właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
011.
Zdziwił się, gdy okazało się, że nie musiał bardzo długo przekonywać Salmy by wybrała się do szpitala na kontrolę w czasie, jaki lekarz zalecił. Myślał, że będzie to trudniejsze. Chociaż, z drugiej strony, nie uważał jej za nielogiczną osobę, która czyniła coś wbrew rozsądkowi, na złość… właściwie nie wiedział nawet komu, więc w zasadzie nie powinien być mocno zaskoczony tym, że się umówiła. Chciał myśleć, że jego słowa miały z tym coś wspólnego — zarówno przypomnienie jej, że jeśli nie będzie słuchać lekarzy to proces rekonwalescencji będzie dłuższy i być może skończy z nieodwracalnymi zmianami w układzie ręki, a także propozycja towarzyszenia jej w wyprawie do Cairns. Nie miał jednak zamiaru tego roztrząsać, cieszył się po prostu, że Sal chce o siebie odpowiednio zadbać.
Umówili się, że spotkają się w poczekalni szpitala. On miał do załatwienia trochę spraw w The Woolshed zanim zajdzie słońce, w czasie kiedy większość ludzi pracowała. Z jakiegoś powodu elektryk nie chciał przychodzić po zmroku, nie zwabiła go nawet obietnica kilku darmowych kolejek. W efekcie udało mu się załatwić wszystko, co było niezbędne. Nie wszystko, co chciał, ale tego się spodziewał. Prowadzenie biznesu już tak wyglądało. I jego życie też, bo w ostatnim czasie część spraw szła po jego myśli, a inne zupełnie nie. Rolling Stones mieli rację. Zyskał znacznie więcej niż się spodziewał w ostatnim czasie i naprawdę to doceniał. Jego myśli automatycznie ku temu skręciły, gdy zobaczył Salmę, zmierzającą ku niemu przez szpitalny korytarz. Wyglądała tak samo jak rano, gdy wychodziła z domu. W tym pozornie zwyczajnym spostrzeżeniu było dla niego coś niesamowitego. Nie tylko dlatego, że od bardzo dawna nie mieszkał pod jednym dachem z kobietą (ani z kimkolwiek innym poza Blue), ale jednak głównie dlatego, że chodziło właśnie o nią. Już nie był w stanie udawać przed sobą, że dla niego była to tylko luźna relacja. Przed nią jeszcze nie był gotów się do tego przyznać.
Byłem tylko na osiemdziesiąt procent pewien, że się tu pojawisz — przyznał szczerze, uśmiechając się do niej z rozbawieniem. Jej widok był, jak zwykle, miły dla oka, ale tym bardziej zważywszy na okoliczności, w jakich się znajdowali. To znaczy – w poczekalni, czekając na wizytę u ortopedy. — Nie, z dziewięćdziesiąt. Wierzyłem w Ciebie — poprawił się po chwili namysłu. Poklepał miejsce obok siebie, zachęcając ją do tego by usiadła.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
019.
Złamana ręka przy jej pracy i przede wszystkim przy jej trybie życia była dość sporym ograniczeniem. Dlatego zdawała sobie sprawę z faktu, że powinna podejść do tej kwestii rozważnie, jeśli nie chciała, aby ciągnęło się to w nieskończoność. Jej niechęć do szpitali nie była robieniem nikomu na złość. Mogło być to też oczywiście związane z faktem, że z jakiegoś irracjonalnego powodu nadal czuła czasami wyrzuty sumienia, że porzuciła medycynę i nie spełniła stawianych przed nią oczekiwań i szpital przypominały jej o tym dobitnie, ale to było coś, nad czym nie chciała się zastanawiać zbyt głęboko, skoro wiedziała, że zrobiła dobrze, to nie powinna się tak czuć i chciała to po prostu ignorować. A tutaj było trudniej. No i dochodził do tego fakt, że Salma najzwyczajniej w świecie miała spory problem z przyznawaniem się do tego, że ona też może potrzebować pomocy. I najwyraźniej wychodziło to nawet w takich rzeczach, co było absurdalne. Bo przecież wiedziała, że proszenie o pomoc i wsparcie wcale nie jest oznaką słabości. Ale i tak, miała wrażenie, że w jej przypadku działa to trochę inaczej. No głupio.
Jej praca aktualnie polegała głównie na papierkowej robocie, czyli najgorszej części tego wszystkiego, co nie poprawiało jej tego dnia humoru. Miała nadal trzy zaawansowane grupy, jedną boksu i dwie jogi, na których tylko nadzorowała wszystko, bez angażowania się w ćwiczenia, ale to zdecydowanie nie dawało jej takiej satysfakcji. Było to jednak nie najgorszą motywacją do tego, aby jednak rzeczywiście wyjść o odpowiedniej porze i dotrzeć na miejsce o czasie. Fakt, że Red na nią czekał też pomagał, więc owszem — miał z tym sporo wspólnego. To nie tak, że dbała o siebie dla niego, na szczęście nie była niepoważna aż tak. Ale jego zaangażowanie i obecność pomagały. Tak po prostu i trochę też dlatego, że byłaby bardzo okrutna, gdyby wystawiła go tutaj. W miejscu, w którym zapewne nie tak dawno spędzał stanowczo za dużo czasu, który bywał czasami lepszy i pełen sukcesów, a czasami zdecydowanie gorszy i bardziej frustrujący. A ona na ogół nie bywała dla ludzi okrutna, a dla niego tym bardziej.
Hmm… Osiemdziesiąt to już całkiem dużo, ale dziewięćdziesiąt? Wow, aż się trochę wzruszyłam — przyznała rozbawiona, uśmiechając się promiennie do niego. Co nie było nawet spowodowane jego żartobliwymi słowami na powitanie, tylko po prostu nim. — Chyba nie powinnam w takim razie przyznawać, że planowałam zupełnie przypadkowo się zgubić i zamiast tu dotrzeć, to zobaczyć, czy dzisiejsza galaretka jest warta kradzieży, czy akurat padło na tę o obrzydliwym, nienaturalnie zielonym kolorze? — zapytała, siadając obok niego. Spoglądała na niego zupełnie niewinnie, jakby wcale nie opowiadała mu o jakimś niecnym planie. Który może rozważała, chociaż szanujmy się, nie ukradłby galaretki, poszukałaby czegoś lepszego.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Jego niechęć do szpitali była znacznie mniejsza niż można by się tego po nim spodziewać. Jasne, miał bardzo dużo wspomnień związanych z tym miejscem, jedne bardziej przyjemne, inne zdecydowanie mniej i poznał w zasadzie każdy zakątek tego miejsca. Bywał tu dość często nawet przed wypadkiem — poparzenia i zranienia nabyte w czasie pracy jako strażak i w ramach różnych aktywności, które wykonywał, czy to na desce, czy w inny sposób, sprowadzały go tu na tyle często, że znał cały personel izby przyjęć. Nie wspominając już o obsadzie ambulansów, bo z ratownikami pracował niejednokrotnie ramię w ramię. Wszystko to tworzyło dość słodko-gorzką mieszankę, ale w ostatecznym rozrachunku nie zniechęcało go do tego miejsca. Może dlatego, że przez sposób, w jaki związał się z ludźmi, którzy tu pracowali, czuł głównie wdzięczność za to, co dla niego i innych ludzi robili. Mało kto szedł w medycynę, jeśli jego główną motywacją nie była chęć pomocy ludziom. Głównie takiej, której chcieli, choć nie zawsze łatwo się było do tego przyznać. To był zwykle pierwszy krok, często wydający się tym najtrudniejszym.
Dlatego tym bardziej był dumny z tego, że zobaczył tu Salmę. Nie podejrzewał, że wystawi go bez słowa, ale jakaś jego część (10-20%) spodziewała się, że dostanie smsa o tym, że coś ją zatrzymało dłużej na siłowni albo coś innego w tym stylu. Widział ile kosztowało ją zjawienie się tu za pierwszym razem, po tym jak wierzba złamała jej rękę. Potrafił połączyć kropki z jej niezależnością i samodzielnością, które czasami były aż przesadzone. Wynikały z jej wcześniejszego trybu życia i pewnie wielu innych czynników, z których nie zdawał sobie sprawy. Uśmiechnął się nieco szerzej na jej słowa i pokiwał głową.
Ej ej, ale co Ty masz do zielonej galaretki? — zapytał w żartobliwym oburzeniu. — Jak zamkniesz oczy i nie myślisz o tym, że świeci w ciemności to jest dobra — zapewnił ją. Był koneserem szpitalnego jedzenia, więc mogła zaufać jego opinii. Nie wierzył też, że tak naprawdę by coś takiego zrobiła, więc mógł się skupić na części o galaretce, nie ucieczce i olewaniu wizyty.
Hannah powiedziała, że doktor jest z pacjentem i jeszcze jakieś dziesięć minut musimy poczekać — poinformował ją po zerknięciu na zegarek, żeby sprawdzić ile czasu minęło odkąd rozmawiał z rejestratorką. Odwrócił głowę, żeby móc spojrzeć na Salmę. — Jak Ci minął dzień? — zapytał. Znał jej plany, bo rozmawiali o nich podczas wspólnie spędzonego poranka, ale chciał się dowiedzieć na ile pokryły się one z rzeczywistością.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Zapewne były to kolejne punkty do długiej listy, które były w nim wspaniałe i wyjątkowe. Co prawda nie prowadziła jej w żadnej konkretnej formie, ale potrafiłaby bez najmniejszego problemu wymienić w dowolnym momencie co najmniej dziesięć takich rzeczy, które pewnie mogłyby się różnić w zależności od konkretnej chwili i okoliczności. I które sprawiały, że nie było chyba sensu oszukiwać siebie w kwestii tego, że Red nie tylko był tak po prostu wyjątkowym człowiekiem, ale był też bardzo, bardzo wyjątkowy dla niej. Im częściej się łapała na tym, że przyznawała się do tego sama przed sobą, tym częściej też chciała o tym powiedzieć i jemu. Wiedziała jednak — albo przynajmniej wydawało jej się, że wie i że jej tok rozumowania ma sens, a nie stanowi kolejną głupią wymówkę — że aktualne okoliczności nie do końca temu sprzyjają. Nie to, że siedzieli w poczekalni szpitalnej przed jej wizytą u ortopedy, w której jej towarzyszył, to byłoby okej. Bardziej chodziło o to, jak aktualnie wyglądało ich, a przede wszystkim jego życie. Czułaby się chyba niezręcznie, gdyby miała wyskoczyć mu z takimi wyznaniami w momencie, w którym zadeklarowała się, że może liczyć na jej bezinteresowną (naprawdę bezinteresowną, to że miała z tego bardzo przyjemne benefity było nieobligatoryjne) pomoc. I chociaż potrafiła dodać dwa do dwóch, i wiedziała, że dla niego to też nie jest takie luźne, jak na początku ustalali, to jednak nie chciała mieszać jeszcze bardziej aktualnie mu w życiu ani też wywierać jakiejkolwiek presji na nim. O tym, że mogłoby się zrobić dziwnie, bo wcale jej nie lubił nie myślała, bo nie była aż tak głupia, żeby brać to pod uwagę.
Masz z nią jakąś szczególną relację? — zapytała z zainteresowaniem i rozbawieniem. — Hmm… Nie przekonuje mnie to — stwierdziła po chwili namysłu, gdy przedstawił swój jakże poważny argument. — Ale to nawet nie chodzi o samą galaretkę, po prostu jedzenie w nienaturalnie zielonym i nienaturalnie niebieskim kolorze mnie przeraża — przyznała szczerze. — Na tyle, że nawet M&M’sów nie jem w tych kolorach, tylko komuś oddaję — czy miało to sens? Z logicznego punktu widzenia żadnego, bo jakby zamknęła oczy i nie znała koloru tych cukierków, które akurat jadła, to nie czułaby różnicy, ale jak już wiedziała to nie było opcji. — To kolejna bezużyteczna ciekawostka na mój temat, wbrew pozorom mam ich jeszcze trochę — przychodziły jej do głowy w najmniej spodziewanych momentach, jak widać i mimo, że przekazywała je bardzo chętnie i bez skrępowania, to nadal jakieś znajdowała.
Porobiłam trochę nudnych rzeczy i jestem zaskakująco na bieżąco z papierkami, ale to jedyne, co udało mi się odhaczyć z zaplanowanych zadań, bo gość od sauny zadzwonił, że się spóźni, więc chyba jeszcze nie dotarł i przyszedł Fred, więc udawałam specjalistę od remontów, mówiąc mu jak ma kłaść piankę wygłuszającą — zapewne słyszał o tym, że Freddie dostał swoją komórkę pod schodami (tak naprawdę to nie, takie miejsca nadawały się tylko dla takiego krasnala, jak ona), w której robili mu studio. — A Twój? Udało Ci się wszystko załatwić? — odbiła piłeczkę z zainteresowaniem.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
On też mógłby bez najmniejszego problemu podzielić się całą listą powodów, dla których była wyjątkowa i wspaniała, w niesprecyzowanej w żaden sposób kolejności. Tak samo potrafił już przed sobą samym bez najmniejszego problemu przyznać, że uczucia, jakimi ją darzył lata temu jedynie się rozwinęły od chwili, w której niemal złamała mu nos. Salmie jeszcze nie chciał tego mówić, mając bardzo podobne wymówki pobudki, co ona. Ich sytuacja była wystarczająco skomplikowana i bez tego. Wolał by nie pomyślała sobie, że wyznaje jej różne rzeczy tylko dlatego, że czuje się zobowiązany przez dobroć, jaką mu okazała przygarniając go i Blue pod swój dach. Zupełnie nie o to chodziło, bo choć był jej niezaprzeczalnie wdzięczny za to, że im pomogła i w dalszym ciągu pomagała, jego uczucia znacznie wykraczały poza ten jeden aspekt ich relacji. Nawet jeśli mocno przyczynił się do pogłębienia owych uczuć w ostatnim czasie, ponieważ spędzali razem dużo czasu w warunkach, które były już czysto “związkowe”.
Można tak powiedzieć — przyznał się i wrócił wspomnieniami do okresu, kiedy to spędzał dużo czasu w szpitalu. Miał przy tym minę godną żołnierza, który wrócił z wojny w Wietnamie i do dziś to przeżywa. Pokiwał głową, kiedy przyznała się do swojego małego dziwactwa, uśmiechając się jednocześnie do niej. — Mogę jeść po Tobie zielone i niebieskie M&M’sy — zapewnił ją żartobliwie, ale naprawdę mógł to robić (to o tę część chodziło). Jemu kolory cukierków i innych rzeczy do jedzenia były absolutnie obojętne, więc nie było to żadne poświęcenie. Ani wyznanie miłości godne szesnastolatka. — Jest bardzo użyteczna — zapewnił ją. — Dzięki tej wiem, że jeśli kiedykolwiek trafisz do szpitala to będę dla Ciebie szukał niezielonej galaretki, a z mniej dramatycznych i bardziej codziennych spraw, nie kupię niebieskiego Powerade’a jak będę szedł na zakupy — wyjaśnił w jaki sposób ta konkretna mogła być przydatna. Każda nowa informacja na jej temat była cenna. — Czekam na kolejne — nie z niecierpliwością, bo nigdzie im się nie spieszyło, ale chciał ją lepiej poznawać i dowiadywać się o niej wszystkiego, czego tylko mógł, nieważne jak małe i głupie się wydawało. Z takim nastawieniem trudno byłoby przed samym sobą udawać, że się w niej nie zakochał.
Bycie na bieżąco z robotą papierkową jest godne gratulacji — powiedział ze szczerym uznaniem. Wiedział jakie to trudne i ile pracy to wymaga. — Freddie go ugości i powie mu co ma naprawić? — zapytał, żeby się upewnić. Pracowali tam inni ludzie, ale może Salma bardziej ufała swojemu bratu, który próbował się spełnić jako muzyk pod jej schodami. — Grubo, żeby nikt nie usłyszał jego hitów i nie ukradł ich dla siebie? — podpytał, żeby wiedzieć jakiej rady mu wówczas udzieliła. Sam nie planował podobnego przedsięwzięcia (wbrew avatarowi nie planował rozkręcać kariery jako muzyk country), po prostu był ciekawy. — Wszystko nie, ale całkiem sporo już tak. U mnie elektryk się u dziwo nie spóźnił i nawet sprawnie mu to poszło, ale wciąż nie dał się namówić na pracę w godzinach nocnych następnym razem jak będziemy mieli kryzys. Papierkowej roboty nie udało mi się nadrobić w pełni. Na tyle, że nikomu nie zalegamy z płatnościami, więc uznaję to i tak za sukces — podsumował czas od ostatniego razu jak ją widział do teraz. Mógłby się do tego przyzwyczaić. Chyba już nawet zaczynał.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Zadziwiające było w tym wszystkim to, że rzeczywiście sobie dość mocno skomplikowali tę sprawę, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że jednak obydwoje byli mało problematycznymi osobami. Nagle jednak okazywało się, że nie zawsze to wychodziło i potrafili w bardzo podstawowych kwestiach mocno wszystko sobie zagmatwać i wywrócić do góry nogami. Bo jednak nie ma co się oszukiwać, absolutnie nic nie robili w jakiejś tam sensownej kolejności. Nie, żeby jej to specjalnie przeszkadzało, z tym akurat nie miała problemu. Szczególnie że przecież trudno tutaj o jakąś sensowną kolejność, skoro ich spotkanie po latach obejmowało złamany nos, niewiele relacji uwzględnia coś takiego. Ale chyba fakt, że nie wiedziała jak i kiedy poukładać z nim kwestię tego, co ich łączy, nieco zaczynał ją uwierać. Na razie delikatnie, jeszcze daleko jej było do frustracji, ale już była na etapie, że nie mogła oszukiwać samej siebie, że nie chciała zdecydowanie więcej. Bo przecież i tak mieli więcej niż luźna relacja, po prostu uparcie udawali, że wcale nie.
Jestem bardziej niż zaintrygowana — zaśmiała się, widząc jego minę, gdy rozmyślał o swojej domniemanej relacji z zieloną galaretką. Być może lepiej, że nie wdawał się w szczegóły. Jeszcze dowiedziałaby się, że porwali go obcy, czy coś. Zieloni jak ta galaretka i ufoludki z bajki.
Wspaniale, będę o tym pamiętać — na szczęście Salma nie miała piętnastu lat i nie uznała tego za romantyczne wyznanie miłości. A może i szkoda, mieliby tę sprawę z głowy. Uważała jednak, że to bardzo miłe z jego strony, bo przecież w jej głowie było to spore poświęcenie.
Jak następnym razem najdzie mnie na nie ochota, to dam Ci znać. Albo przyniosę Ci wszystkie niebieskie i zielone z pracy — nie ma co marnować jedzenia, nawet jeśli to wysoko przetworzona żywność pełna niezdrowych cukrów, barwników (również niebieskich i zielonych) i innych rzeczy, które sprawiały, że słodycze były pyszne i czasami po prostu potrzebne.
Jak tak stawiasz sprawę, to rzeczywiście — musiała się z nim zgodzić. — Całkiem praktyczny z Ciebie człowiek — nie, żeby była zdziwiona, bo doskonale wiedziała już, że potrafił wykazać się takim podejściem.
Niby tak, ale w takich momentach, jak już nie ma tej presji, że trzeba to nadgonić, jeszcze bardziej kuszą wagary — przyznała mu co najmniej tak, jakby był to jakiś sekret. Nie był i on sam pewnie doskonale wiedział, jakie mogło być to uczucie, ob ustalili już dawno temu, że papierkowa robota w prowadzeniu swojego własnego biznesu była jednym z nudniejszych zajęć. — Zleciłam to komuś kompetentnemu — Freddie zapewne docinał wykładzinę, czy coś. — Żebym nie musiała go ciągle słuchać i nie czuła się jak lata temu, gdy próbowałam uczyć się do egzaminów, a on uczył się grać na gitarze — trochę żartowała, trochę nie. Była między nimi jednak różnica dekady, więc zapewne w wieku, gdy byli młodsii i on był smarkaczem, a ona już totalnie dorosłą (wiadomo, że w liceum się już jest), to ich relacja układała się lepiej i gorzej, i działali sobie na nerwy, mając różne priorytety.
Dziwny człowiek, ja bym się skusiła na nocne godziny pracy w Twoim towarzystwie — niestety, nie była elektrykiem ani żadnym innym przydatnym fachowcem. — Brzmi jak sukces, w takim razie gratulacje — pokiwała głową z uznaniem. W nagrodę nie było uścisku dłoni prezesa, piękny uśmiech Salmy musiał mu wystarczyć. — Chyba czas sprawdzić, czy na liście sukcesów pojawi się kolejna pozycja, bo jestem dzielnym pacjentem — mina jej nieco zrzedła, gdy gabinet się zwolnił i nastała jej kolej, ale nawet nie próbowałą udawać, że to nie ona. Taka dzielna i dorosła!

aldred reddington
ODPOWIEDZ
cron