weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
#14

melis huntington

Rose z racji tego że była weterynarzem z powołania i to z ogromnym serduchem dla zwierząt, a także nie bała się żadnych zwierzaków niezależnie od tego, jak groźne potrafiły one być to określana była w środowisku weterynaryjnym jako super woman, a'la super vet. Rose skromnie uważała że te słowa są wypowiadane nad wyraz, gdyż każdy weterynarz powinien radzić sobie z każdym zwierzęcym pacjentem, niezależnie od tego czy był on gadem, czy ptakiem czy ssakiem i nie powinien mieć żadnych uprzedzeń. Jednakże ludzie bywali różni, dlatego to Rose była ewenementem wśród lokalnych weterynarzy i nie brzydziła się, ani nie obawiała się żadnych stworzeń. Dobrze się również składało że kobieta kochała konie, zatem przyjeżdżanie na farmę do Melis, ponadto jej bardzo dobrej znajomej, jeśli nie przyjaciółki, było wręcz przyjemnością dla Hepburn. Dostała ona telefon od Huntington z prośbą o przyjazd do rannych koni, wiadomo było zatem że zerwie się choćby z łóżka o każdej porze dnia i nocy. Ostatecznie jednak Melis dzwoniła do niej podczas śniadania. Weterynarz sprawdziła swój grafik w przychodni, sądząc że jakieś banalne przypadki mogłaby przesunąć na późniejszą porę, albo oddać weterynarzowi, który będzie już w klinice, okazało się jednak że tego dnia miała popołudniową zmianę, zatem niczego nie musiała zbierać. Dopiła jeszcze swoją kawę, zjadła łyżkę płatków z mlekiem i zebrała się, zabierając ze sobą kurtkę do auta. W końcu zamierzało padać. Gdy dojechała na miejsce to jeszcze żadna chmurka nie wskazywała jakiejkolwiek ulewy, zatem Rose zostawiła kurtkę w samochodzie, a idąc do przyjaciółki związywała gumką włosy.
- Cześć, powiedz mi od razu jak to się stało, kto im to zrobił i co się dokładnie stało? - zapytała wyraźnie zaaferowana, kładąc torbę lekarską z potrzebnymi rzeczami na trawie i podchodząc do równie zaaferowanej co ona sama szatynki. Wiadomo, żadna z nich nie była obojętna na krzywdę zwierząt.
happy halloween
nick
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
011.
And though I trembled in the cold blue night knowing I'm alone this time
And then I looked up into the giant's eyes and I found my strength inside
{outfit}
Ostatnia wichura nie była łaskawa dla Huntingtonów. Część stadniny zawaliła się, raniąc poważnie niektóre konie. Było ciemno, lało, kiedy strażacy pozbywali się wszelkich niebezpieczeństw, by móc uratować zwierzęta. Melis zadzwoniła po Audrey, bo była jedną z jej znajomych, a przy tym świetnym weterynarzem i mieszkała również na farmach. Audrey pomogła Melis zająć się wszystkimi przypadkami. Dwóch koni nie udało się uratować, ale reszta przeżyła, co było jednocześnie krzepiące, ale również sprawiało, że na sercu Melis tkwił ogromny kamień. Głównie dlatego, że nie wiadomo, co było dalej. Kilka koni znajdowało się w naprawdę ciężkim stanie i trzeba było regularnie zmieniać im opatrunki. Żeby nie obciążać Clark, Melis zadzwoniła do swojej drugiej znajomej zajmującej się weterynarią z prośbą o pomoc. Najgorsze było już za nimi i konie potrzebowały wyłącznie lekarskiej kontroli, ale Huntington czuła się lepiej z myślą, że zajmie się nimi profesjonalista. Owszem, mogła sama zmienić opatrunki, ale zwyczajnie nie miała już na to wszystko siły. Oprócz tego, stadnina potrzebowała znacznej odbudowy, a część boksów posprzątania. Odłożyła to na później, chyba nadszedł czas zmniejszenia liczby obowiązków do minimum. Naprawdę potrzebowała odpoczynku, przede wszystkim psychicznego. Nie mogła sobie na to pozwolić, bo nie było osoby, której mogła powierzyć stadninę. Mama nie mogła wziąć na swoje barki więcej niż opieka nad tatą i martwienie się o swoje pociechy. Dlatego po prostu odpuściła. Robiła wyłącznie to, co potrzebowało pilnej kontroli, a reszta była gdzieś w tyle. Odetchnęła z ulgą, kiedy Rose się pojawiła. - Wichura, ulewa. Część stadniny się zawaliła, ale strażacy zabezpieczyli wszystko. Audrey, weterynarz z Sanktuarium zajęła się końmi, ale niektóre potrzebują kontroli, dlatego poprosiłam cię o pomoc - wyjaśniła po kolei. Wszystko wydawało się już być w porządku, ale Melis nie chciała w to uwierzyć.
