chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
001.
What if...
Co jeśli... Margo przyleciałaby na ślub Beverly i Jennifer
Zmęczona po dwudziestoczterogodzinnej podróży padła na łóżko w motelu. Ciążyły jej powieki i niesamowity jetlag, do którego przyzwyczajenie się trochę jej zajmie, ale nie chciała tracić czasu. Przyleciała tu, żeby oderwać się od nieustannego stresu związanego z separacją i nadchodzącym rozwodem. Pragnęła także zobaczyć się z Beverly, choć określenie tego jako "pragnienia" było zbyt mocne.. a może jednak nie?
Zaskoczyło ją zaproszenie na ślub Strand Nie spodziewała się tego zwłaszcza, że nie była jej najdroższą przyjaciółką. Nie dzieliły ze sobą wielu spędzonych wieczorów ani nie rozmawiały codziennie aż do godzin porannych - przynajmniej tak wiele osób określałoby przyjaźń i na pewno byłoby to słuszne. Ba, było. Czemu więc Beverly zdecydowała się zaprosić osobę poznaną w Syrii? To mocno zaprzątało głowę Margo. Nawet bardziej niż nadal niepodpisane papiery rozwodowe, które wzięła ze sobą aby móc się z nimi na spokojnie zapoznać. W końcu rozwodziła się z uznawaną prawniczką. Musiała przeanalizować każdy wyraz - jak nie cholerną literę - w całym wielostronicowym dokumencie. Nie mogła pozwolić sobie na błąd zwłaszcza w przypadku dzielenia opieki nad Amelią. Cała reszta nie obchodziła Bertinelli. Dupont mogła zabrać cały jej majątek byleby nie odbierała córki; tylko ona była ważna.
Zamknęła powieki czując jak te ciążą coraz bardziej. Po długiej podróży wzięła szybki prysznic w trakcie czując, że nieco się rozbudza. W trakcie pomyślała nawet, że jeszcze miała siłę na spacer po okolicy aby nieco rozeznać się co gdzie było, ale chyba jednak musiała przełożyć swe ambitne plany na później.
Wzięła głęboki wdech czując charakterystyczne ciężkie i wilgotne australijskie powietrze. Mozolnie sięgnęła do rzuconego wcześniej na pościel telefonu i odblokowała ekran. Dostrzegając wiadomości na rodzinnej grupie odpisała, że niedawno doleciała na miejsce, wszystko było w porządku, ale jest zmęczona, więc później napisze więcej. Po wybraniu - wyślij - znów pomyślała, że jednak się zdrzemnie, ale szybko przypomniała sobie o obietnicy danej Beverly.
Nie przypuszczała, że kiedykolwiek cokolwiek będzie obiecywać Strand. Zdążyła pogodzić się z tym, że poza Syrią nic je nie połączy. Musiała, bo wróciła do własnej żony, która choć okazała się żmiją, to przez ostatnie dwa lata skutecznie wybiła Margo z głowy wszelkie romantyczne kontakty. Owszem, jakiś czas po powrocie z Syrii napisała Beverly znaczącego maila musząc wyrzucić z siebie wszystkie uczucia, które nagromadziły się w niej w tamtym czasie. Musiała być szczera, bo inaczej nie byłaby sobą. To jednak nie oznaczało, że nadal je w sobie miała.. prawda?
Prawda?
Długo zastanawiała się nad wybraniem numeru do Strand, aż wreszcie to zrobiła. Zgodnie z obietnicą miała się tylko zameldować, powiedzieć, że dotarła na miejsce i wszystko było w porządku. Nie zamierzała zawracać Beverly głowy zwłaszcza, że ta przed ślubem na pewno miała wiele spraw do załatwienia. Margo doskonale pamiętała jak to było przed jej własnym weselem. Zabawne (ironicznie), że dopiero teraz dostrzegała ile serca włożyła w przygotowania. Ile potu i czasu poświęciła na zorganizowanie ślubu oraz wesela, kiedy Tessa.. cóż, ciągle pracowała. Wtedy uważała to za oczywiste, ale teraz gardziła jednostronną organizacją wszystkiego. Dwie osoby szły do ołtarza razem, więc albo siedzą w tym we dwie albo wcale.
- Ciao - rzuciła energicznie, bo choć była zmęczona po podróży to przecież była wesołą Włoszką. Zawsze miała w sobie energię na uśmiech i wesoły ton. - Miałam się zamontować. - Właśnie to robiła. Chwila.. poprawka. - Zameldować? - Powtórzyła po rozbawionej Beverly, która szybka ją poprawiła. - Oh dios mio! Mam za sobą całodobową podróż. Musisz mi wybaczyć. - Zaśmiała się wesoło. - Doleciałam, jestem cała i dziękuję za pokój w motelu. - Mogłaby zarezerwować go sama, ale Beverly zaoferowała się z pomocą. - Bardzo to doceniam zwłaszcza, że masz masz dużo na głowie. Jestem ci winna drinka albo dwa. - Musiała odpowiednio docenić starania w wyborze pokoju, w którym właśnie się wylegiwała. - Ale to może już po wszystkim, bo nie chcę zawracać ci głowy przed ślubem. Na pewno macie z Jen dużo rzeczy do ogarnięcia. - Nie spodziewała się, że było inaczej. Ślub i wesele to spora impreza, której organizacja nie należała do najłatwiejszych. Nie mówiąc już o panieńskim, choć tutaj to druhna powinna się popisać. - Czekaj.. po wszystkim pewnie wybieracie się na podróż poślubną. - Sama to sobie wydedukowała, choć nie wiedziała jakie obyczaje panowały w Australii. Czy Bev z Jen planowały takową podróż? Czy miała się ona odbyć od razu po weselu czy jednak dopiero dwa miesiące po (w dogodnym terminie)? - Nie ważne. - To całe odwdzięczenie się drinkiem. Margo choć chciała to nie chciała aby Beverly czuła presję zagospodarowania czasu, którego być może nie miała. - Odwdzięczę się inaczej. Coś ci kupię, ale nie powiem co, bo to od razu będzie prezent ślubny. - Kupi go na miejscu, bo wiadomo że rozchodziło się o jakiś przydatny domowy sprzęt albo seksy bieliznę na podróż poślubną.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Dwa tygodnie dokładnie tyle czasu dzieliło ją od podjęcia jednej z najważniejszych decyzji w życiu. Chciała, aby Margo była obecna na ślubie. Zupełnie, jakby potrzebowała od niej zapewnienia, że może ruszyć do przodu; że to, na co porwała się razem z Jen nie jest ulotnym kaprysem, albo próbą wypełnienia pewnej pustki.
Podchodziły do tego na poważnie. Równolegle myślały o dziecku, które miało pojawić się w przeciągu roku od ślubu. Jeśli nie teraz, to kiedy? Młodsze już nie będą, a wypadało zostawić po sobie nowego, funkcjonującego członka społeczeństwa, wychowanego w dobrym domu. Nie bez powodu Strand otrzymała od rodziców pieniądze na zakup odpowiednio dużego domu, sprzyjającego zakładaniu rodziny. Kiedy jednak doszło do zapoznania Jennifer z rodzicami, początkowy entuzjazm gwałtownie ostygł, doprowadzając do ostrej kłótni. Opisała ją w jednym z ostatnich maili do Margo. Jeszcze bardziej ucieszyła się, kiedy Włoszka potwierdziła swoją obecność na weselu, a nawet nieco wcześniej. Do Lorne Bay zamierzała przybyć z wyprzedzeniem, przez co Beverly cały dzień była rozkojarzona. Kazała pani doktor dać znać, jak już będzie na miejscu. Cholera, byłaby gotowa powitać ją na samym terminalu i przewieźć do hotelu. Nie sądziła, że kiedykolwiek dane im będzie odnowić dawne kontakt, szczególnie, że… ich pożegnanie obfitowało w smutne niedopowiedzenia,
Szkoda, że nie spotkałyśmy się wcześniej.
Jedne z ostatnich słów Bertinelli wybrzmiewały jej w głowie przez wiele dni, nachodząc w losowych momentach. Otworzyła się przed kimś. Spróbowała być szczęśliwa u boku osoby, w której towarzystwie czuła się dobrze. Nie był to stan, przypominający chodzenie po obłokach, ale nie miała na co narzekać. Naprawdę nie miała wysokich wymagań. Jen była atrakcyjna, uśmiechnięta, mało konfliktowa i troskliwa. Niejedna osoba z miejsca by ją zaobrączkowała, co sama Beverly uczyniła po roku oficjalnego związku. Być może to za szybko, ale nie rozkładała wszystkiego na czynniki pierwsze, uważając jedynie, że to już pora aby podjąć dorosłą decyzję.
Wahała się nieco, przed wysłaniem zaproszenia na europejski adres. Nie chciała, aby Margo odebrała to, jako dosłowne podeptanie tego, co kiedyś razem dzieliły; ulotnego, ale intensywnego uczucia, którego nie było im dane konkretnie nazwać. Obawiała się zarzutów, rozpaczliwych maili… Zamiast tego otrzymała potwierdzenie przybycia, co automatycznie wzbudziło ekscytację.
