wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Nie pomagał.
Fakt, że była to jedynie przelotna znajomość poskutkowała piorunującym spojrzeniem i głośnym westchnieniem. A może jednak było warto dla tych kilku utkanych z zemsty spotkań? Czasami przecież dobrze jest odbić sobie bezrefleksyjną decyzją, czymś w formie odskoczni. I jeśli tylko miałoby to skupić się jedynie na zaspokojeniu pociągu seksualnego, to w porządku. Przynajmniej było to w porządku dla dorosłej Elli, bo tę nastoletnią dotknęłoby to do samego dna jej serca. - To lepiej ją nazwij, bo będzie w mojej głowie istniała już na zawsze jako "cizia". - przewróciła oczami. Biedna nieświadoma dziewczyna, nie miała nawet pojęcia, że po tych wszystkich latach może zostać wywleczona w ich rozmowie. Nie dość, że w głowie Elli nie posiadała twarzy, to teraz nawet nie mogła zostać posiadaczką imienia. Pozbawili ją oboje wszystkiego - i jeśli o blondynkę chodziło, uważała to za dobrą zemstę. Puszczenie jej w niepamięć było gorsze od nienawiści, przynajmniej miała pewność, że nie budziła już w nim absolutnie żadnych uczuć.
Może właśnie w tym tkwił problem? Że przeskoczyli kilka stopni budowania relacji, będąc zbyt zachłannymi, niedoświadczonym ludźmi? Może gdyby to wszystko zaczęło się od rozmów, poznawania się nawzajem (począwszy od wyrzucenia z siebie wszelkich obaw, a kończąc na skrytych marzeniach) może to wszystko wyglądałoby inaczej? Zbyt liche były podstawy ich relacji, a przynajmniej tak aktualnie wydawało się Elli, aby miało to szansę na przetrwanie. Jednak akceptowała to, młodość i podejmowane podczas niej decyzje były stałym elementem życia. I chociaż mogła mieć do siebie pretensje o kilka źle podjętych kroków, dzisiaj mogła wyciągnąć z nich wnioski. Więc można powiedzieć, że nie było tego złego, na czym by nie zyskała.
- A co wpisuje się w zakres bycia przyjaciółmi? - dopytała, nie od razu chcąc podawać mu odpowiedź na tacy. Może i był twardy w swoich słowach, a jego pytanie było odpowiednio ukierunkowane, jednak dlaczego nie skorzystać z okazji i nieco się nie ponegocjować. Przymrużyła nawet lewe oko, podejrzliwie przyglądając się przyjacielowi. Czy teraz będzie mogła się o niego martwić, nie musząc tłumaczyć się z tego, że to robiła? Czy będzie mogła pisać do niego wiadomości, o ile uda się jej zdobyć jego prywatny numer, i pytać jak minął mu dzień? Gdzie był początek tej przyjaźni i przekroczenie jakiej granicy zacznie inaczej definiować to, co ich łączy? Ona także nie spuszczała wzroku z jego tęczówek. Może i miał nad nią przewagę posiadając całą tę wiedzę, którą stosował w swojej pracy, jednak nie zaszkodziło się po prostu podroczyć. Splecione na klatce piersiowej ramiona najpierw opuściła wzdłuż ciała, aby po chwili oprzeć swoje dłonie o blat za sobą, tuż obok męskich dłoni. Jej palce praktycznie stykały się z dłońmi Lance'a, jednak ani drgnęła. - Chcę, Lance. - dała za wygraną, jednak wybrała drogę na skróty. Sprytnie nie zdefiniowała tego, czego tak naprawdę chciała. Nie powiedziała na głos czego wymaga, chociaż rozmowa nawiązywała do jednego tematu. Z jej ust jednak nie padła wprost ta deklaracja, jakby chciała zachować dla siebie alternatywę w możliwie późniejszej dyskusji.
Chciała.
Relacji, troski, słuchania tego jak w ciszy bije jego serce, ciepłego oddechu na swojej szyi. Ale przecież nie mogła powiedzieć tego na głos.
- Jeśli chcesz, Twój tata może zostać na noc. Rano go odwiozę. - zaproponowała, wracając do głównego tematu ich spotkania.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- W takim razie będzie Cizia. Nie widzę potrzeby żeby miała jakieś imię. Niech będzie bezimienną istotą o znikomym znaczeniu. - uśmiechnął się jedynie wzruszając ramionami.
Jeśli ta kobieta nie miała już dla niego żadnego znaczenia, dlaczego miałaby mieć chociaż imię. Niech pozostanie bezosobową masą w ich wspomnieniach. Chyba żadne z nich nie chciało wracać do powodu dla którego zerwali, tym bardziej, że chyba oboje wiedzieli, że to nie była wina po prostu nowej dziewczyny, która pojawiła się na horyzoncie. To ich zaniedbania doprowadziły do tego, że to wszystko się rozpadło. Wina leżała po obu stronach, czy chcieli się do tego przyznać, czy nie. Nie musieli w ogóle pamiętać kim była ta przypadkowa dziewczyna. On na pewno nie pamiętał. Powinni patrzeć na to, czym teraz mogła być ta relacja. Dlatego zgodnie mogli ją teraz nazywać cizią. Chociaż było mu jej trochę szkoda, bo pewnie właśnie dostaje zgagi, a nie ma w tym nic przyjemnego o tej godzinie. Zwłaszcza gdy pojawia się znikąd.
- Hmm... Pytasz o to, co ja robię ze swoimi przyjaciółkami? - zapytał nieco filuternie z delikatnym uśmieszkiem unoszącym kąciki jego ust - Myślę, że przyjaciele mogą pójść na lunch, spotkać się po ciężkim dniu na lampkę wina, albo odebrać się z baru, kiedy ktoś miał trochę za dużo. Bąąąądźź... Odebrać pijanego ojca i zawieść do siebie, kiedy przedobrzył. - zaśmiał się cicho, kiedy panowie znów o sobie przypomnięli z salonu - Za to wszelkie booty calls odpadają. - uśmiechnął się zadziornie.
Mogli sobie już teraz trochę pożartować, prawda? Tak naprawdę nie miał pojęcia, jak mogłaby teraz wyglądać ich relacja. Trudno jest zrobić ten krok, a raczej kilka kroków do tyłu, zwłaszcza po ponad dekadzie. Chociaż... Może to właśnie sprawiało, że byli w stanie chociaż spróbować? Sytuacja nie była zbyt skomplikowana żeby to wszystko odkręcić. Właściwie już drugi raz wszystko sobie wyjaśnili i jeśli nie było dalszych przeszkód, mogli przejść do kształtowania tej relacji na nowo. Podobno nie powinno się zaczynać ponownie ze swoją eks. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody, czy coś w tym stylu, aczkolwiek czy po kilkunastu latach nie można po prostu wcisnąć przycisku reset? Wyglądało na to, że oboje byli już innymi, trochę lepszymi ludźmi. Chyba powinni dać temu szansę.
- Zatem przyjaciele. - uśmiechnął się do niej szeroko nachylając się bliżej żeby dać jej buziaka w policzek, jedynie policzek - Cóż... - delikatnie przesunął swoimi kciukami po jej dłoni zanim po prostu obrócił się na tyle by zaparkować swój tyłek o blat obok niej - Chyba lepiej będzie jak się wyśpi już u ciebie ze swoim nowym przyjacielem, ale nie martw się. Nie zostawię cię z nimi samej. Może wpadnę na śniadanie przed pracą i zabiorę swojego tatę? - obrócił twarz w jej stronę unosząc pytająco brew.
Przecież nie zostawi jej z tym wszystkim samej. Kto wie czy chłopaki będą pamiętać rano w jak dobrych stosunkach byli dzisiejszego wieczoru? Lepiej żeby był tutaj na wszelki wypadek gdyby trzeba było jednego z panów ewakuować. Z resztą chciał też zobaczyć jak jej ojciec zareaguje na nowego Lance'a. Chłopaka, który miał nic nie osiągnąć, a teraz jest prokuratorem.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Może właśnie tego było im potrzeba? Nabrać dystansu, zapomnieć o przeszłości i zacząć od nowa, jak dorośli, odpowiedzialni ludzie. Nie było sensu rozdrapywać ran, nie dadzą rady naprawić tego co kiedyś ich spotkało, a ciągłe dyskutowanie na ten temat nie przynosiło nic dobrego. Ustalenie zasad przyjaźni było dobrym krokiem, a przynajmniej takim, który wywołał na ustach Elli ciepły uśmiech. Wszystko było jasne, granice zostały ustalone i jedyne co im pozostało to się ich po prostu trzymać. Może faktycznie okażą się być dużo lepszym materiałem na przyjaciół niż partnerów? Te kilkanaście lat temu ich racjonalne myślenie mogła przyćmić po prostu fascynacja drugą osobą. Dzisiaj wydawali się być dużo bardziej otrzeźwieni, chociaż patrząc na to jak blondynka czasami reagowała na kontakt z byłym chłopakiem, trudno jest się z tym zgodzić. - O masz! A już miałam nadzieję na niezobowiązujący seks w co drugą niedzielę. - westchnęła zawiedziona. Szybko jednak jej wyraz twarzy zamienił się w promienny uśmiech; ulżyło jej po tym wszystkim co sobie powiedzieli. Chyba po prostu potrzebowała, tak samo jak zapewnienia, że będą obecni w swoich życiach.
Znacznie bardziej wolała, aby przypieczętowali swoją umowę uściskiem dłoni. Nadwyrężanie jej cierpliwości co do kontaktu fizycznego było niczym innym jak znęcaniem się. Już drugi raz miała okazję poczuć jego usta na swoim policzku: raz całkiem przypadkowo na bankiecie, a dziś bardziej świadomie. Jednak halo Ella! To bardzo przyjacielski gest, wiele osób tak robi i nie było w tym nic, co mogłoby dać ci do myślenia. Więc spuściła jedynie wzrok na chwilę, mimo tego zaciskając usta w delikatnym uśmiechu. - Przyjaciele. - powtórzyła po nim jakby dobijając targu. Tak było rozsądniej, a przynajmniej uważała, że Lance nie podjąłby innej decyzji. W tej chwili zawierzyła mu całe zaufanie co do ich planu, który wydawał się być naprawdę dobrą opcją.
Splotła ponownie ramiona na klatce piersiowej, tuż po tym jak odważył się ponownie dotknąć jej ciała. Jeszcze chwila, a była pewna, że nie wytrzyma. Stąd też najrozsądniejszym wyjściem było ponownie ograniczenie dostępu do swojego ciała, nawet poprzez skulenie się we własnych objęciach. - Zatem zapraszam na śniadanie, Lance. Na pewno wystarczy dla każdego. - lubiła gościć u siebie. Ogromna przyjemność sprawiało jej przyrządzanie posiłków innym, a biorąc pod uwagę także aktualną sytuację, nie było dla niej różnicy czy przy jej stole zasiądzie dwoje czy troje mężczyzn. Nie wiedziała, że Lance postanowił zagrać na nosie panu Laidmanowi. Nawet jeśli by wiedziała, nie uznałaby tego za coś złego. Po prostu jej ojciec, zupełnie jak ona, musiał zebrać żniwa swoich decyzji. - Jeśli będziesz miał ochotę, to nawet spakuję Ci na wynos. - odwróciła twarz w jego stronę, zadzierając głowę nieco ku górze. Chyba właśnie tak zachowywali się przyjaciele, prawda? Czy jednak pojemniki z drugim śniadaniem nie były w zakresie ich przyjaźni?

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ten niezobowiązujący seks byłby na pewno miłą alternatywą, aczkolwiek nawet oni nie byli tak dobrzy by odsunąć na bok wszystko, co wydarzyło się między nimi te wszystkie lata temu. Do tego, przecież miała już partnera, którego wybrała. On nie zamierzał w to ingerować, nie chciał zmienić się w swojego ojca. Więc mógł od czasu do czasu delikatnie z nią flirtować, zrobić coś, co sprawi, że się zarumieni, jednak nie zamierzał przekraczać granic, które sobie właśnie nakreślili. Pomimo tego, że nie wiedział jak miałby wyglądać powrót do normalności dla ich dwójki ponieważ nigdy jej nie mieli, ale na pewno jakoś sobie z tym poradzą. Może rzeczywiście pisane im było zostać po prostu przyjaciółmi. Bez tej całej otoczki fizycznej intymności będą mogli skupić się na tym, co było w relacji najważniejsze. Połączenie dwóch, względnie różnych, osób. Jak im to wyjdzie? Czas pokaże.
Na ten moment Lance był całkiem zadowolony z takiego obrotu spraw. Od początku chciał wznowić z nią kontakt. Co prawda na początku wyobrażał sobie, że wykona jakiś romantyczny gest, pokaże się w jej kwiaciarni, albo wykupi wszystkie kwiaty i zaprosi ją do siebie. Coś, co pozwoli im wznowić stary płomień, który kiedyś mieli. Niestety, po poznaniu Anthony'ego jasnym było, że coś takiego po prostu nie zadziała. Dlatego musiał po prostu pogodzić się z tym, co zostało mu dane. Przyjaciele. To po prostu musiało wystarczyć. Doskonale wiedział, że życie pisze odmienne scenariusze niż te w jego głowie. Już kilka razy musiał zmieniać kierunek. Kolejny raz nie jest niczym nowym.
Myliła się natomiast co do jednego. To nie był drugi raz, kiedy poczuła jego usta na swoim policzku, a trzeci. Dostała jeszcze buziaka na pożegnanie jako jego fałszywa żona w szpitalu. Szkoda, że ich małżeństwo tak szybko się rozleciało. Z porządku całkiem dobrze się zapowiadało, chociaż samo to, że zachowała swoje nazwisko wskazywało na to, że przeczuwała, że nic z tego nie będzie. Powinien się domyśleć. Cóż, było cudownie kiedy to trwało.
- Hmm... - zastanowił się chwilę krzyżując dłonie na piersi - W porządku, ale jeśli Ty robisz śniadanie, to ja przynajmniej przywiozę kawę i jakieś ciastko dla Ciebie? - spojrzał na nią, ale raczej nie czekał na żadne potwierdzenie - Nasi ojcowie chyba nie zasłużyli na ciastko po dzisiejszym wieczorze. - uśmiechnął się lekko cicho prychając - Drugie śniadanie? Pani Laidman-Howell, proszę uważać bo jeszcze pomyślę, że nasze małżeństwo wcale nie było taką porażką i było coś, co pani miło wspomina... - uśmiechnął się do niej wyzywająco.
Czy nie tak właśnie zachowują się przyjaciele? Potrafią żartować z zabawnych historii w swojej relacji? Przecież to takie normalne, gdy kobieta przygotowuje swojemu wybrankowi lunch do pracy, kiedy ten idzie zarabiać na ich kredyt. Czyż nie było z nich perfekcyjne małżeństwo z obrazka?

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Czy obecność Anthony'ego w jej życiu była kwestią wyboru? Była już po trzydziestce, wszystkie jej koleżanki miały już mężów i przynajmniej jedno dziecko. Spędzały czas na rozmowach o żłobkach, przebytych chorobach i bolączkach macierzyństwa. Czasami czuła się po prostu wykluczona ze względu na swój stan cywilny; chociaż wszystkie panie z okolicy, wierzące w jej pecha związanego ze staropanieństwem, zapewne zacierały ręce. Anthony po prostu był. Zechciał u jej boku coś budować. Opiekował się nią i uspokajał w momentach kryzysu. Był po prostu dobrym chłopakiem, może czasami zbyt despotycznym, jednak nadal w granicach rozsądku. Nigdy nie ustawiały się do niej kolejki zakochanych mężczyzn, a perspektywa samotności do końca życia była czymś okropnym. I jak bardzo okropnie by to nie brzmiało - Anthony był jej kołem ratunkowym, dzięki któremu nie utonęła w swoich zmartwieniach dotyczących wykluczenia ze względu na stan cywilny. Nigdy jednak do tego się nie przyznała, ponieważ świetnie wychodziło jej zapewnianie wszystkich dookoła, że Anthony jest najlepszym co się jej w życiu zdarzyło.
Mógł wykupić cały asortyment z jej kwiaciarni, jednak wiązałoby się to jedynie z jej zadowoleniem dotyczącym utargu. Nie zmieniłoby to jej początkowego nastawienia wobec byłego partnera. Tu nie miało znaczenia, czy spotkali się na bankiecie czy też w dużo romantyczniejszych okolicznościach. Lance Howell musiał dostać za swoje, przynajmniej tak wydawało się przez bardzo długi czas roszczeniowej blondynce. Więc może jednak dobrze, że spotkali się w miejscu pełnym obcych ludzi, bo wtedy nie mogła rzucić się na niego z pięściami, wymierzając zabawnie nieszkodliwe ciosy. Chociaż kto wie, może uszkodziłaby go bardziej niż mafijny napastnik.
- Fantastycznie! - podobał się jej ten podział ról, bo chociaż jej kuchnia wyposażona była w ekspres, kawa z niego nie równała się nawet z tą z dobrej kawiarni. Ciastkiem także nie pogardzi, odpowiednia porcja cukru na sam początek dnia wydawała się być odpowiednią opcją. Zresztą w tym układzie wszystko na pierwszy rzut oka było sprawiedliwe. Zaśmiała się na dźwięk jej nowego nazwiska. Skłamałaby gdyby stwierdziła, że to połączenie nie brzmiało dobrze. Jako posiadaczka krótkiego imienia mogłaby pozwolić sobie na podwójne nazwisko, co zdała sobie sprawę dopiero w szpitalu, podczas całej procedury wydostania bruneta z placówki. - Lancelocie, proszę nie bądź wobec siebie taki ostry. Może i popełniłeś wiele błędów, jednak ja staram się skupiać na pozytywnej stronie naszego małżeństwa. - dumnie uniosła podbródek. - Na przykład fantastycznie grało się z Tobą w tenisa. Nikt jak Ty nie przyjmuje tak odważnie ciosów rakietą na czoło. - nie wiedziała czy pamiętał jeszcze jedno z ich wyjść na kort tenisowy. Było to lata temu, ale nabity przez nią guz na męskim czole zostawił w niej taką wyrwę, że nie mogła wyzbyć się tego ze swojej pamięci. - I robisz najlepszy bolognese. Nikt jak Ty nie rozgotuje makaronu na papkę. - tym razem skinęła głową w geście uznania, jednak po chwili nie wytrzymała i zaśmiała się radośnie. Nie miała pojęcia czy kulinarne umiejętności mężczyzny się zmieniły, jednak nie mogła odmówić sobie wytknięcia mu jego początków w gastronomii.
- Może jednak masz ochotę na herbatę? - zaproponowała ponownie, biorąc pod uwagę to, że całkiem nieźle im się rozmawiało i szkoda (przynajmniej z jej perspektywy) było to zaprzepaścić. Bo przecież nie była to ponowna paniczna próba zatrzymania go chociaż o minutę dłużej w swoim domu!

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To czy Anthony był tylko zdroworozsądkowym wyborem czy faktyczną nową miłością pozostawiał całkowicie w gestii Elli. Przecież nie wszedł jej do głowy, więc musiał polegać na tym, co mu mówiła, a powiedziała jasno i dobitnie, że to właśnie jego wybrała sobie jako partnera. Dlatego Lance traktował to jako jasny sygnał, że nie powinien nawet myśleć o czymś więcej. Nie zamierzał, podobnie jak jego ojciec, rozbijać istniejących relacji. Pewnie kilka partnerek w ostatniej dekadzie zarzuciłoby mu kilka rzeczy, aczkolwiek zdrady na pewno nie były czymś, co istniało w jego życiu. Dzięki tatusiowi był na tym punkcie przewrażliwiony. Więc pewnie od czasu do czasu gdzieś tam swoją nową przyjaciółkę podrażni, aczkolwiek nie pozwoli im przekroczyć pewnej granicy. Nie póki w obrazku jest ktoś jeszcze. Z resztą nie miał na razie podstaw by sądzić, że Ella chciałaby czegoś więcej niż przyjaźni. Już wystarczająco długo walczyli o to żeby w ogóle dojść do tego punktu, gdzie mogą przebywać w tym samym pomieszczeniu bez zbędnych zgryźliwości.
- W takim razie jakieś życzenia co do ciasta i kawy? Jaką pijesz w tych czasach? - zorientował się, że to też przecież mogło się zmienić, a on nie zamierzał zgadywać.
Mało jest gorszych rzeczy niż czekanie na dobrą kawę by zacząć swój dzień tylko po to żeby dostać zupełnie inne zamówienie niż oczekiwane. Sam już się na to kilka razy naciął i nie zamierzał zrobić tego samego Elli. Bezpieczniej było po prostu zapytać jakie ma preferencje. Na tej podstawie z resztą pewnie wybierze odpowiednią kawiarnię albo lepiej, każe to zrobić swojej asystentce. Jest lokalna, będzie wiedziała lepiej. Do tego zauważył, że należała chyba do tych foodie. Jeszcze ani razu nie było tak by przyniosła mu kawę z jakiejś sieciówki.
Zaśmiał się cicho gdy podjęła temat ich domniemanego małżeństwa. Chociaż powinien chyba powiedzieć, że do niego wróciła, bo jakby nie patrzeć to wszystko wyszło od niej w szpitalu, on nie przyłożył do tego ręki. Lance zazwyczaj nie był osobą, która żyła by w świecie fantastycznym, aczkolwiek nie było nic złego w nieszkodliwych dywagacjach na temat tego, jak mogłoby potoczyć się ich życie, gdyby wtedy ze sobą nie zerwali. Jednak, to chyba trochę niepokojące, że nawet ten wyimaginowany związek kończył się w rozwodzie. Nie wróżyło zbyt dobrze na przyszłość, której najwyraźniej nie mieli.
- O tak, to zdecydowanie te pozytywne strony. - spojrzał na nią z nieco rozbawionym, ale jednak wyrzutem - Rodzice zawsze mówili, że jestem hardheaded. - uśmiechnął się wzruszając po prostu ramionami - Hej, to akurat zdarzyło się raz i z tego co pamiętam to byłem bardzo rozproszony krótką spódniczką, którą wtedy założyłaś. - rzucił jej wyzywające spojrzenie.
On pamiętał to zupełnie inaczej. Tak, zostawił ten makaron w wodzie o wiele za długo ale tylko dlatego, że nie nastawił żadnego zegarka, a jego ręce, cóż... były po prostu zajęte macaniem swojej dziewczyny. Nie zamierzał za to przepraszać. Gdyby makaron okazał się ważniejszy od tak odpowiedzialnego zadania, nie chciałby być takim facetem. Trzeba mieć priorytety!
- No nie wiem... Będzie lepsza niż twoja? - wymownie spojrzał na wpół pełny kubek w zlewie za sobą za chwilę się do niej po prostu szczerząc.
- W sumie, skoro potrafimy już ze sobą normalnie rozmawiać, nie chcesz może wybrać się ze mną w mały rejs? - zapytał całkiem niezobowiązująco.
Nie miał tutaj nikogo na tyle blisko by móc w pełnym przekonaniem powiedzieć, że wytrzyma z tą osobą przez kilka godzin na otwartej wodzie. Te wycieczki były zazywczaj dla niego odskocznią od codziennego, zapracowanego życia. Jednak z Ellą... chyba by wytrzymał.
- A, bo tak... - przypomniał sobie, że nie ma raczej pojęcia o jego nowej pasji - Tak, mam taką malutką łódkę, którą moglibyśmy kawałek wypłynąć. - uśmiechnął się niewinnie.
Ani nie była to mała łódka, ani nie służyła jedynie do wypłynięcia z portu. Mogła bez problemu przepłynąć stąd do Europy, ale pozwólmy jej samej wywrzeć odpowiednie wrażenie.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Nie miała zbyt wygórowanych wymagań co do kawy: wystarczyło aby była odpowiednio ciepła i miała w sobie owsiane mleko. Nie potrafiła odróżnić ziaren, dyskutować na temat posmaku. Kawa była dla niej kawą, codziennym rytuałem dla głowy, chwilą celebracji poranka. Jeszcze w towarzystwie odpowiedniego ciasta wydawała się być idealnym początkiem dnia. Nie chciała jednak sprawiać zbyt dużo problemów swoim zamówieniem, nawet napój z kawiarni nieopodal potrafił ją zadowolić. Wszystko było lepsze od tej domowej. - Sernik pistacjowy i cappuccino z mlekiem sojowym. Da się zrobić? - uważała, że nie było to wymyślne zamówienie, jednak kto wie, może Howellowi sprawi ono niemałą zagwozdkę.
Miło wspominała ich związek, oczywiście z kilkoma wyjątkami. Nawet te niewinne momenty przytaczane przez nią podczas dzisiejszej rozmowy sprawiały, że robiło jej się cieplej na sercu. I nie ważne czy były to chwile, gdy obrywał rakietą w twarz czy też marnował jedzenie - podczas każdego z tych incydentów było im po prostu dobrze. I chyba za tą normalnością tęskniła najbardziej. Wszystko wskazywało jednak, że byli na całkiem niezłej drodze do tego, aby ich relacja była mniej burzliwa. Może po prostu wystarczyło aby od czasu do czasu zacisnęła zęby i odpuszczała sobie niektóre komentarze? Oczywiście nie było tu mowy o zatrzymywaniu dla siebie opinii, jednak pewne zgryźliwości mogła zostawić dla siebie. One nigdy nie były dobrym doradcą. - Nie zrzucaj winy na moją spódniczkę. Mój ubiór nie miał z tym nic wspólnego! - wyciągnęła przed siebie dłonie w geście obronnym, jednak szybko się wycofała i zamiast tego, uraczyła go ciepłym uśmiechem.
Szybko jednak ten stan nie trwał, ponieważ już po kilkunastu sekundach wwierciła w niego niezadowolone spojrzenie, któremu towarzyszyło zmarszczenie nosa. Jej herbata była pyszna, a powody jej niedopicia były zupełnie inne. - Nie, to nie. Ewentualnie wody mogę Ci dać. Ale to EWENTUALNIE. - zagroziła palcem, a następnie obróciła się przodem do zlewu i zabrała się za zmycie zbędnego naczynia, skoro już wprowadzało tyle niepotrzebnego chaosu. Ponownie wzrok przeniosła na mężczyznę dopiero słysząc o wspólnym rejsie. Zaskoczona tą propozycją na chwilę zaprzestała nawet zmywania: nie dziwił ją fakt, że Lance chciał z nią spędzić kolejny dzień, a to, że był w posiadaniu ... łódki? Odstawiła kubek ponownie na poprzednie miejsce, a okryte pianą dłonie oparła na krawędziach zlewu. - Bardzo chętnie. To miłe. O ile nie planujesz pozbyć się w ten sposób mojego ciała. Bo kto jak nie ty najlepiej się zna na zacieraniu śladów. - wiedziała, że nie miał złych intencji. Nawet przez myśl by jej nie przeszło, że ich wspólny rejs miałby być pretekstem do wyrównania jakichś rachunków. - Daj mi tylko proszę znać wcześniej. Muszę ustalić grafik w pracy. - to było jej największe zmartwienie. Zapewnienie dostępu do asortymentu jej sklepu było ważniejsze niż poinformowanie o wspólnym rejsie z byłym partnerem, obecnego chłopaka.
Nigdy nie miała okazji uczestniczyć w czymś takim, więc czuła się podekscytowana. Miłe było także to, że Lance chciał z nią spędzić czas w odosobnieniu. Stamtąd nie będzie przed nią ucieczki, nawet jeśli znowu zrobi się kapryśna - czego oczywiście nie planowała.
W końcu zmyła naczynie i odstawiła je na suszarkę, po czym wytarła wilgotne dłonie w ręcznik. - Robi się już późno, a raczej nie chcesz zostawać na noc w towarzystwie ojca i jego najlepszego kumpla. - zmierzyła go podejrzliwym spojrzeniem. - Ale możesz wynieść moje śmieci, to chyba się wpisuje w reguły przyjaźni. - uśmiechnęła się. Nie chciała go wypraszać, jednak pora naprawdę była późna, a ona zaczynała odczuwać zmęczenie. Musiała też przygotować się na jutrzejsze śniadanie, a niewyspanie nie sprzyjało takim przedsięwzięciom.
Była mu naprawdę wdzięczna gdy po chwili opuścił jej dom, wraz z czarnym workiem w ręku. Nie miała siły ani ochoty na dalsze dyskutowanie i przekomarzanie się. Jednak w tym wszystkim odczuwała dumę; cieszył ją widok Howella posłusznie wynoszącego jej śmieci.

ZT.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
ODPOWIEDZ