właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Zgliszcza niegdysiejszego pałacu majaczyły na tle potężnych drzew o grubych konarach; kilka gałęzi przebiło okna domku, wpuszczając do niego zroszone, zielone liście. Wilgotne, kruche deski trzeszczały boleśnie przy każdym stawianym kroku; pozostawało się zastanowić, czy wybudowany przez dzieci podest wytrzyma ciężar dorosłości. Może bano się jej w tej krainie bardziej, niż zapomnienia.
Ryzykownym był wykonany przez Leona tego ranka telefon do Blanche — skorzystał z cudzego telefonu; tu Leon, nie, nie przerywaj mi, spotkajmy się za godzinę tam, gdzie pochowaliśmy Dory, po czym się rozłączył — tak jak i ryzykowną była wiara w siostrzaną miłość. Mogła w końcu powiadomić policję — miała do tego pełne prawo.
Ale Leon i tak siedział cztery metry nad miejscem, w którym dwadzieścia pięć lat temu pochowali Dory. Blanche przyniosła ją do domu pewnego pochmurnego popołudnia. Leo, Leo, ten kotek umiera! niosło się echem od progu; Leon w tamtym czasie mierzył się z tyloma problemami, że nie interesował się losem nikogo innego — zasłyszana rozmowa rodziców, nagła świadomość bycia o b c y m, bo — adoptowanym, a także świadomość tego, że być może nigdy nie wyrwie się z Lorne Bay, choć tak bardzo marzył o studiach w Sydney. A jednak widząc zapłakane oczy Blanche i siedzącą przy niej Gwen, był w stanie odsunąć się od własnego piekła — opiekowali się kotem w trójkę, chroniąc go przed pilnym wzrokiem rodziców. Leon rozbił swoją skarbonkę i rowerem zabrał zwierzę do weterynarza. Opiekowali się nią przez pięć miesięcy nim zmarła; żadne z nich nie sądziło wtedy, że Dory odciśnie na ich życiu trwałe piętno.
Długi szukali idealnego miejsca na pochówek. Błądząc po lesie naznaczali drzewa — leonidasowym nożykiem — iksami, by wiedzieć, jak wrócić do domu. Aż w końcu go znaleźli. Drewniany pałacyk utkany na drzewie. Porzucony, zaniedbany, idealny nie tylko dla Dory, ale i dla nich wszystkich: miejsce to stało się na długi czas ich bazą. Leon nie wiedział, czy siostry wracały tutaj dwa lata później, kiedy on sam uciekł z domu i przestał się do nich wszystkich odzywać; liczył, że tak.
A teraz poszukiwał tego dziecięcego ciepła, które niegdyś tutaj schowali. Tej beztroski, która mogłaby rozbić brutalną rzeczywistość. Bo Leon nie wiedział, ale mógł się domyślać: że jeszcze tego samego dnia, kiedy znokautował funkcjonariusza, uciekając z miejsca zbrodni, policja zapukała do drzwi domów jego rodzeństwa. Że przesłuchiwano ich raz za razem, tłumacząc, że Leon kogoś zabił i uciekł, jak tchórz. Czy przedstawiali go im w roli potwora i usiłowali nastawić przeciwko niemu? Czy jednak zgrywali dobrych przyjaciół twierdząc, że chcą Leonowi tylko pomóc? On sam nie wiedział czego chce i co zrobić powinien. Mijał już tydzień, odkąd zaczął się ukrywać. Tydzień, odkąd tak po prostu przepadł. Chciał powiedzieć Blanche, by się nie martwiła; chciał przeprosić ją za problemy, które zesłał na całą ich rodzinę. Ale przede wszystkim chciał ją zobaczyć. Mając przy tym nadzieję, że nie ona jedyna się od niego nie odwróciła; że przyprowadzi tu ze sobą kogoś jeszcze.
leoś
katastrofa
benjamin | jude | pericles | othello | monty | cassius | vincent | dante | hyacinth
aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#9

Lubiła swoje życie. Było nieskomplikowane, drama free a ostatnia tragedia jaka jej się przydarzyła to fakt, że w wieku dwudziestu sześciu lat została sierotą. Od tego czasu minęło sześć lat, a Blanche nie zatrzymała się w miejscu. Było jej ciężko, oczywiście, że tak. Ale przecież musiała się z tym pogodzić. Nie mogła podporządkować całego swojego życia pod żałobę, żadne z jej rodziców na pewno by tego nie chciało. Zresztą, miała również to szczęście, że była bardzo blisko ze swoim rodzeństwem. Niektórzy mogliby rzec, że aż za blisko, ale komu współczuli bardziej ciężko było powiedzieć. W każdym razie, chwaliła sobie lekkie życie bez dram, aczkolwiek nie była jego strażniczką. Przyjmowała wszystko jak leci wyznając zasadę, że po co się martwić na zapas, nie spać po nocach i nabawić się refluksu żołądka ze stresu. Jak przyjdzie co do czego to wtedy zacznie się przejmować i podejmować jakiekolwiek działania by zapobiec ewentualnej katastrofie.
