kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
O nie, droga do złamania jej była gdzieś indziej. Paradoksalnie najbliżej był, kiedy kazał jej się wynosić i… i cóż. No za moment będzie bliżej złamania jej niż kiedykolwiek, bo Cami stanie się niesamowicie odsłonięta i bezbronna na kilka chwil. Poza tym seks… seks był przyjemnością. Był dobrą zabawą. Był ucieczką od rzeczywistości i swoich myśli. A między nimi był też sposobem na komunikowanie się, na tworzenie bliskości i intymności. To nie jest coś, co dzieje się z każdym, za każdym razem. Nawet gdyby uprawiała seks faktycznie z tysiącem facetów od tego czasu, to by nie miało znaczenia. Oni by nie mieli znaczenia. Prawdziwa chemia między ludźmi, która człowieka łapie od stóp do głów, wywołuje te banalne uczucie blisko serducha, przyciąga człowieka do drugiego człowieka… jest rzadka. Właściwie to większość osób nigdy tego nie doświadczy i nie zrozumie co to naprawdę znaczy.
- A żebyś wiedział że będę, nie przypominam sobie, żebym wysyłała ci do niego jakieś zaproszenie - zmarszczyła brwi, bo co się pakował z butami i swoimi ocenami, jak NIKT NIE PYTAŁ. - Nie planuje kolorować ci nic żadnymi kredkami kurwa, masz sam ogarnąć swój syf w tym swoim ciemnym i dusznym pokoju. Js tylko otwieram ci pieprzone okno - odwarknęła, bo trochę jednak się zapędzał. Wiedziała, że tego mu nie zagwarantuje, ale… no nie chciała żeby naprawiał swoje życie dla niej, przecież to mu już mówiła. Nie mógł opierać swojej trzeźwości na niej i szczęściu w życiu. Tylko na sobie, na dobre i na złe.
- Bo co, nie będzie komu wciskać ci koksu z domestosem i tłuczonym szkłem? - fuknęła, bo niestety tak to bywało z takim towarem. Pewnie Cami od razu wiedziała, że coś się zmieniło z jakością jego towaru i bardzo ją to przerażało. I .cóż, towar mieszają z różnym syfem, żeby zaoszczędzić, a drobinki szkła dodają, żeby szybciej się dostał do krwiobiegu, raniąc błony śluzowe. No martwiła się, że sobie o wiele bardziej szkodzi… ale co miała zrobić? Odpuścić? Tak się nie dało. Za bardzo jej na nim zależało, co teraz mógł doskonale zobaczyć w jej spojrzeniu i wyczuć w jej pocałunkach. Był w jej pocałunkach, w jej ruchach, w jej spojrzeniu. I w rytmie bicia jej serca. Włożyła w to wszystko, co skrywała skrzętnie w odpowiednim kącie swojego mózgu. I teraz była całkiem odsłonięta, podatna na zranienia i obawiała się, że zaraz ją wyśmieje, wykpi, obrazi w jakiś sposób. Bo to… to było o wiele bardziej intymne doświadczenie, niż seks z Borisem. Ten pocałunek pobijał wszystko ,rezonował w jej ciele i głowie. Zostawiał ślad. Tak samo jak ten niewinny pocałunek w kącik ust, który sprawił że lekko zadrżała. I tak bardzo chciała znowu go pocałować i zapomnieć absolutnie o wszystkim… ale nie mogła. A jego pytania pomagały jej zapanować nad sobą i swoimi pragnieniami.
