chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
mio fidanzata
Przepyszna lasagne gotowa! Niebawem Wam ją podrzucę, żebyście nadrobili energię po ciężkiej pracy.
Eureka - co myślisz o takim imieniu dla kota?


- Jak na tak późną porę, jesteś bardzo żywy - skomentowała Olivera szybko tuptającego w stronę wejścia do biura leśników. Nie pierwszy raz odwiedzał mamę w pracy. Powoli zaczynał kojarzyć co to za miejsce, więc wiedział kogo mógł się w nim spodziewać. Był podekscytowany nie tylko spotkaniem z Beverly, ale także z powodu masy rzeczy, których w domu nie było a jakimi zawsze lubił się bawić (piła mechaniczna w składziku od zawsze go fascynowała). - Ajć. Ostrożnie - rzuciła tylko, gdy młody potknął się o pierwszy stopień. Na szczęście nie upadł boleśnie. Szybko wyciągnął ręce do przodu i zdążył zamortyzować upadek nauczony dzięki lekcjom w domu i tym, że zawsze obok był pies, którego mógł złapać. Oliver zanim się wyprostował, to najpierw spojrzał na Margo, jakby oceniał czy miał się popłakać żeby wzbudzić litość, czy jednak sobie odpuścić i najwyraźniej padło na to pierwsze. Gdyby kobiety zawsze nad nim naskakiwały to z pewnością wykorzystałby okazję, żeby zostać przytulonym, ucałowanym i pocieszonym. Kto tego nie lubił?
Bertinelli z rozczuleniem spojrzała na chłopca, kiedy ten zapukał do drzwi. Za słabo i za cicho, żeby ktoś mógł go usłyszeć, ale on i tak uparcie wpatrywał się w pionową przestrzeń czekając na reakcję z wewnątrz. Na szczęście na ratunek przyszła Włoszka, która otworzyła przed nim wrota do wspaniałego miejsca pełnego niesamowitych gadżetów.
- Kogo ja widzę! - Kobiecy głos szybko dotarł do uszu Margo, która nieco była zaskoczona widokiem Madison. Nie spodziewała się ją zobaczyć. Beverly też nic o tym nie wspomniała, co musiało oznaczać, że dla niej również było to zaskoczenie, o którym nie zdążyła wspomnieć w sms'ie (za co dostanie po uszach). - Cześć przystojniaku! - Wzięła chłopca na ręce, który z ochotą odwzajemnił też "piątkę".
- Salve, Mads - przywitała ją standardowo, jak zawsze, lecz powstrzymała się od naturalnego i oczywistego "Jak się masz?" albo "Jak się czujesz?".
Młoda kobieta wydawała się wyczuć lekkie wahanie przed doborem kolejnych słów, dlatego od razu wtrąciła.
- Mój nos czuje coś dobrego. - Uśmiechnęła się wesoło tak, jakby całkiem niedawno nic się nie stało.
- Upiekłam wam lasagne. Macie dzisiaj ciężki wieczór. - Chciała wesprzeć partnerkę oraz pokazać się z dobrej strony nowym członkom leśnej ekipy. Każdy, kto znał Margo na pewno przewidziałby ten ruch z jej strony, bo jedzeniem kupowało się każde serce.
- Wspaniale! Od dawna nie jadłam nic dobrego. Nikomu nie mów, ale moja matka kiepsko gotuje.
Margo zakodowała kolejną informację o tym, że Madison nadal mieszkała z rodzicami. Uważała, że to dobrze, bo przynajmniej ktoś miał na oku zwłaszcza, że prawdopodobnie młoda nie rozmawiała ze swym chłopakiem. Tak mówiła Beverly, która słyszała to od Miriam, do jakiej niedawno napisał Finn z błagalną prośbą o jakąkolwiek informację na temat dziewczyny.
- Od razu ci nałożę. Jest jeszcze ciepłe.
- Dorzuć jedną porcję na wynos, bo jak chłopaki wrócą to w mig wszystko zniknie. - Zamienienie jednego Lachlana łakomczucha na trzech chłopaków kosztuje ich sporo jedzenia, które znikało szybciej niż wcześniej.
- Jasne. To dla Finna? - SMOOOOOTH. Udawanie, że nie znało się aktualnej sytuacji było idealnym podejściem zwłaszcza w chwili możliwości wydedukowania, iż kolejny kawałek był właśnie dla chłopaka. Nie było lepszego sposobu na tak bezpośrednie pytanie i jednocześnie wypytanie o szczegóły.
- Nie ja.. - Wydawałoby się, że Madison złapała haczyk i być może była gotowa coś wyznać, ale szybko zmieniła zdanie. - Nie śmiem dzielić się twoim jedzeniem. - Bo tak jej smakowało.
Madison mogła się starać emanować entuzjazmem, ale nie zmieni tego jaką miała aurę. Tego, co tak naprawdę w środku czuła a co bardzo mocno starała się zatuszować. Margo wcale nie dziwiło, że dziewczyna podjęła się próby dalszego życia z uśmiechem. To była jedna z wielu reakcji na traumatyczne przeżycia, zaś jej szybkie pojawienie się w pracy sugerowało, że nieco wypierała minione zdarzenia albo starała się to robić właśnie poprzez pracę. Bertinelli nie mogła tego stwierdzić na sto procent. Pod tym kątem nie była specjalistką, ale martwiła się o młodą kobietę, której ojciec podobno wyrywał sobie włosy z głowy, bo niestety nadal nie odnaleziono zwyrodnialca. Prawdopodobnie był nim turysta, który zdążył opuścić kraj albo zaszył się tak, że nikt go nie mógł namierzyć.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
#27
The queensland parks office II
Margarita & Beverly
Nocne zmiany zdarzały się w ich fachu sporadycznie. Głównie dotyczyły zadań specjalnych, związanych ze zwierzętami aktywnymi po zachodzie słońca, albo obecnością kłusowników. W ostatnich dniach działali sprawniej, niż dotychczas, o czym świadczyły świeżo zakładane wnyki oraz pułapki, zapachowe, przyciągające stworzenia, mieszkające w lasach. Dzisiejsza, nocna zmiana miała skupić się właśnie na dorwaniu samozwańczych myśliwych, a jeśli to nie wypali - na ustawieniu fotopułapek w miejscach zneutralizowania wnyk.
- Zostało nam ostatnie miejsce - dowódca, siedzący na miejscu pasażera, z przodu terenowego pojazdu odezwał się po chwili ciszy, przerywanej przygrywającym radiem. Na pace wieźli zabezpieczoną drabinę oraz pozostałe narzędzia, przydatne przy unieszkodliwianiu sideł. Jednocześnie, musieli mieć oczy dookoła głowy, na wypadek, gdyby kłusownicy również na nich zechcieli zastawić niemiłą niespodziankę.
- To tutaj - zerknąwszy na dane z GPS’a zajechała pod punkt orientacyjny, który stanowił głaz z czerwonymi wyryciami. Według niektórych tubylców był on częścią kultu dawnych plemion, według reszty ludzi, miejscem spotkań nastolatków, parających się różnymi odmianami graffiti.
- Miejmy to już za sobą - przełożony jako pierwszy otworzył drzwi po swojej stronie, poprawiając przy okazji przewiewny komin, chroniący szyję. Zarówno oni, jak i drugi patrol, złożony z Rambo oraz Jordana, zaopatrzyli się w odpowiednią odzież, chroniącą przed czynnikami szkodliwymi. Gogle, kapelusze taktyczne, dłuższe spodnie, koszule oraz rękawice antyprzecięciowe.
Korzystając z chwili, po zgaszeniu silnika (przy zachowaniu włączonych świateł) Strand sięgnęła po telefon, mogąc wreszcie odczytać wiadomość od partnerki. Uśmiechnęła się do wyświetlacza i wystukała kilka słów, przygotowując do opuszczenia pojazdu.

Bella
Chcesz, żeby połowa posterunku z miejsca się w Tobie zakochała? Na szczęście ja zaklepałam cię wcześniej, wiec mogą mi tylko zazdrościć
Eureka, jak ta pani drag queen?
wysłano do Margo Bertinelli


Dowódca dał się podejść. Wystraszony przez koalę, przyczajoną na drzewie, na którą skierował czołową latarkę, stracił równowagę, upadając prosto na zakamuflowany w wysuszonej trawie, ciężki potrzask.
- Ach, kurwa! - niespodziewane przekleństwo, padające po głośnym szczęku metalu, natychmiast przykuło uwagę Strand. Zatrzasnęła drzwi w samochodzie, niemal podskakując w miejscu.
- Szefie, co do… - cholery? Zastygła w bezruchu po włączeniu latarki, przyczepionej do pagonu, widząc mężczyznę dosłownie pochwyconego w metalowe sidła. Z tej odległości nie widziała cieknącej strużki krwi, być może pochodzącej z naruszonej tętnicy.
- Musisz pomóc mi to zdjąć - wysyczał spomiędzy zaciśniętych warg, drżącymi palcami próbując sięgnąć do metalowych sideł, czym naraził się na ostrą reprymendę Strand.
- Nie ma mowy, możesz się wykrwawić! Biuro jest dziesięć minut stąd. Karetka dotrze tam szybciej, niż gdyby mieli szukać nas po ciemku tutaj.