Dlatego wizyta policji zamiast ją wystraszyć sprawiło, że zaczęła wspominać wszystkie te debilne rzeczy, które robiła w ramach równie debilnych zakładów i zastanawiała się, o którym momencie będą rozmawiać. Nawet otworzyła im drzwi w piżamie, lekko skacowana, bo poprzedniego wieczoru znowu poszła z Wrenem w alko. Nawet im kurna kawę zaproponowała, chociaż żadnej nie miała, o czym zorientowała się gdy otwierała puszkę by uzupełnić ekspres. Śmichy chichy, mina jej zrzedła kiedy okazało się, że panowie przychodzą w bardzo poważnej sprawie dotyczącej jej starszego brata. Konkretniej - chodziło o morderstwo. Ponoć jej brat, ten najstarszy, wychuchany, ukochany bohater Leon Fitzgerald zamordował człowieka. Mało tego! Podobno wdał się w niebezpieczny romans z prochami i generalnie chodziło o to, że gdyby się z nią kontaktował, dla własnego bezpieczeństwa miała zgłosić go na policję. W pierwszym odruchu miała ochotę przywalić jednemu i drugiemu w gębę, dokładnie tak jak nauczył ją sam Leon. Obcy był jej instynkt samozachowawczy, więc nawet nie wiedziała co ją od tego powstrzymywało. Być może gdzieś w podświadomości stwierdziła, że napaść na funkcjonariusza policji nie byłby najlepszym pomysłem, więc ostatecznie tylko na nich nawrzeszczała i wyrzuciła za drzwi. Próbowała skontaktować się z bratem, jednak ten był nieosiągalny, więc zamiast tego zadzwoniła do Gwen. Okazało się, że policja odwiedziła również ją i mówili jej dokładnie te same pomówienia co Blanche.
Następne kilka dni spędziła jak na szpilkach, świetnie grając przed innymi, że nic jej nie jest. Wstyd było się przyznać, ale unikała wtedy spotkań z Wrenem. Znał ją, więc na wylot przejrzałby jej grę. A ona by go nie okłamała.
W końcu zadzwonił. Leon. I dokładnie tak jak przypuszczał, rzuciła wszystko, by za godzinę znaleźć się na ich starym domku na drzewie. Nie musiał się martwić o jej lojalność. Wierzyła w swoje rodzeństwo i bez mrugnięcia okiem stawała po ich stronie niezależnie od tego, co uważali wszyscy wokół.
- No dalej, chodź. Kiedyś wbiegałaś po tej drabince a teraz nie możesz dwóch szczebelków przejść - zacmokała żartobliwie do Gwen, która znajdowała się pod nią tylko i wyłącznie dlatego, że Blanche wlazła na drabinkę pierwsza i praktycznie wbiegła po niej na górę. Jak widać nawet w obliczu takiej sytuacji powaga nie chciała się do niej przykleić.
Nie trwało długo zanim dotarła wreszcie na górę, a w chwilę później Leon mógł z bardzo bliska oglądać burzę czarnych włosów młodszej siostry, kiedy ta z piskiem i westchnieniem ulgi w jednym rzuciła mu się w ramiona.

Gwen Fitzgerald leon fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
/ po grach

Wizyta policji kojarzyła jej się tylko z jednym - z tym, czego sama osobiście nie mogła doświadczyć, ale doświadczyli tego jej bliscy. Zazwyczaj znamy to z filmów: funkcjonariusze pukają do drzwi, pytają, czy pan lub pani X są kimś z rodziny, choć doskonale już to wiedzą, wchodzą do środka, pytają, czy jesteśmy sami w domu (czy może jednak ktoś zajmie się nami, gdy zemdlejemy pod wpływem nadmiaru emocji), a potem mówią nam, że bliski członek naszej rodziny, ktoś, kogo kochamy... Że już go nie ma. Że odszedł.
Mniej więcej właśnie tak musiało to wyglądać w przypadku państwa Fitzgerald. Mniej więcej właśnie w ten sposób dowiedzieli się o tym, że ich zięć zginął w wypadku, a córka walczyła o życie. Może dobrze się stało, że ona sama nie była wtedy przytomna, że nie spotkało jej coś takiego, tylko o wszystkim dowiedziała się już po długim czasie, gdy w końcu się ocknęła, chociaż... Nie. Żaden sposób nie jest dobry, by dowiedzieć się o stracie kogoś, kogo się kochało.