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
melis huntington

Ostatnia wichura nie oszczędziła nikogo z mieszkańców Lorne Bay. To okrutne, że natura tak krzywdziła swoje dzieci, bo przecież wszyscy jesteśmy dziećmi Ziemi czyż nie? Z drugiej strony miała ona prawo słać na nas wszelkie kataklizmy, skoro my o nią nie dbamy jak należy. Toż to kara za nasze ignorowanie znaków wysyłanych nam przez naszą planetę błagającej wręcz nas o pomoc. Ona sama prawie straciłaby życie przez panujące obecnie żywioły, ale wiedziała że to tylko samoobrona Ziemi przed jej kompletną zagładą wobec istot, które to najbardziej ją niszczą. Może to bzdury, może było w tym choć trochę prawdy, ale dzięki temu myśleniu Rose bardziej zaczęła myśleć o ekologii i ochronie środowiska, a także o tym co możemy zrobić dla naszej planety, by uratować ją i nas samych przed zagładą. Pomagała po tej wichurze jak tylko mogła i komu mogła, obawiając się tego, że wciąż robi zbyt mało i że nie zdąży pomóc wszystkim potrzebującym zwierzakom. Poza tym też czuła pewnego rodzaju złość na tych, którzy po tej katastrofie naturalnej przechodzili do codziennego życia jak gdyby nigdy nic i nawet nie wspomagali potrzebujących. Przyjeżdżając na farmę szatynka mogła zauważyć że stajnia się zmniejszyła, pewnie nadal zostały jakieś elementy po tym budynku. Spojrzała w stronę stajni ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Ona by się chyba załamała na miejscu Melis, ale jednocześnie wiedziała że Huntington jest silna, jak wszyscy przedstawiciele tej rodziny. W końcu śmierć zwierząt przeżywało się tak, jak śmierć członków rodziny, a przynajmniej tak przeżywała zawsze Rose. Na pewno z wielką chęcią Hepburn odciąży Melis w obowiązkach nad koniami, w końcu się na nich zna nie tylko dlatego bo jest weterynarzem, a także dlatego że od wielu lat trenuje jazdę konną i pomagała w stajniach przy opiece nad tymi dostojnymi zwierzętami.
- Właśnie widzę że ze stajnią jest nie najlepiej... masz w ogóle środki na naprawę uszkodzeń czy może zorganizujemy zbiórkę? Może wtedy nie tylko uzbiera się fundusze, ale i znajdzie się ekipa gotowa pomóc w odbudowaniu stadniny? - zapytała, bo to był bardzo ważny temat. I wiedziała że jej rodzice na pewno finansowo by wspomogli Huntington. Oni mieli dużo pieniędzy z branży filmowej, nawet jakby zrobili reklamę to już będzie spory rozgłos. Tylko czy znajdą się chętni do pomocy przy odbudowie tego miejsca?
- Jasne, pomogę im, czy Audrey przepisała im jakieś leki do podania w zastrzyku, czy mam zmieniać opatrunki, czy jeszcze miały zostać ponownie dokładnie przebadane? - zapytała tym razem odwracając wzrok od stajni na kobietę. Musiała się skupić na koniach, to było priorytetem przede wszystkim.
happy halloween
nick
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Szczerze powiedziawszy, tak bardzo przytłoczyło ją to, co wydarzyło się w stadninie, że nie zastanawiała się, co mogło stać się w innych dzielnicach miasteczka. Nie pomyślała o tym, że są ludzie, którym przydałaby się pomoc. Ale w pewnym sensie Rose miała rację. Może Melis nie uważała tego za jakąś karę, ale ludzie rzeczywiście nie szanowali planety. Tony plastiku, efekt cieplarniany. Melis może nie była szczególnie ekologiczna, ale na pewno starała się mniej poruszać samochodem, nie korzystała z plastikowych reklamówek. Chciała ograniczyć mięso, a najlepiej całkowicie pozbyć się go ze swojego jadłospisu. Głównie ze względu na zwierzęta, ale również dlatego, że przygotowywanie mięsa do spożycia generowało duże zużycie wody. Nigdy jakoś nie zagłębiała się w te tematy, ale odrobinę próbowała.
