kiedyś ulubiona barmanka lorne — teraz 2007 Britney
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Blind faith, heartache
Mind games, mistakes
Ś w i e t n i e było wrócić do pustego mieszkania.
Mieszkania, nie domu - tego drugiego, jak się dowiedziała, nie ma. Skoro nikt na nią nie czekał, zdaniem Galahada. Dokładnie tego potrzebowała usłyszeć raz, że w stanie kompletnego dołka i dwa, że nie wiedząc gdzie jej własny dureń szlajał się po nocach przez ostatni miesiąc. Wydawało jej się, może błędnie, że w poważnych związkach ludzie sobie mówią jak planują spędzić noc gdzieś indziej, z kimś innym, ale najwyraźniej old habits die hard i Harrington znów robił to, co kiedyś. Przecież gdyby nie miał nic do ukrycia, powiedziałby jej o swoich planach.
Ona o powrocie nie powiedziała, lecz nie z myślą, że przyłapie go na zdradzie, kłamstwie, hazardzie czy oglądaniu TV TRWAM w wersji australijskiej (tego ostatniego mogłaby mu nie wybaczyć). Chciała zrobić mu niespodziankę, naiwnie licząc, że i on trochę ochłonął i będą w stanie porozmawiać. Godziny mijały, a wraz z upływem czasu pojawiało się coraz więcej pytań. Może zaczął później pracę. Może musiał coś załatwić po pracy. Może to, tamto... Aż zachód słońca przeistoczył się w ciemną noc, a noc w piękny wschód, a miejsce po prawej stronie łóżka wciąż było puste i zimne.
Na smsa poniżej poziomu krytyki nie zamierzała odpowiadać. Nie chciał wracać do domu, to niech nie wraca - może tylko po to, żeby spakować swoje rzeczy i się wyprowadzić, skoro tak. Nie pytała kiedy zamierzał wrócić, nie błagała żeby wrócić zechciał. Była, przynajmniej teraz, zbyt zmęczona i generalnie zgorzkniała beznadzieją sytuacji żeby jeszcze ganiać za facetem jak gówniara w wieku szkolnym. Poinformowała o powrocie, wystarczy.
Nie czekała na niego jakoś specjalnie melodramatycznie, wypatrując znajomych kształtów przez okno jak emerytka monitorująca osiedle. Odkrywała uroki bezrobocia - spędzając dzień, bądź dni, na długich spacerach po parku, rozwiązywaniu krzyżówek i jedzeniu dobrych rzeczy, na które dzięki przerwaniu chemioterapii wreszcie miała apetyt. I nie zwracała całej treści żołądkowej kwadrans po posiłku.
Niefortunnie, podczas miesiąca dystansu doszła do wniosku, że decyzja o losie małej fasolki powinna być wspólną - choć, naturalnie, miała co do tego swoje przemyślenia. Niefortunnie, bo nie miała z kim tego omówić, a nie zwariowała jeszcze na tyle by gadać do ścian.
Za to na pewno zwariowała wystarczająco by zorganizować własny pogrzeb i szukać wolontariatu na farmie pewnego ziomka z kryzysem wieku średniego.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Powrót Callie nie wyglądał tak, jak którekolwiek z nich się spodziewało. Nie było żadnego czekania na siebie na lotnisku, wpadania sobie w ramiona oraz całego pokazu jak bardzo się za sobą tęskniło. Takie rzeczy były zarezerwowane dla komedii romantycznych, którą ich związek zdecydowanie nie był. Galahad starał się zrozumieć jej potrzebę pobycia samemu. Odsunięcia się i przeprocesowania tematu. Pewnie przyszłoby mu to łatwiej gdyby zrobili to jak większość par. Wyszłaby gdzieś na pół, czy cały dzień. Później mogliby się spotkać wieczorem i jakoś przegadać temat. Tymczasem ona wyjechała setki kilometrów dalej. Właściwie bez żadnego kontaktu. Każdego dnia czekał na jakąś wiadomość, że wróci jutro, że może ją odebrać z lotniska. I tak każdego wieczoru. Czekał przy telefonie, bo przecież o to chodziło, żeby miała przestrzeń od niego.