Nie było również dobrego sposobu na to, by ktoś miałby powiedzieć nam, że nasi bliscy zrobili coś złego. Że są o to podejrzewani. Prawdopodobnie ma wtedy miejsce podoba reakcja, co w powyższym przypadku: zaczyna się od zaprzeczenia i mniej więcej właśnie taka była reakcja Gwen, gdy w jej domu pojawiła się policja i zaczęła opowiadać niestworzone rzeczy o jej bracie. Bo owszem, Leon był bratem. Może nie łączyły ich więzy krwi, ale zdecydowanie był jej bliski i blondynka nigdy nie uwierzyłaby w to, że mężczyzna wplątałby się w coś takiego. Okej, mógł mieć problemy, może dotyczyłyby one prochów, ale z tym sobie poradzą. Jeśli chodziło o całą resztę... Miejscowi funkcjonariusze nie wiedzieli chyba, z kim mają do czynienia. Czyżby zapomnieli o tym, że Gwen, siostra podejrzanego, była adwokatem i prowadziła własną kancelarię?
Ustaliła z Blanche, że w razie jakiegoś kontaktu ze strony Leona, zdecydowanie nie będą współpracowały z policją. W razie czego starsza z sióstr powie, że reprezentuje brata i tylko i wyłącznie z nią powinni się kontaktować. Mimo wszystko nadal powinna spotkać się ze swoim klientem. Tylko i wyłącznie dlatego dała wyciągnąć się na tę leśną wyprawę.
- Hej, o wspinaczce nie było mowy! - głośno zaprotestowała (oczywiście nie na tyle głośno, by nagle miał zjechać się tu tabun policjantów zaalarmowanych przez leśników). Nie zapominajmy o tym, że blondynka była po wypadku, że jej prawe kolano wciąż nie było do końca sprawne oraz że w każdej chwili może spaść i połamać kręgosłup! Kto się nią wtedy zajmie?
- Leon, jeśli tam siedzisz, to wiedz, że cię zabiję - syknęła na tyle głośno, by jednak brat mógł ją usłyszeć. Potrzebowała chwili, by wdrapać się na górę. Gdy w końcu to zrobiła, odetchnęła z podwójną ulgą. Raz, Leon był cały (i wolny), dwa, ona sama dała radę. No i trzy, zupełnie nieplanowane, widok Blanche tulącej najstarszego Fitzgeralda był jednak naprawdę kojący. - Mnie też możesz przytulić, ale lżej, niż ją. Ja i tak już cierpię - skrzywiła się na znak, że wszystko ją bolało, włącznie z życiem.
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Zapomniał.
O wypadku, kolanie, problemach. O tym, że to wszystko może okazać się błędem, serią pomyłek; że zainfekować może także ich życie trucizną, której z własnego świata nigdy nie zdołał się pozbyć. Z pozorną beztroską rozłożony na drewnianych belkach, niegdyś nazywanych w dziecięcym języku królewską wykładziną, wpatrywał się w wyryte na ścianach domku obrazki; i nie myślał o tym, jak Blanche i Gwen mogło być ciężko i jak wiele od nich wymagał; nie myślał, bo Leon wyczerpał już wszelkie zapasy przewidywań i kombinacji, jakie należało podjąć, by w ogóle zdołał się z nimi spotkać. Wymknął się w końcu ze swej kryjówki bez słowa; wyjaśnienia miały nadejść potem. Maszerował nieznanymi innym leśnymi szlakami i wtargnął do domu byłego kochanka, by zmusić go do pomocy — pożyczony telefon przybliżył go do spotkania z siostrami, ale Leon zapomniał o odnalezieniu dla nich idealnego miejsca. To dlatego kazał im stawić się w domku — tylko o nim zdołał sobie przypomnieć, gdy Blanche zapytała “gdzie”.
Kiedy dotarły do niego krzyki sióstr, wydobył z siebie ciche westchnięcie. Wstając wsłuchiwał się w trzeszczące deski, a przystrajający jego twarz uśmiech znacznie się pogłębiał. — O kurwa, Gwen, serio się tu wdrapałaś? Musisz mnie mocno kochać — zaśmiał się, zamykając w ramionach Blanche; uścisnął ją tak wesoło, jakby nie widzieli się od kilku lat. — Przepraszam, G., nie mogłem wpaść na nic innego — zdawało się mu, że niegdyś spokojne i potulne Lorne Bay zdążyło przemienić się już w przepełnioną turystami metropolię; nawet to miejsce było w pewien sposób niebezpieczne — gdyby ktoś spacerował nieopodal, Leon mógłby pożegnać się na zawsze z wolnością. Zgodnie jednak z prośbą Gwen, zwinnym ruchem odsunął się od Blanche i usiłował, swymi ramionami, wydusić z blondynki resztki bolesnego życia. Trwające kilka sekund piekło zakończył potarganiem jej włosów. — Miałaś tam pająka, serio — uśmiechnął się bezczelnie, przez chwilę zapominając o tym, dlaczego się tu znaleźli; przez chwilę było tak, jak kiedyś; przez chwilę mogli znów poczuć się dziećmi. Ale przecież nie mieli na to wszystko czasu — nostalgiczne myśli zastąpione musiały zostać szarością codzienności. — Więc? Co powiedzieli wam gliniarze? — pytając, odsunął się pod jedną ze ścian, o którą oparł plecy. Nie wiedział, jak wiele musi im wyjaśniać — wszystko zależało od kłamstw, którymi zostały nakarmione przez innych.