Część stajni się zwaliła, ale większość była dalej wykorzystywana. Tak naprawdę, Melis nie miała gdzie przetransportować koni, więc te, które był narażone zostały przeniesione do boksów znajdujących się pod dachem. Melis nie miała innego wyjścia jak działać. Owszem, bardzo to przeżyła, ale nie mogła tak po prostu się poddać. Musiała zająć się stadniną, bo obiecała to swoim rodzicom. Nie porzuciła swoich marzeń związanych z fotografią na marne. Teraz również robiła coś ważnego. Poza tym, stadnina była jej miejscem na ziemi. Od kiedy nauczyła się chodzić, bywała w niej bez przerwy i nie mogła pozwolić, by to miejsce zniknęło z powierzchni ziemi. - Nie jest najlepiej, ale dam radę. Właściwie to nawet nie pomyślałam o zbiórce, ale to nie byłby głupi pomysł - odpowiedziała. Musiała się nad tym zastanowić, porozmawiać ze swoim szefem z Venus Embrace, czy może wziąć więcej zleceń i przede wszystkim oszacować straty. Bo ostatecznie nie wydawało się, żeby stadnina potrzebowała szczególnie dużych nakładów. Bardziej ucierpiały na tym konie, aniżeli samo budynek. - Tak, leki i opatrunki, bo Audrey już je badała, a ja nie chciałabym wchodzić w jej kompetencje - odpowiedziała. Nie chciała obciążać Audrey, ale jednocześnie wiedziała, że była świetnym lekarzem i na pewno wiedziała, co robić. Ale również nie chciała, by Rose nie czuła się doceniona. - Jestem ci bardzo wdzięczna, że przyjechałaś i że mi w tym wszystkim pomagasz - powiedziała. Cudownie było mieć takich przyjaciół jak Hepburn.
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
melis huntington

Tak to zwykle bywa, że jeśli nas samych dotyka dana katastrofa i coś przez nią straciliśmy dla nas niezwykle ważnego to skupiamy się na oszacowaniu własnych strat i naprawieniu ich, nie oglądając się dookoła, co spotkało naszych sąsiadów. Ogółem ludzie to bardzo egoistyczne istoty, które myślą głównie o sobie. Rose przeżyła i nic bardzo złego się jej nie przytrafiło, zatem mogła spokojnie zająć się pomocą najbardziej potrzebującym. I podziwiała Melis za jej siłę, bo wiedziała że nie każdy ją w sobie ma. A może ta właśnie ujawniała się w sytuacjach kryzysowych?
- Jeżeli potrzebujesz jakiejś pomocy w organizacji czy rozpropagowaniu takiej zbiórki to śmiało dawaj mi znać, ja się tym zajmę. - brała udział w różnych wolontariatach, organizowała zbiórki dla schroniska czy dla sanktuarium dzikich zwierząt, więc miała w tym jakieś doświadczenie. Poza tym jej rodzice również pomagali, bardziej medialnie, przez co był jeszcze większy odzew w stronę ratowania zwierząt. Jednak mimo tego, że ludzie byli egoistyczni, zachowały się przypadki osób, które to miały jeszcze serce i nie myślały jedynie o sobie, tylko po prostu bezinteresownie pomagały innym, osoby takie jak właśnie pani weterynarz.
- Dobrze, zatem masz może gdzieś rozpiskę które konie wymagają którego leku? - najwidoczniej konie miały już swojego lekarza prowadzącego i Rose nie chciała się wtrącać w kompetencje Audrey, stąd wolała wiedzieć co już zostało stwierdzone u każdego z koni. Przede wszystkim nie chciała zaszkodzić pacjentom.
- Nie ma sprawy, staram się pomóc każdemu potrzebującemu zwierzakowi i człowiekowi także. Naprawdę po tych nawałnicach sporo osób ucierpiało, niektórzy stracili dach nad głową. Jedna z farm jak przejeżdżałam w twoją stronę miała kompletnie zawaloną stajnię, udało się uratować jedynie pojedyncze sztuki zwierząt, reszta niestety zginęła. Straszny widok. - odpowiedziała, bo naprawdę nie widziała problemu w tym, żeby pomóc Huntington ogarnąć tę obecną sytuację. Jednak kobieta nie była jedyna i dlatego Rose uzewnętrzniła się, opowiadając co spotkała w drodze na farmę szatynki. Czasami nie jest się świadomym problemów innych, gdy rozwiązujemy swój własny problem.