Przyleci tu. Będzie na miejscu i nadrobią nieco czasu, zanim codzienność Strand nabierze zupełnie innego wymiaru.
Siedziała właśnie na kanapie, przed tablicą z miejscami dla gości, zastanawiając się czy powinna posadzić Margo wśród kolegów z leśnej straży czy może kuzynów z Norwegii. Jen pojechała wraz z koleżanką do Cairns, aby dogadać się z firmą od dekoracji na konkretny wystrój. Miała na bieżąco informować Bev o wszelkich zmianach, podsyłając chociażby zdjęcia, których było pełno wśród ich prywatnych wiadomości.
Słysząc dźwięk dzwonka oraz widząc nazwę kontaktu na wyświetlaczu, uśmiechnęła się automatycznie, szybko naciskając na zielony symbol słuchawki.
- Cześć - przywitała się zadowolona, niemal czując dreszcz, wspinający się na kark. Była tu.
Zaśmiała się krótko, przy małej pomyłce językowej, co było zrozumiałe z racji pochodzenia Margo.
- Nie ma za co - rzuciła skromnie, odnośnie pomocy w kombinowaniu hotelu, choć w pierwszym odruchu pomyślała o ulokowaniu Margo w pokoju gościnnym. To byłoby jednak trochę nie na miejscu, zważywszy, że obie były dosyć blisko podczas przebywania w obozie, na terenie Syrii.
- Nieszczególnie, Jen pojechała do Cairns i wróci późno w nocy, a ja… ślęczę nad ustawieniem gości i mam już wstępny szkic - dodała, nieco mrużąc oczy, przy stoliku rodziców Jen. Tę część rodziny miała do ogarnięcia jej narzeczona. Strand potrzebowała jedynie poprawić własną stronę, uwzględniając osoby, które potwierdziły udział.
- Dopiero tydzień po, wyjazd od razu po weselu, to kompletny chaos - pokręciła głową, nie wyobrażając sobie tak spontanicznego przedsięwzięcia, kiedy część jej własnej rodziny nie zamierzała pojawić się na ślubie. Gdyby miała komu zrzucić na głowę doglądanie spraw poimprezowych bez wyrzutów sumienia, być może zdecydowałaby się na szybki wylot, w stronę wysp azjatyckich, w które celowały razem z Jen. Europa, chociaż również znalazła się na ich liście, nieco wystraszyła Jennifer. To był zdecydowanie cholernie długi lot, dlatego tym bardziej podziwiała poświęcenie Bertinelli.
- Chcesz od razu odhaczyć dwa w jednym? – mruknęła zaczepnie, przesuwając dłonią po policzku. - Jeśli zaprosisz mnie na drinka, to nie odmówię. I tak skończyłam już przeglądanie tych wszystkich ustawień, więc teoretycznie jestem wolna.
Teoretycznie, bo nadal musiała pilnować telefonu pod kątem wiadomości od Jen, odnośnie ostatecznego zatwierdzenia dekoracji.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Nie spodziewała się, że słysząc głos Beverly poczuje nagły powrót tęsknoty, a raczej jej zaspokojenia. Ostatni raz rozmawiały jakiś czas po wyjeździe agentki z Syrii, a potem były już tylko maile, które nijak miały się do tego, co Margo dostała w słuchawce. Aż mimowolnie przegryzła wargę nie potrafiąc powstrzymać napływających wspomnień, którymi jednak nie powinna się napawać. Nie po to tutaj przyjechała, choć przebycie tak długiej drogi ciężki argumentować tylko i wyłącznie chęcią zwiedzania.
- Liczę, że usadziłaś mnie przy kimś imprezowym. Potrzebuje porządnie zaszaleć. – Nie kryła się z tym, że długa separacja, a potem postanowienie o rozwodzie dało jej w kość. Chciała dać sobie na wstrzymanie, odpuścić, wyluzować i zaszaleć bez zastanawiania się nad konsekwencjami. Tutaj Tessa nie mogła jej kontrolować ani pilnować. Nie mogła mieć wpływu na nic ani stawiać kolejnych warunków pod wpływem szantaży z sytuacji, które być może wydarzą się w Australii.
Tak, Margarita Bertinelli nie zamierzała się hamować.
Będzie szaleć.
Będzie wolna.
- W ogóle nie brałaś pod uwagę takiego spontanicznego wyjazdu? – dopytała, bo była ciekawa czy decyzja o podróży poślubnej tydzień później była dyktowana zewnętrznymi czynnikami, czy jednak Beverly nigdy nie wyobrażała sobie nagłego „rzucam wszystko i jadę zaszaleć”. – Wiesz, po prostu wyjechać gdzieś daleko bez patrzenia się za siebie, bez konieczności żegnania się ze wszystkimi gośćmi i ogarniania ich pijanych tyłków. – Margo musiała przyznać, że Amerykańska koncepcja znikania w trakcie własnego wesela była kusząca. We Włoszech coś takiego by nie przeszło, bo wszyscy byli na tyle gościnni aby nie wyobrażać sobie pozostawienia gości bez pożegnania i spakowania im kawałka ciasta. Jednak bycie chwilowo egoistycznym i myślenie tylko o sobie oraz drugiej połówce kusiło ogólnym konceptem, a nawet – zdaniem Margo – było romantyczne.
- A co? Chciałabyś dostać ode mnie dwa prezenty? – Mogła to zorganizować. Miała sporo czasu aby rozejrzeć się po okolicznych sklepach, bo pewnym było, że nie zamierzała tkwić w jednym miejscu. Przez te dwa tygodnia planowała podskoczyć jeszcze do Sydney. Miała nawet kupiony bilet na samolot. Szybka podróż w tę i z powrotem jej nie przerażała, ale może sam prezent kupi w Cairns, w którym dzisiaj już była (tuż po wylądowaniu).
- Teoretycznie? Czyli nie skończyłaś tego, co miałaś zrobić, ale szukasz pretekstu, żeby się wyrwać? – Sama (acz błędnie) zinterpretowała słowa Strand. – Gdybyś potrzebowała w czymś pomocy, to chętnie pomogę. – Może niekoniecznie w usadzaniu gości, bo nikogo z nich nie znała, ale w innych kwestiach była do dyspozycji.
Cały czas się uśmiechając spojrzała na sufit. Miała się zdrzemnąć. Być może nawet przespać tych naście godzin aż do jutrzejszego dnia, ale.. szkoda czasu! Możliwe, że to była jedyna okazja, żeby sam na sam spotkać się ze Strand przed jej ślubem. Zmęczenie było kiepskim powodem aby z tego nie skorzystać.
- W takim razie zapraszam cię na drinka, Bambina. – Trochę zagalopowała się nazywając ją „dzieciną”, ale to również mogła zrzucić na karb długiej podróży. – Wyślesz mi jaką aplikację taxi mam ściągnąć? – Nie miała tutejszego numeru telefonu. Korzystała z połączenia internetowego, więc aplikacja z Australijskim przewoźnikiem bardzo jej się przyda. – I koniecznie potrzebuje zajrzeć do miejsca, w którym wypije mocne espresso. Polecasz jakieś? - Uniosła tułów do siadu uznając, że to pora się rozbudzić. Nie było co zwlekać. - Daj mi tylko trochę czasu. Muszę wziąć prysznic, przypudrować nos... doprowadzić się do stanu użytku po dwudziestu czterech godzinach podróży. - Zaśmiała się wesoło, jakby całodobowa przeprawa była pestką; pikusiem, z którym poradziła sobie z palcem w nosie, czyli na wesoło.
Spojrzała na walizkę już zaczynając zastanawiać się, co na siebie włoży. Coś czuła, że podjęcie ów decyzji zajmie jej więcej czasu niż zazwyczaj.
- Beverly.. - Nagle nieco przyhamowała z wesołym tonem. - ..dobrze jest cię słyszeć. - Musiała to przekazać na poważnie. Była energiczna i wesoła, ale.. cholera, naprawdę dobrze było słyszeć JEJ głos.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
- Waham się pomiędzy dwiema imprezowymi opcjami - przyznała wprost, zerkając jeszcze przelotnie, na tablicę z ustawieniem stolików. Miała jeszcze czas na podjęcie decyzji i być może pomoże jej w tym sama Margo, podczas krótkiego (bądź dłuższego) spotkania przy drinku, albo kawie.
Wylot w nieznane na miesiąc miodowy miałby więcej sensu, gdyby większość rodziny tkwiła na miejscu, na małym kontynencie.
- Myślałam o tym, ale… mam za dużo gości z daleka, aby zostawić ich od razu po zakończeniu wesela - uściśliła, mając na myśli nie tylko swoją rodzinę z Norwegii i Holandii, albo także samą Bertinelli, również pochodzącą z Europy. Wolała upewnić się, że nikt nie zostanie pozostawiony na lodzie, albo nieładnie olany i to było silniejsze od spontanicznej ucieczki przed całym światem. Przynajmniej w aktualnych okolicznościach.
- Istnieje taka opcja? - uśmiechnęła się, słysząc o otrzymaniu dwóch prezentów. - Jeden już dostałam.
