pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
they call the rising sun
and it's been the ruin of many a poor boy
and god I know I'm one
Nigdy nie przepadał za szampanem. Ekskluzywne wino musujące, koniecznie z Francji (jakby jakieś lepsze od włoskiego prosecco) o cierpkim posmaku, tak wychwalane przez każdego, kto chciał poczuć się ważny, bądź pokazać zawartość swojego portfela poprzez zamówienie najdroższej butelki, jaka była dostępna. Tej na samym dole sekcji w menu, opatrzonej tytułem szampan, by nie było żadnych wątpliwości. Cena owej butelki, opatrzonej zwykle etykietą ze złotymi zdobieniami i francuskim opisem, sztucznie wyśrubowana domniemanym prestiżem lokalu typu Shadow - choć przecież każdy wiedział, że obok tych biznesmenów w garniturach, szukających atrakcji, oderwania od rzeczywistości i swoich nieudanych małżeństw, nudnych rodzin czy codziennej rutyny. Przychodzili tu również ci, którzy szukali zarobku. Czy to w handlu wymiennym, sprawnym ruchem wymieniając małą torebeczkę z proszkiem lub pigułkami na kilka banknotów o odpowiednich nominałach, czy parający się zupełnie innymi usługami. Każdy przecież wiedział, że to miejsce oferowało nie tylko głośną muzykę, szeroki parkiet, striptiz i kolorowe drinki, każdy wiedział, że ściany tego przybytku ociekały seksem, narkotykami i zepsuciem, jednak nikt nie wypowiadał się o tym na głos. Cooper jednak nie dilował, bo brał - z każdym miesiącem, jeśli nie tygodniem (dniem?) coraz więcej, osuwając się w wątłe, blade ramiona kokainy. Jej lepkie palce zaciskały się wokół synapsów tancerza, pobudzając każdy zmysł i nie pozwalając mu tak po prostu odejść, porzucić jej, tej ukochanej białej substancji, królowej zabawy i zapomnienia.

Siedział przy jednym z niewielkich stolików w okolicach baru, towarzysząc nieznajomemu mężczyźnie, który nalegał, by tancerz się z nim napił, teatralnie otwierając portfel, wypełniony banknotami przy zamawianiu tej odpowiednio schłodzonej butelki. Cooper nie był zbyt zainteresowany, chociaż pięćdziesięcio dolarowy banknot, wyciągnięty w jego stronę z przymrużeniem oka nieco zmienił jego decyzję. Łatwo było go kupić, choć nie tak prosto utrzymać, bo tancerz miał nieco inne plany na ten wieczór, niż dzielenie butelki szampana z tym, konkretnym nieznajomym. Elijah nawet nie pamiętał jak facet się nazywał, może mu się wcale nie przedstawiał? Albo coś wspomniał, przy okazji, w odpowiedzi nie dostając prawdziwych danych blondyna, jeszcze nie był na tyle szalony, by spowiadać się każdej przypadkowej osobie ze swoich personalnych danych, pracując w tym klubie. Nie bez powodu nosił przecież maskę, zasłonę miękkich frędzli, które owijał na palcu, jedynie połowicznie słuchając monologu mężczyzny, który desperacko szukał towarzystwa, będąc gotowym za nie zapłacić. Czego szukał Cooper? Na pewno czegoś ciekawszego od popijania cierpkiego wina i wysłuchiwania opowieści o pracy, pieniądzach i rozwodzie z żoną, która nigdy się z tym mężczyzną nie zgadzała. Tancerz buksował obcasem kowbojek, wprawiając kolano w ruch pod stolikiem, w niecierpliwej manierze - zupełnie jakby był gotowy w każdej chwili uciec, szukając do tego okazji. Lub raczej, odpowiedniego momentu.