Ostrożnie stawiając kroki , bacząc na inne pułapki, znalazła się tuż obok mężczyzny, wyciągając do niego dłonie.
- Musisz wstać, wiem, że to będzie boleć - kontynuowała, chcąc wykorzystać adrenalinę wyrzuconą przez organizm, zaatakowany mechanicznym ustrojstwem. - Na kolanach usiądziesz z tyłu i zajmiemy się tym na posterunku, ok? To ważne. Nie chcemy żebyś się wykrwawił, dostał zakażenia, ani ryzykował amputacją.
Trochę go straszyła. Nie sądziła, aby poprzez rany, odniesione w wyniku zatrzaśnięcia pułapki, doszło do amputacji, jednak lepiej dmuchać na zimne. Lepiej, aby szef nie próbował samodzielnie uwolnić się z sideł, stanowiących zagrożenie dla jego zdrowia.
Raz, dwa trzy.
Wraz z przeciągłym warknięciem, utykając na jedną nogę, udało się zaprowadzić funkcjonariusza do samochodu. Pomogła mu wgramolić się na tylną kanapę, na którą wspiął się kolanami, zgodnie z sugestią Strand. Ulokował się przodem do drzwi, a bokiem do kierunku jazdy. Najważniejsze, aby zdążyli w porę zająć się obrażeniami dowódcy, zanim ten zemdleje, albo straci więcej krwi, leniwie wsiąkającej w tapicerkę.
Uruchamiając silnik, Strand nacisnęła na opcję wiadomości głosowej, aby na bieżąco skontaktować się z Margo.
- Jesteś już na miejscu? Dowódca wpakował się w potrzask. Ostrza wbiły mu się w miednicę, po części z przodu i z tyłu. Nic nie ruszałam, jesteśmy w drodze. W największej szafie w korytarzu jest apteczka ratunkowa, pomożesz nam?
Nacisnęła na symbol wysłania dźwięku, wyjeżdżając z węższej, ubitej drogi na nieco szerszy odcinek, prowadzący już bezpośrednio pod posterunek.
- Do kogo mówisz? - wysyczał przełożony z tylnej kanapy, trzymając się zagłówka po stronie kierowcy, dla lepszej stabilizacji.
- Do kogoś, kto może nam pomóc już w biurze.
Do najlepszej chirurg, o jakiej słyszała i jaką miała okazję kiedyś obserwować przy pracy, w obozie dla uchodźców. Warunki nie były najlepsze, ale te polowe zdawały się nie przerażać dzielnej Włoszki.
Po ostatnim wypadku, mającym miejsce w kulminacyjnym punkcie leśnych pożarów, uzupełniono wyposażenie apteczek na posterunku, co pozwalało na zajmowanie się mniej skomplikowanymi ranami już na miejscu. Problem zacznie się wtedy, jeśli okaże się, że obrażenia zadane przez wnyki są zbyt głębokie, aby próbować opatrzeć szefa na miejscu.
Co za potwory zastawiały sidła na wszystko, co się rusza?

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Szukasz mamusi? – zagadnęła do Olivera, który kręcił się między biurkami. – Mamma jest w pracy. – Słysząc tę odpowiedź Oliver spojrzał na nią z lekkim powątpiewaniem, bo przecież byli w pracy mamy, a przynajmniej tak zinterpretowała jego minę. – Oh – Wzięła go na ręce i posadziła sobie na kolanach uprzednio zajmując miejsce Beverly. – Popatrz, to biurko mamma. Widzisz, nawet jest jej zdjęcie z tobą. To Ty. – Wzięła ramkę i wskazała na nim małego bobasa. Chłopiec długo przyglądał się fotografii, na której jednak najważniejsza była blondynka. Poklepał po niej małą dłonią i potem zaklaskał. – Mamma tu pracuje. Siedzi i pisze różne dokumenty, ale mamma pracuje też tam. – Wskazała palcem za okno. – Dziś jest tam i ratuje zwierzęta przed złymi ludźmi. – Oliver od razu zrobił wielkie oczy. – Nie bój się. Mamma jest odważna i bardzo silna. Poradzi sobie z każdym łotrem. – Na podkreślenie swych złów i żeby nieco zaczepić chłopca, połaskotała go po bokach, na co ten wykręcił się w śmieszny sposób i opadł do tyłu mocniej przylegając do jej ciała. Wyciągnął ręce do góry i od razu złapał za brązowy pukiel włosów. – O nie. Za włosy nie wolno. – Jasno stawiała granice, co jak przeczytała w poradniku sprawdzało się także z psami. Nie żeby porównywała dziecko do zwierzęcia, ale trzeba brać pod uwagę, że psy były bardzo mądre. Dzieci także, bo choć jeszcze nie mówiły i poznawały znaczenie słów, to w rzeczywistości wiele rozumiały.
Podrzuciła Olivera i razem z nim na rękach przeszła z powrotem do wspólnego pomieszczenia, w którym Madison pałaszowała lasagne.
- Jest przepyszna. Jak wszystko co gotujesz.
- Grazie mille.
- Powinnaś otworzyć własną restaurację.
- Może w innym życiu. – Prowadzić restaurację czy ratować ludzi? Odpowiedź dla Margo była oczywista zwłaszcza, że od dawna wiedziała, co chciała robić w życiu. Być może zostałaby szefem kuchni, gdyby oblał ją profesor z chirurgii ogólnej.
- Twój telefon brzęczał. – Wskazała widelcem komórkę pozostawioną przy naczyniu z lasagne.
Bertinelli poprawiła Olivera trzymając go jedną ręką a drugą sięgnęła do telefonu. Zdziwiła się widząc wiadomość głosową od Strand. Chwilę wahała się, czy mogła odsłuchać ją przy Madison (z różnych powodów), ale uznała, że najwyżej w porę ją wyłączy.
Nacisnęła - play.
Oliver rzecz jasna ucieszył się słysząc głos mamy, choć nie do końca rozumiał, że jej głos nie brzmiał na wesoły.
Margo za to poczuła się zaalarmowana. Podobnie jak Madison, która odłożyła widelec (ale dopiero po tym, gdy wsunęła do ust kolejny kęs), a na jaką spojrzała pytająco.
- Jaki potrzask wbija się w miednicę z przodu i z.. – Nie dokończyła pytania widząc jak dziewczyna układa dłonie na kształt kleszczy i je zamyka. – Aaaahh.
Auć. To musi boleć.
Bertinelli od razu pomyślała o tym, że to był kiepski dzień na inwentaryzację swojej własnej torby medycznej. Woziła jedną na wszelki wypadek, ale akurat dzisiaj pomiędzy robieniem lasagne a pilnowaniem Olivera wyłożyła wszystko ze swej torby na stół i powoli spisywała, co należało uzupełnić. Nie wyrobiła się do końca przed upieczeniem lasagne, dlatego zostawiła wszystko na stole.. colera.
- Gdzie jest szafa? – zapytała Madison, która już trzymała przy uchu telefon dzwoniąc po karetkę. – Potrzebny mi będzie stół i ktoś silny, kto pomoże zdjąć z niego tego potwora. – Nie miała pojęcia z jaką siłą zamykały się szczęki. Spodziewała się, że musiało boleć, ale czy trudno było je z powrotem otworzyć?
Podeszła do wskazanej przez dziewczynę szafy i otworzyła ją wzrokiem szybko wyłapując wspomnianą apteczkę. Oliver szybko znalazł coś, co chciałby sobie przygarnął a Margo nie miała teraz głowy do tego aby zabronić mu podkradania leśniczej czapki. Jakby tego było mało, po odstawieniu chłopca na podłogę, wręczyła mu coś podobnego do siatki na motyle, żeby przez chwilę się czymś zajął. Sama zaś związała włosy i na szybko przejrzała zawartość wyciągniętej torby.
- Będą najszybciej jak mogą. Przygotuje stół.
- Świetnie. – Cieszyła się, że Madison była aż tak bardzo zaangażowana. Nie chciała traktować jej jak delikatnego jajka i z chęcią przyjmowała od niej pomoc. Pomyślała także, że Mads potrzebowała poczuć się potrzebna, żeby samej sobie udowodnić, że nadal żyła.
- Wyłóż tym biurko. – Rzuciła zawiniątko folii ratunkowej do dziewczyny, która ściągała z blatu ostatnią rzecz. Nikt raczej nie chciał mieć na drewnianym biurku plam krwi.
Nim Madison zdążyła rozwinąć folię do biura wpadła Beverly z jęczącym u boku szefem. Dziewczyna przyśpieszyła ruchy i niczym magik rozłożyła osłonę na biurko, a potem doskoczyła do kuzyna. Bertinelli uniosła wzrok znad torby, z której kolejno wyciągała rzeczy, żeby mieć je na widoku, nie kryjąc zaskoczenia ułożeniem stalowej pułapki.
- Jak to się stało? – Madison wyprzedziła ją z tym pytaniem.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Stękanie dowódcy było coraz bardziej intensywne, ilekroć koła terenówki najechały na małe wgłębienie w podłożu. Skupiona na jeździe Strand, starała się uspokajać przełożonego, dodając mu otuchy, choćby poprzez komentowanie, jak daleko mieli do biura.