Nie chciała zabrzmieć ckliwie, ale tak się właśnie czuła. Obecność Margo była dla niej jak bardzo cenny prezent, niestety ograniczony czasowo. Nie potrafiła dosłownie wyrazić, co czuła, chłonąc energię płynącą z przebywania w towarzystwie wyjątkowej pani doktor. To było bardzo nietypowe, rzadkie i jednocześnie bardzo satysfakcjonujące. Trochę tak, jakby odzyskała dawno zagubioną część samej siebie, odczuwając pełniejsze emocje, związane z nadejściem wielkiego dnia. Potrzebowała, aby Margo była na miejscu. Spełniono jej prośbę, co jeszcze bardziej podbudowało jej samopoczucie, rozchwiane przez drobnostki, związane ze ślubem.
- Teoretycznie, na zasadzie, że jeszcze nie zdecydowałam, co z tobą zrobić - uściśliła, doceniając przy tym pomoc, w tak nudnym zajęciu, jak rozmyślanie czy ciotka Germa może usiąść obok wujka Svena, z którym jest w trakcie separacji.
- Pogadamy o tym.
Chciała znać zdanie Margo, szczególnie, że ta była na miejscu i co więcej, chciała mieć z tymi weselnymi bibelotami do czynienia.
- Z chęcią skorzystam z zaproszenia - uśmiechnęła się, dodając następnie, że najbardziej popularną aplikacją, również w Australii był Uber. Gdziekolwiek by człowiek nie poleciał, istniała wysoka szansa, na skorzystanie z tego właśnie sposobu zamawiania taksówek.
- Znam parę takich. Trzeba zapłacić trochę więcej, niż w tanich sieciówkach, ale warto.
Sama Strand najczęściej piła kawę z prostego ekspresu przelewowego, przytarganego jeszcze z mieszkania w Canberze. Jen wolała za to korzystać z ciśnieniowego urządzenia, wybierając najczęściej cappuccino, albo moccę. Pod tym względem Beverly nie miała większych wymagań, ograniczając dodatki do cukru trzcinowego oraz mleka/śmietanki. Póki co, nie rozumiała fenomenu espresso, co zacznie doceniać nieco później w swoim życiu.
Ekscytowała się nadchodzącym spotkaniem. Była tak bardzo zaabsorbowana wizją ujrzenia Margo po latach rozłąki, że kompletnie pominęła fakt długiej podróży z przesiadką.
Jej własne imię, wypowiedziane z nieco poważniejszy sposób, sprawiło, że nieco wstrzymała oddech, jakby przygotowywała się na osobiste wyznanie. To, co usłyszała w następnej chwili, poniekąd nim było.
- Ciebie też - odpowiedziała nieco ciszej, czując przyjemne ciepło, zebrane na wysokości klatki piersiowej. Nie zapomniała, jak brzmiał ton głosu Włoszki. Przez głośnik smartfona wydawał się nieco niższy, ale zachowywał pewne znajome nuty, przywołujące wspomnienia.
- Mam przyjechać do twojego hotelu czy idziemy razem w miasto? - zapytała w następnej kolejności, zastanawiając się, co powinna założyć. Czy ubrać coś nieco bardziej wyjściowego czy może postawić przede wszystkim na wygodę. Wolałaby zaprezentować się przed Bertinelli w czymś nieco bardziej eleganckim, w porównaniu z ciuchami, które miała na sobie w syryjskim obozie. Warunki, panujące na terenie pustynnym nie sprzyjały wkładaniu na siebie dopasowanych ubrań, w przypadku nawet krótkiej, dyskretnej randki.
Czemu właściwie myślała o jakiejś randce? Myśli tego pokroju powinny już dawno pozostać w przeszłości, jednak obecność Margarity wyciągała je z nieco zaniedbanych zakamarków umysłu.
- Moment. Masz za sobą całą długą podróż. – zorientowała się wreszcie, wraz z westchnięciem po zamknięciu oczu. - Wybacz, to… jestem trochę zakręcona. Jeśli nie czujesz się na siłach, możemy spotkać się jutro, jak już odpoczniesz.
Nie chciała, aby Margo się przemęczała, byle tylko spotkać się jeszcze dzisiejszego dnia. Ten kolejny im nie ucieknie, acz na pewno będą intensywnie myśleć o sobie nawzajem, dopóki bezpośrednio się nie zobaczą.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Co ze mną zrobić? – powtórzyła nieco w formie pytania, ale z nutką zaczepki w głosie. Wiedziała, że chodziło o miejsce, które miałaby zająć na ślubie, ale ciężko było nie wyczytać w tych słowach nutki dwuznaczności. Ciężko, bo z jednej strony Margo chciałaby ją usłyszeć a z drugiej wiedziała, że to było bardzo nie na miejscu.
Pogadamy o tym.
- Dobrze, szefowo. – Miała niezwykły ubaw z tej rozmowy. Nie mogła się opamiętać, bo choć ich ostatnia rozmowa telefoniczna nie należała do najprzyjemniejszych, to przecież Margo już to przetrawiła. Od tamtego momentu minęły lata, nikt do nikogo nie miał żadnych pretensji i nawet o nich nie myślała, bo za bardzo cieszyła się aktualną rozmową. Nie interesowało ją nic innego. Była zafiksowana, co dotrze do niej dopiero pod prysznicem i na pewno upomni samą siebie, żeby nieco przystopować.
- Jestem na wakacjach i prawie po rozwodzie. Pieniądze nie grają roli. Chcę zaszaleć. – Bardzo mocno tego potrzebowała, dlatego nie zamierzała się ograniczać. Przez ostatnie dwa lata nigdzie nie wyjeżdżała. Nie miała wakacji, bo wolała pracować, więc tym bardziej zasłużyła na wyjazd na pełnym luzie.
Na moment przymknęła oczy napawając się prostymi słowami – ciebie też. Tym momentem, podczas którego uświadomiła sobie, jak dobrze się z tym czuła. Jak niesamowity spokój ją dopadł na samą myśl, że spotka się z Beverly. Tak, jakby do tej pory wszystko było jednym wielkich chaosem, ogromnym tornadem, w którego środku właśnie się znalazła. W tym zaskakująco spokojnym wnętrzu ogromnego życiowego tornada, które już tak bardzo jej nie przerażało.
- Pójdźmy gdzieś. Może najpierw na kawę, a potem zaprowadzisz mnie do dobrego baru? – Przy okazji skorzysta z Beverly jako przewodnika. – Podaj mi adres i spotkamy się na miejscu. – Była pewna swej decyzji, nawet jeśli całkiem niedawno myślała o śnie.
Teraz, po tej rozmowie, już na pewno nie zaśnie.
- No! – Dosłownie wykrzyczała – Nie! – jakby stwierdzenie, że miała za sobą długą podróż było wierutnym kłamstwem. Okazało się, że to jedynie reakcja kogoś, kto mocno nakręcił się na spotkanie i nie chciał go przekładać. – Nie. Spotkajmy się dzisiaj. – Brzmiała jak desperatka, ale naprawdę nastawiła się na wyjście. – Jutro możesz nie mieć dla mnie czasu. – Nie wypominała tego a jedynie sugerowała doskonale wiedząc, jak wyglądał czas bezpośrednio przed ślubem. Wydawałoby się, że wszystko było pod kontrolą aż nagle kapela stwierdzała, że jednak nie przyjedzie i trzeba było szukać innej albo że zalało salę weselną.. tego Margo nikomu nie życzyła. – Już się rozbudziłam. Teraz nie zasnę. Muszę cię zobaczysz. – Z ledwością powstrzymała się przed określeniem Beverly „Bellą”, co miała dodać na końcu zdania. – Napisz mi adres kawiarni i spotkajmy się tam za godzinę. – Nie było szans jej przegadać. Postanowiła, więc tak miało być zwłaszcza, że mówiła prawdę o niemożliwości zaśnięcia. Gdyby miała czekać do jutra to by oszalała. To miało stać się dzisiaj. Chciała, wręcz pragnęła, zobaczyć się ze Strand. Nie było żadnej mocy, która by ją od tego odwiodła (chyba, że Jen potrzebująca pomocy swej narzeczonej).

outfit

Stawiła się pod wskazanym adresem od razu zajmując jeden ze stolików na zewnątrz. Nie zaglądała do środka kawiarni, ale ta wyglądała na porządną ze słodkościami ukrytymi za ladą, co dostrzegła przez wielkie szklane witryny. Rzuciła okiem na stojącą na zewnątrz tablicę, na której kredą wypisano polecane dzisiejsze ciasto oraz drożdżówki z jagodami. Możliwe, że skusi się na coś do jedzenia, ale jak na razie karmiła się ekscytacją związaną ze spotkaniem.
Nie mogła się doczekać z nerwów aż tupiąc podeszwą o kostkę pod stolikami. Wypatrywała Beverly zarazem zastanawiając się, czy nie przesadziła ze strojem. Dawno nie ubierała się tak krzykliwie biorąc pod uwagę odsłoniętą część ciała od piersi po prawie pępek. Wszystko przez bliznę, którą częściowo zakrywały spodnie z wysokim stanem i zwiewna koszula. Na pewno będzie pilnować aby zbyt mocno nie zaprezentować boku, ale przodem mogła się chwalić, bo miała czym i gdyby ktoś miał wątpliwości to robiła to tylko po to aby ewentualnie złapać sobie kogoś na "plus jeden" na wesele.