Po jakimś tygodniu przestał się już oszukiwać. Przestał liczyć na to, że wróci następnego dnia albo nawet tygodnia. Zmęczył się wracaniem do pustego mieszkania, w którym wszystko przypominało mu o ostatnich chwilach, które ze sobą dzielili. Zatem znów zaczął okupować kanapę swojej siostry. Tam przynajmniej mógł się do czegoś przydać. Pobawić z siostrzenicą, pomóc im przy pracach domowych. Miał jakiś cel po powrocie z pracy, która swoją drogą również była mentalnie taksująca. Cały dzień słuchał o problemach innych, angażował się w to by im pomóc, więc chociaż po powrocie ze szpitala chciał zrobić coś, co nie wymagało od niego myślenia o całej sytuacji z Callie.
Kiedy w końcu dostał od niej jakąś wiadomość, która brzmiała dla niego jak mikro agresja, odpowiedział tym samym. Mógł to rozwiązać inaczej. Powinien był się cieszyć, oboje powinni, ale minął miesiąc. Cholerny miesiąc. To nie jest wyjście na miasto czy na spacer żeby uspokoić myśli. Ona po prostu zniknęła na miesiąc z jego życia bo musiała ochłonąć zostawiając go z tym wszystkim samego. Nie tak działały związki. Bynajmniej nie w jego definicji.
Wiedział, że musi nadejść ten moment, kiedy się spotkają. Nie zamierzał tego odwlekać. Nie mógł odwołać wszystkich wizyt tego dnia. Ona raczej też nie mogła go o to prosić po prostu oznajmiając mu, że wróciła. Odpracował swoje godziny w szpitalu. Odwołał swoją rehabilitację tego dnia i wieczorową porą wrócił do mieszkania. Nadal miał klucze, przecież całkowicie się nie wyprowadził. Dbał o jej roślinkę na tyle, na ile potrafił.
- Callie? - oznajmił swoje przybycie zamykając za sobą drzwi i rozglądając się po mieszkaniu w poszukiwaniu swojej partnerki.

calliope carter
kiedyś ulubiona barmanka lorne — teraz 2007 Britney
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Blind faith, heartache
Mind games, mistakes
Tyle lat się znali, a on wciąż nie rozumiał. Niby powtarzał że rozumie, że akceptuje ją taką, że chce ją taką - ale jak przychodziło do praktyki, wciąż oczekiwał że Callie zachowa się zupełnie niezgodnie z charakterem. A potem był rozczarowany, bardzo niesłusznie, bo przecież nie było ż a d n y c h przesłanek, że tym razem jego dziewczyna obudzi się z zupełnie innym zestawem ułomności i zaburzeń i przestanie robić to, co robiła zawsze.
Powaga sytuacji wymagała z jej strony dłuższej niż standardowo nieobecności, ale alternatywą była tylko codzienna agonia we wspólnym mieszkaniu. To by wolał? Ciche dni, z mijaniem się jak dwójka pokłóconych współlokatorów?
Podczas wyjazdu rozważała nawet rozstanie. Tak byłoby najprościej dla wszystkich. Galahad nie musiałby się już denerwować na jej potrzeby - bo nie są takie, jakie on by chciał, żeby były. Pewnie marzył o tym żeby partnerka w trudnej sytuacji pragnęła jedynie ulgi w jego ramionach, ale tak nigdy nie było i tak nigdy nie będzie. Callie znajdowała ulgę w samotności i nie było to atakiem przeciwko niemu, a informacją o niej. Gdyby się rozstali, przynajmniej powierzchownie rozwiązałoby się kilka kolejnych problemów.
Callie mogłaby wyrzucić z pamięci obrazek Galahada załamanego pozytywnym wynikiem - to wciąż była dla niej kwestia podprogowo rozczarowująca i bolesna. Galahad mógłby przestać się martwić konsekwencjami ciąży. Obojgu byłoby łatwiej.
Była o tym całkiem przekonana do momentu, w którym musiała zacząć sobie obierać własne pomarańcze. To małe, acz znienawidzone przez nią zadanie było od wielu miesięcy domeną partnera, który bezbłędnie usuwał upartą skórkę zanim zdążyła o to poprosić. Do szału doprowadzały ją też wszystkie krzyżówkowe hasła o które nie mogła go zapytać. Ale to były małe rzeczy - zbyt małe względem wielkiego problemu w jej brzuchu. Musiała sobie o tym regularnie przypominać. Tęsknota za tym co urocze przychodziła bardzo łatwo, ale nie mogła przyćmić powagi problemu, jaki teraz mieli.
I który jeszcze urósł przez niemądre wybory niemądrego Galahada.