- Jeszcze tylko trzydzieści metrów, będzie dobrze - oznajmiła po ostatnim zakręcie, gładko prowadząc auto na wytyczonej, rozjechanej kołami drodze. Zatrzymała samochód na skromnym parkingu pod posterunkiem, szybko wsuwając telefon do kieszeni. Odpięła pasy, aby następnie dopaść do kolegi, walczącego z mniejszymi i większymi falami nieustannego bólu.
- Idziemy, za chwilę będzie po wszystkim - pomogła dowódcy opuścić wnętrze pojazdu i zarzuciwszy sobie jego ramię na barki przeszła razem z nim po schodach, aż do wnętrza murowanego budynku. Przy pomocy Madison, pomogła szefowi wdrapać się na przygotowany stół bokiem, jako, że przez umiejscowienie potrzasku, nie mógł położyć się ani na wznak, ani na brzuchu.
Tragedia.
- Latarka przestała działać - fałsz, jednak Beverly nie zamierzała tego prostować. - Postawiłem krok nieco na lewo, zupełnie na oślep, straciłem równowagę i…
Leśnik zawył z bólu, przerywając mała opowieść sytuacyjną, wymyśloną na poczekaniu. Aż tak trudno było mu przyznać się do błędu? Każdy miał prawo przestraszyć się ciemnego kształtu, nawet jeśli był to tylko koala.
- Dobrze cię widzieć - Bev zwróciła się do Margo, uznając, że pełnoprawnie przywitają się po ustabilizowaniu sytuacji. - Dasz radę mu pomóc?
Ciężko wyszarpać metal w taki sposób, aby facet nie wykrwawił się na miejscu. Póki co, potrzask blokował krwotok, zezwalając jedynie na leniwe spływanie czerwonej strużki prosto na termiczną folię. Strand nie była specjalistką z anatomii, ani medycyny, jednak wiedziała, jak dużo naczyń było umiejscowionych w miejscach, naruszonych przez ostrza potrzasku. Możliwe, że nawet po usunięciu pułapki, dowódca będzie musiał przygotować się na rehabilitację, aby wrócić do pełnej sprawności.
- Mam narzędzia, żeby poluzować mechanizm - zasugerowała, widząc spojrzenie partnerki, oglądającej uważnie miejsce wbicia szponów w ciało. Chyba trzeba będzie rozciąć trochę ubrań, co niekoniecznie spodoba się dowódcy. Nie mógł bardziej niefortunnie upaść na sidła… miednica w okolicach pachwiny i pośladek. Nic dziwnego, że wręcz wył z bólu.
Decydując się na zabranie potrzebnych rzeczy z paki terenówki, wypadła na korytarz, odnajdując wzrokiem małego brzdąca, w leśniczej, za dużej czapce. Oliver, który na chwilę zakręcił się w pokoju socjalnym, uśmiechnął się szeroko na jej widok, nawet nie zwracając uwagi na świeżą ścieżkę wytypowaną kroplami krwi.
- Mama! - z radością słyszalną w głosie otworzył ramiona, odrzucając przy okazji siatkę na motyle, aby dopaść do Beverly. Pozwoliła dziecku na krótkie powitanie, podnosząc go jednocześnie do góry. Po wymianie dwóch, szerokich uśmiechów, spojrzał z zaciekawieniem ponad ramieniem Strand, zerkając w stronę pomieszczenia, z którego dochodziły przepełnione bólem jęki. To zdecydowanie nie było w tej chwili miejsce dla dzieci.
- Wybacz synku, ale mama musi jeszcze komuś pomóc, ok? - potarła dłonią o plecy chłopca, wraz z nim kierując się w stronę drzwi wyjściowych. Nie wiedziała jeszcze, co zrobić z małym, kiedy drogę zaszli jej pozostali leśnicy, wchodzący do biura.
- Co tak ładnie pachnie? - rzucił na wstępie Jordan, który szybko został wykorzystany, jako tymczasowa niańka dla Olivera. Otworzył szeroko oczy i skonsultował się z Rambo, szybko mrużącym oczy na widok kropel krwi, biegnących w głąb korytarza.
- Pobaw się z nim trochę, mamy rannego szefa na stole - przekazała w przelocie, aby przemieścić się do zaparkowanej wcześniej terenówki, celem pobrania narzędzi do sideł. Każda sekunda miała znaczenie, chociaż sytuacja wydawała się w miarę stabilna, za sprawą obecnej na miejscu chirurg urazowej. Szef miał szczęście.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Zakładała rękawiczki wsłuchując się w wyjaśnienia szefa leśników nie mając powodów aby podważać jego słowa. To nie diagnoza typu marskości wątroby, po której stwierdzeniu pacjent zarzeka się, że w ogóle nie pije alkoholu ani nie bierze leków. Takie kłamstwa przeszkadzają w dalszym leczeniu, lecz tutaj diagnoza i powody jej wystąpienia były oczywiste. Były rany i ich przyczyna w postaci stalowych szczęk. Margo niczego więcej nie potrzebowała wiedzieć, dlatego spojrzała na Strand bez pytania o prawdomówność jej szefa a bardziej z ciekawością i nutką przytyku „znowu mnie w coś pakujesz”.
- Okaże się – odpowiedziała w miarę cicho nie chcąc nikogo niepokoić ani dawać nadziei. Najpierw musiała ocenić powstałe rany oraz ich umiejscowienie.
Z profesjonalnym opanowaniem podeszła do leżącego na boku mężczyzny, któremu pod głowę Madison podłożyła zawinięty koc z szafy. Najpierw przyjrzała się szczękom od strony pośladków, a potem uważnie oceniła ich położenie z przodu. Ważna była lokalizacja i głębokość, co wykalkulowała po ostrzach bliżej zawiasów, które nie dosięgły skóry.
- Świetnie. Przydadzą się. – Tymi słowami zasugerowała Strand, że mogła iść po potrzebne narzędzia, po czym poprosiła Madison o nożyczki. Cholerny nawyk posiadania na sali operacyjnej instrumentariuszki. Nawet podczas wyjazdów charytatywnych miała obok wyszkoloną osobę, z którą wzajemnie się dopełniały. Mogła mieć tylko nadzieję, że młoda kobieta nie poczuje się przez nią wykorzystywana (w ten negatywny sposób).
- Kim jesteś? Co tutaj robisz? – jęknął Miles, któremu prawie udało się złapać Bertinelli za nadgarstek tak aby powstrzymać ją przed cięciem ubrań.
Kim była? Wprawdzie jeszcze nie zdążyła zrobić dobrego wejścia chcąc aby najpierw Beverly przez parę dni sama wyczuła nowych kolegów, ale żeby nikt nie wiedział kim była Włoszka.. nie ładnie. Będzie musiała pogadać ze Strand, że za mało się nią chwali. Już w pierwszych dziesięciu minutach pracy z nowymi powinna im pokazać zdjęcie partnerki (właśnie tak powinno być, ha!).
- Przywiozłam wam jedzenie.
- Jesteś dostawcą?! – Był obolały i w szoku, więc mógł opacznie zrozumieć jej słowa.
- Nie. – Pokręciła głową na boki. – Jestem doktor Bertinelli. Partnerka Beverly.
- Miles, to chirurg. Była w szpitalu, kiedy ja.. – Madison nie musiała kończyć aby kuzyn szybko załapał, o jakim wieczorze była mowa. Musiał jednak jeszcze coś wiedzieć.
- Jaką masz specjalizację? – Bo równie dobrze mogła być położną, która z takimi ranami raczej rzadko miała do czynienia.
- Chirurg urazowy a teraz koniec gadania. – Musiała być stanowcza. – Rozetkę twoje ubrania. – Nie czekała na jego odpowiedź tylko od razy zaczęła ciąć nogawki.
- Czekaj! – Nie zamierzała przerywać, ale i tak spojrzała mu w oczy. – Bokserki też?
- Tak.
- Niech Madison wyjdzie.
- Miles, daj spokój. Co mnie interesuje twój interes?
- Masz wyjść. To rozkaz!
- Miles – Nie był jej szefem, więc mogła mówić do niego po imieniu. – Potrzebny mi tu ktoś do pomocy. Musisz zrozumieć, że twoja sytuacja nie jest ciekawa. Pośladki zniosą wiele. To czystka tkanka i poza nieprzyjemnymi dolegliwościami bólowymi nic jej nie będzie, ale ostrza z przodu wbiły się w niepokojących miejscach. Naruszyły kości miedniczne a dwa zęby są niepokojąco blisko tętnicy udowej. – Choć z jednego z nich zbyt intensywnie ciekła krew, co mogło sugerować przebicie wspominanego naczynia. – Nie ma tu miejsca na wstyd.
- Nie chce aby..
Margo zacisnęła szczękę.
- Madison usiądziesz na krześle u szczytu jego głowy. – To zminimalizuje widoki.Chcę abyś wzięła monitor funkcji życiowych.. pulsoksymetr. – Poprawiła się, bo wcześniej widziała tę o wiele lepszą wersję urządzenia w torbie ich choć pokazywała więcej od saturacji to dla wszystkich nadal był to tylko pulsoksymetr. Cóż, taka to ogólna nazwa. – Masz obserwować monitor i alarmować mnie gdyby.. – Przerwała na chwilę, kiedy do środka znów wpadła Beverly. Miles nie miał już całej dolnej części ubrania i oczywiście przejął się obecnością kolejnej kobiety. Bertinelli go ignorowała wyjaśniając młodej funkcjonariuszce, w którym momencie miała bić na alarm.