Tak, to na pewno był powód dobrania takiego a nie innego stroju.
Dostrzegając Strand prawie zerwała się z krzesła ubiegając kelnerkę, która wypatrzyła ją sobie jako kolejną osobę, do której podejdzie. Nie zastanawiając się nad dalszymi ruchami po prostu ruszyła w stronę wchodzącej do ogródka kobiety, ku której otworzyła ramiona i porządnie wyściskała. Zamknęła ją w objęciach, które z każdą sekundą zacieśniała tak, jakby musiała przekonać własne ciało o prawdziwości istnienia drugiej osoby.
- Tak bardzo cieszę się, że cię widzę. - Dosłownie prawie pisnęła na jej widok, co z boku mogło wyglądać na przesadzoną reakcję, ale gdyby ktoś wiedział, że była z Włoch i przyleciała właśnie do kogoś, kogo widziała trzy lata temu.. cóż, wtedy każdy zrozumiałby skąd ten przydługi uścisk na powitanie i przeogromna radość malująca się na twarzy Bertinelli. - Nadal nie wierzę, że to dzieje się naprawdę - stwierdziła powoli luzując uścisk, ale nie zabrała rąk. Przesunęła palcami po ramionach kobiety aż po dłonie, które delikatnie złapała i dzięki temu, że nieco się odsunęła mogła dosłownie wzrokiem zlustrować Beverly. - Cudnie wyglądasz. Bellissima. - Cały czas się uśmiechała aż nagle po ów słowach pokazała ząbki i potuptała trzy razy w miejscu (to wciąż był objaw ekscytacji). - Spodziewałaś się, że kiedykolwiek znów się spotkamy? - Już nie chodziło tylko o to, że ich ostatnia telefoniczna rozmowa nie była przyjemna, ale o fakt ponownego zetknięcia się osób z różnych światów (krajów tak odległych, że spotkanie było wręcz niemożliwe). - Chodź. Siadaj. - Wciąż trzymając kobietę za rękę zaprowadziła ją do stolika i wreszcie uwolniła od siebie.
Lekko pokiwała głowę wciąż z niedowierzaniem wpatrując się w Strand.
- Nadal to do mnie nie dociera. - Otwarcie przyznawała się do swoich odczuć, ale nie mogła wiecznie gadać o swych doznaniach. - Jak się czujesz? Koniecznie mów, jak twoje samopoczucie przed ślubem. Zżera cię stres, jesteś podekscytowana, czy spokojna, bo masz wszystko pod kontrolą? - Była ciekawa i potrzebowała wysłuchać Strand, żeby wreszcie umysł poją, że ich spotkanie było prawdą.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Starała się nie wplatać zbyt dużo zaczepności w wypowiadane słowa, mając na uwadze fakt, że była zaręczona. Nie wypadało jej spoufalać się z inną kobietą, zwłaszcza z taką, z którą w Syrii łączyło ją coś więcej, niż zwykłe koleżeństwo. To trudne. Nie analizowała tego, podczas wysyłania zaproszenia, bo choć bardzo chciała zobaczyć Margo na swoim ślubie, nie wzięła pod uwagę innych, pobocznych konsekwencji tej decyzji. Liczyła na to, że obie spędzą miło czas i być może powspominają z cieniem rozbawienia zabawne sytuacje, mające miejsce na obozie w Syrii. Z tych mniej przyjemnych z kolei wyciągną pewne wnioski, co po części Beverly zdążyła już zrobić.
- Zaprowadzę cię, gdzie tylko zapragniesz - uśmiechnęła się, mając oczywiście na myśli poszczególne bary, niekoniecznie takie, sprzyjające jedynie siedzeniu przy piwie i głośnych rozmowach. Jeśli Bertinelli zapragnie trochę potańczyć, Strand nie będzie miała nic przeciwko, pomimo widma ślubu, wiszącego gdzieś w tle. Biorąc pod uwagę cały natłok obowiązków, którymi musiała zająć się po powrocie z pracy, zasłużyła na chwilę oddechu, w formie spotkania z energiczną Włoszką.
Pozostało jej podać adres sprawdzonego miejsca, w którym była zaledwie dwa razy, przy okazji załatwiania spraw służbowych w Cairns. Tyle wystarczyło, aby wyrobić sobie opinię na temat idealnie przygotowanej kawy, odznaczającej się delikatnym smakiem i odpowiednią mocą. Nie była pewna czy Margo miała podobne preferencje, przy czym była pewna, że zostaną one zaspokojone przez doświadczony zespół baristów.
Była również przekonana, że gdyby jednak przełożyły spotkanie na jutro, zaplanowałaby dzień tak, aby mieć jak najwięcej czasu dla pani doktor. To przecież oczywiste; była jednym z pierwszych gości, przyleciała z daleka, więc należało odpowiednio zadbać o jej komfort, szczególnie, że pierwszy raz była w tak odległym kraju, charakteryzującym się mnóstwem endemitów.

[outfit]
Na miejsce podjechała Jeepem, raz jeszcze oglądając się w lusterku, czy na pewno wyglądała przyzwoicie, a wiejący przez otwartą szybę wiatr, nie zwichrował jej włosów. Wszystko było w porządku.
Zgarniając wszystkie potrzebne rzeczy (czyli telefon oraz portfel) zamknęła pojazd i ruszyła nieco szybszym krokiem w stronę kawiarni. Dostrzegając znajomą twarz, przy stolikach ulokowanych na zewnątrz, uśmiechnęła się automatycznie, czując w środku gwałtowne ukłucie ekscytacji. Powstrzymała się z rzuceniem prędkiego „cześć” na rzecz pełnoprawnego uścisku. Nie była pewna, jak długo obie stały w jednym miejscu, kurczowo zaciskając ramiona coraz bardziej, na tym drugim ciele. Przez tę chwilę poczuła, jakby czas się zatrzymał. Że po zamknięciu oczu oraz ponownym otwarciu obie przeniosą się do konkretnego namiotu, leżąc wspólnie na jednej pryczy.
W głębi duszy żałowała, że tak się nie stało.
- Dobrze, że już jesteś - odpowiedziała spokojnie, mogąc już nieco dokładniej przyjrzeć się Margaricie. Wydawała się być mniej spięta, niż podczas medycznych obchodów, kiedy pracowała wręcz na zawołanie, bez stosownego odpoczynku. Nie zmieniła się ani trochę. Wciąż była tak samo, niesamowicie zgrabna, a jej ciemne oczy wydawały się emanować radością, ciepłem oraz troską, za którymi Strand niesamowicie tęskniła. Swego czasu przywoływała w myślach słowa oraz konkretne spojrzenia, najczęściej przez zaśnięciem, jakby to pozwoliło jej przenieść się do obozu w Syrii, w trakcie snu.
Parę razy się udało.
- Mam cię uszczypnąć? - zażartowała, w kontrze na niedowierzenie, odnośnie ich bezpośredniego spotkania. To była dla nich nowość. Przebywanie w otoczeniu miasta, tętniącego życiem, pełnego przechodniów, którzy nie potrzebowali pomocy, ani nie byli cywilami, uciekającymi przed wojną.
Poczuła przyjemny dreszcz, podążający wzdłuż ciała, wraz z ruchem dłoni Włoszki. Obdarowała ją jeszcze jednym, ciepłym uśmiechem, kiedy ostatecznie złapano ją za ręce.
- Ty również. Pierwszy raz widzimy się w takim wydaniu, co? - stwierdziła zaczepnie, doskonale pamiętając, że warunki polowe nie sprzyjały elegancji. To niczego jednak nie zmieniało, szczególnie, że Beverly zdarzało się nosić pożyczone ubrania, które przetrwały do dnia dzisiejszego, zamknięte w garderobie domowej.
- Może… w nieco innych okolicznościach - przyznała, trochę tak, jakby wcześniej nie planowała ślubu. Tak właśnie było, do czasu. Po wysłuchaniu pewnych sugestii ze strony Jen oraz przerobieniu wszystkich „za” i „przeciw”, podjęła ostateczną decyzje, w odpowiedzi otrzymując entuzjastyczne „tak” powtórzone przynajmniej trzy razy.
Prędzej obstawiałaby spotkanie, podczas swojego osobistego, małego wyjazdu do Europy, o ile Bertinelli nadal mieszkałaby we Włoszech. Byłaby w stanie wybrać konkretny cel podróży jedynie po to, aby znów zobaczyć ją w nieco innej scenerii, niekoniecznie przerywanej przez krzyk pokrzywdzonych uchodźców, albo megafony, używane przez żołnierzy.
Pozwoliła na poprowadzenie się do stolika, uśmiechając, ilekroć wyłapała bezpośrednie spojrzenie Margo. Jednocześnie starała się zbyt często nie schodzić wzrokiem niżej, w stronę odsłoniętego brzucha, przyciągającego spojrzenie.