leoś
katastrofa
benjamin | jude | pericles | othello | monty | cassius | vincent | dante | hyacinth
aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
To nie było do końca tak, że Blanche zapomniała o wypadku Gwen. Kiedy jej rodzinie przydarzały się przykre rzeczy, zawsze angażowała się całą sobą. I chociaż przyświecała temu czysta chęć pomocy oraz pozbycia się problemu, nie było kłamstwem stwierdzenie, że momentami przesadzała. Tak jak wtedy, kiedy po wypadku Gwen ogłosiła, że ponieważ nie ma prawa jazdy, przez najbliższe dni będzie nosiła siostrę na barana, żeby nie pogorszyła sobie stanu kolana. Albo kiedy ją odwiedzała i wkurzała się widząc ją na nogach, bo przecież powinna leżeć i odpoczywać. I nie miało to absolutnie żadnego związku z tym czy Blanche znała się na medycznych sprawach czy nie. Nie znała, ale też nie była głupia, chociaż jej słowa i czyny w tym wypadku mogły stanowić coś zupełnie innego. W każdym razie nie, nie zapomniała o kontuzjowanym kolanie Gwen. Po prostu teraz całą sobą zaangażowała się w problem Leona i możliwe, że wypadek starszej siostry wyleciał jej z głowy. Była chaotyczna, robiła milion rzeczy na raz i szybko się rozpraszała. To wystarczyło, by teraz poganiała wspinającą się za nią mozolnie blondynkę.
Radość z widoku brata totalnie przesłoniła jej całą grozę sytuacji. Zamiast swoim zwyczajem wpaść w histerię i co kilka sekund przedstawiać rodzeństwu bardzo możliwe do zrealizowania, czarne scenariusze, uśmiechała się szeroko jakby odbywali właśnie zwyczajny zjazd rodzinny. Ulga, jaka zalała ją po zobaczeniu Leo całego i zdrowego, uderzyła jej do głowy bardziej, niż mogłaby się tego spodziewać. Właściwie zdawało jej się, że wcześniejsza rozmowa z policją miała miejsce dawno, dawno temu i była nieprawdziwa.
- Ona ma imię i brzmi ono Blanche - skrzywiła się, bo nie lubiła kiedy w jej obecności mówiło się o niej ona, a potem dotarło do niej dlaczego Gwen wyglądała na zmęczoną, więc wywaliła na siostrę gały, pisnęła cienko i zakryła usta dłonią, jakby właśnie wydarzył się jakiś dramat.
- O Jezu Gwen, twoje kolano! Tu były kiedyś takie poduszki, pamiętacie? No. Ale nie ma ich. To nie wiem jak mam ci pomóc - rozłożyła ręce w geście bezradności po tym, jak rozejrzała się po ich starym domku na drzewie. Doskonale pamiętała cztery wielkie, miękkie poduchy, które podwędzili rodzicom z ogrodu. Cztery poduszki dla czwórki rodzeństwa - Leona, Trippa, Gwen i Blanche. Dziwnym trafem nie potrafiła sobie przypomnieć, czy reszta Fitzgeraldów też brała w tym udział. I już chciała otworzyć ich rodzinne spotkanie jakąś opowiastką z dzieciństwa, kiedy pytanie najstarszego Fitzgeralda z sukcesem ściągnęło ją z powrotem na ziemię. Przypomniała sobie, dlaczego tak naprawdę się tutaj spotkali i że spotkanie z gliniarzami w jej małym mieszkaniu wcale nie odbyło się dawno temu.
Nagle jakby całe powietrze uszło z niej jak z balonika. Zniknął uśmiech, twarz pobladła a sama Blanche oparła się o parapet okna, nietypowo dla niej próbując zająć jak najmniej miejsca. Przygryzła policzek od środka i uciekła wzrokiem na podłogę, zanim w końcu się odezwała.
- Powiedzieli, że zabiłeś człowieka - podniosła głowę i skierowała na Leona wzrok, w którym mógł dostrzec wszystko, oprócz oskarżenia czy wahania. Przecież doskonale wiedziała, że tego nie zrobił. Żadne słowo policjantów nie sprawiło, że jej wiara w brata się zachwiała. Twarz Blanche równocześnie wyrażała smutek, złość, przerażenie ale przede wszystkim zdezorientowanie. Sytuacją i tym, co miała teraz zrobić. Bała się o los Leona, to było jasne. Jednocześnie nie wiedziała czy ma go pocieszać, pokazać jak bardzo wkurwiona jest na te oskarżenia, czy być po prostu tą samą Blanche, którą znał i kochał, która mówiła i robiła rzeczy bez zastanowienia, w tym samym czasie żenując i rozśmieszając swoje rodzeństwo.