- W sypialni - odpowiedziała niezbyt entuzjastycznie, wołając z łóżka nieco głośniej. Przełożyła zakładkę i zamknęła książkę, a odłożywszy ją gdzieś na bok podniosła spojrzenie na próg, w którym miał się pojawić pan imprezowicz głodny wrażeń. Obiecała sobie jednak nie zniżyć do poziomu dna i wodorostów pytaniem gdzie byłeś. - Mogłeś zadzwonić żeby poinformować, że się wyprowadzasz. Kupiłam ci kwiaty, bo przeczytałam że faceci dostają je tylko na swoich pogrzebach, i to trochę smutne… Ale zdążyły zwiędnąć zanim dotoczyłeś się do domu.
Teraz smutne kwiatki zdobiły stolik w salonie przypominając, że powrót Callie w żadnym obszarze nie był taki, jak powinien być. Słodka niespodzianka nie wyszła, a zamiast rozmawiać o tym o czym powinni - na wierzch wyłaniała się irytacja, że chłop gdzieś się szwendał i nawet o tym nie informował. Gdzieś ta siostra przyszła Callie do głowy, pewnie dlatego nie było jeszcze krzyków i oskarżeń, mimo wszystko - jakiś niesmak związany z tym, że się „wyprowadził” pod jej nieobecność dominował w tej chwili.
Westchnęła.
Florystka pytała, za co cię przepraszam. Chyba od tego zależy cena bukietu…? Zastanawiam się, czy droższe są za zdradę, czy za zapomnienie o ważnej rocznicy — on to pewnie wiedział, bo jak typowy romantyk na pewno niejeden raz zaskakiwał swą wybrankę bukietami - ona chciała się raz odwdzięczyć i miała przy okazji lekcję o wycenie usług. — W każdym razie przemyślałam naszą sytuację i jeszcze nie wiem, czy będziesz z moich wniosków zadowolony. Więc do przeprosin może dojdziemy, może nie.
O ile w ogóle uda im się porozmawiać, bo atmosfera była gęsta. Jak na nich - biorąc pod uwagę dynamikę ich relacji, powitanie można było sklasyfikować jako bardzo, bardzo… Nieudane.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zupełnie nie miał pojęcia, czego mógł spodziewać się po dzisiejszym spotkaniu. Potrafił w pewnym stopniu zrozumieć jej potrzebę przebywania samej. Każdy tak czasami miał. Wiedział też, że ona może bardziej niż wszyscy. Zawsze była indywidualistką i wszystko musiała robić sama. Bez pomocy z zewnątrz, bo przecież da radę. Jednakże dla niego była wielka różnica pomiędzy poproszeniem o trochę czasu dla siebie, a spakowaniem walizki i wyjechaniem do innego miasta setki kilometrów dalej. To nie wydawało mu się normalnym, zdrowym zachowaniem partnerki, z którą próbuje się stworzyć coś poważnego, coś na zawsze.
Był początkowo wściekły, że potrafiła tak po prostu wszystko rzucić. Jego, to mieszkanie. Przede wszystkim chemioterapię. Zniknąć na miesiąc bez właściwie żadnego kontaktu. To mieli nazywać relacją? Kiedy w kryzysowym momencie, dla obojga, druga połówka po prostu znika z życia na miesiąc? To nie był dzień, dwa, czy nawet tydzień. To był miesiąc. Powiedziała, że wróci i to utrzymywało jeszcze ich relację. Ufał jej, ufał w jej słowa, więc, wbrew temu co mogła myśleć, czekał. Po prostu nie w jej mieszkaniu bo nie było nic przyjemnego w siedzeniu tutaj samemu i myśleniu o tym, co mogła właśnie robić.
Żeby mieć się czym zająć brał więcej dyżurów, rehabilitacji. Żeby po prostu nie siedzieć w jednym miejscu. Mieć coś innego na głowie niż cała ta sytuacja. Teraz jednak, wchodząc do tego mieszkania obawiał się tego, do jakich wniosków mogła dojść pozostawiona sama sobie. Może wróciła tylko po to żeby powiedzieć mu, że to wszystko skończone? Nie chce ani z nim być, ani wychowywać dzieci. Może dziecka w ogóle już nie ma, a ona wyjeżdża do tego Singapuru? Wszystko było możliwe, a on był na to średnio przygotowany. Na tę rozmowę, bo nie miał wszystkich odpowiedzi, a bardzo by chciał. Obiecał, że w ich związku nie będzie psychologiem, więc starał się nim nie być, nie analizować. Być po prostu sobą.
