Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To miał być dzień jak każdy inny. Lance zdążył się już raczej przyzwyczaić do tego, że życie w Lorne, a raczej Cairns, będzie o wiele nudniejsze niż to w Melbourne. Minęło już kilka tygodni od jego konwersacji z Ellą. Tak jak jej obiecał oddelegował swojego aplikanta do innego prokuratora, sam przygruchał sobie kogoś innego i życie toczyło się dalej, musiało. Tutejsi przestępcy to najczęściej jakieś oszustwa podatkowe, prowadzenie pod wpływem, ewentualnie jakieś kradzieże. Dość rzadko trafiało się jakieś morderstwo, czy rzeczywisty handel narkotykami poza najmniejszymi ogniwami tego łańcucha pokarmowego. W skrócie? Służbowo było tutaj po prostu cholernie nudno. Gdy już udało mu się ogarnąć na nowym stanowisku jego nadgodziny stopniowo znikały. Był w stanie wyjść z biura o ludzkiej porze i wtedy uświadomił sobie, że nie miał pomysłu, co robić dalej. Nie był przyzwyczajony by faktycznie mieć coś takiego, jak czas wolny.
Jego była miała trochę racji w swoich zarzutach. Melbourne zawsze wymagało od niego bardzo szybkiego trybu życia. Żył pracą, jeśli chciał ją wykonywać dobrze, nie miał wyboru. Nie było już w jego grafiku miejsca na jakiekolwiek zainteresowania. Zatrzymanie się i spojrzenie na zachód słońca czy coś tak prostego jak wyjście na kolację do restauracji, która nie kończyła się jakimś telefonem i wywołaniem go na kolejne miejsce zbrodni czy na jakiś posterunek. Przyzwyczaił się do tego. Nie uważał tego też za coś złego.
Teraz, jednak, kiedy wychodził z biura o siedemnastej nie wiedział, co chciałby zrobić dalej. Czuł się po prostu zagubiony. Starał się spędzać jak najwięcej czasu z ojcem, ale ten nigdy nie był typem, który utrzymywał ciepło domowego ogniska. Kochał swoją rodzinę, ale jest raczej typem silnego, cichego mężczyzny, więc nawet on po kilku dniach po prostu powiedział Lance'owi żeby znalazł sobie coś do roboty i przestał u niego przesiadywać. Więc tak też próbował zrobić. Po pracy pojechał po prostu na pobliską plażę, a przynajmniej taki był plan. Zatrzymał się nawet po drodze w jakiejś knajpie żeby wziąć sobie coś na wynos. Chciał sprawdzić, czy potrafi się jeszcze cieszyć czymś tak prostym jak zachód słońca i dobry burger. O ile będzie dobry.
Zanim jednak na tę plażę dojechał zdarzyło się coś niespodziewanego. Gdy stał na światłach w mniej uczęszczanej dzielnicy, przez którą przejeżdżał, wjechał w niego ciemny van prawie przewracając jego auto na bok. Wystrzeliły wszystkie poduszki. To nie jedyne co wystrzeliło. Dwóch facetów na motorach ostrzelało dodatkowo jego stronę. Miał szczęście, że służbowe samochody były właśnie na takie sytuacje wzmocnione. Sprawcy oczywiście szybko się ulotnili, a on wyszedł ze wszystkiego relatywnie cały. Protokół wymagał jednak by pojechał do szpitala.
Tak właśnie znalazł się na szpitalnym łóżku w emergency roomie. Już po badaniach. Wyszły obite żebra, oczywiście wstrząśnienie mózgu, bark, który już mu nastawili, odezwała się od razu stara kontuzja łokcia, do tego kilka draśnięć od kul, które jednak dostały się do środka i oczywiście wiele krwawych zadrapań na twarzy od eksplodujących szyb. Marynarka już oczywiście poszła do kosza, więc został po prostu w zakrwawionej koszuli, porwanych spodniach. Prawdziwy obraz siedmiu nieszczęść. Nie mógł już się doczekać aż podpisze papiery żeby się stąd zwolnić, nawet jeśli chcą go przetrzymać na obserwację. Wiedział, że nic mu nie będzie, oberwał już mocniej. Jedno musiał przyznać, nie sądził, że tutejszy gang ma aż takie jaja. Zapunktowali na jego liście. Może to miasteczko nie będzie tak nudne jak sądził.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
003.
Chcę zapomnieć
Każdą chwilę, w której chciałam cię zapomnieć
Daj mi moment
Czasem błądzę
A mimo wszystko każdy sen mam o tobie
Zostań, proszę
Anthony oszalał.
Kiedy tylko dowiedział się, że spotyka się z byłą swojego szefa, totalnie zwariował. Nawet przeniesienie do innego prokuratora nie zrobiło na nim wrażenia, bo to on teraz spotykał się z Laidman. Chłopak ewidentnie czuł się tak, jakby wygrał los na loterii. Ella natomiast nie rozumiała jego wzmożonej ekscytacji i gdy tylko przyłapywała go na opowiadaniu anegdotki odnośnie jej przeszłości i tego, że łączyło ją coś z Howellem - ucinała temat. Miała wrażenie, że aplikant postrzegał ten fakt jak awans w drabinie społecznej, chociaż ona sama nie rozumiała tego podejścia. Pozwalała mu jednak cieszyć się tym faktem, jakby co najmniej chodziło o wyrwanie jej z rąk despoty, nie relację sprzed dziesięciu lat.
W każdej wolnej chwili uciekała więc w pracę. Nadaktywność Anthony'ego często powodowała u niej po prostu zmęczenie. Wolała spędzić dodatkową godzinę na zleceniu, niż kolejny dzień udawać podekscytowanie przyrządzoną przez chłopaka niespodzianką, która po ciężkim dniu w pracy nie była najlepszym pomysłem. Stąd też chętnie zaangażowała się w podwózkę do szpitala bukietu, zamówionego przez świeżo upieczonego tatę dla małżonki. Zawsze rozczulały ją takie gesty, stąd też włożyła ogrom serca w przygotowywanie bukietu i osobiste doręczenie go do adresatki. Chciała zobaczyć szczęście w jej oczach po otrzymaniu prezentu. Na pewno było to lepszym pomysłem niż kolejny wieczór filmowy z klasykami, czy też stworzony przez Anthony'ego konkurs dla par, podczas którego zadawał jej niewygodne pytania i wysnuwał błędne wnioski.
Bolało ją to, ale musiała przyznać, że z chwilą gdy ona zapragnęła stworzyć z nim coś trwałego, jemu kompletnie odbiło. Nie był tą samą osobą, którą poznała. Mało tego - momentami był bardziej wkurzający niż ten najgorszy kuzyn w rodzinie, z którym nie chcesz spędzać czasu, mimo iż mama bardzo prosi.
Bez problemu odnalazła szpitalną salę, jednak jej zainteresowanie zostało skradzione przez dwie pielęgniarki, które żywo dyskutowały na temat dość osobliwego wypadku. Z początku przysłuchiwała się im wyłącznie z powodu ludzkiej ciekawości, jednak z każdym słowem kluczem co raz bardziej odczuwała ścisk w żołądku. Próbowała zagłuszyć swoje myśli, zrzucając wszystko na zbieg okoliczności. Jednak zbyt wiele się zgadzało, aby mogła opuścić szpitalne mury bez sprawdzenia kto był ofiarą wypadku.
Szybkim krokiem podążyła w kierunku, gdzie niejednokrotnie już dostarczała kwiatowe przesyłki. Przekonana, że rozczaruje się swoją interwencją, mimo to odczuwała co raz szybsze bicie serca. I zatrzymała się dopiero u progu sali, gdzie jej domniemania stały się rzeczywistością, a do tej pory stabilny krok ugiął się pod naciskiem obawy.
Tak, martwiła się o Lance'a Howella, tego samego, który już nie miał dla niej żadnego znaczenia.
Pomimo tych wszystkich słów, które wypowiedziała podczas ich ostatniego spotkania, mimo zapewnień, że nie zobaczy jej więcej, pojawiła się znikąd zaledwie w odległości kilku metrów. I gdy ich wzrok się skrzyżował, otuliła go zatroskanym spojrzeniem, będąc na skraju łez. Czy powinna podejść? Zapewne nie, jednak jej ciało zdecydowało zupełnie inaczej. Zrobiła jeden krok do przodu, później drugi i kolejne. Aż znalazła się tak blisko, że mogła wyciągnąć delikatnie dłoń w jego stronę i ostrożnie, najdelikatniej jak tylko potrafiła, ułożyć ją na jego policzku. Przechyliła głowę do boku, a kciukiem dłoni delikatnie przeciągnęła po jednym z zadrapań. - Zaciąłeś się przy goleniu? - odezwała się w końcu, jednak jej ciężkie westchnienie i napływające do kącików oczu łzy, nie wskazywały na najlepszy humor.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Przynajmniej nie był to jego pierwszy raz w Emergency Roomie. Nawet tym w Cairns. Mieli kiedyś tutaj mecz, ten w którym doznał swojej kontuzji. Wszyscy myślęli, że jakoś paskudnie złamał sobie nogę, a to tylko armagedon w ścięgnach. Niemniej wylądował tam za namową swojego trenera. No dobra, nie miał w tym nic do gadania. Po prostu go tutaj przywieźli i tyle. Zawsze wierzył, że jak już ma wylądować w tym pomieszczeniu to przynajmniej z odpowiednią pompą. Kto z tutaj zgromadzonych przebije wypadek, który tak naprawdę nie był wypadkiem, a zamachem na jego życie? Albo chociaż ostrzeżeniem. Do tego jeszcze próbuje dojść miejscowa policja. Przynajmniej dziewczyny miały co rozpowiadać po tutejszych korytarzach. Nadal czasami lubił być w centrum uwagi, a tutejsze pielęgniarki były całkiem ładne. Tylko lekarze trochę sceptycznie na początku podchodzili do jego wyjaśnień, ale jak tylko pokazał swoją odznakę oraz jego historia została potwierdzona przez przydzielonego mu policjanta zrobili się o wiele milsi. A jemu tak naprawdę nic nie było, przynajmniej tak utrzymywał, bo nie zamierzał zostawać tutaj na noc. Nie ma takiej szansy.
Właściwie już rozglądał się za swoją szansą by przydybać jedną z pielęgniarek, ładnie zamrugać zdrowym oczkiem i poprosić żeby przyniosła mu papierologię do podpisania by mógł się z tego wszystkiego zwolnić. Wtedy właśnie wypatrzył ją przy wejściu. Osobę, której zupełnie by się nie spodziewał. Nie tutaj, nie o tej porze. Gdyby coś stało się jej partnerowi pewnie już by o tym usłyszał, więc raczej nie była tutaj dla niego, więc po co? Z początku postanowił po prostu udawać, że jej nie zauważył. Przecież tego właśnie chciała i tak się umówili przy swoim ostatnim spotkaniu. Dobitnie dała mu do zrozumienia, że nie chce mieć z nim nic wspólnego i najlepiej jakby udawali, że się nie znają. Wiedział, że powiedziała już Anthony'emu o swojej przeszłości. Słyszał z raz czy dwa, jak chwalił się tym na korytarzu. Na szczęście wystarczyło jedno spojrzenie by zrozumiał przekaz Lance'a. Stul dziub. Nic więcej nie trzeba było.
Nie spodziewał się, że podejdzie bliżej. Dlaczego by miała. Przecież nawet ze sobą nie rozmawiali. A jednak, krok za krokiem znalazła się na tyle blisko by mogli nawiązać konwersację. Co więcej, sama z siebie przełamała barierę dotyku kładąc mu dłoń na policzku. Spojrzał na nią nieco zdziwiony nie rozumiejąc do końca tej nagłej zmiany. Tylko przez to, że miał wypadek nagle zapomniała o wszystkich negatywnych emocjach, które miała względem niego? Zawsze była empatyczna, lecz nie wykazywała tego względem niego przy ostatnich dwóch spotkaniach. Więc co tak naprawdę się zmieniło?
- Czy to niebo? Bo chyba widzę anioła. - dla lepszego efektu zamrugał nawet oczami zanim po prostu szeroko się do niej uśmiechnął, czego oczywiście za chwilę pożałował, bo wszystkie zadraśnięcia na twarzy od razu się odezwały - Można tak powiedzieć. Postanowiłem wykorzystać nową metodę. Polega na eksplodowaniu szyby. Podobno jest na topie. Problem w tym, że musisz poprosić kolegę o pomoc. - przewrócił teatralnie oczami - Co tutaj robisz Ella? - przechylił lekko głowę w stronę jej dłoni napawając się tą krótką chwilą empatii.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
W innych okolicznościach okazałaby dumę wobec jego starań unikania jej wzroku. Może nawet postarałaby się o order, bądź skromny dyplom uznania po przejściu wzorowo pierwszej z prób, której został poddany. Gdyby spotkali się w markecie, zmieniłaby alejkę. Gdyby przyszło im utkwić w ciasnej windzie, przywarła by z całej siły do przeciwległej ściany i udawała, że go nie widzi. Jednak nie w aktualnych okolicznościach, które rozdarłyby serce osobie zupełnie obcej. Więc co robiły z nią? Wwiercały się silnie w jej wnętrzności w celu ich odkształcenia i pozostawienia po sobie śladu na długi czas. Bo nienawidziła gdy ktoś cierpiał, natomiast jeśli chodziło o kogoś jej bliskiego, ta emocja eskalowała do niewyobrażalnych rozmiarów. W tej chwili spowodowała totalne odrzucenie na bok jej ostatnich słów kierowanych pod adresem mężczyzny. Wymazała to, jaką była dla niego szują, a także zupełnie zignorowała gorycz ostatnich zdań, które padły z jego ust. Wydawało się jej, że dziś, pośród tych szpitalnych ścian i wszechobecnego zapachu lekarstw wymieszanych z niepokojem, spotkał ich po prostu nowy start.
Kąciki jej ust drgnęły na dźwięk tego marnego, oklepanego żartu. Był on jednak oznaką, że Howell całkiem nieźle się trzymał, pomimo tego jak wyglądał. Jej minimalny uśmiech jednak szybko zamienił się w grymas, gdy tylko dostrzegła ból na męskiej twarzy. - Eksplodowaniu szyby? - powtórzyła tuż po nim, chociaż przecież znała namiastkę okoliczności przez które się znalazł w tym miejscu. Świergoczące pielęgniarki postarały się o to, aby nie umknął jej najmniejszy szczegół. Problem polegał na tym, że zdaniem Elli takie rzeczy działy się tylko w filmach, z ciężko uzbrojonymi panami, którzy mieli po jedenaście żyć i potrafili przebiec półmaraton pod ostrzałem. To, że coś takiego mogło dziać się tuż za płotem było nie do pomyślenia. To, że głównym bohaterem tej historii był Lance, mroziło natomiast krew w żyłach. - Przywiozłam kwiaty. Miałam zamówienie. Kobieta urodziła dziecko, a ona podobno lubi eustomy. - wierzyła, że jej układanka słowna zostanie szybko uporządkowana i mężczyzna wyciągnie z niej najważniejsze informacje. Zresztą nie ważne były okoliczności jej pojawienia się, ważne było to, że coś we wszechświecie z jakiegoś powodu zechciało aby była obecna. Ella wierzyła w zbiegi okoliczności, bo czasami było to jedyną rzeczą jaka jej pozostawała.
Czując ciepło jego policzka bliżej swojej dłoni odetchnęła z ulgą, jakby była to oznaka tego, że wszystko z nim w porządku. Powód jej reakcji był zupełnie inny - to ona poczuła, że wszystko z nią w porządku. Że męski dotyk na powrót powodował w niej to przyjemne ciepło, które poczuła podczas ich wspólnego tańca. Ulżyło jej, że jej organizm, rozum i serce jednak nie potrafiły tak szybko odtrącać ludzi jakby ona tego pragnęła. Wszystko było z nią w jak najlepszym porządku, nadal była zbyt emocjonalną Ellą.
Swoją dłoń przesunęła z jego policzka po szyi, znajdując jej miejsce na męskim ramieniu. Rozejrzała się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś medyka, który ewidentnie był potrzebny w zaistniałej sytuacji. Bo jej zdaniem Lance ocierał się już o śmierć. - Przenoszą Cię na inny oddział? Może w czymś ci pomóc? - znowu odzyskała rezon porzucając płaczliwą wersję siebie. Nie chciała tak łatwo się przy nim rozklejać, a nie chciała też aby zapamiętał z tego wieczoru jedynie ból, strach i smarkającą w rękaw swoją byłą.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
- No... Tak. Tak wyszło. - wzruszyła ramionami i znów cicho syknął z bólu, trochę mu zajmie zanim nauczy się tego, że teraz wszystko będzie boleć - Przywalili w moje auto, prawie je przewrócili a skoro już tam byli to stwierdzili też, że dobrym pomysłem będzie sprawdzenie tego, czy są w stanie trafić z broni automatycznej w wielkiego, czarnego SUVa. Spoiler, udało im się. - uśmiechnął się nieco głupkowato nie robiąc sobie zbyt wiele z sytuacji, w której się znalazł.
Skoro już tutaj była i rozmawiali, nie było przeciwwskazań żeby dowiedziała się prawdy. Za kilka godzin pewnie i tak wszystkie lokalne wiadomości będą już o tym trąbić. Ona będzie miała przynajmniej tę jedną, prawdziwą wersję. Nadal ciężko było uwierzyć, że ktoś w tym zaścianku miał na tyle jaj żeby w biały dzień napaść w taki sposób na prokuratora. Bardzo ciepłe przywitanie. Na pewno cieplejsze niż sprawiła mu wtedy na balu Ella. Nie zapomniał, oczywiście, że nie zapomniał. Nawet jeśli przyjemnie było mieć ją teraz przy sobie nie można było tak po prostu wymazać wszystkich gorzkich słów, które zostały wyrzucone przy ich ostatnich dwóch spotkaniach. Zamierzał skorzystać z jej chwilowej sklerozy, jednak był świadom tego, że to nie potrwa. Może teraz się o niego martwiła, serce stawało jej w gardle widząc go całego zakrwawionego, ale za dzień czy dwa te emocje opadną. Wtedy będą zmuszeni wrócić do swojego statusu quo, którym było, no właśnie, unikanie się za wszelką cenę. Po prostu wiedział, że nie jest to żaden nowy, świeży start. Tylko przypadkowe spotkanie. Nie zamierzał się doszukiwać w tym niczego więcej.
- Jesteś za dobra Ella, pewnie więcej czasu spędziłaś na dojazd niż na układaniu bukietu. - pokręcił słabo głową z delikatnym uśmiechem. Tak, uczył się powoli, że każdy ruch będzie teraz upierdliwy, więc jego reakcje były nieco stłumione.
To pewnie nie był jej najlepszy model biznesowy, ale Lance wiedział, że otworzenie tej kwiaciarni nie było dla niej kwestią zarobkową. Może to jej małe marzenie, które w sobie pielęgnowała przez te wszystkie lata. Nie widział w tym na pewno nic uwłaczającego. Wręcz przeciwnie. Cieszył się, że mogła podążyć za swoimi marzeniami, czy po prostu chęcią i być w tym wszystkim szczęśliwa. To było w życiu jego zdaniem najważniejsze. Być pogodzonym z tym, kim się jest i odnaleźć swoje szczęście. Może nawet gdzieś tam po cichu jej tego zazdrościł.
- Nie, wszystko jest w porządku, nie muszą. - wyciągnął tę mniej poturbowaną rękę, żeby położyć jej dłoń na talii bo po prostu nie był teraz w stanie unieść jej na tyle wysoko by odwzajemnić jej gest - Ale jest coś, z czym możesz mi pomóc, a nawet nie mnie, a szpitalowi. - poruszył wymownie brwią i już na pewno wiedziała, że coś kombinuje - Bądź tak dobra i podskocz do pielęgniarek po formę żebym mógł się wypisać. W moim przypadku udają, że mnie nie widzą. - zaśmiał się cicho i tym razem już zdecydowanie głośniej syknął gdy odezwały się jego żebra - Proszę..? - wiedział, że spojrzenie jego jasnych, maślanych tęczówek szybko ją zmiękczy.
Wiele ugrał z nią na te piękne oczka, a jeszcze teraz, kiedy jest mocno poturbowany? Nie miała z nim najmniejszych szans. Chyba, że zmieniła się bardziej, niż Lance mógł oczekiwać. Wtedy naprawdę cholernie by go zaskoczyła.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Przerażało ją to, że Lance opowiadał o tym wszystkim z takim spokojem. Tak, jakby codziennie ktoś ostrzeliwał prokuratorski samochód, doprowadzając do tak dotkliwych uszkodzeń ciała. Ella nie zdawała sobie sprawy z tego, że z tym zawodem może łączyć się tak wysokie niebezpieczeństwo. Sądziła, że jego praca polegała w dużej mierze na spędzaniu godzin w areszcie, później nad stertą papierzysk i od czasu do czasu na przechwałkach wśród współpracowników na korytarzu. Życie w tej bańce nieświadomości sprawiało, że nie czuła lęku gdy jej partner wychodził z rana do pracy. Więc może powinna? Tylko czy Anthony naprawdę był narażony na aż takie niebezpieczeństwo? Jego życiu mogła co najmniej zagrażać kartka papieru, która przeciąwszy skórę jego dłoni doprowadziłaby do niewielkiego krwawienia.
Jej chwilowa amnezja, ściśle sprzężona z nadmierną empatią wobec mężczyzny sprawiła, że stała się chwilowo zupełnie innym człowiekiem. Przejaw troski wobec byłego partnera był zapewne czymś nieoczywistym, jednak nie chciała ukrywać tego co aktualnie czuła. Zareagowałaby podobnie wobec każdego ze swoich znajomych; Lance był przecież w opłakanym stanie, chociaż z całych sił próbował temu zaprzeczyć. Nie trzeba było mieć medycznego doświadczenia aby wiedzieć, że brunet powinien spędzić przynajmniej najbliższą noc w szpitalnym łóżku. Biorąc pod uwagę także fakt, że ktoś ewidentnie polował na jego zdrowie, a samotność w domu zachęcała do niezapowiedzianych wizyt gości.
- Lubię takie zlecenia. - to jedyne co miała na swoje usprawiedliwienie, bo faktycznie podróż była bardziej czasochłonna niż włożona praca. Jej matka nazwałaby to głupotą i naiwnością do czego z czasem blondynka przywykła. Po części rozumiała rozczarowanie matki jej wyborem, jednak mimo wszystko nie widziała siebie w roli psychologa. Kiepsko radziła sobie z własnymi uczuciami, dlaczego więc miała zabierać się za porządkowanie tych cudzych? Zresztą, gdy wpadała jej dekoracja sali na przyjęcie weselne wcale nie wyglądało to tak licho. Wprawdzie z kolei zarwane podczas zlecenia noce nie mogły zostać przeliczone odpowiednio na pieniądze, jednak nie narzekała. Życie było zbyt krótkie aby skupiać się na takich błahostkach.
Ułożona w jej talii męska dłoń mogłaby skłonić ją do spełnienia prośby. Tak samo jak błękit spojrzenia, który świadomie próbował wywrzeć na niej odpowiednie działanie. Ella niewiele myśląc przytaknęła na słowa bruneta i cofnęła się nawet o dwa kroki, a ruch jej głowy wskazywał na to, że faktycznie rozglądała się za kimś z personelu. Szybko jednak zatrzymała się i skierowała swój wzrok z powrotem na poturbowanego mężczyznę.
- Jeszcze tylko jedna sprawa. - zaznaczyła na wstępie marszcząc brwi. - A weź zrób dwa przysiady. - dla potwierdzenia swojej prośby uniosła wysunięte dwa palce z zaciśniętej pięści. Jej prośbie towarzyszyła także błagalna mina, która mogłaby konkurować z męskim wzrokiem, który jeszcze przed chwilą próbował wywrzeć na nią wpływ. - Albo pajacyki! Zrób dwa pajacyki! - teatralne podekscytowanie postanowiła jeszcze podkreślić radosnym klaśnięciem w dłonie. Jej entuzjazm szybko zamienił się w litościwy wyraz twarzy. Czy naprawdę sądził, że jest tak bardzo naiwna? Czy jednak uważał, że jego sposoby na wywarcie wpływu były tak skuteczne? Jego mobilność prawdopodobnie nie pozwalała mu nawet na swobodne skorzystanie z toalety, więc w jej mniemaniu nie miał co liczyć na samotny powrót do domu. - Powinieneś tu zostać. Przynajmniej na jedną noc. - na powrót zbliżyła się do niego, aby zająć skrawek miejsca na szpitalnym łóżku.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Jego spokój wychodził z doświadczenia. Nie był to pierwszy raz gdy ktoś rozwala jego samochód czy nawet go ostrzeliwuje. Niestety w Melbourne działo się to, może nie na porządku dziennym, aczkolwiek ludzie, z którymi miał tam do czynienia byli bardzo wpływowi. Zdarzyło się nawet ze dwa razy, że nasłali na niego płatnego zabójcę. Z jakiegoś powodu niektórzy myślą, że prokurator jest kimś niezastąpionym. Jeśli sprzątną jego, to podobnie jak z detektywem, sprawa się posypie. Niestety, zazwyczaj kolejny po prostu zająłby jego miejsce. Lance wiedział, że jego praca jest bardzo ważna i można ją po prostu wykonywać źle, co skutkuje tym, że ktoś wychodzi z więzienia, aczkolwiek wiedział też, że nie jest niezastąpiony. Są inni, którzy wykonywali swoją pracę na podobnym poziomie. Może nie pomagali tak często detektywom jak on, czy nie uczestniczyli tak żywo w przesłuchaniach, ale nadal byliby w stanie usadzić kogoś na lata. Chociaż trzeba powiedzieć, że w tym punkcie jego życia te wszystkie zamachy po prostu zaczynały mu mówić, że jest na dobrym tropie. Jeśli ktoś tak ryzykował, dawał mu jasny znak, że idzie w dobrym kierunku. Że ktoś czuje jego oddech na swoim karku. Tak było i tym razem. Skoro przeżył, mógł kontynuować. Tak jak mu Ella ostatnio przypomniała, przecież nie ma nikogo, kto czeka na niego w domu, prawda? Nie byłoby wielkiej afery, gdyby któregoś razu po prostu nie wrócił.
Taka odpowiedź mu całkowicie wystarczała. Jeśli lubiła to, co robi i się w tym spełniała nie zamierzał prawić jej kazań na temat tego jak mogłaby lepiej zarabiać, czy prowadzić swoją firmę. To nie jego miejsce. Skoro na koniec dnia była z niego zadowolona, z tego, co osiągnęła, to tego właśnie dla niej chciał. Kiedyś obawiał się, że Ella mogłaby tego nigdy nie znaleźć. Zawsze była bardzo skupiona na swoich ocenach, na tym co pomyślą rodzice i jaka kariera byłaby dla niej dobra. To też często powodowało między nimi kłótnie, bo on próbował jej przetłumaczyć, że życie to nie tylko obowiązki i martwienie się co ludzie powiedzą, a ona chciałaby by miał jakiś plan B, pomyślał o przyszłości, jakby nie wyszło mu ze sportem. Jak na ironię oboje mieli rację oraz oboje odnajdywali się w tym, co teraz robili. Gdyby tylko spotkali się trochę później w swoim życiu...
Był prawie pewien, że mu uległa. Jak mogłaby przejść obojętnie obok tego spojrzenia, tych maślanych oczu. Nawet się delikatnie uśmiechnął widząc, jak grzecznie wykonuje jego polecenia. Zmarszczył nieco brwi słysząc jej prośbę. Przechytrzyła go. Nie myślał, że to możliwe, ale zrobiła to. Z pełną premedytacją zrobiła sobie żart z cierpiącego pacjenta. Czy było coś bardziej seksownego? Naprawdę podobała mu się ta wersja Elli. Szkoda, że nie przeniósł się tutaj nieco wcześniej, może mogliby dać temu szansę. Nauczył się jednak by nie mówić po raz kolejny, że marnuje się z jego byłym aplikantem.
- Chyba sobie żartujesz. - przewrócił oczami, gdy usłyszał o tych pajacykach - Tego bym dla Ciebie nie zrobił nawet będąc w pełni sił. Chyba, że bym przegrał jakiś zakład. - ale on nigdy nie przegrywał, nie wtedy, kiedy to się liczyło.
- Nie muszę, to nie moje pierwsze rodeo. - pokręcił głową - A tymczasem... - on też potrafił ją zaskoczyć.
Zsunął się z łóżka. Lekko się zachwiał, ale utrzymał równowagę. Podsunął sobie taboret, który stał obok jego łóżka i obracając się twarzą do niej zaczął robić to, o co go prosiła. Powoli, nieco mozolnie zgiął kolana żeby usadzić tyłek na ekologicznej skórze. Zrobił sobie króciutką przerwę zanim wstał i zrobił to ponownie patrząc jej prosto w oczy. Czy przy tym stękał? Tak. Czy bolało? Cholernie. Czy oczy mu się zaszkliły bo wszystko w jego organizmie krzyczało? Mhm. Czy dał radę? Oczywiście. Nadal potrafił być tym samym upartym Lancem, którego poznała ponad dekadę temu. Nie było dla niego rzeczy niemożliwych. W końcu z cichym westchnięciem klapnął sobie obok niej.
- To jak będzie z tymi papierami? - uśmiechnął się do niej nieco szybciej mrugając by przegonić tę zawilgotnienie oczu.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Powinna zacząć doceniać swój spokój. Rozpływać się nad tym, że jedynym problemem w jej pracy może być brak anansowej herbaty podczas spotkań z klientami. Nie wyobrażała sobie życia, podczas którego bezustannie czuło się czyjś oddech na karku. Za bardzo ceniła sobie spokój, a bycie ściganą przez przestępców nie wchodziło nawet w ramy jej wyobrażeń. Czy niedopuszczanie do siebie myśli, ze taki świat istnieje było rozsądne? Zapewne nie, jednak mogła sobie pozwolić na to, biorąc pod uwagę, że nikt nie ostrzela jej starego volkswagena gdy pomyli bukiety. I co raz częściej łapała się na tym, że po prostu to lubiła. Nie potrzebowała energetycznych doznań do funkcjonowania. Zadowolenie z miejsca w którym się aktualnie znajdowała, dawało jej ogrom satysfakcji. Racja, mogłaby robić nieco więcej dobrego dla świata, jednak zbyt długo trwał podobny stan rzeczy. Od jakiegoś czasu zapragnęła postawić na siebie, bo tego jej przez długie lata brakowało.
Wiedziała, że Lance tak łatwo nie odpuści. Zapewne miał przygotowane dziesiątki scenariuszy, w których to on zawsze będzie górował. Jednak chwilowa satysfakcja i upajanie się wyrazem jego twarzy, było warte tej zagrywki. Sama nie wiedziała skąd ta łatwość w testowaniu jego granic, tym bardziej przejawiająca się w takich okolicznościach. Szpital nie wydawał się być najlepszą areną do rozgrywania ich prywatnych igrzysk.
- Oj, nie obiecuj. Może dojść do tego, że bardziej żenujące rzeczy będziesz dla mnie robił. - wzruszyła niby obojętnie ramionami. Nie mógł być pewien do czego zmusić ich mogą nadchodzące miesiące. Jeszcze jakiś czas temu żadne z nich nie pomyślałoby, że będą siedzieć ramię w ramię na szpitalnym łóżku i przekomarzać się w sprawie dotyczącej jego wyjścia ze szpitala - tak, jakby miała w tej kwestii cokolwiek do powiedzenia. Powinna być mu wdzięczna, że nie zechciał jej brutalnie sprowadzić na ziemię. Tym bardziej po ich ostatnim spotkaniu, na którym nie szczędziła sobie gorzkich słów.
Zaimponował jej. Tak cholernie zaimponował jej tym bólem wymalowanym na twarzy, że z uznaniem przytaknęła. Nigdy w życiu nie widziała w człowieku tak ogromnej chęci wyrwania się skądkolwiek, którą aktualnie przejawiał Howell. Pomimo tych wszystkich obrażeń, zawzięcie wykonywał jej prośbę. W połowie była to tak samo oznaka walki jak i głupoty, ale skoro tak bardzo zależało mu na opuszczeniu szpitala to nie mogła z nim dłużej dyskutować. - Dobra. - niechętnie zeskoczyła ze szpitalnego łóżka. Jednak po dwóch krokach w stronę drzwi ponownie się zatrzymała. Odwróciła się w jeszcze na chwilę w jego stronę, przywdziewając na twarz uśmiech pełen satysfakcji. - To bardzo miłe, że mi ufasz. Wprawdzie mogłabym teraz wyjść ze szpitala i olać Twoją prośbę ale ... - zatrzymała się, zadzierając dumnie głowę. - Znaj me dobre serce. - dokończyła swoją wzniosłą wypowiedź i zniknęła na jakiś czas z jego oczu. Jak się okazało, była to misja dla bardziej doświadczonych komandosów. Nie tylko Elli wydawało się, że Lance powinien zostać chociaż noc w szpitalu, stąd przekonanie lekarza o słuszności prośby prokuratora było dość ciężkie. Musiała sięgnąć aż po kłamstwo; opowieść o smutnym synku, który nie zaśnie bez przeczytanej na dobranoc przez tatę bajki, wydawała się wpłynąć na lekarza. Ponadto, przekonała mężczyznę, że zaopiekuje się mężem i zadba, aby ten skontrolował stan zdrowia za jakiś czas. Miała już wyciągać z zaplecza o opowieść o schorowanym psie, teściowej czy kimkolwiek, kiedy lekarz zgodził się na wypisanie Howella ze szpitala. Świadoma tego, że jej bajki mogą szybko zostać obalone, wróciła do sali w asyście lekarza, krok za nim, aby za pomocą wymownych gestów przekazać Howellowi, że ma stulić dziób i współpracować.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Lance nadal próbował pogodzić to, co pokazuje mu teraz Ella z tym, co pokazywała mu wcześniej. Oczywiście, brał pod uwagę to, że zawsze była bardzo empatyczna, a on był w naprawdę opłakanym stanie, a przynajmniej tak wyglądał. Nie czuł się aż tak źle, jednak zdawał sobie sprawę jak to wszystko wyglądało dla wrażliwej osoby i naprawdę doceniał to, że potrafiła chociaż na chwilę odstawić na bok wszystko negatywne, co czuła w stosunku do niego. Jednakże nie zamierzał się oszukiwać, że będzie z tego coś więcej. W końcu proponował jej nawiązanie przyjacielskiej relacji zaledwie kilka dni temu, a może był to tydzień? Albo dwa? W tej chwili nie pamiętał, w każdym razie gdy wyciągnął do niej rękę, co więcej, wziął jej rękę w swoją, odrzuciła jego propozycję. Bardzo dobitnie i definitywnie. Dlatego tak ciężko było mu teraz zrozumieć, kiedy mówiła rzeczy jakby mieli się jeszcze spotkać w przyszłości. Jakby coś więcej mogło się z tego zrodzić, skoro oboje wiedzieli, że nic z tego nie będzie. W większości z jej strony niż jego.
Stąd mógł się tylko lekko uśmiechnąć gdy wspominała o tych pajacykach, czy tym co jeszcze mogliby zrobić. Według niego co najwyżej mógłby ją jeszcze wyciągnąć kiedyś z aresztu bo ta nowa Ella... Cóż. Nie zdziwiłby się gdyby rzeczywiście ktoś ją kiedyś przyłapał na czymś średnio legalnym. Czymś małym, co on może jednym zdaniem zamieść pod dywan. To całkiem zabawne, bo patrząc na to z boku, po tych wszystkich latach to ona w jakiś sposób zaabsorbowała pewne z jego cech, a on jej. Chociaż nie widzieli się przez dekady.
Tak, pomimo tego, że nie był w stanie krytycznym, zrobienie tych dwóch przysiadów wyciągnęło z niego naprawdę dużo sił. Do tego bolało jak cholera, ale czego by nie zrobił tylko po to żeby się stąd wydostać. Jedyne, czego teraz potrzebował to pojechać do siebie, wypalić cygaro, walnąć z dwa drinki i pójść do spania. A rano... Zobaczy, czy będzie w stanie pójść do pracy, czy będzie musiał wziąć ten dzień wolnego. Nie zamierzał się ze sobą cackać, nigdy tego nie robił.
Mógł tylko lekko unieść brew kiedy dalej się z nim drażniła. Tak, zdecydowanie mogła po prostu wyjść po tym jak kazała mu się tak zbłaźnić i cholera, chociaż byłoby to naprawdę złośliwe, bardzo by ją za to szanował. Kiedyś rzeczywiście uganiał się za kobietami które były grzeczne, ułożone i nie stanowiły żadnego wyzwania. Teraz jednak... Wolał, kiedy jego partnerka miała trochę pazura, czasami doprowadzała go do szału, naciskała wszystkie odpowiednie guziki i Ella na razie robiła to bardzo umiejętnie. Imponowała mu, coraz bardziej. Można powiedzieć, że był nawet dziwnie podniecony. Chociaż chyba nie można mówić, że dziwnie. Lata były dla niej zdecydowanie łaskawe, więc nic dziwnego, że nadal bardzo wpadała mu w oko.
Poczekał spokojnie aż porozmawiała z jego lekarzem. Nie oczekiwał, że będzie go do czegokolwiek przekonywać. Poprosił jedynie o papierologię żeby mógł się wypisać. Przecież nie mogą go tutaj trzymać na siłę. Gdy już wróciła z jego katem próbował wyglądać jak najlepiej. Miał chwilę żeby odpocząć, więc siedział już całkiem wyprostowany i tylko przytakiwał, że tak, wszystko w porządku. Jednak obie brwi wyskoczyły do góry, kiedy usłyszał o swojej domniemanej żonie oraz wyimaginowanym synku. Patrzył tylko na Ellę wymownie. Do tego kłamanie? Już prawie w ogóle jej nie poznawał.
- Więc... Pani Howell... - uśmiechnął się do niej zaczepnie - Jaką bajkę mam przeczytać małemu Lance'owi juniorowi? Kubuś puchatek? - skoro już stworzyła tę historię, dlaczego mieliby tego nie poprowadzić dalej, przynajmniej aż wyjdą z pola widzenia jego lekarza - Już prawie zapomniałem, że to jego weekend ze mną, co ze mnie za ojciec... - pokręcił głową z teatralnym zrezygnowaniem dźwigając się ze szpitalnego łóżka - Mam go odebrać od Ciebie? Pewnie biedak się zamartwia.
Chyba nie sądziła, że to jej się tak po prostu upiecze? Że on nie zrobi z tego pożądnego przedstawienia i uda, że nic się nie stało? O nie. To zupełnie nie było w stylu Lance'a. Mleko się rozlało, musiała teraz zagrać w tę grę. I tak pomiędzy bogiem, a prawdą... Wyobrażanie sobie ich pożycia małżeńskiego nie było takie najgorsze. Nawet po tym wszystkim, co mu powiedziała.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Jak bardzo stereotypowo to nie brzmiało, Ella była jedynie kobietą. Tą samą, której należało dać podczas kłótni pięć minut w ciszy, bo była szansa, że w tym czasie pokłóci się sama ze sobą, dojdzie do odpowiednich wniosków, a następnie pogodzi. Tą, która na pytanie czy ma ochotę na diecie zjeść swoją ulubioną czekoladę, odpowiadała bez namysłu niechętnie ale z chęcią. Tą, która na podjeździe pod domem dzwoniła do partnera z płaczem, że nie wróci do domu, bo trzy lata temu, siedemnastego stycznia o jedenastej piętnaście nie pochwalił przyrządzonego przez nią deseru. Tą, która miała w sobie dwa wilki - jednego zadziornego, który zacięcie walczył o swoje racje, nawet jeśli nie miały one prawa bytu. I drugiego, którego trzeba było pielęgnować głaskaniem, opieką i dobrym słowem. Wszystko zależało od tego w jakich okolicznościach się znajdowała i jakie emocje przejmowały nad nią kontrolę.
Podczas ich ostatniego spotkania była zbłąkaną owcą, przeświadczoną o swojej niewinności i dobrym sercu. Prawda była jednak o wiele bardziej dotkliwa niż jej się do tej pory wydawało. Dzięki słowom, które wtedy usłyszała otrzeźwiała nieco i zaktualizowała swój emocjonalny system. Nie była ofiarą, była współwinna. I czy się jej podobało czy nie, musiała mierzyć się z tą łatką. Ponadto, pozwoliła na to aby emocje przejęły zdrowy rozsądek. Bo gdyby tak zajrzeć w jej głąb, odrzucić na bok wszelkie pielęgnowane do tej pory wyobrażenia, to przecież chciała.
Chciała się z nim przyjaźnić, o ile było to w ogóle możliwe. Chciała czuć jego dotyk, obecność w życiu i widzieć ten uśmiech, który wywoływał w niej furię. W aktualnej sytuacji świadoma była jednak tego, że musi zebrać pokłosie swoich decyzji. Skoro sama się wyautowała, nie powinna mieć do nikogo pretensji.
O spotkanie w areszcie mógł być spokojny. Nie sądziła, aby zamykali za kłótnie podczas próby oszustw d dostawach lub nieprzepisowym wyprzedzaniu. Ella dopuszczała się niewinnych przewinień, przynajmniej tak to sobie tłumaczyła. Nie wyobrażała sobie wśród większej awantury, bo pomimo wykształcania w sobie przez lata umiejętności radzenia w nieprzychylnych warunkach, stres nadal wywoływał u niej wycofanie. Szybciej więc zbiegłaby z konfliktowego miejsca niż była tam prowodyrem. No chyba że zasiałaby ziarnko niezgody i dopiero później się zmyła, bo czemu nie?
Nawet przez myśl by jej nie przeszło, że te drobne złośliwości miałby komuś imponować. Tym bardziej w takich okolicznościach; Lance powinien jej zdaniem zająć się opanowywaniem sztuki perfekcyjnego schodzenia ze szpitalnego łóżka, co by zaimponować lekarzowi prowadzącemu, a nie spędzać czas na rozmyślaniu o nowej naturze byłej partnerki. Ta umiejętność w aktualnych okolicznościach zdawała się być bardziej użyteczna, nawet jeśli okazywała się być dużo mniej podniecająca niż jej zachowanie. To był czas na zajęcie się priorytetami, przyjemności zostawmy sobie na później.
Wiedziała, że żniwo swojego krętactwa zbierze bardzo szybko. Cmoknęła niesmacznie, słysząc drwiący ton nie-męża, nie mając nawet zamiaru opuszczać szabli. - Laidman-Howell... - poprawiła go. Jeśli chciał już ją definiować, powinien dowiedzieć się jakie preferencje co do wyboru nazwiska miała. Nawet w tej wymyślonej sytuacji nie śniła o porzuceniu panieńskiego nazwiska. - Twój syn wyrósł z Kubusia Puchatka. - westchnęła głośno. W jej głowie ich dziecko mogło mieć około sześciu lat, więc nie sądziła, aby chłopcy w tym wieku interesowali się nadal taką literaturą. - Więc potwierdzasz tylko, że jesteś marnym ojcem. - nie miała skrupułów, aby nawet w tej kwestii dźgnąć go małą igiełką. Nie chciała jednak grać złej żony; pomogła mu nawet w podniesieniu się z łóżka i stawianiu pierwszych kroków w stronę drzwi. Szkoda tylko że jej dłoń nieco zbyt mocno zacisnęła się na jego ramieniu, gdy tylko wypowiedział kolejną kwestię dotyczącą chłopca. Miała ogromne pole do popisu, gdyż całe jego ciało nie działało na jego korzyść. Nawet gdyby nie potrafiła mu odpysknąć - odpowiedni uścisk mógł zdziałać wiele.
Gdy wyszli na szpitalny korytarz, a lekarz opuścił widownię ich marnej sceny, zatrzymała się momentalnie. - Ej Lance, zgadnij kim jestem. - wyciągnęła przed siebie ręce i w udawanych mękach, zgięła kolana w delikatnym skłonie. Na ten czas na jej twarzy zagościł ogromny grymas, szybko jednak zastąpiony uśmiechem. Nie, jednak nie miała serca, aby się dzisiaj z niego nabijać. Biedak ledwie stał o własnych siłach, gdy ona trenowała aerobik na szpitalnym korytarzu. - Chodź, odwiozę Cię do domu. Wprawdzie nie jeżdżę czołgiem, ale stary volkswagen też może podołać. - wzruszyła ramionami, wyrównując z nim krok.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Zdawał sobie sprawę, że jakakolwiek walka z Ellą w tym momencie była po prostu walką z wiatrakami, ale hej. Jedne już dzisiaj pokonał, może drugie też mu się uda? Cokolwiek nie sądziła o nim zarówno ona jak i jego lekarz, nie był szalony. To nie był pierwszy raz kiedy ktoś do niego strzelał, czy w inny sposób poturbował tego przystojniaka. Znał swoje ciało na tyle by wiedzieć ile jest w stanie przetrzymać i kiedy rzeczywiście potrzebuje lekarza. Dobra, może nie świadczą o tym te jego kontuzje, których może nabawił się przez przypadek, aczkolwiek podobnie jak teraz, wypisał się stanowczo za szybko ze szpitala bo musiał wrócić do formy. Spoiler alert - nigdy już do niej nie wrócił. Tymczasem stare nawyki nie umierały zbyt szybko. Poza tym, doszli już do tego, że przecież nikt na niego w domu nie czeka, więc gdzie byłby problem gdyby jednak nie trafił do domu?
Oczywiście, że nie zamierzał jej niczego odpuszczać. To całkiem ironiczne, że powiedziała mu te wszystkie rzeczy przy ich ostatnim spotkaniu żeby teraz tak ochoczo i przekonująco udawać jego zakochaną żonę, matkę jego dziecka i zapewne świetnią gospodynię domową. Pewnie w jej wyobraźni mieli dom z ogrodem w Lorne, jeździli minivanem, a on wcale nie był prokuratorem tylko miał jakiś... mniej niebezpieczny zawód. Albo chociaż trzymał się z daleka od tych bardziej niebezpiecznych spraw. Nie zapomnijmy również o tym, że na pewno mają psa i może nawet kota? Perfekcyjne małżeństwo. Ba, po latach bycia razem pewnie nawet na porządku dziennym ze sobą sypiają! Hmm... Na to ostatnie pewnie by nie narzekał. Ella wygląda po prostu świetnie. Chyba nawet lepiej niż ją zapamiętał. Styl życia, który prowadziła na pewno jej służył.
- Oczywiście. Laidman-Howell.. Jak mogłem zapomnieć. - chciał się zaśmiać, ale przypomniał sobie w porę o swoich żebrach, więc po prostu rozbawiony się do niej uśmiechnął - Cholera, dzieci. Tak szybko dorastają. Ani się obejrzysz i zaraz będę musiał uczyć kupować auto na osiemnastkę... Bo to nadal się kupuje na osiemnastki? Nie helikoptery? - zmarszczył lekko brwi przez chwilę faktycznie zastanawiając się nad tym jak to będzie jeśli rzeczywiście dożyje własnego bąbelka. Może już powinien kupić jakąś nieruchomość by nabierała na wartości bo z kierunkiem w którym idzie ten świat, jego dzieci nigdy nie będą miały własnego kąta, chyba, że odziedziczą go po nim.
Syknął cicho kiedy ścisnęła jego ramię i spojrzał na nią oskarżającą - I ty Brutusie? Jak mogła się tak znęcać nad pacjentem. Dopiero wyszedł z całkiem poważnego wypadku, a ona nie dość, że się nad nim znęcała, to co? Czy ona właśnie po prostu otwarcie przedrzeźniała go na szpitalnym korytarzu? Nie wiedział czy powinien być wkurzony czy imponowała mu jeszcze bardziej niż dotychczas. Na razie postanowił po prostu posłać jej nieco nieprzychylny wzrok. Co by nie myślała, że tak bardzo mu się to wszystko podobało.
- Dziękuję kochanie, ale mam już zamówioną taksówkę. Ten miły pa. - wskazał na policjanta przy wyjściu - Odwiezie mnie do domu i będzie pod nim stał przez najbliższe kilka dni. Ciacho, nie? - uśmiechnął się puszczając jej oczko - Miło było Cię zobaczyć skarbie. - zdobył się na miły gest i ucałował ją w policzek, jak zrobiłby to mąż po 10 latach małżeństwa, kiedy płomień pożądania już niestety wygasł.
Lekko kulejąc, ale udało mu się spokojnie dojść do wyjścia, zebrać swojego licencjowanego kierowcę i udać się w drogę do domu. Miło było przez chwilę pożyć, jakby nie mieli między sobą tej całej skomplikowanej historii.

Koniec.

Ella Laidman
ODPOWIEDZ