kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Cami wbrew pozorom wcale nie oczekiwała, że on jej z miejsca wszystko wybaczy i że będą się zachowywać jakby nigdy nic. Nie wróciła z takim nastawieniem, nawet jeśli zostawiała mu jakieś okruchy po drodze,, przez które mógł zauważyć, że nie do końca zniknęła na zawsze. Nawet jeśli w całkiem pierwszym odruchu to właśnie to zrobiła, spanikowała, bo… bo oni byli.. no spanikowała, okej. A potem zamiast wrócić, zdecydowała, że czas się zmierzyć… ale z czymś więcej niż z Lukiem. I wtedy sytuacja się skomplikowała, ale wciąż zostawiła mu ich wspólne dziecko pod opieką. Więc no, nie oczekiwała, że będzie tak jakby nic się nie zmieniło. Nie oczekiwała, że wybaczy jej zniknięcie. Ani że wybaczy jej to że przespała się z kimś innym.
- Wierzysz jej na słowo? - zapytała, bo ona by nie mogła. A potem zmarszczyła brwi - jedna z najgorszych metafor na świecie. Homar to jest na obiad. Są ze sobą z przypadku w akwarium, a potem ktoś je zjada z masłem - podsumowała, bo akurat określenia bycia czyimś homarem było połączone z jedną z najbardziej toksycznych par w popkulturze.
- Ale ja nie mam - odpowiedziała - a świątynie to akurat miejsca, gdzie każdy może wejść, wszyscy wchodzą tam z buta i zostawiają zarazki, więc ja nie wiem czy chciałabym nią być - dodała szybko, bo jednak jej pierwsze słowa wyrwały się zbyt szybko i cóż, musiała się z tego wycofać. Poza tym… no miała złe przeczucia, widać co z nim zrobił sam powrót matki do jego życia.
- Nie wiem czy mogę ci je dać. Nie kiedy idzie w parze z tym… - podsumowała jego wygląd - Luke… jest naprawdę, cholernie źle - dodała, no jakby nie zauważył gdzie akurat byli, co nie. A potem westchnęła cicho i na moment spuściła wzrok.
- W sumie oba. Jest czynnik genetyczny w sprawie uzależnień… więc to jest ze sobą połączone - podsumowała cicho, nie zabierając swojej dłoni z jego dłoni, skoro jej nie odepchnął, ani nie odrzucił. A przynajmniej na razie. Tęskniła za tym. Niby niewielki dotyk, a jednak.. był. Coś jak spanie obok siebie, czy akurat sie obejmowali, czy nie. Tak po prostu ciepło tego ciała obok.
- A co się stanie, jak się dowiedzą? - zapytała, szczerze. - W pracy i tak każdy wie, że bierzesz. A naprawdę uważasz, że nie masz problemu? Nie masz nic do przyznania? - zapytała, korzystając z tej chwili szczerości. I cóż, no jak dla niej gorsze było to, że powoli się wykańczał. Dlatego spojrzała na niego, czekając czy zmierzy się z tym co powiedziała, czy nie.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke bardzo mocno wypierał te wszystkie okruchy, znaki jakie mu zostawiała. Wypierał to, że mogła wrócić do niego, że mu zaufała, że dobrze ogarnie dzieciaki, że w ogóle jej wyjazd był spowodowany wolą pozamykania paru rozdziałów z przeszłości. Już w momencie jej powrotu nie był trzeźwy, co dodatkowo prowokowało w nim to całe czarnowidztwo. Ale ten temat jeszcze długo będzie nam nimi wisiał. Luke pamiętał, że nie porozmawiają o tym, dopóki nie wytrzeźwieje.
– Nie wiem. Nie pokazała mi żadnych papierów – westchnął, bo o tej opcji nie pomyślał. Uznał, że nie trudziłaby się przyjazdem na drugi koniec kraju, jeśli sama mogła być dawczynią dla swojej drugiej połóweczki taniej wódki. – Ona zrobiłaby dla niego wszystko, Cami. Jakim cudem oboje znaleźli takiego człowieka, który tak dba o to drugie? Zrobiłabyś dla kogoś coś takiego, co ona zrobiła dla tego starego pijaka? – rzucił w eter, nie mogąc zatrzymać galopu tego typu myśli. Jakimś cudem poczuł jakiś dziwaczny i niechciany rodzaj... podziwu? A kiedy wspomniała o tym, że nie ma w dupie ryzyka powikłań pooperacyjnych, przeniósł na nią wzrok marszcząc przy tym czoło.