- Nie. Musiałam się upewnić, czy na pewno nie żył - przyznała, no w sumie nie chciała kłamać. Wyjęła dłoń z woreczkiem z jego kieszeni. - Może źle coś zrozumiałam albo dziennikarze podali niesprawdzone informacje… ale żyje. I ta sprawa jest już zamknięta - podsumowała, bo nie chciała mówić więcej. Ani myśleć o tym. Nie teraz. Pozwoliła mu na te pieszczoty, delikatny dotyk, patrząc mu w oczy. - Uznałam .że to czas zamykać rzeczy z przeszłości. Kiedyś paliłam mosty nawet nie patrząc za siebie. Teraz się upewniłam, które z tych mostów na pewno spłonęły i dopaliłam szczątki… - podsumowała, mając też na myśli Coltona. I oparła się czołem o jego czoło po jego kolejnych słowach. - A ty… nie wiem czy teraz jesteś Lukiem, czy jesteś na haju - wyszeptała i pokręciła głową, dopiero teraz się od niego odsuwając i kręcąc głową. Ruszyła chwiejnym krokiem do łazienki, czując że wszystko wokół niej się kręci, a nogi ma jak z waty. Weszła do łazienki i od razu skierowała się do umywalki. Włączyła zimną wodę na maksa i złączyła dłonie pod strumieniem, paznokciami rozrywając woreczek z prochami jak jakaś tygrysica, na strzępy. I od razu pozwoliła żeby narkotyki spływały do odpływu, nawet te drobinki, które wpakowały się między jej paznokcie. I opierała się biodrami o umywalkę, nie ufając sobie w tym momencie, że się nie przewróci.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Dla Luke’a seks jeszcze jakiś czas temu był wyłącznie formą zabawy i sprawiania sobie nawzajem fizycznej przyjemności. Kiedy było po wszystkim Luke zazwyczaj ubierał się i szedł do siebie, a kiedy był u siebie i nie chciał wyganiać z łóżka laski w środku nocy, po prostu odsuwał się daleko i szedł spać. Nigdy nie łączył go z bliskością i intymnością. Dopóki nie zaczął budzić się i zasypiać wtulony w Cami. Jasne, ten czynnik przyjemności wciąż tam był, ale doszło do tego coś jeszcze. Ta chęć bycia blisko, porozumiewania się bez słów, odkrywania razem nowych rejonów i wspólnego przekraczania pewnych granic. Byli w tym razem i Luke wiedział, że ten stan był nieosiągalny dla niego z jakąkolwiek inną kobietą, z którą to wszystko znowu sprowadzałoby się jedynie do zwykłej cielesności.
Na jej kolejne słowa powywracał kilkakrotnie oczami, niczym zbuntowany nastolatek, któremu mama każe posprzątać pokój. Jeszcze nie do końca docierało do niego, że musi nauczyć się żyć na trzeźwo dla samego siebie. Że to jemu ma być miło i wygodnie w tym pokoju, że to on ma się w nim budzić codzienne bez koszmarów i zasypiać bez demonów pod łóżkiem.
– Wolę ten z domieszką karmy dla szczurów i płynu do udrożniania rur – warknął, bo powoli docierał do drzwi, za którymi było mu już wszystko jedno. Ale Cami nie dała mu ich nawet otworzyć, by mógł za nie zajrzeć. Pilnowała ich jak jakiś strażnik, pocałunkami przypominając mu o tym, jak potrafił być cholernie szczęśliwy. Przez ostatnie tygodnie o tym zapomniał, szczęście jawiło mu się jako coś odległego i nieosiągalnego. A wystarczyło raptem parę chwil, paręnaście sekund tej intymności, żeby przypomniał sobie w jakiej euforii był, kiedy miał ja przy sobie – nie jako obiekt ataku, a kobietę, która stała po jego stronie. I on również był teraz odsłonięty. Cami była jego słabością, jego piętą achillesową. Uderzanie w nią teraz sprawiłoby, że on sam poczułby ból. Dlatego kiedy mówiła mu o swojej misji, niemalże czuł całym swoim ciałem, jak trudne to musiało dla niej być. – Wróciłaś tam? Sama? – spytał w końcu, patrząc teraz na nią z lekkim niedowierzaniem. – Cami, przecież poleciałbym tam z tobą – dodał marszcząc lekko brew. – Zamknięta? Dał ci rozwód, ot tak? Wystarczyło, że oddałaś mu ciotkę? – dopytywał, próbując zebrać myśli, których od nadmiaru informacji miał teraz ogrom. Słuchał jej, teraz po prostu głaszcząc dłonią jej policzek, ani na moment nie spuszczając z niej wzroku. – Co to wszystko znaczy? – spytał, kiedy mówiła o tych wszystkich mostach. – Co z naszym mostem? Też wróciłaś się upewnić…? – spytał niepewnie przymykając na chwilę oczy, kiedy oparła się czołem o jego czoło. Znowu byli tak cholernie blisko, swoim nosem zahaczał o jej nos, a jego usta ponownie niemal stykały się z jej ustami. – A gdybym nie był? Gdybym nie był na haju? – spytał, kiedy tak nagle się od niego odsunęła. Nie zdążył zareagować, kiedy wysunęła się spomiędzy ściany a jego ciała, przez chwilę odprowadzając ją wzrokiem… dopóki nie przypomniał sobie, że właśnie zabrała mu ostatni woreczek. I zmierzała prosto do łazienki. Luke nie myślał nad kolejnymi ruchami, jakie wykonywał. Po prostu ruszył z miejsca, jak drapieżnik polujący na ofiarę. Kiedy wpadł do łazienki oparł się najpierw dwoma rękami o framugę zanim zauważył, że go dzisiejszy towar spływa właśnie w umywalce. – Kurwa! Popierdoliło cię do reszty?! – warknął i szybko podszedł do umywalki… tak szybko, że biodrem odepchnął Cami na bok, a sam zaczął dłubać w odpływie, nawet przykładając sobie palucha do dziąseł w nadziei, że na czubku palca jakieś resztki, których nie udało jej się spłukać. – No i coś narobiła, do chuja?! – warknął odwracając się w jej stronę.