happy halloween
nick
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Ogółem rzeczywiście ludzie byli egoistyczni, ale w tej sytuacji egoizmem byłoby oczekiwanie od kogoś, kogo również dotknęły takie straty, jakiejkolwiek pomocy. Może to było przykre, ale nie mogła zostawić własnych zwierząt, żeby pomóc cudzym. Tym bardziej, że tak naprawdę zupełnie się na tym wszystkim nie znała. Sama również musiała poprosić o pomoc weterynarza, bo nie chciała zrobić koniom krzywdy jakąś głupią próbą pokazywania własnej szlachetności. Nie zamierzała w takiej sytuacji karmić swojego ego i próbować cokolwiek udowodnić. Dlatego również zadzwoniła po Rose. To ona była tutaj ekspertem, więc Melis nie chciała udawać, że jest znawczynią w tym temacie.
- Na pewno nie chciałabym, żeby to było na jakąś ogromną skalę. No wiesz, wolałabym jak najwięcej sama. No wiesz, nie chcę nikogo obarczać moimi sprawami – westchnęła. Naprawdę trudno było jej przyjmować cudzą pomoc. Odziedziczyła po swoim tacie to poczucie, że powinna sobie radzić sama. Ojciec też nigdy nie oczekiwał od kogokolwiek pomocy, ze wszystkim próbował radzić sobie sam, a Melis chciała mu pokazać, że sobie radzi. Na tyle, na ile potrafi. Że stadnina nie upadnie i jest w dobrych rękach. Była przekonana, że kiedy wszelkie kłopoty znikną, stan zdrowia taty się polepszy. Bardzo tego chciała. Musiała tylko znaleźć sposób, żeby wszystko, co złe, przestało na nich spadać. – Tak, ale oczywiście, jeśli uznasz, że potrzebują czegoś jeszcze, to rób, co uważasz za stosowne. W twoje kompetencje też nie chciałabym się wtrącać – uśmiechnęła się. Naprawdę, bycie w porządku wobec wszystkich było trudne, a Melis nie chciała, żeby ktokolwiek z jej powodu poczuł się źle. To nie tak, że Rose była jej drugim wyborem, bo naprawdę bardzo szanowała jej pracę. Po prostu Audrey mieszkała znacznie bliżej, a w tamtej chwili liczył się czas. – Matko! Więc może to dla nich powinniśmy zorganizować jakąś zbiórkę? Bo ja naprawdę sobie poradzę – zapewniła. Nie chciała zawracać Rose głowy, kiedy ludzie przeżyli gorsze momenty. – A jeśli pozostałe zwierzęta potrzebują schronienia, to mogą przez jakiś czas zostać u mnie – zaproponowała. Rozmawiała na ten temat z Rose, bo wydawało jej się, że to ona ma kontakt z właścicielami farmy.
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
melis huntington

Owszem, to byłby pokaz szczytnego egoizmu takie oczekiwanie pomocy od tych, którzy ucierpieli, ale czemu by nie połączyć wspólnie sił i działać? W kilka głów znacznie lepiej się myślało, a i pomysły były bardziej trafne, pomocne i kreatywne. Razem można było zdziałać więcej, szybciej zebrać fundusze i odbudować to, co się wspólnie straciło. Tak tworzą się więzi i przyjaźnie na przykład.
- Rozumiem twój punkt widzenia, jednak uważam że nie powinno się zostawiać wszystkiego na swojej głowie. Czasami trzeba poprosić i wyciągnąć rękę o pomoc. Jesteś pewna że pod względem finansowym też sobie poradzisz? Odbudowa tej części trochę będzie kosztowała. - skąd ona znała to bycie Zosią samosią, zapewne z doświadczenia i tego, że sama też trochę taka właśnie była. Problem w tym, że niektórzy byli tak uparci, że nie pozwalali sobie pomóc nikomu, a potem załamywali się, bo tracili możliwości samodzielnego odbudowania strat, ale wtedy już nikt nie zechce im pomóc, nie chcąc się narzucać. I Rose nie chciała by to spotkało Huntington.
- Dobrze, zatem jeszcze raz dokładnie przebadam konie. U nich podobnie jak u nas adrenalina spowodowana strachem mogłaby zatuszować pewne objawy i dopiero po uspokojeniu burzy, a nawet kilka dni po, zaczynają one odczuwać kontuzje, których się nabawiły podczas ucieczki przed zagrożeniem. - dodała i przygotowała jeszcze wszystko, co było wymagane aby przebadać zwierzęta. Jednak zanim założyła stetoskop, spojrzała uważnie na szatynkę.
