organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie zareagowała na jego słowa, świadoma tego, co może mieć na myśli. Nie wątpiła w to, że zasługiwał na epitety bardziej dosadne, jednakże sama nigdy by po nie sięgnęła. Poza tym ona również otrzymywała wiele gorszych obelg, chociaż nie chciała doszukiwać się żadnych powiązań, między nią, a tym człowiekiem. Żadnych podobnych przeżyć, czy doświadczeń. Po prostu.
- To świętokradztwo - upomniała go za to, jak się odezwał, a na jej twarzy pojawiło się zniesmaczenie, chociaż nie jakieś przesadne. Dla ludzi takich jak on, te upomnienie było nic niewarte. - Widocznie to wszystko jest tylko częścią większego, boskiego planu - podsumowała jego słowa, nie dając za wygraną. Nie musiała tego rozumieć. Tego nauczyła się w kościele - ludzie często są zbyt maluczcy, by zrozumieć boskie prawa. Dlatego jest wiara, zaufanie w to, że cokolwiek się nie dzieje, Stwórca sprawuje nad tym swoją pieczę. - A jeśli nie... to potępienie pana nie ominie - dodała ciszej, może nawet w jej głosie dało się usłyszeć troskę. Nie życzyła nikomu potępienia, tak po prostu się nie godziło, nawet jeśli Nathaniel całym swoim jestestwem się o nie dopominał.
- Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych... to z ewangelii świętego Mateusza - poinformowała go spokojnie, jakby o to zapytał. Nie rozumiała co go tak bawi, ale chyba nawet nie chciała rozumieć. - Podejrzewam, że ma być pan moją pokutą, a nie dusz pasterzem... Bóg nie zesłał węża do raju, by Adam i Ewa go posłuchali, a żeby się przeciwstawili - wyjaśniła, dając chyba jasno do zrozumienia, że nie zgadza się z jego teorią. Pewnie zgadzanie się na wszystko byłoby dla niej łatwiejsze, mniej bolesne, ale do bólu była dobrze przyzwyczajona. Tego psychicznego i fizycznego. Nie miała też nic, co mógłby jej odebrać. Tak przynajmniej sądziła, więc kiedy złapał za jej dłoń, po prostu oczekiwała, że tą zaraz skaleczy, ale nic podobnego nie nastąpiło. Nie zrozumiała też, co sugerował. Było po niej widać, że nie potrafi rozszyfrować pytania, ale wszystko zadziało się tak szybko, że zaraz był obok i znaczenie jego obrzydliwych obelg w końcu zostało przez nią rozszyfrowane. Chyba pierwszy raz od dawna, ktoś wyprowadził ją z równowagi. Nie jakoś widowiskowo, ale szarpnęła dłonią w nerwowym drgnięciu, gdy przez chwilę chciała po prostu wymierzyć mu policzek, na który bez wątpienia zasłużył. Powstrzymała się zawczasu. Jej dłoń zawisła w powietrzu, by chwilę później osunąć się w dół, ale nie z powrotem na swoje miejsce. Zacisnęła ją dookoła nadgarstka mężczyzny, krzywiąc się przy tym, bo przejechał po ranie, którą sam jej wyrządził, a która mimo opatrunku nie leczyła się za dobrze. Musiała mieć jakieś niedobory, o których nie wiedziała. - Proszę mnie nie dotykać - skrzyżowała z nim spojrzenia, czując jak strach w niej wzbiera, ale logika próbowała go uspokoić. Byli w klubie, dookoła było pełno osób. Zaraz jednak skrzywiła się nieznacznie, kręcąc głową na boki. - Jaka zaraza musi pana trawić? Współczuję panu z całego serca - przyznała, nie kłamiąc wcale. Nikt nie rodzi się złym, więc i jego życie musiało doświadczyć.

Nathaniel Hawthorne
Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Grymas wymalowany na twarzy Diviny sprawił Nathanielowi czystą przyjemność. W pewien sposób ugodził ją, trafiając w czuły punkt. Jak widać Norwood o sobie samej miała słabe mniemanie, ale swego Boga traktowała z najwyższym szacunkiem. Durna dziewczyna. Jakim cudem mogła tak wierzyć w jakiś niewidzialny byt, który swoją drogą, jeśli taki wszechmogący, czemu swojej wiernej słudze zgotował tak parszywy los? I nie... Hawthorne nie miał siebie na myśli. On był dla V. błogosławieństwem, to życie nim go poznała było dla Diviny pasmem udręk. Teraz wystarczyło pomóc jej przejrzeć na oczy.