Gwen Fitzgerald leonidas fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — Fitzgerald & Hargrove
34 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Wdowa. Trzy lata temu straciła męża w wypadku, a sama została ciężko ranna. Nie pracowała w zawodzie, pilnowała rodzinnego baru, ale razem z Benem otworzyła w końcu własną kancelarię.
Niech Leon nigdy nie zapomina o tym, że obie był jego siostrami i zawsze będą go wspierały, bez względu na to, co będzie się działo. Być może słowa to mało, ale niech najlepszym dowodem na potwierdzenie tego będzie ich obecność w tym miejscu (oraz to, że Gwen wdrapała się tam pomimo swojej kontuzji). Zrobiłaby to dla każdego Fitzgeralda, ale sytuacja Leona była szczególna. Uznała więc, że jej wykształcenie oraz fakt, iż była współwłaścicielką kancelarii, w pewien sposób obligowało ją do pojawienia się w tym miejscu i wzięciu strony brata. Za wszelką cenę. Bez względu na wszystko. Nawet kosztem jej własnej nogi.
- Okej, jestem cała, ale gdyby coś przestawiło mi się w kolanie, to będę wiedziała, kto zapłaci za moją rehabilitację - skrzywiła się. - Ale poduszką bym nie pogardziła.
Póki co chętnie przygarnie pod obolałą nóżkę jakąś bluzę Leona, jego koszulę lub chociażby T-shirt. Zresztą, bez tego również da sonie radę. Jakoś.
Nie dość, że weszła dla niego tak wysoko, to jeszcze on zniszczył jej fryzurę. Teoretycznie mogłaby go za to ochrzanić, ale uznała, że dziś nie będzie tego robiła. Wymówka z pająkiem i tak brzmiała całkiem wiarygodnie i jednocześnie tak... Zupełnie tak, jakby znowu mieli naście lat i starszy brat znów straszył ją pająkami.
Zasadnicza różnica polegała jednak na tym, że tych lat mieli już jednak odrobinkę więcej i miejsce pająków oraz innych strachów z dzieciństwa zajął lęk przed urzędem skarbowym, poważną chorobą czy chociażby tego typu pomówieniami, jakich ofiarą stał się ostatnimi czasy Leon.
- Słuchaj, bez względu na wszystko, pomogę ci z każdym prawnym aspektem. Jeśli będziesz chciał gadać z glinami, pójdę z tobą na posterunek. Jeśli uznasz, że wolisz się ukrywać, mogę gadać ze służbami w twoim imieniu, a Blanche jako moja asystentka - spojrzała teraz na siostrę - właśnie cię zatrudniłam - puściła jej oczko - będzie donosiła ci wodę i chleb - bo ona drugi raz już tu nie wejdzie. - Przede wszystkim musisz nam powiedzieć, co się stało i dlaczego właśnie ty zostałeś kozłem ofiarnym.
Bo tak musiało być. Ktoś coś namieszał, ktoś zrzucił na niego winę i teraz to właśnie Leon Fitzgerald był podejrzewany o coś, czego po prostu nie mógł zrobić. A może zrobił? Ale wtedy na pewno był podstawiony pod ścianą i po prostu musiał! Nawet i z tego na pewno wyciągnie go Gwen.

leonidas fitzgerald Blanche Fitzgerald
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Już tylko jasne plamy, nieprzebarwione deszczem i wiatrem, dziecięcym obuwiem i jedzeniem znoszonym potajemnie z domu, mogły przypomnieć im — może najbardziej z ich trójki miała pamiętać to Blanche — gdzie kiedyś leżały te wszystkie poduszki, i która nieoficjalnie należała do kogo. Leon nie wiedział, co się z nimi stało — czy to któreś z nich pewnego dnia je wyniosło? Czy pozostały pośród zgliszczy ich pamięci, a pewnego dnia ktoś wyrzucił ich gnijące, marne powidoki przez okno? Poduszek, w każdym razie, już nie było; Leon wskazał Gwen miejsce, które zdawało się najmniej uszkodzone upływem czasu i stosunkowo czyste, a następnie faktycznie wręczył jej swoją ciemną bluzę, by zdecydowała, czy woli na niej usiąść, czy uformować z niej coś na kształt poduszki. — Może i jestem odpowiedzialny za tę śmierć. Nie bezpośrednio, ale w pewnym stopniu — odpowiedział gdzieś pomiędzy wyznaniem Blanche, a potokiem słów Gwen, choć żadna z nich nie zadała mu tego jedynego, bezpośredniego pytania — czy naprawdę to zrobił. Westchnąwszy