Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Nie przeoczył momentu, w którym Divina Norwood stała się dla niego niezwykle ważną osobą. Od dłuższego czasu był tego świadom tylko, że starał się nie rozmyślać nad tą kwestią, a przyjmować ją jako fakt. Fakt, który był dostrzegany nie tylko przez niego, ale też osoby mu bliskie, bo nagle dziewczyna znikąd pojawiła się w Shadow, ciesząc się szczególną uwagą szefa. Nie ona pierwsza, ale Norwood zdecydowanie wyróżniała się na tle innych kobiet, które pojawiały się w klubie. Była wyjątkowa dla Hawthorne'a, który przekonywał się o tym jak bardzo, gdy z każdym kolejnym ciosem dawał upust swojej wściekłości wobec Dicka. Nate niejednokrotnie poddawał się złości, pozwalał sobie na wybuchy gniewu i szaleńczą furię, ale od dawna nie czuł tych emocji tak intensywnie. Co więcej wyjątkowości tej sytuacji nadawał fakt, że Nathanielowi towarzyszyło jeszcze jedno uczucie - troska, troska o Divinę.
Krew Dicka pokrywała dłonie Hawthorne'a i chociaż ten widział, że leżący pod nim mężczyzna już ledwo dycha to i tak chęć mordu była w nim na tyle duża, by kontynuował swoje bestialskie czyny. Podczas tego furiackiego amoku był bliski roztrzaskania czaszki Remingtona o pobliski krawężnik, ale nim to uczynił poczuł na swoim ciele ciężar Diviny. Zaskoczony zatrzymał się na moment, pozwalając dziewczynie na to, aby złapała jego nadgarstek i chociaż z początku chciał jej go wyrwać to po tym jak zaczęła go błagać o to by przestał, Nathaniel faktycznie odpuścił. Wtedy też Dick wycharczał pod nosem imię Norwood i niestety to był jego błąd, bo ponownie przykuł do siebie uwagę Nate'a.
- Nie masz prawa do niej mówić, rozumiesz kurwo? - Warknął zaciskając dłoń na gardle mężczyzny na tyle mocno, by odciąć mu dopływ powietrza. - Zajebie cię, gdy się do niej ponownie zbliżysz, gdy chociażby na nią spojrzysz - dodał i dopiero po tych słowach faktycznie puścił Remingtona i wstał skupiając się na Divinie i kompletnie ignorując to w jakim stanie znajdowała się jego ofiara.
- Popatrz na mnie - mruknął dotykając lekko palcami brody Norwood, aby móc lepiej ocenić stan w jakim była dziewczyna. Widząc zasinienia i zadrapania na jej skórze z wielkim trudem powstrzymał się od tego, by po raz kolejny nie pochylić się nad Dickiem. - Nic ci nie jest? Co tu zaszło? Czemu ten skurwiel był tutaj z tobą? - Zarzucił Norwood serią pytań, a przy tym dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że dziewczyna zamiast sobą, bardziej przejęta jest leżącym nieopodal mężczyzną. I chociaż chwilę temu był jej oprawcę, to obecnie Divina zdawała się kompletnie nie pamiętać tego co jej uczynił. Zupełnie tak jak wtedy, gdy została zaatakowana przez Marlee i to nią zaczęła się przejmować, a nie własną sytuacją.

Divina Norwood
Dick Remington
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Łzy leciały jej po policzkach, a strach wdzierał się coraz bardziej i bardziej do jej ciała, niemalże przy każdym oddechu, jakby wyłapywała przerażenie z powietrza. Wisiała na ramieniu Hawthorne'a, licząc na to, że uda jej się go powstrzymać, adrenalina znieczulała ją na tyle, by teraz nie myślała o bólu, który na pewno da jeszcze o sobie przypomnieć, bo nie pamiętała kiedy ostatnio była w aż tak złym stanie, chyba wtedy, gdy jej ojczym jeszcze żył i musiał mieć wybitnie podły dzień. Zerknęła na Richarda, który zwrócił się do niej i zapłakała głośniej, bo miała wrażenie, że cokolwiek nim wcześniej kierowało, to teraz w końcu był przytomny, tylko, że to z kolei rozzłościło z powrotem Nathaniela.