Przeszedł do sypialni wiedziony jej głosem i początkowo po prostu stanął w progu. Dobrze było ją znów zobaczyć. Cholernie się za nią stęsknił. Pomimo całej sytuacji i gęstej atmosfery. Pomimo swojej złości po prostu cholernie za nią tęsknił. Cieszył się, że wróciła. Jego mimika od razu zmiękła gdy spojrzał jej w oczy. Zmarszczki same się wygładziły, a kąciki ust nawet drgnęły w lekkim uśmiechu.
- Nie wyprowadziłem się. Byłem u siostry. Przydał im się ktoś, kto zajął się młodą. Mogli trochę odbudować swoją relację po strachu, którego się najedli, kiedy była w szpitalu. - odpowiedział jej spokojnie nie chcąc wywołać tym żadnego nowego konfliktu.
Nie dodał przecież, że skoro to ona się wyprowadziła, nie było tutaj już nic dla niego, prawda? Nie taki niemądry Galahad na jakiego go malują.
- Tak, niektóre nawet mają taką tajną tabliczkę, którą wyciągają spod lady. Wielkość bukietu zależy od przewinienia. Czasami nawet jeden bukiet nie wystarcza. - przemógł się w końcu by przekroczyć próg i zmniejszyć dystans między nimi.
Zauważył ten lekki psztyczek w jej poprzedniej wypowiedzi, ale nie chciał dać się w to wciągnąć. Miała prawo nie być zadowolona z jego poczynań. On też nie był zadowolony z jej, ale chyba żadne z nich nie chciało otwierać teraz tej puszki Pandory.
Usiadł na krawędzi łóżka obok niej. Atmosfera była gęsta, tak, ale... brakowało mu jej. Za bardzo. Dlatego zamiast w jakikolwiek sposób odpowiadać na jej wnioski i ewentualnie przeprosiny po prostu się nachylił żeby ją przytulić. Nie wiedział czy ona tego potrzebuje, ale on zdecydowanie potrzebował i nie zamierzał się z tym kryć.
- Tęskniłem za tobą. - wyszeptał jej przy uchu ściskając ją trochę mocniej i nie zapowiadało się na to żeby chciał ją puścić w niedalekiej przyszłości.

calliope carter
kiedyś ulubiona barmanka lorne — teraz 2007 Britney
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Blind faith, heartache
Mind games, mistakes
Może gdyby pojechała do tego Singapuru z koleżankami, żeby nocami imprezować i udawać że problemy nie istnieją, Galahad mógłby się bardzo wściekać. Mimo wszystko jego dziewczyna pojechała nie w przypadkowe miejsce, a do taty. Pewnie pojechałaby do mamy, gdyby wiedziała jak się nazywa i gdzie jest, no ale niestety, tak z żyjącej rodziny został tylko papa Carter któremu wiele brakowało do rodzica roku, ale usłyszawszy o sytuacji naprawdę się starał.
Gdyby dawał czadu w Brisbane, Callie pewnie wróciłaby wcześniej, jeszcze bardziej przybita brakiem bezpiecznego miejsca w którym mogłaby odpocząć i zebrać myśli. Na szczęście ojczulek ogarnął się na tyle, by nie dokładać córce powodów do zmartwień i chyba tylko dlatego Callie nie zwariowała całkiem. Bo umówmy się, że trochę tak. Pracę rzuciła bez zastanowienia, pracę którą kochała. Mogła jeszcze zgolić głowę, zrobić dziarę na czole jak Post Malone albo zdecydować że wejdzie na K2 zimą w stylu alpejskim. Mogło być gorzej, Harrington powinien się cieszyć, że przynajmniej w tej chwili wszyscy żyją i mają się względnie dobrze.
Powiedziałeś jej? — musiała zapytać. Miał prawo zwierzać się siostrze z problemów, tak jak ona zwierzyła się ojcu - ale nie była wcale pewna, czy chciał. Jeśli chciał, i jego rodzina wiedziała o ciąży, rozmowa o jej ewentualnym przerwaniu byłaby jeszcze trudniejsza. Bo co wtedy powiedzieć bliskim, którzy mogą mieć bardzo skrajne opinie o tym, co sami zrobiliby w podobnych okolicznościach? Wszyscy są mądrzy jak temat dotyczy cudzego życia i zdrowia.