Nie był zbyt obecny, owszem, siedział na wysokim stołku, jednak nie umiał skupić się na towarzyszu tej niedoli, myśląc sobie raczej o tym, że może zamiast przychodzić do klubu, ten typ powinien zapłacić sobie za terapię. Myślał też o tym, że wolałby jednak whisky lub bourbon, słodszego kuzyna szkockiej, przyjemnie palącej gardło. Głośna muzyka rozbijała się o jego skórę, fale dźwiękowe niczym te morskie, uderzające w przybrzeżne skały w wahadłowym rytmie. Każdy zmysł napędzany kreską, rutynowo konsumowaną w klubowych toaletach, samotnie, bądź w towarzystwie. Zerknął w stronę baru, bawiąc się kieliszkiem. Wracał spojrzeniem do mężczyzny, choć jedynie na chwilę, uciekając zaraz nad jego ramieniem, gdzieś w tłum, na parkiet albo i pośród ludzi, czekających przy barze. Wiedział, że ten smutas nie szukał żadnej przygody, nie chciał płacić mu za prywatny taniec, a jedynie za tą głupią obecność, a blondyn tracił zainteresowanie z każdą sekundą. Dokończył więc zawartość smukłego kieliszka na raz i wstał, rzucając na odchodnym, że raczej nie był typem towarzystwa, którego mężczyzna dzisiaj potrzebował i udał się w stronę baru, po upragnionego shota bourbonu, który pomoże pozbyć się tego kwaskowatego posmaku z ust. Rozejrzał się, grzecznie czekając na swoją kolejkę. Jak do tej pory rozbiegane spojrzenie - zawiesił na jednej osobie. Mężczyźnie, chłopaku? Elijah niekoniecznie pałał się do dokładnego określania jego wieku, choć był pewien jednego - był młodszy. Zarówno od jego poprzedniego kolegi, jak i od niego samego, ale czy to była jakaś przeszkoda?
Napijesz się czegoś? – bo przecież jak inaczej zacząć rozmowę w klubie, niż od zaoferowania drinka, prawda?

Augustus Langford
death by overthinking
mvximov.
Jethro
policjant — lb police station
24 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
No­szę twe ser­ce z sobą (no­szę je w moim ser­cu) ni­g­dy się z nim nie roz­sta­ję (gdzie idę ty idziesz ze mną; co­kol­wiek ro­bię sa­mot­nie jest two­im dzie­łem, ko­cha­nie)

Gus był osobą wyjątkowo aktywną i jeżeli nie spędzał czasu na patrolowaniu miasta w niebieskim mundurze, kontrolach drogowych i przeróżnych interwencjach, mniej lub bardziej ważnych, to można go było spotkać w parku, na plaży, w lesie lub w wielu innych miejscach zarówno przeznaczonych do trenowania ciała, jak i umysłu - głównie galerie sztuki, teatr, kino czy koncerty muzyczne. Rzadziej nogi zabierały go w takie miejsca, jak to. Shadow był klubem owianym konkretną opinią, nie mającą w sobie zbyt dużo dobrego, chyba że dla szemranego towarzystwa, które jakoś korzystało z możliwości jakie to miejsce dawało.

Takie osoby jak Gus nie były tam mile widziane, nawet poza godzinami swojej pracy, bo było całkiem spore ryzyko, że ktoś z klientów nocnego klubu by go rozpoznał, na przykład z jakiejś policyjnej akcji. Dlaczego więc tak ryzykował? Być może miała z tym coś wspólnego zwykła, ludzka ciekawość, a może namowy kumpla, który ostatecznie się nie pojawił? Tak czy siak blondyn w pewnym momencie znalazł się przy barze, rozglądając ukradkiem, niby nie nachalnie, bo nie chciał od razu zwrócić na siebie uwagi.

Napijesz się czegoś?

Wysunął dłonie z kieszeni cienkiej, czarnej kurtki i spojrzał na mężczyznę, który niskim, ale przyjemnym dla ucha, głosem zadał mu pytanie zza maski, zasłaniającej jego oblicze. Augustus w pierwszym momencie zamrugał, przyglądając się kreacji nieznajomego z ciekawością. Musiał przyznać, że zrobiło to na nim wrażenie, być może chodziło o przystępny wygląd maski i w ogóle całego stroju, a może o nutkę tajemnicy, co wywoływało w nim ekscytację.

