Starszy oficer mechanik — lorne bay
36 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
I'd rather die tomorrow than live a hundred years without knowing you.
007.

Robin stał na farmie swoich rodziców i nie był pewien czy to co widzi było prawdą. Widział przed sobą, nie jeden, ale dwa, olbrzymie, dmuchane zamki. Wiedział, że to się wydarzy. Wiedział, że do tego dojdzie. Mogliby zorganizować imprezę urodzinową dla Heleny w ściekach kanalizacyjnych, a jego ojciec i tak znalazłby sposób, żeby postawić tam dmuchany zamek. Nie rozumiał tego. Dosłownie był tutaj wczoraj pod wieczór, żeby pomóc porozkładać stoły i namioty i nie było tutaj żadnego zamka. Nie było nawet miejsca na zamek. Obrzucił tylko swojego ojca spojrzeniem wiedząc, że Sal pewnie całą noc spędził na nadzorowaniu tego, żeby zamki były sprawne do rana. Odstawił na bok reklamówki, które przyniósł z napojami. Miał je porozstawiać do skrzynek z lodem, które były porozstawiane przy stolikach, ale na chwilę obecną zaniemówił. Pierwszym jego odruchem było zadzwonienie do Annie, która nie mogła przyjechać od razu z nim. Miała coś do załatwienia w pracy, ale miała tu być niedługo. Jak nie odbierała to postanowił jej dalej nie męczyć. Założył, że może dopina ostatnie rzeczy i rzeczywiście niedługo tutaj będzie. W milczeniu porozstawiał te napoje i już miał iść do rodziców i teściów, żeby dowiedzieć się kto jest odpowiedzialny za te zamki, ale ci zostali uratowani przez zjeżdżających się gości. Impreza miała być mała i skromna, ale oczywiście gdzieś po drodze pojawiły się pomysły, żeby zaprosic zaprzyjaźnionych rodziców z dziećmi, z którymi Helena mogłaby się bawić. Poza tym nikt nie chciał, żeby te zamki rzeczywiście się marnowały. W kryzysowym momencie Robin był pewien tego, że sam zaraz wejdzie na taki zamek poskakać. Na szczęście został uratowany w odpowiedniej chwili. Dostał wiadomość od Annie, że już przyjechała i potrzebuje jego pomocy z ukryciem tortu.
Niezauważony wymknął się do domu i przeszedł do wejścia głównego, gdzie odebrał od Annie ciasta. - Wiedziałaś o tym? - Zapytał szeroko się uśmiechając. Na tym etapie nie był już chyba zbyt wściekły. Śmiechy i zadowolenie dzieci sprawiło, że i Robin przestał się gniewać. Jasne, może ich córka nie będzie o tym pamiętała, ale przynajmniej będzie miała zajebiste zdjęcia. No i inne dzieci będą rozpowiadać jak to dobrze bawiły się na imprezie urodzinowej małej Helenki. - Są dmuchane zamki. Dobrze usłyszałaś. Zamki. Dwa zamki. Nie wiem, które to zrobiło, ale postawili dwa zamki. - Teraz to już się śmiał, bo zdał sobie sprawę z tego jak absurdalnie to brzmiało. - I te zamki są tak świetne, że nawet nie mogę spędzić urodzin córki z córką. - Oczywiście nie miał o to do nikogo pretensji. Najważniejsze było to, że jego córka była szczęśliwa. A widział też, że rodzice i teściowie są szczęśliwi, bo latali z telefonami za dziećmi i nagrywali każdy moment.
- Myślisz, że będzie wstyd jak też pójdę poskakać? - Annie to powie mu chociaż szczerze. - Otworzysz proszę? - Wskazał na lodówkę, w której specjalnie zostało zrobione miejsce na ciasta.
agentka federalna — Australian Federal Police
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Posterunek policji w Lorne Bay zamieniła na oddział policji federalnej w Cairns i teraz próbuje godzić jakoś wszystkie obowiązki świeżo upieczonej agentki z rolą młodej mamy oraz żony marynarza Robina.
/ przed jarmarkiem

Być może Annie dzisiaj zginie.
Nie dosłownie, tak metaforycznie, ale istniała spora szansa na to, że mąż lub teściowa będą chcieli ją udusić. Bardziej jednak mąż, bo tak jakby jednak nieco wygadała jego mamie, że planują urządzić urodziny Helenki i jakoś specjalnie nie protestowała przeciwko planom dziadków małej. No jak mogłaby to zrobić? To ich wnuczka, a i oboje zdecydowanie szli jej na rękę i mocno pomagali we wszystkich przygotowaniach. Jak miałaby im odmówić? O wiele łatwiej było przekonać do wszystkiego Robina, bo przecież ją kochał i na pewno jej to wybaczy! Teściowie też by jej wybaczyli, gdyby jednak nie chciała z nimi współpracować, bo jednak Annie była całkiem udaną synową, więc poniekąd naprawdę była w tym wszystkim rozdarta. Dobrze więc stało się, że praca zatrzymała ją nieco dłużej, ale przecież i tak nie minie jej uczestniczenie w wielkim przyjęciu oraz kelnerowanie gromadce kilkuletnich dzieci.
Mąż nie może jej zabić.
Nie może, prawda?
- Znaczy... Wiedziałam, że twoi rodzice coś planują, ale nie miałam pojęcia, że napompują aż dwa zamki. Rozmawialiśmy tylko o jednym... I to takim... Małym? - mocno niepewnie zerknęła na Robina. O ile do tej pory mógł jeszcze pomyśleć, że to wszystko było jedynie spiskiem jego rodziców, tak teraz musiał już wiedzieć, że to wszystko było ukartowane. - To nie moja wina. To twoja mama przyszła do nas, kiedy ciebie nie było i namówiła mnie na jednego dmuchańca i ja naprawdę nie wiem, w którym momencie zrobiły się z tego dwa dmuchańce.
