- Wychowywała się w całkiem typowej rodzinie. Rodzice, ona i jej starszy brat. Ojciec był żołnierzem, więc często nie było go w domu. Matka, gdy zostawała sama - pozwalała im na wszystko, rozpieszczając ich do granic możliwości i mając chyba nadzieję, że to im wynagrodzi nieobecność ojca. Chociaż i tak Laura nigdy nie miała super dobrych relacji z matką. Zawsze była córeczką tatusa. Bo był dobrym ojcem. Starał się wpoić im pewne zasady i wartości, utrzymywał porządek i nie dał sobie wejść na głowę, ale koniec końców był dobrym ojcem niesamowicie dumnym ze swoich dzieciaków.
- Była dziwnym przypadkiem, który z jednej strony niczym kot chodził własnymi ścieżkami, jednocześnie pozostając jednak w grupie
popularnych dzieciaków. Zawsze jednak wszystko robiła po swojemu, nie interesowały jej utarte schematy, nie była typową królową balu maturalnego, czy
queen b.. Potrafiła się dogadać i znaleźć wspólny język z każdym i to chyba był największy jej urok, a przez to powód jej popularności. Z jednej strony organizowała ze swoim bratem najlepsze imprezy pod nieobecność matki (i ojca naturalnie), a z drugiej udzielała korków z matematyki. Wielokrotnie słyszała, że jest
dziwna i nawet nie próbowała się z tym sprzeczać. Zresztą od zawsze lubiła być we wszystkim dobra, a jeszcze lepiej
najlepsza, bo uwielbiała udowadniać swojej matce, że stać ją na więcej niż kobieta przypuszczała.
- To właśnie w ten sposób - przez spełnienie chorych ambicji i chęć utarcia nosa własnej matce - udało jej się skończyć ogólniak z najlepszymi ocenami, zdać egzaminy wstępne i dostać na medycynę. Chyba nie trzeba wspominać, że jej ojciec był zachwycony, dumny i postanowił stanąć na głowie, żeby umożliwić jej finansowanie tego, czego nie pokrywały stypendia. Więc tak, była w dość komfortowej sytuacji w trakcie studiów, na których od razu poczuła, że jest w odpowiednim miejscu. Uczyła się, imprezowała, udzielała się w stowarzyszeniach studenckich i dorywczo pracowała, więc był to intensywny okres w jej życiu i wydawać się mogło, że jej doba trwa ciut dużej niż dwadzieścia cztery godziny.
- Wyjazd z Lorne nie był dla niej jakoś szczególnie traumatyczny, odetchnęła wyjeżdżając do dużego miasta i bardzo szybko się w nim odnalazła. Studia, staże, praktyki... nie miała czasu się nudzić, a korzystała z życia. Czerpała z niego garściami i to chyba okres jej życia, w którym była najszczęśliwsza.
- W życiu młodej lekarki, a raczej młodego chirurga - bo zdecydowała się na specjalizację chirurgiczną - nie było miejsca jednak na życie prywatne. Nie potrafiła utrzymać długo związków, nie potrafiła się przywiązywać, a uczucia były dla niej zdecydowanie zbyt skomplikowane - jakby ktoś wyłączył jej tą funkcję. Była przebojowa, nie miała problemów ze znajdowaniem partnerów (i nie tylko), ale nigdy nie potrafiła przekształcić tego w coś poważniejszego. Praca była dla niej ważniejsza. Najważniejsza.
- Nigdy nie przypuszczała, że wróci w rodzinne strony, a jednak! Gdy okazało się, że jej ojciec (będący od paru lat na emeryturze) zaczął chorować, postanowiła zaryzykować i wrócić. Zwłaszcza, że udało jej się zdobyć korzystny kontrakt w szpitalu w Cairns, gdzie akurat potrzebowali chirurga urazowego. Nigdy nie podejrzewała się o takie przywiązanie do rodziny, ale no cóż... była córeczką tatusia i chyba nigdy nie było to tak widoczne. Nie chciałaby po prostu przegapić ostatnich chwil ojca na tym świecie.