- Już! Już skończcie! - zawyła głośniej, przerażona groźbą rzuconą przez właściciela Shadow, a raczej przerażona tym, że nie była ona jedynie pustym frazesem, a czymś, co ten człowiek mógłby zdecydować się wcielić w życie. Chciała się zająć Remingtonem, ale Nathaniel złapał ją za brodę i kazał na siebie spojrzeć, a ona nie była teraz w stanie mu się sprzeciwić, nie powinna go drażnić, bo wówczas mógłby znów wrócić do bicia ledwo przytomnego strażaka. - Przepraszam... ja tu do niego wyszłam, musiał coś wziąć, nie jest sobą, musiał coś zażyć, mi nic nie będzie - trzęsła się cała i w porywie emocji złapała w obie dłonie palce Hathorne'a, którymi dotykał jej twarzy. - Błagam, niech mi pan pomoże, nie możemy go tu zostawić - jęknęła pociągając nosem i nawet nie spostrzegła, że przez to i jej dłonie ubrudziły się krwią. Z resztą chyba nawet do niej nie docierało jeszcze w jak złym stanie się znajduje. Ostatecznie aktualnie to Richard wymagał największej opieki i kiedy spojrzała na niego ponownie, podczołgała się do niego kawałek, co tylko zaszkodziło poranionym kolanom.
- Richardzie, proszę nie zasypiaj! - więcej łez znalazło się w jej oczach, gdy delikatnie położyła dłoń na jego poliku, a drugą na ramieniu, potrząsając nią lekko. Wpadała w panikę, miała wrażenie, że w swoich palcach niemalże trzyma za duszę tego człowieka, która już by miała ulatywać. - To moja wina, moja wina... - jęczała do samej siebie pod nosem, niemalże będąc w mani, ale czy można jej się było dziwić. Ostrzegała przecież wszystkich, a mimo to ofiar jedynie przybywało. - Proszę, otwórz oczy, pomożemy ci - zapewniła, nie pamiętając nawet kiedy ostatnio użyła formy mnogiej, bo przecież... przecież zawsze była sama, a teraz? Teraz spojrzała na człowieka, który skatował tak Remigntona i w jej oczach nadal było błaganie, ale też jakaś wiara w to, że ma w ogóle podstawy i prawo do tej prośby.
- Proszę... - nie spuszczała oczu z tych należących na Nathaniela, kiedy ostrożnie ułożyła sobie głowę Richarda na kolanach. - Mówił pan, że chce mi pomóc, więc proszę, zabierzmy go stąd - zakończyła, coraz dobitniej czując, że sama nie miała już na nic sił, że była po prostu jak balon, z którego ktoś spuścił powietrze, a raczej taki, którego ktoś pociął na małe kawałeczki.

Dick Remington
Nathaniel Hawthorne
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Nie był człowiekiem, który tak łatwo się poddaje. Może to brzmiało śmiesznie, jeśli zestawi się kanapowego Dicka, fana Netflixa i innych platform streamingowych, który zawsze usiłował wymigać się z tych najgroźniejszych akcji z poobijanym tutaj cwaniakiem, ale przecież… nie był sobą. Zapewne to hasło przyjdzie mu powtarzać bardzo często w kontekście wyrzutów sumienia, które teraz spały bezpieczne, odurzone oparem wszystkiego co mógł się nawzdychać. I on chciał zasnąć, powstrzymać ten paroksyzm bólu, który z każdym uderzeniem nieznanego mężczyzny przybierał tylko na sile. Z tym, że najwyraźniej prócz pięści Nathaniel niósł w rękach ekspresowy odwyk, bo z obitymi tkankami pojawiała się u Remingtona coraz większa świadomość. Paradoks, całe ciało, ubijane jak kawał mięsa i opuchnięte z każdej strony budziło się z długiego letargu i wracała przytomność.
W najgorszym momencie, ale najwyraźniej karma czy też Bozia przypomniała sobie o nim i postanowiła nagle zaopatrzyć go w bystrość umysłu, do którego z wolna docierały bardzo zabójcze bodźce. Te związane z bólem, który pulsował dotkliwie po każdym uderzeniu, szczypał, gdy tylko do krwi dostał się świr i sprawiał, że Dick po raz pierwszy w życiu na trzeźwo (umiarkowanie, ale przecież aż tak naćpany nie był) wychodził ze swojego ciała i z boku przyglądał się całemu zajściu. Co zabawne, nawet jeśli duchowo odpływał to i tak odczuwał każdego z siniaka i mógł błagać o litość.