Bo naprawdę nie wiedziała! Nagle stanął jeden, potem zaraz drugi i chyba ten drugi wydawał jej się fajniejszy. Miał więcej wieżyczek, więcej atrakcji i... No nie mogła powiedzieć Callaway'om, żeby któregoś z nich się pozbyli. I to nie tak, że zrzucała teraz całą winę na teściową. Ona sama również była temu winna, ale czy Robin musiał o tym wiedzieć?
Pewnie i tak już wiedział. Ale czy musiał się na nią wściekać?
- Ale to właśnie dla was! Zostaw to wszystko, my sobie z tym poradzimy, a ty korzystaj z tego, że jesteś w domu. Jeśli tylko dziewczynki wpuszczą cię na dmuchańca, to zdecydowanie powinieneś tam wejść - uśmiechnęła się. - Tak, poczekaj - i lodówka była już otwarta. - Wiesz co, przy okazji wyjmę sałatkę od mojej mamy - i zaczęła wyciągać salaterkę. - My naprawdę nie myślałyśmy, że to się tak rozwinie, ale kiedy ustalałam wszystko z twoją mamą, to twój tata musiał nas podsłuchiwać, potem doniósł wszystko mojemu tacie, on mojej mamie i jakoś tak wyszło...
Czyli to nie była wina konkretnej osoby, więc cała odpowiedzialność jakoś się rozmyła.

Robin Callaway
Starszy oficer mechanik — lorne bay
36 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
I'd rather die tomorrow than live a hundred years without knowing you.
Początkowo patrzył na nią lekko zadziwiony, ale dosyć szybko zdziwienie zostało zastąpione przez rozbawienie.
- Wiedziałaś o tym. – Wycelował w nią palec i nadal będąc rozbawionym pokręcił głową z niedowierzaniem. Domyślił się, że Annie wiedziała więcej niż on, ale postanowiła mu o tym nie mówić, bo znała jego nastawienie. No i w sumie dobrze zrobiła. Gdyby mu powiedziała to pewnie przychodziłby tutaj zestresowany, że wywoła jakąś kłótnie z rodzicami. A wiadomo, że nie chciał tego robić. Kiedy już wylądował na tej imprezie, zobaczył te zamki, słyszał śmiechy i zadowolenie dzieci to nie mógł się dłużej gniewać. To wyglądało jak wymarzone urodziny dla dziecka. Nawet jeżeli Helenka miałaby tego nie pamiętać. Będzie miała fajne zdjęcia, które będą zajebistym wspomnieniami. A pamiętać za nią będą Annie i Robin. – No to mamy dwa duże zamki. – Poinformował ją. – Jestem tylko ciekawy czy tata je wynajął czy postanowił je kupić i te zamki staną się teraz nieodłączną częścią jego farmy. – Jeszcze przed narodzinami swojej córki, Robin nigdy nie podejrzewałby swojego ojca o to, że zaburzyłby widok na swoją farmę i jej tereny stawiając szkaradne dmuchane zamki. Teraz jednak wiedział, że to nie bujda kiedy mówią, że dziadkowie są w stanie oszaleć na punkcie wnuków.
- Dla was? – Zaśmiał się, bo wiadomo, że nie chciał być traktowany jak duże dziecko, ale jednocześnie odkąd zobaczył te zamki to jedyne o czym marzył to o tym, żeby sobie tam poskakać. W niektórych momentach mógłby nawet pozwolić innym dzieciom dołączyć do zabawy. – Gorzej jak zaproponuję im wojnę i ja będę złym królem w jednym zamku, a one masą bezbronnych księżniczek w drugim. – Wiadomo, że pozwoliłby dziewczynkom wygrać, bo jeszcze chciał swoją córkę utrzymać w tej bańce, gdzie dobro zawsze zwyciężało nad złem. Świat był posrany sam w sobie, nie chciał zabierać córce dzieciństwa informując ją o tym jakie życie jest niesprawiedliwe. Na to przyjdzie jeszcze czas.
Podziękował za otworzenie lodówki i umieścił tam tort. Wpasował się idealnie. – Wziąć coś jeszcze? – Zapytał zerkając do lodówki i w sumie nie wiedział co jest czym, więc grzecznie czekał na to jak Annie go ewentualnie poinstruuje. – Ja naprawdę jestem pewien, że jak mój ojciec remontował ten dom to upewnił się, żeby zbudować tu jakieś dziwne tunele, które umożliwiają mu podsłuchiwanie każdej rozmowy w tym domu. – Oczywiście żartował sobie, chociaż rzeczywiście Salvador sprawiał wrażenie człowieka, który rzeczywiście wie wszystko. A jeżeli nie wie to jest po prostu fantastyczny w czytaniu w myślach.
Robin skorzystał z okazji, że są sami i podszedł do żony, objął ją w pasie i ucałował w szyję. – Wiesz, że cię kocham, nie? – Zapytał z uśmiechem. – Nawet jak udajesz, ze nie wiedziałaś o zamkach. – Dodał i złożył jeszcze jeden pocałunek na jej policzku.
agentka federalna — Australian Federal Police
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Posterunek policji w Lorne Bay zamieniła na oddział policji federalnej w Cairns i teraz próbuje godzić jakoś wszystkie obowiązki świeżo upieczonej agentki z rolą młodej mamy oraz żony marynarza Robina.
