kierowca tira — tir
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Can't make me happy when I'm sad
I blame the world
I'm a glass-half-empty kinda girl
Ostatnie dni nie były proste. Ciągle przeżywała sytuację z początku lutego, mimo że minęło już dużo czasu, rany fizyczne powoli się łatały, ale te psychiczne pozostawały niewzruszone. Nie wiedziała co powinna zrobić by Happy był szczęśliwszy. Teraz przebywał w momencie manii, ale Sad wiedziała, że to było ulotne i zanim się obejrzy ten znów zapadnie się w mrok. Chciała go przed tym uchronić, ale nie miała pojęcia w jaki sposób mogłaby to zrobić.
Straciła do brata zaufanie. Pozbawiła go drzwi do pokoju i wymuszała pytanie o możliwość wyjścia gdziekolwiek. Kiedyś, zupełnie się tym nie interesowała, w końcu młody Bright był nieomal pełnoletni, jednak teraz... Teraz było inaczej.
Starała się go nie zostawiać na długo w mieszkaniu, ale coraz częściej i coraz intensywniej czuła, że potrzebuje się oderwać od opieki nad nim, że musi przeżyć własne życie. I nadarzyła się ku temu okazja.
W trakcie zakupów zagadała się z Biancą, sąsiadką, na którą wpadała co rusz w okolicznych sklepach czy zwyczajnie na ulicy. Zazwyczaj rozmawiały o pierdołach, krótko i mało angażująco, ale z czasem, gdy coraz częściej na siebie wpadały, Sad stawała się coraz bardziej otwarta w tych ich krótkich pogawędkach. Kiedy Bianca zaproponowała by Bright wpadła do niej na wino i pogawędki, ta nie potrafiła odmówić.
Potrzebowała tego bardziej niż nawet była świadoma. Odpoczynku, odetchnięcia, zwykłej ludzkiej rozmowy, która nie byłaby podszyta jej problemami z samą sobą i światem. Chwili zapomnienia.
Odstawiła zakupy do mieszkania informując Happy'ego, że wychodzi, ale żeby nie myślał, że może znowu odwalić podobną akcję co miesiąc temu, bo Sad będzie zaledwie klatkę obok. Znalazła zagubione gdzieś między półkami włoskie wino, które zwiozła ze sobą z Włoch. Jej pamiątka po czasach mieszkania w Europie. Czasach, kiedy wiele rzeczy było prostszych i spokojniejszych. Nie żałowała, że się przeniosła do Australii by opiekować się bratem, ale ostatnio coraz częściej tęskniła za prostotą i sielankowością europejskiego żywota.
Dzierżąc butelkę wina nasunęła tylko buty nawet ich nie wiążąc i przemierzyła te kilka metrów dzielących je od mieszkania Bianci. Zapukała kilkukrotnie, a gdy ta stanęła w drzwiach, Sad uśmiechnęła się szeroko mówiąc:
-Cześć, przyniosłam dodatkową butelkę. - wyciągnęła dłonie przekazując dobytek Biance. Nie potrafiłaby przyjść z pustymi rękoma, a jednocześnie bardzo potrzebowała poczuć choć na chwilę smak Włoch.

Bianca Rochester-Cho
sumienny żółwik
lachmaniara
Fotograf — lorne bay
24 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#9