Przerwa na przytulanie jak najbardziej jej odpowiadała. Zmniejszenie dystansu było mile widziane i już po chwili chętnie wciskała się w jego sylwetkę. Aż do momentu, gdy nie nacisnął nieco mocniej. — Ostrożnie, zgnieciesz fasolkę — przypomniała, ale przez uśmiech, bo przynajmniej w tej sekundzie mogła naiwnie wierzyć w to, że wszystko będzie dobrze. Racjonalnie wiedziała, że nie jest i nie będzie, ale kto jej zabroni popadać w głębokie delulu? W zaistniałej sytuacji to może była jedyna sensowna metoda. — To… Ile bukietów jestem ci winna, żebyś chciał spać tu dzisiaj ze mną? — nie zamierzała udawać, że przewinień po jej stronie nie było; trochę jednak liczyła na to, że skoro tak bardzo tęsknił nie będzie dąsał się bardzo długo. I nie będzie musiała zaraz wciągać dresów na tyłek i szukać czynnej późnym wieczorem kwiaciarni. — Nie odpowiadaj — wtrąciła szybko, wyswabadzając się nieco ze ścisłych objęć. — Cofam pytanie. Nie masz wyboru. Jestem usprawiedliwiona. Wiesz, hormony ciążowe i tak dalej, poza tym oszalałam z miłości, więc to właściwie wszystko się wydarzyło przez ciebie. Już mi się robi słabo z tej tęsknoty, mówimy o zagrożeniu życia, Gal. Nie masz wyjścia, będziesz musiał się mną zająć — z wielkim współczuciem dla jego tragicznego położenia aż westchnęła; pokrzepiająco poklepała mężczyznę po ramieniu i wzruszyła ramionami, bo przecież wcale nie zrobiła tego specjalnie.
Ani trochę.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
Terapeuta/Psychiatra — Cairns Hospital
33 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Cóż, Galahad tak naprawdę nie miał pojęcia, co działo się w Brisbane, czy gdziekolwiek indziej, bo właściwie nie miał z nią żadnego kontaktu. Można powiedzieć, że sam go nie inicjował, to prawda, aczkolwiek kiedy Callie mówiła, że potrzebuje czasu dla siebie to zazwyczaj to dokładnie to oznaczało. Po prostu znikała, czego on nie potrafił zaakceptować. Nie kiedy chodziło o tak ważne sprawy jak ich potomstwo, czy ogólnie ich związek. Pal sześć, że zdecydowała się po prostu przerwać chemioterapię, rzucić pracę i wyjechać setki kilometrów stąd. Nie miał pojęcia, co tak właściwie się z nią działo. Może rzeczywiście była w tym Singapurze i balowała? Nie mógłby tego wiedzieć, ale nie pytał. W tym momencie, po fakcie chyba wolał już nie wiedzieć. Ważne, że w ogóle wróciła, bo były już takie momenty, kiedy zaczynał w to wątpić.
- Siostrze? - zajęło mu sekundę zanim podłapał jej tok myślenia - Nie. - pokręcił lekko głową odpowiadając szybko i stanowczo.
Zawsze był blisko ze swoim rodzeństwem. Nawet się tutaj sprowadził żeby pomóc z siostrzenicą, kiedy jej mama była w szpitalu, ale ta sprawa była prywatna. Bardzo prywatna. Nie powiedział o niej nikomu. Nie zamierzał dopóki nie dojdą do jakiegoś porozumienia z Callie. Nie chciał słuchać rad ani żadnego współczucia. Więc zatuszował wszystko wyjazdem swojej lubej. W ten sposób nie musiał kłamać, a jedynie nieco mijał się z prawdą przy powodzie jej nagłego wyjazdu i to jeszcze bez niego. Niestety w mijaniu się z prawdą był całkiem dobry, robił to latami.
Chciał być na nią zły i gdzieś tam w głębi duszy na pewno był. Mieli multum tematów do przegadania i żaden z nich nie będzie przyjemny, dla żadnej ze stron. Jednak szczęściem w nieszczęściu było to, że uczucia rzadko są racjonalne. A w tej chwili Galahad po prostu czuł jak cholernie mu jej brakowało. Więc chwila na przytulanie była bardzo wskazana i on tak naprawdę nie chciał by była to jedynie chwila. Bo teraz, kiedy nic nie mówili i po prostu byli wszystko było dobrze. Wszystko było w porządku. A on nie chciał by znów było nie w porządku.
Niestety na jej komentarz mógł się tylko lekko uśmiechnąć bo nastąpił moment powrotu do rzeczywistości. Nieco niechętnie, ale wypuścił ją w końcu ze swoich objęć odsuwając swoje ciało na bezpieczną odległość.
