali? – zapytała oczekując odpowiedzi towarzyszki. Ona sama jednak nie nazwałaby tego ani egoizmem ani romantyzmem. Mając na karku prawniczą edukację i konieczność wykazania się w pracy czas był luksusem, którego niestety nie posiadała. Miała go mało na siebie samą to co dopiero na partnerkę, której chciała to wszystko zrekompensować i to robiła. Grała dla niej. Nie często, ale kiedy chciała ją nieco zmiękczyć, przeprosić albo znów poderwać. Czuła, że wtedy miała tylko muzykę i gdyby nie ona to partnerka wcześniej rzuciłaby Janelle w cholerę.
- Błagam, zaproś mnie do swojego świata, bo ten mój wydaje się jakiś inny. – Również pozwoliła sobie na luźny ton. Właściwie miała go od momentu gromkiego śmiechu, kiedy bezpardonowo nazwano ją egoistką. Uśmiechnęła się też nieco szerzej na znak, że nieco sobie żartowała. Rozumiała, że jej świat i ten Ell był tym samym. Po prostu widziały go inaczej. Kurczę, skoro to pojmowała, może faktycznie nadal miała w sobie coś z artystki. Racjonalizm jeszcze nie wyrwał z niej całej duszy. – Jak to jest? – Teraz sama musiała przyznać, że to głupie pytanie, ale była w tej chwili tak bardzo zapatrzona w Ell, aż pragnęła wszystko pojąć. Zrozumieć i dostrzec w jaki sposób była częścią świata.
Zmrużyła oczy, bo nadal musiała i chciała skrupulatnie analizować słowa towarzyszki. Z jednej strony robiła to odruchowo, zaś z drugiej pragnęła po prostu ją zrozumieć. Już nawet nie udawała, że stała tu na siłę, chociaż na początku zachowanie kobiety mocno ją skonfundowało.
- Czyli jestem piękna? – Czyżby tylko tyle wyłapała z całego wywodu? Nie, ale przypomniała sobie, że jej rodzina również kiedyś żyła podobnie. W którymś momencie ojciec się wybił i wszystko się zmieniło. Reddickowie stali się szanowanymi ludźmi a wraz z tym zmieniło się ich podejście. Stali się pewniejsi siebie, bardziej wyrozumiali, silniejsi, pewniejsi i głośniej mówili o sprawach, które ich frapowały. To mogło odstraszać ludzi, którzy nie należeli do elity. Cholera, sama kiedyś w niej nie była i o tym zapomniała; a o czym nie chciała mówić Ell. Po co jej taka wiedza? – Czyli mam się sprzedać, żebyś mnie wprowadziła? – Wysoko uniosła jedną brew i zaraz dodała: - O nie. Tylko mi nie mów, że będę musiała im zaśpiewać. – Żeby wkupić się w łaski starszyzny i całej reszty.

ell c. donoghue
sumienny żółwik
Sekani
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Ell żyła ponad podziałami. Dla większości mieszkańców Lorne Bay była ekscentryczką, niezrównoważoną pannicą biegającą z głową w chmurach. Zaś członkowie hermetycznej, zamkniętej społeczności aborygenów traktowali ją z przysłowiowym przymrużeniem oka. Nie była podobna do większości z nich; szanowała obyczaje i kulturę przodków, jednak sięgała swoimi zainteresowaniami daleko poza tereny rezerwatu, a nawet poza granice samej Australii. Zawsze była gdzieś pomiędzy. Rozdarta między powinnościami wobec ludności z Tingaree, a silną potrzebą poznawania świata. Świat widziany jej oczami był pełen barw, zaskakującego piękna oraz maleńkich cudów, na które przeciętni, zapracowani ludzie nie zwracali uwagi. Ona je widziała i doceniała. Niestety, próbując podzielić się tym z innymi, często napotykała opór – ludzie okazywali się zaskakująco ślepi, jak na zwierzęta z tak rozbudowanymi zmysłami.