Bianca uwielbiała swoją niezależność, to, że nie musiała się przed nikim tłumaczyć, spowiadać i tak naprawdę nie musiała myśleć o nikim innym, jak tylko o sobie, swoich chęciach i tego, co tylko pojawiło się w jej myślach. To było piękne, mogła robić to co chce i to nie tak, że za dziecka była trzymana na mocno krótkiej smyczy, bo to nie było do końca prawdą. Mogła obawiać się tego, co ludzie o niej pomyślą, choć nie powinna. Była silną, pewną siebie kobietą... Która jednak mocno zważała na to, co inni o niej myślą i co mówią. To było dziwne i najlepsze było to, że Bianca doskonale zdawała sobie sprawę z tego.
Tak samo jak z tego, że taka pełna niezależność była równoznaczna z samotnością i fakt, że nie musiała na nikogo zważać, świadczył o tym, że była samotna i tak naprawdę nikogo nie obchodziła. Cóż, to ostatnie to może było już przesadą, bo miała jednak przyjaciół, a także bliskich, którzy byli niesamowicie ważni w jej życiu, którzy sprawili że jest tą osobą, którą teraz była (dosłownie i w przenośni), ale to nie był chłopak, narzeczony, czy dziewczyna. Współlokator to też nie był, któremu wypadałoby się zwierzać, że się wychodzi i kiedy się wróci. Choćby dlatego, że sami mogliby mieć jakieś plany, chcieć zaprosić kogoś do siebie.
Z tego ostatniego kobieta właściwie się cieszyła, co nie było dziwne - skoro sama o tym zdecydowała. Jednak to pierwsze, czyli brak partnera czy partnerki już nieco ją bolał. Była towarzyską osobą, a jej znajomości niekoniecznie ograniczały się do takich przyjacielskich - miała ku temu prawo, bo była młoda i kiedy miała się bawić w życiu, jak nie teraz? Jednak ostatnio w tym aspekcie była jakaś posucha. Nie narzekała jednak, nie robiła z tego żadnego problemu, ani nic. Ot, takie było życie. Na nudę nie narzekała, potrafiła znaleźć sobie zajęcie. Co chwila wpadała na jakiś nowy pomysł na hobby. Próbowała puzzli, malowania po numerach przy winie (cóż, to było zwykłe malowanie, ale ona piła przy nim wino, więc tak jakby wychodziło dwa w jednym) i tak dalej. No, pewnie możliwości było jeszcze milion, ale Bia wolała spędzać czas wśród ludzi. Dlatego totalnie nie miała problemu z tym, aby zaprosić na wieczór swoją sąsiadkę. Znała sporo osób mieszkających na tym osiedlu, przynajmniej tych mniej więcej w jej wieku. Czy to ze wspólnych spacerów po markecie, czy z narzekania na kuriera, który dzwonił do drzwi i uciekał niczym jakiś przedszkolak ze swoimi mega śmiesznymi żartami. Więc gdy po raz kolejny spotkała Sad, nie mając żadnych konkretnych planów na ten wieczór, zaproponowała, aby ta wpadła, jak zostawi swoje zakupy w domu. Co prawda było już za mało czasu, aby przygotować jakieś przekąski czy coś innego, ale zawsze można było kupić - tak więc dziewczyny wybrały na co miały ochotę, zabrały to z półek i umówiły się na spotkanie za jakiś czas u Bianci.
-Hej, wchodź!-powiedziała Rochester-Cho, gdy tylko zobaczyła swoją nową koleżankę w drzwiach swojego mieszkania. Nie wiedziała, czy złapią z Sad wspólny język, czy mają taki sam vibe, ale to nie było powodem, aby nie nawiązać jakiejś nowej relacji! Dobrze jest dobrze żyć ze swoimi sąsiadami, zawsze można zaopiekować się cudzą paczką, pójść do kogoś po szklankę cukru czy coś takiego! -Super, ja też coś mam, więc zapowiada się dobrze!-rodzice Bianci posiadali na pewno piwniczkę z winami i to takimi za dobre kilka stówek, ale bez przesady. Rochester-Cho nie była snobką, ona takich w swoim mieszkanku nie trzymała, bo nie była żadną koneserką.-Siadaj w salonie, porozkładam tylko te czipsy i ciastka do miseczek.... Chyba że chcesz pomóc i wyciągnąć kieliszki?-zapytała. Mimo że uważała kuchnie za swoją świątynie, totalnie nie miała nic przeciwko, aby ktoś kręcił się tam z nią.

Sad Bright
ODPOWIEDZ