obecnie nie pracuje — siedząc całymi dniami w domu
31 yo — 184 cm
Awatar użytkownika
about
There is no greater sorrow than to recall in misery the time when we were happy
Przechyliwszy lekko głowę do przodu, kciukiem i palcem wskazującym docisnął skrzydełka obolałego nosa. Krew, zgodnie z życzeniami, przestała sączyć się z tak brutalną gwałtownością, jak przed kilkoma chwilami — poza pulsującym bólem głowy i lepką cieczą, która przyozdobiła jego twarz, dłonie i koszulkę, po dawnej tragedii nie było ani śladu. Nieco pożałował, że gdy zaczął czuć się źle, zadzwonił do swojego lekarza. Na pytanie, czy wymagana jest karetka stanowczo odparł, że nie — potrzebował tylko, żeby ktoś do niego zajrzał. Dante nigdy nie bagatelizował stanu swego zdrowia, od dzieciństwa udając się do szpitala z każdą, najmniejszą nawet głupotą. Odkąd jednak kilka miesięcy temu utracił wzrok, przestał przejmować się każdym wypadkiem z równym przejęciem — kiedy po raz dwudziesty przewracasz się na prostej drodze, bo nogi plączą się w nieskoordynowanych ruchach, przestaje ci zależeć. Nic więc dziwnego, że zignorował tenże dzisiejszy nieprzyjemny wypadek; źle obliczona ilość stopni, zbyt śliska nawierzchnia i tak oto, jak skończony kretyn, spadł ze schodów. Uderzył się w głowę, pokrzyczał na ludzi i był pewien, że poza kilkoma siniakami nie stało się mu nic. A jednak mijała właśnie szósta godzina, w skroniach dudniło a przeklęty krwotok z nosa powtórzył się dwukrotnie. Czy jego ciało dawało mu znak, że coś uległo zmianie? Pogorszyło się? Ze zniecierpliwieniem oczekiwał jakiegoś lekarza, a gdy w końcu rozległ się odgłos dzwonka, zaprosił nieznajomą osobę do środka. Bardzo to było niezręczne — nie zdążył się wyczyścić z zaschniętej już krwi (mówiąc szczerze, nie widząc i tak nie byłby w stanie tego uczynić w sposób odpowiedni), a gdy prowadził kobietę do salonu, siedem razy potknął się o niektóre z mebli. — Dopiero przed tygodniem kupiłem to mieszkanie i nie nauczyłem się jeszcze… wie pani — mruknął zażenowany, gdy udało się mu dotrzeć w końcu do kanapy, na której przysiadł. Nienawidził tego mieszkania. Nienawidził tego, że nie wie jak tak właściwie wygląda. Nienawidził tego, że mieszka w nim sam. I nienawidził swojej przeklętej sąsiadki o wątpliwym guście muzycznym, która na jego nieszczęście, stała właśnie przed nim. — Jeśli chce pani czegoś do picia lub cokolwiek, to proszę się nie krępować — rzucił w miarę uprzejmie, bo skoro już ściągnął tę biedną lekarkę do swojego mieszkania, to wypadałoby jej jakoś ten czas umilić. Naturalnie gdyby znał o niej prawdę, to niczego by jej nie proponował, nawet szklanki wody.

jackie gardner

zt