- Beverly – poprosiła kobietę na bok uprzednio odrzucając pocięte kawałki materiały to kosza. – Martwią mnie rany z przodu. Zwłaszcza te w udzie. – Wskazała miejsce na swojej nodze. – Jeden ząb mógł wbić się w tętnicę. Muszę wiedzieć, czy jeśli poluzujesz mechanizm to da się najpierw wyciągnąć ostrza z tyłu, a potem dopiero te z przodu? – Nie znała się na takich pułapkach a chciała wiedzieć, czy mogły działać metodycznie jedno po drugim czy trzeba będzie szybko wyciągnąć wszystko na raz i działać intensywnie.
- Słyszę, że szepczecie. - Miles upomniał się, bo czuł coraz mniejszy komfort z powodu obecności kolejnej kobiety. - Czy one wszystkie muszą tu być? Nie wystarczy jedna?
- Miles, staram się jak mogę aby zadbać o twój komfort, ale w tej chwili ważniejsze jest życie, więc pozwól sobie pomóc. - Bez względu na obecność dodatkowych osób, których tu potrzebowała. Przynajmniej do czasu aż opanuje jedną niepokojącą ranę. Przy reszcie będzie mogła wyprosić Madison, ale na pewno nie obie kobiety. Jedna z nich będzie potrzebna, ale do tej pory im ich więcej tym lepiej.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie była w stanie zbyt dokładnie przyjrzeć się pułapce, dlatego zabrała walizkę z gumówką oraz skrzynkę z różnościami, wypełnioną śrubokrętami, obcęgami, młotkami, na pile do gałęzi kończąc. Minęła w korytarzu pozostałych funkcjonariuszy, podążających w stronę pokoju socjalnego, wypełnionego zapachem stygnącej lasagne. Dadzą sobie radę. Najważniejsze, aby nie zgubili Olivera i siedzieli grzecznie na miejscu, w oczekiwaniu na kolejne wieści.
Wparowała z powrotem do pomieszczenia ratunkowego z całym kompletem narzędzi. Postawiła je u podnóża stołu, nawet nie zerkając na wyeksponowane części ciała dowódcy. Zamiast tego zatrzymała spojrzenie na twarzy Margo, jakby po samej minie, była w stanie rozszyfrować jej nastawienie do ratowania mężczyzny. To przecież… nie mogło być nic śmiertelnego. Ludzie z naruszonymi tętnicami przeżywali, jeśli mieli pod ręką doświadczonych chirurgów, szczególnie takich wyspecjalizowanych w nagłych przypadkach. Margo była specjalistką, pracująca niegdyś nawet w warunkach polowych, z ograniczoną ilością sprzętu. Jeśli ktokolwiek miał zwiększyć szanse dowódcy na wyjście cało z nieprzyjemnej sytuacji, była to właśnie włoska pani doktor.
Nim zdążyła przyjrzeć się nieco bliżej potrzaskowi, Bertinelli poprosiła ją na stronę, z czym się nie spierała. Teraz to ona miała najwięcej do powiedzenia, jeśli nie chcieli doprowadzić dowódcy do stanu agonalnego.
- Nacisk ostrzy się zmieni - przekazała z niezadowoleniem, zaledwie zerkając w stronę Milesa. - Wydaje mi się, że ten model nie ma śrubek, a jeśli użyję gumówki, ostrza mogą nieco wyjść z rany. Teoretycznie. Mogę na bieżąco monitorować sytuację.
Zmieniając tym samym nacisk i kontrolując intensywność krwotoku.
- Pewnie będzie trzeba ciąć - przyznała, mając na myśli gumówkę, zasypującą otoczenie iskrami. Wszyscy powinni dostać cholerne okulary ochronne, których miała tylko dwie pary. Będą musieli nieco improwizować.
- Ciąć metal w sensie… - zreflektowała się, na wypadek, gdyby Miles pomyślał o nodze. Nie było jeszcze aż tak źle (chyba). Nie, nie ma mowy, aby na służbowym stole ucinali leśnikowi kończynę. Ich ekipa wyczerpała już pechową pulę i po tym, co przydarzyło się Madison, wszyscy powinni tkwić w metaforycznym okresie ochronnym. Żadnych więcej tragedii.
- Będzie konieczna operacja, prawda? - dodała już ciszej, kierując swoje słowa wyłącznie w stronę Maro. Wyjmowanie wbitych w ciało, ostrych przedmiotów najczęściej szło w parze z natychmiastowym łataniem uszkodzonych tętnic, albo żył. Dodatkowo, należało podać odpowiednie leki: znieczulające, antybiotyki i zapewne zastrzyki, aby nie doszło za zakażania z powodu brudnych ostrzy.
- Szefie, prawdopodobnie będę musiała przyciąć metalowy kawałek potrzasku. Zrobię to od strony biodra - zapowiedziała, po sięgnięciu do jednej z plastikowych walizek, zamykanych na zatrzaski. Może się uda. Jeśli ostrza weszły naprawdę głęboko, zmniejszenie nacisku oraz uwolnienie pośladków (jakkolwiek niepoprawnie to nie brzmiało) powinno ułatwić ogólne łatanie niezdarnego leśnika.
Powinna jeszcze założyć rękawice ochronne oraz rozejrzeć się za okularami.
- To konieczne? Pogotowie jest już chyba w drodze, prawda? - Madison zatrzymała nieco zaniepokojone spojrzenie na Bertinelli, posiadającej decydujące zdanie. Nie lepiej poczekać, aż medycy podejmą decyzję co do usunięcia sideł, albo przewiezienia jej kuzyna w stanie nienaruszonym, na samą salę operacyjną?

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Niektóre rany można pobieżnie zatamować. – Zwłaszcza ze świadomością, że potem mężczyzna trafi do szpitala. W takim wypadku należało go odpowiedniego przygotować na transport. – Tylko ta jedna.. może dwie.. – Ta druga nieco dalej tętnicy też nie dawała jej spokoju. – Trzeba je od razu zaszyć. – W polowych warunkach, do których przywykła, choć dawno w nich nie była. Syria to ostatni tego typu wyjazd. – Nie wzięłam swojej torby. – Tej medycznej i aż wstyd było przyznać, że akurat dziś robiła inwentaryzację własnego wyposażenia. Z jednej strony to dobrze, że była zorganizowana, ale z drugiej miała pecha (a raczej Miles go miał), że akurat dziś chciała sprawdzić czego brakowało w torbie (bo użyła tego wcześniej).
Nim dodała z czym wiązał się brak wspomnianej torby, bo napotkała spojrzenie Madison, która aż tak bardzo nie przejmowała się o samą siebie, kiedy ostatni raz Bertinelli ją widziała. To wynikało jednak z kiepskiego stanu umysłu, który wolał wtedy lecieć na automacie niż szczerze przeżywać tragedię, która jej się przytrafiła.
- Jedna najpewniej przebiła tętnicę. Muszę zaszyć ją już teraz, bo..
- Zróbcie to. – Miles miał dosyć odwlekania nieuniknionego.
- Tylko, że nie mamy znieczulenia. – W tym tkwił największy problem. W swojej torbie jako chirurg posiadała różne środki, których normalna osoba nie powinna mieć. – Właściwie nic nie mamy. Możemy czekać na karetkę – I liczyć na to, że Miles się nie wykrwawi. – albo pozwolisz mi się zoperować na żywca. – Była brutalna, ale szczera w swych słowach. Wiedziała, że możliwym była taka operacja. Robiła gorsze rzeczy na świadomych pacjentach, ale teraz nie tkwili w strefie wojny i całe szczęście nie musiała grzebać Milesowi w bebechach. To tylko (albo aż) zaszycie żyły tętniczej.
- Po prostu to zrób, ale jeśli jesteś kiepska to obiecuję, że wywalę Strand w trybie natychmiastowym. – To było czcze gadanie, bo to nie był powód aby wyrzucić blondynkę z pracy (przynajmniej nie zgodnie z prawem), ale Margo zrozumiała jego przekaz.
- Gdzie jest Oliver? – Głupio przyznać, że w lekarskim szale trochę o nim zapomniała. Prawie, że w panice rozejrzała się dookoła szybko uspokojona przez partnerkę, że młodym zajmowali się dwaj leśnicy.
Po tych słowach Bertinelli mogła działać całą parą.
- Zrobimy to ostrożnie, ale szybko. – To moment, w którym zaczęła się rządzić. Musiała, bo miały do zrobienia bardzo wiele, bardzo delikatnie i w jak najkrótszym czasie.
Kiedy Strand szykowała sprzęt, Margo poinstruowała Madison co miała zrobić, kiedy wyjmą ostrza z pośladków. Na moment musiały zostawić obserwowanie saturatora na rzecz szybkiego zatamowania ran z tyłu tak aby w tempie błyskawicznym Margo mogła przejść do rany z przodu.