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Tu Cami miała trochę więcej doświadczenia, w łączeniu seksu i uczuć. W końcu była zaręczona, kiedyś kochała Coltona, później jej włoskiego kawalera. Ale to była inna miłość. Z Colem była szybka, niedojrzała i tak naprawdę dość płytka, jak pierwsze miłostki bywają. Jak można kogoś naprawde pokochać, jeśli nie zna sie siebie samego jeszcze dobrze, a co dopiero drugą osobę? W przypadku jej drugiego niedoszłego, to też nie była głęboka miłość. Była szczęśliwa przy nim, czuła się bezpiecznie, ale jak widać też nie potrafiła wejść w głębsze poziomy emocjonalnie. I chyba wtedy już nieco się separowała od uczuć, które mogły być zbyt głębokie. A Luke.. on nie był planowany. Niby to ona wpadła jak jakiś huragan w jego życie, ale i on zrobił tam niezłe spustoszenie, co nie.
- Zachowujesz się tak jakby tego nie dodawali do gorszych działek - odpowiedziała, może nie rozbawiona, ale z miną mówiącą że kapitan oczywistość to właśnie teraz Luke, przejął pałeczkę. A Cami też miała pałeczkę, nawet kilka pałek, łomów i do tego siekierę oraz kilof. I sobie rozbijała jego blokady i tamy po drodze. I cóż, jak widać miała też trzeci, magiczny klucz, który otwierał drzwi, o których Luke zapomniał. I ona też.
- To bardziej skomplikowane i nie, nie mogłeś polecieć ze mną. Zaopiekowałeś się Harrym, to wystarczy - odpowiedziała od razu prostując, bo to nie było tak, że stąd wyjechała naprawiać dawne błędy. Uciekła najpierw ze strachu, ale tego nie mogła mu powiedzieć… - nie mówię że to były łatwe negocjacje. I nie odbywały się na dwóch końcach stołu, ani nawet w Rosji, przynajmniej nie początku. Trochę to trwało, ale tak, on dostał czego chciał i ja też - odpowiedziała tak jakby to nie była wielka sprawa. Poza tym Luke zadawał za dużo pytań, na które nie chciała tak szczegółowo odpowiadać, żeby nie musieć kłamać. Formowała słowa z piasku i gliny. Mogły się rozsypać z każdej chwili, ale ciach ciach, dołożyć tu i tam, i już się trzyma.
- Nie będziemy o tym rozmawiać dopóki nie będziesz trzeźwy - niemal bolało fizycznie, kiedy nie odpowiadała na jego pytania,. Bo sama trochę chciała je poznać. A trochę bała się, że spanikuje, znowu zwieje i wszystko spieprzy. Wręcz ją paraliżowało, zupełnie nowym rodzajem strachu. I bała się pozwolić, żeby te wszystkie emocje, które zostałyby uwolnione. Przerosłoby ją to. To też był jeden z powodów, przez które tak bardzo się trzymała na dystans, skupiając tylko na ratowaniu Luke’a. Fizycznie zabolało też odejście od niego i od ściany. Jego słowa i smak jego ust na jej własnych ustach… to wszystko wciąż mocno na nią wpływało. Idąc, trochę czuła się jak we śnie. Śnie, który szybko zmienił się w koszmar. Kiedy zjawił się w łazience, ledwo zdążyła na niego spojrzeć i na wyraz jego twarzy, który był przerażający. Nie udało jej się ani zareagować na odepchnięcie, ani tym bardziej niczego złapać, żeby jakoś zmniejszyć uderzenie. Najpierw wpadła tak.. no tylnym barkiem na ścianę, a potem upadła na podłogę. Boleśnie. Kiedy jej plecy uderzyły w kafelki, poczuła taki ból, że aż ją to oślepiło. Zacisnęła szczękę i wstrzymała oddech, żeby nie zawyć z promieniującego bólu, no i żeby zwalczyć mdłości. Leżała teraz na boku na kafelkach, z trudem łapiąc oddech i dopiero po chwili podnosząc wzrok na Luke;a - chyba nie mnie musisz zadać sobie to pytanie - odpowiedziała cicho, bo nie miała odwagi podnosić głosu. Nie ufała sobie, że za moment nie straci przytomności… Zagryzła mocno wargi, próbując się zmusić do zebrania w sobie, chociaż autentycznie nie była w stanie wstać, więc jedynie uniosła się i oparła plecami o ścianę, czując jak boleśnie promieniuje ból w całym jej ciele. I pewnie nie zostało to wydarzenie bez reakcji dla ich zwierzaków, które przyszły pod drzwi. Harry zaczął przejęty szczekać, a Penny rzuciła im kocie, pogardliwe spojrzenie i wskoczyła na jedną z szafek, oceniając z góry.