sam przysiadł na ziemi, ale po kilku sekundach wstał i zaczął maszerować po chatce; nie miał pojęcia od czego zacząć, jak wiele im powiedzieć. Nie chciał, by sądziły, że czegokolwiek od nich oczekuje — pragnął jedynie uwolnić je od niepotrzebnych domysłów i życia w niepewności. — Wiecie, że dla Jane zrobiłbym wszystko — mruknął więc, rozpoczynając zabawę w strącanie mokrych, przymierających liści z ram okna, w którym nigdy nie znalazła się szyba. Jane była ważna przez większość jego życia; spotykali się najpierw w sekrecie, a potem w ogniu krytyki rodzeństwa, bo Jane była od niego młodsza o dziesięć lat i według niektórych, nie pasowała do leonidasowego życia. Ale mimo wszystko Leon się jej oświadczył, a kilka miesięcy później zaczął tonąć w narkotykach i złamał jej serce — porzucił ją sądząc, że tylko w ten sposób zdoła ją uratować. Jak często, będąc pod wpływem, opowiadał o niej Blanche? Jak często błagał Gwen, by w jego imieniu do niej zadzwoniła i za wszystko przeprosiła? Kiedy przed trzema laty powrócił do Lorne Bay, czysty i odmieniony, był pewien, że dadzą sobie z Jane jeszcze jedną szansę, ale ona miała już męża, opłakiwała stratę dziecka, a w jej życiu nie było już miejsca na echo przeszłości. — Nie wiem, czy miałyście z nią wtedy kontakt. Kiedy mnie nie było. Ale jak wróciłem, to ubzdurałem sobie, że do siebie wrócimy, wiecie, że zostawi dla mnie męża — zaśmiał się z niedorzeczności tego marzenia, a potem przysiadł na niebezpiecznym skrawku drewna, z którego z łatwością mógł wypaść z domku. — Jane prowadziła śledztwo w sprawie gangu, przy którym się kiedyś kręciłem, więc wiecie, miałem wybadać, czy to dobry trop. Nic skomplikowanego, chodziło o zadawanie właściwych pytań, bycie w odpowiednich miejscach — ciągnął, zastanawiając się, czy to dobry pomysł. Siostry miały przecież własne zmartwienia; ciężar samodzielnie podjętych decyzji, o których lepiej nie było nikogo informować. Ale Leon już wcześniej bał się, że nie wie o tym nikt poza nim, i że gdyby umarł, prawda pochowana zostałaby wraz z nim. A z tym nie potrafił się pogodzić. — I tak, Gwen, wiem, że zachowałem się jak dzieciak. Jane wyjechała, śledztwo trafiło do kogoś innego, a ja się nie wycofałem. Nie podpisałem żadnej umowy, o wszystkim wie nieliczne grono i prawnie nie chroni mnie teraz nic. Najpierw chciałem z tym do ciebie przyjść, słowo, ale byłem pewien, że to tylko kwestia kilku tygodni, zanim zwolnią mnie z obowiązku — ponownie w jego głosie rozbrzmiał śmiech, bo może faktycznie było to po prostu zabawne, skrajnie komiczne, niemal groteskowe. — No więc nie mam nic. Dowodów, że siedziałem tam dla gliniarzy. Pojęcia, co się stało tamtego dnia, bo byłem naćpany. Możliwości na uniknięcie odsiadki. Póki co siedzę u… Jest taka osoba, która chce mi pomóc, która wierzy, że jak poczekamy, to uda się to wszystko jakoś rozwiązać. Ale wiem, że to nie ja zabiłem Louisa, na miłość boską, nie mógłbym tego zrobić— chociaż żaden sąd nie zaakceptowałby tak infantylnego tłumaczenia.
leoś
katastrofa
benjamin | jude | pericles | othello | monty | cassius | vincent | dante | hyacinth
aktorka — Cairns Performance Art Centre
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Nie zadały mu tego jednego pytania, bo nie musiały. Nawet jeśli, jak sam przed chwilą powiedział był pośrednio odpowiedzialny za śmierć człowieka, to przecież nie on pociągnął za spust, nie od trzymał w ręce nóż czy jakiekolwiek inne narzędzie, które okazało się narzędziem zbrodni. I może Blanche była naiwna, bo nie wiedziała nic o sprawach Leona ani o tym jak faktycznie przedstawiają się wydarzenia, ale co do jednego miała pewność. Jej brat nie był mordercą. I nie obchodziło jej, komu i jak musiałaby to udowodnić. Zrobiłaby to bez szemrania, nawet gdyby się okazało wielkim wrzodem na dupie.
