rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Jak dotąd bunt nie był taki trudny do przetrawienia. Owszem, stało się i zamieszkał na łodzi, ale przecież miał w zanadrzu fundusz powierniczy, nieźle rokującą karierę lekarza i przeświadczenie, że to tylko tymczasowe rozwiązanie. To z tego powodu z taką klasą znosił wizyty szczura (z którym na dodatek się zaprzyjaźnił) i zmienną aurę, która przypominała mu o tym, że Australia bywa kapryśna. Może i nie tak bardzo jak jego ukochana Szkocja, ale na tyle, by czuć niebezpieczne chybotanie łodzi. To wszystko powinno doprowadzić go do punktu krytycznego, w którym nagle oświadcza, że szuka sobie mieszkania, ale nie, to nie był ten kamień, który porusza lawinę.
Tym głazem stała się jego matka i Claire. Tak właściwie to głównie ta pierwsza, bo siostra naiwnie chciała ich pogodzić i potem była zmuszona obserwować jak sytuacja się pogarsza. Eufemistycznie rzecz ujmując, bo nagle Alfie Buxton jak przystało na człowieka honorowego, został postawiony pod ścianą w kwestii swojego mieszkania. Okazało się przecież, że jego szanowna matka o wszystkim wiedziała- o jego powrocie do Australii, o łodzi- i przez ten cały czas nie zamierzała się z tym zdradzić. Ta zniewaga krwi wymagała albo przynajmniej nowego lokum. To wszystko doprowadziło zaś do poszukiwań, które okazały się dość dziwaczne.
Ceny były wygórowane jak na młodego lekarza, rynek nieruchomości zaś był krwiożerczy i zazwyczaj przeżuwał takich dobrych i łatwowiernych chłopców jak Buxton. Z tego też powodu przez kolejne noce bił się z myślami czy zwrócić się o pomoc do swojej dziewczyny. Była dumną panią architekt, więc na pewno znała się na rzeczy, ale nigdy nie chciał, by myślała o nim jak o ignorancie pierwszej wody, więc postanowił zająć się tym sam. I znalazł- cudny dom w spokojnej okolicy za właściwie wymarzoną cenę najmu. Nie był aż tak naiwnym człowiekiem, by stwierdzić, że jest w tym coś podejrzanego.
Wręcz przeciwnie, wyczuwał podstęp i to tak bardzo, że był rozczarowany, że znalazł od razu kluczową informację. Otóż w tym właśnie cudnym domku z ogródkiem doszło do wyszukanego morderstwa (nie rozumiał tego epitetu, ale najwyraźniej taki był poziom dziennikarstwa obecnie) i zginęła kobieta będąc pośmiertnie (na całe szczęście) poćwiartowaną. W sam raz na pierwszą nieruchomość dla dwudziestolatka.
Alfie Buxton jednak nie bał się okrutnych historii ani domniemanych duchów. Był człowiekiem nauki i to właśnie ona skłoniła go do tego, by rozważyć tę ofertę. Z tym, że jak się okazało, nawet po upuście duchowym (czy jak to się zwie), ceny wynajmu była jednak zaporowa. Na tyle, że wywiesił ogłoszenie i z niemałą przykrością odkrywał, że nagle wszyscy wierzyli w duchy, więc nic z tego nie będzie.
Żadnych zgłoszeń, żadnego zainteresowania poza głupimi kumplami, którzy dzwonili podając się za zainteresowanych. Zdenerwował się tak bardzo, że zaczął korzystać z drugiej karty i drogą smsową umówił się z jakąś zainteresowaną. Jak dotąd nie wypytywała o to czy tam faktycznie straszy, więc postanowił sprawdzić ją w realu. Sage żartowała, że powinna być odpowiednio szkaradna, by zgodziła się na ten deal, ale dla Alfiego to było wszystko jedno. Liczył tylko na to, że nie okaże się jakąś fanką zjawisk paranormalnych, która będzie biegać po ich domostwie z wahadełkiem i szukać oznak duchów.
Z tego też powodu był nieco (skreślić, bardzo) zdenerwowany i wyczekiwał przybysza obserwując drzwi. Na widok Candeli uśmiechnął się, ale musiał wyjaśnić jedno.
- Nikogo dziś nie pojadę ratować. Mam spotkanie w sprawie domu- zastrzegł jakoś zupełnie nie łapiąc, że dziewczyna nie wzięła się tu przypadkiem i to wcale nie tak, że ona jest zainteresowana.
Może dlatego, że dotąd robiła na nim takie wrażenie, iż przypuszczał, że jest z zupełnie innego świata. Może to ona była tym duchem? Taki zdecydowanie mógłby go częściej nawiedzać.
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
016.
i had a marvelous time
ruinin' everything
[outfit]
Wszystko ostatnio było jakby na nieodpowiednim miejscu. Samotność coraz bardziej doskwierała, szczególnie po nagłej wyprowadzce Ellasandry, mieszkanie zrobiło się gorzej niż puste. Candela przemieszczała się z kąta, w kąt - przemeblowywała, ozdabiała - odświeżała, robiła absolutnie wszystko by wspomóc sobie we własnej udręce, ale nic nie pomagało.