— Nie sądzę, żeby mieli na myśli coś złego. Ludzie nie lubią, gdy mówi im się prawdę prosto w twarz. A „romantyczny gest” jest przyjemniejszym określeniem niż „przejaw egoizmu”, prawda? Poza tym pewnie mówiąc to, nigdy nie słyszeli, jak śpiewasz. Dlatego nie zazdrościli twojej dziewczynie — prędko wyjaśniła. Być może dla Janelle te wytłumaczenia nie miały zbyt wiele sensu, jednak Ell wydawały się poparte niepodważalnymi argumentami. Poza tym nie znała całości historii, nie wiedziała, że dla kobiety talent był kołem ratunkowym w ówczesnym związku.
Sięgnęła po drinka, w którym zamieszała przy pomocy słomki, dopiero później robiąc dwa drobne łyki.
Zaśmiała się, słysząc jej błagalną prośbę. Chciałaby ją spełnić, naprawdę, jednak nie potrafiła sprawić, by ktokolwiek zaczął postrzegać rzeczywistość w taki sposób – lub chociaż zbliżony do tego – jak robiła to ona. — To trochę tak, jakbyś codziennie jadła swoje ulubione potrawy, jednocześnie jedząc coś nowego. Nigdy nie wiesz, czy pizza, która smakowała ci wczoraj, dzisiaj będzie równie dobra. I kiedy okaże się mniej smaczna, lub po prostu inna, znajdujesz w niej coś wcześniej nieodkrytego. Nie uważasz jej za gorszą, ale za nową — odparła, próbując nakreślić to, jak odbierała otaczający ją świat. Za każdym razem, gdy patrzyła na zachodzące słońce, widziała inny obraz, niepowtarzalny i zjawiskowy. Umiejętność zachwycania się codziennością była największym z jej atutów. Oraz silną bronią przeciwko materialistycznej cywilizacji. — To przykre, że ludzie nie potrafią czerpać radości z tego, co mogą mieć za darmo — dodała, bezradnie wzruszając ramionami. Nie spodziewała się, że okaże się dla rozmówczyni tak ciekawą osobą. Wyszła z założenia, że fascynacja będzie jednostronna, ukierunkowana na Janelle oraz talent, który niewątpliwie posiadała i odważyła się zaprezentować na scenie. — Twoja ciekawość to pierwszy krok. Podążaj za nią — poradziła, wierząc, że artyści byli znacznie bardziej otwarci na piękno, czerpiąc z niego inspirację. Wprawdzie kobieta wpadła w objęcia prawniczego towarzystwa, ale to wcale nie oznaczało, że należało spisać ją na straty. Ell dostrzegała w niej niewykorzystany potencjał.
Zmarszczyła brwi, przyglądając się towarzyszce. — Wątpisz w swoje piękno? Nie powinnaś — zaznaczyła z przekonaniem w głosie. Nie chodziło nawet o to, że Ell w każdym potrafiła dostrzec coś niepowtarzalnego, pięknego. Janelle na scenie emanowała kobiecością, a poza nią wydawała się znacznie bardziej delikatną osobą, niż wskazywałby na to uprawiany przez nią zawód czy garsonki, w które lubiła się ubierać. — Przede wszystkim musisz być cierpliwa. Udowodnić, że jesteś po ich stronie, że ich rozumiesz i chcesz pomóc, a nie wykorzystać. To są prości ludzie, nie chcą zmian, boją się obcych — mówiła, chcąc oddać miejsce prawdzie. Mieszkańcy rezerwatu byli wstrzemięźliwi i niewielu ludzi spoza kręgu dopuszczali do siebie. Chronili w ten sposób swoje terytoria oraz niezależność kulturową. Ell doskonale to rozumiała, gdyż wiedziała, że ludzie bywają bezwzględni. — Nie musisz sprzedawać się im, wystarczy, że sprzedasz się mnie — stwierdziła z niewinną miną i lekkością w głosie, po czym uśmiechnęła figlarnie.

Janelle Reddick
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
- Powinni drukować to na koszulkach – stwierdziła odnośnie słów o pizzy i całej reszty, w której z początku nieco się pogubiła. Z zeznaniami klientów nie miała takich problemów niezależnie jak bardzo kręcili, kłamali albo udawali. Umiała ich rozgryźć, ale w przypadku Ell miała nie lada problem. Wszystko co mówiła było strasznie wyniosłe, wręcz jakby doznawała jakiegoś oświecenia, co odruchowo rozmów Janelle od razu odrzucał. Stawiał mur i nie chciał tego przyjąć ze swobodą. Negowanie było prostsze, ale się mu nie poddała. Postanowiła zdusić odruchy i po prostu dać szanse kobiecie, która była czymś nowym w znanym Reddick otoczeniu.