Jasne 一 wypalił, zanim w ogóle zdąży zastanowić się nad odpowiedzią. Jak widać dzisiaj trochę się zapomniał i wcale nie było to takie złe uczucie. Może od czasu do czasu dobrze było się zapomnieć, zresetować i odreagować w sposób, którego zazwyczaj się nie wykorzystuje. Nawet jeżeli faktycznie będzie się tutaj dobrze bawił, to i tak wystarczy mu tej wizyty na co najmniej kilka miesięcy, o ile w ogóle tutaj wróci. Dalej trochę się obawiał, że lada moment ktoś go rozpozna i będzie miał kłopoty.

Uśmiechnął się jednak lekko, zerkając jeszcze raz na mężczyznę. Pewnie gdyby nie jego propozycja, to zastanawiałby się teraz czy jednak nie wyjść, skoro jego kolega odwołał spotkanie. Wyglądało jednak na to, że chociaż się napije. Wsunął pośladki na stołek przy ladzie, a na twardym drewnie ułożył dłoń, aby się odrobinę wygodniej oprzeć.

Często zakładasz maski? 一 zagadał, zerkając na innych klubowiczów i zastanawiając się czy ktoś też jeszcze nosi coś podobnego. Może to pracownik klubu? Nie chciał, żeby zabrzmiało to jak krytyka, chociaż ton jego głosu i zaciekawione spojrzenie wskazywały na coś odwrotnego, więc zaraz dodał: 一 Prezentuje się świetnie. 一 Komplement za drinka to chyba całkiem dobra wymiana.

Przesunął dłonią po policzku, jakby chciał się podrapać, ale w ostatniej chwili z tego zrezygnował. Przeniósł wzrok na barmana, który podszedł do nich, aby wziąć zamówienie. Gus zdecydował się na wódkę z lodem, bo ani na słodkie, ani na piwo nie miał za bardzo ochoty. Wódka bez dodatków była neutralna i robiła swoje, a to w pełni wystarczyło.


pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Policja się tutaj nie zapuszczała. Psy tutaj nie węszyły. Nikt nie nazywał ich policjantami czy stróżami prawa, skłaniając się jedynie do tych raczej pejoratywnych określeń. Psy stwarzały przecież zagrożenie. Odcięcie od łatwiej gotówki czy od źródła, skąd pobierało się odpowiednie (lub też nie) substancje, za odliczoną ilość banknotów. Zatrzymanie, z listą zarzutów i dowodów na poczynania pewnych jednostek w tym, konkretnym klubie. Jednej nocy mogliby przeprowadzić tutaj akcję i rozgonić towarzystwo, choć zapewne spotkaliby się z oporem. Z jakiegoś powodu jednak nikt się tutaj nie zapuszczał. Elijah czuł się bezpiecznie wśród tych wszystkich ludzi, zepsutych od pieniędzy, używek i seksu, czego nie mógł powiedzieć o policji. Nic dziwnego, skoro miał swoje za uszami i przeżył kilka zdecydowanie zbyt bliskich spotkań z prawem, wyślizgując się z jego ciasnych objęć ostatkiem sił, kilkoma słowami i kosztem innych, kosztem czyjegoś życia, czyichś pięciu lat. Utraconych bezpowrotnie razem z zaufaniem. Nie rozpoznawał jednak Gusa, chłopak mógł być zwyczajnie zbyt młody stażem, by się na niego natknąć. Może minęli się kiedyś na ulicy, kiedy Elijah odwracał wzrok, popalając papierosa i jedynie nieznacznie przyspieszał kroku, w sztucznym pośpiechu, lub skręcał ulicę wcześniej, chcąc poznyć się ewentualnych policyjnych spojrzeń. Może podejrzliwych, a może tak mu się tylko wydawało, umysł omamiony regularną narkotyzacją nie raz zapędzał się w paranoidalne terytoria. Szczególnie na widok niebieskiego munduru.