- Uważam że to byłby bardzo dobry pomysł, mogłabyś im pomóc. Może zechcesz podjechać ze mną do nich i porozmawiamy o twojej propozycji? Uważam że taka rozmowa w cztery oczy będzie lepsza od rozmowy telefonicznej. - obawiała się że Melis nie będzie chciała opuścić swojej farmy, ale tamta nie była daleko od farmy Huntington, gdy opuści swoje włości na maksymalnie piętnaście minut to nic złego się przecież nie wydarzy. Wszystko miała kobieta dobrze zabezpieczone na farmie, czyż nie? A potem Hepburn przeszła do zbadania każdego z koni z osobna. Zmartwiła się przy jednym z nich.
- Tutaj u tego siwka mimo opatrunków do rany wdało się zakażenie. Podam mu antybiotyk, który będziemy mu podawać przez tydzień. Jeśli nie zadziała to będziemy musieli ulżyć jego cierpieniom. - niestety takie zakażenie było groźne i mogła się z niego wywołać sepsa, czego nie życzyła Rose żadnemu stworzeniu. A że bardzo ciężko, prawie niemożliwe jest wygranie z tym stanem rzeczy to musiała uświadomić Melis o tym, że w razie czego będzie musiała kobieta podjąć decyzję o skróceniu jego męki. Nie ma nic gorszego niż patrzenie na cudze cierpienie.
happy halloween
nick
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Dziewczyny miały zupełnie różne charaktery. Melis przede wszystkim nie oczekiwała od nikogo pomocy, tak właściwie chyba była trochę introwertyczką. Zawsze wydawało jej się, że potrafi dość szybko i sprawnie zawierać nowe znajomości, ale ostatnio okazało się, że było odwrotnie. To chyba to odseparowanie od społeczeństwa na farmie sprawiło, że zaczęła się coraz częściej w tym wszystkim gubić, a każde próba wyjścia do świata kończyła się fiaskiem. Kiedyś była zupełnie inna, spotykała się z przyjaciółmi, miała Julię, miała swojego partnera, a kiedy spadła z konia i poroniła, wiele się zmieniło. Rozstanie tylko zwiększyło cały jej ból, bo chyba właśnie wtedy poczuła, że została ze wszystkim sama. Nie wiedziała, dlaczego tak udany związek się rozpadł, ale to brak wzajemnego wsparcia sprawił, że do tego doszło. Od tamtego momentu Melis nauczyła się walczyć o wszystko sama i nadal to robi. Już nie chce na nikim polegać. – Wiem, po prostu wezmę jakieś zlecenie, nie martw się o to – odpowiedziała. Naprawdę nie chciała być dla nikogo ciężarem, owszem, potrzebowała pieniędzy, ale w najgorszym wypadku poprosiłaby o pożyczkę brata. Na pewno musiała sobie poradzić z tym w inny sposób.
Skinęła głową. To Rose była tutaj weterynarzem i to ona mogła prawidłowo ocenić stan koni. One były dla niej zdecydowanie ważniejsze. I wizyta kontrolna była im potrzebna. Melis nie chciała już słyszeć żadnych złych wieści, a już na pewno nie darowałaby sobie, gdyby przez jej zaniedbanie któremuś zwierzęciu stałaby się jakakolwiek krzywda. – Mam nadzieję, że wracają do zdrowia – odpowiedziała. Niektóre z nich wyglądały znacznie lepiej niż tamtego wieczora, kiedy runął dach i część ściany stadniny.
- Dobrze, możemy do nich pojechać – mruknęła cicho, bo nie chciała Rose przeszkadzać w badaniach. Sama stanęła przy Tear, swojej ukochanej klaczy i przytuliła się do jej szyi. Wsłuchała się w ciche pulsowanie i na moment zamknęła oczy. Tak bardzo się bała, ale zupełnie nie wiedziała, co robić. – Mam nadzieję, że się uda. Myślisz, że dam radę sama podawać mu antybiotyk, czy potrzebny jest weterynarz? – zapytała. Bo jeśli nie mogła tego robić sama, to prawdopodobnie dalsza pomoc Rose będzie niezbędna.