W momentach takich, jak te, zapominała o zawahaniu, które czuła, wysyłając list z zaproszeniem na własny ślub. Mimowolnie przytaczała w myślach treść wyznania Bertinelli, zawartego w jednym z pierwszych maili. Od tamtego czasu minęły dwa lata, co mogło nieco ostudzić rozbudzone wtedy emocje, przynajmniej ze strony samej pani doktor. Beverly tkwiła natomiast w pewnym dysonansie, pomiędzy chęcią dopytania o tamte słowa, a utrzymaniem stosownego dystansu, wynikającego z aktualnego statusu cywilnego.
- To wszystko jest męczące - przyznała wprost, - Ale Jen wydaje się bardzo zaangażowana, więc w razie potrzeby rozwiewam jej ewentualne wątpliwości. Ja miałam wybrać miejsce oraz menu, usadzić osoby ze swojej strony i dodać jakiś mały punkt, albo dwa w trakcie wesela.
Każdy szczegół był ważny, szczególnie, jeśli z całej imprezy miała im pozostać pamiątka na całe życie. Tak przynajmniej odgórnie zakładano, bez roztrząsania statystyk, dotyczących rozwodów.
- Uratowałaś mi życie swoim zaproszeniem - przyznała wprost, obdarzając Margo spokojnym uśmiechem. - A teraz powiedz, jak minęła ci podróż. Podoba ci się tutaj? Jak na wiosnę mamy tu upały, nie powiem. I… zamawiamy coś do picia?
Sięgnęła po menu aby nieco ostudzić wciąż utrzymujący się zapał, związany ze spotkaniem. Czuła się trochę tak, jakby niewidzialny magnes non stop przyciągał ją w stronę Margo, nad czym wypadało stosownie panować.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Słysząc o zmęczeniu związanym z organizacją tak ważnego dnia wysoko uniosła brwi na znak, że niczego innego się nie spodziewała. Ten kto nie czuł przedślubnej gorączki tak naprawdę nie kiwnął palcem przed własnym ślubem, co źle świadczyłoby o danej osobie.
Słysząc imię Jen wypowiedziane przez Beverly poczuła przedziwny i nieprzyjemny skurcz w łydce. Uznała to za przypadek, choć możliwe, że organizm sugerował zupełnie co innego. Coś, na czym wolała się nie skupiać, bo nie przyjechała po to aby niszczyć komuś życie. Owszem, długo zastanawiała się, czy powinna przyjąć zaproszenie na ślub Strand i możliwe, że osoby znające ich historie mogłyby podejrzewać Margo o niecne zamiary, ale ona.. cóż, nie planowała nikomu niczego zniszczyć, lecz też nie mogła odmówić sobie spotkania z blondynką w tak ważnej chwili. W newralgicznym momencie, który mógł zdecydować o dalszym losie wielu osób.
Nie. Margo nie wierzyła, że mogłaby mieć jakikolwiek wpływ na decyzję Beverly, dlatego nawet nie planowała niczego sugerować ani wywlekać na wierzch tego, co było między nimi; tego krótkiego momentu w Syrii, o którym powinny zapomnieć.
Tylko, że ciężko zapomnieć o czymś, co okazało się tak samo silne i magnetyczne, jak wtedy. Aż nie mogła oderwać wzroku od Strand i.. cholera, serio tkwiła w środku ogromnego tornada. To było niesamowite i zarazem przerażające uczucie.
- Czyli jednak chciałaś uciec od obowiązków. – Przyłapana? Bertinelli nie było dane od razu usłyszeć odpowiedź, bo podeszła do nich kelnerka wyczekująca dobrego momentu podejścia do energicznego stolika.
- Espresso i drożdżówkę. – Pomimo chwilowego przerywnika nie umiała na długo oderwać spojrzenia od Strand. Wciąż niedowierzała w to, że nagle tak po prostu siedziały sobie w kawiarni przy jednym stoliku. To było niesamowite.
Poczekała aż towarzyszka złoży zamówienie i od razu przeszła do dalszej rozmowy.
- Podróż była długa, ale do zniesienia. Trochę porozmawiałam ze współpasażerami, przeczytałam książkę i obejrzałam cały sezon „Detektywa”. – Nie narzekała na nudę ani na sen, bo jednak trochę go złapała, lecz spanie na siedząco nie należało do najwygodniejszych. – W pierwszym samolocie poznałam sześćdziesięcioczteroletniego Johna, który jest gejem jasnowidzem i ma trójkę dzieci. Wiem, że to brzmi niewiarygodnie, ale to prawda. – Sama niedowierzała, że takowy opis osoby wyszedł z jej usta, ale nie kłamała. Czegoś takiego nie dało się wymyślić. – Powiedział mi, że mam wspaniałą aurę i wyczuwa, że niebawem jeszcze bardziej rozpromienieje. – Nie miała pojęcia, co miał na myśli, ale podobała jej się taka wizja przyszłości. – Dobrze, że akurat nie wyciągnęłam papierów rozwodowych. Wtedy by się zakrztusił moją aurą. – Zaśmiała się wesoło nie czując skrępowania na wspomnienie o rozwodzie. Miała sporo czasu aby pogodzić się z takim a nie innym stanem rzeczy. Była jedynie ostrożna i nieco zirytowana tym, że Tessa wciąż mogła podkładać jej świnie.
- Przyznaje, że jest tu inny klimat, ale na razie mi się podoba. – Nie mogła jednak sprecyzować swego zdania w oparciu o podróż do hotelu i stamtąd tutaj. – Zastanawiam się nad wynajęciem auta, ale jesteście szaleni i macie kierownicę nie z tej strony co trzeba. – Większość świata miała z tej dobrej strony. – Po studiach wyjechałam na wycieczkę do Anglii i myślałam, że oszaleje. Z tego wszystkiego prawie wjechałam pod prąd na rondo. Ok, wjechałam – Nie było co kłamać. – i od razu spaliłam się ze wstydu. Policja w Anglii jest straszna. Smętna, ponura i wiecznie pada na nich deszcz. – Niestety taki mieli tam klimat, co odbijało się na ogólnym postrzeganiu wyspiarskiej społeczności.
Jak na włoszkę przystało – rozgadała się – ale była na tyle taktowna, że potrafiła zasznurować usta i skupić uwagę na rozmówczyni.
- Masz może zdjęcia miejsca wesela? – Była go ciekawa, ale może to jakaś wielka tajemnica, którą Beverly nie chciała się dzielić? – Albo siebie w stroju ślubnym? – Aż oczy jej zaświeciły (jeszcze bardziej). – Koniecznie muszę wszystko zobaczyć. – Wiedzieć, zobaczyć, doświadczyć i poznać. – I przede wszystkim muszę wiedzieć, jak się oświadczyłaś. – Nie pisała o tym w mailu. Słusznie, bo ciężko by się to czytało, ale teraz włoszka wpadła w wir entuzjazmu i choć zapewne dalej będzie czuła nieprzyjemne skurcze w różnych miejscach, to zamierzała być ponad to.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
- Tylko nikomu nie mów - poprosiła, unosząc dłonie w obronnym geście, po wytknięciu ucieczki od obowiązków. Dzisiaj miała do odhaczenia jedynie ustawienie gości przy stolikach co i tak miało zostać ostatecznie zatwierdzone za trzy dni. Wyrwanie się spod naporu weselnych przygotowań, to żadne przestępstwo. Strand od samego początku angażowała się w przedsięwzięcia i nie kiwała głową na każdą, przedstawioną przez Jen propozycję, byle tylko mieć wszystko z głowy. Przykładała się, na tyle, ile mogła, pozwalając przyszłej małżonce na popuszczenie wodzy fantazji, z niektórymi punktami uroczystości. Zależało jej przecież, aby ta była zadowolona.
Zamówiła dla siebie rurkę z kremem oraz zwyczajną, czarną kawę, dla zrównoważenia słodkości. Wciąż miała słabość do mleka, ale tym razem poprosiła jedynie o mały kubeczek śmietanki oraz dwie saszetki cukru.
Z zaciekawieniem słuchała opowieści, dotyczącej podróży. Emeryt gej, będący jednocześnie jasnowidzem oraz ojcem trójki dzieci, brzmiał całkiem pociesznie. Mogłaby się założyć, że Bertinelli spędziła w jego towarzystwie świetny czas i miała przy okazji godnego kompana do energicznych dyskusji.
Wcale jej nie zdziwiła opinia na temat aury, którą emanowała Margo. Sama Beverly postrzegała ją jako bardzo przyciągającą, ciepłą niczym miękki kocyk i spokojną, wyciszającą nadmiar wszelkich ciężkich myśli. Czuła to również teraz, nawet, gdy nie trzymała kobiety za dłoń, ani nie siedziała tuż obok, w sposób, pozwalający na oparcie ramieniem o to drugie. W głębi duszy pragnęła zmniejszyć ten mały dystans, co wcale nie byłoby taktowne.
- Może chodziło mu o to, że rozpromieniejesz po ostatecznym podpisaniu ich? - zasugerowała odnośnie papierów rozwodowych, nie widząc w postawie Włoszki rozpaczy. Kończyła wieloletni związek, w którym razem z Platessą doczekały się dziecka, jednak pewnych czynów nie można było tak po prostu wybaczyć. Nie, kiedy ta druga osoba wcale nie czuła się źle ze zmianą podejścia do małżeństwa i chętnie wskakiwała innym ludziom do łóżka. To tak, jakby mieć do czynienia z zupełnie inną wersją osoby, z którą ślubowało się wierność, do grobowej deski. Ze względu na takie przypadki, warto było rozważyć zmianę przynajmniej niektórych słów przysięgi.