- Spójrz na siebie… no spójrz na siebie - rzuciła, starając się brzmieć groźnie i próbując przekierować ból w złość. I nie zwymiotować, bo miała na to ogromną ochotę. - I prochy są naprawdę tego warte? - zapytała gorzko - wyjdź stąd i zamknij drzwi - nakazała, czując jak strasznie kręci jej się w głowie. Chciała być sama, za zamkniętymi drzwiami i zwinąć się w kłębek.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Być może takie spustoszenie było potrzebne im obojgu. Coś na zasadzie wrzucenia do pokoju granatu, który wyzeruje wszystko, co do tej pory się w nim znajdowało i który zrobi miejsce na nowe, lepsze możliwości. Luke czuł się obecnie właśnie tak, jakby ten jego pokój był pod ostrzałem… z tym, że wiele z tych kul oddawał on sam. Nikt tak nie sabotował jego życia bardziej, niż on. I tak, Cami miała rację – ona otwierała okno, żeby cały ten dym i popiół miał swoje ujście, ale to Luke musiał zacząć robić porządki i wynosić gruz. I kiedy tak jej słuchał, kiedy był tak blisko niej miał wrażenie że przestaje dusić się w tym pokoju, że zaczyna widzieć wreszcie jakieś wyraźne kształty.
– To dlatego go tutaj podrzuciłaś? – spytał marszcząc brwi, bo przecież do tej pory był przekonany, że Cami hulała po świecie, a zwierzaki jej w tym po prostu przeszkadzały. Nawet zdążył już podzielić się z tymi przemyśleniami z paroma randomami, w tym laską w sklepie kiedy kupował saszety dla Penny. Bardzo szybko ją wtedy ocenił, więc musiał sam sobie przetrawić to zderzenie z rzeczywistością. – Cami, jak mogłaś jechać tam sama? Zapomniałaś już, jak było ostatnim razem? Jaki to kurewsko niebezpieczny człowiek? – dopytywał. Martwił się, tak cholernie się o nią martwił. I ta wiedza, co się z nią działo przez ten czas, wcale nie sprawiła że poczuł się lepiej. Nie mogł przeżyć tego że była tam sama. Z nim. Z człowiekiem, który traktował ją jak szmatę do podłogi i worek treningowy jednocześnie.
