asystentka krawcowej / współwłaścicielka zakładu — Dream Sewing Supplies
26 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Bip, bip, bip, bip, bip, bip…

Cholera… Co się… Która to już…
Zamrugała kilka razy, po omacku sięgając po telefon. Coś było nie tak. Przekręciła się na bok, zerknęła na wyświetlacz…
- Cholera!
Było za późno. Zdecydowanie za późno! Szybki, wytrenowany ruch palcem uciszył wyjący budzik (jak cicho, w końcu tak wspaniale cicho! Jak mogła nie zdawać sobie sprawy z tego nieznośnego dźwięku wwiercającego się w czaszkę od ponad pół godziny?!), miała problem z wyplątaniem stopy z kołdry, która jak na złość właśnie tego poranka zasmakowała w ludzkich kończynach dolnych. Prawie straciła równowagę. Prawie. Uwolniła stopę po zdecydowanie zbyt długiej walce, wyskoczyła z łóżka, oszczędzając sobie bliskiego przywitania z podłogą (kiedy tak właściwie ostatnio odkurzała ten dywan?) i popędziła rozpocząć kolejny dzień.
Zdecydowanie zbyt późno…
Z lustra w łazience spoglądał na nią rozczochrany, zapuchnięty potwór z podkrążonymi oczami. Wspaniała forma, Kayleigh. Wory zakryła starym, dobrym, babskim szpachlowaniem, rozczochranie za nic nie chciało dać się poskromić, więc ostatecznie skończyła z końskim ogonem, po drodze musiała dwa razy zmienić bluzkę – raz z powodu pasty do zębów, którą się przypadkiem opluła i drugi raz, gdy odkryła, że plama z pasty, którą zostawiła poprzednim razem, nie zeszła dobrze w pralce. Dramat.
Ostatecznie wyszła z domu spóźniona tylko o piętnaście minut.


Odwróciła wzrok, żeby na nie nie patrzeć. Głeboko wierzyła w to, że jeśli ona ich nie widzi, one nie widzą również jej. Zdecydowanie nie mogła sobie na to pozwolić.
Ale może… Może jednak… Może tylko jedną, małą…
Nie. Nie mogła. Zdecydowanie nie mogła.
Ugh, dlaczego, dlaczego, dlaczego znowu to sobie zrobiła? Dlaczego zaspała i nawet nie miała czasu na zjedzenie śniadania? I jeszcze te przeklęte babeczki na wystawowej ladzie zerkające na nią wymownie, gdy stała na pasach i czekała na zielone. Szybciej, szybciej..
A, do cholery z tym, to przecież tylko jedna babeczka. No, może dwie (ale ta z jagodami ma jagody, a to oznacza, że jest totalnie zdrowa!). Przecież nic wielkiego się nie stanie, to w końcu nie tak, że będzie jeść słodycze cały dzień…
Jęknęła w rozpaczy, gdy po wejściu do swojego open space’a w biurze korporacji w Cairns (tabelki, cyferki, faktury, rozliczenia, maile, jeszcze więcej tabelek), na stole stojącym mniej więcej w centralnej części pomieszczenia zobaczyła trzy blaszki z ciastem.
- Anette ma dzisiaj urodziny, smacznego! – uświadomiła ją jedna z koleżanek.
Kayleigh jęknęła rozpaczliwie. Jak dziewczyna ma zachować figurę w takiej sytuacji? Chciała być silna, chciała udowodnić, że potrafi się opanować, chciała…
Och, cholera, przecież to, czego chce i tak nigdy nie ma żadnego znaczenia!
Dopiero kiedy wyciągnęła przed siebie nogi, z błogim uśmiechem zagłębiając się łyżeczką w jedno z trzech ciast na małym talerzyku, zdała sobie sprawę z tego, że przypadkiem założyła dwie różne skarpetki. No, brawo, Kayleigh.


Miała wrażenie, że już od dawna wraca z pracy na tarczy. To nie tak, że nie realizowała powierzanych jej zadań, nie wywiązywała się z obowiązków i zupełnie się nie angażowała. To nie tak, że nieustannie zaliczała jakieś potknięcia, małe bądź większe fuck-upy, z których ktoś (i nie był to Książę z Bajki) musiał ją ratować i że totalnie się gubiła. Zwyczajnie nie sądziła, ze to jest właśnie to, czego chciała. Nie tak sobie to wszystko wyobrażała. Nie tak wyobrażała sobie siebie samą. A z drugiej strony… Niby czego innego mogłaby chcieć?


Dobra, koniec już tego, musiała przecież wziąć się w garść. Nie mogła tak po prostu przeżyć swojego życia, jedynie unosząc się bezczynnie na fali i absolutnie nic z tym nie robiąc (oprócz jedzenia babeczek i służbowych ciastek). Musiała się trochę postarać, musiała pracować nad sobą, musiała w końcu zdecydować się, jaką drogą podąży…
Drgnęła, kiedy nagła wibracja telefonu oznajmiającego połaczenie przychodzące i jednocześnie zatrzymująca działanie Spotify, wyrwała ją z zamyślenia. Wydobyła telefon z kieszeni dżinsów. Jenny?? Poczuła dziwne napięcie. Najlepsza przyjaciółka Mamy na pewno nie dzwoniłaby do niej bez przyczyny…
- Tak, Jenny? Tak, oczywiście, że mam chwilę, żeby porozmawiać… Właśnie wracam z pracy, mogę być u ciebie za dwadzieścia minut, w porządku? Mhm… Dobrze…
Czasami ciężko w danej chwili ocenić, jak pewne słowa wypowiadane praktycznie odruchowo mogą całkowicie zmienić życie.