Najpierw jednak Beverly rozdała okulary ochronne. Sama musiała mieć na nosie jedną parę a drugą wzięła Margo z racji, że musiała obserwować jak zachowywały się rany. Madison, pomimo iż została poproszona o pomoc w stabilnym przetrzymaniu stalowej szczęki po prostu odwróciła głowę w przeciwnym kierunku. Musiały to tak rozegrać – wszystko pod nadzorem i zgodnie z poleceniami Bertinelli, która kierowała wszystkimi jak w wojsku.
Obie z Madison stabilnie trzymały szczęki, kiedy Beverly starała się jak mogła aby je przeciąć. Przez drobne drgania krew z najgorszej z ran ciekła coraz bardziej a Miles kurczowo zaciskał zęby na zawiniętym w rulon bandażu, który Margo wsunęła mu do ust.
Kiedy stalowe szczęki odpuściły Margo szybko pojęła, że jednak musi wyciągnąć obie części, które chaotycznie odrzucono na bok (całe szczęście nie trafiając w Beverly). Madison zgodnie ze wcześniejszymi wskazówkami zatamowała rany na pośladkach zalepiając je dużą warstwą gaz i sporym plastrem. Na tę chwilę musiały działać prowizorycznie zwłaszcza, że Margo przebiegła na drugą stronę stołu chaotycznie tamując niepokojący krwotok, aż Madison uporała się z ranami z tyłu. Wtedy szybko wszystkie ze trzy mogły przewrócić mężczyznę na plecy, który.. stracił przytomność.
- Mads, jak saturator? – Poprosiła o podanie liczb większość swej uwagi poświęcając głębokiej ranie. Na stole miała już wszystko gotowe (łącznie z mini zestawem chirurgicznym), więc wystarczyło zaszyć ranę, z której non stop leciała krew a ona nie miała tutaj głupiego ssaka. Ograniczony widok przez nadmiar krwi nie ułatwiał sprawy. Nawet przy pomocy Beverly, która zgodnie z instruktarzem zgarniała krew, było to trudne.
A jednak, z każdym kolejnym ruchem Margo krwi było coraz mniej. Słyszała w tle niepokojące stwierdzenia i pytania Madison, ale nie odpowiadała na nie musząc skupić się na pracy. Jedyne co robiła to wydawała ewentualne polecenia, bo w pojedynkę nie dało się tego zrobić. Nie dało się też w pełni naprawić szefa leśników, ale na ten moment był stabilny na tyle aby móc go przewieźć do szpitala. To było najważniejsze.
- Co z resztą ran? – zapytała Madison, kiedy Margo stwierdziła, że skończyła z tą jedną najgorszą.
- Zabezpieczę je i ogarną to już w szpitalu. – Nie mogła sobie pozwalać na zbyt wiele. To nie strefa wojny, a przecież nie chciała stracić licencji na wykonywanie zawodu i tutaj tylko dlatego, bo przeprowadziła szybką operację w niesterylnych warunkach.
- Ogarną? Nie pojedziesz z nim?
Margo spojrzała na Beverly.
- Zaczęłaś to, więc skończ. – Oho, ktoś zaczynał się rządzić. Z drugiej strony to chyba dobrze, że po tym co bardzo niedawno spotkało Madison ta potrafiła zawalczyć o swoje. Może jednak wcale nie była taką delikatną dziewczyną i radziła sobie z traumami lepiej niż większość osób? – Przecież te rany są głębokie. Co jeśli.. co jeśli będzie miał problem z chodzeniem? – Margo wiedziała, że kły przebiły niektóre ścięgna i mięśnie, ale wierzyła w chirurgów, którzy akurat mieli zmianę w szpitalu. – Jeżeli jesteś tak dobra, to chcę wierzyć, że wyjdzie z tego bez szwanku i nie będzie miał problemów do końca życia.
Margo znów spojrzała na Beverly, ale bardziej wzrokiem w stylu „nie wiem jak mi się wypłacisz za ratowanie swoich znajomych”. Nie chciała wyjść na sukę. Po prostu stawiała granice zwłaszcza, że była już po całodniowej zmianie, po której zgodnie z ustaleniami miała zająć się Oliverem, bo Beverly pracowała.
Bez słowa zdjęła zakrwawione rękawiczki i już sama sprawdziła saturator. Mężczyzna miał słabe tętno, ale to normalne po utracie takiej ilości krwi.
- Przesadziłam? – Madison nagle skuliła ramiona.
- Nie. W porządku. Pojadę z nim. – A miała jakiś wybór? Jeżeli nie pojedzie to serio wyjdzie na sukę. Jeszcze gorzej, jeżeli faktycznie drugi chirurg jakimś cudem spierdoli sprawę i potem cała rodzina Milesa będzie miała pretensje do niej i do Beverly (bo w końcu były parą).
- Przepraszam. Ja..
- Mads, mówiłam ci już. Za nic nie przepraszaj. Zwłaszcza za walkę o swoje. - Margo musiała tylko zmienić swoje plany. Albo aż je zmienić, bo teraz wychodziła na to, że Oliver spędzi noc z mamą w biurze leśników. - Poradzisz sobie z Oli'm? - zapytała partnerki, kiedy spotkały się w jednym punkcie podczas sprzątania odrzucanych na bok przesiąkniętych krwią gaz.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nawet nie wymagałaby od Margo ciągłego przygotowania do przeprowadzania niespodziewanych zabiegów czy nawet operacji, w terenie. Bardzo doceniała jej zaangażowanie oraz chęć niesienia pomocy i nawet, gdyby wszystko sprowadziło się jedynie do czekania na karetkę, to byłoby dużo. Strand ufała wprawnemu oku partnerki, która wyłapywała, każdą, najmniejszą rzecz, związaną z ranami, powstałymi na skutek wypadku.
W miejscu pracy nie mieli nawet flaszki, mogącej robić za prowizoryczne znieczulenie. Być może wypicie płynu odkażającego dałoby jakiś efekt, przy czym Beverly wolała nie zatruwać żołądka swojego przełożonego. Im dłużej ten będzie hospitalizowany w związku z ewentualnymi powikłaniami, tym bardziej ryzykowała utratą stanowiska.
W napięciu czekała na podjęcie decyzji, widząc jednocześnie zdeterminowane spojrzenie Milesa. Twarz, wykrzywiana bólem zdradzała jednocześnie chęć jak najszybszego pozbycia się ustrojstwa, zaciśniętego na naczyniach krwionośnych.
Mocno zacisnęła zęby, słysząc rzekomą groźbę. Ani trochę nie wątpiła w umiejętności Margo. Zdenerwował ją zarzut, względem lichych zdolności pani doktor, jakby rzeczywiście była jedynie marną namiastką pełnoprawnego chirurga. Podważanie jej autorytetu szpitalnego, wręcz uwierało Strand przez skórę. Starała się mimo wszystko brać poprawkę na chamskie słowa Milesa, kontrolowanego teraz przez masę bólu.
- Nie dojdzie do tego - uściśliła, być może niepotrzebnie, ale musiała to zaznaczyć. Nawet, jeśli na przeklętym, prowizorycznym stole doszłoby do małych komplikacji, najważniejsze było ogólne utrzymanie szefa przy życiu.
Ani razu nie drgnęła jej ręka. Zarówno w trakcie przecinania metalu, wdychania zapachu metalu, jak i późniejszego zbierania krwi poprzez gazy oraz jednorazowe bandaże. Czerwone krople pryskały dookoła, znacząc polową koszulę Beverly oraz posadzkę. Wszystko się później posprząta. Estetyka schodziła na najdalszy plan, kiedy w grę wchodziło ratowanie czyjegoś życia.
Ciągłe pytania Madison sprawiały, że Strand miała ochotę zamknąć ją razem z resztą leśników, w pokoju socjalnym. Rozumiała jej obawy, ale jednocześnie musiała pozwolić Margo pracować w skupieniu, bez brzęczenia jej nad uchem.
Wzięła lżejszy oddech, kiedy najtrudniejszy krwotok został opanowany. Teraz powinno już być… z górki?
Jeszcze przez chwilę myślała, że się przesłyszała. Pierwszy raz słyszała z ust Madison tak osobliwy ton, niemal zakrawający o wydawanie rozkazu.
Zaczęłaś to, więc skończ?
- Co? - ściągnęła brwi, z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy, przenosząc wzrok na najmłodszą z drużyny leśnej. - Dużo lekarzy w Cairns jest dobrych.
Jawnie ogołacano jej partnerkę z czasu wolnego, co spotkało się z zimnym spojrzeniem, rzuconym koleżance po fachu. Czyż nie zrobiły już dużo, zważywszy na okoliczności?
- Jest po całym dniu pracy - kontynuowała, wyłapując spojrzenie Bertinelli. Wiedziała, że nie odmówi. Bardzo profesjonalnie podchodziła do wykonywanego zawodu i była lekarką nawet po oficjalnych godzinach pracy. Była lekarzem z powołania, a to wiązało się ze sporą dawką bezinteresowności.
Będzie jej musiała zrekompensować nieprzyjemny stan rzeczy. Obie nastawiały się raczej na wspólny posiłek z nową zgrają, łącznie z przedstawieniem pani doktor. Nie wyszło, tak jak to sobie wyobrażały, co trzeba będzie poprawić, przy następnym razie.