- A dostanę wypłatę? - Wyszczerzyła się zaraz do Gwen, bo jednak pomimo powagi sytuacji nie potrafiła opanować siedzącego w niej bezczelnego dziecka. Wiadomo przecież było, że dla Leona zrobiłaby wszystko za darmo. Zresztą, nie tylko dla niego. Rzadko się zdarzało, by któreś z rodzeństwa dzwoniło do niej z prośbą o poradę w poważnej sprawie, bo powiedzmy sobie szczerze, rady Blanche Fitzgerald były do dupy. Wiedział o tym każdy, kto dobrze ją znał. Pocieszycielką również była marną, bo nigdy nie wiedziała kiedy jest dobry czas na gadanie głupot. Ale tak, czasem do niej dzwonili. Wtedy Blanche rzucała wszystko i gnała na łeb na szyję, by dowiedzieć się, komu ma spuścić wpierdol. Bo że w takich przypadkach dojdzie do rękoczynów to była sprawa jasna. Gwen była od pokojowych rozwiązań konfliktowych, natomiast Blanche jako samozwańcza obrończyni uciśnionych była w gorącej wodzie kompana i powiedzmy sobie szczerze, pokojowe rozwiązanie to było dla niej stanowczo za mało.
Trochę bała się usiąść na parapecie, bo nikt przecież ich starego domku na drzewie nie remontował, więc mógł się pod nią tej parapet zawalić, dlatego nadal tylko się o niego opierała. Słuchała uważnie wszystkiego, co Leon miał do powiedzenia. Oczywiście, że pamiętała Jane. Pamiętała również jak wiele jej brat potrafił dla niej poświęcić i być może zwykła, siostrzana zazdrość sprawiła, że nie przepadała za byłą narzeczoną Fitzgeralda. Serce ją bolało, gdy musiała oglądać i słuchać załamanego rozstaniem Leona i nie obchodziło jej wtedy to, że to tak naprawdę on złamał Jane serce.
Nie odezwała się gdy Leon przestał mówić. Zamiast tego po prostu do niego podeszła i przytuliła, zmuszając tym samym do wstania z niebezpiecznego skrawka drewna. Jeszcze tego im brakowało, by wypadł z domku i się połamał. Ani on ani teraz jego siostry, nie mogli pozwolić sobie na takie ekstrawagancje.
- Oczywiście, że nie mógłbyś tego zrobić. I udowodnimy to wszystkim, obiecuję - pokiwała głową poważnie, kiedy wypuściła brata z objęć. Nie powinna obiecywać mu takich rzeczy, bo akurat w obecnym gronie była najmniej zorientowana jak to wszystko działa.
- Nie znam się na tych wszystkich prawniczych rzeczach. Ani na tych policyjnych. Myślicie, że powinniśmy wynająć jakiegoś detektywa? - Patrzyła na Gwen, bo to ona była tu teraz mózgiem operacji. Tak na dobrą sprawę, Blanche sama mogłaby iść i szukać poszlak. Była gotowa działać tu i teraz, zaraz, ale nagle doznała cudownego olśnienia, że może nie był to jednak najlepszy pomysł, dlatego łaskawie pozwoliła siostrze przejąć inicjatywę. Wcale nie dlatego, że w tym akurat przypadku to Gwen miała więcej wiedzy i możliwości od niej.

Gwen E. Fitzgerald leonidas fitzgerald
adwokat, współwłaścicielka kancelarii — fitzgerald & hargrove
35 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Nie złamały jej dorastanie w wielodzietnej rodzinie, ciężka choroba, własna niepełnosprawność oraz śmierć obojga rodziców. Pękła, gdy zaginął młodszy z dwójki jej synów. Od czterech lat żyje nadzieją, bo wierzy, że kiedyś go odnajdzie.
Gdzieś po drodze Gwen nieco się zmieniła, stała się nieco bardziej kontuzjowana, ma też nieco więcej dzieci, ale nie zmieniło się jedno: rodzeństwo wciąż było dla niej ważne. Na tyle ważne, że jakoś wlazła do domku na drzewie i była gotowa na kontynuowanie rozmowy.
- To zależy, ile zapłaci nam Leon - zażartowała. Oczywiście nie wzięłaby od niego żadnych pieniędzy, nie zamierzała też płacić młodszej siostrze. Dobrze, że cała trójka rozumiała powagę sytuacji i wiedziała, jak to wszystko wygląda. Było kiepsko. Owszem. Nie na tyle, by siostry pytały Leona, czy to zrobił, bo dla nich oczywistym był brak winy starszego brata. Zresztą, nawet gdyby były w błędzie, to i tak zrobiłyby wszystko, by wyciągnąć go z tarapatów.
Póki co musiały dokładnie poznać jego wersję wydarzeń.
Co jakiś czas przytakiwała. Na tym etapie wszystko było dla niej jasne oraz w pełni zrozumiałe. Ani trochę nie dziwiła się Leonowi i jego motywom. Gdyby była na jego miejscu, zachowywałaby się pewnie tak samo (poniekąd była, ale jednak upierała się, że jej związek to jednak "coś zupełnie innego"). Może nie popierała metod, jakie wybrał, jednak cel, jaki mu przyświecał, zdecydowanie uświęcał środki. Nie jej oceniać decyzje brata. Jej rolą było bronienie go za wszelką cenę.