Pokręciła głową z beztroskim rozbawieniem słuchając o tym, jak to Anglia oraz związane z nią kraje są dziwaczne przez ruch drogowy. Gdyby wychowała się w Europie pewnie myślałaby podobnie.
- Myślisz, że policjanci są smutni, bo non stop pada na nich deszcz? - zaśmiała się, oczyma wyobraźni widząc dwóch sfatygowanych, wąsatych stróżów prawa, stojących z lizakiem gdzieś pod Big Benem. Pochmurna pogoda zdecydowanie musiała jakoś na nich oddziaływać, nawet, jeśli ci przywykli do niej, jako rodowici Anglicy.
- Pewnie! - odpowiedziała od razu przy pytaniu o miejsce wesela, którego nazwa widniała również na zaproszeniach, wysyłanych gościom. Gdyby tylko Bertinelli chciała, znalazłaby wszystko w sieci, ale skoro była taka opcja, Strand osobiście zaprezentuje zdjęcia, do czego wyjęła telefon.
- A jeśli chodzi o strój, cóż… mam w garderobie trzy warianty i muszę zdecydować się na jeden do końca tygodnia –powiedziała jeszcze z uśmiechem winowajcy, który nie potrafił się zdecydować. Nie wiedziała jeszcze czy woli siatkę od pasa do góry i zakrywający spodnie tuil czy jednak zestaw, przypominający bardziej dostojne szaty, powiewające na wietrze od strony morza, bo tak, wspomniana sala ulokowana była na wybrzeżu, co Beverly po chwili zaprezentowała łącznie z małym ołtarzem na tarasie.
Wyciągnęła telefon do rąk Margo i pozwoliła jej na przyjrzenie się zdjęciom z bliska.
- Zawsze myślałam, że ślub wezmę w stodole, albo po wielkim namiotem z mnóstwem światełek, ale bliskość morza też potrafi być nastrojowa - stwierdziła, dziękując kelnerce za przyniesienie obydwu zamówień. Od razu przystąpiła do wlewania śmietanki oraz dodania cukru.
Zawahała się nieco przy formowaniu okoliczności zaręczyn, ale skoro Margo o nie zapytała, to raczej nic drażliwego.
- Oświadczyłam się po wspólnym spacerze wzdłuż plaży, przy zachodzie słońca – wyznała, lekko wzruszając ramionami. - Wiem, trochę to oklepane, ale Jen się podobało. Trochę się powygłupiałyśmy, a później przy rozpalonych pochodniach posiedziałyśmy na piasku.
Zamiast poważnej, kiczowatej kolacji przy dźwiękach fal, po prostu poganiały się razem na płyciźnie i oblewały wodą, wyrzucając tym samym emocje, zebrane w ciągu całego dnia. Nikogo nie było dookoła i to poniekąd pasowało Bev, nawet jeśli wtedy, przez sekundę jej myśli pomknęły w stronę Włoszki. Czy byłaby zachwycona jej decyzją czy może uznałaby ją za przekombinowaną i zbyt pochopną? Mogłaby teraz o to zapytać, ale jeszcze przez chwilę wolała żyć w nieświadomości, korzystając ze sposobności, aby skosztować świeżo zaparzonej kawy. Miała idealną temperaturę i nie parzyła w język. Dokładnie tego potrzebowała.
- W przyszłym tygodniu mamy razem z Jen ostatnią, przypominającą lekcję tańca. Nalegała na nią, aby upewnić się, że na pewno się nawzajem nie podepczemy - zaśmiała się, przed ugryzieniem kawałka rurki z kremem. To chyba dobrze, że obie dbały o to, aby godnie zaprezentować umiejętności taneczne przed resztą gości.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
-Bardzo możliwe. - Na pewno odczuje ulgę, kiedy już będzie po wszystkim. - Separacja dała mi w kość. Ta nieustanna walka, rywalizacja o aprobatę Amelii i naszych wspólnych znajomych.. to było męczące. Mam nadzieję, że po rozwodzie cokolwiek się zmieni. - Miała nadzieję, ale już z góry w nią wątpiła. Od kiedy dowiedziała się o zdradach żony, nie miała co do niej zaufania ani choćby krztyny wiary w to, że Tessa będzie wobec niej fair. Wystarczyło spojrzeć na to jak zareagowała na wyjazd Włoszki. Nie tak źle jak w innej rzeczywistości, ale nadal nie była zadowolona tak, jakby wciąż mogła kierować życiem Margo. Cóż, częściowo mogła, bo nadal były małżeństwem, ale prawnie odbywająca się separacja odbierała im konieczność wykonywania wszystkich małżeńskich obowiązków i bycia uwięzioną przez tę drugą osobę. Pomimo oficjalnej rozłąki dopiero tysiące kilometrów od żony Margo poczuła, że mogła oddychać. Złapać głęboki oddech i cieszyć się życiem tak jak to robiła jeszcze zanim zaczęło się między nimi psuć. To było odświeżające i potrzebne doświadczenie.
- Tak – potwierdziła pełna powagi. – Mam dwie specjalizacje z chirurgii i wierzę, że nad angielskimi policjantami wiszą małe chmurki, z których ciągle na nich pada. – Uniosła dłoń i nad swoją głową dokładnie wskazała, gdzie takowa chmurka miałaby się znajdować. Dodatkowo pomachała palcami imitując deszcz. – Powinni im dawać takie śmieszne czapki z parasolkami. Nie dość, że chroniłyby od deszczu to jeszcze wyglądaliby zabawnie. – Dwa w jednym; chciałoby się powiedzieć. Bertinelli bezczelnie się nabijała, bo choć była dorosłą kobietą, to czasami lubiła się powygłupiać i (again!) wpływ miał na to miało uwolnienie się od wpływów Tessy. Tu jej nie dosięgnie. Tu nie zepsuje Margo humoru chyba, że bezczelnie napisze coś drażliwego albo zadzwoni z pretensjami (na szczęście strefy czasowe jako tako chroniły Włoszkę od bezpośredniej rozmowy z prawie ex żoną).
- Trzy warianty?! – Bo jak ślub to i suknia ślubna a posiadanie ich aż trzech to spory wydatek. Oczywiście Margo pomyślała o tym pod siebie, czyli jak typowa hetero kobieta i choć nią nie była, to często myślała podobnie. – Może potrzebujesz w tym pomocy? – Czemu najpierw mówiła, a potem myślała? Oczywiście przez radość ze spotkania, ale też własny masochizm, bo samo to, że przyjechała do Australii na ślub Beverly nim było, co powoli odczuwała właśnie teraz rozmawiając o zbliżającej się uroczystości.
Odebrała od kobiety telefon z zafascynowaniem patrząc na zdjęcia miejsca, w którym odbędzie się ceremonia. Rzuciła krótkie – Grazie – do kelnerki i powróciła do wpatrywała się w fotografie wyłapując na nich każdy szczegół.
- Przepiękne miejsce. Sama je wybrałaś? – Nie sama, bo na pewno konsultowała to z Jen, ale Beverly przyznała, że wybór miejsca należał do jej obowiązków, więc pełen szacunek i.. cóż, Margo zabrzmiała nieco tak jakby niedowierzała w gust pani oficer. Trzeba jej wybaczyć, bo.. albo nie. Lepiej jej nie wybaczać tylko od razu się przyczepić za to zniesławienie!
Strzeliła sobie w kolano pytaniem o oświadczyny. W głowie wciąż powtarzała, że powinna zachowywać się jak należało a to oznaczało o zainteresowanie życiem Bev nie tylko jej samej, ale także z narzeczoną, którą przecież posiadała. Margo nie mogła udawać, że tej drugiej kobiety nie było. Ignorować ją jak ostatni bezczel, co Strand na pewno by wyczuła i być może nie czułaby się komfortowo ze świadomością, że na weselu byłby ktoś, kto nie akceptował tego całego przedsięwzięcia. Nie żeby Margo tego nie akceptowała.. zostańmy przy tym stwierdzeniu.
Znów poczuła skurcz; nieprzyjemnie bolesny i irytujący. Mimo wszystko uśmiechała się, jak zawsze, z aprobatą kiwała głową i nawet rzuciła krótkie „wow” ignorując wzmiankę o oklepanych zaręczynach, bo to nie ważne co myśleli inni a osoba, której zadawało się to konkretne pytanie.
Nie chcąc palnąć niczego głupiego upiła łyk gorącego espresso.
Nie pytaj o piosenkę. Nie pytaj o piosenkę..
- Będziecie tańczyć do wybranej piosenki?
Po co o to pytasz?!
Chciała się wykończyć. Na pewno tak było i już nie mogła zrzucić tego na zaćpanie radością z powodu spotkania z Beverly. To był masochizm czystą parą, który być może miałby ją uświadomić, że cokolwiek sobie myślała, to nigdy do tego nie dojdzie. Że Jen była prawdziwa i ślub zbliżał się wielkimi krokami. To się działo i choćby modliła się do wszystkich bogów każdej religii tego świata, to niczego nie zmieni.
