echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
010.
czwarta
Później błękitny jak niebo stapiam się do nocy
z horyzontem i sprawia mi słodką przyjemność
że nic nie mówię poza tym wszystko co tu robię jest
dziełem niewidzialnej istoty
{outfit}
Nie odpowiedział. Kiedy Homer spytał, dlaczego nie powinien (dlaczego nie powinieneś? - oklejone słusznym zadziwieniem) - nie odpowiedział. I to, samo w sobie, było już wystarczająco nieuczciwe, bo przecież być może, gdyby wyznał mu prawdę, Teigen uznałby, że nie chce się w to mieszać, nie chce się tam wciskać - w to miejsce, którego było wystarczająco dużo, żeby pomieściło w sobie dodatkowego człowieka, ale które najwyraźniej ludzie w związkach uparcie ignorowali albo przywykali do niego z czasem. Klaus łudził się, że sam też kiedyś przywyknie - kiedyś, to znaczy być może wtedy, kiedy uwierzy wreszcie w to, że wszystkie słowa Saula, w które ubierał to, co rzekomo do niego czuł, były szczere. Teraz jeszcze nie potrafił temu zaufać i tym samym nie potrafił spojrzeć Homerowi w oczy i powiedzieć mu: n i e . Klaus w ogóle rzadko mówił nie i z pewnością można by było stwierdzić, że miał z tym pewien problem - ale teraz nie odmawiał nie dlatego, że nie czuł się do tego uprawniony, a właśnie z takiego powodu, że choć wszystko wokół wręcz krzyczało o tym, jak złym pomysłem było udanie się teraz do mieszkania Teigena, wszystko w nim mówiło o czymś zupełnie odmiennym.
Werner często tracił rozum, podążając ślepo za uczuciami. Strach było pomyśleć, do jakich wniosków doszliby ci wszyscy ludzie, którzy na przestrzeni całego życia zdążyli powiedzieć mu, że jest inteligentny (nauczyciele, korepetytorzy, znajomi z artystycznych kręgów matki), gdyby dowiedzieli się, jakie rzeczy był w stanie zrobić w imię tych wszystkich miłości - zawsze jednostronnych, zawsze pięknych tylko w jego głowie, spuchniętej od romantycznych ideałów, które z przyziemnymi aspektami budowania relacji niewiele miały wspólnego. Co by zrobili, gdyby mieli szansę zobaczyć te brzydkie blizny na wewnętrznych stronach ud, zrośnięte przy sobie tak ciasno, że bardziej przypominały dwie ciemnoróżowe plamy niż faktyczną siatkę pojedynczych cięć? Co by zrobili, gdyby zapytali o nie, a on odpowiedziałby - chociaż raz - prawdą, a nie czymś wyważenie wymijającym?
W taksówce było jeszcze bardziej duszno niż na zewnątrz - albo tak mu się tylko zdawało, gdy niezapięty pasami, przylegał ramieniem do ramienia Homera (i to już wydawało mu się czymś, czego robić absolutnie nie powinien) i wpatrywał się w niego uparcie, zupełnie jakby widział go albo pierwszy, albo ostatni raz w życiu. Był mu wdzięczny za to, że nie zarządził spaceru - po pierwsze: miał wrażenie, że żaden z nich teraz się do tego nie nadawał, a po drugie: w trakcie przechadzki miałby zdecydowanie zbyt dużo czasu, żeby się rozmyślić. Teraz, kiedy siedział w pojeździe, mógł powtarzać sobie, że decyzja została już podjęta, nie było żadnego wyjścia niż tylko z nim pójść - nawet jeśli, gdyby naprawdę chciał go teraz zostawić, nic nie stało temu nie przeszkodzie. Nieważne. W głowie ułożył sobie to wszystko w dogodny dla siebie sposób.
Wcześniej nie miał okazji zjawić się u niego w domu. Ich ostatnie spotkanie zakończyło się w pokoju hotelowym, na co nalegał uparcie on sam. To zawsze wydawało się dla niego o krok zbyt intymne - żeby nawiedzać kogoś w jego miejscu albo wpuszczać go do swojego. Tym razem jednak nie chciał wcale żadnego durnego hotelu. Przyłapał się na tym, że pragnął zobaczyć tę przestrzeń, w której Homer żył, którą się otaczał i do której wracał po męczącym albo stresującym dniu. Usiąść na łóżku, w którym spał, przesunąć palcami po blacie stołu, przy którym jadł, przejrzeć się w lustrze, przed którym mył zęby - kiedy sobie to uświadomił, wydawało mu się to odrobinę perwersyjne, choć przecież nie miał nic złego na myśli. To była zwykła ciekawość. Chciał sprawdzić czy Homer, którego sobie wyobraził, był podobny do Homera, którego mógł dotknąć albo pocałować.
Kiedy weszli do środka, nie krępował się ani odrobinę, tylko od razu wyrwał do przodu - krokiem wprawdzie lekko chwiejnym, ale pewnym. Musiał wszystko zobaczyć. Natychmiast. Zrobił po salonie dwa kółka, zatrzymując się raz po raz przy różnych obiektach - czasem, żeby ich dotknąć, czasem, żeby po prostu popatrzeć. I milczał. Z wyraźnym skupieniem, które tak ciężko było mu teraz przywołać, studiował wzrokiem kolejne przedmioty, jakby był na łowach i powziął sobie za cel poskładania z tych wszystkich bodźców wzrokowych jakiejś solidnej serii informacji.
- Gdzie masz książki? - Celowo nie zapytał czy; oczywistym dla niego było, że Teigen musiał je mieć. Kiwnął głową w kierunku drzwi do - jak przypuszczał -sypialni. - Tam? Mogę tam wejść? - Bo miał chociaż na tyle przyzwoitości, żeby po przeprowadzeniu dochodzenia w salonie, spytać przynajmniej o pozwolenie na buszowanie w drugim pomieszczeniu.

Homer Teigen
student filozofii — james cook university
23 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Klaus nie odpowiada, a Homer zapomina o pytaniu. Rozpływa się jak mgiełka prawdopodobnie z pierwszym podmuchem wiatru, nie przynoszącym żadnej ulgi, bo jedynie uderzającym gorącym powietrzem prosto w twarz. I bez niego miał wrażenie, że całe jego policzki parzą, żarzą się żywym ogniem. Przycisnął wierzch wolnej dłoni do gładkiej skóry, próbując je przynajmniej częściowo ochłodzić, ale okazuje się, że cały jest rozogniony. Gorączka zajmuje go, wątek urywa się, a myśli odbiegają od enigmatycznego nie powinienem. Wróci do niego pewnie rano, kiedy usłyszy jak drzwi zamykają się za Wernerem uciekającym w swoim kierunku, który przypadkiem okaże się tym przeciwnym do niego.

Ledwo zajmował głos, gdy auto zabrało ich oboje i rozpędziło się przez puste ulice miasta, by jak najszybciej dotrzeć do wskazanego celu. Najpierw powiedział, dokąd mają się udać i milczał aż do zaciągnięcia hamulca i zapłacenia kierowcy. Ciężko było odgadnąć po jego twarzy nad czym zastanawia się podczas wyglądania za okno znajdujące się najbliżej jego, obserwując ciemność spowijającą budynki mieszkalne z której nie wyłaniały się żadne ludzkie sylwetki. Na ślepo położył dłoń na jego udzie nie mogąc odnaleźć dłoni. Być może potrzebował potwierdzenia, że ten faktycznie wciąż jest obok i nie zamierza uciec. Tak najwyraźniej musiało się stać. Teigen musiał pójść do Shadow, nachlać się i przez tych kilka chwil czuć euforię nieporównywalną do niczego innego, a potem natknąć się znów na niego i zabawić się w tę grę – kto kogo sprowokuje jako pierwszego? Powinien czuć się wygrany jak libertyn, który każdy niewinny flirt traktował jak osobne pole bitwy. Homer jednak zbyt bardzo chciał romantyzować każdą drobnostkę w swoim życiu, by tak jednoznacznie spojrzeć na romanse. Tak naprawdę sobie pomagamy. Ja jemu, a on mnie.

Mieszkanie było zdecydowanie zbyt duże na jedną osobę i sprawiało takie wrażenie nawet mimo zapełnienia go meblami. Nigdy nie odmawiał gości, Julien zajmował kanapę zbyt wiele razy, uniemożliwiając mu pełną swobodę jaką mógł się chwalić na co dzień, a reszta przyjaciół przychodziła nie rzadziej od Baudelaire’a zaprowadzając jeszcze większy chaos, wprowadzając życie do pustych innymi dniami pomieszczeń. Podarowane z okazji dostania się na studia było całkowicie jego własnością, cieszył się z niego o wiele bardziej niż z auta, które większość czasu i tak spędzało w garażu, bo jego właściciel nie był w stanie go prowadzić. Miał w sobie na tyle rozsądku, by nie próbować kogoś zabić, potrącając go w trakcie spaceru chodnikiem.

Nie zaprotestował, gdy widział jak Klaus rozgaszcza się w apartamencie. Mógłby powiedzieć nie on pierwszy, ale po szybkim rachunku odbytym w myślach doszło do niego, że był on pierwszym przypadkowo spotkanym człowiekiem, jakiego wpuścił do swojej prywatnej przestrzeni, pozwolił ją naruszyć, zbezcześcić i tak zwyczajnie przyglądał się temu. Ciężko opadające powieki przymknął na moment, otwierając je szerzej wraz z pytaniem.

Też — odparł zgodnie z prawdą. W gruncie rzeczy książki były wszędzie, regały rozciągały się na korytarzu, częściowo w salonie, zapewne i w łazience zostawił kilka tomików na brzegu wanny w trakcie kąpieli. Tracił wtedy poczucie czasu, a skóra zbyt mocno namiękała na całym ciele, przypominając mu o tym, że pora już wyjść z wody, nawet jeśli śledzenie kolejnych linijek tekstu było zbyt pasjonujące. — Możesz, jasne, nie pytaj… Może czegoś potrzebujesz? — pyta, opierając się o framugę łuku wychodzącego do salonu łączonego z kuchnią. Musiał mieć jakieś wino w zanadrzu i chociaż oczywistym było, że kolejne łyki alkoholu podbijające jeszcze mocniej promile płynące w jego krwi mogą skończyć się źle, to nie zamierzał poprzestać.

if you got it - haunt it
A.
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Pomagali sobie - jasne. Było przecież na świecie tak wiele ludzi dużo gorszych niż Homer i - być może - nawet gorszych niż Klaus. Obaj mogli w każdej chwili wycofać się i zwrócić do któregokolwiek z nich, tych okropniejszych ludzi, z prośbą o odrobinę uwagi, ale to przecież byłoby głupie, kiedy mogli mieć siebie nawzajem. Werner miał w zapasie całą masę usprawiedliwień dla całej tej sytuacji, ale zdawał sobie doskonale sprawę z ich terminowości - wiedział, że dobrze spisują się w tym momencie, w czasie bieżącym, choć kolejnego dnia z pewnością okażą się wątłe i licho uargumentowane. Można by było skłamać i powiedzieć, że był na to gotowy, ale przecież wcale nie był. Wiedział, że będzie to sobie wyrzucać, wiedział, że będzie czuć się okropnie, wiedział, że to było tylko kolejne potwierdzenie tego, że był złym człowiekiem. Ale wiedział też, że w sztuce wyparcia odnosił naprawdę imponujące rezultaty i to najpewniej na niej właśnie miał zamiar polegać tego wieczora oraz w - oby jak najdłuższą - część kolejnego poranka.
Na razie jeszcze droga do rana zdawała się nieskończenie długa i to Klausowi w zupełności odpowiadało. Był teraz pochłonięty czymś zupełnie innym - stąpaniem w ramach tego małego marzenia, do którego istnienia nie wypadało się choćby przyznawać na głos. Pośród tych wszystkich rzeczy, chłonąc zapach i wszechobecność Homera, przez krótką chwilę zażyczył sobie być tu sam i pożyć jakąś drobną chwilę tym życiem, którym na co dzień parał się Teigen. Pić z tych samych kubków, przeglądać do znudzenia te same książki, szukać w popłochu odrzuconych gdzieś niedbale kluczy - naciągnąć jego skórę na swoje kości i po prostu sprawdzić. Jak. By. To. Było.
Przemknąwszy do kolejnego pomieszczenia, dopadł wreszcie do jakiegoś porzuconego na łóżku książkowego egzemplarza. Opadł na plecy, unosząc wolumin ponad twarz, żeby obejrzeć go z każdej strony, a potem przekartkować szybko. Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał nawet na pytanie Homera, zupełnie jakby obecność chłopaka wcale nie przeszkadzała mu w cieszeniu się urywkami lektury.
- Kocham ludzkość - zaczął, siląc się na doniosły ton głosu, chociaż literki rozmywały mu się przed oczami, a cały świat wciąż pozostawał drżący od alkoholowego i narkotycznego upojenia - ale dziwię się sobie: im bardziej kocham ludzkość, tym mniej kocham ludzi, to znaczy każdego człowieka z osobna. W marzeniach dochodziłem nieraz do dziwnych pomysłów, chciałem służyć ludzkości i może istotnie dałbym się ukrzyżować za ludzi, gdyby zaszła potrzeba, a mimo to dwóch dni nie potrafię przeżyć z kimkolwiek w jednym pokoju, wiem to z doświadczenia. - Cóż, była w tym jakaś prawda - ale przecież to był Dostojewski, którego twórczość czasem jawiła mu się jako realne spotkanie wielkiej literatury z bolączkami człowieka tak miernego jak on sam - Niech się kto zbliży do mnie, a już osobowość jego przygnębia moją ambicję i krepuje moją swobodę. Przez jedną dobę mogę znienawidzić najzacniejszego człowieka: tego za to, że za długo trawi czas przy obiedzie, drugiego za to, że ma katar i ciągle wyciera nos. Staję się wrogiem ludzi, ledwo się do mnie zbliżają. I zawsze tak się jakoś zdarzało, że im bardziej nienawidziłem poszczególnych ludzi, tym goręcej kochałem całą ludzkość - zakończywszy, uśmiechnął się pod nosem, żeby zaraz przenieść spojrzenie na Homera.
- Myślisz, że inni też tak mają? Czy tylko ja, ty i Fiodor? - Być może założenie z góry, że Teigen faktycznie odnajdywał siebie w tej myśli, było poczynione trochę na wyrost, ale Klaus jakoś nie potrafił poczuć się źle z tym, że wysnuwał teraz w stronę chłopaka wnioski, na które nie miał żadnych dowodów ani potwierdzenia. Potrzebował rozpaczliwie poczuć jedność z Homerem - skoro już leżał w jego łóżku, odczytywał teksty z jego książek i udawał uparcie, że poza tą jedną sytuacją nie miał wcale swojego życia ani żadnych zobowiązań, zdawało się, że z każdą chwilą staje się coraz bardziej zachłanny.
Odłożył otwartą nadal książkę na swoją klatkę piersiową, przyglądając się uważnie swojemu gospodarzowi.
- Potrzebuję... chyba wina. Ale głównie ciebie. Bliżej - odpowiedział wreszcie na pytanie, które zadane zostało tak dawno temu, że równie dobrze mogliby o nim zapomnieć.

Homer Teigen
student filozofii — james cook university
23 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Poranek w końcu przyjdzie, słońce wyjrzy za horyzont i ogrzeje ziemię, która przez tych kilka godzin nie zdążyła nawet wystygnąć całkowicie, ale teraz Homerowi zdawało się, że ta noc nigdy się nie skończy i zostanie już zawsze. Czas rozmył się, stracił na ważności, a minuty mogłyby wydłużać się lub skracać do woli – nie zwróciłby uwagi. Zatem skoro miał utknąć w tej chwili i był z tym całkowicie pogodzony, dlaczego miałby się zajmować konsekwencjami. Zastanawiać nad tym, jakie myśli nawiedzą go podczas obracania się z boku na bok i próbie odzyskania chociaż godziny snu. Teraz skupiony był na obserwowaniu swojego gościa, śledzeniu jak narusza jego przestrzeń osobistą i z ciekawością przypatruje się rzeczom, które otaczały go na co dzień. Dla Klausa było to nowe, nieznane terytorium, dla Teigena stanowiło jego codzienność, podobnie jak wysoki komfort, jaki panował w mieszkaniu opłacanym przez ojca.

Stał, wahając się czy powinien już udać się po butelkę wina, ale kiedy chłopak nie odpowiadał, spokojnie zbliżył się do niego. Początkowo nie zdecydował się na zajęcie miejsca obok niego na łóżku. Palce zacisnął na ramie łóżka i pochylił się do przodu, opierając wtedy całe przedramiona, wsłuchując we fragment czytanej przez Klausa powieści. Rosyjska literatura naturalistyczna poznawał dopiero teraz, zachwycony zwłaszcza Dostojewskim, kiedy przed snem rozłożony w wielu, dla innych prawdopodobnie zupełnie niewygodnych pozycjach, zaczytywał się na początku w tych najbardziej znanych tytułach. Dowód na to rozwijane stopniowo zainteresowanie teraz znajdował się w wernerowych dłoniach i chociaż studia zabierały mu czas na czytanie wyłącznie dla siebie, to nie wymagane przez prowadzących zajęciach, to rozpoznał czytany fragment.

Myślę, że większość ludzi nie zastanawia się nad tym — odpowiada po trwającej ciszy, przerywanej tylko cichymi oddechami. Żadna muzyka, żadne dźwięki otoczenia. Czasami wydawała mu się ona bolesna, gonitwa kilku wątków jednocześnie w głowie przybierała przez nią na głośności, ale teraz w zmęczeniu śledzenie jednego głosu nie było wyzwaniem. Uśmiechnął się blado, a ramiona zwiotczały jeszcze mocniej, załamując się pod ciężarem jego ciała. — To nawet lepiej. Erazm z Rotterdamu napisał taką rozprawę, „Pochwała głupoty”, wiesz? Można by powiedzieć, że porównał mądrość i świadomość otaczającego nas świata do nieszczęścia — zachichotał, przypominając sobie, że Pijaństwo zostało wymienione jako jeden z członków orszaku Głupoty. Przymknął powieki i zmusił się do wyprostowania. Obawiał się, że mógłby zaraz twarzą runąć w przód i przewieszony przez ramę zatopić się twarzą w materac i tak już zostać. — A niektórzy po prostu lgną do innych, potrzebują stale ich towarzystwa, bo bez drugiej osoby przy boku są nikim. Są tacy, których osobowość tworzy to, kto ich otacza, a nie oni sami — zauważył, przechylając głowę na bok w zadumie. Jak wiele takich osób stanęło na jego drodze, budujących swoją pewność siebie na fundamencie kruchym, łatwym do rozbicia. Ego porównywalne do balonika, wystarczy jedna szpileczka, by przebić go, a oczom wszystkim ukazywał się wizerunek osoby słabej. Co jeśli Homer był taki w oczach innych? Kimś, kto charakter zyskiwał dopiero w odpowiednim towarzystwie, a pozostawiony przez innych był tylko wydmuszką.

Ostatecznie usiadł obok Klausa, podwijając nogę pod siebie, gdy druga swobodnie spoczywała na podłodze. Odrobina dystansu, któremu nie pozwolił jeszcze całkowicie stopnieć. Dłonie nie do końca wiedziały, co powinny ze sobą począć. Nie zagrzały długo miejsca na jego udach, zamiast tego udały się ku twarzy Klausa i pozwoliły sobie ułożyć jeszcze raz jego włosy. Opuszki palców przemknęły po gładkiej skórze, zbyt czule, zbyt przedłużając tę chwilę.

Zatem jestem. Bliżej — powiedział z lekkim uśmiechem, zainteresowany tym, co zrobi z tym dalej.

if you got it - haunt it
A.
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Miał zamiar pozbierać okruchy tej nocy i schować je pod poduszką - w miejscu, do którego sięgać mógł jedynie on sam. Miał zamiar zakopać w pamięci ten moment, kiedy leżał z książką rozpostartą nad twarzą, z wibrującą świadomości bliskości Homera, z obietnicą jakiegoś zaraz, która była równie ekscytująca w spełnieniu, jak i jego wyczekiwaniu. Miał zamiar zapamiętać solidnie ten swój grzech, to swoje oszustwo - postarać się owinąć to wszystko w ładny papierek, wracać w momentach zwątpienia, uczynić z niego coś własnego. Wiedział, że będzie cierpieć - gdyby wysilił się wystarczająco mocno, już teraz byłby w stanie poczuć fantomowy ból i słoność łez, drążących korytarze po policzkach. Ale nie robił tego - to nie miało sensu. Nie teraz; jeszcze nie. Teraz było dobrze - teraz był wolny i strząsał owoce z tego drzewa swobody, które wyrastało nad homeryckim mieszkaniem, pod parasolem Dostojewskiego i jego zgrabnych wypowiedzeń.
Wpatrywał się w swojego gospodarza szeroko otwartymi oczami, wciąż rozłożony na tym łóżku, jakby było jego własnym, czując, jak zapada się w miękkość materaca, ze wzrokiem zablokowanym jednocześnie na jego jasnych tęczówkach. Starał się słuchać go uważnie, ale spojrzenie umykało mu wciąż na rozchylające się raz po raz, z każdym kolejnym słowem, usta i dopiero po momencie dotarło do niego, kiedy Teigen skończył już mówić. Taka miała być ich rozmowa? Przerywana ciszą? Cisza mu nie przeszkadzała, jeśli współdzielił ją z właściwą osobą. Homer zdawał mu się właśnie taką - bo w tych pauzach wymykał się całkiem poczuciu niezgrabności czy wyczerpania. To było jak pauza w muzyce - niezbędny element zapierającej dech w piersi całości.
- Myślisz, że taki jestem? - zapytał po prostu, kiedy chłopak już poruszył się znad łóżkowej ramy, żeby się przemieścić. Nie precyzował, licząc na to, że Teigen zrozumie, o co pytał: o tych ludzi, którzy istnieją tylko dzięki innym. Być może dlatego właśnie stale potrzebował towarzystwa i uwagi; być może dlatego samotność dobijała go nieskończenie i obciążała, zamykając w poczuciu, że będzie już trwał w niej zawsze, bez dostępu do drugiego człowieka, co wydawało mu się najgorszą z możliwych kar. Z drugiej strony - czy gdyby był właśnie taki, Homer poświęcałby na niego swój czas? Widocznie ich obu trawiły podobne wątpliwości, jak to zwykle miało miejsce, kiedy wytknęło się coś ogółowi przed porządnym przemyśleniem własnego zachowania i postawy.
A potem Homer usiadł obok niego, więc Klaus uśmiechnął się z odrobiną zadziorności. Przymknął powieki, kiedy palce Teigena zaczepiały o jego włosy, wciąż trzymając kąciki ust w błogim uniesieniu. Uwielbiał, kiedy ktoś dotykał go po głowie i po twarzy - to był jakiś poziom intymności, na który niewiele osób pozwalało sobie względem niego, chyba że chcieli przytrzymać jego głowę w jednym miejscu albo poruszyć nią w swoim rytmie. Dlatego to doceniał - kiedy robił to Saul, kiedy robił to Homer. Wspomnienie Monroe’a pojawiło się w jego głowie w najmniej pożądanym momencie - gdyby był mniej porobiony, a bardziej trzeźwy, pozwoliłby mu sparaliżować się od szyi w dół i wkroczyć między nich w formie protestu. Ale w takich warunkach, jakie miał, nic podobnego się nie wydarzyło. Myśl pojawiła się i odpłynęła, razem z intensywniejszym doświadczeniem bliskości Teigena.
Otworzył oczy na powrót, kiedy Homer się odezwał. Jedną ręką sięgnął do książki, która spoczywała cały ten czas na jego klatce piersiowej, żeby odłożyć ją gdzieś na bok, a palcami drugiej sięgnął delikatnie do gładzącej go dłoni chłopaka, żeby przysunąć ją do swoich ust i złożyć na niej krótki pocałunek.
- To wciąż zbyt daleko. Nie dosięgnę do twoich ust - odparł, nie myśląc nawet o tym, żeby się podnieść, palce swojej dłoni splatając z palcami Homera.

Homer Teigen
student filozofii — james cook university
23 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

Jeszcze zdawało mu się, że zrobi dobrze, nikt nie miał prawa mu niczego zarzucić. Szybki rachunek zysków i strat wskazywał na opłacalność tego ruchu, dzisiaj jeszcze będzie z niego zadowolony. Jakakolwiek krytyczna myśl została zduszona, przepadła gdzieś. Prawdopodobnie spłonęła w roznieconej potrzebie bliskości, nie tylko tej fizycznej. Byli obaj dorośli, mniej lub bardziej świadomi tego, do czego dążyli cały ten czas. Nikt nie zmuszał ich do podejmowania pochopnych decyzji, zapewne wycofując się ani jeden, ani drugi nie oceniłby tego źle. W głowie Homera było to proste, pozbawione odcieni szarości na całej rozpiętości spektrum, których nie dostrzegał nie tylko przez świadome oślepnięcie. Pewne barwy nie zostały mu przedstawione, gdy odpowiedź na pytanie dotyczące tego, dlatego nie powinien. Pytanie, o którym również zapomniał, zajęty próbują odpowiedzi na kolejne, rzucone mu przez Wernera.

Pokręcił głową powoli, jakby jeszcze nie był do końca pewien swojej opinii na ten temat, aż skinięcie stało się o wiele bardziej stanowcze tak samo jak wyraz jego twarzy. Wiedział o nim mało, ich rozmowy nie przypominały wywiadu celem wypełnienia kwestionariusza osobowego. Ciężko byłoby mu odpowiedzieć, jaki był ulubiony zespół Klausa ani czy wolał lody waniliowe od czekoladowych. W obliczu tego, co zdołał zaobserwować, wszystko to było zbyt przyziemne i nie mówiło o drugiej osobie w zasadzie nic. Teigen nawet teraz zdołał zdać sobie sprawę z tego, że chłopak chciał od niego usłyszeć zaprzeczenie. I otrzymał je, ale nie było ono spowodowane potrzebą sprawienia mu przyjemności.

Widzisz, gdyby tak było, to będąc we dwójkę zniknęlibyśmy — zaśmiał się niemal bezdźwięcznie. Taki paradoks sprawiłby, że nie umieli zamienić ze sobą nawet słowa. Rozpłynęliby się, próbując ukraść jeden drugiemu kształt, którego żaden nie posiadał na stałe jak ciecz przelewana do naczyń o różnych formach. Bo gdyby Homer miał założyć, który z nich jest tak naprawdę tym szczególnym rodzajem złodzieja, wskazałby na siebie bez cienia żalu. Czuł się czasem uzurpatorem, próbującym się upodobnić do kogoś, kim nie był i tego właśnie się obawiał. Nie posiadania na własność własnej osobowości zbudowanej tak ostrożnie. Teraz nie chciał się temu poświęcać, negatywność myśli posyłając w najdalszy zakamarek. — Myślę, że gdybyś był taką osobą, to zapomniałbym o tobie szybko. Bo takie osoby często zlewają się z kimś innym w jedno i wiesz, ciężko je potem od siebie rozłączyć.

Wydął wargi, przypatrując się w zamyśleniu klausowym oczom, spływając wzrokiem w dół ku jego ustom, wyeksponowanej podczas leżenia szyi oraz obojczykom. Czuł, że sam jest obserwowany. Dawniej nie lubił tego uczucia, spojrzenia ciążyły i przygważdżały do posadzki. Nie chciał, żeby ktoś zauważył jego potknięcie czy coś nieodpowiedniego, co działo się wbrew jego woli, machinalnie, ale nie w tej chwili. Podobało mu się bycie centrum jego uwagi, schlebiał błysk w oku. Potrzebował wyciągnąć z tego więcej, stać się jedynym jasnym punktem w jego małym wszechświecie. Nim na dobre zajestrował jak jego ciało układa się podług niego, lgnąć do wciąż nie poznanego jeszcze odpowiednio ciepła drugiej osoby, siedział okrakiem, biodra dociskając do jego miednicy podczas nachylania się nad nim. Rudawe kosmyki poddały się grawitacji, osunęły na jasne oczy. Nie przejął się tym, nie poprawił ich. Część z nich musnęła czoło uosobienia jego słabości, inne połaskotały samego Homera.

Dalej za daleko? — wymruczał naprzeciw jego ust. Nie zdawał sobie nawet sprawy z tego jak blisko twarzy Klausa się znalazł, kiedy jego wargi przy samym tylko wypowiadaniu kolejnych słów musnęły drugie, ocierając się o nie.

if you got it - haunt it
A.
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
Podobało mu się przesuwanie wzdłuż tych wszystkich niedopowiedzeń, którymi przewleczona była ich relacja. Prawdą było, że on też nie wiedział o Homerze wiele i chociaż podczas tych kilku spotkań wymienili niejednokrotnie całkiem pokaźne sumy słów, wiele tam było miejsc do domysłów i to wydawało się Klausowi niezwykle ekscytujące. Od zawsze żył mocniej w swojej głowie, a słabiej w rzeczywistości i żadne próby zwrócenia mu na to uwagi, podejmowane uparcie przez ojca, nie potrafiły sprowadzić go na ziemię. Teigen podobał mu się najbardziej, kiedy myślał o nim, jak o tajemnicy, którą chciał odkrywać niezwykle powoli, w nienasyceniu, pogodzony z tym, że być może nigdy nie pozna jej w pełni. Oczywiście, że to było szkodliwe, że przeczyło niejako całemu sensowi nawiązywania z kimkolwiek relacji - bo ludzie zawsze najciekawsi wydawali mu się właśnie w jego wyobraźni. Być może obawiał się, że gdyby nastawił się teraz na odcedzenie Homera do cna, pozbawiając go wszystkich tych filtrów, zniszczyłby zupełnie to, co mieli.
Czyli właściwie co? Nie potrafił traktować go z podobną bagatelnością jak tych wszystkich innych ludzi, którzy pojawiali się w jego życiu i zaraz znikali: z pierwszym brzaskiem słońca, ostatnim urywanym westchnieniem albo o jedną wypowiedzianą myślą za dużo. Ostatnio działo się z nim na powrót coś niezwykle niepokojącego i dopuszczał do siebie bliżej swoją sentymentalną naturę. Całe szczęście, że potrafił jeszcze trzymać ją na wodzy na tyle, żeby nie deklamować zaraz Teigenowi jakichś zbędnych zupełnie, łzawych wyznań, ale zamknąć to wszystko w spojrzeniu, okruchach dotyku i drobnych zaczepkach.
Słysząc jego słowa, przyjrzał mu się uważniej.
- Więc uważasz, że to ty jesteś taką osobą - stwierdził, bo zupełnie nie można tego było nazwać pytaniem. Gdyby było inaczej, dlaczego mieliby obaj zniknąć? Klaus przez chwilę chciał powiedzieć, że być może całe to zniknięcie nie byłoby wcale takie złe, bo gdyby obu ich miano odessać z całej życiowej energii, żadne niechciane myśli nie pchałyby im się do głowy, a w całym tym niebycie nie istniały przecież ani wewnętrzne, ani zewnętrzne oczekiwania, ani cele, ani obawy. Czasem taki urlop od egzystencji mógłby okazać się naprawdę przydatny. Może nie teraz, kiedy akurat doświadczał jednego z tych niewielu momentów, w których naprawdę chciał być i czuć, i przeżywać (gdyby tylko dało się przy okazji zablokować imię Saula, wciskające się do umysłu pod postacią jednej, ale poważnej wątpliwości...), ale ogółem - jak najbardziej. - Nie martw się, nie jesteś. Gdyby tak było, to zapomniałbym o tobie szybko - dodał po chwili, uśmiechając się lekko, kiedy zacytował jego własną wypowiedź.
A prawda była przecież taka, że daleki był od zapominania. Starał się trzymać gdzieś głęboko, w bezpiecznym miejscu, pod przykryciem wszystkie osoby, przy których czuł się błogo - ale to było niewykonalne, bo w tej kryjówce zwyczajnie nie było przestrzeni, żeby je wszystkie pomieścić. Przebierał więc między nimi - niezwykle wybredny - żeby w końcu pozwolić tam zostać jedynie tym, którzy przy okazji nie sprawili kiedykolwiek, że poczuł się skrzywdzony: i w ten sposób lista nagle stała się stosunkowo krótka. Mógłby żałować tych imion, które musiał z niej wykreślić (i czasem faktycznie żałował - ale to były raczej krótkie, spazmatyczne ataki obrzydzenia do samego siebie niż faktyczna tęsknota i przynajmniej za to był sobie wdzięczny: że tak upadał tak nisko, żeby aż tęsknić za rzeczami, które sprawiały mu ból, przy naprawdę nielicznych okazjach).
Ostatecznie, zatrzymywał teraz wzrok nie na krzywiznach ich ciał, tylko Homera. Wpatrywał się w niego uważnie, z odrobiną niecierpliwości, kiedy chłopak wreszcie się do niego przybliżał; poczuł jak po jego karku przebiega przyjemny dreszcz, kiedy ich ciała zderzyły się ze sobą, nawet jeśli odseparowane materiałem ubrań. Pozwolił mu nachylić się nad sobą, a sam znowu uśmiechnął się płytko, kiedy wargi Teigena musnęły niechcący jego usta. Pozwolił jednej z własnych dłoni sięgnąć do jego czoła, żeby odgarnąć na bok kilka wymykających się spod kontroli kosmyków włosów i wtedy dopiero wrócił do jego pytania, na które odpowiedź była tak porażająco oczywista.
- Tak - odparł cicho, pozwalając końcówce tego krótkiego słowa rozmyć się, zatopiwszy w pocałunku, po który sięgnął zachłannie, jakby od przekroczenia progu jego mieszkania czekał tylko na to. Pozwolił palcom obu dłoni prześlizgnąć się wzdłuż boków jego twarzy, przesunąć wzdłuż szyi, opaść na ramiona. Podczas gdy kciuk jednej z jego rąk wsuwał się ostrożnie pod materiał koszulki tuż przy obojczyku, pod krawędzią dekoltu, drugiej ręce pozwolił przemknąć wzdłuż jego boku, pomiędzy żebrami, aż do przeciwległego skraju tego elementu garderoby, który teraz już wydawał mu się zupełnie zbędny.
- Mogę? - spytał prosto w jego usta, od których oderwał się tylko na chwilę, żeby skontrolować czy wszystko było tak bardzo w porządku, jak układało się to w jego głowie.


Homer Teigen
student filozofii — james cook university
23 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
trigger warning
treści erotyczne

Wiedział, że wciąż podświadomie obawia się tego, co właściwie czuje wobec Klausa. Chociaż poddał mu się wcześniej, przyznając do tęsknoty i myśli krążących wokół pierwszego spotkania, nie potrafił wyzbyć się poczucia nieprawidłowości w rozpamiętywaniu przypadkowego kochanka bardziej niż powinien. Bardziej niż któregokolwiek innego, których twarze ulegały stopniowemu rozkładowi przez nietrwałość ludzkiej pamięci i potrzebę odrzucenia ich od siebie, zachowując jedynie imię — jak często tylko ono było jakkolwiek warte uwagi. Homerowe fascynacje rozniecane były gwałtownie, płonęły intensywnie i przez to równie nagle ginęły, gdy zdołały strawić już wszystko, doprowadzając do niesmaku. Mało rzeczy zachowywał przy sobie na dłużej i obawiał się, że ta sama niestałość uczuć zostanie również zaimplementowana na osoby. Być może i obecność bliskiej mu osoby spowszechnieje mu, a miłość, gdy tylko okrzepnie i ostygnie, okaże się nieciekawa i poszukiwać będzie nowych wrażeń w ich miejsce.

Nie potrzebował zredukować Klausa do osoby posiadanej. Pozostawiając go w sferze niedopowiedzeń, wciąż pozostawał pasjonującym elementem do którego powracał chętnie, tylko po to, żeby wstydzić się rozchwiania uczuć. Ale najgorsze było to poczucie, jakim może być hipokrytą, kiedy sam zgrzytał zębami i terytorialnie chciał zagarnąć dla siebie Estelle. Poczucie, że mógł nie być lepszy pod tym względem kąsało go niekiedy dokuczliwie i chociaż nie zastanawiał się już dłużej nad bliską mu dziewczyną, bez problemu poświęcając się całkowicie Klausowi leżącemu obok niego. Nie chciał się dłużej zastanawiać, zmagać z wyrzutami sumienia. I dlatego właśnie potrzebował, żeby stan ten trwał jak najdłużej to było możliwe.

Na jego stwierdzenie, Homer rozchylił usta chcąc już coś powiedzieć, jednak spomiędzy nich nie wydobył się nawet jeden dźwięk. Zawahał się dłużej, później próbując się uśmiechnąć. Chciał, żeby zaprzeczył. Potrzebował zapewnienia, że nie jest tak jak mu się wydaje, że jest czymś więcej niż szybko rozmazującym się wspomnieniem. Nie zaprzeczył, przyjął do siebie słowa chłopaka ze skinieniem głowy, powstrzymując się również przed dalszym tłumaczeniem swojej teorii, mimo odnalezienia metafory odzwierciedlającej w sposób pełny to, co próbował przekazać. Czuł się jak lustro, odbijające w sobie to, kim faktycznie był jego rozmówca. Był interesujący, bo pozwalał innym na oglądanie się w jego tafli, a on wdzięcznie potęgował ich cechy, dostosowując się do każdego. Takim jakim chciano go widzieć, takim się stawał, w tej chwili przyjmując postać idealnego kochanka.

Nie zdołał w jakikolwiek sposób zareagować. Gdyby nawet chciał coś powiedzieć, odebrano mu na to szansę. Z głośnym westchnieniem odpowiedział na złączenie ich warg, później poruszył nimi do rytmu wyznaczonego przez Klausa. Cisza przerywana jedynie mokrymi odgłosami spomiędzy czule ocierających się ust była niemalże uzdrawiająca. Nagle jego fizyczność była wręcz boleśnie odczuwalna również ze wszystkimi korzyściami, gdy lekkie otarcie się o drugą rozgrzaną skórę wywoływało dreszcz. Potrzebował więcej, nie wystarczała mu ta przyjemność.

Skinął głową z dozą zniecierpliwienia i szepnął „możesz”, w pełni świadomy tego, do czego właśnie miało dojść. Materiał wiszący na jego barkach jedynie przeszkadzał. Homer czuł, że zmięty kołnierzyk jest wilgotny od potu, a rozgrzane powietrze w pokoju niemal paliło go w policzki. Zsunął rozpiętą od początku wieczora koszulę przez głowę i przerzucił szeleszczący materiał przez ramę łóżka. Nie pomagało to z temperaturą, wręcz przeciwnie. Wydawało się, że ta podniosła się jeszcze bardziej, gdy z góry spoglądał na Klausa. Dłońmi przesunął po jego koszuli, pod palcami wyczuwając koraliki i cekiny imitujące krwawe ślady zanim zaczął nieśpiesznie rozpinać zapięcia.

Serce żąda rozkoszy – najpierw — wymruczał, przeciągając lekko samogłoski. Przymknął powieki przyjmując rozmarzony wyraz twarzy naznaczony samozadowoleniem. Recytuje dalej, bez zająknięcia, sięgając do zakamarków pamięci, które mieszczą wszystkie wyuczone poematy. Ten wydobył się sam, wyszedł na wierzch pod wpływem widoku rozciągającego się przed jego oczami. — Potem – zwolnienia od bólu. Potem – tych krótkich narkoz, które cierpienie znieczulą — skończył pierwszą strofę i zaczerpnął dech, gdy znowu nachylił się i przylgnął do ciała rozciągniętego pod nim. Kolejne oddechy zaczął kraść od Klausa, ujmując jego twarz w jednej z dłoni jakby chciał się upewnić, że ten nie ucieknie przed jego pocałunkami.

if you got it - haunt it
A.
echo wielkiego dziedzictwa — w szemranych klubach i ciemnych uliczkach
21 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
nie mógł w to uwierzyć, tyle smutku. tyle melancholii, że aż mdli.
trigger warning
treści erotyczne
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


Homer Teigen
student filozofii — james cook university
23 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
trigger warning
treści erotyczne
Ukryta treść
Aby zobaczyć ukrytą treść, musisz odpisać w tym temacie.


if you got it - haunt it
A.
ODPOWIEDZ