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
melis huntington

Rose przechodziła przez coś podobnego co Melis, bo również była w ciąży i również podczas wykonywania swojej pasji, jaką był swego czasu taniec, straciła dziecko podczas wypadku na scenie, gdzie odgrywali próbę do zawodów tanecznych. Tym samym skończyła się jej miłość do tańca, ogółem skończył się pewien rozdział w jej życiu wraz z marynarzem, którego pokochała bez wzajemności i który wybrał statek, a nie wspólne wychowanie z nią dziecka. Gdy się dowiedziała idąc z mamą na badanie USG że to będzie dziewczynka, gdy tylko zobaczyła ją na aparaturze i usłyszała bicie jej małego serca to wzruszyła się i uznała, że będzie gotowa na samotne rodzicielstwo, miała nadzieję też że Julien wróci z tej podróży i jak zobaczy ją wraz z jego córką, ich córką na rękach w porcie to pokocha je obie i zostanie z nimi na zawsze. Jednak los miał wobec niej inne plany, ona dziecko straciła, a mężczyzna wrócił po czterech latach by dowiedzieć się że miał dziecko i zobaczyć jej grób, po czym odpłynął już pewnie na dobre. Może i wróci znów za kilka lat, ale ona już na niego nie czekała, ten rozdział zamknęła za sobą, podobnie jak rozdział w tańcem. Poświęciła się ratowaniu zwierząt, jak obecnie teraz na farmie na przykład.
- Ale gdybyś potrzebowała pomocy to zgłoś się do mnie, do kliniki, nie zostawaj z problemem sama, dobrze? - powiedziała, patrząc na kobietę z nieukrywaną troską, bo naprawdę uważała że o pomoc należy poprosić, gdy samemu jest już niezwykle ciężko udźwignąć to wszystko, a nie być Zosią samosią. Ona by się pewnie nie pozbierała po poronieniu gdyby nie wsparcie jej rodziców i młodszego brata. W końcu ojca dziecka nie było przy niej, więc nie mogli tego przeżywać oboje, a jak widać na przykładzie Huntington, to wcale nie zbliża dwojga ludzi, tylko ich jeszcze bardziej od siebie oddala. Po zbadaniu wszystkich koni Rose mogła stwierdzić, że nie jest źle.
- Tak, wszystkie pozostałe wracają do zdrowia, tylko ten jeden koń jest w najgorszym stanie, ale jestem w stanie mu pomóc odpowiednimi antybiotykami, więc będzie dobrze, zobaczysz. - mówiąc to podała koniu odpowiednie lekarstwo zapewne w zastrzyku i założyła nowy opatrunek na nogę, sącząc go wcześniej w odpowiednim środku, by później go jeszcze poprawić suchym opatrunkiem.
- Opatrunki i maść możesz podawać sama, wolałabym jednak by zastrzyki były podawane przez lekarza weterynarii. I siwkowi zmieniamy opatrunek częściej, najlepiej trzy razy dziennie, by zapobiec nowemu zakażeniu i ewentualnej utracie kończyny, która wiesz doskonale czym się kończy dla konia. Aha i ten płyn zostawiam, tylko na jego opatrunek należy go podawać. - po skończonych badaniach, które trochę potrwały, kobieta zdjęła ostatnią parę rękawiczek i pogłaskała najbardziej poszkodowanego konia po szyi, widząc i czując wręcz jego cierpienie. Nie chciała go stracić, bo konie z uszkodzonymi kończynami zwykle umierały, albo trzeba było je usypiać, czego Rose nie chciała robić.
- Antybiotyk jednak będę podawała raz dziennie w zastrzykach, więc będę przyjeżdżała o takiej samej porze jak dzisiaj przez najbliższych pięć do siedmiu dni. Przy okazji będę mogła obserwować postęp leczenia i zobaczyć czy coś się nie zmieniło u innych koni. - dodała jeszcze się nad czymś zastanawiając.
- Zatem chcesz się przebrać i pojechać teraz czy porozmawiamy chwilę i podjedziemy później? - zapytała jeszcze kobiety, bo wyglądała na zmęczoną i Hepburn nie chciała jej dodatkowo ruszać. Pomoc dla innych może poczekać, choć to nie było w jej idei, takie słowa.
