wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
002.
Chcę wierzyć, że to dobry plan
Zostaję przy tym, co już znam
Choć czasem jeszcze przyjdzie myśl
Że mogłoby inaczej być
Męska marynarka wisiała w jej szafie pół tygodnia, doprowadzając Anthony'ego do szewskiej pasji. Kolejne pół tygodnia woziła ją na miejscu pasażera swojego auta z myślą, że w taki sposób pozbędzie się z niej zapachu jej płynu do płukania tkanin, a zastąpi ciężką wonią kwiatów.
Cały tydzień zbierała się, aby dotrzeć w końcu pod odpowiedni adres, dzierżąc w dłoni niczym trofeum wieszak, na którym przewieszona była ciemna marynarka. Przez myśl przeszło jej, że faktycznie mogła oddać ją aplikantowi i nie musiałaby pojawiać się dzisiaj w tym miejscu. Stanowczo powinna zająć się zbliżającym zamówieniem i spędzić kolejne godziny w pracowni, nie zaś rozdrapywać stare rany i dosypywać do nich soli.
Czuła, że ma przewagę. Niezapowiedziana wizyta pod sam koniec dnia, nie była na pewno tym czego spodziewał się Lance. Nie umawiała się na żadną konsultację, co by nie zdradzić swojego planu, jednak żaden portier, asystentka czy nawet sam bóg nie przeszkodził jej w tym, aby bezproblemowo dostać się pod odpowiednie drzwi. Początkowo nachyliła się nad nimi jak szpieg, chcąc sprawdzić czy nie ma w środku jakiegoś klienta. Drzwi okazały się być na tyle ciężkie, że do jej uszu nie dobiegł nawet najmniejszy szelest, a jedyne co udało się jej zrobić to spuścić na siebie podejrzenia mijającego ją na korytarzu mężczyzny. Wstyd spowodowany jej szpiegostwem spowodował, że zapukała dwukrotnie w drzwi i nie czekając na znak, nacisnęła klamkę. Wolała zetrzeć się z niezadowolonym wzrokiem Howella niż dłużej pozostawać w podejrzeniach nieznanego mężczyzny. - Cześć. Mogę zająć Ci chwilę? - jadąc tu obiecała sobie, że będą to ich ostatnie minuty. Nie chciała narażać siebie na większy stres niż dotychczas; przez ten nieszczęsny bankiet miała problemy ze snem przez dwie kolejne noce. Nie chciała ponownie zostać wrakiem człowieka, tylko dlatego, że on postanowiłby zmącić jej poukładane już życie. Miał przecież swoją szansę i nawet jeśli teraz był zupełnie innym człowiekiem, mógł mieć pretensje tylko i wyłącznie do samego siebie.
Zamknęła za sobą drzwi, a następnie wyciągnęła w jego stronę dłoń, w której trzymała haczyk wieszaka. - Przepraszam, że trwało to tak długo. Obowiązki. - bzdura Laidman. Po prostu jesteś miękka i nie miałaś siły, aby tu przyjść i skonfrontować się z przeszłością. Miała jednak nadzieję, że mężczyzna będzie bardziej ufny i uwierzy w jej tłumaczenie. Mogła jeszcze wcisnąć mu kit na temat opóźnień pralni, jednak prawda była taka, że Ella z premedytacją samodzielnie wyprała jego własność, mając przy tym nadzieję, że nieodpowiedni program w pralce zniszczy jego marynarkę, tak jak on zniszczył prawie dwa lata jej życia. Pech chciał, że nic nie poszło po jej myśli i oddała mu jego ubranie w takim samym stanie w jakim je otrzymała. - Chciałabym też, abyś wiedział, że powiem o nas Anthony'emu. - nas to słowo brzmiało tak abstrakcyjnie, że drgnęła przy wypowiadaniu go. Dotyczyło ono tak zamierzchłej przeszłości, że nie sądziła, że kiedykolwiek użyje go w ich kontekście. Jednak chcąc zbudować cokolwiek na zaufaniu, musiała opowiedzieć aplikantowi o swojej przeszłości, w której przez chwilę znalazł się jego szef. Chciała być lojalna i nie doprowadzić do sytuacji, w której Anthony dowiedziałby się od osób postronnych.
Zresztą nie przyszła tu pytać o zgodę. Informowała, że to zrobi.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Od tego feralnego bankietu starał się zbyt wiele nie myśleć o Elli. Można powiedzieć, że to spotkanie pozwoliło mu się pogodzić z tym, co było i zamknąć ten rozdział, a jednak... Za każdym razem gdy patrzył na swojego podwładnego widział gdzieś u boku jego partnerkę i cholera, kuło go to. Nie powinno, w końcu zakończyli swój romans ponad dekadę temu. Oboje pewnie mieli mnóstwo partnerów od tamtej pory, a jednak w Elli było coś specjalnego. Może było trochę prawdy w tym, co ludzie mówią. Nigdy nie zapomina się swojej pierwszej miłości. To co mieli na jego studiach było pierwszą relacją, w którą włożył trochę serca. Pierwszym poważnym związkiem, który nie opierał się tylko na sypianiu ze sobą. Tak jak nastolatek może kochać, tak kochał ją. Może nie wrócił tutaj żeby mogli do siebie wrócić. Cel był zupełnie inny. To spotkanie miało być tylko bonusem, lecz co jakiś czas do niego wracało, pewnie z powodu Anthony'ego. Nie mógł od tego uciec nawet w pracy.
Na szczęście ta sprawiała, że był całkiem zajęty w ostatnim tygodniu. W tym małym miasteczku nareszcie zaczęło się coś dziać. Policja pracowała nad jednym gangiem motocyklowym, który prawdopodobnie zaczął brudzić sobie rączki narkotykami, więc miał się nad czym pochylać po godzinach. Dużo czasu spędzał również na posterunku, czy u federalnych, przez co nie wpadał tak często na swojego aplikanta. Dał mu inną, o wiele mniejszą sprawę, którą miał się zająć, więc najczęściej w biurze się po prostu mijali. Do tego wszelki kontakt z parą, która wylała wino na jej sukienkę również miał ogarniać on, więc Lance całkowicie umył od tego ręce. Chłopak miał szansę się wykazać. On pewnie wynegocjowałby nową sukienkę, jeszcze droższą, ale to już nie jego miejsce.
Tego wieczora zapowiadała się dla niego kolejna praca po godzinach. Przez to, że tak dużo czasu spędzał pomiędzy posterunkami, czy podpinając się pod niektóre interwencje miał tonę papierkowej roboty z innych spraw, którymi też musiał się zająć. W końcu nie ma nic gorszego niż morderca, który zostanie puszczony wolno ponieważ dokumenty nie dotarły na czas do sądu i cała ciężka praca wymiaru sprawiedliwości się posypała. Zapowiadał się żmudny i długi wieczór, więc nie patyczkując się ze samym sobą był już na drugim drinku, kiedy usłyszał pukanie do drzwi. Przecież powiedział swojej asystentce, że nie przyjmuje już więcej petentów. Z nieco nieprzychylną miną zaprosił nieproszonego gościa do środka, którym okazała się Ella. Na jego twarzy od razu wymalowało się zdziwienie. Zdążył już tak naprawdę zapomnieć o tej marynarce. W związku ze swoim zawodem miał całą szafę garniturów, nawet nie zauważył, że jeden z nich nie jest już kompletny.
- Tak, jasne. - wstał od biurka nie muszą pytać po co dokładnie przyszła, nie dało się nie zauważyć jego marynarki, którą oczywiście od niej odebrał i po prostu zawiesił na drzwiach pobliskiej szafy - Nie ma sprawy, będąc z Tobą szczerym już zapomniałem, że wyszłaś wtedy w mojej marynarce. - uśmiechnął się opierając się o blat biurka zawalonego papierami.
Sam był dzisiaj już w nieco luźniejszej wersji. Prosta biała koszula, bez krawata z dwoma pierwszymi guzikami rozpiętymi. Spodnie wyprasowane w kant i eleganckie buty. Kto by pomyślał, że kiedyś w ogóle zobaczy go w takiej wersji. Ostatni raz chyba na jej balu maturalnym. Kiedyś bardzo stronił od garniturów, zawsze mówił, że wszędzie go uwierają.
- Mogę ci coś zaproponować? Kawy, herbaty? - spojrzał na nią pytająco jeszcze zanim zdążyła powiedzieć mu o swoich planach.
Cóż, nie mógł protestować jej decyzji i nie zamierzał. To jej relacja i musiała robić to, co uważała za słuszne. Nie do końca wiedział po co dokładnie mu to mówi, teoretycznie nawet go to nie dotyczyło. Prawnie nie tworzyło to żadnego problemu. A jeśli Anthony miałby z tym problem, to cóż, nadal jego problem. Niemniej po prostu pokiwał głową twierdząco.
- To pewnie dobra decyzja. Podobnie jak to, że pewnie przepiszę go do innego prokuratora. Nie jest to żaden konflikt interesów, ale tak pewnie będzie po prostu lepiej. To dobry chłopak, ale nadal facet, mogłyby z tego wyjść jakieś nieprzyjemności. - sięgnął po swojego drinka lekko go unosząc i patrząc na Ellę pytająco, może też chciała czegoś mocniejszego - Jesteś z nim szczęśliwa? - wypalił bez żadnych ceregieli bo przecież byli dorośli, a on nie lubił owijać w bawełnę.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Z ich dwójki przynajmniej on potrafił zachować zdrowy rozsądek.
Jej praca szła jak krew z nosa. Każde spotkanie z klientami oceniała jako marne, nie potrafiąc zaproponować od siebie żadnych nowych rozwiązań. Wszystko przypominało jej tamten wieczór: nawet czerwień kwiatów kojarzyła ze swoją sukienką. Była na siebie wściekła z tego powodu. Nie po to przepracowywała to tyle czasu, znajdywała odpowiednią drogę i szukała kogoś, kto wypełni pustkę w jej życiu, aby teraz wszystko poszło na zmarnowanie. Była słaba, jednak nie chciała dać poznać po sobie tego, jak bardzo aktualna sytuacja na nią wpływała.
Może to sentyment? Ludzie przywiązywali się zanadto do miejsc, rzeczy i osób, aby później niepotrzebnie cierpieć. Analizowali, tworzyli scenariusze możliwych wydarzeń, które nigdy nie będą miały miejsca. Unikali miejsc, w których kiedyś spędzali lwią ilość czasu, a teraz sprawiały ból. Odstawiali na bok ulubione perfumy, które później kojarzyły się tylko z osobą, która zadała ten ogromny cios. A może tak było tylko z nią? Może Lance przeżywał to zupełnie inaczej i ani przez chwilę o niej nie pomyślał? Może widząc w gablocie cukierni jej ulubiony deser nie uśmiechnął się delikatnie na samo wspomnienie o byłej dziewczynie? Może zapomniał o jej zapachu i tej dziwnej manierze marszczenia nosa na nieprzyjemny widok. Była tylko jedną z wielu, co potwierdził tylko fakt, że zapomniał nawet o marynarce, która weszła na chwilę w jej posiadanie.
- Rozumiem, było małe zamieszanie. - mimo to była mu wdzięczna. Dzięki temu nie przemarzła a i tapicerka w aucie aplikanta nie ucierpiała za mocno. Tylko później zbyt długo wadziła w jej domu, stwarzając niemały problem. Bo było dziesiątki innych możliwości jej zwrotu, a on wybrała ten najgorszy.
Rozejrzała się po eleganckich wnętrzach. Nie przypominały jej chaotycznej pracowni, w której z trudnością znajdywało się chociażby sekator. Artyści dobrze czuli się w takich warunkach, tak przynajmniej tłumaczyła się podczas każdej wizyty ojca, który nerwowo zbierał z blatów niepotrzebne pozostałości po roślinach. Zatrzymała swój wzrok na bogatej biblioteczce, przesuwajác czekoladowe spojrzenie po grzbietach pięknie oprawionych ksiąg. Porządek panujący w pomieszczeniu zupełnie nie przystawał do osoby, którą znała. Zupełnie jak jego dzisiejszy ubiór czy zachowanie. Zmienił się i co za tym szło - co raz bardziej wierzyła w to, że to co się działo właśnie w ich życiu było tylko epizodem.
Szybkim ruchem głowy zaprzeczyła jego propozycji. Nie chciała zabawiać tyle, aby rozkoszować się kawą czy herbatą. Obchodziły ją konkrety. Tym bardziej, że nie wiedziała teraz czy swoją decyzją nie namiesza w życiu zawodowym partnera. Przecież cenił on sobie pracę z Howellem, więc nie miała pewności jak zareaguje na zmiany. - Skoro uważasz, że tak będzie lepiej to w porządku. Ufam ci. - przynajmniej w tej kwestii, bo jego stanowczy ton dał jej poczucie, że tak będzie po prostu lepiej. Natomiast kolejne z jego pytań totalnie zbiło ją z tropu. Wwierciła spojrzenie w jasne tęczowki rozmówcy, widocznie zaskoczona pytaniem. I to wcale nie dlatego, że było ono nie na miejscu. Ella po prostu nigdy się nad tym nie zastanawiała. Nie zdarzyło się jej to, że w łóżku przed snem analizowała stan swojego szczęścia. Przyjęła mężczyznę jako pewnik, kogoś kto po prostu został jej dany przez los. Wspierała go i była mu wdzięczna za to, że był, pomimo tak wielu łączących ich różnic. - Jestem z nim bezpieczna. - jej ciało wypluło to z niej poza jej kontrolą. Widocznie jej głową uznała, że to najlepsze określenie, jednak wyraz jej twarzy wskazywał, że sama była zdziwiona tym zdaniem. Może po prostu przychodzi w życiu taki czas, w którym nie szuka się już szczęścia, a poczucia opieki. - Dlaczego pytasz? - może wiedział o Anthony'm więcej niż ona i chciał jej między wierszami przekazać jakąś prawdę? Nie ruszyła się ze swojego miejsca ani o milimetr, a miała poczucie, że i tak stoi zbyt blisko. Było to spowodowane tym, że ich rozmowa zmierzała w absolutnie złym kierunku. Takim, który może odrzeć że skóry niejeden problem.
I teraz z chęcią przyjęłaby jego propozycję co do drinka, jednak, cholera jasna, nie powinna zostawać tu ani chwili dłużej.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Gdyby o niej zapomniał, raczej nie wykonałby w stosunku do niej tych wszystkich gestów, na które zdobył się podczas ich przelotnego spotkania. Nie poprosiłby jej do tańca. Pewnie o wiele lepiej byłoby gdyby po prostu udał, że się nie znają. Pozwolił Anthony'emu myśleć, że pomiędzy nimi zupełnie nic się nie stało, a tym samym pozwolić jej zachować ten sekret dla siebie. Bo przecież nic już dla niej nie znaczył, prawda? Był tylko cieniem przeszłości, całkowicie w cieniu nowej miłostki. Nawet jeśli uważał, że Ella może znaleźć sobie kogoś lepszego, postanowił nie być już bardziej wokalny w tym temacie niż okazał to na tym bankiecie. Nie miał nic przeciwko swojemu aplikantowi, ale Ella była jego dziewczyną. Znał jej wartość. Z resztą spójrzcie tylko na nią po tych wszystkich latach. Postawiła na własny biznes, wygląda pięknie, kto nie chciałby mieć jej na swoim ramieniu podczas takich wystawnych imprez?
Może ich spotkanie po latach nie było przez niego zupełnie zaplanowane, aczkolwiek fakt pozostawał faktem, zamierzał jej się chociaż raz naprzykrzyć gdy tylko zadomowi się na nowo w Lorne. Oczywiście nie mogła tego wiedzieć, ale zupełnie o niej nie zapomniał. Nie był w stanie. Nie przyjąłby posady w swoim rodzinnym miasteczku. Mieli tam zdecydowanie zbyt wiele wspomnień. Praca w Cairns wszystko ułatwiała. Do mieszkania właściwie wracał tylko się przespać, przebrać, chociaż i w biurze trzymał zapasowy garnitur oraz kilka koszul - stary nawyk z Melbourne. Raczej nikt by go o to nie posądzał, ale należał do tych raczej sentymentalnych osób. Dlatego stronił od wszystkich miejsc, które mogliby nazywać swoimi. Niekoniecznie nazwałby te wspomnienia bolesnymi, ale teraz po prostu we wszystkich tych miejscach widział ją z Anthonym, a to nigdy nie był miły widok. Nie lubił się dzielić. Zawsze był dość zaborczy, więc już teraz dużo kosztowało go trzymanie złych nawyków na wodzy i nie znęcanie się nad podopiecznym. Na razie radził sobie dość dobrze.
Mógł tylko przytaknąć na potwierdzenie swoich słów. Tak, uważał, że tak będzie najlepiej. Dla niego, bo nie będzie musiał wyobrażać sobie, co też jego aplikant robi po pracy, a co ważniejsze - z kim. Dla samego Anthony'ego ponieważ uniknie wielu niezręcznych konwersacji, przynajmniej od momentu, kiedy dowie się, że faktycznie Lance'a i jego nową dziewczynę coś łączyło. Zawsze dziwnie byłoby gdyby przyszła podrzucić mu lunch, czy właśnie go na taki lunch wyrwać. Z resztą Howell wierzył we współpracę raczej partnerską, więc nie trzeba było ukrywać swojego prywatnego życia, a tym nie mogli się już tak swobodnie dzielić. Najlepiej będzie jeśli jakiś inny prokurator weźmie go pod swoje skrzydła, na pewno znajdzie się ktoś całkiem kumaty. Może nie z reputacją Lance'a, ale niestety czasami trzeba wybierać, albo praca, albo związek. W tym wypadku to on jako szef podejmował tę decyzję i wierzył, że jest ona słuszna.
Bezpieczna.
Bardzo szczególne słowo, które nie umknęło jego uwadze. Zupełnie nie było odpowiedzią na jego pytanie. Jego uważny, prokuratorski, wzrok spoczął na jej tęczówkach, a których próbował wyczytać coś więcej. To była wymijająca odpowiedź. Gdyby musiała się chwilę zastanowić, lecz w końcu powiedziałaby tak, zupełnie by to zrozumiał, lecz wybrała pominięcie jego pytania. Tak nie robi ktoś, kto jest szczęśliwy. Bardzo interesujące.
- To nie do końca jest odpowiedź na moje pytanie. - uśmiechnął się do chytrze - Sugeruje... - tutaj ugryzł się w język.
Wychodziła z niego praca, jedyne, co tak naprawdę dobrze znał. Zaraz wszedłby w buty prokuratora i wyciągnął z niej prawdę, ale nie na tym to wszystko polegało. Nie po to też zapytał. Dlatego tylko się do niej pięknie uśmiechnął by nie dopisywała sobie historii do tego, dlaczego się zatrzymał.
- Bo widzisz, Anthony, ma przeszłość... - zaczął kompletnie poważnie, a żeby dodać całej sytuacji dramaturgii sięgnął po jedno ze swoich cygar do pudełka na biurku, otworzył okna i siadając przy nim puścił już parę buszków w całkowitej powadze - Historię bycia całkiem w porządku gościem. - wyszczerzył się do niej głupkowato wypuszczając kłęby dymu za okno - Trochę nudny, jak na mój gust, ale to nie ja się z nim umawiam. - zaśmiał się cicho za chwilę zaciągając się ponownie dymem.
- A jeśli chodzi o to dlaczego pytam, to czy nie jest to oczywiste? Dlaczego eks pytałby swojej eks czy jest szczęśliwa? - postawił ją przed pytaniem, na które odpowiedź bardzo go interesowała, więc może palił sobie w oknie swoje cygaro, jednak bacznie się jej przyglądał.
Jaka będzie jej wersja?

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Czuła, że szybko pożałuje tego stwierdzenia. Lance był wprawionym słuchaczem, jego zawód pozwalał mu przyłapywać rozmówcę na próbie kłamstwa czy podawaniu wymijających odpowiedzi. Wiedziała, że nie ma szans w żadnej ze słownych potyczek, ponieważ musiałaby znać cały arsenał prokuratorskich gierek. Nie oznaczało to jednak, że podda się bez walki. Pozwolenie mu na przejęcie kontroli rozumiałaby jako porażkę, a tego nie chciała przechodzić po raz kolejny.
- Bezpieczeństwo jest dla mnie szczęściem. - może jej definicja była pokrętna, jednak było w tym trochę prawdy. Gdy Anthony wracał na czas do domu, gdy przywoził jej ulubione kwiaty, gdy pisał kilka razy dziennie urocze wiadomości czy nawet przyrządzał jej ulubione śniadanie, gdy miała gorszy dzień. Smakował jak spokój, którego szukała od dawna. Może nie wzbudzał w niej niepochamowanych momentów radości, nie zaskakiwał, a życie z nim należało do bardziej statecznych, to była mu za to wdzięczna. - Zresztą ... ja nawet nie wiem jak mogłyby być inaczej. - wzruszyła ramionami. Jej poprzednie związki nie wyróżniały się niczym szczególnym, zazwyczaj wybierani przez nią partnerzy byli tak samo nudni jak ona, więc nie mogła wymagać od nich nieoczekiwanego. Z jednym wyjątkiem - siedzącym teraz przy oknie i palącym cygaro. I właśnie ten wyjątek bolał najbardziej, gdy postanowił zastąpić ją kimś innym. Bo może i czuła się w jego towarzystwie szczęśliwa, ale czy bezpieczna? Nie raz wpakował ją w tarapaty, przez co musiała odpokutować swoje, aby ponownie wpisać się w łaski rodziców.
Skupiła na nim swój wzrok, gdy ich rozmowa zaczęła głębiej dotykać tematu aplikanta. Ella naprawdę zmartwiła się, że coś nie grało w jego przeszłości. Fakt, że znowu trafiłaby na nieodpowiednią osobę na pewno przybiłby ją na kolejnych kilka dni. Więc gdy okazało się, że to tylko żart - odetchnęła z ulgą. - Całe szczęście, że się z nim nie umawiasz. Nie miałabym z Tobą szans. - zdobyła się nawet na żart, gdy tylko napięcie opuściło jej mięśnie.
Dlaczego eks pytałby swojej eks czy jest szczęśliwa?
Miała co najmniej dziesiątki teorii na ten temat, jednak nie każda mogłaby zostać tematem dysputy. Wiedząc, że ich rozmowa się przeciągnie, zajęła miejsce przy biurku przeznaczone dla petentów, zatapiając się w miękkim materiale fotela. Sięgnęła nawet po niedopitą szklankę należącą dotychczas do Howella, aby upić z niej resztę trunku i zamaszyście odstawić ją na biurko. - Wkurwiasz mnie, Lance. Ty i te Twoje zagadki, urywanie zdań w połowie, głupie uśmieszki i odwracanie wzroku. Działasz mi tak na nerwy, że za każdym razem gdy to robisz mam ochotę podejść i wypchnąć Cię przez to okno. - nienajlepszy wstęp do odpowiedzi na jego pytanie, jednak musiała w końcu to z siebie wyrzucić. - A pytasz mnie o to, bo tak trzeba. Naoglądałeś się za dużo filmów i chcesz być jak jeden z bohaterów. - przewróciła wymownie oczami, opierając się wygodnie na krześle. Ponownie odpowiedziała pokrętnie, jednak nie odczuwała co do tego żadnego żalu. - A Ty jesteś szczęśliwy? Wśród tych wszystkich pyskatych jak Ty ludzi, paląc swoje cygara i pijąc różne alkohole? Masz piękną biblioteczkę, masz czas żeby przeczytać chociaż jedną pozycję? - wskazała ruchem głowy w stronę biblioteczki, która wcześniej przykuła jej uwagę. - Kiedy ostatni raz grałeś w kosza? W ogóle wiesz jak słabo idzie teraz Golden State Warriors? Masz czas żeby przyrządzić w domu coś na ciepło? W ogóle wracasz do domu? Wita Cię tam ktoś, chociażby pies? - zalała go falą pytań, utrzymując z nim cały czas kontakt wzrokowy. No odpowiadaj. - powtarzała w głowie, zaciskając przy tym zęby. Kim był, żeby stawiać ją w roli przesłuchiwanego?

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Próbowała to jakoś uratować dopełnieniem swojej odpowiedzi, jednak Lance zdążył już zwęszyć trop i gdyby popadł całkowicie w swoje prokuratorskie przyzwyczajenia naciskałby w taki sposób, że w końcu powiedziałaby mu prawdę. Przyznałaby się do pewnych rzeczy przed samą sobą. W tej kwestii był trochę jak terapeuta, pomagał przestępcom dojść do tego, co robią źle w życiu. Różnica była jednak taka, że on robił to bez żadnego znieczulenia zupełnie nie przejmując się ich stanem psychicznym. Nie chciał tego robić z Ellą. Może sama jeszcze nie wiedziała, czego szuka, co z resztą za chwilę częściowo przyznała. Przynajmniej on to tak odczytywał. Wzięła to, co wydawało się bezpieczne, co może nie sprawiało, że jej serce szybciej było, ale było po prostu przewidywalne. Jeśli dla niej to bezpieczeństwo oznaczało teraz szczęście, byłby w stanie to przyjąć. Jednakże kiedy zapytał ją wprost, czy jest szczęśliwa, nie powiedziała tak. Według Lance'a na to pytanie były tylko dwie odpowiedzi. Tak, albo nie. Jej odpowiedzi tak naprawdę mówiły mu więcej niż mogła przypuszczać.
- Cholera, kiedy się tutaj pojawiłem był już zajęty. - zrobił udawaną kwaśną minę za chwilę się do niej po prostu szeroko uśmiechając.
Potrafił żartować właściwie ze wszystkiego, miał do siebie duży dystans. Jednak żaden z niego homoseksualista. Przebywał w towarzystwie nagich bądź pół nagich mężczyzn dość dużo na studiach i nie miał nawet jednej ukrytej zachcianki. Tak jak lubił eksperymentować, to był obszar, którego nigdy nie czuł potrzeby zgłębiać. Ale pożartować sobie z niego zawsze można było.
Przyjął jej mały atak na siebie, tylko lekko unosząc brew siedząc na swoim parapecie nadal paląc cygaro. Nie znał jej zbytnio od tej bojowej strony. Przynajmniej kiedyś nie zamierzała walczyć o ich związek ani o to jak widzą go jej rodzice, którzy przecież wtedy byli tak dużą częścią jej życia. Nie mógł natomiast powstrzymać nieco rozbawionego uśmiechu, kiedy dopiła jego drinka. Jaka pewna siebie. Podobała mu się jeszcze bardziej niż na tym bankiecie w tej powalającej, czerwonej sukience. Gdyby ich życie potoczyło się nieco inaczej może jednak mieli szansę. Kiedyś, w innym życiu oczywiście.
Wziął cygaro w usta i zeskoczył z parapetu by nalać sobie kolejnego drinka i tym razem bez pytania wyciągnąć szklankę również dla niej. Zgodnie z równouprawnieniem nalał jej nawet takiego samego drinka jak sobie. Zdawał się nie być w ogóle poruszony jej gradobiciem pytań. Utrzymywał z nią kontakt wzrokowy i raczej spokojnie czekał aż skończy. Ten pazur, którego wcześniej nie miała, czy tylko on potrafił go z niej wyciągnąć? Skoro do tej pory była z raczej bezpiecznymi opcjami. Lance po dziś dzień nie sygnalizował niczego, co do końca można by nazwać stabilnością, chociaż może jego los nieco się w Lorne odmieni.
- Jak chcesz się mnie pozbyć sugeruję zepchnięcie ze schodów, wygląda bardziej jak wypadek, a upadek z drugiego piętra niestety raczej mnie nie zabije. - strzepnął popiół do popielniczki sięgając po swojego drinka z tym zadziornym uśmiechem - Czasy, kiedy potrzebowałem jakiegoś uznania są już dawno za mną Ella, nie dlatego pytam. - pokręcił głową upijając nieco płynu ze szklanki - Nie jestem szczęśliwy. - odpowiedział jej zupełnie szczerze wracając na swoje miejsce i zaciągając się znów cygarem - Nie jestem też nieszczęśliwy. Tak po prostu wygląda moje życie. - wzruszył ramionami wypuszczając kłęby dymu.
- Ostatni raz w kosza grałem pewnie jakoś krótko po studiach. Wiesz, że miałem kontuzję. Kilka skoków do kosza i zaraz odzywa się moje kolano. A Warriorsi jeszcze się podniosą, zobaczysz. - uśmiechnął się spoglądając w jej stronę bo tak, nadal śledził sport do którego swego czasu parał taką miłością - Większość z tych książek przeczytałem, chociaż raz. Musiałem, żeby zdać studia. Teraz są tutaj bardziej jakbym musiał sobie przypomnieć jakiś paragraf. - kontynuował odpowiadanie na jej pytania nie tracąc z nią kontaktu wzrokowego - Nie, zazwyczaj jadam na mieście, a do domu wracam najczęściej po prostu się przespać. Nie miałem nic innego, więc musiałem zająć się pracą. To jest coś, w czym jestem dobry i przynoszę trochę dobrego. Jestem potrzebny. - na chwilę spojrzał za okno na miejski krajobraz, który był niczym w porównaniu do tego z Melbourne.
Dopił swojego drinka i odstawił szklankę na parapet obok siebie cicho wzdychając. Nie widział powodu by okłamywać Ellę. Skoro chciała wiedzieć te wszystkie rzeczy, mógł się podzielić. Nawet jeśli robiła to raczej w złości i pewnie chciała mu udowodnić, że to niekoniecznie on wygrał ich zerwanie i pewnie miała rację.
- A jeśli chcesz wiedzieć dlaczego spytałem to dlatego, że nadal mi na Tobie zależy i chciałbym żebyś była szczęśliwa. Nie muszę być bohaterem tej opowieści. - uśmiechnął się do niej ciepło podchodząc do biurka żeby zgasić już swoje cygaro. Na razie mu wystarczało.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Kto by pomyślał, że jedno niefortunne pytanie może tak zmienić bieg tego spotkania.
Wprawdzie mogła opuścić pomieszczenie zostawiając go z niedosytem, żegnając go jedynie ciepłym uśmiechem, jednak nie potrafiła. Zbyt wiele razy w swoim życiu rezygnowała z uzewnętrznienia swoich spostrzeżeń czy potrzeb. Korzystając z tego, że Lance dawał jej poczucie, że ich rozmowa jest ważna, postanowiła to wykorzystać. Tak samo jak przyjęcie od niego szklanki z drinkiem. Pal licho powrót do domu! Poprosi o podwózkę ojca, a Anthony odbierze jej auto kolejnego dnia. Teraz potrzebowała czegoś co nie tylko doda jej odwagi ale także napędzi do działania. Nie przegrała jeszcze tej rundy, chociaż spokój z jakim Lance wyprowadzał ciosy mógł na to wskazywać. Dorosła Ella była jednak coś winna swojej młodszej wersji i dzisiejszego dnia postanowiła to spłacić. Nawet jeśli przepłaci za to gorzkim płaczem w drodze do domu. - Nie masz wrażenia, że twoje życie polega na tym, że czegoś nie możesz albo coś musisz? Jak ta koszykówka czy książki. - upiła w spokoju kolejny łyk, a następnie odstawiła szkło między rozrzucone po biurku papiery. Nie dbała o to czy zostaną ubrudzone, to przestrzeń Howella i on powinien się o to troszczyć, zgadzając się na spotkanie.
Co się stało z tym buntowniczym Lance'm, który pieprzył zasady i konwenanse? Ten, którego uwierała w kołnierzu elegancka koszula, a spodnie wyprasowane w kant najchętniej wymieniłby na jeansy? Gdzie ten cięty żart, kipiący bunt i szybka jazda autem? Teraz tak wyglądało jego życie, że nie próbował, a się jedynie podporządkował? Wieke wskazywało na to, że był tak samo nudny jak Anthony, a jedyne co go ratowało to mglisty jego obraz z czasów studiów. - Czujesz, że jesteś potrzebny dla innych, a dla siebie? Czujesz się potrzebny dla siebie? - to, że spełniał jakąś misję było prawdą. Wiele osób go ceniło i zapewne nazywało mistrzem w swoim fachu. Jednak czy on odczuwał chociaż kroplę radości z tego co robił? Cieszył się, że nie miał nic poza pracą bo ona była całym jego życiem? - Nie oczekuje, że mnie zrozumiesz. Po prostu chciałabym, abyś wiedział, że nie masz prawa oceniać mojego życia i wyborów. Nie masz prawa bawić się w mojego terapeutę, nie mając odpowiednio uporządkowanego własnego życia. - nie posiadał kompetencji do diagnozowania jej, a zabawa w psychologa zawsze finalnie okazywała się być katastrofą.
Jeszcze jakiś czas temu na zapewnienie, że jemu na niej zależy, zaszkliłyby się jej oczy. Przecież marzyła o tym, aby usłyszeć to z jego ust nie raz po ich rozstaniu. Skutecznie jednak zadbał o to, aby teraz te słowa wywołały jedynie grymas na jej twarzy. Odruchowo chwyciła za szklankę i upiła kolejny łyk. Przymknęła na chwilę oczy, przekonując w myślach samą siebie, że przecież dobrze się stało. Przekonana i tym, że nic dobrego nie było im pisane, mogła stanąć do kolejnej rundy, tuż po tym jak oparła naczynie na swoim kolanie. - To czemu nigdy nie zadzwoniłeś? Z życzeniami na moje urodziny, z kondolencjami po śmierci mojej mamy? Spojrzałeś kiedykolwiek na swój telefon i widząc nieznany numer pomyślałeś, że to ja? - była pewna, że doskonale zna odpowiedzi na te pytania i zaprzeczały one temu, co mówił Howell. Nie musieli przecież budować czegoś od nowa, jednak zachowanie jakichkolwiek pozorów normalności uważała za wskazane. Tym bardziej jeśli teraz chciał przyznać się do takich rzeczy. Uniosła ponownie szklankę ale zdążyła jedynie zamoczyć wargi, zanim odstawiła ją na bardziej stabilny ląd, czyli blat biurka. - Nie może Ci na mnie zależeć. - to bardziej brzmiało jak rozkaz niż informacja. Jakby chciała uciąć jakąkolwiek nić, która mogłaby połączyć ich życia.
Był egoistą. Najpierw stworzył idealne warunki do tego, aby porozmawiali na osobności. Później zaprosił ją do tańca, podczas którego przypomniał ciepło jego dłoni i uspokajający rytm serca. Teraz natomiast próbował ją omamić tanimi tekstami, które mówi się w pięknych wierszach. Czy on siebie słyszał i czy rozumiał sens tego, co próbował jej właśnie udowodnić? Nie mogli obrócić tego w żart? Tej niedorosłej miłości, która się im przydarzyła? Powspominać zabawne momenty i nie rozdrapywać żadnej z rana slodko-gorzkimi słowami.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Cóż, Lance zdecydowanie nie spodziewał się, że ten dzień będzie się tak kończyć. Wizyta Elli była niezapowiedziana, chociaż tak, w końcu musiała zwrócić mu marynarkę. Nie myślał też, że coś tak trywialnego, jak zapytanie, czy jest szczęśliwa skończy się całkiem poważną rozmową przy drinkach. Najwyraźniej wiele rzeczy zmieniło się odkąd się rozstali. Ella raczej stroniła od alkoholu, chociaż za młodzieńca proponował go jej wielokrotnie, teraz jakby nigdy nic piła z nim właściwie na równi dobrą whisky bez niczego do popicia. Do tego wydawała się być z nim na wojennej ścieżce i nie do końca zrozumiał kiedy to się stało. Do tej pory był przekonany o tym, że zachowywał się w całkiem cywilizowany sposób. Tak, było pewnie między nimi kilka rzeczy, których nie zdążyli obgadać zanim ich drogi rozeszły się na dobre, aczkolwiek spodziewał się, że przez ponad dekadę ząb czasu zdążył już zatrzeć po tym niesmaku większość śladów. Najwyraźniej nie. Naprawdę miał najlepsze intencje zadając to pytanie. Autentycznie chciał żeby była szczęśliwa. Nie chciał z nią o nic walczyć ani się kłócić, czy czegoś udowadniać. Starał się, ale zaczynała trochę testować jego cierpliwość. Gdyby robili to kilkanaście lat temu pewnie byłaby już z tego niezła kłótnia. Dobrze, że zdążył już trochę wydorośleć i nabrać doświadczenia w swojej pracy.
- Na tym polega życie Ella. Często zdarza się coś, przez co musisz zmienić swoją ścieżkę. Myślisz, że prokuratora była moim pierwszym wyborem? - zaśmiał się, jednak nie był to gorzki śmiech, naprawdę go to rozbawiło - Wiesz, jak wiele znaczył dla mnie sport. Wpierw koszykówka. Później boksowałem bo na to kolano mi jeszcze pozwalało. Niestety ups - wzruszył ramionami będąc już z tym pogodzonym - Kolejna kontuzja, żegnajcie marzenia. - wziął nieco większy łyk ze swojego drinka odstawiając go na parapet - Musiałem znaleźć sobie coś innego. Do policji też bym się nie dostał, więc wziąłem drugą najlepszą rzecz, prokuraturę. Pomagam chłopakom zamknąć te wszystkie szuje na długie lata, a czasami umorzyć sprawy, które potrzebują umorzenia. - uśmiechnął się nieco przebiegle.
Wychodził z niego ten stary Lance, którego szukała. Ten, który potrafił wkręcić się na każdą imprezę. Był wszędzie tam, gdzie być się po prostu powinno by mieć odpowiednie znajomości. Zawsze kojarzył się z kimś ważnym chociaż z widzenia. Jego praca nie polegała jedynie na wypisywaniu papierków i przybijaniu pieczątek. Czasami trzeba było zrobić rzeczy, które były średnio legalne albo w ogóle nie legalne żeby dobrzy ludzie mogli nadal wykonywać swoją robotę. Daleko mu do kogoś świętego, tylko o tym nie miała prawa, a nawet nie mogła wiedzieć. To było zarezerwowane tylko dla osób, które z nim współpracowały.
- Chcesz mi coś udowodnić Ella? Czy bardziej sobie? - spojrzał na nią pytająco, chociaż oczekiwał, że będzie to pytanie retoryczne.
Może znów uzna to za jakąś jego psychologiczną zagrywkę, ale chyba naprawdę powinna zadać sobie to pytanie. Czuł, że szuka jakichś luk w jego życiu. Tak jakby chciała by przyznał, że po prostu mu nie wyszło. Prawda była taka, że był pogodzony ze wszystkim, co zadziało się w jego życiu. Czy młody Lance myślał, że zostanie prokuratorem? Zdecydowanie nie. Zawsze chciał zostać sportowcem. Być uwielbianym przez tłumy. Nie udało się. Życie wybrało inaczej. A on sam był z siebie całkiem dumny, że osiągnął to, co osiągnął z rozdaniem, które dostał. Mogło być o wiele gorzej. Nie powiedziałby, że jest szczęśliwy, ale nie był też nieszczęśliwy. Tak po prostu miało być.
- Myślisz, że Cię oceniam Ella? - spojrzał na nią faktycznie zaskoczony - Nie wiem skąd to wzięłaś. Nie, czekaj... Chyba wiem. - zrobił nieco zażenowaną minę - Chodzi o to, że powiedziałem, że Anthony nie jest nawet w tej samej klasie, co Ty? Sorry, ale tak sądzę. Jesteś dziesiątką z pierwszej ligi, on jest dobrym chłopakiem, ale taką mocną szóstką z lokalnej ekstraklasy. Ale jeśli chcesz go wybrać? Przecież nie będę stawać Ci na przeszkodzie. - dokończył swojego drinka kontynuując już nieco spokojniej - To twój wybór i nic mi do tego. Chciałem się tylko upewnić, że jesteś z nim szczęśliwa bo na to zasługujesz. Tylko tyle i aż tyle. - uśmiechnął się do niej szczerze i po ludzku.
W końcu gdyby był takim dupkiem żeby wchodzić z butami w jej życie już dawno próbowałby ją znów poderwać. Wiedział gdzie mieszka, gdzie pracuje, a teraz z kim się umawia i jeszcze ta osoba jest jego podwładnym. Mógł uczynić z jego życia piekło. Tymczasem może nie z troski, jednak ze zwykłej przyzwoitości odsunął go od swoich spraw by nie mieli konfliktu interesów. Nie traktował go w żaden sposób gorzej, wręcz przeciwnie. Miał pewną taryfę ulgową. A ona mu tutaj prawiła morały? Chyba trochę nie na miejscu.
- Ella, naprawdę mamy to robić? - mruknął przecierając twarz dłonią, w której nie trzymał już cygara - Nie wiedziałem, że twoja mama zmarła. Bardzo mi przykro. - obszedł biurko by ponownie oprzeć się o nie po jej stronie, tuż obok niej - Jeśli myślisz, że tak prosto o Tobie zapomniałem to się mylisz. Wiele razy myślałem żeby zadzwonić, ale z czym? Przecież ze sobą zerwaliśmy. Szłaś na studia, na pewno zaczęłaś nowe życie, w którym nie było miejsca na mnie. Więc jak miałem napisać życzenia, jakby nic się nie stało? Nie utrzymywaliśmy kontaktu. Z obu stron. - zaznaczył bo ona przecież też nigdy do niego nie napisała ani nie zadzwoniła, oboje pozwolili temu wygasnąć - Jeśli szukasz u mnie przeprosin, to ich nie dostaniesz. - powiedział dość surowo - Przynajmniej nie w takiej formie, jak byś chciała. - uśmiechnął się zaraz delikatnie.
- Żałuję tego, że zakończyłem naszą relację w taki sposób. Że pojawił się ktoś nowy. - spojrzał jej w oczy mówiąc zupełnie szczerze - Jednak po latach wiem, że zakończyłem to bo nie widziałem z twojej strony walki o to, co jest między nami. Nigdy nie stanęłaś po mojej stronie u swoich rodziców. Kiedy mieliśmy problemy to ja zazwyczaj musiałem przyjść do Ciebie pierwszy i zazwyczaj brałem winę na siebie. - spojrzał na nią nieco smutno - I zanim dojdziesz do tego wniosku. - podniósł dłoń do góry przewidując jej ewentualny wybuch - Nie mówię, że to była Twoja wina. Oboje popełniliśmy błędy, byliśmy młodzi i nieco głupi. - zaśmiał się cicho biorąc jej dłoń w swoje - Myślisz, że możemy sobie nawzajem wybaczyć i zobaczyć, czy możemy zostać przyjaciółmi? - ścisnął lekko jej dłoń pocierając jej wierzch swoim kciukiem patrząc jej głęboko w oczy.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Stworzyła swoją idealną przestrzeń, w której była ofiarą. Z czystej, samolubnej wygody, obarczyła całą winą byłego partnera i próbowała wyegzekwować od niego przeprosiny. Ulżyłoby jej gdyby usłyszała, że sobie nie poradził, że rozpad ich związku był błędem. Żyła wizją, która zasiana przez najbliższych, została wypielęgnowana do tego stopnia przez nią samą, że uwierzyła nie posiadając nawet ku temu powodów. Tak było wygodniej, a życzliwe poklepywanie w plecy było gestem, do którego przywykła. Fundamenty jej lichej obrony runęły jednak tak szybko, jak tylko mężczyzna postanowił posłużyć się serią logicznych argumentów. Wiedziała, albo raczej podejrzewała, że przemawia przez nią nastolatka, która nie przepracowała swojego odrzucenia. On zdążył dorosnąć i otrząsnąć się z tego co ich łączyło. Ona wręcz przeciwnie. Z niewiadomego powodu grzebała w przeszłości, przesypywała gorzkie chwile i żyła przekonaniem, że Lance musi to przecież odpokutować.
Powinna się cieszyć, że znalazł swoją drogę. Z uśmiechem pełnym uznania przybić mu piątkę i życzyć powodzenia. Ona przecież nie przepracowała w zawodzie ani godziny, ryzykując swoją relację z rodzicami i pokładane w niej nadzieje, kwiatowym biznesem.
Przełknęła głośno ślinę gdy opowiadał o swojej zawodowej historii. Przeszedł wiele, o czym nie mając pojęcia, z łatwością zarzuciła mu branie ochłapów i dostosowywanie się do sytuacji. Czy było jej wstyd? Przez moment tak, jednak uzewnętrznienie się Lance'a, którego znała, dało jej do zrozumienia, że niewiele się zmienił, pomimo usilnych prób udowodnienia jej, że jest inaczej. - Skoro jesteś zadowolony z tego gdzie jesteś, to w porządku. - odrzekła szorstko. Miał swoje racje, które brzmiały logicznie i nie chciała z nimi walczyć. I fakt, to bardziej sobie chciała udowodnić jego porażkę. Jej ton stał się mniej pretensjonalny, a słowa bardziej wyważone. Wystarczająco wyprowadziła go z równowagi, czego nie zakładała przekraczając próg biura. W zasadzie, to mogłaby uznać, że czuła się z tym wszystkim źle. Powiedziała przecież za dużo, zrobiła to, czego zakładała, że nie zrobi nigdy - uzewnętrzniła się.
Zacisnęła powieki i niczym dziecko w sprzeciwie zaczęła kręcić nerwowo głową na boki. Tak bardzo nie lubiła gdy ktoś tak mówił o innych, że jeśli jeszcze raz usłyszy jakiekolwiek porównanie z jego ust, wyjdzie bez słowa. - Proszę Cię, przestań tak mówić o kimkolwiek. - znał Anthon'ego tylko z pracy, więc jego wnioski mogły dotyczyć tylko sfery zawodowej. Skąd w nim tyle pewności, że nie dorównuje jego młodzieńczej miłości? Wraz z tymi słowami zrozumiała, że faktycznie będzie lepiej jeśli aplikant zostanie przeniesiony. Przynajmniej ominie go wysłuchiwanie bezpodstawnych porównań na temat kogokolwiek. - Ja już go wybrałam. - poprawiła go. Tu nie chodziło o podjęcie decyzji, nie brała pod uwagę nikogo innego. Zapragnęła stworzyć z nim coś więcej niż tylko przelotną znajomość, dać szansę sobie i jemu i sprawdzić, co się stanie. I w tym samym momencie wszechświat postanowił zesłać na nią największą bombę, jakby chciał poddać ją próbie i sprawdzić lojalność. Jednak biorąc pod uwagę to co właśnie między nimi się działo, nie było miejsca na podjęcie innego wyboru. - I tak, jestem szczęśliwa. - wśród tych wszystkich wypitych wspólnie kaw, spacerów po lesie i ulotnych planów dotyczących wspólnych wakacji. Była szczęśliwa, jeśli tylko potrafiła jeszcze odczuwać szczęście tak, jak oczekiwał od niej świat.
Odsunęła się o kilka centymetrów na krześle, gdy Lance postanowił zbliżyć się do niej. Jakby twierdząc, że najbezpieczniej będzie zachować odpowiedni dystans, jednocześnie dając mu do zrozumienia, że nie chce być blisko. Mimo to, utrzymywała z nim wytrwale kontakt wzrokowy, wsłuchując się dokładnie w każdą wypowiedzianą przez niego sylabę.
Był tak wkurwiająco rozsądny i rzeczowy, że czuła się bezradna wraz ze swoimi emocjami. Przez chwilę nawet pomyślała o tym, że zbłaźniła się przed nim, próbując omówić z nim te wszystkie porzucone kwestie. Miała ochotę zasłonić uszy i zacząć nucić na całe gardło jakąś piosenkę, aby tylko zagłuszyć jego głos. I przyniosłoby to jej ogrom ulgi, bo uniknęłaby tych wszystkich słów, które w końcu ktoś wypowiedział wprost, nie obchodząc się z nią delikatnie. Bo doskonale wiedziała, że zawiodła. Siebie, jego i wszystkich, którzy mogliby im kiedykolwiek kibicować. Dla własnego, świętego spokoju, dla przespanych nocy i braku awantur. Jej matka szczególnie za nim nie przepadała, chociaż nigdy nie podała powodu. Uznała, że nie zasługiwał na jej córkę. A ojciec? On po prostu bezmyślnie przytakiwał swojej żonie, chyba dlatego, że sam potrzebował świętego spokoju i tylko to było w stanie mu zapewnić. - Sam byś nie chciał, żeby Twoja córka umawiała się z kimś takim jak ty. - nikt o zdrowych zmysłach nie powierzyłby bezpieczeństwa swojego dziecka w ramiona kogoś, kim był Lance. Alkohol, późne powroty do domu (albo ich brak) czy obawia o zbyt wczesne zostanie dziadkami - wszystko to śniło się każdej nocy państwu Laidman. Oczywiście nie usprawiedliwiało to jej braku reakcji, jednak dawało jej jeszcze jakikolwiek poczucie tego, że może wymachiwać swoją lichą szabelką w tej walce. Była jak szczeniaczek, który musiał chociaż na koniec odburknąć, aby zostało na jego. - Ustalmy coś sobie Lance... - tym razem to ona zabrzmiała stanowczo i rzeczowo, przysuwając się bliżej niego poprzez zajęcie miejsca bliżej skraju fotela. Nie miała już wiele do stracenia, co chyba oboje czuli. - Nigdy nie zrozumiesz mojego punktu widzenia. Jak ja nie zrozumiem Twojego. Ciebie to obeszło, mnie absolutnie nie. Pozwólmy sobie przeżywać to na własnych warunkach. - bez wybaczania i przyjaźni, którą uważała w aktualnej sytuacji za kpinę. Ella nawet z nikim się nie przyjaźniła, nie wiedziała więc dlaczego akurat on miałby kiedykolwiek nazwać się jej przyjacielem. Wprawdzie miała znajomych i bliskie koleżanki, ale krąg przyjaciół uważała za coś ważniejszego od samego boga.
Zabrała swoje dłonie z ciasnego uścisku. Mógłby darować sobie te wyuczone gesty i ciepłe uśmiechy, przynajmniej w takiej chwili jak ta. W zupełności wystarczyła jej rozmowa, nie musieli powoływać się na zbyteczny kontakt fizyczny. - Po prostu nie wchodźmy sobie w drogę. Oboje wiemy jakich miejsc unikać, więc to róbmy. Jak dotychczas, bo przecież doskonale to umiemy, prawda? - tym razem to ona uśmiechnęła się dużo cieplej.

Lance Howell
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
Prokurator — Crown prosecutor's office
35 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Czy był zadowolony? Niekoniecznie. Jego życie zupełnie nie potoczyło się tak, jak sobie to wyobrażał mając te naście lat. Nigdy nie widział się w pracy za biurkiem, a tym bardziej wymierzając komuś sprawiedliwość. Był raczej z tej kłopotliwej młodzieży, co to raz czy dwa została przyłapana na niecnym uczynku i miała jakieś tam zatargi z prawem. Nigdy na tyle poważne by trafić do więzienia, ale kilka razy przywożono go w radiowozie do rodziców. Z czym byli całkiem wyrozumiali, a przynajmniej tak mu się wydawało. Reszta jego kolegów miała o wiele gorsze doświadczenia w swoich domach.
Lance zawsze miał zostać atletą. Czy to w koszykówce, czy później w boksie. Los wypisał dla niego jednakże całkiem inny scenariusz, do którego po prostu musiał się dostosować. Mógł się załamać, albo próbować nadal być związanym ze sportem, jako chociażby trener, aczkolwiek to dla niego nie miało większego sensu. Nie chciał przez resztę swojego życia oglądać osób, które robią to, co jemu zostało odebrane. Bo przecież kontuzje nie były jego winą. Wystarczyło jedno felerne zeskoczenie z kosza, czy nieopatrzne uderzenie w łokieć przez przeciwnika. Nie miał na to żadnego wpływu. Na szczęście nie był typowym matołem, jak pewnie uważała jej mama przez to, że nosił bejsbolówkę zespołu z uczelni i jeździł kabrioletem mustanga. Może wyglądał jak typowy dupek z amerykańskich filmów, ale Ellę traktował dobrze. Nawet w retrospektywie. Prócz oczywiście samego zerwania. Dlatego teraz mógł przed nią stać całkiem dumnie. Nie powiedziałby, że jest szczęśliwy, ponieważ w jego życiu brakowało kilku elementów, na które nie mógł sobie na razie pozwolić. Zadowolony? Może tak mógłby powiedzieć.
- Skoro już go wybrałaś i jesteś tego pewna, ja na pewno nie będę stać na przeszkodzie. Przeniosę go pod innego prokuratora i cóż... Życzę wam by to szczęście pozostało. - wydawał się w tym wszystkim całkiem szczery.
Naprawdę chciał jej szczęścia i jeśli było to z kimś, kto według niego nie jest wystarczająco dobry, musiał to uszanować. Przecież nie będzie na siłę jej przekonywać, że zasługuje na kogoś, czy coś więcej. Jeśli nadal nie potrafiła walczyć o siebie, to już nie było jego miejsce by to w jakikolwiek sposób nadrabiać, czy pokazywać, że może więcej. W końcu nie byli dla siebie nawet przyjaciółmi. Teraz zaledwie echami przeszłości, która na nią wpływała o wiele bardziej niż na niego. Powiedziała, że jest szczęśliwa z tym, co ma, więc musi w to uwierzyć. Byłby tam dla niej gdyby tego potrzebowała, ale na pewno nie będzie jej teraz wchodził z butami w jej poukładane życie.
Zauważył też jak odsunęła się te kilka centymetrów, gdy zmniejszył pomiędzy nimi dystans. Zdecydowanie nie było to przyjemne uczucie. Dawało mu sygnał jakby się go bała, czy po prostu brzydziła. Był do tego przyzwyczajony w swojej pracy. Ba, nawet starał się wywoływać podobny efekt w podejrzanych, lecz by zobaczyć go na kobiecie, którą kiedyś kochał? Uderzało to wprost w jego wartości. Zabolało bardziej niż jakiekolwiek słowa, które do tej pory wypowiedziała. Reakcje organizmu zawsze były szczerze, a to był odruch, silniejszy od niej albo po prostu taki, którego nie zamierzała ukrywać. W związku z tym starał się w żaden sposób nie przekraczać już tej granicy.
- Cóż... Chciałbym sądzić, że byłbym całkiem wyrozumiały jeśli chodzi o to z kim umawia się moja córka znając swoją historię, ale masz rację. Nie wiem, jakbym zareagował. Oczywiście prócz tego, żeby był świadom, że jeśli go skrzywdzi to posadzę go za byle pierdołę i tak nabroję w aktach, że nie dostanie żadnej dobrej pracy. - uśmiechnął się dość... złowieszczo można powiedzieć.
Był do tego całkowicie zdolny. To przecież nie tak, że stary Lance całkowicie gdzieś zniknął, po prostu się zmienił. Pewne cechy charakteru musiał po prostu złagodzić. Jednak nie stał się aniołem, nawet po tej dekadzie. Jak z resztą widać. Pije, pali i naprzykrza się swoim byłym. Miejsca w niebie raczej nikt mu nie grzeje.
- W porządku. Jeśli tego właśnie chcesz, nie mieć ze mną nic wspólnego, to szanuję twoją decyzję. - był rozczarowany, może nawet trochę go to zabolało bo przecież nie tak sobie wyobrażał ich ponowne spotkanie, a tym bardziej relację, ale tego wszystkiego starał nie dać po sobie poznać - Na koniec tygodnia powiem Anthony'emu, że będzie teraz pod mentorstwem innego prokuratora. Postaram się żebyśmy nawet nie pracowali na tym samym piętrze. W ten sposób raczej już więcej mnie nie zobaczysz. - bo przecież tego właśnie chciała, prawda?
- Dziękuję za wypranie marynarki, jeśli chcesz wyślij mojej asystentce rachunek, zwrócimy Ci koszty. - ponownie obszedł biurko żeby zająć to samo miejsce w którym go dzisiaj znalazła - Mogę coś jeszcze dla Ciebie zrobić? - uniósł na nią wzrok przybierając nieco służbowy ton, jakby rzeczywiście, praktycznie się nie znali.

Ella Laidman
wije wianki — i rzuca je do falującej wody
32 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
pechowa florystka, próbująca udowodnić całemu światu, że podejmowane przez nią decyzje wcale nie są tymi z kategorii fatalnych
Właśnie na tym polegało w dużej mierze życie: na podejmowaniu decyzji, które wolałoby się omijać. Na decydowanie się na smak lodów, za którym nie za bardzo się przepadało, tylko po to aby zaspokoić chęć na coś słodkiego, w obliczu niemożności zamówienia ulubionego przysmaku. Na zastępowanie starym modelem samochodu wymarzonego auta, które pozostawało tylko w sferze marzeń. Pomimo tego, że chciałoby się aby sytuacja wyglądała nieco inaczej, ludzie zmuszeni do racjonalnych kroków, często zdawali się zapominać w tym wszystkim po prostu o sobie. Bo właśnie o tym zapomniała Ella, próbując stojącego przed nią mężczyznę przekonać do tego, że dokonała już swojego życiowego wyboru. Zdecydował rozsądek i rozgoryczona, blond nastolatka z pucołowatymi policzkami. Nie było w żadnej z dzisiejszych decyzji ani kropli trzeźwo analizującej Elli, którą stała się kilka lat temu. Oddała prym przeszłości, wierząc, że jest to najlepsze co może uczynić na swojej przyszłości. Dla spokojnego snu i życia przy bezpiecznym mężczyźnie. I wiedziała też, że przeniesienie Anthony'ego będzie czynnikiem sprzyjającym ich nieznajomości. Dzięki temu uniknął spotkań podczas gdy Ella zechciałaby wpaść z wizytą do swojego chłopaka, bądź zabrać go na lunch. - Ja, mając świadomość tego, co robiliśmy, nie puściłabym swojej córki na randkę z kimś takim jak ty. - więc po części rozumiała rodziców. Sama nie będąc jeszcze matką potrafiła postawić się w tej roli, a co mówić osoba, która była odpowiedzialna za drugie istnienie? Sam fakt, że Ella wsiadała do jego auta przyprawiał jej matkę o migreny, a biedna nie wiedziała nawet o kulisach tej znajomości!
Nie był to czas na wspomnienia, a na gorzkie pożegnanie się nie tylko z przeszłością, ale także i teraźniejszością. Podejście do tej relacji z rozsądkiem zdaniem Elli było najlepszym wyjściem. O ile rozsądkiem można by nazwać chorobliwe unikanie. Jednak skoro potrzebowała właśnie tego, to była najodpowiedniejszą osobą, aby to zapewnić.
Nie sądziła tylko, że to wszystko tak cholernie będzie bolało. Przekonywała przecież samą siebie każdej nocy, że przecież już nic nie czuje. Że był tylko ciepłym wspomnieniem, niczym więcej. Czuła, że zamyka właśnie rozdział, który dał jej tyle samo ciepła co i bólu. Prowadzona sprzecznymi emocjami, wstała z krzesła i dumnie zadarła podbródek. - Nie potrzebuję zwrotu pieniędzy. - zabrzmiała chłodno, a na kolejne pytanie zaprzeczyła jedynie ruchem głowy, jakby bała się, że chcąc podjąć jakąkolwiek cząstkę rozmowy, wykrzyczy, że może dla niej zrobić jeszcze wiele. Jak chociażby to, że mógłby jeszcze raz objąć ją jak wtedy w tańcu, spojrzeć na nią i uśmiechnąć się ciepło, zapominając zupełnie o tym co przed chwilą mu powiedziała. Zamiast tego bez słowa opuściła jego gabinet, przekonując samą siebie, że dzisiejszego wieczora podjęła jedną z lepszych decyzji swojego życia.

ZT.
sumienny żółwik
Hania
brak multikont
ODPOWIEDZ