Niespodziewanie, przestała czuć się tam jak u siebie; nawet Rudy wydawał się mniej spokojny, częściej podszczekiwał - w pośpiechu zeskakiwał z łóżka, uparcie nie chciał pozostawać sam - wpychał się pomiędzy nią, a drzwi - gdy wychodziła do pracy, lub na trening. Wszędzie go zaczęła ze sobą zabierać, bądź w ostateczności (właściwie jedynej) zostawiała u starszej siostry Gwen.
W końcu podjęła decyzję, wiedziała że ciągłe przekładanie i męczenie się pośród czterech ścian na nikogo nie wpływało dobrze. Odpuściła sobie poszukiwania współlokatorów, bo i tak nie planowała tutaj zostać. Dlatego postanowiła odnaleźć inne miejsce, wciąż na terenach Lorne Bay - lecz nie w samym zgiełku turystycznego miasteczka. Jasne, była młoda niespełna dwudziestodwuletnia, lecz powoli męczyło blondynkę posiadanie pod mieszkaniem wszelakich lokali z trunkami - zamierzała odpocząć, zaszyć się gdzieś w głębi - i znaleźć dla swojego czworonogiego przyjaciela, chociażby malutki ogródek do wybiegania. Od tak, aby obydwoje byli szczęśliwi podczas przeprowadzki.
Ogłoszeń było wiele, nawet ku zaskoczeniu samej Fitzgerald, naprawdę dużo; miała w czym wybierać, podzielić na kategorię - wypisać na kartce za i przeciw. Podczas tak ważnych decyzji, zawsze była bardzo dokładna. Lubiła mieć nad wszystkim kontrolę, by później nie żałować swoich wyborów.
Do gustu dziewczyny przypadły dwa; równie obiecujące - poza głośnymi lokalizacjami miasteczka; przy wodzie - w ciszy. Podczas ich czytania, w jednej chwili wyobrażała sobie historię, jak w ciepłe wieczory będzie obserwowała gwieździste niebo, z zimnym browarem piwem w ręku - jak Rudy, będzie biegał - obwąchiwał każdy krzaczek, by później położyć się koło jej stóp i nasłuchiwać oddźwięki przyrody. To wszystko było jak marzenie, którego przez lata nie potrafiła spełnić - bo zawsze się bała zaryzykować, zawsze nie posiadała tyle oszczędności. Aktualnie każda z tych obaw, wydawała się na tyle odległa, że Candie powoli zaczęła zapakowywać pudła, które przez dwa lata leżały w piwnicy budynku.
Na spotkanie z nieznajomym (czyt. z przyszłym współlokatorem) umówiła się w rodzinnym barze, za dwie godziny zaczynała swoją zmianę - dlatego uznała to na najodpowiedniejsze miejsce. Po pierwsze towarzysz, zobaczy że będzie miała za co płacić rachunki, po drugie Moonlight bar w Lorne Bay znali wszyscy, po trzecie nie będzie musiała przekładać godzin, jeśli rozmowa przeciągnęłaby się o wiele dłużej, niż z początku zaplanowała.
Będąc przy wejściu do lokalu, nieco się denerwowała - stres przejmował jej smukłe ciało, sprawiał że dłonie delikatnie drżały. Zależało jej akurat na tym ogłoszeniu, czesne nie przekraczało budżetu, dom z opisu i zdjęć wydawał się wielki - i posiadał ogródek. Było zbyt idealne, jak na prawdziwe - jednak naiwność blondynki przytrzymywała ją przy tej nadziei.
Weszła, kilka osób obróciło się w jej stronę - z kilkoma się przywitała, właściwie wewnątrz były same znajome twarze. Szczególnie ta jedna w rogu, która z automatu się do niej uśmiechnęła, na co Candela zareagowała tym samym. - Cooo? Nie, ja... - nie zdążyła dokończyć, brwi od razu jej się podmarszczyły. To nie mógłby być przypadek - nie tutaj, nie w tak małej społeczności. - To Ty wstawiłeś ogłoszenie na poszukiwania współlokatora przy Fluorite view? - znała odpowiedź, nie musiał nic mówić - mina mężczyzny od razu go zdradzała. Nie czekała na zaproszenie, usiadła na przeciwko - dłonie układając na stoliku. - Mam dużą konkurencję? - niby wiele o sobie nie wiedzieli, jednak w baletnicy tliła się nutka nadziei, że dzięki znajomościom wszystkich poprzedników zmiecie.
ambitny krab
nick autora
brak multikont
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
To niesamowite, że w dorosłym życiu po raz pierwszy stawał przed tak poważną decyzją jak wynajem własnego mieszkania. Owszem, przyszło mu na trochę pomieszkiwać w Szkocji, która rządziła się swoimi prawami, ale i tam nad jego głową roztaczał się rodzicielski parasol ochronny. Tak ogromny, że nie zdawał sobie zupełnie sprawy, jakiej ulewy może doświadczyć, gdy owa opieka minie. Teraz na jego własne życzenie miało to miejsce i musiał przyznać, że tego typu prysznice były zawsze zimne i ożywcze. Dobrze, to drugie sobie wmawiał, bo jak na razie sytuacja nie była zbyt wesoła, a on sam stawał się coraz bardziej zdesperowanym człowiekiem.