- Co do przyszłego tygodnia. - Piękne nawiązanie.. doprawdy. - Po panieńskim lecę do Sydney na trzy dni. - Pierwszego dnia rano wyleci i wróci trzeciego późnym wieczorem. - Chce trochę pozwiedzać. - Zobaczyć wielkie miasto, może trochę poszaleć po klubach i wrócić. - Jak mi się spodoba to polecę tam też po weselu. - Zwłaszcza, że Beverly i tak będzie zajęta swoją żoną. Bo niby co innego miała robić? Na pewno nie zajmować się nią.
Wgryzła się w kawałek drożdżówki, która była zaskakująco dobra. W kwestii wypieków Bertinelli była wybredna, bo najlepsze (wiadomo) były te robione przez jej mamę.
- Zdradź mi proszę, przy kim mnie usadzisz i czy będą tam jacyś single, żebym miała z kim potańczyć. - Choć nie wykluczała, że może przez dwa tygodnie pozna kogoś, kogo uzna za dobrego kompana do tańczenia w weselnych klimatach.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie była w stanie wyobrazić sobie, jak wiele nerwów kosztowała Margo konfrontacja z Tessą. Dopytałaby o więcej: o sprawę dzielenia opieki nad córką, podziału wspólnych dóbr czy tego, jak podchodziła do całej sytuacji rodzina. Jednocześnie, nie chciała wprawiać kobiety w zły nastrój, spowodowany wracaniem myślami do nieprzyjemnych chwil. Powinna teraz odetchnąć od wewnętrznego ścisku, narzuconego przez fałszywą małżonkę z premedytacją niszczącą więź ze swoją wybranką. Nie pojmowała zachowania (Pla)Tessy i nawet nie chciała, z góry postrzegając ją, jako główną antagonistkę codzienności Margo. Nie uważała również, aby Bertinelli czuła się odpowiednio komfortowo, od samego początku swojego małżeństwa. Sądziła, że to uczucie, żywione do Francuzki nieco przyćmiło pozostałe szczegóły, związane chociażby z podejmowaniem wspólnych decyzji czy znajdowaniem się pod wpływem czyjejś chorobliwej niemal kontroli.
Nie zamierzała już drążyć tematu, skoro wreszcie pani doktor podjęła słuszną decyzje, bez mydlenia sobie oczu nagłą zmianą w zachowaniu żony.
- Zmieni - nie mogła wiedzieć tego na sto procent, ale chciała podnieść Włoszkę na duchu. - Po tym wszystkim zasłużyłaś na pełnoprawny odpoczynek. Może to miał poniekąd na myśli ten wróżbita z samolotu?
Uśmiechnęła się delikatnie, wcale nie sugerując, że to ona we własnej osobie miała zadbać o odpowiedni nastrój, sprzyjający lepszemu samopoczuciu. Wierzyła w to, że sama podróż na drugi koniec świata była początkiem pozytywnych zmian.
Zaśmiała się wyraźniej przy nawiązaniu do mini parasolek na głowach angielskich policjantów, podsumowując całą wizję słowami „to prawda”. To całkiem praktyczny patent, nawiązujący do typowej pogody na wyspach, nijak przypominającej warunki australijskie. Pod tym względem, kontynent stanowił pewną przeciwność stereotypowej, Wielkiej Brytanii (za wyjątkiem lewostronnego ruchu oraz głównego zwierzchnika państwa).
- Trzy warianty z tej samej firmy, które wzięłam do przymiarki za kaucją - podkreśliła, bo istotnie uznałaby za szaleństwo kupowanie trzech, innych kreacji ślubno-weselnych. - Miła pani z salonu powiedziała, że mam czas, właśnie do końca tygodnia. Tak się złożyło, że mieli trzy egzemplarze w zapasie, które idealnie na mnie pasują. Wymagają jedynie małych poprawek krawieckich, jeśli zdecyduję się na konkret.
Mogła więc zbierać głosy „za” i „przeciw”, aby na końcu podsumować opinie i wydać ostateczny werdykt.
Wypijając odrobinę kawy zatrzymała spojrzenie na Margo, słysząc o pomocy przy wyborze odpowiedniego stroju.
- Jasne - odpowiedziała, szybciej, niż zdążyła przeanalizować sytuację. Cieszyła się z obecności Bertinelli, więc to oczywiste, że chciała z nią spędzić jak najwięcej czasu. - Może pojutrze? Zdążysz odpocząć po podróży.
I po dzisiejszym wyjściu, jeśli w którymś momencie dadzą się porwać imprezowemu nastrojowi i zabalują do wczesnych godzin porannych, wybierając się spontanicznie na plażę, aby obejrzeć wschód słońca. Tego Beverly nie wykluczała. Energia, którą emanowała Włoszka była na tyle intensywna, że ciężko jej się oprzeć. Ciężko się oprzeć jej pomysłom, zachętom i… lepiej, aby dłużej nad tym nie rozmyślała.
Zamiast tego uniosła brew, przenosząc wzrok ze zdjęć na siedzącą naprzeciw kobietę.
- Taaak - przeciągnęła, wyczuwając nutę niedowierzania w słowach Margo. - Jen powiedziała jedynie, że chciałaby być wtedy blisko morza.
O cała resztę zadbała Bev, uznając, że goście będą potrzebować cienia, aby schować się przed słońcem, a także osłony od zbyt wielu owadów, ciskających się do talerzy.
- Myślałaś, że wezmę ślub w namiocie wojskowym, albo w środku dżungli? - dopytała zaczepnie, bo chociaż wspomniane wizje brzmiały jak kompletna prowizorka, część osób odnalazłoby w tym pewną romantyczność, być może związaną z okolicznościami nawiązanych relacji.
- Tak - kiwnęła głową przy pytaniu o piosenkę, biorąc do ręki rurkę z kremem. - Ją akurat wybierała Jen. Stand by me w nieco bardziej spowolnionej aranżacji do walca.
Oczywiście, z muzyką na żywo oraz solistką, dobraną specjalnie pod wybrany utwór. Nie chciała się chwalić; nawijać o tym, jak bardzo wyjątkowy będzie to ślub, przypominający rozmachem marzenia niejednej kobiety. Czułaby się dziwnie przechwalając przed kimś, kogo kiedyś czule całowała, przeżywając całą gamę niesamowitych uczuć.
Uniosła brwi i z aprobatą pokiwała głową, gryząc kawałek rurki z kremem.
- Mają tam dużo patrolów przy linii brzegowej. Cały czas pilnują, aby rekiny nie podpływały zbyt blisko plaży - wcale nie chciała Margo wystraszyć, to sama prawda. - Ale poza tym, miasto ma oryginalny klimat, wyłączając tłumy ludzi, wiecznie się gdzieś śpieszących.
Pod tym względem Lorne Bay było niczym mały raj, w którym doświadczenie australijskiej natury przychodziło nieco spokojniej, z odpowiednim taktem.
- Myślałam o tym, że mogłabyś usiąść w towarzystwie moich kuzynów z Norwegii, albo kolegów i koleżanek z pracy – rozwinęła, ignorując wzmiankę o singlach, bo przecież z żonatymi i zamężnymi raczej też można poszaleć trochę na parkiecie, prawda? Wujkowie, kuzynki i kuzyni na pewno nie będą się powstrzymywać. - Jest wśród nich trochę singlów, więc… na pewno będziesz się świetnie bawić.
Sama Strand będzie mieć niemałe urwanie głowy z witaniem każdego z osobna oraz poświęcaniem im przynajmniej pięciu minut rozmowy, przed odhaczeniem kolejnego punktu wesela. Podobnie było na ślubie jej brata, który minął tak szybko, że nawet nie zorientowała się, kiedy wybiła północ.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
- Czekaj, sprawdzę kalendarz. – Udawała, że sięga po niego do torebki, ale szybko się zaśmiała i machnęła ręką na znak, że pojutrze jej pasowało. Jakie inne plany mogła mieć? Tylko te tworzone na bieżąco, więc wiadomo, że znajdzie czas na pomoc Beverly przy weselnej organizacji, choć podświadomie wyczuwała kolejny strzał w stopę.– Jesteśmy umówione – potwierdziła. Miała jeszcze czas aby to przemyśleć. Najwyżej, jeśli uzna, że jednak nie podoła emocjonalnie to wykręci się jakąś wymówką o zatruciu. Nie chciała kłamać, ale jeszcze nie wiedziała jak będzie czuć się po dzisiejszym spotkaniu. Na razie szło dobrze i choć czasami odczuwała przedziwne bolesne skurcze, to jeszcze nie było bardzo źle.
- Czyli spisałaś się jako narzeczona – podsumowała. – Brawo. – Brawa dla Bev i Jen, która ją wybrała. A żeby nie dodać niczego więcej, co w jej ustach mogłoby zabrzmieć źle uznała, że to pora wypić nieco ostygnięte espresso, które wlała w siebie w całości (jak shota, ha). Mały i mocny napar był jej teraz bardzo potrzebny.