Westchnął zrezygnowany, kiedy odmówiła mu rozmowy. Tak, pamiętał ich „umowę”, ale wiedział, że nie ta rozmowa nie nastąpi prędko. Musiałby wytrzeźwieć, ale nie na chwilę. A nawet to wydawało mu się w tym momencie nieosiągalne, bo tak łatwo tracił nad sobą kontrolę. W jednej chwili z jakiś przełącznik w jego głowie przełączył się z trybu czułości i tęsknoty na tryb walki o każdy miligram koksu. Zupełnie nad sobą nie panował, kiedy ruszył za nią, wbiegał do łazienki, a następnie niemal staranował ją. Nie zrobił tego umyślnie, ale… czy nie powinien był przewidzieć, jak to się skończy? Gdyby tylko miał jasny, nieskażony umysł, pewnie by tak było. Dopiero po chwili spojrzał na nią, tak bezbronnie leżącą na kafelkach. I tak patrzył, przerażony tym co właśnie się stało. Tym, że coś jej mogło się stać. Wyprostował się, rozglądając się na boki jakby liczył na to, że to była tylko jakaś jego chora wizja, a nie rzeczywistość. Dopiero jej pytanie trochę go ocuciło i sprawiło, że musiał zmierzyć się z tym, co właśnie zrobił. – Cami… - wyszeptał, wyciągając w jej kierunku dłonie, jakby na znak że nie musi się go już teraz obawiać. Że oprzytomniał. Tylko jak miała się go nie bać, skoro zrobił jej właśnie krzywdę? W międzyczasie sam uklęknął naprzeciwko niej, czując jak jej widok niemal rozrywa jego serce na strzępy. – Cami, przepraszam, to… to był wypadek, przepraszam – zaczął powtarzać i próbować się do niej przysunąć, ale w tym momencie Penny ostrzegawczo syknęła na niego. – Nie chciałem, naprawdę – powtórzył delikatnie kładąc dłoń na jej łydce, na co kotka skoczył na jego dłoń i machnęła pazurkami tak, że syknął z ból i natychmiast odchylił się do tyłu. – Cami, zawiozę cię do lekarza… weźmiemy taksówkę i pojedziemy do lekarza, żeby cię obejrzał – rzucił, po chwili orientując się że nie może prowadzić. Że gdyby wydarzyło się coś gorszego, to nie byłby w stanie zawieźć jej na pogotowie. W zasadzie to być może nawet nie byłby w stanie przypomnieć sobie numeru na pogotowie. – Cami błagam, nie chciałem – powtórzył, nigdzie się nie ruszając pomimo jej nakazu wypierdolenia stąd i zostawienia jej samej.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Akurat w tym zawsze była świetna. Potrafiła wpaść, narobić bałaganu, wprowadzić trochę chaosu, a potem najczęściej znikała. Trochę jak taki żołnierz z granatem. I czasem to wychodziło lepiej, a czasami nieco gorzej, no jak to w życiu bywa. Mogła być najlepszym albo najgorszym co kogoś w życiu spotkało. Bo nie zawsze przecież krzywdziła ludzi. Skrzywdziła Coltona, prawie męża numer dwa i pewnie w jakimś stopniu Borisa. I Luke’a. Ale u wielu innych osób była przyjemnym powiewem świeżego powietrza, zabawą której potrzebowali, współtwórczynią wyjątkowych wpsomnień. Każdy jest the villain in someone else’s story i dorosłość polegała na tym, żeby to zrozumieć i nie być z tego powodu dla siebie przesadnie okrutnym.
Nie potwierdziła, że dlatego Harry wrócił do domu, bo to w sumie było pytanie retoryczne, już powiedziała mu że tak było. A potem wzruszyła ramionami. - Już wystarczająco cię naraziłam. To mój bałagan i musiałam go posprzątać. Sama - dodała, nie wchodząc w detale. Bo... no nie chciała go okłamywać, nie chciała mu też mówić prawdy, więc musiała uciąć temat w tym momencie. Zresztą, powiedziała mu, że o nich będą rozmawiać później, więc o niej wliczało się w ten sam zakres tematów. Zbyt wiele z nich się pokrywało, nie mogła mu odpowiedzieć na wszystkie pytania, które były od siebie zależne. Więc tak, dzisiaj na tym skończyli i pewnie nie wrócą prędko do tematu. Bo tak, Cami nie chodziło o bycie chwilowo nie na haju, a o czyste życie. Bez prochów. I pewnie również bez alko, skoro Luke był już na takim etapie w tym wszystkim...
I tak, nałóg był jak jakiś potwór, demon drzemiący w człowieku. Cami już raz widziała jak wychodził z Luke’a... ale nie tak jak teraz. To tak jakby z każdym kolejnym dniem na prochach i z ćpaniem, coraz mniej kontroli miał Luke, a coraz więcej ten drugi. Luke momentalnie stawa się kimś obcym… I ciężko stwierdzić, kiedy powrót do siebie przestanie być możliwy. Miała ponure deja vu. Czy nie mówiła mu już raz, że w walce o prochy rozbiłby jej głowę na kafelkach? Teraz może i jej głowa była cała i nie krwawiła, ale ból odczuwała w całym ciele. Wiedziała, że będzie ślad. Wiedziała, że poczuje się gorzej niż do tej pory, chociaż wątpiła że to możliwe. Że wróci krwiomocz, że może już nie być w stanie utrzymać się tak pewnie na nogach.