happy halloween
nick
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Były w podobnej sytuacji, bo Melis też zrezygnowała ze swojego dotychczasowego życia. Tyle, że ona tego nie chciała, ale została zmuszona. Nie spodziewała się, że życie na farmie tak bardzo ją odmieni, sprawi, że poczuje jakiś zew walki, stanie się bardziej odpowiedzialna nie tylko za siebie, ale za żywe stworzenia, z którymi nie będzie potrafiła się rozstać. Nie sądziła, że odnajdzie w sobie taką wrażliwość, że pokocha bycie tutaj. Że ma w sobie tyle siły, by zrobić rzeczy, o których w ogóle wcześniej nie myślała. Nie zdawała sobie sprawy, jak proste ma życie, kiedy jeździła dookoła świata, fotografując niesamowite, wcześniej dla niej nieznane zakątki ziemi. Owszem, czasami warunki, w jakich musiała żyć nie były proste, ale w porównaniu do tego, co działo się teraz, jej poprzednie życie było igraszką. Bo wtedy o nic się nie martwiła. Miała przy sobie ukochanego i spełniała marzenia, zaszła w ciążę i czuła, że ma wszystko. Dopiero wtedy odczuła prawdziwą stratę, bo wraz z utratą dziecka, straciła również ukochanego. I gdyby teraz miała stwierdzić, czyja to była wina, nie miała pojęcia. Na początku obwiniała siebie, bo gdyby nie jej konna wycieczka, nic by się nie stało, ale późniejszy brak jakiegoś wsparcia, zrozumienia, sprawił, że odsunęli się od siebie. Melis zapomniała, że oprócz tego, że czuła się zraniona, sama również powinna być obecna dla swojego partnera. Po czasie zrozumiała, że odsunęli się od siebie wzajemnie i to doprowadziło do rozpadu. I gdyby teraz miała stwierdzić, czyżałowała, nie wiedziałaby, co odpowiedzieć. Bo jednocześnie szkoda było jej tego czasu, a z drugiej strony, miała również dobre wspomnienia.
Skinęła głową. - Oczywiście, dziękuję ci - powtórzyła, bo Rose naprawdę była osobą, na którą można było liczyć. Melis cieszyła się, że ma w swoim gronie taką osobę jak Hepburn. Miała ochotę ją uściskać, pomimo tych złych wieści, bo choć Rose była racjonalna, to również dodawała Melis masę otuchy. Huntington nie była w stanie nic powiedzieć, dlatego ponownie skinęła głową na znak zrozumienia. Czuła, że gdyby coś powiedziała, jej głos by się załamał.
Odeszła, by pozwolić Rose zająć się jej pracą. W rzeczywistości bolało ją serce na myśl, jak bardzo koń musiał cierpieć. Dała sobie jednak mentalnego plusa, że zdecydowała się zadzwonić po pomoc, zamiast próbować cokolwiek robić na własną rękę, bo Rose przynajmniej wiedziała, że dzieje się coś złego i potrafiła odpowiednio zareagować. - Zrobię wszystko, byleby udało się go uratować - powiedziała natychmiast, kiedy Rose już przedstawiła cały wygląd sytuacji. Ze zmianą opatrunków była w stanie sobie poradzić, z zastrzykami byłoby gorzej, dlatego była szalenie wdzięczna Rose za okazaną pomoc. - Może napijemy się najpierw lemoniady? Chciałabym się dowiedzieć, czy u ciebie wszystko w porządku - powiedziała, kierując się w stronę werandy. Melis wskazała przyjaciółce ławkę, a sama zniknęła na moment w domu, by przynieść z kuchni szklanki i dzbanek z lemoniadą oraz ciasteczka. - Okej, opowiadaj - powiedziała i usiadła na huśtawce po turecku.
weterynarz — Animal Welness Center
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani weterynarz, która poświęca swoje życie zwierzętom i oddaje im całe swoje serce po tym jak straciła serce do tańca wraz z utraconym dzieckiem pewnego przystojnego marynarza, który to niedawno znów zawitał do portu Lorne Bay
melis huntington

Rose nie chciała tego robić, ale to poczucie winy spowodowało, że ostatecznie zdecydowała się zrezygnować ze swojej pasji, bo straciła dla niej miłość i czuła się winna, bo może gdyby zaprzestała treningów to by nie poroniła, ale z drugiej strony wydawałoby się że taniec jest bezpieczny dla kobiet w ciąży i zapewne był, jednak upadki ze sceny już niekoniecznie. Rose zawsze znała poczucie odpowiedzialności, najpierw za swojego młodszego brata, potem za zwierzęta domowe, a jeszcze później będąc w ciąży wiedziała, że musi być odpowiedzialna za siebie i za dziecko. Dziecko straciła, a instynkt, który się obudził, wraz z nią pozostał i dlatego pewnie postanowiła poświęcić się pomocy zwierzętom i podjęła się weterynarii. Dlatego jest tu gdzie teraz i ryzykowała również własne życie, by uratować ranne zwierzę, jak podczas burzy.