Żadnych mundurów tutaj jednak nie było, jedynie do bólu zwykła, nierzucająca się w oczy czarna kurtka. Blond włosy, schludnie zaczesane na bok i te pełne usta, wyginające się w delikatnym uśmiechu. Była też maska, frędzle sięgające obojczyków, kowbojska koszula godna najbardziej krzykliwych zawodów rodeo - niedbale rozpięta, a może raczej niedopięta, zarzucana na chude, wytatuowane ramiona po zejściu ze sceny i zebraniu swoich napiwków. Było też to całe jego misterium, własny uśmiech, wyplątujący się uporczywie zza kurtyny maski i wyczuwalna w głosie nieznajomego ciekawość. Była też propozycja nie do odrzucenia, bo któż by odmówił darmowego alkoholu, prawda? Na pewno nie ktoś, kto pojawiał się w Shadow, nieważne czy za namową znajomych, czy z własnej ciekawości.

Słysząc odpowiedź, pomachał do barmana, by zwrócić jego uwagę, po czym wrócił spojrzeniem do swojego nowego towarzysza, który zdawał się już wygodnie usadowić na wysokim, barowym stołku. Dobrze było się czasem z a p o m n i e ć. Cooper uskuteczniał to coraz częściej, pojawiając się tutaj nie tylko po pieniądze, zarabiane poprzez wyginanie się na rurze, lub sam-na-sam dla tych, którzy zaproponowali odpowiednią sumę. Przychodził tutaj właśnie po to swoje zapomnienie, po oderwanie od ciężkiej, przytłaczającej rzeczywistości. Tym zapomnieniem był alkohol, ale przede wszystkim była nim kokaina, pobudzająca każdy nerw swoim gorzkim smakiem, oferując ten zastrzyk energii i zabierając te wszystkie złe rzeczy, chociażby na noc. Co z tego, że nad ranem wszystko powracało ze zdwojoną siłą, a serce kołatało w klatce piersiowej jak przestraszony wróbel. Mógł odroczyć ten wyrok o kilka godzin, wziąć szczęście na pożyczkę, zupełnie jak kiedyś; będąc jeszcze dzieckiem, uciekał na farmę Hawkinsów, by pożyczyć te kilka godzin bez ojca i jego zdecydowanie zbyt ciężkich dłoni.
Wystarczająco, by się tutaj odpowiednio zabawić. — odparł wymijająco, obserwując zaciekawionego mężczyznę. Lubił to pokłosie swojego misterium, zrodzonego z potrzeby pozostania incognito, jednak uformowanego właśnie przez te momenty. Ten błysk w oku, uniesiony kącik ust, spojrzenie przyciągane magnetyzmem tajemnicy, wędrujące po masce, po jego ciele, dając mu tę upragnioną uwagę. O to w tym wszystkim chodziło, by choć przez kilka godzin połechtać własne ego, windowane kolejną i kolejną kreską, kolejnym spojrzeniem, zawieszonym na nim i kolejnym drinkiem. Ten z kolei był już nalewany przez barmana, najpierw wódka z lodem, a w drugiej szklance zagościł bourbon, słodkawa, złota ciecz, przyjemnie paląca w gardło. Z jedną kostką lodu, niczym wisienką na torcie.
Wódka z lodem? Jesteś Rosjaninem, który bardzo dobrze nauczył się w akcenty? — zagadnął, pół-żartem. Mało kto decydował się na czystą, królowały tu raczej kolorowe drinki i wszelkiego rodzaju whisky, gin z tonikiem, a jeśli wódka, to raczej w konfiguracji z wodą gazowaną i kapką soku z limonki. O gustach się jednak nie dyskutowało. — Czy może… lubisz rzeczy proste i mocne? — zaśmiał się, puszczając mu oko, po czym uraczył się w końcu swoim wyczekanym trunkiem. Alkohol przyjemnie drażnił jego kubki smakowe, zaraz ustępując nutom karmelu i delikatnej wanilii. Oblizał usta, zwilżone bourbonem i oderwał spojrzenie od blondyna, chociaż jedynie na chwilę, by rozejrzeć się po pomieszczeniu. Zaraz jednak wrócił do swojego towarzysza, nie znajdując w och otoczeniu nic, ani nikogo ciekawszego.
Przyszedłeś tu sam, czy zgubiłeś towarzystwo po drodze do baru? — zagadnął, no bo przecież nie śmiałby odciągać go od znajomych, prawda?