No wiedziała. Co miała teraz powiedzieć? Zacząć się wykręcać? Nie, to byłoby kiepskie posunięcie. Wolała zadbać o to, żeby dzisiejszy dzień był przyjemny zarówno dla małej, jak i dla nich samych. Bo fakt, dziewczynka nie będzie zbyt wiele pamiętała, ale kiedyś otworzy album ze zdjęciami (bo Annie przygotuje jej prezent na osiemnaste urodziny - wywoła zdjęcia córki dokumentujące jej dorastanie i włoży go to specjalnego, okolicznościowego albumu, który podaruje dorosłej już Helenie), na pewno będzie zachwycona.
- Tego nie wiem. Wolałam już o nic nie pytać - uśmiechnęła się. - Ale wcale nie zdziwiłabym się, gdyby uznał, że przynajmniej jeden z nich będzie dobrą inwestycją. Wiesz, są Cece, Scarlet, Harper, jesteśmy my... Pewnie liczy na to, że będzie miał więcej wnuków. Pomyśl tylko, co będzie za kilka lat, kiedy wszędzie będą biegały dzieci i to nie tylko w dniu urodzin któregoś z nich.
Ta wizja naprawdę jej się podobała. Sama miała masę rodzeństwa i była przyzwyczajona do gwaru oraz ciągłej obecności ludzi gdzieś w pobliżu. Dzisiejszy dzień był dla niej szalenie ważny i naprawę chciała, by wszystko wypadło perfekcyjne. Przede wszystkim zależało jej jednak na tym, by goście dobrze się dziś bawili. Jeśli elementem tego miałaby być wojna pomiędzy załogą dwóch zamków, to ona chętnie w to wejdzie.
- Pomogłabym ci. Mogłabym odegrać rolę złej królowej - zaśmiała się. Niespecjalnie się do tego nadawała, ale nie zostawiłaby przecież Robina samego. Oczywiście ona również pozwoliłaby wygrać dzieciom, bo podobnie, jak mąż, wierzyła w to, że maluchy trzeba chronić przed złem tego świata. To dlatego zmieniła pracę i również z tego powodu była gotowa wspomóc małżonka.
- Wiesz co... Nie, póki co zanieśmy to. Zobaczę potem czego brakuje na stołach i najwyżej coś doniesiemy - zarządziła. Kuchnię znała doskonale, więc w razie czego nie będzie miała z tym żadnego problemu. Dawniej, kiedy dopiero zaczynali się spotykać, trochę się krępowała, ale dziś czuła się tu niemal tak swobodnie, jak w swoim własnym domu. To dlatego nie panikowała juz na samą myśl, że teściowa lub teść mogliby wparować nagle do pomieszczenia i nadziać się na odrobinę czułości.
- Wiem - uśmiechnęła się. - Chyba muszę popracować trochę nad kamienną miną podczas ściemniania - zaśmiała się pod nosem i również cmoknęła męża w policzek. Zawodowo kłamała całkiem nieźle, prywatnie bardzo nie lubiła tego robić. - To co, idziemy?
Trzeba w końcu dostarczyć trochę prowiantu armii biegających dzieci. Najszybciej biegała oczywiście ich mała Helenka!

Robin Callaway
Starszy oficer mechanik — lorne bay
36 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
I'd rather die tomorrow than live a hundred years without knowing you.
Robin nie miałby serca wściekać się na Annie. Nie musiał ją nawet o nic pytać. Wiedział, że tak naprawdę zrobiła to wszystko mając na uwadze dobro Annie. Prawdopodobnie Robin zrobiłby to samo, gdyby był na miejscu. Oczywiście martwił się o pieniądze i o przyszłość, chociaż nie miał do tego podstaw. Uważał, że oboje zarabiają na tyle dobrze, że nawet przy bardzo dobrym życiu, są w stanie zapewnić sobie i dziecku (a nawet i dzieciom!) stabilną przyszłość. Mimo wszystko stresował się lekko. Może w sumie bardziej o to, że po prostu nie chciałby, żeby Helenka była rozpieszczona? Z drugiej strony, trochę na to już za późno. Dziadkowie rozpieszczali ją do granic możliwości.
- Masz rację. – W sumie nie byłby to głupi pomysł. A jednak Salvador miał głowę biznesmena. Wszystko było dla niego inwestycją i planami na przyszłość. Robin chciałby być jak swój ojciec i nie myśleć o umieraniu, o końcu i chciałby cieszyć się takim wydawaniem pieniędzy. Na proste rzeczy, które sprawiały radość, ale jednocześnie były inwestycją dla całej rodziny. – Gdzie on to wszystko trzyma? – Rozejrzał się po domu, który był ładnie urządzony, mieli sporo rzeczy, ale nie było tutaj żadnego przesytu. Raczej zdjęcia całej rodziny na każdym kroku. Zupełnie jakby Sal i Jenny ładowali baterie patrząc na swoje dzieci. – Tak sobie myślałem, że może… może my też będziemy mogli wrócić do rozmowy o tym. O powiększeniu rodziny. – Zaproponował. Zawsze chciał mieć przynajmniej trójkę dzieci. Nie myślał o tym, żeby bawić się w kolejne dziecko już teraz, chciał żeby Annie miała czas na to, żeby poczuć się komfortowo w nowej pracy. Ale później? Dlaczego nie? Helena była fantastyczna. Młodszy braciszek byłby idealnym dodatkiem.
- Wiesz, że chętnie przyjmę twoją pomoc. Jestem pewien, że dzieci wolałyby walczyć ze złą królową niż ze złym królem. – Uśmiechnął się. – Wtedy mógłbym być złym Łowcą na twoich usługach. – Bardziej pasujące do znanej bajki. Tylko, że w tym przypadku Łowca nie zmieniłby zdania i nadal stałby u boku swojej królowej. Wszystko po to, żeby pokazać dzieciom, że niezależnie od tego ile spotkają na swojej drodze przeszkód, będą w stanie wygrać.
- Wedle rozkazu, moja królowo. – Wykonał ukłon, żeby jej pokazać, że on to już się wczuł w rolę Łowcy i każde jej słowo było dla niego rozkazem. Naturalnie wszystko robił z uśmiechem na ustach. – Mam nadzieję, że będziesz mnie wołała do pomocy, okej? Chcę być dzisiaj przylepą, żeby każdą wolną chwilę spędzać z tobą. Nawet jak będę zmuszony do pomagania i mycia naczyń czy czegokolwiek. – Do Helenki i tak się pewnie niespecjalnie dopcha, bo ta spędzała czas na zabawie z innymi dziećmi i pewnie dziadkowie ją okupowali. Nie chciał jej tego zabierać. W urodziny powinna być w centrum zainteresowania. Robin nacieszy się nią w domu.
- Zdecydowanie. Chociaż miej na uwadze to, że na twoją niezbyt kamienną minę ciężko jest być złym. – Co prawda on w ogóle nie chciał być zły na Annie. Nie chciał się kłócić tym bardziej, że nie zawsze mieli tyle czasu, który mogliby spędzać wspólnie. Po co marnować go na kłótnie i bycie złym? – Wolałbym zostać tutaj z tobą, ale chodźmy. Córka za tobą tęskni. – Pocałował ją jeszcze raz i rzeczywiście wyszli na ogród, żeby dołączyć do ludzi i panującego gwaru i obecnego pisku dzieci.
agentka federalna — Australian Federal Police
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Posterunek policji w Lorne Bay zamieniła na oddział policji federalnej w Cairns i teraz próbuje godzić jakoś wszystkie obowiązki świeżo upieczonej agentki z rolą młodej mamy oraz żony marynarza Robina.
Jej teść rzeczywiście miał głowę do interesów. Był również przy tym wspaniałym człowiekiem i Annie miała absolutną pewność, że jej Robin jest dokładnie taki sam. Był fantastycznym mężem i cudownym ojcem i nie było nic dziwnego w tym, że Halsworth na niego poleciała, podobnie jak przed laty młoda Jenny poleciała na młodego Salvadora.
- Wiesz, że jestem na tak - uśmiechnęła się. Nie omieszkała się do niego przytulić, bo zdecydowanie trzeba docenić to, że oboje myśleli o tym w ten sam sposób. Chcieli mieć więcej dzieci, a teraz, kiedy faktycznie mieliby na poważnie zacząć planować pojawienie się na świecie kolejnych Callaway'ów, nie pozostawało jej nic innego, jak tylko cieszyć się, że trafił jej się mąż, który myślał o życiu w sposób podobny do niej. Nie ma co, całkiem nieźle się dobrali.
- Może spróbujemy zmontować ci na szybko jakiś prowizoryczny łuk i wystrugamy kilka strzał? - zaśmiała się. Młodszy brat byłby idealnym dodatkiem nie tylko dla Helenki, ale i dla niego. Zabawy w zamki, księżniczki, wspólne picie herbatki to wspaniała rozrywka, ale oczami wyobraźni widziała już Robina majsterkującego z synem gdzieś w garażu i musiała przyznać, że ta wizja szalenie jej się podobała.
- Okej. To jej dzień, niech dziś po prostu będzie dzieckiem, a my zajmiemy się całą resztą - cmoknęła go jeszcze w policzek. Niech mała się wyszaleje, jak przystało na radosne i szczęśliwe dziecko. Wtedy i oni będą zadowoleni. A skoro Helenka się zmęczy, to może wieczorem szybciej zaśnie i jej rodzice będą mieli trochę czasu tylko dla siebie. Kto wie, może zaczną wtedy rozmawiać o rodzeństwie dla małej?
Póki co musieli zapanować nad chaosem, jaki panował właśnie na zewnątrz. Bo owszem, wokół domu teściów biegało niemalże stado kilkuletnich dzieci. Jedne były nieco starsze, inne dopiero nauczył się chodzić i próbowały nadążyć za resztą, a gdzieś w tym wszystkim była gwiazda dnia - mała Helenka. Kiedy zobaczyła rodziców, pomachała im tylko i pobiegła dalej, bo dziadek Salvador zarządził właśnie konkurs w skakaniu w dmuchanym zamku. Reguły były znane chyba tylko jemu, ale Annie podejrzewała, że każdy uczestnik i tak zostanie nagrodzony czymś słodkim.
- Wiedziałam, że twój tata świetnie radzi sobie z dziećmi i organizowaniem tego typu imprez, ale tego chyba się nie spodziewałam - szepnęła mężowi, gdy stawiali na stole tacki z jedzonkiem. - Myślisz, że powinniśmy interweniować? Jakoś go zastąpić albo zasiąść w jury, żeby trochę go odciążyć?
Nie chciała, żeby teść dostał jakiegoś zawału! Naprawdę doceniała to, że tak się angażował, ale sama musiała uczyć się powoli ogarniania chmary dzieci. Kto wie, na jakiej cyfrze zatrzyma się ich własny licznik?

Robin Callaway
Starszy oficer mechanik — lorne bay
36 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
I'd rather die tomorrow than live a hundred years without knowing you.
Uśmiechnął się szeroko. Pokiwał z entuzjazmem głową. Gdyby nie jej nowa praca, to Robin zaproponowałby, żeby już się tym zajęli. Na szczęście nie był typowym facetem i nie wymagał, żeby jego żona poświęcała swoją karierę dla bycia kurą domową. Mieli jeszcze czas na to, żeby starać się o kolejne dziecko. Cieszył się tylko z tego, że mieli podobne poglądy na przyszłość. Robin nie miał zamiaru się zatrzymywać na jednym dziecku. Dwa to już byłoby coś co by mu wystarczyło. Ale jedno? Nie ma takiej opcji. Wychował się w dużej rodzinie i tego samego chciał dla swoich dzieci. Wpadł nawet na pomysł, że w takim wypadku będzie mógł przemyśleć swoją karierę. Annie nie musiała się poświęcać. On mógł to zrobić. I tak odwaliła kawał dobrej roboty przy Helence. A po urodzeniu drugiego dziecka mogłaby na spokojnie wrócić do domu i Robin przejąłby opiekę. Tak, mógłby to zrobić. Kochał swoją pracę, ale rodzinę kochał mocniej. Nadszedł czas na poświęcenia.
- Wiesz co… widziałem świetny plastikowy łuk w sklepie. Chciałem go kupić, ale uznałem, że Hela jest jeszcze za mała. – Pokręcił głową z niedowierzaniem. Może córeczka była za mała, ale Robin na pewno nie był. Byłoby mu do twarzy z takim zajebistym, plastikowym łukiem. A później przekazałby kołczan córce. Udawałby, że Hawkeye przechodzi na emeryturę i przekazuję prawo do ochrony miasta małej Kate Bishop. Eh.
- Fantastycznie! – No nie mógłby być szczęśliwszy. Kto to widział mieć tak ugodową żonę. Nie musiał się nawet przed nią płaszczyć i tracić resztek męstwa. Proponował coś i godziła się bez problemu. Naprawdę żałował, że nie bywał w domu częściej. Chociaż wychodził trochę z założenia, że jakby był tutaj częściej to i oni mieliby siebie dosyć częściej. Dobra, może przemyślenie swojej kariery nie powinno mu przychodzić tak łatwo. Powinien to też omówić z Annie. Zdecydowanie.
Robin stanął sobie i obserwował ten cały chaos. Rodzina i przyjaciele, pełno dzieci, wszyscy z uśmiechami na twarzach (no może poza dziećmi, które kłóciły się o jakąś zabawkę). Miał idealne życie. Przeniósł wzrok na swojego ojca i z szerokim uśmiechem obserwował to co ten człowiek wyczyniał. Skąd on miał tyle energii to Robin nawet nie wiedział. Domyślał się, że może Jenny i Sal przeżywają drugą młodość będą dziadkami i to im dodaje energii do życia, o której nawet nie wiedzieli, że mają.
- Masz rację, idę sprawdzić czy mi tato nie wykituje. – Zaśmiał się cicho, ucałował Annie w policzek i lekkim truchtem podbiegł do zamku, w którym jego ojciec chyba bawił się lepiej niż te wszystkie dzieci razem wzięte. W sumie to Robin nawet nie czekał długo, szybko zdjął buty i dołączył do wszystkich na zamku. Też chciał wziąć udział w zwodach w skakaniu. Nieznajomość zasad mu nie przeszkadzała. Wziął nawet na jedno ramię jedno dziecko, a na drugie Helenke i skakał tak z nimi licząc na to, że ich trójka wygra ten konkurs bez zasad. Jak przestał skakać i zdjął to bezimienne dziecko z ramienia to trzymał już samą Helenkę i wskazał jej Annie, która na nich patrzyła. Oboje zaczęli jej machać i wysyłać buziaczki. Robin przez cały czas lekko podskakiwał i ucałował nawet córeczkę.
agentka federalna — Australian Federal Police
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Posterunek policji w Lorne Bay zamieniła na oddział policji federalnej w Cairns i teraz próbuje godzić jakoś wszystkie obowiązki świeżo upieczonej agentki z rolą młodej mamy oraz żony marynarza Robina.
Gdyby nie jej nowa praca, to już teraz chętnie chodziłaby po mieście z ciążowym brzuszkiem. Dopóki pracowała w miejscowej policji, nie widziała przed sobą zbyt wielu szans rozwoju. Nawet gdyby przestała patrolować miast, to ile pracy mogli mieć tu detektywi? Pod tym względem Cairns oraz służby federalne zdecydowanie wygrywały. Zresztą, obecna praca miała ten plus, że nie musiała biegać w mundurze po mieście i jeździć radiowozem po dzielnicach cieszących się złą sławą, więc ciąża nie popsułaby jakoś wybitnie jej zawodowych planów. Mogła pracować przy biurku, mogła zajmować się papierkową robotą... Możliwości było wiele. No i umówmy się, już same prace nad powiększeniem rodziny były całkiem miłe, a życie polega również na tym, by zapewniać sobie przyjemności.
Najwięcej ich miała dziś mała Helenka, chociaż w tym momencie Annie nie była do końca pewna, czy przypadkiem teść lub mąż już jej nie przebili. Zdecydowanie było widać w nich wszystkich geny Callaway'ów. Nie to, żeby geny rodziny Halsworth były gorsze, ale radość, jaka biła od rodziny Robina, była czymś nie do opisania. Nic dziwnego, że i na jej twarzy również pojawił się uśmiech, a był on tym większy, im więcej buziaków dostała od swoich bliskich. Nie trzeba było chyba nawet zbyt długo czekać, aż blondynka postanowi do nich dołączyć.
- No i jak bawi się nasza księżniczka? - póki co nie wchodziła jeszcze do zamku. Stanęła tuż obok niego i poczekała, aż rozemocjonowana Helenka podejdzie na moment (czy może raczej doskoczy), by Annie mogła podać jej wodę w kubku niekapku i przy okazji poprawić jej sukieneczkę. Ta pozawijała się nieco tu i ówdzie przy oddawaniu się radosnym zabawom na dmuchańcu. Dziewczynka zaczęła oczywiście opowiadać o swoich wrażeniach, ale nie do końca dało się zrozumieć, co konkretnie miała na myśli. Raz, jej zasób słów nie był jeszcze szalenie rozwinięty, dwa, była tak rozemocjonowana, że własna matka nie do końca rozumiała język, jakim próbowała się porozumieć.
- Chyba jest dobrze - szepnęła niemal bezgłośnie do Robina, starając się wyraźnie poruszać wargami, by mógł wszystko z nich odczytać. - Poskaczcie jeszcze chwilę, a my w tym czasie zaczniemy powoli szykować tort. Rozstawianie talerzyków dla tylu dzieci na pewno trochę potrwa - uśmiechnęła się. Dobrze, że w odwodzie były talerzyki plastikowe, takie które na pewno nie uszkodzą się w czasie zabawy, a ich żywe kolory na pewno przyciągną uwagę zebranych.

Robin Callaway
Starszy oficer mechanik — lorne bay
36 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
I'd rather die tomorrow than live a hundred years without knowing you.
Robin był tak wdzięczny światu za to jaką miał rodzinę. Tą, w której się wychował. Zapewne gdyby nie jego rodzice to nie byłby człowiekiem, którym jest teraz. Wiedział, że nie tylko on był szczęściarzem. Gdyby tak było to na bank nie miałby tak cudownego rodzeństwa, które przecież też nie było jakieś problematyczne. Gdyby nie miłość Jenny i Sal i tego jak tą miłością obdarowywali swoje dzieci, to Robin nie byłby w stanie założyć rodziny, którą obecnie miał, a która bardzo szybko stała się jego priorytetem. Oczywiście czasami zdarzały się momenty, kiedy docierało do niego to, że żeby stworzyć rodzinę z Annie, musiał złamać serce człowiekowi, którego uważał za miłość swojego życia. Gdyby mógł to wszystko rozegrać tak, żeby nie łamać serca Ericowi to pewnie by to zrobił. Teraz jednak to Annie była całym jego światem i nie żałował tego, że się w niej zakochał. Przyszło mu to tak łatwo, że nawet nie był w stanie nigdy kwestionować słuszności swoich uczuć.
- Mam nadzieję, że lepiej ode mnie. – Robin bawił się zajebiście, ale musiał pamiętać, że to była impreza dla jego córki, nie dla niego. No i dlatego chciał, żeby bawiła się lepiej niż on. Ale wszystko na to wskazywało. Sam Robin padł na kolana przy wejściu do zamku i słuchał opowiadań rozemocjonowanej Helenki. Uśmiechał się przy tym szeroko, a czasami nawet parskał śmiechem, bo sam córki nie rozumiał. Zerkał tylko co jakiś czas na Annie, żeby podłapać jej spojrzenie i bez słów zakomunikować między sobą, że rzeczywiście żadne z nich jej nie rozumie. Otarł sobie pot z czoła, który mu się zebrał od tych wszystkich wygibasów.
Podniósł kciuk do góry, żeby dać jej znać, że jak najbardziej, wszystko jest okej. Goście bawili się dobrze, dzieciaki krzyczały i się śmiały, były szczęśliwe. On był szczęśliwy. Aż serce mu się łamało na myśl, że będzie musiał niedługo znowu je zostawić na parę miesięcy. Szybko jednak odgonił od siebie te myśli. To nie była dobra pora na to, żeby o tym myśleć. – Dobra. Dajcie znać jak będzie gotowe. – Rzucił i chwycił Helenkę, którą miał zamiar porwać w dalszą zabawę. Teraz udawał złego wilka, który chciał ją zjeść. Ja niedawno musiałam uczestniczyć w czymś takim i niestety dzieci to lubią. Dziwne, ale co ja mogę. Także Robin jeszcze przez dwadzieścia minut ganiał dzieci krzycząc, że jest złym wilkiem. Udawał przy tym fajtłapę, który nie jest w stanie złapać żadnego dziecka.
Zaraz jednak dotarły do niego głosy, że tort jest gotowy i można wołać solenizantkę. Robin z córką na rękach podszedł do stołu. – Gdzie honorowe miejsce dla mojej księżniczki? – Zapytał i zaraz szybko zlokalizował spojrzeniem Annie, do której podbił, żeby przekazać Helenkę, która była gwiazdą dzisiejszego dnia.
agentka federalna — Australian Federal Police
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Posterunek policji w Lorne Bay zamieniła na oddział policji federalnej w Cairns i teraz próbuje godzić jakoś wszystkie obowiązki świeżo upieczonej agentki z rolą młodej mamy oraz żony marynarza Robina.
- No nie wiem, wyglądasz na zachwyconego tym dmuchanym zamkiem. Ani troche nie zdziwię się, jeśli zamówisz taki sam i ustawisz go w naszym salonie - zaśmiała się. Oczywiście z tym salonem żartowała, bo jednak ich dom nie był aż tak duży, by pomieścić w nim potężne, dmuchane zamczysko, ale ogród... Tak, tam zdecydowanie zmieściłby się jakiś zamek. Oczywiście odpowiednio mniejszy, niż ten, który jej teść zafundował wnuczce. Kto wie, może za kilka lat dorobią się większego domu (co byłoby uzasadnione przy większej liczbie dzieci) i wtedy ulokują w środku kilka dmuchanych nieruchomości.
Zdecydowanie nie warto myśleć teraz o kolejnym rejsie. Warto skupić się na przyjemnie spędzonych chwilach, by zachować w pamięci najprzyjemniejsze wspomnienia. Jednym z nich zdecydowanie będzie widok małej Helenki zaskoczonej tortem oraz prezentami. Bo hej, wypiek, który był dla niej przeznaczony, zdecydowanie zdawał się być idealnym. Nie zabrakło księżniczkowych dekoracji, by dziewczynka rzeczywiście czuła się dziś niczym prawdziwa gwiazda, którą niewątpliwie była w gronie ich rodziny. Nie było więc nic dziwnego w tym, że spora część kobiet (a przynajmniej Annie, jej mama oraz teściowa) zaszył się w kuchni, by wszystko dokładnie sprawdzić oraz przeliczyć ilość świeczek. Liczenie do dwóch nie było specjalnie trudne, ale z każdą świeczką panie dawały sobie dłuższą chwilę na wspominanie historyjek z życia małej. Być może trwało to odrobinkę dłużej, niż powinno, ale czy można im się dziwić? Ani trochę. Dobrze, że dzielny Robin ze wszystkim dał sobie radę i dzielnie przetrwał wszystkie dodatkowe atrakcje fundowane mu przez dzieci.
Tort był już gotowy, nie pozostało już nic innego, jak tylko odśpiewać młodej tradycyjne "sto lat". Helena wiedziała już chyba, co się święci, bo gdy tylko znalazła się na rękach mamy, od razu zaczęła się śmiać i poklaskiwać.
- Chyba jesteś jeszcze za mała na dmuchanie świeczek, więc ja i tata przejmiemy tę rolę, a ty nam pomożesz, dobrze? - delikatnie uszczypała córkę w policzek i przeszła bliżej Robina. Wiadomo, że miał największe płuca z ich trójki, więc to pewnie on zdmuchnie obie świeczki, ale niech chociaż przez chwilę młoda myśli, że to jej dzieło.
- Cie tojta - dziewczynka najwyraźniej doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że słodki wypiek był pyszny, ale czy można jej się dziwić? - I pjezienty!
Oho, aż za dobrze słuchała ostatnio dorosłych oraz ich rozmów o organizacji przyjęcia. Zakup prezentów był tu nieodzowny. Na szczęście dziewczynce udało się rozbawić wszystkich zebranych i chyba nikt nie wątpił w to, że rodzice nie wychowali jej na małą materialistkę.

Robin Callaway
Starszy oficer mechanik — lorne bay
36 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
I'd rather die tomorrow than live a hundred years without knowing you.
Przez chwilę udawał, że na poważnie rozważa taki pomysl. – Są takie zamki, ale mniejsze? – Zapytał, ale naturalnie wiedział, że czegoś takiego nie zrobi. A przynajmniej nie w salonie. Za często korzystali z salonu, żeby go blokował takim zamkiem. A wiadomo, że jakby człowiek zainwestował w taki zamek, to nie byłoby to coś co byłoby rozkładane sezonowo. Jak już coś takiego się rozstawi to musi to postać przez kilka tygodni. Tak, to nie jest rozrywka na dwa wieczory. Jego myśli zaraz uciekły w stronę ogrodu. To też było dobre rozwiązanie. Lepsze niż wykorzystanie salonu. Z drugiej jednak strony… nie zawsze była dobra pogoda na to, żeby na ogrodzie mieć dmuchany zamek. W końcu jednak zaczął myśleć o tym, że skoro planuje rzucić pracę i zostać ojcem, który czas będzie spędzał w domu, to mógłby być ojcem, który ma jakieś zainteresowania. Na przykład jak ci tatusiowie co ręcznie wykonują meble i zabawki dla swoich dzieci. Robin mógłby być tym ojcem, który przerabia cały pokój na pokój, który byłby dmuchanym zamkiem. Czegoś takiego jeszcze w Internecie nie widział. Zapewne dlatego, że nie spędzał w tym Internecie tak dużo czasu. Może jakby tam siedział to dotarłoby do niego to, jak debilnym pomysłem była ta myśl. No i pewnie Annie nie byłaby zadowolona, gdyby pewnego dnia wróciła do domu, a tam Robin przerabia jakiś pokój na dmuchany zamek. Pewnie musiałby w nim spać przez jakiś czas.
Tort rzeczywiście wyglądał fantastycznie. Przez chwilę Robin nawet nie mógł uwierzyć w to, że był prawdziwy. Ludzie teraz mieli takie talenty do robienia wypieków, że aż szkoda było to wszystko kroić i jeść. Czuł jednak jak córka zaczęła machać nogami na widok różowiutkiego wypieku. Szybko przekazał ją Annie, która stała najbliżej miejsca honorowego dla córki. Przy okazji wyjął z kieszeni telefon i na szybko cyknął kilka fotek. Nie stresował się tym, bo jednak widział, że wiele osób ma już wycelowane w nich obiektywy. Plusy posiadania dużej rodziny, która była gotowa celebrować każdy moment z życia ich córki.
- Pamiętaj, że bez ciebie nie damy rady. – Nachylił się do córki, żeby przez przypadek nie obraziła się za to, że chcą jej zabrać zabawę. Robin poza tym, że chciał jej pomóc, to najzwyczajniej w świecie obawiał się tego, że Helenka z jakiegoś dziwnego powodu mogłaby znaleźć się zbyt blisko ognia. Niby była to niewielka świeczka, ale ogień szybko podłapie. Zaśmiał się słysząc prośbę swojej córki. Jedzenie i prezenty. Prawdziwa kobieta z priorytetami. – Dobra. Ale najpierw musimy ci zaśpiewać pieśń urodzinową. Bez tego się nie obejdzie. – Musieli to odbębnić, bo wiedział, że im córka będzie straszą tym rzadziej będzie chciała, żeby jej to śpiewali. Robin zabawił się w dyrygenta, wyprostował się i dłońmi zaczął gestykulować, żeby zachęcić wszystkich do śpiewania. Co prawda nie musiał za bardzo nikogo zachęcać, bo wszyscy byli w imprezowym nastroju. Oczywiście odpowiednim do imprezy dwulatki, a nie takim +18. Helenka nie przejmując się tym, że to jej urodziny, próbowała śpiewać ze wszystkimi, ale najbardziej skupiała się na klaskaniu i śmianiu się. Kochała być w centrum zainteresowania. W końcu jednak piosenka się skończyła i nadszedł czas na dmuchanie świeczek. – Gotowa? – Pytanie skierował do córki, ale zerknął też na Annie, którą przy okazji złapał za rękę. – Zaczynaj. Pomożemy ci. – Zapewnił córkę i poczekał aż ta zacznie dmuchać. Jak nie dawała rady, to rzeczywiście jej pomógł. –Nie wierzę! Dałaś radę całkowicie sama. Jesteś już taka duża! – Oczywiście nie dała rady, bo oboje jej pomogli, ale Robin chciał pokazać córce, że im jest starsza tym jest silniejsza. Ponownie wszyscy bili brawo i wiwatowali na cześć małej Helenki. Przyszedł czas na krojenie tortu, więc Robin z przyjemnością wziął córkę na ręce i pozwolił, żeby Annie zajęła się krojeniem. Stał jednak niedaleko, żeby mała mogła wszystko obserwować. – Myślisz, że w środku też jest taki różowy i księżniczkowy? – Zapytał córeczkę spoglądając na nią z uśmiechem.
agentka federalna — Australian Federal Police
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
Posterunek policji w Lorne Bay zamieniła na oddział policji federalnej w Cairns i teraz próbuje godzić jakoś wszystkie obowiązki świeżo upieczonej agentki z rolą młodej mamy oraz żony marynarza Robina.
Coś podpowiadało jej, że nie tylko Helenka korzystałaby z uroków zamku. Chyba nie trzeba mówić, kto bawiłby się czasem w księżniczkę i rycerza, gdyby tak jedno lub drudzy dziadkowie któregoś weekendu zgarnęli Helenkę na pidżama party połączone z oglądaniem zwierzątek gospodarskich. Wszyscy byliby zadowoleni. Gdyby jednak Robbin postanowił przerobić na zamek na przykład blaszany garaż lub jakąś szopę, w której trzymał swoje narzędzia, z całą pewnością nie miałaby nic przeciwko, by przeniósł swój męski kącik chociażby do piwnicy. Poddasza mu nie odda. Kiedyś powstaną tam pokoje dla miliona małych Callaway'ów. Nie wyobrażała sobie, że mogliby zejść poniżej pewnego pułapu. Okej, milion to może przesada, ale taka trójka, no, w porywach czwórka, to taki jej ideał. Duża rodzina zdecydowanie była czymś dobrym. Oboje w takich dorastali, wyrośli z nich całkiem fajni ludzie, a i teraz ona sama mogła skupić się na pilnowaniu córki, a nie na robieniu zdjęć. Być może na części z nich wyjdzie niezbyt korzystnie, ale hej, to nie ona była dziś gwiazdą dnia. Była nią jej Helenka. Zdaje się, że mała szykowała się już wcześniej na to, że będzie dmuchała świeczki, bo zaczęła się delikatnie nadymać, próbując złapać dostatecznie dużo powietrza, by zgasić AŻ dwie śweczuszki (dopóki młoda nie zacznie rozpoznawać cyfr, tak będzie łatwiej. "Masz dwa latka. Zobacz, raz, dwa. Jedna świeczka na jeden rok."), ale rodzice jej pomogą. Wcześniej jednak trzeba odśpiewać pieśń.
Okej, nawet ona zrobiła córce jedno lub dwa zdjęcia, bo jednak ciężko było jej się powstrzymać przed fotografowaniem roześmianej dziewczynki. Potem jednak zajęła się już krojeniem tortu.
- Na pewno jest. Słyszałam, że w środku są truskawki, które bardzo lubisz, dlatego musisz zjeść cały kawałek.
Oczywiście nie będzie tak duży, jak kawałek dla Robina, Helenka dostanie też plastikowe sztućce, żeby nie zrobiła sobie krzywdy, ale zdecydowanie będzie musiała poradzić sobie ze swoją porcją. Dziś obowiązywała taryfa ulgowa, jeśli chodzi o jedzenie słodkości. Raz w roku każdemu się należy.
Na szczęście dalszym krojeniem zajęła się już jedna z babć, by rodzice małej mogli trochę ją nakarmić.
- Pyszny ten tort. Taki niezbyt słodki - podeszła do nich jedna z ciotek. - No i co tam u was, kochani? Jak żyjecie? Co w pracy? Ta wasza Helenka jest tak urocza, że aż chciałoby się ją schrupać - cioteczka zasypała ich pytaniami.

Robin Callaway
ODPOWIEDZ