- I myślisz, że takie bogobojne gadanie mnie przeraża? Jeśli piekło istnieje to jest ono tutaj, na Ziemi, a ja... Ja już swoje potępienie otrzymałem lata temu - odpowiedział niby podążając za tematem, ale jednocześnie w jego niskim, ciepłym głosie dało się wyczuć wyraźną kpinę.
Cytat z biblii go absolutnie nie zaskoczył. W zasadzie czekał na moment, w którym Divina zacznie posługiwać się pismem świętym w swojej argumentacji. Sam Nathaniel Pismo Święte znał, ale ograniczał się do Starego Testamentu, niekoniecznie czując potrzebę zaznajamiania się z Nowym, w jego mniemaniu bardziej zmanipulowanym i powielającym treści, które tak naprawdę od tysiącleci znaleźć można w każdej religijnej księdze.
- Adam i Ewa żyli w raju, a ciebie twój Bóg już dawno skazał na zatracenie chociaż tak wiernie mu ufasz i służysz... Twoje zasrane życie jest tak marne i bezsensowne, że moja postać w nim nie ma nawet ku czemu ciebie kusić i zwodzić... Wręcz przeciwnie, mogę okazać ci litość i zmienić to parszywe gówno, w którym się taplasz. - W zasadzie, gdy tylko pozwolił jej odejść wiedział, że w jakiś sposób Divina Norwood będzie musiała mu się przysłużyć. Nie mógł po prostu pozwolić jej żyć o bok i udawać, że nigdy nie dowiedziała się o tym kim on był i co robił. Potrzebował ją wykorzystać, zmusić do czegoś, czego sama nigdy by nie zrobiła i to tylko po to, aby potem dać jej coś, czego nigdy nie miała... Musiał wiedzieć, że będzie mu wierna, bo chociaż póki co trzymała gębę na kłódkę, Hawthorne dla własnego spokoju ducha potrzebował lepszego zapewnienia.
- Bo co? - Odparł, a raz z tymi słowami bacznie obserwował jak dłoń Diviny cofa się i opada na jego nadgarstek. Miała szczęście, że nad sobą zapanowała, on zaś niekoniecznie miał zamiar zrobić to samo. - Współczujesz mi? Niby czego? - Zapytał rozbawiony złością, która skrywała się ze słowami Diviny.
Śmiech Nate'a rozbrzmiewał przez kilka sekund, po których mężczyzna nagle zamilkł. Zaraz potem zacisnął dłoń na gardle Diviny, przysuwając się do niej jeszcze bliżej. Resztki normalnej konwersacji jaką prowadzili zniknęły bezpowrotnie, gdy ponownie otworzył usta.
- Miło było chwilę popierdolić o twoim bogu, ale to nużące na dłuższą metę... Zapomniałaś też chyba z kim masz do czynienia, więc uprzejmie ci przypominam - wyjaśnił, a dla podkreślenia wagi swoich słów zacisnął panice palce, a drugą dłoń przesunął wyżej po jej ciele, na wewnętrzną część uda. - Wypij tą pieprzoną whisky, albo zaraz sprawdzimy jak bardzo jesteś świętobliwa... W sumie powiedz V, ktoś cię już miał? - Wycedził do ucha Norwood uśmiechając się przy tym przerażająco. - Może dlatego tak pierdolisz od rzeczy? Bo nigdy nie poznałaś prawdziwego życia... Pieprzona wariatko - dodał, po czym pchnął ją w stronę stołu, aż ze stojących na nim szklanek wylał się nieco płynu. - Pij, do kurwy! - Warknął ponownie...
W Shadow istniało kilka niepisanych zasad, a jedną z nich było, aby nigdy nie odmawiać Hawthorne'owi. Tym bardziej, gdy było się takim nędznym robakiem jak Norwood...

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Nie była pewna, czy sam Nathaniel świadom był tego, co właśnie jej powiedział. Potępienie otrzymane lata temu. Więc coś takiego musiało istnieć, coś musiało go spotkać i zranić, z jakiegoś powodu jej ulżyło, gdy uczepiła się tej myśli. Ludzie nie rodzą się źli, a ten przypadek także to potwierdzał, wciąż wszystko miało sens. Mimo, że w jej głowie pojawiło się wiele myśli, żadna z nich nie opuściła jej ust. Jeszcze nie. Dopiero gdy mężczyzna po raz kolejny się odezwał, obrażając przy tym nie pierwszy raz jej życie, postanowiła pozwolić sobie na słowa komentarza, chociaż te niewiele najpewniej znaczyły.