Augustus Langford
death by overthinking
mvximov.
Jethro
policjant — lb police station
24 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
No­szę twe ser­ce z sobą (no­szę je w moim ser­cu) ni­g­dy się z nim nie roz­sta­ję (gdzie idę ty idziesz ze mną; co­kol­wiek ro­bię sa­mot­nie jest two­im dzie­łem, ko­cha­nie)

Agustus na pewno inaczej prezentował się bez munduru, no i faktycznie nie miał zbyt dużego stażu w policji, nie mówiąc już o czasie, w którym zaczął patrolować ulice Lorne Bay. W tej chwili nie był na służbie i nie miał zamiaru nikogo pouczać, rozdawać mandatów czy zakuwać ludzi w kajdanki. Nie uważał również, aby rwał się do zgłaszania kolegom drobnych przewinień. Dopóki nikt nikogo nie mordował, to chyba nie było się czego obawiać. Na pewno nie chciał się przyznawać, że jest psem. To by go od razu skreśliło, a przecież wstąpił tutaj na drinka, może dwa i po prostu aby zrobić coś innego, niż zazwyczaj. Być może było to z jego strony głupie zagranie, nawet jeśli, to ewentualne konsekwencje wyjdą dopiero po czasie. Chyba było już za późno, skoro właśnie popijał wódkę w towarzystwie zamaskowanego mężczyzny, który sprawiał, że zapominał się jeszcze bardziej.

Do tego stopnia, że absolutnie nie myślał o tym, o czym powinien. O kim powinien.

Czy Marian miałby mu za złe jakiś drobny flirt? Czy Marian miałby mu cokolwiek za złe? Prosty umysł Gusa podpowiadał mu, że skoro się z rudzielcem spotykał, to chyba byli razem. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że Marian traktuje ich relacje luźniej, niż gumka od majtek trzyma się jego bioder. Obserwował więc swojego rozmówcę z nieukrywanym zainteresowaniem, prześlizgując się wzrokiem nie tylko po jego masce, ale i ubiorze, a co za tym szło i sylwetce. Był świadom swoich upodobań. Już dawno wyszedł z szafy i doskonale wiedział, że pociągali go mężczyźni, nie kobiety. Ponadto, jak widać, lubił nutkę tajemnicy i ekstrawagancji. Elijah jawił mu się nie tylko atrakcyjnie z samego wyglądu. Podobała mu się jego pewność siebie. Słowa i gesty, świadczące o tym, że był osobą wyzwoloną i przecież zainteresowaną, skoro od razu do niego podszedł i zaproponował wspólne napicie się. Czy nie po to tak ostatecznie przyszedł? Każdy lubił, kiedy się go adorowało, a Augustus nie chciał pozostać dłużnym. Co prawda nie do końca odnajdywał się w tym świecie i nie miał pojęcia kto tu jest gościem, kto pracownikiem, kto tancerzem, a kto żył z prostytucji. Czy mogło być tak, że Cooper chciałby zapłaty za pewne swoje usługi?

Chyba wybiegał myślami zbyt daleko, zamiast po prostu skorzystać z okazji. Sam do końca nie wierzył w swoją śmiałość, ale z drugiej strony podobała mu się ta sytuacja. Chyba nie był do końca taki grzeczny, za jakiego na co dzień uchodził. Uśmiechnął się delikatnie, a po jego minie i gestach bystre oko mogło wypatrzyć, że jest nie tylko zainteresowany, ale i może odrobinę zauroczony kreacją nieznajomego. Czasami, nawet często, można było z niego czytać jak z otwartej księgi.