Albo sobie odpuścić, bo gdy ten psychopata (bo kto napada na niewinnych mężczyzn w porcie) zaczął go dusić, spojrzał na niego całkiem bystro i pokręcił głową.
Jak na razie nie zamierzał wiązać swoich planów z dziewczyną, która rzuciła na niego klątwę, więc ten jegomość mógł być spokojny. I puścić go do cholery, bo się dusi! Jego ręce zawisły w powietrzu, bo usiłował złapać mężczyznę za ramiona i odciągnąć go od swojej szyi. Na próżno, wydawało mu się, że one pierwsze zwiotczały i nie było nadziei na ratunek.
A potem wszystko się kończyło, a jego płuca zaczerpnęły powietrza. Poczuł się dosłownie jak ta pieprzona ryba wyrzucona z powrotem do oceanu i nie mógł się nasycić tym tlenem, który teraz równym rytmem przebiegał przez płuca i sprawiał, że nareszcie mógł zakaszleć. Zaraz, od kiedy krew tak trzeszczała?
Z rozpaczą odkrył, że gubi swoje bezcenne (a kupione za ogromne pieniądze) licówki i spojrzał na Nathaniela z odrazą.
- Ty chory pojebie, nie daruję ci tego! – zapewne tak chciał brzmieć, ale ilość krwi w ustach i brak uzębienia sprawiał, że niewiele z tych słów pozostało i zamiast unieść się na nogi i spieprzać (czego nie byłby w stanie zapewne wykonać), zaczął zbierać swoje własne zęby, rozrzucone o chodnik. – Viny, moje zęby! – wykrzyknął znowu i nie było wiadome czy był świadomy czy już w malignie, bo choć słyszał z oddali jej głos i prośbę o to, by nie zasypiał, nie mógł tego uczynić.
Zwłaszcza że pachniała tak ładnie i choć była cała we krwi jak i on to na chwilę poczuł uderzającą błogość. To już nie był narkotyczny i schizofreniczny sen, a zwykła utrata przytomności, wywołana zapewne tępym urazem głowy.
Mógł mieć tylko nadzieję, że jeszcze dane mu będzie się obudzić, choć nie wiedział czy chce, będąc szczerbatym i bardzo poobijanym dzieciakiem na kolanach dziewczyny sprowadzającej na niego śmierć. Co za samospełniająca przepowiednia!

Nathaniel Hawthorne
Divina Norwood
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Potrzebował tych kilku sekund, w których mógł przyjrzeć się Divinie. Pomogły mu one chociaż na moment zatrzymać tę samonapędzającą się machinę jaką była jego wściekłość w połączeniu z agresją i strachem o dziewczynę. Delikatny dotyk jej palców na jego dłoniach, był impulsem, który pozwolił Nathanielowi przekonać siebie samego do tego, że V mimo obrażeń, nie jest w tak kiepskim stanie. Nie znaczyło to wcale, że się o nią nie martwił; niczego tak nie pragnął jak zabrać ją daleko od tego miejsca by móc opatrzeć jej rany i zapewnić bezpieczeństwo. Warknął więc cicho, gdy Norwood zamiast zostać z nim, ostatkiem sił dostała się do tego gnoja, który jęczał zwijając się na ziemi nieopodal.
- V? V, co ty robisz? - Nate oczywiście kompletnie nie pojmował dlaczego ta głupia dziewucha zamiast uciekać, zaczęła litować się nad tym krwawiącym ścierwem. - Zostaw go, niech zdycha... Zasłużył sobie - wycedził przez zęby spoglądając na Dicka z odrazą i niechęcią. Oczywistym było, że jego reakcja była bezpośrednią odpowiedzią na to co Remington zrobił Norwood. Nie miał zielonego pojęcia kim był człowiek, którego niemal nie skatował na śmierć. - Przestań się nad nim litować - dodał łapiąc dziewczynę za ramię i próbując odciągnąć od mężczyzny, ale wtedy ten postanowił się ponownie odezwać. - Zamknij pysk! - Syknął, ale nie zrobił nic więcej, bo gdy złapał za ubranie Dicka, Divina powstrzymała go przed wykonaniem jakiegokolwiek innego ruchu.
Nathaniel każdą komórką swojego ciała pragnął zabić Remingtona i tylko anioł stróż w postaci V, powstrzymywał go przed tym. W innych okolicznościach, martwe truchło Dicka znaleziono by kilka dni później, a Nate pewnie dowiedziałby się o tym kogo zabił z porannych wiadomości.
- Co? Oszalałaś? Czemu chcesz pomagać temu skurwielowi? - Norwood niejednokrotnie zaskakiwała Hawthorne'a tą swoją świętobliwością, ale na litość boską, są pewne granice! - Zapomnij. Zostaw to gówno, dostał to na co zasłużył - dodał pospiesznie i ponownie chciał odciągnąć dziewczynę, ale na darmo. - Kurwa - przeklną pod nosem, po czym ze swego rodzaju zrezygnowaniem złapał Richarda i dość brutalnie zaciągnął w stronę auta, gdzie zatrzymał się przed bagażnikiem, czekając aż ten automatycznie uniesie się do góry. - Twój dług znów urósł, V - wymruczał spoglądając na Norwood, aczkolwiek jego słowa wcale nie miały mieć pokrycia w rzeczywistości. Po prostu jego samego nigdy nie byłoby stać na taki akt miłosierdzia i wszystko co robił, robił tylko ze względu na Divinę. - Przeszukaj go; potrzebujemy jakiegoś adresu - Rozkazał dziewczynie. - I nawet nie myśl, że zostaniesz by go opatrzeć... Jedziesz do mnie - dodał dla ścisłości, bo Norwood sama potrzebowała pomocy i absolutnie nie powinna przejmować się kimś takim jak Remington.

Divina Norwood
Dick Remington
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Adrenalina skutecznie znieczulała obrażenia, więc przez te kilka chwil Norwood nawet nie myślała o tym, w jakim jest stanie, nie czując niczego, poza przerażeniem o życie Dicka. Nie miała wątpliwości, jakby to wszystko się skończyło, gdyby jej tutaj nie było, ale nie przypisywała sobie żadnych zasług, a już na pewno nie roli anioła stróża, bo przecież gdyby nie pojawiła się w życiu Remingtona, to ten nigdy nie byłby w takim położeniu, w jakim znajdował się teraz. Musiała więc dołożyć kolejnych starań, by jego życie nie wzbogaciło obszernej listy ofiar, które plamiły rachunek sumienia Diviny.
- Spokojnie, nie myśl teraz o tym, nie ruszaj się - łkała, ale sama była przerażona widokiem zębów mężczyzny i sama zbierała je, nie wiedząc nawet, że to licówki, po prostu w panice chciała mu pomóc i też zapewnić go, że on sam nie musi podejmować żadnych działań. - Przepraszam - powtarzała przy tym wszystkim wiele razy, jakby sama nie padła ofiarą pobicia. Była przerażona, ale najwyraźniej nie aż tak skołowana, jak sam Hawthorne, który po pierwszych słowach skierowanych do niej, złapał ją i w pierwszej chwili odmówił pomocy, o którą Viny pierwszy raz bezpośrednio go poprosiła.
- To jest żywy człowiek! - podniosła głos, a zdarzało jej się to niezwykle rzadko. - Jak pan może tak go nazywać?! - zapytała przez łzy, wręcz boleśnie wykrzykując te słowa, ale jej postawa miała ulec całkowitej zmianie, gdy po przekleństwie kaleczącym jej uszy, Nathaniel postanowił ponieść Richarda. Oczywiście były w niej obawy, co zrobi, ale po tych słowach o długu nieco jej ulżyło. - Zrobię co będzie trzeba, dziękuję - odpowiedziała naprędce, dbając o to, jak się dało, by chociaż nieco tą podróż Remingtonowi ułatwić, bo gangster niestety nie obchodził się z nim delikatnie. - Ale nie możemy go tak po prostu rzucić w mieszkaniu - znów przerażenie dało o sobie znać, gdy Nathaniel wspomniał, że nie będzie mogła zająć się strażakiem. Postanowiła jednak, że ta kwestia może chociaż nieco poczekać i zaczęła gorączkowo dotykać kieszeni mężczyzny, ale potem w przerażeniu po prostu delikatne poklepała go po poliku.
- Richardzie, proszę, nie zasypiaj. Nie zasypiaj - błagała płaczliwie, z bólu nie czując już oczu, a to zabawne, bo reszta jej ciała była w gorszym stanie, ale to nadal odsuwała od siebie, nie pozwalając nerwom na doprowadzenie informacji o bólu do odpowiedniego ośrodka w mózgu. - Musisz mi powiedzieć, gdzie mamy ciebie zawieźć - błagała, licząc na cud. - To nasza jedyna szansa - dodała, wierząc, że jakoś te kilka słów uda jej się usłyszeć. Poza tym, kiedy sam Remington został wpakowany do bagażnika, Divina bez zastanowienia także się do niego władowała, a widząc zszokowane spojrzenie Hawthorne'a, znów spojrzała na niego błagalnie.
- Przecież nie może tak sam jechać - wyjaśniła, trzęsącymi się dłońmi próbując jakoś otrzeć krew i zrobić cokolwiek, co jakoś mogłoby pomóc, chociaż jednocześnie tak dobitna była świadomość, że w zasadzie może niewiele. - Nie wiem co robić - zawyła, będąc w jakimś dziwnym stanie, w którym przerażenie miesza się z obłędem. - On nie może umrzeć, nie może... błagam, Boże... - skoro Hawthorne nie chciał pomagać, to może chociaż pospiesznie wyrzucone błaganie do stwórcy, tylko, że ten nie odpowiadał, więc ponownie pozostał gangster. - Niech pan obieca, że on przeżyje - kolejna bezpośrednia prośba, a może nawet żądanie, ale wierzyła, że tego zapewnienia potrzebuje bardziej, niż opatrzenia własnych ran.

Dick Remington
Nathaniel Hawthorne
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Nie miałby nic przeciwko, gdyby udało mu się w trakcie wyzionąć ducha. Wprawdzie nie sądził nigdy, że przyjdzie mu zginąć bez zębów i że zakład pogrzebowy będzie miał z nim więcej roboty niż z tym kolesiem z Ojca chrzestnego, ale nie dzięki temu nie zrobiłby już nigdy nikomu krzywdy. Pocieszenie, które wbrew pozorom było warte tego, by zatracić się do reszty w tym bólu, dać receptorom bodźcom przejąć kontrolę i dać sobie szansę na reset. Nie wiedział jeszcze w co wierzy, ale w momentach, gdy zamykał oczy, czuł tylko wszechogarniającą go ciemność i pustkę.
Dla człowieka, któremu od lat towarzyszył ogromny potwór, który trzymał w szponach jego nałóg, ta martwa cisza, tak podobna do tej na spokojnym morzu wydawała się wybawieniem.
Dick Remington nie potrzebował Boga ani raju z nagimi dziewicami – pragnął jak ta ostatnia ofiara zwykłego spokoju i sądził, że jest on na wyciągnięcie ręki. Gdyby tylko udało mu się znieść głosy wokół niego, szarpanie, przenoszenie i wreszcie potrząsanie, już znalazłby się w krainie wiecznego milczenia.
Nie przypuszczał, że kiedykolwiek mógłby być szczęśliwy jako człowiek martwy, ale najwyraźniej kokaina zatracała w nim istotę ludzką bez reszty i sprowadzała jego życie do zwykłych instynktów, zupełnie jak u drapieżnika. Ten zaś zaatakował, poniósł porażkę i teraz pozostawało mu jedynie poddanie się. Nie, nie dyplomatyczne jak u człowieka z wywieszoną białą flagą. Raczej jak u zwierzęcia, który przymyka oczy i sygnalizuje, że zadanie wykonane, że już nie zniesie więcej urazów. Przedstawienie skończone, rozejść się.
- Dajcie mi już spokój – wydyszał więc gdy wreszcie został ułożony na jakimś podłożu i choć pachniało tam benzyną, nie zląkłby się nawet, gdyby zaczął się palić. Nie z odwagi – przecież był tchórzem nie z tej ziemi – ale z powodu lenistwa, to pewnie przez tę cechę leżał tak bezwładnie i tylko parująca wszędzie krew nie pasowała mu do tego obrazka. To właśnie ona sugerowała, że już umiera i był gotów to zaakceptować, bo bolało jakoś coraz mniej i miał wrażenie, że coraz łatwiej zaczyna zasypiać.
Jako dziecko marzył o takiej umiejętności, więc i jak nieznośny bachor skrzywił się teraz, gdy Divina wspomniała coś o adresie. Miał jakiś? Właściwie jak on się nazywał? Kim był? Mózg najwyraźniej nie pracował na najwyższych obrotach, bo żadne z tych pytań nie znalazło odpowiedzi, a on uniósł powieki z ogromnym bólem, by spojrzeć na dziewczynę.
- Przepraszam – i choć ona nie wiedziała, bo go nie znała przecież poza cmentarzem, Dick nikogo w życiu nie przepraszał, bo nie umiał, więc to było ważniejsze niż jakikolwiek adres czy fakt, że potrzebował lekarza. – Ja muszę zasnąć, Viny. T e r a z – i na dobre, chciałoby się rzec, ale jeśli istnieje jej Bóg to pewnie wyrwie go ze snu i każe mu srogo za to wszystko zapłacić. Złapał jednak jej dłoń i położył na swoim sercu, które nie tylko biło w nierównym, ale jednak rytmie, ale też w kieszonce bluzy był też portfel.
Bezduszna analogia człowieka, który nade wszystkim ukochał pieniądze. I dlatego był przeklęty.

Nathaniel Hawthorne
Divina Norwood
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Obserwując w jaki sposób Divina postępuje wobec Dicka, Nathaniel czuł jak wkurwienie w nim narasta. Jeszcze kilkanaście minut wcześniej ten człowiek bezdusznie katował dziewczynę, a ona zachowywała się tak, jakby kompletnie nie miało to znaczenia. Litowała się nad tym skurwysynem, który zasługiwał na to by zdechnąć, a tym czasem Nathaniel wbrew własnej logice i naturze, także się nad nim zlitował zabierając go do swojego wozu.
-Co ty odpierdalasz? - Zapytał wściekły, gdy Norwood wlazła do bagażnika. Nie było mowy, aby Nathaniel zgodził się na to, by Divina jechała wraz z Dickiem. Co więcej, Hawthorne miał już serdecznie dość tego cyrku i powoli tracił resztki cierpliwości. - Wyłaź z bagażnika, V - rozkazał, ale jak miał się przekonać, dziewczyna absolutnie nie chciała go posłuchać, a może nie była wstanie tego zrobić, bo przejmowała się zupełnie czymś innym. Obsesja z jaką błagała by Dick przeżył była dla Nate'a nie do zniesienie i zrozumienia, bo jego obrzydzał sam widok mężczyzny powoli tracącego przytomność w jego wozie, a dziewczyna zaś zachowywała się tak jakby nic poza nim na świecie nie miało znaczenia. - Nie przeżyje najbliższych sekund jak nie wyjdziesz z tego bagażnika, V - Oczy Nathaniela przepełnione były furią i wściekłością, gdy spoglądał na Divinę jednocześnie przykładając lufę pistoletu do skroni Dicka. - Rozpierdolę mu łeb, obiecuję - dodał, po czym odblokował spust, aby Norwood nie miała wątpliwości co do jego słów.
Całe szczęście posłuchała, a gdy opuściła bagażnik, Nathaniel sam przeszukał Dicka, by wreszcie wyciągnąć jego portfel i odnaleźć w nim informację o tym, gdzie powinni pojechać. Sam fakt, że zamierzał odwieźć tego śmiecia do domu, był niepojęty dla Nate. Jednocześnie gangster wiedział, że jedynym powodem dla którego robił to wszystko była Divina. Zaś jej stan wprawiał go w jeszcze większe rozgniewanie, bo wyglądała strasznie, a mimo wszystko lamentowała nad losem chuja, który ją pobił, zamiast skupić się na sobie.
- Ja pierdolę... V! - Warknął, spoglądając na nią i chociaż był wściekły to, po tym jak jego wzrok spoczął na pokrytej krwią i zadrapaniami twarzy Norwood, jego rysy złagodniały. Chciał w pierwszym odruchu jej coś powiedzieć, oznajmić, że ma jej dług u niego ponownie wzrósł, ale ostatecznie nie powiedział nic. Tylko pod naporem jej błagań otworzył ponownie bagażnik i z brutalnością wyciągnął z niego Dicka, aby zaraz potem wrzucić go na tylne siedzenia samochodu. - Obiecuję, że zapierdolę cię jak kiedykolwiek wejdziesz mi w drogę - warknął do mężczyzny, bo to był jedyny sposób w jaki mógł rozładować swoją agresję względem niego. Zaraz potem wsiadł za kierownicę i ruszył w kierunku domu Dicka, zastanawiając się nad tym, czy pewnego dnia, z czystej krnąbrności i podłości, nie spełnić swojej groźby i nie zamordować go z zimną krwią.

Dick Remington
Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Była tym wszystkim przerażona, a obawa o stan Dicka przysłaniała jej ocenę własnego zdrowia. Adrenalina działała jak najlepsze znieczulenie, wyciszając układ nerwowy. Nie myślała o tym, że ból jeszcze da o sobie znać, podobnie, jak zmęczenie. Nie zwracała też uwagi na podartą spódnicę i liczne zadrapania na ciele, bo ona była przytomna i chociaż sama się temu dziwiła, wiedziała, że jej Nathaniel nie skrzywdzi, ale nie była tez na tyle pewna tego człowieka, by nie musieć się martwić o bezpieczeństwo Remingtona.
- Nie mogę go tu zostawić w takim stanie! - zawołała do Hawthorne'a, ani myśląc słuchać jego polecenia. Z resztą w tamtym momencie i tak bardziej skupiona była na Richardzie, który coraz bardziej tracił kontakt z otoczeniem. Uniosła jednak wyżej brwi, gdy ją przeprosił i nie musiała wiedzieć, jaką to było dla niego rzadkością, aby to doceniła. Bo może tak dotkliwie już dawno jej nie pobito, ale zdecydowanie częściej obrywała, niż słyszała jakiekolwiek przeprosiny.
- Po prostu się trzymaj, nic ci nie będzie, wyjdziesz z tego - zapewniała strażaka, kiedy ten próbował zasnąć. Nie miała już serca odwodzić go od tego pomysłu, poza tym pozwoliła mu złapać swoją dłoń, a kiedy ułożył ją na sercu wyczuła portfel, tylko, że nie zdążyła nic więcej zrobić, bo Nathaniel zaraz wyciągnął broń i cóż... zrobiło jej się niedobrze ze strachu
- Niech pan się opanuje! - zawyła, bo nie rozumiała takiego zachowania. Chyba zdecydowana większość osób żyjących na tym świecie nie była zaznajomiona z sytuacjami, w których ktoś sięgał po broń palną. Nie miała pojęcia, jak powinna się zachować, podobna scena wydawała się być odrealniona od rzeczywistości, ale podziałała dość dobrze, bo faktycznie wypadła z tego bagażnika, jednocześnie chcąc wierzyć w to, że w razie czego Hawthorne nie byłby w stanie pociągnąć za spust. Patrzyła teraz, jak go przeszukiwał i z trudem stała na nogach. - Ostrożnie... w kieszonce na sercu - wyjaśniła, bo domyśliła się co też gangster wyprawia. Kręciło jej się w głowie, zjazd był coraz bliższy, ale jeszcze jako tako dawała radę. Mimo to powoli bodźce bólowe zaczynały do niej docierać. Mimo zadrapań i stłuczeń, najbardziej doskwierał jej brzuch, jakby coś tam pękało przy każdym oddechu. Nie oznaczało to jednak, że się podda, że zapomni o stanie Remingtona. - Błagam, jeszcze coś mu się stanie, jak będzie jechał w bagażniku... proszę, on musi być bezpieczny -lamentowała w dalszym ciągu i chyba się opłaciło, bo ostatecznie Richard znalazł się na tyle samochodu, a ona sama została usadzona na miejscu pasażera, skąd dosłyszała groźby Nathaniela w stosunku do strażaka.
- Niech już pan przestanie mu grozić! Jest ledwo przytomny! Chciał mi pan pomagać, więc błagam, niech obieca pan, że on nie zginie - łzy płynęły po jej twarzy, kiedy samochód ruszył w znanym Nathanielowi kierunku. Rozpacz przynajmniej była czymś na czym mogła się skupić, ale powoli odpadała sama z sił. Złapała się za brzuch i dopiero teraz dostrzegła, że musiała jakoś krzywo upaść, bo chyba miała wybity palec. Zabawne, wystarczyło na niego spojrzeć, a ból zaczął stawać się nieznośny. Nie mogła o tym myśleć, musiała skupić się na RIchardzie. - Przeprosił mnie, to dobry człowiek... dobry, zagubił się - mruczała ni to w rozpaczy, ni w jakimś zawieszeniu. Już nie wiedziała, co ma robić, ale wierzyła, że będzie dobrze. Chociaż przyszła jej do głowy jeszcze jedna myśl. - Mógłby pan wysłać do niego lekarza - te słowa bardziej przypominały jęknięcia, niż rozmowę, bo bez adrenaliny ignorowanie własnego stanu nie przychodziło jej już tak lekko, ale i tak całkiem dobrze panowała nad tym wszystkim. - Ja to odpracuję - obiecała jeszcze, patrząc na niego tymi swoimi ciemnymi ślepiami, jednocześnie czując się tak niecodziennie z tym, ile razy już dzisiaj prosiła go o pomoc.