- Gdybym służyła mu jedynie w ramach życia w raju… nie byłabym wiernym, a sprzedawczykiem - wypowiedziała ze zwieszoną głową, ale siłą w głosie. - Właśnie takimi ludźmi się pan otacza, prawda? Nikt nie jest panu oddany, kupuje ich pan strachem bądź pieniędzmi - odważne słowa, ale może gdy go rozgniewa, to wszystko szybciej dobiegnie końca? Od dawna marzyła o końcu, po prostu była już zmęczona, miała dość, a przecież ten człowiek był okrutnikiem, najpewniej miał krew na rękach, więc dlaczego zamiast ją zabić, bawił się nią i przeciągał to wszystko w czasie? - Wszystkiego - powiedziała zgodnie z przekonaniami. - Tego, że sam pan siebie niszczy i tego, że być może już za późno, by panu pomóc - dodała zaraz, nieco ciszej, bo jednak śmierci się nie lękała, ale to nie oznaczało, że strachu w niej nie było, szczególnie teraz, gdy znalazł się tak blisko. Serce waliło jej szybciej i czuła, jak ze stresu zaczęła się pocić. Rozejrzała się nerwowo dookoła, jakby oczekiwała pomocy skądkolwiek, ale tej miała się nie doczekać. Z resztą niedługo dane jej było wypatrywać ratunku, bo zaraz stęknęła w chwili, w której Nathaniel zacisnął dłoń na jej gardle. Dopływ powietrza nagle się zmniejszył, a ona czuła, że dopiero teraz wie co to strach. Był odrażający. Rozumiała jednak, że tak musiał działać. Ludzie nie obawiali by się go, gdyby taki nie był. Ciekawe, czy przed kimkolwiek mógł jeszcze pokazywać ludzką twarz, czy może cały czas musiał zasłaniać się za terrorem, przemocą i wulgaryzmami. Naprawdę było jej go żal… może teraz nawet bardziej, niż w chwili, w której mu o tym powiedziała. Miała wrażenie, że jeszcze chwila, a oczy zajdą jej łzami, odruchowo mocniej zacisnęła wątłe uda, ale trwało to ułamki sekundy, bo zaraz pchnął ją na stół, a ona mogła łapczywie zachłysnąć się powietrzem. - Aż tak to pana przeraża? - nie zamierzała odpowiadać na jego odrażające pytania. Z resztą, to nie tak, że pierwszy raz podobne padały pod jej adresem. Przywykła do tego, jak i obelg, chociaż bez wątpienia nigdy nie poznała jeszcze okrutnika takiego, jak ten człowiek. - Fakt, że wybieram pański gniew zamiast dostosowania się do pańskiej woli? - wyjaśniła co miała na myśli, jeszcze krztusząc się powietrzem. Bała się go. Ale nie tego, że ją zabije. Mogła tutaj nie przychodzić i teraz o niczym tak nie marzyła, jak o tym, by znaleźć się daleko stąd. W zasadzie… przez to, że ją pchnął - dzielił ich stół. Zanim on wysunie się z wąskiej kanapy… Divina była szybka i zwinna, to musiała być jej jedyna szansa. Uniosła się więc lekko, drżącą dłonią łapiąc za szklankę z alkoholem. Poprawiła się, by stanąć na nogi, by jeszcze zwiększyć między nimi dystans. Nie chciała źle, ale musiała uciec. - Przepraszam - szepnęła, po czym po prostu chlusnęła mu alkoholem prosto w twarz, a w następnej sekundzie odwróciła się, nawet nie słysząc, czy szklankę odłożyła na stół, czy może ta poleciała na ziemię. Wypadła w tłum, prześlizgując się między nim jak zjawa, korzystając z każdej przerwy w roztańczonych sylwetkach. Wiedziała też jak trafić do wyjścia, a przy tym nie oglądała się za siebie, bojąc się, że przez to straci swoją szansę. Nie wiedziała nawet, czy jest ścigana, po prostu dopadła wyjścia, a kiedy znalazła się za drzwiami, bramkarz spojrzał na nią zaskoczony. Nie dała mu chwili na reakcję, po prostu rzuciła się w przód, przed siebie, aż do linii drzew, a potem dalej. Dopiero po dobrych kilku minutach biegu, gdy dotarło do niej, że nikt jej nie ściga, mogła pozwolić sobie na odpoczynek, a raczej na pełne bezsilności załamanie. Chwilę próbowała z tym walczyć, ale ostatecznie rozpłakała się jak dziecko, kuląc między pniem sędziwego drzewa, a olbrzymią paprocią. Poszycie brudziło jej spódnicę, ale to się nie liczyło… spędziła tak kilka godzin, zanim odważyła się podnieść i wrócić do domu. Tam jednak nie miała znaleźć ukojenia, wiedząc, że tej nocy na pewno nie uda jej się zasnąć.

[koniec] :cross:
Nathaniel Hawthorne
ODPOWIEDZ