Odpowiednio? Co masz na myśli? 一 zapytał wprost i w zasadzie potrzebował też konkretnej odpowiedzi. Lubił mieć wyłożone wszystko czarno na białym i dosadnie wiedzieć o co chodzi. W domyślaniu się czuł się trochę niepewnie, a przynajmniej przy takich osoba, jak zamaskowany mężczyzna, po którym nie wiedział czego się spodziewać. Może wszystkiego?

Spojrzał na swojego drinka, gdy tylko usłyszał komentarz odnośnie wódki i trochę się zmieszał. Jakoś nie pomyślał o tym, że to mogło zostać podobnie odebrane. No może faktycznie było to proste połączenie, w końcu prościej się chyba nie dało. Podrapał się po karku i bezgłośnie zaśmiał, aby to zmieszanie swoje jakoś ukryć.

Nie mam nic wspólnego z Rosją 一 przyznał dosyć cicho, ale zaraz po tym uniósł wzrok i wbił go ponownie w rozmówce, akurat aby usłyszeć kolejny komentarz i zauważyć puszczone mu oczko. Miał nadzieję, że nie dostał rumieńców, bo policzki trochę go zapiekły. 一 Tak, chyba tak 一 przyznał jednak, bo faktycznie jego upodobania były dosyć proste. Chyba, że dotyczyły masek, ale czy to nie było powszechne? Nawet nie wiedział, skoro nigdy nie dał się ponieść swoim żądzom, krążącym w tym temacie. Na ogół był grzeczny i jakoś nie spotykał wielu mężczyzn w maskach. Na wszystko przychodzi odpowiedni czas.

Uniósł szklankę do ust i upił łyk wódki. Pierwszy nigdy nie był specjalnie przyjemny, ale lód odrobinę poprawiał wrażenie. Przełknął trunek, nawet się nie krzywiąc, a ten spłynął po jego gardle, wypalając je wyraźnie, jednocześnie robiąc tym wrażenie całkiem przyjemnie. Może potrzebował małego resetu i czegoś, co uderzy mu szybko do głowy? Może kogoś takiego na tę chwilę też potrzebował? Trochę jakby dalej próbował oderwać swoje myśli od przeszłości, która ciągle wracała, strasznie uparta. Nie chodziło tylko o wojnę na Ukrainie, która pozostawiła czarną dziurę w jego umyśle i sercu, ale i o coś, co było wcześniej, a co utracił i chociaż był pewien, że się z tym pogodził, to chyba rzeczywistość wylewała mu raz po raz kubeł zimnej wody na głowę. Marian był jedynie środkiem uśmierzającym ból, chociaż jeszcze nie zdawał sobie z tego do końca sprawy. Jego dzisiejsza wizyta w Shadow być może też miała stać się czymś podobnym.

Kumpel mnie wystawił 一 przyznał bez bicia. 一 Więc w zasadzie jestem sam. No… Teraz już nie tak całkiem 一 dodał i posłał rozmówcy zachęcający uśmiech, świadczący o tym, że jego towarzystwo mu nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Upił kolejny łyk wódki, tym razem większy i już po chwili poczuł, jak przyjemnie alkohol uderza mu do słabej głowy. Czasami, nie zawsze, lubił to uczucie odrętwienia. Robił się wtedy lekki i zdecydowanie bardziej śmiały. Poza tym alkohol działał na niego często jak afrodyzjak.

A ty? Czekasz na kogoś? 一 zapytał zaraz, zwilżając wargi językiem. Co ciekawe ani przez chwilę nie poczuł ciekawości jak wygląda rozmówca, jaka twarz kryje się pod jego maską. Nawet nie chciał, aby ten ją zdejmował. 一 Mam nadzieję, że nie, bo to by znaczyło, że zaraz mi uciekniesz. 一 Czy mógł być bardziej oczywisty? Nawet nie chciał się ugryźć po tym flircie w język, wręcz przeciwnie. Miał nadzieję, że mężczyzna podejmie jego śmiałą próbę zwrócenia uwagi na chęć spędzenia wieczoru, może nawet nocy, razem.