- Nie musisz mi dziękować, wiesz doskonale że jestem dla was zawsze dostępna. - machnęła lekceważąco ręką, bo uważała że nikt nie musi jej dziękować za wykonywaną przez nią pracę, bo to jej praca. A to że wykonywała ją z przyjemnością tylko działało na jej korzyść. Prawdę mówiąc dla wszystkich swoich podopiecznych była zawsze pod telefonem, więc gdy tylko dzwonili ich właściciele to szybko zbierała się na wizytę domową, jak w tym wypadku, albo organizowała wizytę w klinice weterynaryjnej na cito. Życie naszych podopiecznych prawie jak naszych dzieci, jest najważniejsze.
- Jestem dobrej myśli, uratujemy go. - powiedziała pokrzepiająco, choć może nie powinna tego robić, bo nie była na sto procent pewna tego, że uda im się uratować tego konia. Jednak domyślała się, że Huntington potrzebuje obecnie pocieszenia, aniżeli dobicia, zatem postanowiła być przy niej dobrej myśli, a to co myślała naprawdę, zachować dla siebie. Realizm nie zawsze był dobry w takich sytuacjach, choć wolała wcześniej zapoznać kobietę z każdą możliwą opcją, by ta nie miała jej tego za złe.
- Z chęcią się napiję zimnej lemoniady. Spory skwar jest dzisiaj. - otarła czoło z potu i poszła pewnie za kobietą w stronę werandy i tam poczekała na Melis. Gdy zaś szatynka zapytała co u niej, to na chwilę się zawiesiła, bo czy działo się w jej życiu ostatnio coś, co było warte opowiedzenia przyjaciółce?
- Podczas gdy u ciebie burza próbowała zniszczyć twój dobytek to ja utknęłam z drugą współpracownicą na terenach pustynnych, bo pojechałyśmy tam za rannym psiakiem. Wierz mi, to było przerażające, być tam na otwartej przestrzeni podczas tej strasznej wichury. - i jako że była pracoholiczką to zaczęła opowiadać o pracy i o tym, co wydało się jej ważne w jej zawodzie. Narażała siebie i swoją koleżankę z pracy by uratować ranne zwierzę, jednocześnie bohaterskie i głupie, bo gdyby coś się stało Jinx to Rose nigdy by sobie tego nie wybaczyła. Ale rudowłosa zrobiła to sama z siebie, nikt jej do niczego nie zmuszał, więc obie ryzykowały tak samo.
happy halloween
nick
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
Czasami robimy wszystko, żeby się udało, ale zwyczajnie nie wychodzi i Melis doskonale to znała. Ale nie warto się poddawać. Rose miała jeszcze szansę na wielką miłość, na założenie rodziny, na wszystko, o czym marzyła. Zastępowanie tego czymś innym nie miało sensu, bo te pragnienia nadal w nas tkwią i wybuchną z ogromną mocą w najmniej odpowiednim momencie. Tego nie da się powstrzymać, zapomnieć. Można się skupić na czymś innym, ale to chwilowe i nie minie. - Wiem, ale i tak dziękuję. Muszę kogoś zatrudnić na cały etat, ale ostatnie wydarzenia, kryzys finansowy sprawił, że musiałam redukować etaty. Na szczęście jest już coraz lepiej - powiedziała. Kiedy przejęła opiekę nad stadniną, było naprawdę źle. Rodzice zapożyczali się na studia młodszej siostry, wszystkie oszczędności przeznaczali dla niej. A stadnina rujnowała się z dnia na dzień coraz bardziej. Później choroba taty dobiła to wszystko jeszcze bardziej, bo zabrakło ostatecznych rąk do pracy. Ale Melis, jej oszczędności, jej praca w gazecie i Venus Embrace sprawiły, że stadnina zaczęła się podnosić na nogi, nadal pojawiali się klienci, więc dawała radę utrzymywać się sama. Dlatego Melis pozwoliła sobie na remont farmy, ale teraz znów miał się zacząć nawał pracy, by opłacić remont stadniny. Z problemu na problem coraz bardziej traciła chęci, ale miała nadzieję, że to ostatni raz.
Była Rose wdzięczna za słowa otuchy, chociaż nie była już taką optymistką jak dawniej. Kiedyś przyjęłaby te słowa z radością, teraz była sceptycznie nastawiona. Bardzo chciała powrócić do tych chwil, kiedy wszystko brała lekko. Na szczęście nadal miała masę nadziei, że się uda.
Westchnęła cicho. - To były straszne chwile - potwierdziła. Nie chciała się licytować kto miał gorzej. Rose również musiała przeżyć coś okropnego. - Ale wszystko się udało? Znalazłyście psa? Nie zostałyście w żaden sposób ranne? - wolała się upewnić, że Hepburn nic się nie stało.
ODPOWIEDZ