Hoduje alpaki — zmagając się z kryzysem wieku średniego
41 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Były policjant, obecnie hodowca lam. Wcale nie ma kryzysu wieku średniego, wcale...
#1

Tate nie był już nowy na farmie. Nie był też nowy w Lorne Bay, bo mieszkał tutaj jakieś 10, czy 11 lat. Można było powiedzieć, że był tutejszy przez zasiedzenie, przez więzi rodzinne (ale to się chyba tak naprawę nie liczyło, skoro ze swoją żoną pochodzącą z miasteczka był dobrych parę lat rozwiedziony) i tak dalej, ale jakoś nie do końca jednak czuł się swój. Absolutnie nie znaczyło to jednak, że zamierzał się stąd wynosić, co to to nie. Teraz te paskudne zwierzaki go przywiązały na dłuższy czas. I tak, były momenty, kiedy żałował tej decyzji, jak i każdej innej podjętej pod wpływem chwili. A miał ich sporo. Pójście do policji, rozwód z pierwszą żoną. ślub z drugą żoną, rozwód z drugą żoną... Teraz ta farma. No, ale naważył sobie piwa, to zamierzał je wypić. A pić lubił i nie żałował sobie. Nie miał żadnej kobiety, aktualnie przynajmniej, która mogłaby mu suszyć głowę.
Cały dzień ciężko pracował na tej swojej farmie, bo zapał może i miał, tak samo jak dwóch młodych chłopaczków do pomocy, ale w tych wszystkich sprawach majsterkowo-technicznych to nie był wcale taki dobry. Przynajmniej bywały takie dni, że mógł sobie spokojnie pospać nieco dłużej niż do 6, bo ta farma taka siłownię mu zapewniała, że klękajcie narody.
Nic więc dziwnego, że zdarzało mu się przyciąć komara w różnych porach. Teraz było już dość... Późno, jak na środek dnia, ale wcześnie jeśli chodzi o wieczór. Nieważne, w każdym razie była to pora, w której wizyty towarzyskie jak najbardziej miały prawo się odbywać, nawet te niezapowiedziane. Bo tego popołudnia, to Tate nikogo się nie spodziewał. Nawet tego, że jego wredna była żonka postanowiła mu przyprowadzić którąś z uciekających alpak. Akurat był pewien, że są zabezpieczone dobrze i żadna nie będzie spacerować sama po miasteczku. Dlatego zdziwił się, jak z tej jakże przyjemnej drzemki na kanapie przed telewizorem wyrwał go dźwięk dzwonka. Nie był gburem, choć może na takiego wyglądał.... No, ale czasem miał problemy z interakcjami międzyludzkimi, nie bójmy się tego powiedzieć. Więc poczłapał przecierając oczka niczym przedszkolak zbudzony z drzemki i podążył w stronę drzwi wejściowych. Jego farma ani z zewnątrz, ani ze środka nie przypominała tych pseudo farm, które miały wspólne z tym określeniem tylko adres, a tak naprawdę były to wielkie, luksusowe posiadłości, w całości pokryte trawą, a w dawnych stajniach były piwniczki na wino. Nie, co to to nie. Widać było, że nie było we włościach Trembleya damskiej ręki, choć gruz z sufitu także się nie sypał, można było spokojnie pić herbatę.
Nie oszukujmy się, trochę się zdziwił, jak zobaczył jakaś brunetkę, która zdecydowanie nie była jego byłą żoną. Ona lubiła go nawiedzać i męczyć jakimiś bzdurami. Także miło, że to nie była ona, ale nie bardzo wiedział kogo witał. Miał nadzieję, że to nie jest żaden świadek Jehowy. -No dzień dobry, w czym mogę pomóc?-zapytał, jeszcze nie będąc swoim najmilszym ja (jeśli w ogóle na trzeźwo takie posiadał), ale dopiero się obudził, okej? Miał prawo... Nie, nie miał, ale on uważa, że jest inaczej.

Annabel Sinclair
Pisarka — Wszędzie, gdzie można akurat pisać
30 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
outfit

Annabel była nowa na farmie. Nawet w Lorne Bay nigdy nie była, a teraz przeprowadziła się na kilka miesięcy do uroczego domku z dala od zgiełku miasta i to z mężczyzną, którego w ogóle nie znała. Szalona z niej dziewczyna, prawda? A ile materiału do książki będzie miała dzięki temu ! Jednak tak naprawdę to co ją popchnęło do tego wcale miłe i przyjemne nie było. Zostawiła w Sydney męża, którego kochała i któremu nie mogła dać wymarzonych dzieci. W jej głowie zrodził się więc pomysł, aby go połączyć ze swoją przyjaciółką. To, że ta przyjaciółka miała męża, nie stanowiło już dla niej problemu. Tak, bardzo egoistyczne podejście.
Dlatego Anne starała się ze wszystkich sił mu to wynagrodzić. Chodziła uśmiechnięta od ucha do ucha, pieliła w ogródku jego babci i codziennie gotowała i piekła. Była wręcz perfekcyjną panią domu, którą do tej pory nigdy nie chciała być. Nie raz na śniadanie jedli z mężem po owocu, bo żadnemu nie chciało się nic przyrządzić albo zamawiali na obiad chińszczyznę bądź pizzę. Często też wołali do pomocy kogoś do sprzątania, bo oboje pochłonięci swoimi zawodowymi obowiązkami nie mieli czasu, aby zając się też tymi domowymi. A tutaj? Sinclair skakała wokół Otisa, aby tylko za wszelką cenę mu udowodnić, że jest cudownie i w ogóle idealnie. Pytanie jak długo tak jeszcze wytrzyma?

Jednak jeszcze dawała radę, a dzisiaj po popołudniu spędzonym na pisaniu książki w ogrodzie, postanowiła upiec ciasto. Zerwała nawet świeże jabłka i wpadła na pomysł przyrządzenia jabłecznika. Wzięła się za obieranie owoców i gdy chciała je poddusić w garnku, zorientowała się, że zabrakło cukru. Ciasto bez cukru? To nie ciasto, musi być słodkie. Nie chciało jej się, naprawdę jej się nie chciało, ale jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B, więc trzeba pojechać po brakujący składnik. Chwyciła więc kluczyki z przedpokoju i wsiadła do swojego starego jeepa. Jadąc drogą do miasta, samochód dziwnie zaczął harczeć aż nagle zgasł. Popsuł się? A może po prostu paliwo się skończyło? W końcu nie mogła sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz tankowała. W Sydney wszystko jednak wydawało się bliżej albo przynajmniej było więcej stacji benzynowych. Rozejrzała się wokół, gdzie jest i zauważyła dom niedaleko. Nie będzie przecież dzwonić do Otisa z taką głupotą, lepiej żeby jutro zgłosił jej zaginięcie, jeżeli nie wróci do domu, bo tam gdzie właśnie zmierzała mieszkał seryjny morderca. Jako autorka powieści miała taki scenariusz w głowie! Mniejsza z tym, że pisała przede wszystkim romanse, ale przecież wyobraźnię miała całkiem niezłą.

Gdy doszła do drzwi była już cała spocona, a włosy przyklejały jej się do czoła. Odechciało jej się już całego pieczenia, najchętniej wskoczyłaby pod prysznic, ale teraz była już poza domem stojąc na obcym ganku. Gdy zobaczyła mężczyznę przed nią i to dosyć sporej postury, to trochę się przestraszyła. -.Dzień dobry, ja po cukier i benzynę- wydukała bez żadnego proszę z tego całego stresu.


Tate Trembley
powitalny kokos
Miło
Hoduje alpaki — zmagając się z kryzysem wieku średniego
41 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Były policjant, obecnie hodowca lam. Wcale nie ma kryzysu wieku średniego, wcale...
Farmy na obrzeżach Lorne Bay nie były jedna obok siebie, choć zawsze farma musiała z czymś sąsiadować. Jednak do niektórych budynków gospodarczych należały naprawdę wielkie połacie pól, które kiedyś były polami uprawnymi. Była to bardzo rolnicza część miasta, gdzie uprawiano ananasy, kukurydzę i różne inne rzeczy. Tam, gdzie było nieco mniej pola, często mieszkały zwierzęta - w końcu na pastwiska nie były potrzebne aż tak wielkie przestrzenie. Choć Tate kupił kilka hektarów, to podobno był pikuś w porównaniu z tym, co należało do poprzedniego właściciela jeszcze kilkanaście lat temu, zanim wysprzedał sporo swojego majątku. Cóż, sam Trembley wiele za to nie zapłacił, więc może coś było w tym, że typ potrzebował pieniędzy, a niekoniecznie znudziło mu się bycie miejscowym rolnikiem. Albo jednak posiadanie alpak nie było aż tak opłacalne. To też wchodziło w grę, bo Tate jeszcze wiele na tym nie zarobił. Może dlatego, że na razie zajmował się doprowadzeniem tego pola do użytku. A fakt, że zwierzęta mu co chwila uciekały, jak nie przez jedną dziurę w płocie, to przez następną, wiele o tym mówiło. Choć w temacie dziur... Nie tak dawno wykopał jedną, wielką, bo zamarzyło mu się basenu.
No, ale nieważne. Do czego to właściwie zmierzał? A, do tego... Farmy może nie były najlepszym i najbardziej bezpiecznym miejscem, ale to prędzej dlatego, że może jakiś zwierz zaatakować, można wpaść w dziurę na drodze czy coś takiego. Choć oczywiście, pijany rolnik ze szpadlem mógł się zdarzyć, tak samo jak wycackany dom jakiegoś milionera, który chce mieć spokój i zero sąsiadów dookoła. Na dwoje babka wróżyła.
Patrząc na to pod tym kątem, Annabel mogła trafić lepiej jak i trafić gorzej. Gorzej, wiadomo, Tate nie otworzył jej z siekierą w ręce, ale lepiej mogła trafić, bo Tate nie otworzył jej z uśmiechem na ustach. To się nigdy nie zdarzało.
-Że co?-zapytał szczerze zaskoczony tym, co usłyszał. Nie, żeby nie wiedział co to jest cukier, lub benzyna, bo doskonale zdawał sobie z tego sprawę, nawet jeśli z jednego z dwóch niemal nie korzystał. Takie ciało nie robi się samo! Nie zawsze był grzeczny i trzymał się swojego liczenia makr i godzin spędzonych na siłowni, ale raczej starał się jeść zdrowo i czysto, więc raczej oczywistym było, że wystrzegał się białej śmierci. Zarówno w postaci cukru, amfetaminy czy fentanylu. -Trafiłaś chyba pod zły adres. -powiedział, drapiąc się po tyle głowy. Ha, miał wielką ochotę, aby powiedzieć coś innego, ale ugryzł się w język. A to nie byle co w jego wydaniu.

Annabel Sinclair
ODPOWIEDZ