- Zawsze rzucasz hasłami, niczym oświecony guru? – zapytała wprost, ale nie z pogardą a czystym zainteresowaniem, skąd to się brało. Ona wiedziała, czemu była taka a nie inna, ale w jaki sposób świat kreował ludzi podobnych do towarzyszki? Czy to charakter, wpływ otoczenia czy akurat Ell trafiła się ta a nie inna dusza? Owszem, Janelle brała pod uwagę istnienie reinkarnacji. Uważała, że to o wiele ciekawsza teoria świata astralnego od piekła albo nieba. Wychodziła z założenia, że wieczne potępienie miało straszyć ludzi i sprawiać, żeby ci postępowali dobrze i nic więcej. Zwykła teoria. Reinkarnacja też nią była, ale skoro Reddick miała wybór, wolała postawić właśnie na to.
- Kiedy żyje się z surowością na twarzy człowiek nie myśli o tym, czy wygląda pięknie. Liczy się tylko przygotowanie do pracy. – Ubierała się ładnie i elegancko. Wiedziała, że musiała wyglądać porządnie, ale nigdy rzeczywiście nie spojrzała w głąb siebie mówiąc, że była piękna. Nie, nie nigdy. Kiedyś to robiła, ale szybki tryb życia i ciężar pracy sprawiał, że nie miała czasu na to aby przystać i rzeczywiście się sobie przyjrzeć. Ot, ledwie szybki rzut oka i pędem do pracy.
- Nawet obcych oferujących darmową pomoc? – dopytała, bo nie ważne ile razy powtarzała, że przyszła im pomóc pro bono, całkowicie za darmo, to ci i tak ją wypędzali. Kiedyś rozumiałaby ich podejście, ale teraz po latach spędzonych w prawniczym środowisku i zwłaszcza po zerwaniu z kimś, kto uwalniał w niej tę nutkę człowieczeństwa, stała się ślepa. Nie brała pod uwagę prostych rzeczy, ale od czego miała teraz Ell, która najwyraźniej wiedziała więcej od niej?
Zmrużyła oczy i bokiem oparła się o bar tak, żeby móc teraz stać przodem do rozmówczyni i chwilę zastanowić się nad jej słowami.
- Więc jesteś drogą do ich zrozumienia? Drzwiami, które pozwolą mi przejść przez ich mur? – Teraz ona próbowała brzmieć jak „natchnione guru”, ale wcale tak się nie czuła. – A może… – Wydłużyła pauzę i pochyliła się ku kobiecie najpierw dłonią zaczesując jej włosy za ucho, do którego wyszeptała. – ..chcesz się dowiedzieć, jak to jest gdy śpiewam tylko dla ciebie? – Nikt jeszcze nie zginął za jednorazowe bycie egoistą. Czasami myślenie tylko o sobie było dobre, o ile przy tym nikt nie cierpiał. Z tego co Reddick wiedziała ludzie nie umierali od tego, że nie usłyszeli jak śpiewała.

ell c. donoghue
sumienny żółwik
Sekani
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
— Nieczęsto. Za to, zdaje mi się, powinnam brać pieniądze za te porady i złote myśli, nie sądzisz? Właściwie sama zarabiasz, udzielając ludziom wskazówek, tak? Mogłabym robić to samo — stwierdziła, bez cienia urazy lub aluzji dotyczącej zawodu uprawianego przez kobietę. Po prostu potrzebowała pieniędzy, a te – niestety – nie rosły na drzewach, przez co Ell musiała zacząć główkować, jeżeli nie chciała, by dom, który od wielu pokoleń należał do jej rodziny, rozpadł się. Tym jednak pomartwi się innym razem. Teraz miała ciekawsze zajęcie, którym niewątpliwie była rozmowa z Janelle; było w tej kobiecie coś, czego nie potrafiła zrozumieć. Imponowała jej swoją dociekliwością, bowiem większość osób nawet nie próbowała zrozumieć tego, jakim Donoghue była człowiekiem. Zazwyczaj wrzucali ją do worka z napisem „nawiedzona” i odchodzili, śmiejąc się za plecami. Ell nigdy się tym nie przejmowała; opinie obcych ludzi miała w nosie! Ale miło było trafić na kogoś, kto wykazał się względem niej zainteresowaniem. To odmiana, której dziewczynie brakowało.