pomoc na farmie / striptizer — farma Hawkinsów / klub Shadow
33 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
You know I might have been born just plain white trash
But Fancy was my name
Nie wyglądał na policjanta, o ile ktokolwiek mógł na glinę wyglądać, nie nosząc charakterystycznego munduru, błękitnej koszuli z naszywką dosadnie wskazującą na przynależność do organizacji. Nie wzbudzał też w Cooperze żadnych podejrzeń. Nie zadawał (póki co) zbyt wielu pytań, które mogłyby wzbudzić jakąś niepewność, podkulenie ogona i wymijające odpowiedzi. Paradoksalnie, tancerz doszukiwał się ostatnio policjanta w lekarzu, który go zbyt dokładnie przepytywał, a w tym przypadku? Może skutecznie zmylił go ten ładny uśmiech, pełne, zaróżowione wargi, wykrzywione w zadowoleniu na propozycję drinka. Zainteresowanie, które tak przecież lubił, niepodszyte żadnym podstępem ani przykrywką, by może potwierdzić te zarzuty, jakie mieszkańcy Lorne rzucali pod adresem przybytku, bądź zamknąć jednego z tutejszych dilerów dla poprawienia sobie statystyk. Najwidoczniej Eli nie miał zbyt wyczulonego rozeznania w kwestii glina-czy-nie-glina, na własne nieszczęście. Augustus mógł odciąć się od pracy, będąc tutaj poza służbą, całkowicie po cywilnemu angażując się w małą odskocznię od rzeczywistości przy boku zamaskowanego mężczyzny. Nie każdy glina był jednak jak Augustus i kiedyś Cooper na pewno się oparzy, oddając się niezobowiązującemu flirtowi, który zakończy się na kajdankach - niestety nie tych, przypinanych do ramy łóżka. W Shadow podobno mu to jednak nie groziło, a po wystarczającej ilości błogiej narkotyzacji, zapijanej kolejnymi drinkami niekoniecznie się tym w ogóle przejmował.

Opuścił gardę, nie zastanawiał się nawet nad tym skąd chłopak tu przyszedł i po co, oprócz klasycznego rozeznania czy miał towarzystwo. Jeżeli Cooper miał w tej przelotnej znajomości jakiś interes, pieniężny czy łóżkowy, towarzysze imprezy czasem stali na przeszkodzie. Sama ich obecność, może na drugim końcu baru lub gdzieś na parkiecie, roztańczonych w tłumie, czasami wprowadzała jakieś niewygodne wrażenie skrępowania czy nawet wstydu, lub poczucie odpowiedzialności za tego, który upijał się trochę zbyt szybko albo tą jedną przyjaciółkę, która miała w zwyczaju znikać z pola widzenia, robiąc niekoniecznie mądre lub bezpieczne rzeczy. Brak znajomych w poblizu to brak zahamowań, zupełnie jak z jego maską. Ukrywał twarz, by wyzbyć się granic i nie zastanawiać się nad tym, kto mógłby go rozpoznać. Zmierzył chłopaka wzrokiem, czując jak ten sprawnie ślizgał się po jego ciele. Od wyszywanych kowbojskich butów, kiedyś sumiennie polerowanych przed każdym startem na rodeo, teraz zdegradowanych jedynie do rekwizytu. Przez odsłonięte, smukłe (żeby nie powiedzieć chude) uda, z kilkoma rozrzuconymi po skórze tatuażami, aż do postrzępionych krawędzi jeansów, obciętych krótko, trzymanych na biodrach paskiem z ozdobną klamrą. Dalej była połyskująca, satynowa koszula z frędzlami wszytymi wzdłuż rękawów, niedbale rozpięta, a może raczej niekoniecznie dopięta, zarzucona na ramiona przy zejściu ze swojej zmiany. Ubiór jego towarzysza pozostawiał znacznie więcej wyobraźni, ale zupełnie nie powstrzymywało go przed stwierdzeniem, że chłopak mu się podobał.
Powiedzmy, że dodaje mi pewności siebie. – nie, żeby kiedykolwiek miał z tym problem, bez niej. Upił łyka swojej whisky i kontynuował. – To trochę tak, jak… impreza w innym mieście. Tam, gdzie nie mieszka żaden Twój znajomy, nikt Cię nie zna. Bawisz się tak, jakby jutra miało nie być. – Dawno temu zrozumiał, że przy tych kolorowych światłach, głośniej muzyce, którą czuło się całym ciałem i kresce wszystkie jego zmartwienia się ulatniały. Nie myślał wtedy o tym swoim trudnym dzieciństwie, o ojcu-oprawcy, o własnych przewinieniach, które każdego dnia rozdrapywały stygmat na sercu. Wtedy liczył się tylko bit elektronicznej muzyki, roztańczone ciało przy ciele, a jedynym zmartwieniem była liczba banknotów w kieszeni i towar, jaki można było za to dostać. Czy to w postaci małego woreczka, czy liczby drinków, na jakie było go stać w klubowym barze. Cmoknął, przesuwając spojrzeniem po butelkach na doświetlonych barowych półkach, po czym spojrzał znów na blondyna. — Przynajmniej ja to tak widzę. Bez maski nie byłbym striptizerem. – zaśmiał się, zamykając swoje filozoficzne wręcz dywagacje.