Przede wszystkim musiała nabrać pewności siebie. Przed wyjściem do baru swoich rodziców (bardziej swojego rodzeństwa, chociaż tak teoretycznie tez w jakiejś części była jego właścicielką) postanowiła zrobić coś dla siebie i swojego wizerunku. Chciała poczuć się pewniej. Pomalowała się, zamiast trampków ubrała sandały na koturnie, wciągnęła na siebie sukienkę. Przez cały czas powtarzała sobie, że jest silna, pewna siebie, że totalnie wie, jak będzie wyglądało jej przyszłe życie. Wystarczyło podnieść do góry głowę i stawiać pewne kroki przed siebie, proste.
To właśnie robiła, powtarzając sobie raz po raz, że naprawdę dobrze wygląda w tej sukience. Cholera, nawet ktoś na nią trąbił z samochodu, który zatrzymał się obok niej na światłach, gdy przechodziła przez pasy! Nie słyszała go, muzyka skutecznie zagłuszała jego okrzyki. W końcu jednak pomiędzy jednym akordem a drugim...
- Przepraszam panią, majtki pani widać z tyłu spod tej sukienki!
Gdy sięgnęła do tyłu i stwierdziła, że faktycznie, nie do końca dobrze udało jej się ubrać, miała ochotę zapaść się pod ziemię.
Dlaczego ona w ogóle była sobą? Jasna cholera...


Przebywanie w Moonlight wieczorami było dla niej bezpieczną rutyną. Przychodziła regularnie, przynajmniej raz w tygodniu, zamieniała kilka słów z rodzeństwem, sprawdzała stan kasy, wystawionych faktur, obserwowała, co działo się na sali i jak zawsze przyłapywała się na tym, że chciałaby być tak pewna siebie jak niektórzy barmani. Tylko że nie była. Ani trochę...
Skończyła studia tylko dlatego, że udało jej się zdobyć stypendium. Nadal uważała, że miała cholerne szczęście. Ekonomia nie była wymarzonym kierunkiem, ale wydawała się słuszna - przydatna. I faktycznie często jej się przydawała. Wprawdzie mieli w Moonlight księgowego, ale potrafiła sama stwierdzić, czy rzeczywiście wszystko było w porządku, a to w znacznym stopniu działało na nią uspokajająco.
Zależało jej na rodzinnym biznesie...
I dlatego jeszcze nie miała bladego pojęcia, jak powie reszcie rodzeństwa, że zdecydowała się rzucić pracę w swoim korpo w Cairns i zamiast tego zostać wspólniczką Jenny Callaway, najlepszej przyjaciółki ich Mamy, w prowadzeniu zakładu krawieckiego, mimo że nie miała bladego pojęcia o szyciu czegokolwiek. Wszystko tylko dlatego, że nie potrafiła odmawiać...


* * *
♠ Pogodne słońce i nieco chaotyczna optymistka,
♠ Pomocna, idealistyczna, odrobinę niezorganizowana,
♠ Urodzona i wychowana w Lorne Bay, w wielodzietnej rodzinie Fitzgeraldów, właścicieli jednego z lepszych barów w mieście - Moonlight,
♠ Dzięki dobrym wynikom udało jej się uzyskać stypendium na University of Queensland, gdzie skończyła ekonomię i zarządzanie,
♠ Przez jakiś czas po ukończeniu studiów pracowała w korporacji w Cairns, wklepując dane do excelowych tabelek, dopóki najlepsza przyjaciółka jej Mamy nie poprosiła jej o pozostanie jej wspólniczką w prowadzeniu zakładu krawieckiego. Kayleigh nie jest najlepsza w odmawianiu, więc się zgodziła, mimo że nie mogła zapewnić wkładu własnego. Obiecała, że odda z Jenny z nawiązką, kiedy już zaczną zarabiać, a do tej pory będzie się starała być jak najbardziej przydatna... Nie jest być może mistrzynią krawiectwa, ale przynajmniej posiada podstawową znajomość ekonomii, a to już coś!
♠ Uwielbia słodycze, co uważa za swoje prawdziwe przekleństwo. Zdaje sobie sprawę, że nie powinna ich jeść aż tyle...
♠ Nigdy nie odważyła się pofarbować swoich włosów,
♠ Jej ulubionym filmem jest Casablanca,
♠ Nie potrafi wstawać wcześnie rano. Zwyczajnie nie i już,
♠ Jest romantyczką - czyli po prostu jest totalnie naiwna,
♠ Nie umie pływać,
♠ Odkąd wyprowadziła się z rodzinnego domu, szuka sobie lokum i nieco rusz się przeprowadza. Aktualnie mieszka w niewielkim domku w Sapphire River z małą grupką współlokatorów.
Kayleigh "Kay" Fitzgerald
4.08.1996
Lorne Bay
Księgowa, współwłaścicielka zakładu krawieckiego, asystentka krawcowej
Dream Sewing Supplies
Sapphire River
Panna, heteroseksualna
Środek transportu
Ma prawo jazdy. Posiadaczka różowej vespy, która jest jej preferowanym środkiem transportu. Ma również rower- damkę w kolorze miętowym. Sprzętu wodnego brak.

Związek ze społecznością Aborygenów
Prapraprabacia Fitzgerald należała do społeczności Aborygenów, jednak Kay nigdy nie miała okazji, żeby zgłębić ten temat, mimo że na pewno by chciała.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Dream Sewing Supplies, na plaży, w cukierni, kawiarni, na spacerze gdziekolwiek, w Sapphire River.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Rodzinę Fitzgerald.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Jasne, ale proszę jej trwale nie sponiewierać.
Kayleigh Fitzgerald
Amelia Zadro
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany