kierowca karawany — The Last Goodbye
32 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Jak się nie ma co się lubi, to się kradnie co popadnie.
✶ 1 ✶
Bywały dni, kiedy było po prostu zwyczajnie źle, ale były też takie, kiedy wszystko wydawało się jeszcze bardziej chujowe niż zwykle. Augustus mógł na ten temat powiedzieć całkiem sporo, zwłaszcza, że w ostatnim czasie egzystencjonalny kryzys nie opuszczał go prawie w ogóle. Niektórzy uważali, że to przez niedawną rocznicę śmierci Evana i prawdopodobnie mieli rację, bo choć Sinclair był trochę uczuciowym dzbanem i nie mówił wprost o co chodziło, to całkiem łatwo można było się tego domyślić. Jego zachowanie i częste odwiedziny na cmentarzu, nawet poza godzinami pracy były wystarczająco wymowne, więc naprawdę nietrudno było o wyciągnięcie sensownych wniosków. Zresztą, czy to w ogóle było dla kogokolwiek istotne? Za jakiś czas wszystko wróci pewnie jako tako do normy, a tymczasem przez kilka kolejnych tygodni będzie sobie chodził obrażony na cały świat, prowadził głębokie rozważania na temat swojego życia, zastanawiając się, co do chuja poszło nie tak i upijał się w okolicznych barach w których z pewnością był już przez obsługę kojarzony.
Apropo picia! Dzisiaj niestety musiał nieco odłożyć w czasie swoją samotną libację, bo w ostatniej chwili dostał telefon z pracy. Przez chwilę nawet kusiło go, żeby zwyczajnie nie odebrać, ale ostatecznie chyba wolał nie ryzykować, bo nie mógł pozwolić sobie na utratę roboty. Ally mu ją załatwiła, żeby mógł stanąć na nogi i miał jakąś stabilizację w życiu, więc chociaż tego nie chciał spierdolić... no a poza tym potrzebował pieniędzy, bo na finansową pomoc ojca niestety nie miał już chyba co liczyć. W każdym razie, przed wizytą w barze zaliczył jeszcze w ramach pracy kurs między mieszkaniem jakiegoś starszego małżeństwa a domem pogrzebowym, z obowiązkowym szybkim przystankiem w jakiejś burgerowni, która akurat była po drodze, bo nawet nie zdążył zjeść dzisiaj obiadu. Przy okazji naszły go refleksje, że pewnie powinien posprzątać te wszystkie puste opakowania po jedzeniu na wynos walające się pod fotelami, bo to jednak kiepska wizytówka i trochę tak nie wypada.
Ogarnął się z robotą w miarę sprawnie, zabrał jeszcze psa na szybki spacer, by ostatecznie, jakieś dwie godzinki później wreszcie dotrzeć do Shadow i zamówić upragnioną whisky, która chodziła za nim od rana. Zaczęło się niewinnie, od jednej szklaneczki, później poszła następna, a później Augustus przestał liczyć, bo chyba wolał nie wiedzieć, ile pieniędzy bezsensownie przepija - życie w błogiej nieświadomości było lepsze. Do tego dochodziły oczywiście częste przerwy na fajki, niestety, podczas którejś z kolei nie mógł znaleźć zapalniczki, którą na sto procent miał w kieszeni jeszcze chwilę wcześniej.
- Kurwa - rzucił cicho, nie przestając obmacywać kieszeni, w nadziei że zapalniczka jednak się znajdzie. Oczywiście nic z tego. Musiała mu gdzieś wypaść a to oznaczało, że raczej już jej nie odzyska. - Masz pożyczyć zapalniczkę? - zagadnął stojącego kawałek dalej faceta, dopiero po chwili rozpoznając w nim jednego z barmanów. Pytanie można było w zasadzie uznać za retoryczne, bo skoro palił to raczej oczywiste, że tą zapalniczkę posiada, ale Sinclair wypił już dzisiaj wystarczająco, by nie zastanawiać się za bardzo nad tym, czy dobrze formułuje pytania.

Luke Winfield
niesamowity odkrywca
Brysia
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
#8

Praca barmana chyba już oficjalnie powinna zasilić szereg zawodów zaufania publicznego. Bywały takie wieczory, że robił za opasłego pana z konfesjonału, psychoterapeutę i adwokata, czasami nawet w jednym czasie. Wiadomo, alkohol robił swoje i rozwiązywał klientom język, ale sam Luke był też na tyle kontaktowy, że niektórzy z miejsca sprzedawali mu historię swojego życia. Winfield nie robił tego celowo, nie wyciskał z klientów informacji, nie zapisywał w pamięci czy jakimś tajnym pamiętniczku tych zwierzeń, ani też nie zamierzał ich wykorzystywać w jakikolwiek sposób. Po prostu słuchał i od czasu do czasu o coś dopytywał, tak żeby klient mógł wyrzucić z siebie całą żółć dotyczącą życia. Oczywiście w międzyczasie dolewał kolejne porcje alkoholu, coby i bar zarobił swoje. Nie ma się co oszukiwać, dopóki klient płacił (i zostawiał przy tym dobre napiwki), to dalej, niech pije na umór.
Dzisiejszego wieczoru nie było inaczej. Było głośno, gwarno, część ludzi przyszła z grupą znajomych, inni z kolei w samotności kontemplowali zawartość kieliszka. Większość z tych samotnych byczków Luke już kojarzył. Nie dlatego, że miał taką zajebistą pamięć do twarzy, ale niektórzy bywali tutaj tak często, że już śmiało mogli nosić łatkę stałego klienta. Kojarzył już tych bardziej problematycznych, przy obsłudze których utrzymywał kontakt wzrokowy z ochroniarzem, ale też tych, którzy upijali się na smutno i kurwili na wszelakie imiona damskie i męskie.
Zerknął na zegarek i stwierdził, że nadszedł czas oczekiwanej przerwy. Podpytał paru ludzi z obsługi, czy ktoś nie chciałby iść z nim, ale wszyscy palący byli już po, więc po pokazaniu im kumpelskiego środkowego palca, wyszedł na zewnątrz.
Po odpaleniu wyczekiwanego papierosa dym powoli wypełniał jego płuca, nakarmiony potencjalny rak płuc pomasował się po brzuszku i barman od razu poczuł się lepiej. Z zamyślenia wyrwało go pytania faceta, który stał obok i obmacywał kieszenie, wyraźnie czegoś szukając.
- Jasne, trzymaj - rzucił mężczyźnie zapalniczkę - Myślałem, że nikt nie pali już tradycyjnych. Ostatnio wszędzie widzę e-fajki i IQOSy, totalnie to do mnie nie przemawia. Jak się truć, to na pełnej - stwierdził kiwając z dezaprobatą głową - Chujowy dzień? Chujowy miesiąc? Dekada? - zgadywał unosząc brew i zaciągając się fajką. Kojarzył z widzenia faceta, który poprosił go o zapalniczkę i chyba nawet dzisiejszego wieczoru robił mu wielką dolewkę whisky.

Augustus Sinclair
kierowca karawany — The Last Goodbye
32 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Jak się nie ma co się lubi, to się kradnie co popadnie.
Coś w tym było, że większość barmanów bez problemu powinna móc wpisać sobie w CV psycholog, tudzież właśnie spowiednik, i to drugie byłoby chyba nawet bardziej adekwatne, a przynajmniej w przypadku Augustusa, który nie liczył absolutnie na nic poza wysłuchaniem - albo przynajmniej udawaniem, że się go słuchało. Gdyby potrzebował pomocy (a nie potrzebował, bo i tak nic nie było w stanie przywrócić życia Evanowi i wymazać z jego pamięci kilku koszmarnych miesięcy odsiadki), to by poszedł do kogoś, kto miał kwalifikacje i zdzierał grube pieniądze za każdą wizytę. Z łzawymi historyjkami o swoim podłym życiu chodził natomiast do ludzi polewajacych alkohol, bo po pierwsze, kiedy wypił to łatwiej mu było się otworzyć a po drugie, nieznajomym ludziom jakoś łatwiej było się zwierzyć, bo prawdopodobnie następnego dnia już i tak o wszystkim zapomną - w końcu niby z jakiego powodu mieliby przechowywać w pamięci pijacki bełkot jakichś przypadkowych pomyleńców z baru. Dlatego właśnie nie miewał oporów przed żaleniem się barmanom na swoje życie, czyli dokładnie na odwrót niż kiedy rozmawiał z którąś z tych nielicznych osób na których mu zależało, bo akurat im zdecydowanie wolał tego oszczędzić.
Na szczęście los chociaż w jednym był dziś dla niego łaskawy i udało mu się pożyczyć tą upragnioną zapalniczkę.
- E-fajki to gówno, boże. Dobrze, że chociaż ktoś się ze mną zgadza! - On też zdecydowanie był tradycjonalistą jeśli chodzi o palenie a wszelkimi nowoczesnymi zamiennikami dość otwarcie pogardzał i raczej nic nie wskazywało na to, że kiedykolwiek coś się w tej kwestii zmieni. Fajki to fajki, nic nie było w stanie odpowiednio dobrze tego zastąpić. - Chujowe życie - oznajmił, takim tonem jakby to było coś bardzo oczywistego. Miał wrażenie, że w ostatnim czasie widać to po nim bardzo mocno, a za każdym razem kiedy przypadkiem spojrzał w lustrze na swoją udręczoną twarz, tylko utwierdzał się w tym przekonaniu. - Dwa lata temu zginął ktoś bardzo dla mnie ważny. Dosłownie tydzień temu wypadała rocznica śmierci. A żyłby nadal, gdyby nie głupota kogoś innego - zaczął opowiadać dosyć z dupy, świadomy tego, że pewnie i tak nikogo to nie obchodziło, ale poczuł się minimalnie lepiej, kiedy wyrzucił to z siebie na głos. - Jakie to jest, kurwa, niesprawiedliwe - dodał z rozgoryczeniem, mocniej zaciągając się papierosem. A skoro już zaczął temat Evana to pewnie pozostawało tylko i wyłącznie kwestią czasu, nim zacznie opowiadać o swojej kilkumiesięcznej odsiadce. Teraz już nie krępował się rozpowiadać o tym na prawo i lewo, zwłaszcza kiedy wypił, choć czywiście za każdym razem przedstawiał wszystkim oficjalną wersję, według której padł ofiarą okropnej pomyłki i trafił do więzienia całkowicie niesłusznie - a powtarzał to kłamstwo już tyle razy i z takim przekonaniem, że czasami nawet sam zaczynał w nie wierzyć.

Luke Winfield
niesamowity odkrywca
Brysia
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke nienawidził psychoterapeutów i wszystkich zbliżonych temu specjalizacji. Głównie przez to, że jako dzieciak był ciągany przez rodziców adopcyjnych po różnych specjalistach, którzy przez dłuższy czas nie potrafili do niego dotrzeć. Wszyscy ostatecznie zrzucali wszystkie problemy wychowawcze, jakie sprawiał, na fakt porzucenia przez rodziców biologicznych. Bardzo, kurwa, odkrywcze i pomocne. Ale ile hajsu Winfieldowie musieli wydać na tę wiedzę tajemną, to już chyba nikt nie był w stanie zliczyć. W każdym razie, Luke również uważał, że czasami zdecydowanie lepiej i łatwiej wygadać się obcemu. Komuś, kto spojrzy na problem obiektywnie, może po części przez pryzmat swoich przeżyć, bez oceniania rozmówcy. Winfield dodatkowo dysponował doświadczeniem z setek odbytych rozmów z klientami na naprawdę rozmaite tematy - choć zdecydowanie najczęściej było to wylewanie smutku połączone z niewylewaniem za kołnierz. Zatem przypadek Augustusa absolutnie wpisywał się w jego specjalizację, o ile mógł to tak górnolotnie nazwać. Jasna cholerna, to serio brzmiało jak dobry wpis do CV!
Winfield przybił rozmówcy piątkę, kiedy ten również wyraził swoją pogardę względem nowoczesnych wyrobów tytoniowych.
- Okej, chujowe życie. To już cięższy kaliber - zdiagnozował wyznanie nieznajomego. Wysłuchał dalszej części kiwając ze zrozumieniem głową, przypatrując się uważnie mężczyźnie. Na jego twarzy wyraźnie malował się szczery ból połączony z rezygnacją i rozgoryczeniem - Przykro mi, stary - odparł szczerze Luke, klepiąc kumpelsko rozmówcę po ramieniu, w geście współczucia. Raczej nie był osobą, która przejmuje się przestrzeganiem granic przestrzeni osobistej innych ludzi, więc taki gest był dla niego całkiem naturalny, mimo że kompletnie przecież nie znał faceta - Mam nadzieję, że ten fiut chociaż za to odpowiedział - dodał po chwili. Nie znał oczywiście szczegółów śmierci Evans, ale brzmiało to tak, jakby kto nieumyślnie spowodował wypadek, w którym zginęła osoba tak ważna dla jego rozmówcy. Ponownie przytaknął głową słowom mężczyzny o braku sprawiedliwości - Coś w tym jest, skoro po tej planecie chodzą jeszcze ludzie, którzy już dawno powinni byli z niej zniknąć. Przydałby się jakiś pierdolony potop, żeby zmiótł tę cywilizację z powierzchni ziemi - stwierdził filozoficznie wpatrując się w dal. Nie miał na myśli nawet nikogo konkretnego. Przynajmniej obecnie, bo parę lat temu sam, przechodząc załamanie nerwowe, marzył wyłącznie o tym żeby świat przestał istnieć, a on razem z nim.
Zaciągnął się papierosem i przysiadł na krawężniku, wskazując miejsce obok siebie, jakby chciał powiedzieć: "Zapraszam na kozetkę, pierwsza godzina rozmowy gratis, za kolejne proszę chociaż rzucić sutym napiwkiem " - Wiesz, tylko czy to jest rozwiązanie? Czy to nie ten moment, o którym gadali nam starzy, że powinniśmy brać na klatę wszystko co dostajemy i zmierzyć się z tym? - och, jakże był w swoim żywiole, mogąc w końcu pogadać z kimś o sensie i bólu istnienia! Nawet, jeśli on był całkiem trzeźwy, a jego rozmówca pijany w sztok. Prawdę mówiąc, Luke uważał pijanych gości za dobrych rozmówców. Może czasami mieli problemy z wyartykułowaniem zdania, ale alkohol co do zasady rozwiązywał język i ludzie dawali upust swoim prawdziwym i szczerym myślom. Zero udawania, chowania się za utartymi konwenansami i udawania, że zgadzasz się z tym, co myśli i mówi 90 % społeczeństwa.

Augustus Sinclair
kierowca karawany — The Last Goodbye
32 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
Jak się nie ma co się lubi, to się kradnie co popadnie.
Augustus raczej nie miał zbyt wiele do czynienia z terapeutami, bo w żadnym momencie swojego życia ani przez chwilę nie widział takiej potrzeby. Nie było to wprawdzie zbyt obiektywne, biorąc pod uwagę, że pod niektórymi względami był nieco skrzywiony moralnie, ale sam kompletnie tego nie dostrzegał, swoje skłonności do kleptomanii i niezdrowy materializm za każdym razem próbując usprawiedliwić egoizmem - co oczywiście też nie było żadną dobrą cechą, ale według życiowej filozofii Gusa absolutnie każdy człowiek na świecie miał w sobie coś z egoisty. Czy to miało sens? Well, mógłby zacząć się nad tym zastanawiać, gdyby był choć trochę bardziej trzeźwy, a obecnie był raczej daleki od tego stanu. Ważne, że jedno było całkowicie jasne - jebać terapeutów. Oczywiście poza tymi, którzy stali za barem i polewali alkohol, bo z tymi Sinclair lubił sobie pogadać, zwłaszcza, kiedy wypił i akurat nie miał w pobliżu nikogo innego, do kogo mógłby się odezwać.
Cóż, krótkie i rzeczowe podsumowanie, jak najbardziej zgodne z rzeczywistością, bo karuzela życiowego spierdolenia kręciła się już od bardzo dawna, mniej więcej od momentu kiedy jako nastolatek, z powodu małżeńskich problemów rodziców, został wyrwany ze swojego spokojnego, nudnego życia i wrzucony w zupełnie nową rzeczywistość. Potem było już tylko coraz gorzej.
Trochę mu się zrobiło lepiej, kiedy usłyszał szczere współczucie. Ale tylko trochę, bo wiadomo, żadne słowa nie były w stanie sprawić, że nagle wszystko będzie dobrze.
- Niestety, za bycie umysłową amebą nikt nie wyciąga prawnych konsekwencji. - Umysłowa ameba była w zasadzie najłagodniejszym określeniem, jakie przychodziło mu teraz do głowy, bo w dalszym ciągu nienawidził tego cholernego gówniarza i całym sercem życzył mu najgorszej możliwej śmierci. Sam chętnie by mu w tym pomógł (albo tak mu się wydawało w chwilach największego kryzysu), ale z tego już nie wywinąłby się tak łatwo jak z finansowych przekrętów, bez względu na to, jak wielu i jak dobrych prawników załatwiłby mu ojciec. - Nieważne, to długa i spierdolona historia. Mam tylko nadzieję, że wyrzuty sumienia już nigdy nie będą dawały mu spać spokojnie. - Było coś niepokojącego w jego głosie, kiedy wypowiadał te słowa, aczkolwiek osobiście w ogóle tego nie zauważył. Ostatni raz zaciągnął się papierosem, rozejrzał się za jakąś popielniczką, ale niczego takiego nie zauważył więc ostatecznie rzucił niedopałek na ziemię, w razie czego przygniatając go jeszcze butem.
- Ta, chyba tak. Chociaż moi starzy też nie byli mistrzami mierzenia się z problemami. Matka wolała odejść z młodym kochankiem i w sumie tyle ją widziałem, a zdruzgotany ojciec stwierdził, że najlepszym pomysłem będzie rzucić wszystko i z dnia na dzień wynieść się razem ze mną i moim rodzeństwem z Oxfordu do Australii. Rozumiesz to? Na inny kurwa kontynent, tak kompletnie z dupy, bo tak! - Dalej nie mógł pojąć, co kierowało ojcem, oprócz tego, że w Lorne mieszkała jedna z jego sióstr. W Oxfordzie miał wszystko, a przyjeżdżając tutaj musiał zaczynać praktycznie od zera i początkowo niezbyt mu to wychodziło. Musiało minąć trochę czasu, zanim wziął się za siebie. Anyway, rodzina była kolejną rzeczą, nad którą mógł rozwodzić się godzinami kiedy już się odpalił. Tylko czekać, kiedy przejdzie do kurwienia na rodzeństwo i na to, jak bardzo nie szło się z nimi dogadać. - Może to dlatego czasem mam wrażenie, że tak bardzo nie potrafię w życie. Bo miałem chujowe wzorce. Brzmi jak coś, co mógłby powiedzieć jakiś pseudomądry terapeuta liczący sobie kilka stów za wizytę. - Prawie (ale tylko prawie!) się zaśmiał, bo wizja samego siebie na jakiejkolwiek terapii była dla niego szczytem absurdu i odklejenia. Naszła go nagła ochota, żeby przepić to wszystko jeszcze jedną szklanką whisky, więc kiedy tylko barman oznajmi że skończyła mu się przerwa, pewnie wejdzie do środka razem z nim, żeby smęcić mu dalej przy barze, jeszcze bardziej się przy tym upijając.

Luke Winfield
niesamowity odkrywca
Brysia
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Winfield również należał do teamu egoistów stawiających potrzeby swoje ponad potrzeby innych ludzi, więc na tym polu panowie mogliby śmiało przybić sobie piątkę. Był również wyśmienity w pisaniu sobie samemu świetnych usprawiedliwień, kiedy coś spierdolił. Jednocześnie w swoich oczach nie był złym człowiekiem. Uważał, że to po prostu wypadkowa różnych wydarzeń w jego życia sprawiła, że pewne negatywne cechy charakteru zostały u niego wyolbrzymione. Odtrącał swoje partnerki, bo sam niegdyś został odtrącony przez osoby, dla których powinien był oczkiem w głowie. Prowokował dymy skupiając na sobie uwagę, bo bał się że z czasem i rodzice adopcyjni przestaną go zauważać. Sam siebie potrafił zdiagnozować perfekcyjnie, tylko już  nie potrafił się wygrzebać ze swoich schematów, w których tkwił po uszy.
- Karma go dopadnie prędzej czy później. Od tego już się skurwiel nie wywinie - skomentował słowa o amebie umysłowej, zaciągając się papierosowym dymem. Nie był przesadnie przesądnym gościem, ale wierzył że tak samo jak dobro wraca, tak i zło powraca ze zdwojoną siłą. Także szczerze kibicował nieznajomemu - mimo że nie było to raczej zdrowe podejście - żeby tego chuja od wypadku szlag trafił i jego rozmówca odnalazł w tym ukojenie. Widział i słyszał w jego głosie, że ta sprawa dalej tkwiła w nim jak drzazga za skórą, której nie możesz się pozbyć.
- Udani ci Twoi starzy. Ojciec pewnie stwierdził, że jeden życiowy wstrząs to za mało dla jednego dziecka, więc czemu nie zafundować Ci dwupaku - zaszydził, kręcąc głową z niedowierzaniem, śmiejąc się przy tym delikatnie pod nosem - Zawsze to powtarzam, że ludzie przed zdecydowaniem się na dzieciaka powinni przechodzić obowiązkowe badania psychiatryczne. Zawsze, z a w s z e - powtórzył dla wzmocnienia przekazu - jak coś się jebie w życiu, to przyczyna leży w jakichś traumach, jakie zafundowali ci starzy. Moi biologiczni na przykład zapomnieli mnie zabrać spod sklepu monopolowego w nocy, kiedy miałem 3 lata. Kiedyś myślałem, że w sumie spoko, sam też bywam roztargniony i równie dobrze mi mogłoby się coś takiego przydarzyć, ale teraz jednak myślę, że to jakiś wyższy level spierdolenia umysłowego - podsumował z zaangażowaniem. Nieznajomy był kolejną osobą, która potwierdzała jego teorię, że jeśli rodzice coś spierdolą na wczesnym etapie życia, to potem wszystko sypie się jak domino. Niektórzy ludzie wygrywali na życiowej loterii i przychodzili na świat w pełnych, kochających się rodzinach. Inni z kolei od początku mieli pod górkę rodząc się w patologiach albo doświadczając traum serwowanych przez rodziców.
- No nie? Czasami mam wrażenie, że jak terapeuta dogrzebie się do jakiegoś problemu z dzieciństwa to potem wmówi ci, że nawet to że przypaliłeś jajecznicę wzięło się właśnie z tego - pokręcił z niedowierzaniem głową na kolejne słowa. Wzorce wzorcami, ale jak tu znaleźć rozwiązanie?
Dopalił swojego papierosa, dogasił go o krawężnik i w ślad za rozmówcą wyrzucił niedopałek w jakieś randomowe miejsce - Stary, muszę wracać do środka, bo pewnie zaraz ktoś mnie zacznie szukać. Dokończymy w środku, co? Poleję Ci kolejkę, na koszt firmy - zaproponował, po czym wstał z krawężnika. I tak miał już na pieńku z managerką Shadow, właśnie za takie akcje jak stawianie znajomym (czy jak teraz - nieznajomym) darmowych drinków, więc czemu niemiałby kontynuować tej tradycji. Wychodził z założenia, że w ten sposób buduje fajny wizerunek klubu, w którym człowiek znajdzie coś i dla ciała, i dla duszy - czyli i się napije, i zrzuci sobie z barków jakiś ciężar. Dzięki temu wielu klientów tam wracało, a o to chyba chodzi w tym biznesie, right? Poza tym czuł, że jego rozmówca potrzebuje się wygadać i nie wyrzucił z siebie jeszcze wszystkiego, więc czy istniały bardziej sprzyjające okoliczności niż barman polewający ci darmową whisky?

Augustus Sinclair
ODPOWIEDZ