W innym wypadku przecież nie szukałby współlokatora z ogłoszenia. Wprawdzie brzmiało to jak coś, co robią studenci bądź ci stawiający pierwsze kroki w dorosłości, ale Alfie dotąd był rozpieszczony. Wróć, był rozbuchany niemal jak dziadowski bicz i nie przywykł do obecności ludzi w swoim otoczeniu prywatnym. Może i łódka nie była synonimem luksusu- choć zapewne miała więcej wygód niż byle łajba- ale i tak zamieszkiwał na niej sam ze swoim szczurem. Zawsze po szpitalu miał gdzie uciec, a teraz świadomie pozbawiał się tej możliwości proponując komuś innego tak zażyłe relacje jak dzielenie się wspólną przestrzenią.
Nic dziwnego, że był jednocześnie zdenerwowany, podekscytowany i wyglądał zaintrygowany spodziewając się każdego w roli swojego współlokatora. Może dość nietypowo założył, że będzie to mężczyzna, więc widok Candeli nieco wybił go z równowagi. Inna sprawa, że w innych okolicznościach zapewne ucieszyłby się z jej wizyty i dałby sobie czas na swobodną pogawędkę o Aborygenach, ale dziś działa się część oficjalna jego życia i musiał w niej uczestniczyć niemal na baczność. Nie mógł się dać rozproszyć obecności nawet kogoś tak wewnętrznie pięknego (i nie tylko wewnętrznie) jak ta baletnica, która z lekkością stawiała swoje kroki w barze. Dopiero w przyszłości miał dowiedzieć się, że należy do jej rodziny, więc praktycznie jest tu u siebie. Na razie wydawało mu się to szalenie nietypowe i przyciągające uwagę. Na tyle, że dłuższą chwilę zajęło mu skojarzenie, że to ona właśnie jest dziewczyną, która odpowiedziała na jego ogłoszenie.
Trochę niepewnie wyciągnął rękę i wskazał miejsce naprzeciwko siebie. Nie, nie chodziło o to, że Alfie Buxton nie chciałby z nią mieszkać, bo przecież była uroczą nimfą, a nie seryjną morderczynią, ale właśnie! Sam ten dom mówił, że jest przeklęty i mężczyzna chciał zagrać z potencjalnym współlokatorem w grę pełną niedopowiedzeń. Nie musiał przecież zdradzać, że ten dom ponoć jest nawiedzony i że czasami koło północy pojawia się swojski duch z odrąbaną głową.
Oczywiście według miejscowych, bo on jeszcze nie miał tej przyjemności.
Nie sądził jednak, że w przypadku Candeli udałaby mu się ta sztuka mówienia nieprawdy, więc westchnął.
- Tak, to ja zamieściłem ogłoszenie. Wprawdzie cena jest atrakcyjna, ale wciąż nie stać mnie na samodzielny wynajem- a mówili, że lekarze mają się całkiem dobrze pod względem finansowym. Wielka szkoda, że nie dotyczyło to tych na rezydenturze. Oni jeszcze musieli się wprawiać w kwestiach zawodowych, bo obfitowało mniejszą pensją i nadliczbowymi godzinami. Pod tym względem Alfie mógłby być idealnym współlokatorem, skoro i tak większość czasu spędzał w szpitalu. Candeli towarzyszyłby tylko duch, a pewnie dałoby się go z czasem jakoś oswoić.
To zabawne, że tak szybko zaczął projektować wizję ich przyszłego mieszkania, choć jeszcze nie wiedział, co na to wszystko jego dziewczyna.
Na inną kobietę w mieszkaniu, a właściwie na dwie licząc ducha.
- Muszę cię jednak o czymś uprzedzić- powrócił do ich metafizycznego problemu. - Konkurencji praktycznie brak, bo w tym domu doszło do morderstwa. Ktoś poćwiartował kobietę i od tamtej pory ona ponoć tam straszy. Ona, nie jej szczątki- i miarą jego charakteru było to, że właśnie zawiesił się usiłując uzmysłowić sobie jak to jest możliwe, że duch poskładał się do kupy i straszy jako całość.
Fascynujące.
- Oczywistym jest fakt, że ja w to nie wierzę- uprzedził ją lojalnie, ale jeśli ona zacznie to cóż… Raczej nie zostaną współlokatorami, a nie miałby nic przeciwko.
ODPOWIEDZ