Odwrócił się całkiem w stronę chłopaka, przysuwając sobie dopiero co opuszczony barowy stołek. Wsunął pośladki na siedzenie, dając mu tym samym do zrozumienia, że jak na razie nigdzie się nie wybierał. Nie stał przy barze, w blokach startowych gotowy ulotnić się, gdyby mężczyzna nie wykazał zainteresowania. Stało się wręcz przeciwnie i chłopak sprawiał wrażenie, jakby nie mógł oderwać od niego wzroku. To mu się podobało, łechtało jego nieco zbyt wygórowane ego, tym samym przesuwając delikatnie granice.
No niech Ci będzie. – delikatny uśmiech błąkał mu się po twarzy, kiedy tak obserwował jego reakcję na niezbyt wygórowane żarty. Cooper operował w prostych schematach, a wódka kojarzyła mu się jedynie z Rosją. Nie śledził niuansów związanych z historią Europy wschodniej, a ostatnie wydarzenia wojenne zaledwie obiły mu się o uszy przy okazji wydania wiadomości, puszczonego gdzieś w tle na farmie Hawkinsów. Błogo żył w swojej ignoranckiej bańce, kursując od Carnelian do Shadow i z powrotem, nie interesując się geopolityką i wszelkimi sprawami wielkiej wagi, które odbywały się tysiące kilometrów od niego.

Podobała mu się ta odpowiedź, jakkolwiek źle by to nie zabrzmiało. Augustus został wystawiony, co nigdy nie było przyjemne. Nikt nie lubił tracić czasu na dojazd i oczekiwanie, by w ostatniej chwili dowiedzieć się, że to wszystko było na marne. Jedni wypijali jedno piwo i zbierali się do domu, inni opuszczali lokal od razu, kląc pod nosem, a jeszcze kolejni wykorzystywali wieczór wobec własnych okazji. Takich, jak ta. Przekrzywił głowę, w nieco teatralnej konsternacji, kiedy usłyszał te nadzieje.
Oh? W sumie to szukałem tylko okazji, żeby uciec od tamtego smutnego typa, który tylko narzekał na swoją żonę… – Blefował. Zerknął w stronę stolika, przy którym jeszcze niedawno siedział, wysłuchując tych gorzkich żali. Mężczyzny już tam nie było, jedynie pusta butelka po szampanie, odwrócona do góry dnem w wiaderku z lodem. — Ale jeśli bardzo chcesz, to mogę zostać. – zerknął z powrotem na niego i stuknął swoją szklanką o tę pełną wódki, zanim upił kolejnego, słodko-palącego łyka.

Augustus Langford
death by overthinking
mvximov.
Jethro
ODPOWIEDZ