- No i trzeba było przyjść - wetchnęła. Na pewno wiedział, że może jej zaufać, że nie wydałaby go, że powinna o wszystkim wiedzieć, ale czasu już się nie cofnie. Teraz można żyć już tylko teraźniejszością i skupić się na tym, by Leon wyszedł ze wszystkiego obronną ręką.
- Okej, kim jest ta osoba, która ci pomaga? Chyba powinnyśmy się z nią skontaktować - spojrzała na Blanche. Byłoby dobrze, gdyby siostry poznały tajemniczego "ktosia" i wybadały, czy nie wystawi komuś ich brata, czy rzeczywiście można mu ufać i czy w razie czego mógłby wnieść do sprawy coś nowego. W głowie Gwen pojawił się już bowiem plan zapłacenia temu komuś, by dał Fitzgeraldowi żelazne alibi lub przynajmniej pomogłaby wzbudzić uzasadnione wątpliwości co do winy Leona. Zdecydowanie nie zamierzała tu grać fair.
- Ale to musiałby być jakiś świetny i zaufany detektyw - odparła. - Ktoś taki na pewno nie zaszkodzi. Jeśli tylko znasz kogoś takiego albo znasz kogoś, ktoś mógłby nam kogoś polecić, to mów - dodała po chwili. Uważała, że to dobry pomysł. Im więcej osób będzie pomagało Leonowi, tym większa była szansa na to, że uda im się jakoś mu pomóc.

leonidas fitzgerald
Blanche Fitzgerald
właściciel / barman — moonlight bar
41 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
Agent federalny, którego na dno posłały narkotyki. Nie pamięta wielu lat swojego życia, więc czeka już tylko niecierpliwie na śmierć.
Chciał, żeby wiedziały. Że to nie on, nie tym razem, choć w jego przeszłości majaczyło tak wiele niewybaczalnych, katastrofalnych zdarzeń; o części z nich nigdy nie miały się dowiedzieć. Być może też egoizm pchnął go w ramiona nieprzemyślanego planu — chciał je zobaczyć, pragnął ich uwagi, choć nigdy nie narzekał na brak zainteresowania ze strony rodzeństwa.
Nawet jeśli zasłużył na wykluczenie.
Chcecie brudne pieniądze lokalnych ćpunów? — zawtórował im żartem, choć w jego słowa wkradła się większa brutalność; nie dałby im tych pieniędzy, oczywiście, nawet gdyby wykroczyli poza granice dowcipu — wszystko to, czym płacano mu za narkotyki, za u s ł u g i dla miejscowego gangu, schował, ukrył przed światem i nie potrafił wykorzystać w sposób, ku jakiemu zostały przeznaczone. Bał się tych pieniędzy. Bał ich brudu i znaczenia w swoim życiu. Czasem stanowiły jedyny wyraźny dowód jego upadku — potwierdzały, że nie było w nim już dobra, że wyplenił je z siebie w dzieciństwie, że pozostawił być może właśnie w tym domku, gdzie zwietrzało i spróchniało z czasem, przemieniając się w mgliste wspomnienie. A potem nadchodziły te niespodziewane chwile ciepła i wiary; ostatnio dyktowane finneasową niewinnością, teraz zaś siostrzanym wsparciem.
Ramiona Blanche zaplecione na jego ciele.
Obietnice.
Nie. Nikogo nie wynajmujcie. Chciałbym… chcę, żebyście pozostały z dala od tego — wymamrotał z trudem, mając wrażenie, że jeśli teraz odrzuci pomoc, już nigdy nie odzyska ich wsparcia. Ale przecież nie po to zaprowadził je do utraconego domku; pragnął wszystko im wyjaśnić i prosić, by nie utraciły wiary w jego niewinność. By zrozumiały. I wiedziały, dlaczego pewnego dnia mógł zniknąć. — Nie mogę wam powiedzieć; ryzykuje zbyt wiele, miałby potem problemy — wyjaśnił, wbijając spojrzenie w starszą z sióstr. Nie podlegało to dalszej dyskusji; zachowanie tożsamości Finneasa w sekrecie było dla niego ważniejsze od udowodnienia własnej niewinności, nawet jeśli jątrzyła się w nim przemożna pokusa, by opowiedzieć o nim siostrom. — Zajmę się tym samodzielnie, rozumiecie? Chcę tylko, żebyście nie rozmawiały z policją, to wszystko. To zbyt niebezpieczne — odsunął od siebie lekko Blanche i posłał jej lekki uśmiech. — Będę się z wami kontaktować. Tak samo, jak dzisiaj; może to wszystko nie potrwa długo — suponował z fałszem, bo wiedział, że tego typu sprawy nie kończą się łaskawie, że ich ostre światło oświetlać będzie jego życie przez kilka długich miesięcy bądź lat.

koniec, bo zjebałam :sorry:
leoś
katastrofa
benjamin | jude | pericles | othello | monty | cassius | vincent | dante | hyacinth
ODPOWIEDZ