Wypuściła powietrze przez nos, słysząc potwierdzenie własnych przeczuć. Jasne, że pojedzie z szefem prosto do szpitala. Nawet przez myśl jej nie przeszło, że po słowach Madison, Bertinelli miałaby zostawić mężczyznę w rękach ratowników, niezaznajomionych z sytuacją, po tym, jak sama go ustabilizowała. Poniekąd została w ten sposób lekarzem prowadzącym.
Trawiąc informację, zmieniającą plany o sto osiemdziesiąt stopni, podstawiła wiadro, przeznaczone do zbierania zakrwawionych opatrunków. Utkwiła wzrok w partnerce i przystąpiła do zdejmowania rękawic taktycznych.
- Pojadę za tobą do Cairns, wezmę twój samochód - wyjątkowe sytuacje, wymagały wyjątkowych rozwiązań. - Ktoś musi cię odebrać. To nie podlega dyskusji. Jadę.
Choćby miała czekać na nią na szpitalnym korytarzu trzy godziny, zrobi to. Teoretycznie była w pracy, jednak czy wypadek Milesa nie był odpowiednim pretekstem do lekkiego nagięcia zasad? Nie usiedzi spokojnie na miejscu, z myślą o ukochanej nastawiającej karku dla nieostrożnego, świeżo upieczonego dowódcy.
- Oliver może zostać ze mną, jeśli… – zaczęła Madison, przy czym szybko została zastopowana przez Strand.
- Poradzę sobie - omiotła spojrzeniem całe pomieszczenie, wypełnione czerwienią krwi. - Lubi spać w foteliku, nie będzie mu źle.
Na czas dojazdu do biura leśników, Bertinelli na pewno zapewniła chłopcu odpowiednie warunki przejazdu, które teraz również mogą wykorzystać. Rodzina powinna być razem, szczególnie kiedy gwałtownie zmieniały się plany.
Przesiąknięte krwią rękawice, przydatne do prac z żelastwem, schowała w jednorazową reklamówkę, uznając, że po wypraniu będą dobre do ponownego użytku.
- Jeśli masz jakąś świeżą koszulkę w szafce, chętnie się przebiorę i poczekam na ciebie razem z Oliverem - kontynuowała, pakując następnie gumówkę z powrotem do walizki. - Przepraszam, że tak wyszło. Nie wiedziałam, że Madison będzie dzisiaj w pracy.
Bardzo szybko wróciła do codzienności po traumie, co mogło wskazywać na niedokładne zaleczenie jej (albo wręcz zignorowanie).
Wyprostowała się i utkwiła troskliwe spojrzenie w kobiecie. Postarała się: zrobiła lasagne i zabrała ze sobą Olivera, sprawiając mu tym samym ogrom dziecięcej radości. Zasługiwała na odpowiednie docenienie starań, za co Beverly weźmie się po ustabilizowaniu całej sytuacji.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Rozchyliła wargi chcąc podważyć decyzję Beverly. Nie chciała aby kobieta przemęczała się jeszcze bardziej i ciągnęła syna aż do Cairns. Mogłaby zostać tutaj i potem wrócić do domu. Margo od niej tego nie wymagała, ale też bardzo doceniała stanowczą propozycję. Jakby nie patrzeć jadąc w karetce nie miałaby jak wrócić do Lorne Bay, co oznaczałoby konieczność pozostania w pracy do bladego świtu aby móc wrócić do miasteczka z jednym ze współpracowników. Nie tam planowała tę noc. Chciała poznać pozostałych leśników i wrócić na noc do domu być może nieco jeszcze bawiąc się z Oliverem w ramach dalszego zacieśniania więzi. Zależało jej na tym zwłaszcza, że chłopiec stawał się jej coraz bliższy i tworzenie z nim rodziny było coraz ważniejsze.
Zerknęła na Madison, która spłoszyła się na odpowiedź Strand. Bertinelli od początku uważała, że nie należało traktować młodszej dziewczyny polubownie tylko dlatego, bo przeżyła dramat. Każdy miał za sobą nieprzyjemną sytuację, więc skoro Mads z własnej woli wyszła do ludzi, to nie mogła być traktowana jak jajko.
Cały czas stała blisko Milesa i kontrolowała jego stan. Oddychał, saturator pokazywał dobre tętno (niskie, ale stabilne), więc wyjdzie z tego. Potrzebne były tylko odpowiednie środki dostępne w szpitalu. Jutro rano obudzi się nieco żywszy, ale też zbolały.
Słysząc sygnał karetki Madison zerwała się z miejsca i ruszyła w stronę wyjścia chcąc poprowadzić ratowników.
- Daj spokój. To nie twoja wina, choć twoi znajomi powinni przestać wpadać w kłopoty. – Uśmiechnęła się czule do Strand, która była ostatnią osobą, do jakiej mogła mieć teraz pretensje. – Lepiej, żeby Oliver nie widział cię takiej. – Zlustrowała ją wzrokiem i choć faktycznie miała zapasowe ubranie w szpitalu to posiadała również takowe w samochodzie, od którego kluczyki przekazała partnerce. – W bagażniku jest torba. Znajdziesz tam koszulkę, spodnie i.. bieliznę. – Nie sugerowała zmiany tego ostatniego, ale chciała nieco poprawić sobie i Bev humor. – Może od razu nie jedź do Cairns? Operacja trochę potrwa i będę bardzo zła jeśli nie zjesz lasagne. – Nie przyniosła jej tylko po to aby podlizać się leśnikom, ale także (i przede wszystkim) żeby nakarmić ukochaną.
- Proszę, zjedz i koniecznie zachwalaj mnie przed swoimi znajomymi. – Skoro ona sama nie mogła się dzisiaj dobrze zaprezentować. – Nie przekonam cię, żebyś jednak została? – Mogłaby, bo przecież istniała opcja, że wróci rano z którymś z kolegów. – Dobrze, w takim razie przyjedź po mnie za.. trzy godziny? Jak dotrę do szpitala to potwierdzę. Nie chcę, żebyś musiała zbyt długo tam siedzieć. – Bo szpital nikomu się dobrze nie kojarzył. Poza tym, jak to śmiała się anestezjolog Shannon, w placówce było za dużo podrywaczy, co mogło wywołać sporo zazdrości w pani oficer. Lepiej tego uniknąć.
Nagle Margo potrząsnęła ramionami w taki sposób, jakby coś z siebie zrzucała.
- To adrenalina. – Jej także podskoczyła. – Przypomniało mi się, jak to było chociażby w Syrii. – Posłała Beverly cwany uśmiech. – Ten dreszczyk emocji nieco mnie nakręca. – Nagły przypływ energii i podskok hormonów sprawiał, że.. – Tak się wami rządziłam, że mam ochotę to nieco przeciągnąć i porządzić się tobą – dodała ciszej sugerując, że tego typu akcje choć poważne, to dobrze ją nakręcały. Wręcz gdyby mogła to od razu porwałaby Beverly do łazienki i pokazałaby jej jaka była nabuzowana. - Wiem, że to dziwne, ale - Była lekarzem. Należało uszanować to, że operowanie ludzkich ciał było dla niej jak narkotyk. Jedni widzieli w tym krew i ludzki dramat a Margo napawała się możliwością naprawienia tego, co zepsute. - myślę teraz o pozycji numer szesnaście z twojej cudownej książki. - Nie tylko o tej pozycji myślała, ale akurat ta przyszła na myśl Margo, która miała nadzieję na wymianę długiego spojrzenia z Beverly, lecz niestety wtedy do środka wpadli ratownicy. Mimo wszystko nie od razu na nich zareagowała. Przeciągnęła ten moment tak długo jak się dało, co powinno sugerować Strand, że cokolwiek działo się dookoła zawsze była tą, której Margo pragnęła. Mogło się walić, palić.. mogli wpaść do środka ratownicy z milionem pytań a Włoszka i tak nie oderwie do niej wzroku.
Niestety nie mogła w nieskończoność przeciągać ów chwili. Odwróciła się w stronę ratowników i przeszła w lekarski tryb przekazując osobom z karetki co się stało i co musiała zrobić.
- To znowu pani. - Jeden z mężczyzn okazał się być tym, który uczestniczył w akcji ratowania Beverly. To dobrze, przynajmniej już wiedział z kim miał do czynienia. Nie podważał słów Bertinelli, tylko jej wysłuchał i od razu bez zbędnych ceregieli zabrali Milesa do karetki, w której stronę ruszyła także Margo nieco zmuszona do dalszej pracy.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie zależało jej na zastraszeniu Madison, ale musiała być stanowcza. Jeśli chodziło o czuwanie nad dobrem Margo oraz Olivera, była w stanie zamienić się w najmniej przyjemną wersję samej siebie. Nie lubiła być kąśliwa, nadmiernie wymagająca czy też zwyczajnie niemiła, jednak w niektórych sytuacjach przyjęcie ów podejścia było wręcz konieczne, co by nie dać wejść sobie na głowę. Wiedziała jednocześnie, że traktowanie Madison, jak drogocennej porcelany również nie będzie dobrym rozwiązaniem. Po prostu, wszyscy pracowali aktualnie pod presją, narzucającą zachowania, na które w spokojniejszych warunkach by się nie porwali.