- Och, tak chcesz mi pierwszy raz powiedzieć, że mnie kochasz? - uniósł nieco pytająco brew łapiąc ją za słówka, jak to w takich momentach miał w zwyczaju - Tęsknoty, co? - zmrużył sceptycznie oczy - Przyznaj się, że tęsknisz za tym jak obieram Ci pomarańcze i kroję jabłko w króliczki bo inaczej nie zjesz. - jego wzrok był teraz nieco wyzywający.
Nie zamierzał otwierać tej puszki Pandory, którą był jej wyjazd oraz okoliczności. Jeszcze nie, ale mógł jej lekko dać odczuć, że nie jest zadowolony z tego, jak to się potoczyło. W swój żartobliwy sposób.
- Wróciłaś? - zapytał ujmując jej dłoń w swoją - Wróciłaś, wróciłaś? - chciał się upewnić, że to nie tylko przejazdem.

calliope carter
kiedyś ulubiona barmanka lorne — teraz 2007 Britney
27 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Blind faith, heartache
Mind games, mistakes
Tkwili w przedziwnym i bolesnym zawieszeniu.
Czekała na nich seria poważnych rozmów, którą z jednej strony należało rozpocząć jak najprędzej gdyż czas się kurczył - z drugiej zaś żadne z nich nie było na to gotowe. Oboje mogli się spodziewać emocjonalnego bólu którego nie unikną pomiędzy kolejnymi wypowiadanymi zdaniami, i naturalnym było chcieć choć trochę to oddalić. Nacieszyć się sobą po długiej rozłące, pobyć o b o k bez wzniecania pożaru. A jednocześnie… Niełatwo, przynajmniej Callie, przychodziło takie b y c i e gdy nad głową czekał dymek tysiąca słów, które musiały zostać wypowiedziane.
To wciąż byłoby lepsze, niż twój pierwszy raz — odparowała z pełnym przekonaniem. — „Gal, bo ty nie chcesz ze mną sypiać, wcale mnie nie dotykasz” - „no, może tak było, ale nie wściekaj się, ja cię kocham” — nieco prześmiewczo naśladowała ich pamiętną rozmowę, ale zdecydowanie w pozytywnym tonie. Nie miała mu za złe, że wybrał beznadziejny moment na swoją deklarację, natomiast wierzyła, że sama zrobiłaby to znacznie lepiej. — Ode mnie możesz się spodziewać prawdziwego romantyzmu. Może samolotu z transparentem nad parkiem w którym przypadkowo spacerujemy, albo jeszcze lepiej. Kartki z napisem „jesteś całkiem spoko, jak mówisz to nie mam ochoty cię uderzyć (*może czasami), to c h y b a miłość”. Wiem, wiem. Jestem idealna, nie możesz uwierzyć, że los aż tak się do ciebie uśmiechnął. Twoje emocje są zrozumiałe — i choć żart stał się dość rozbudowany, wyśmiewał jej własne ułomności zamiast informować Galahada o planie na przyszłość, więc mógł odetchnąć. Kiedyś te słowa od Carter dostanie, możliwe że w jeszcze gorszej sytuacji niż wybrał on sam. Dobrali się.
To ty wymyśliłeś, że muszę jeść więcej owoców! — głupio nie myślał, ale poniekąd w ten sposób przypadły mu obowiązki podstawiania Callie talerza obranych i pokrojonych owoców pod sam nos. Inaczej by nie zjadła, dokładnie tak. Za dużo zamieszania. Za to z warzywami nie miała problemu. W końcu wódka to ziemniaki. — Tata ma od tego służbę, ale te obrane przez ciebie lepiej smakują. To nie moja wina. I jeszcze odkręcanie słoików, Gal. Nie można zapomnieć o słoikach.
Może nie była w nastroju na głębokie wyznania o druzgoczącej tęsknocie; łatwiej było wymieniać czynności domowe w których Galahad pomagał. Ale, ale. Żeby nie był całkiem poszkodowany, Callie pochyliła się na krótkiego, małego buziaka. Na więcej Harrington nie mógł liczyć, i pewnie jeszcze długo nic z tego, ale przynajmniej inicjowała jakąś bliskość prosząc by spędził noc z nią. Gdyby rzeczywiście byli blisko rozstania, żadne tego typu propozycje by nie padły.
Wróciłam, wróciłam, wróciłam — na wszelki wypadek odpowiedziała na każde z pytających słów by nie pozostawić między nimi niedomówień. — Pamiętasz o tym, że musimy porozmawiać?
Tak się tylko upewniała. Ciąża była tykającą bombą.

Galahad Harrington
sex on the beach
-
ODPOWIEDZ