— Och, nie! — jęknęła, wyraźnie niezadowolona z odpowiedzi, jaką usłyszała. — Nie bądź taka, cofnij to! — nakazała, nieco się unosząc. — Tak dobrze ci szło, a jednak wychodzi na to, że dla ciebie liczy się tylko praca. To koszmarne — stwierdziła, pochopnie wysnuwając wnioski. Z drugiej strony, Ell nie czytała w myślach swojej towarzyszce. Poza tym była w gorącej wodze kompana i nie zawsze chciało jej się czytać między wierszami. Słowa wypowiedziane przez Janelle wzięła bardzo dosłownie.
Przewróciła oczami, po czym przetarła oczy dłońmi, pewnie odrobinę niszcząc tym makijaż, ale w tej chwili niewielkie to miało znaczenie.
— Jesteś piękna, wykształcona, ale nie rozumiesz ludzi — zauważyła, uśmiechając się pobłażliwie, jakby miała przed sobą dziecko, które dopiero uczyło się odpowiednio postrzegać świat i popełniało przy tym sporo błędów, wynosząc wnioski jedynie z bajek, które mącą umysł. — Oni ci nie ufają. Jesteś dla nich obca. Dlaczego mają ci wierzyć, że za tydzień, miesiąc lub rok, nie przyjdziesz do nich, odebrać swojego długu? — podrzuciła tę myśl, mając nadzieję, że Janelle wreszcie zrozumie, że małe społeczności są ostrożnie, bo mają ku temu powody. — Skrzywdzono nas wiele razy. Prześladowano, aż w końcu zagoniono do rezerwatów. Australia była naszą ziemią, ale nam ją odebrano, w zamian dając technologie, czyli coś, czego nie potrzebowaliśmy. Świat się rozwinął, Aborygeni również. Niewielu pozostało takich, którzy wciąż żyją pod kamieniem. Ale nikt z nas, nikt z nas nigdy nie zapomniał przeszłości. To dzięki niej jesteśmy tacy, jacy jesteśmy. Zamykając się przed wami, chronimy tę niewielką część świata, która nam została. Jeśli chcesz zostać do niej wpuszczona, musisz udowodnić, że masz dobre intencje. Garsonka, wysokie obcasy i skórzana teczka? To ci nie pomoże — powiedziała, generalizując. Przyłapała się na tym, że od dawna nie postawiła się w roli „części” społeczności. Zawsze mówiła o Aborygenach, wykluczając siebie. Teraz, mając przed sobą prawniczkę, czuła potrzebę udowodnienia, że mimo odmienności, ona wciąż pozostała tubylcem.
— Drzwiami? — zaśmiała się dziewczęco. — Ty również znasz się na metaforach! — zauważyła, odrobinę rozbawiona. Jednak zanim odpowiedziała, napiła się i oblizała usta, by zwilżyć wargi. Zamierzała coś dodać, ale wówczas Janelle przysunęła się i wyciągnęła ku niej rękę, zanurzając palce w kosmyku włosów, który wyrwał się spod kontroli. — Jeśli próbujesz mnie skusić, idzie ci doskonale — odparła, dłonią wkradając się na kolano kobiety. — Musisz tylko pamiętać, że niełatwo mnie poskromić — dodała, przesuwając dłoń nieco wyżej. Nie tak wyobrażała sobie ten wieczór. Wreszcie zaczynało się jej podobać.

Janelle Reddick
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
Zmarszczyła brwi na nagłą reakcję towarzyszki, którą nie od razu zrozumiała. Potrzebowała chwili i paru słów wyjaśnienia, żeby pojąć, skąd ta cała nagła afera.