Wzięła głęboki oddech i delikatnie potrząsnęła głową, próbując doprowadzić się do porządku, bez szturchania dłonią o losowy element, w celu wyhamowania emocji. Znała na to lepsze sposoby, jednak aktualne okoliczności nie sprzyjały wcielaniu ich w życie. Dookoła było zbyt wiele drzwi bez poprawnie działających zamków.
Dyskretny uśmiech pojawił się na jej ustach, za sprawą wspomnianej bielizny, zapakowanej z resztą świeżych ubrań, w bagażniku. Tyle wystarczyło, aby pomyślała o niepoprawnym wydaniu Bertinelli, opartej o karoserię samochodu. Gdyby dookoła nie było leśników i małego Olivera wymagającego uwagi…
- Doceniam propozycję, ale wolałabym być przy tobie - uściśliła, wraz ze znaczącym spojrzeniem. Biorąc pod uwagę wszystkie wypadkowe sytuacje, które im się przydarzyły, nie chciałaby przyciągnąć kolejnej, będąc z dala od ukochanej. Wolałaby mieć ją na oku i przypilnować, aby ta nie zasłabła, ani nie nadwyrężyła się w żaden inny sposób, zagrażający zdrowiu. Była do tego na swój sposób zobowiązana. Jeśli nie będzie twardo trzymać się swoich przekonań, rodzeństwo Margarity ją rozniesie.
Musiała odrobinę (ale tylko odrobinę) odpuścić, słysząc o kuszącej lasagne, której trudno się było oprzeć. Cóż, jedyną konkurencją dla niej była Margo sama w sobie, zdecydowanie przodująca w jakimkolwiek rankingu, powstałym na szybko w głowie Beverly.
- Nie mogę dopuścić do tego, abyś była bardzo zła - zgodziła się, rzeczowym, cichym tonem, kiwając nawet głową, dla lepszego efektu. Ostatecznie, sądziła, że byłaby w stanie odpowiednio ugłaskać kobietę, co wiązałoby się z nocą pełną wrażeń, wysysających jeszcze więcej energii z i tak energicznej Włoszki.
Zamierzała ją zachwalać. Nie dość, że świetnie gotowała, to jeszcze uratowała życie ich dowódcy, niechybnie oszczędzając mu potencjalnego wykrwawienia. Niezdara sam wpakował się w zastawioną pułapkę, mając jednocześnie szczęście, że specjalistka od urazów znajdowała się na ich posterunku.
Zatrzymała długie spojrzenie na partnerce, sugerując, że w tej chwili nie da się przekonać do pozostania na miejscu. Oliver, gdyby tylko rozumiał co się święci, na pewno by ją poparł.
- Wyjadę za dwie. Godzinę trwa sam dojazd. Tyle wystarczy, żeby za tobą zatęsknić - stwierdziła bez cienia wstydu. Bardzo niechętnie puszczała partnerkę w medyczną podróż do szpitala, chociaż powinna wypoczywać. Nie ważne, jak kuszącymi scenariuszami by jej nie zasypała, mocne poczucie obowiązku nie pozwoliłoby pani doktor na zostawienie Milesa.
Uśmiechnęła się nieco szerzej, widząc reakcję na przypływ adrenaliny. Obserwowanie Margo w wydaniu lekarskim, przy pracy, to bardzo absorbujące doświadczenie. Uwielbiała to, jak sprawnie kobieta przeskakiwała z roli poważnej pani chirurg, do troskliwej drugiej połówki, rozpieszczającej najbliższych.
Jej własna wersja syryjskiej adrenaliny nie była tak czysta, jak mieszanka, wytworzona naturalnie przez organizm. Captagon, zażyty podczas wizyty na przedmieściach sprawił, że straciła kontakt z rzeczywistością, cudem unikając śmierci przy próbie zabrania ciał pozostałych agentów do domu. Zaryzykowała i… dobrze, że otrzymała odpowiednią opiekę, bez której zamieniłaby się w zgorzkniałą, zamkniętą w sobie babę.
- Mną? - uniosła brew do góry, lustrując Włoszkę spojrzeniem. Wiedziała już poniekąd, co chodziło jej po głowie, a co również nieco pobudziło przepływ krwi pod jej skórą. W skupieniu potarła dolną wargą o tą górną, czując znajomy, delikatny skurcz na wysokości podbrzusza. Że też musiała o tym wspomnieć, kiedy drzwi wejściowe od posterunku zostały otwarte przez ratowników…
- Pomyśl o niej jeszcze raz na głos, jak już będziemy razem w domu - wyszeptała sugestywnie, nieco bardziej pochylając się w stronę kobiety. Minęło parę długich chwil, nim uwagę przerzucono bezpośrednio na Milesa, tkwiącego w zawieszeniu pomiędzy stabilnością, a lekkimi komplikacjami.
Nie spodziewała się dostrzec jednej, znajomej twarzy, skojarzonej z letnich pożarów. Pomimo bycia zbędną w tej konkretnej chwili, podążyła za całym towarzystwem na zewnątrz, w porę ciągnąc partnerkę za dłoń.
- Zaczekaj - poprosiła, celem złożenia na ustach spokojnego, czułego pocałunku, w którym chciała zawrzeć krótkie „będzie dobrze”.
- Niedługo po ciebie przyjadę. Zjedz coś przed operacją, ok? Może to być nawet mały batonik.
Lepiej dmuchać na zimne, niż narażać Bertinelli na nawet lekkie zasłabnięcie, nieco uciążliwe na sali operacyjnej.
- Kocham cię - podkreśla, wraz z kolejnym, ostatnim pocałunkiem, przenosząc po chwili wzrok na Milesa, targanego na noszach do wnętrza karetki.
- Macie się słuchać mojej dziewczyny, jasne? - zaznaczyła jeszcze na koniec, wraz z uniesieniem palca wskazującego, kierując swoje słowa do ratowników. Mrugnęła cwanie do partnerki oczko i powoli, z wyraźnym ociąganiem, wypuściła jej dłoń. Pozostała w miejscu odprowadzając wzrokiem oddalający się transport medyczny, dopóki migoczące światła nie zniknęły za gęstymi drzewami.
Pozostało jej pomóc Madison w sprzątaniu biura, zjeść kawałek lasagne i powoli szykować Olivera do wyjazdu w stronę Cairns.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Było już po operacji, kiedy stała przy wysokiej ladzie i spisywała wnioski z operacji jednocześnie dojadając batonika, którego wcześniej zjadła połowę. Obiecała jednak co innego, więc musiała nadrobić kalorie zanim spotka się z oczekującą na nią Beverly.
- Ty jeszcze w pracy? – Joey, chirurg z kaprysu i podrywacz z zamiłowania, stanął obok niej tyłem do lady nie interesując się tym, co Margo spisywała. – Nie chwaliłaś się, że masz dobową zmianę.
- Bo nie mam. Wezwano mnie do nagłego przypadku. – Nie miała ochoty tłumaczyć od początku co się stało i jak tutaj trafiła. Była zmęczona i jedyne czego pragnęła to wrócić do domu i pójść spać.
- Za młodu byłem pewien, że nic nie będzie w stanie oderwać mnie od seksu, ale zostałem chirurgiem i poczułem smak rozczarowania w połowie bzykania. – Margo o jednym a facet o drugim.. cóż, przynajmniej momentami bywał zabawny.
- Chcesz wzbudzić we mnie współczucie?
- Nie. Podszedłem powiedzieć, że podobno w poczekalni jest seksy mamuśka. Stażysta tak twierdzi, więc przyszedłem sprawdzić. Mówił, że czeka aż skończy się operacja jej szefa.. to trochę dziwne, bo kogo interesuje zdrowie szefa. Może na niego leci i dlatego tu siedzi jak wierny piesek? To bez znaczenia, bo zaraz zmieni zdanie. – Innymi słowy po poznaniu Joeya seksy mamuśka miałaby rzucić mu się w ramiona. Cholernik był bardzo pewny siebie, czego momentami Margo mogła mu pozazdrościć.
- Pędź tygrysie i ją dorwij – pogoniła go z nutką pobłażania w głosie. Nie ogarnęła. Była na tyle zmęczona, że nie pomyślała, o kim mógł mówić. Do głowy jej nie przyszło, że właśnie posłała kolegę aby ten podrywał jej dziewczynę, bo była przekonana, że już nikt nie miał do tego prawa. Że to było widać w formie jakiejś mistycznej chmury unoszącej się nad Strand z hasłem „Jestem zajęta. Won” albo „Ona jest moja. Margo”.
Podpisała się pod dokumentami i z uśmiechem przekazała je pielęgniarce. Zgniotła papierek po batoniku, wyrzuciła go do kosza i ruszyła w stronę poczekalni. Spodziewała się, że to właśnie tam czekała na nią Beverly, ale tez musiała porozmawiać z żoną Milesa, która została powiadomiona przez Madison.
Jakie wielkie było jej zdziwienie, kiedy dostrzegła Joey’a siedzącego obok Beverly. Pal licho, że tylko siedział, ale po jego spojrzeniu dało się wyczuć intencje; nadmiar bijącego testosteronu, którego zapachem chciał przyciągnąć do siebie Strand. Nawet śpiący na jej rękach Oliver nie był w stanie zatrzymać tego byczka.