- Nie - pokręciła głową, kiedy uniósł dłonie. Wiedziała, że to nieprawda. Miała czego się obawiać, nie tylko teraz. - To nie był wypadek Luke. To byłeś ty - popawiła go, kręcąc głową i łykając ślinę, żeby nie zwymiotować tu na kafelki. - Mówiłam ci, że to zrobisz, a ty nie chciałeś mi wierzyć - podsumowala, rejestrując jak kotka ją w tym momencie broni i nie powtrzymując jej. Brała powolne oddechy, czując jak drży z bólu. - Nie, nigdzie nie pojedziemy. Nic mi nie jest. To ty potrzebujesz pomocy. I lekarza - podsumowała, zbierając w sobie wszystkie resztki sił, jakie tylko mogła w sobie obudzić i nie jęczeć z bólu. - I ani waż iść po ćpanie, żeby o tym zapomnieć. A teraz wyjdź stąd i zamknij za sobą drzwi - dodała, chłodno, wręcz lodowato. Nawet nie zreagowała na atak kotki, bo była jej wdzięczna, że ta pomagała jej tworzyć dystans. Bała się, że jakiś jego gest sprawi, że na moment straci panowanie nad wyrazem swojej twarzy i pokaże mu jak bardzo cierpi w tym momencie. - I naprawdę Luke, ani się waż. Żadna ilość prochów tego nie wymaże - dodala, patrząc mu w oczy z takim... bólem. I rezygnacją.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Jej słowa o sprzątaniu bałaganu dały mu do myślenia. Szczerze? Nie spodziewał się po niej tego, że będzie w stanie wziąć nie zmiotkę, by zamieść wszystko pod dywan, a zrobić gruntowne porządki w swoim życiu. I tak, Luke zdecydowanie powinien zrezygnować ze wszystkich używek. Bo choć jego uzależnienie od dragów było widocznie niemal na pierwszy rzut oka, tak jeśli chodzi o alkohol to zbyt długo wmawiał sobie, że to bezpieczniejsza opcja, lżejsza forma zabawy, coś co może rzucić w każdej chwili. Ale to też była trucizna, katalizator wszystkich złych emocji, których już nie był w stanie trzymać w sobie.
Wycieranie sobie gęby nałogiem było dla niego wygodne. Ale sam powoli zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, w jakim wyparciu żył od dłuższego czasu. I tak, on też przestawał poznawać tego człowieka w lustrze. Bo to, co dla tamtego Luke’a było skurwysyństwem, dla tego stawało się normą. Krzywdzenie Cami stawało się normą. Wystarczająco długo wmawiał sobie, że jego działania krzywdzą tylko jego, że dla innych są one obojętne.
Oddychał ciężko, przerażony, kiedy Cami powiedziała mu wprost – to był on. To jego działanie, to jego szalony wyścig po koks sprawił, że znaleźli się w takiej sytuacji. – Cami, to już się nie powtórzy, przysięgam – mówił, choć zapewne oboje wiedzieli, że nie, nie mogł tego zagwarantować ani obiecać. Że to znowu się wydarzy. Może raz, może kilka razy. – Naprawię to, obiecuję że to naprawię – odparł chowając na chwilę twarz w dłoniach, po czym łapiąc się dłońmi za włosy, w taki sposób jakby niemal próbowałby sobie je wyrwać. Zdrowy Luke wiedział, że miała rację, ale ten chory człowiek wciąż walczył z dopuszczeniem tego do świadomości. A potem spojrzał na nią niemalże z rozpaczą w oczach, gdy wspomniała o dragach. Oczywiście, że myśl o przyćpaniu sobie natychmiast pojawiła się w jego głowie… a teraz w głowie mieszały mu się wszystkie obrazy z tego dnia – ich pocałunek, tak pełen bólu i tęsknoty, ich chwile czułości, aż po widok Cami leżącej bezbronnie na podłodze. Powoli wstał, trzymając się umywalki. A kiedy stanął na nogi, spojrzał w lustrze na tego żałosnego człowieka, który nie potrafił w życiu nic oprócz zadawania ran. Rzucił jej ostatnie przerażone spojrzenie, kiedy wypowiedziała swoje ostatnie słowa, a potem powoli się wycofał. I wiedział, że nie może dłużej zostać w mieszkaniu. Ale nie skierował się do swojego dilera. Ruszył na plażę, na której spędził cały wieczór, a następnie całą noc Choć czuł ogromny głód, ból związany z tym co się wydarzyło zdecydowanie go przykrywał. I zasnął na piachu, między zaroślami, opatulony kapturem bluzy, a obudziły go dopiero promienie wschodzącego słońca, a ludzie - entuzjaści porannych spacerów i joggingu - mijali go bez słowa, jak jednego z wielu drobnych ćpunów w tym mieście.

/zt x 2 </3
ODPOWIEDZ