- Czemu? Jeżeli człowiek spełnia się w pracy i czuje się w niej dobrze, to czemu miałoby być to koszmarne? Właściwie to czuje się urażona, że tak uważasz. – To, że w pracy była inna nie oznaczało, że się w niej nie spełniała. Oddała się prawniczej edukacji, poświęciła temu wiele lat i dobrze bawiła się na sali sądowej, więc czemu ktoś miałby to nazywać czymś koszmarnym? To nie fair. Oddała tej pracy swoje serce (może nie było ono tak malownicze jak przy śpiewaniu) a teraz ktoś właśnie je deptał. – Ta praca wiele dla mnie znaczy. Poświęciłam się nauce i teraz siedzę nocami nad aktami, bo to uwielbiam. Pokrójcie mnie, ale kocham tę pracę, nawet jeśli twoim zdaniem nie jest tak kolorowa jak artystyczne działania. – To, że Ell traktowała pracę jako coś, co nie dawało spełnienia w pełnej krasie, to jej zdanie. Miała do tego prawo, ale Reddick nie lubiła jak jej się coś narzucało. Nie wzięła jednak tego do siebie. Nie obraziła się ani nie uraziła, jak to wspomniała wcześniej. Możliwe, że się droczyła z tamtą wypowiadając swoje własne zdanie i jakby nigdy opuszkiem palca wskazującego trąciła Ell w nos na znak, że została przyłapana; na przedwczesnej ocenie świata. W tym przypadku pracy Reddick.
Nie powiedziałaby, że nie rozumie ludzi. Problem polegał raczej na tym, że przestała rozumieć tę konkretną kategorię. Ostatnimi laty, a właściwie od kiedy po liceum z całą rodziną przeprowadzili się do Cairns, straciła styczność ze światem, w którym sama się wychowała. Częściowo odcięła się od przeszłości woląc nie pamiętać starań o pieniądze, jedzenie, wspólny czas i o własne życie, bo komuś nie podobał się jej kolor skóry. Zatraciła się w lepszej jakości życia lawirując wśród bogaczy i stłamsiła strach, który kiedyś czuła żyjąc w tym miasteczku.
- Masz rację – przyznała bez ogródek i tym razem odwróciła się przodem do baru, żeby przez chwilę pomyśleć „w samotności”. – Wiesz.. – Podjęła się wreszcie pod długim łyku drinka. Musiała dać sobie chwilę na to, czy chciała się zwierzać. – ..z własnej woli się od tego odcięłam. Zachłysnęłam się życiem w większym mieście lawirując wśród elit i zamknęłam się na przeszłość, bo ta wyglądała tak, jak opisałaś. Walka o przetrwanie, ciągły strach i życie ze świadomością, że nigdy nie będę kimś uprzywilejowanym. – Wreszcie to dostała i nie chciała, żeby dawny strach ją stłamsił. - Ta mała dziewczynka ciągle we mnie siedzi i chcę ją uchronić. – Przed wspomnieniami, myślami o tym i całej reszcie, dlatego stała się ślepa na życie innych, których świat wyglądał podobnie do tego co przeżywała kiedyś. Do czegoś, o czym z wielką pasją opowiadał ojciec również będący Aborygenem. On już chyba też o tym zapomniał.
Upiła kolejny łyk i ponownie odwróciła się bokiem do baru w efekcie czego znów siedziała przodem do rozmówczyni.
- Daleko mi do ciebie, ale się staram. – Przez cały czas się uśmiechała świadoma, że ich światy były zupełnie inne. Mogły się o to pokłócić, dyskutować tak zawzięcie, że odeszłyby każda w swoją stronę uprzednio tupnąwszy nogą. Tylko, że Janelle nie była aż tak zamknięta. Możliwe, że miała w tym ukryty cel, ale jednocześnie była ciekawa nowo poznanej. – Oh, nie – ponownie szepnęła i odsunęła się od twarzy Ell, żeby móc spojrzeć w jej oczy. – Dzikości się nie poskramia. – To ją tłamsiło. – Dzikość się oswaja. – Niech będzie wyzwolona, ale jednocześnie niech zechce dzielić się sobą z drugą osobą. Błysnęła przed nią zębami jednocześnie opuszczając spojrzenie na wargi jednoznacznie sugerując swoje dalsze działania. Ciekawość ją przyciągała. Odmienność od jej własnego świata także. Lubiła życie w wielu barwach, o czym też zapomniała oddając się długiej rozpaczy po rozstaniu z narzeczoną wyróżniającą się podobną odmiennością. Janelle uwielbiała ten kontrast i to dlatego miała ochotę go posmakować powoli zbliżając twarz do drugiej. Jeden pocałunek jeszcze nikogo nie zabił, o ile Ell nie była kolejnym wcieleniem Poison Ivy.