Bertinelli przystanęła uświadamiając sobie jaką gafę popełniła i poczuła małą irytację. Miała ochotę uderzyć faceta w tył głowy i kazać mu spadać (rzecz jasna przepiękną wiązanką po włosku). Co gorsza Beverly wydawała się zaabsorbowana słowami chirurga, choć z tej perspektywy Margo nie potrafiła dostrzec ani odczytać reakcji kobiety.
Oderwała od nich wzrok i zatrzymała spojrzenie na kobiecie, która niecierpliwie wyczekiwała wieści na temat swego męża. Przedstawiła się i uspokoiła ją zapewniając, że wszystko przebiegło gładko. Pozszywała wszystko jak należy i dała do zrozumienia, że po regularnej rehabilitacji Miles nawet nie poczuje różnicy przy chodzeniu lub wykonywaniu innych ruchów angażujących chociażby mięśnie pośladkowe.
Przeszła z kobietą w stronę korytarza wskazując kierunek, w którym miała się udać do sali męża i nim odwróciła się chcąc wrócić do poczekalni, obok nagle pojawił się Joey.
- Jak poszło? – Udawała, że to ją nie obchodzi (jak wszystkie inne jego podrywy), ale tym razem była bardzo ciekawa.
- Sam nie wiem. Nie zareagowała tak jak chciałem, a przecież każdą kobietę rozmiękcza facet uwielbiający dzieci. – Czyli na pewno powiedział coś na ten temat.
- Przyznaj, że straciłeś swój urok albo wcale nie jesteś taki dobry na jakiego się pozujesz. – droczyła się z nim.
- Rzucasz mi wyzwanie?
- Założę się, że zdobędę jej numer.
- O co?
- Jeśli wygram to już nigdy nie będziesz opowiadał mi o waginach swoich partnerek. – Facet miał na tym punkcie bzika. Był maniakiem. Gdyby waginy były jak znaczki to by je kolekcjonował.
- Zgoda.
Jak cudownie, że na to przystał..
Bertinelli pewnym krokiem ruszyła do poczekalni z szerokim uśmiechem patrząc na Beverly. Dyskretnie gestem ręki dała do zrozumienia, żeby nie wstawała i sama szybko usiadła na miejscu, które wcześniej zajmował Joey.
- Dziękuję, że przyjechałaś i na mnie zaczekałaś. – To była najważniejsza kwestia, która mocno ją rozczuliła. – Nie spodziewałam się jednak, że dasz się podrywać przez Joeya. – Dała się? Ze słów mężczyzny wynikało, że nie. Mimo wszystko Margo pociągnęła ten temat uważając go za miły sposób na jeszcze lepsze partnerskie droczenie się. – Nazwał cię seksy mamuśką. Nakręcił się jak Reksio na szynkę.. co ja mam zrobić z tą wiedzą? Colera, już nigdzie cię nie wypuszczę. – Dopóki człowiek nie był świadkiem próby podrywania jego drugiej połówki to sądził, że takie rzeczy nie miały miejsca. Po prostu się o nich nie myślało żyjąc z przekonaniem, że wszyscy powinni wiedzieć, że dana osoba była już (polizana i) zaklepana.
Powiodła spojrzeniem za wzrokiem Strand, która dostrzegła, że chirurg intensywnie się im przyglądał.
- Myśli, że cię podrywam i zapewne głowi się nad używanymi przeze mnie technikami. Założyłam się z nim, że zdobędę twój numer w zamian za to, żeby przestał opowiadać mi o swoich seksualnych podbojach. – To był deal życia, bo choć nie miała nic przeciwko rozmowom na temat seksu to Joey miał aż za dużo takich opowieści. Wszystko co wychodziło z jego ust było powiązane z seksem. Zanudzić się można. – Musze więc się postarać i zdobyć twój numer seksy mamuśko. – Puściła do niej oczko cały czas szeroko się uśmiechając.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Po przyjeździe do szpitala zdążyła zaopatrzyć się w puszkę napoju energetycznego, zakupionego w jednym z wielu automatów, rozsianych po piętrach. Po krótkiej rozmowie z recepcjonistą zdecydowała się trochę rozprostować nogi po jeździe, razem z Oliverem zaglądając na oddział noworodków, chcąc pokazać dziecku jego młodszych rówieśników, leżących w przeszklonym pomieszczeniu. Na miejscu spotkała Shannon, która właśnie odwiedzała jednego z najmniejszych pacjentów, sprawdzając jego parametry po wybudzeniu ze znieczulenia. Przywitała się z małym Oliverem i wyjęła z kieszeni kitla małego, miękkiego żółwika na breloku, czym zaskarbiła sobie uśmiech chłopca. Jak się okazało, trzymała w swojej szafce mnóstwo drobiazgów, zamawianych okazyjnie przez internet, aby w ten sposób przełamywać opór pacjentów oraz nieco lepiej uspokajać przed nadchodzącymi operacjami. Musiała przejść na blok onkologiczny, toteż pożegnała się ze Strand i rzuciła na koniec, że powinny ustawić kiedyś wraz z Margo wspólny spacer z psami.
Wylądowała z powrotem na poczekalni, chcąc zająć miejsce siedzące, ze śpiącym już na rękach, Oliverem.
Jej małą, dorywczą medytację przerwał losowy doktor, który jak gdyby nigdy nic usiadł na krzesełku obok, pytając czy nie miała ochoty na kawę (bo oczekiwanie na wieści o zakończonej operacji to trudna sztuka, zwłaszcza w nocy). Podziękowała, co jednak nie spławiło gościa o imieniu Joey, a skłoniło do zmiany tematu, tym razem dotyczącego dzieci. Nie mówiła zbyt dużo; zaledwie kiwała głową, albo dodawała krótkie półsłówka, kiedy facet wręcz rozpływał się nad swoją siostrzenicą. Im więcej mówił, tym bardziej Bev miała wrażenie, że ten ma znikome doświadczenie w wychowywaniu rzeczywistych brzdąców, a bardziej próbuje dotrzeć do puenty pod tytułem „Tak męcząca rola matki wymaga odskoczni w postaci drinków na mój koszt”. Pokręciła głową i nim zdążyła cokolwiek dodać, Oliver rozbudził się, bardzo przypadkowo sprzedając doktorkowi kopniaka, w trakcie rozciągania kończyn. Zdaje się, że trafił w jego pobolewające miejsce, więc taktycznie wycofał się, co Beverly obserwowała z rozbawieniem, widocznym na twarzy.
Nie czekała długo na Margo, którą obdarowała delikatnym uśmiechem, pozostając na miejscu. Miała ochotę od razu ją pocałować, przy czym oskarżenia o pozwolenie na podryw nieco ją przystopowały.
- Och, dałam się? - dopytała zaczepnie, powstrzymując się z ciekawskim zerkaniem ponad ramieniem Bertinelli, w stronę ewentualnej widowni. Kamuflowała cisnący się na usta uśmieszek, poprawiając na rękach nieco wiercącego się Olivera.
- Chcesz mnie trzymać w klatce pod kluczem? - zasugerowała, jakby miała to być jedna z fantazji. Cóż, odgrywanie roli czyjegoś niewolnika nie bardzo ją kręciło, ale podejrzewała, że mnóstwo osób miało taki fetysz. Wiązanie, kneblowanie, zamykanie w klatkach… Otóż nie tym razem.
- I mówił tobie o mnie i nie dałaś mu po łapach? To interesujące… - lekko zmrużyła oczy, jakby odrobinę oskarżała Bertinelli o zachęcanie osób trzecich do próbowania swoich sił z jej partnerką. Nie sądziła, aby Margo rzeczywiście to miała na myśli, jednak Strand nie zamierzała przegapić okazji do podroczenia się. Choćby krótkiego i delikatnego.
- Tak bardzo masz dosyć jego opowieści, że założyłaś się o mnie? - kontynuowała dalej, z bliska wpatrując się w oczy Włoszki. - Czy to jakiś wasz przebojowy wdowiec, który bajerował połowę szpitala? Ciebie też próbował?
To również ją interesowało. Jak wiele członków personelu próbowało swoich sił z panią doktor, włączając odważnych pacjentów, niekiedy zachęconych intensywnym działaniem środków znieczulających.
- Mama - Oliver perfidnie ją zdemaskował, wyciągając ręce, aby Bertinelli wzięła go na ręce. Przy okazji pochwalił się małym żółwikiem, którego dostał od doktor Richards.
Bev przytrzymała chłopca na swoich kolanach.
- Ciii, Ollie. To nie Margo. Ona tylko podobnie wygląda. To jej podstępna siostra bliźniaczka, która próbuje wyciągnąć ode mnie numer.
Oliver najwyraźniej wziął sobie do serca jej słowa, po których z przejęciem cofnął dłonie i zatrzymał nieco opadające powieki na pani doktor. Poczuł się lekko oszukany i nieco zignorowany przez co wygiął usta do dołu i zaczął marudzić, zapowiadając płacz. Albo go weźmie i przestanie udawać obcą, albo zrobi raban na pół poczekalni. Przyparty do muru, byłby do tego zdolny!

ODPOWIEDZ