Dick Remington
Nathaniel Hawthorne
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Nie zarejestrował faktu w którym momencie z kata stał się ofiarą. Tak naprawdę chyba nadal czuł się winny, ale uderzenia Nathaniela sprawiły, że zamiast martwić się o to, że jest zjebem, myślał o zębach. Brzmiało to jak bardzo nieśmieszny żart, ale przecież nie do końca był przytomny i świadomy, a na dodatek dziwna, wręcz patologiczna relacja Diviny z tym gościem sprawiała, że jednocześnie wszystko było tragiczne i śmieszne.
Poprawka, pamiętał czasy w których matka mówiła mu, że przyjdzie taki dzień w którym wszystko będzie tak straszne, że usiądzie na chodniku i zacznie się śmiać. Wówczas wydawało mu się abstrakcją i absolutną fantasmagorią wymyśloną przez starą ćpunkę, jaką była jego rodzicielka, ale obecnie był bogatszy o doświadczenia i mógł przyznać jej rację. Tyle, że zamiast znaleźć się na krawężniku pełnym jego krwi, podróżował jakimś eleganckim samochodem wprost pod swoje drzwi.
Zasłużył na śmierć i był ją gotów przyjąć w swoje ramiona. Żadne z nich – ani zapalczywy gangster ani tym bardziej religijna dziewczyna z cmentarza – nie zdawali sobie sprawy, jakim błogosławieństwem byłoby odejście z tego świata dla kogoś tak uzależnionego jak Remington i choć chciał żyć (instynkt przetrwania to potworna suka) to i tak przez myśl przebiegało mu najbardziej żałosne i po co to wszystko.
Dlatego, gdy usłyszał groźbę Nathaniela roześmiał się dźwięcznie, tak jakby tylko może zrobić to człowiek bez uzębienia i zapewne z urazem czaszki, o którym nie miał jeszcze pojęcia.
- Śmiało. Nie mogę się doczekać – i choć brzmiało to jak buta czy nawet bezczelność, prawda była zgoła inna. Ten człowiek nie mógł mu odebrać niczego, bo tak naprawdę staczał się po równej pochyłej i był przekonany, że prędzej czy później znajdzie się ktoś, kto postanowi go dopaść. Właściwie przyjąłby to z pocałowaniem ręki, gdyby tylko tym razem oszczędził jego zęby i głowę.
Nie zamierzał jednak zgrywać cwaniaka, tak właściwie to nawet mógł spróbować, ale zanim zdołał cokolwiek więcej dodać czy wystawić swoje pięści w geście walki, ponownie zemdlał.
Miał wrażenie, że błądzi gdzieś między snem, utratą przytomności, a chwilowym zerwaniem się do jaźni, która nagle wydawała się być koszmarem. Tacy ludzie jak on zazwyczaj zrywali się ze snu gotowi na piękne i wspaniałe życie, ale najwyraźniej i na niego przyszła pora, bo obecnie na głodzie i z poobijanym ciałem bardzo nie chciał się obudzić.
Co gorsza, miał wrażenie, że mimo psychicznej pobudki jego ciało nie nadąża i jest objęte paraliżem. Usiłował krzyczeć, poruszać się, ale nie mógł i wówczas bardzo prędko usiłował zasnąć. Na próżno, wciąż był przytomny, choć nie mógł tego pokazać. Ani temu patologicznego skurwysynowi, który doprowadził go do tego stanu ani Viny, która błagała.
Na próżno, miał ochotę pokazać jej, że to na nic, ale zamiast tego dał się po prostu porzucić w swoim mieszkaniu jak zranione zwierzę na wykończeniu. Sądził, że eutanazja zawsze jest aktem litości, więc najwyraźniej na nią nie zasłużył, bo zanim się obejrzał, jego kat wyszedł, zabierając jedyną jego szansę na zakończenie tego cierpienia.
I gdy tylko zamknęły się za nimi drzwi, sam Remington przymknął oczy i zasnął. Łudził się, że już snem wiecznym.

koniec <3

Nathaniel Hawthorne
Divina Norwood
ODPOWIEDZ