ell c. donoghue
sumienny żółwik
Sekani
koślawa barmanka — w moonlight bar
27 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Porzuciła bezrobocie na rzecz u d a w a n i a, że potrafi robić alkoholowe koktajle. Ponadto zadłużyła się, remontując chatkę po dziadkach i trochę panikuje na widok seksownego sąsiada.
Załaskotało ją to, więc potarła skórę na nosie, jakby chciała pozbyć się natrętnego robaka, który upatrzył sobie jego czubek na idealne miejsce do odpoczynku. „Liczy się tylko przygotowanie do pracy” — przedrzeźniła ją, nie dbając o to, czy zostanie uznana za infantylną; wiele osób miało o niej podobne zdanie i wcale nie zaskoczyłoby jej, gdyby Janelle wyrobiła sobie podobne. Wyraźnie różniły się od siebie, co rozmowa udowadniała z każdą chwilą. Nie było w tym niczego złego. Przeciwnie, różnice intrygowały znacznie bardziej niż podobieństwa. Jednakże Ell nie zamierzała przepraszać za wysunięcie własnej opinii. Nawet jeśli posunęła się za daleko, taka właśnie była – bezpośrednia i nieskrępowana. Ponadto nie rozumiała dumy z odniesionego sukcesu, bo nigdy takowej nie doświadczyła. Jej serce pragnęło innych uczuć i nie tęskniło za intratną karierą. — Zabrzmiało to surowo. Jakbyś nie doceniała niczego poza pracą, w której musisz być elegancka, pełna ogłady i niewzruszona. Niczym skała — wyjaśniła, sztywno wzruszając ramionami, jakby chciała pokazać, że sugerowanie urazy niespecjalnie ją zmartwiło. Z uwagi na to, że Ell nie potrafiła przyznawać się do błędów, próbowała pokazać, co skłoniło ją do użycia takich słów. Jeśli się myliła, potrzebowała dowodów, by w to uwierzyć.
— Im nie zależy na przywilejach, Janelle — oznajmiła, uśmiechając się nienachalnie. Sama nie była typową mieszkanką rezerwatu; chciała być częścią obu światów, ale pieniądze i dla niej nie grały żadnej roli. Oczywiście lepiej było je mieć, niż odczuwać ich brak, jednak były tylko dodatkiem do życia. — Nie będziesz w stanie im pomóc, jeśli będziesz myliła priorytety. Wyrwałaś się, zmieniłaś otoczenie i osiągnęłaś sukces. To cudownie! Cieszę się twoim szczęściem — dodała w pełni szczerze, bo nie sądziła, by kobieta miała coś, czego mogłaby jej zazdrościć; może poza sprawą hydrauliką w domu, ale tym Ell już powoli się zajmowała. — Mieszkańcy Tingaree chcą przede wszystkim świętego spokoju. Ale pamiętaj, że jeśli naprawdę chcesz im pomóc, będzie ci łatwiej, jeśli zrozumiesz, że pomagać to nie znaczy narzucać innym własną wizję szczęścia — wyjaśniła, wiedząc, że jedynie garstka młodzi ludzi mających w sobie krew aborygenów, chciałaby wsparcia w wydostaniu się z rezerwatu. Starsi nie marzyli o elitarnym świecie wielkich miast. Wiele osób miało ich społeczność za gorszą, gdyż nie chcieli się rozwijać, unikali technologii i stronili od nowoczesności. Ell uważała, że to wspaniałe! Pozostawali sobą, nie dają się pożreć światu pełnemu materialistycznych ambicji.
Odstawiła pustą szklankę i odsunęła ją na znaczną odległość.