- Mniej więcej coś takiego obstawiałam. Na pewno byłabym za tym, że wybierzesz las. – Niż wietrzną plażę. – Ale co ja tam mogę wiedzieć? – Zwłaszcza na temat Beverly, którą znała jedynie z Syrii (a raczej osobę, którą wtedy grała) i z maili, w których nie poruszały podobnych tematów. Możliwe, że tymi słowami chciała przekonać samą siebie, że nie miała powodów aby być zazdrosną ani odczuwać wspomniane dziwne skurcze. Nawet jeśli czuła szaloną radość ze spotkania, entuzjazm wylewał się jej uszami a w środku wręcz strzelały fajerwerki to nie oznaczało, że to była reakcja na stałe. To mógł być jednorazowy wyskok endorfin podbijany przez fakt, że widziały się po raz pierwszy od czasu Syrii. Nic więcej. Prawda?
Pokiwała głową słysząc o wyborze piosenki. Chyba jednak powinna przestać wypytywać o szczegóły wesela. Mogłyby rozmawiać o wielu innych rzeczach, ale z drugiej strony ślub był teraz numerem jeden i udawanie, że wcale go nie będzie, byłoby bardzo nietaktowne. To była cholernie trudna sprawa, jak decyzja o tym aby tutaj przylecieć.
- Chcesz mnie zniechęcić do wyjazdu? – zapytała na wspomnienie o rekinach i z niedowierzaniem pokiwała głową na boki. W tym samym czasie obok ich stolika przechodziła grupka osób, z których jednak niechcący biodrem wpadła na ramię Margo.
- Przepraszam bardzo.
- Nessun problema – odpowiedziała odruchowi i na chwilę uniosła wzrok posyłając uśmiech do nieznajomej, która ruszyła dalej zajmując ze znajomymi miejsce przy stoliku w rogu ogródka kawiarni.
- Przywykłam do tłumów. W moim rodzinnym domu we Włoszech zawsze jest pełno ludzi. – Nawet jeśli wszystkie dzieci się wyprowadziły, to zawsze znajdzie się tam dla nich miejsce. Bertinelli bywali u rodziców bardzo często a jak nie oni, to przychodzili sąsiedzi, dalsza rodzina.. nie było dnia bez choćby jednego gościa we włościach włoskiej rodzinki.
- To dobrze. Wolę żadnej żonie ani dziewczynie nie podbierać partnera. – Nawet jeśli byłoby to czysto platoniczne tylko do tańca, to ktoś mógłby to odczytać jako jawny podryw zwłaszcza przez kogoś takiego jak Margarite. Nie była częścią rodziny; była samotną i urodziwą singielką gotową na wszystko, więc lepiej aby nie trafiła na czyjś celownik. Z singlami było mniej problemów, bo o nich nikt się nie kłócił ani nie był zazdrosny.
Skubnęła trochę drożdżówki nieco zwlekając z zadaniem jednego ważnego pytania, które kłębiło się w jej głowie, od kiedy dostała maila z datą ślubu Strand.
- Beverly, a teraz na poważnie. Czemu mnie zaprosiłaś? – Mogły sobie pożartować, powygłupiać się i droczyć, ale niektóre sprawy wymagały wyjaśnienia. Czegoś więcej od zwykłego „bo tak” albo „bo mi się zachciało”. Cóż, Margo mogła zapytać o to przez maila, ale jak widać wolała lecieć samolotem ponad dobę aby zrobić to w cztery oczy.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Możliwe, że wyciągała błędne wnioski, jednak z każdym kolejnym nawiązaniem do ślubu, miała wrażenie opadania początkowego entuzjazmu Margo, o czym świadczyły krótkie i bardzo zwięzłe odpowiedzi, bez rozwinięć. Biorąc pod uwagę zmęczenie po podróży, mogło chodzić właśnie o to: że Bertinelli starała się poświęcać jej niepodzielną uwagę, kiedy organizm upominał się o swoje, chcąc opaść na miękki materac i odpocząć.
Były umówione.
Coś niecoś jednak wiedziała, nawiązując do lasu, który w głowie Beverly, z uwzględnieniem odpowiednio otwartej polany potrafił przeistoczyć się w bardzo romantyczne miejsce, sprzyjające zawieraniu przysięgi.
- Czasami trzeba pójść na kompromis - a to był ich zaledwie początek, w tej nowej, małżeńskiej odsłonie. - I… znad morza przylatuje chyba mniej komarów?
Nieco ściągnęła brwi, jakby niepewnie rzucała swoją tezę, przywołując na usta delikatny uśmiech. Im bardziej przekonująco wyglądała sceneria, tym pewniej powinna przystępować do własnego ślubu. Nie była do końca pewna czy to zdrowe podejście, ale brnęła w to dalej, starając się nie przywoływać w myślach przyjemnych chwili z Syrii.
- Nic podobnego - zarzekła się, bo wcale nie chciała wystraszyć Margo pewnymi szczegółami, związanymi z Australią. - Po prostu wolę cię ostrzec, zanim zaczniesz do mnie wydzwaniać z wyrzutami, dlaczego wcześniej ci o tym nie powiedziałam.
Zaśmiała się krótko, zaledwie zerkając następnie na osobę, przypadkowo trącającą Margo. Dobrze, że espresso zostało już wypite, co uchroniło je przed potencjalną, małą powodzią.
- Byłaś u nich ostatnio? - zapytała jeszcze w temacie rodziców, mając szczerą nadzieję, że po podjęciu decyzji o rozwodzie, Bertinelli miała przy sobie zaufanych ludzi, mogących bezpośrednio ją uściskać. Sama by tak zrobiła, gdyby mieszkała w Europie. Wsiadłaby w najbliższy samolot do miejsca docelowego i wróciła dopiero po upewnieniu, że Margo da sobie radę i nie jest w tym wszystkim osamotniona.
- Nie podbierałabyś - pokręciła zaraz głową, uznając, że łączenie weselnych partnerów pod kątem uczuciowym, to stara szkoła. Inna sprawa, jeśli chodziło o osoby, przychodzące jako oficjalna para.
- Widzisz, na przykład w USA każdy przychodzi sam, bez osób towarzyszących i wszyscy bawią się razem. To znaczy, jeśli ktoś jest w oficjalnym związku to zaprasza się obydwoje i bardzo to manifestują w czasie wesela, więc... bywa różnie. Tym się nie martw!
Jej kultura uznawała za oczywiste zaproszenie wybranych osób „z kimś do pary”, ale to wcale nie musiał być obiekt romantyczny. Bywało, że ktoś zabierał kuzyna, ciotkę, współlokatora, albo sąsiada. Najważniejsze, to dobrze się bawić w najważniejszym dniu swojego życia i nie odwalić jakiegoś faux pas, poprzez pijackie tańce godowe odstawiane przed szczęśliwie zajętymi. O to nie miała się co obawiać, jeśli chodziło o Margo (mhm).
Dlaczego ją zaprosiła?
Tęskniłam za tobą. Chciałam cię zobaczyć. Potrzebowałam, abyś była obok.
Zrezygnowała z każdego bezpośredniego stwierdzenia, o którym pomyślała, próbując zabrzmieć jak najbardziej poprawnie, w platonicznym wydaniu (choć nieco oszukanym), do czego przystąpiła po upiciu kolejnych łyków kawy.
- Brakowało mi twojego towarzystwa - przyznała wprost, - Maile to nie wszystko, a my… lubiłam nasze wspólne rozmowy. Sprawiały, że odrywałam się od pracy i… uratowałaś mi życie.
Być może dla pani doktor był to łatwy, prosty zabieg, ale sama Strand obawiała się o swoje zdrowie. Będąc wspomaganą narkotykiem, przynajmniej dwa razy miała wrażenie, że zaraz zejdzie, co było reakcją przeciążonego organizmu. Otoczyła ją opieką, a na koniec nawet obdarowała pocałunkiem, o czym Bev nie chciałaby nigdy zapomnieć.
- Jesteś mi bliska - dodała, bezpośrednio wychodząc na spotkanie z brązowymi tęczówkami, przypominającymi o wyjątkowych chwilach. - Nie mam żadnego innego kolegi czy koleżanki, który byłby mi równie bliski. Ufam ci i chciałam, abyś towarzyszyła mi w podejmowaniu poważnej, dorosłej decyzji.
Uraczyła kobietę lekkim, acz szczerym uśmiechem, wciąż nie odrywając od niej spojrzenia. Gdyby nie wydźwięk ich relacji w Syrii, chętnie zapytałaby Margo o zostanie świadkową. Może i nie poznała jeszcze Jen, ale była najbardziej zaufaną osobą po stronie Beverly, więc to wystarczyłoby, aby wcielić ją w tak symboliczną rolę.
Ugryzła jeszcze jeden kawałek słodkiej rurki, nieopacznie brudząc sobie podbródek kremem.
- Podjęłam złą decyzję? - zapytała, mając oczywiście na myśli zaproszenie Włoszki na ślub, (a nie ślub sam w sobie, heh) nim zdążyła ugryźć się w język. Może pomyślała źle, a myśli, towarzyszące jej przy chęci zaproszenia Margo na wielki dzień, były śmieszne i błahe, z perspektywy czasu.

ODPOWIEDZ