— Kiedy ja nie chcę być oswojona — szepnęła, lubieżnie oblizując wargi z pozostałości alkoholu. Podobał jej się wzrok Janelle, którym badawczo sunęła po jej twarzy. Uniosła kącik ust w zaczepnym uśmiechu. — Ale tobie pozwolę spróbować — dodała, zbliżając się ku kobiecie. Poczuła przyjemne napięcie w podbrzuszu i rodzącą się ekscytację, które zwykle towarzyszą pierwszym pocałunkom. Ell doceniała kobiecie piękno, a uroda Janelle pociągała ją. Z tego powodu ochoczo wysunęła się ku niej, by delikatnie, a jednocześnie prowokująco, musnąć jej usta. Smakowały słodyczą i okazały się znacznie bardziej stanowcze, niżeli podejrzewała. — Mylę się, czy zamykają, a my powinnyśmy przenieść się w inne miejsce? — zasugerowała, układając dłoń na jej udzie, które lekko ścisnęła. Nie miała ochoty kończyć tego wieczora w taki sposób. Ostatnio brakowało jej fizycznej bliskości.

Janelle Reddick
prawniczka / weekendowy muzyk — Winston & Strawn
30 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Prawniczka regularnie wspomagająca aborygeńską społeczność. W ramach rozluźnienia grywa w barach a jej skrytą miłością są góry.
- Tak jest kapitanie. – Odrobinę się drażniła w ten sposób reagując na słowa Ell. Nie przywykła do tego, żeby ktoś kogo ledwo znała mówił jej co miała robić. Pouczanie od praktycznie obcej osoby było trudne do zaakceptowania, ale nie odrzucane na bok. Janelle chciała coś z tego wyciągnąć i jednocześnie ugryzła się w język woląc nie przytaczać słów kobiety, która stwierdziła, że „narzucane własnej wizji szczęścia to nie pomoc”. Dokładnie to samo mogłaby powiedzieć do Ell, która robiła podobnie. Narzucała jej własną wizję świata jako tego lepszego negując fakt, że Janelle kochała swoją pracę i dobrze się w niej czuła. Nie uważała też, że coś złego było w poświęcaniu się pracy. Nie każdy umiał się tak w coś zaangażować. Oddać kawałek siebie, żeby nie robić czegoś na pół gwizdka.
Ona nie robiła.
Widziała, że Ell także nie i nie zamierzała negować jej sposobu bycia lub zaangażowania w sprawy, które ktoś uznałby za trywialne lub bzdurne. Ważne, że to kochała i nikt nie powinien negować jej uczuć ani myśli.
Nie przyszła tu jednak, żeby wdawać się w głębokie dysputy. Spodobało jej się to i mogłaby dalej prowadzić tę konwersację aż wreszcie być może któraś z nich miałaby dość. Różnice w pooglądał to spory problem, dlatego należało wiedzieć, kiedy przerwać zyskując tym samym możliwość poznania się z zupełnie innej strony.
Reddick nie miała tego w planach. Nie była podrywaczką, która na każdym kroku musiała coś zaliczyć. Doceniała ludzkie piękno i uwielbiała kobiety same w sobie, ale to nie oznaczało, że rzucała się na każdą potencjalną piękność. Po prostu była zraniona. Z ledwością się do tego przyznawała, ale pustka po narzeczonej dawała jej się we znaki tak bardzo, że dostrzegła szanse w krótkim i być może jednorazowym zbliżeniu. Nie myślała o wielkim uczuciu a jedynie o zaspokojeniu potrzeby, wypełnieniu luki i zagłębieniu się w coś, co wciąż ją intrygowało. Była ciekawa tej kobiety, nawet jeśli nie zgadzały się w paru kwestiach.
Przynajmniej w jednym były zgodne.
- Zdecydowanie. – Bzdura, bo nie zamykali, ale ślimaczenie się w barze nie było sportem, który Janelle chciała uprawiać. Wolałaby zaszaleć mając więcej prywatności i zero poczucia, że napalona grupka jegomościów obserwuje je ze stolika po lewej. – Czy dasz się porwać? – zapytała i zanim uzyskała odpowiedz, złapała kobietę za rękę ciągnąć ją w stronę wyjścia. Była skłonna zaprosić nieznajomą do siebie. Nie bała się i nie nosiła w sobie bzdurnych obaw pobudzonych przez milion pytań o to, czy Ell zostanie na noc, co to mogło oznaczać lub czy w ogóle dzisiaj posprzątała. Nie przejmowała się tym. Może zacznie jutro, ale nie teraz, kiedy poczuła, że porywała się na niezwykle ekscytującą przygodę.

z/tx2 ell c. donoghue
sumienny żółwik
Sekani
ODPOWIEDZ