– Powiedziałem, że nie chcę żadnego błogosławieństwa – warknął znowu unikając jej wzroku, kiedy czuł, że na niego patrzy. Na bladego, słabego i jeszcze pokiereszowanego przez jakiegoś chłoptasia. – Nawet jeśli… nawet jeśli jest źle, to sam sobie z tym poradzę. Powiedziałem już, że nie chcę twojej litości – powtórzył niczym zdarta płyta, co w zestawieniu z zapewnieniami Cami dawało dwie zdarte płyty. On nie chciał litości, a ona nie chciała go opuszczać.
– Ekstra, wygrałem na loterii genetycznej skłonności do narkotyków i alkoholu. Moje życie z góry i tak jest skazane na porażkę, więc po chuj mam się starać, żeby było inaczej – odpysknął ze złością, ale wciąż nie zabierał swojej dłoni. Aczkolwiek Cami mogła poczuć, jak jego dłoń zaczyna drżeć z nerwów. Jemu najwyraźniej tez brakowało jej dotyku, jej ciepła. Co zresztą okazywał już wcześniej.
– W pracy jestem zabawnym gościem, który lubi sobie pociągnąć, a nie uzależnionym ćpunem. To jest różnica – odparł, nie odpowiadając na jej kolejne pytania. Przez chwilę siedzieli w milczeniu, aż w końcu ponownie się odezwał. – Byłem już na dwóch odwykach w życiu. Dwóch. Raz wytrzymałem trzy tygodnie w czystości, a raz prawie pięć lat. Ile dajesz mi czasu po kolejnym, co? Sześć lat? Może nawet dziesięć? A potem znowu czeka mnie to samo gówno – stwierdził, o dziwo bardzo spokojnym głosem. – Ja nie mam tyle siły, żeby znowu zaczynać od nowa – przyznał po chwili i wreszcie na nią spojrzał, a jego spojrzenie mogło wydać się w miarę trzeźwe. I dopiero teraz zabrał rękę, jakby dopiero co uświadomił sobie, że jeszcze przed chwilą cholernie jej nienawidził
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
- Patrząc na nich, to nie zdziwiłabym się gdyby chcieli cię wziąć pod nóż, żeby wyciąć wszystkie narządy i posprzedawać na czarnym rynku - prychnęła, bo no ona nie ufała im za grosz. I no martwiła się. Bo co jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli operacja się nie uda, jeśli Luke się po niej nie obudzi? Zdarzały się różne rzeczy, czasami ktoś dostawał znieczulenie i po prostu umierał. Albo nigdy nie wybudził się po zabiegu. Mógł mieć jakieś krwawienie, komplikacje, no kto wie co jeszcze.
- Ty to nazywasz dbaniem? - zmarszczyła brwi - ci ludzie są jak dwa robale, z którymi nikt inny nie chce przebywać. To nie jest… no nie, Luke, jeśli.. dwie osoby są.. no wiesz, to nie niszczą się wzajemnie. Nie pozwalają, żeby druga osoba się zaćpała, zachlała, nie pozwalają sobie żyć w ten sposób… w takich.. no to nie jest chcenie dla tej osoby jak najlepiej. To co oni robią jest toksyczne, chore - zapewniła go żarliwie, tak cholernie unikając słów, takich jak miłość, czy związek, czy.. no kochanie. Tak bardzo bała się mówić o tym na głos, bo i tak przecież to co powiedziała za bardzo wskazywało na projekcję, na to że mówi teraz o nim, o nich.
- I co kurwa z tego, że powiedziałeś - no odwarknęła mu, bo ją zdenerwował. Wiedziała, co powiedział. Ale pokazywała mu tu wciąż i wciąż że ma w dupie co on chce, że jest tu dla niego. That’s love, bitch.
- Jasne Luke, bo jestem jebaną Tereską, chodzącą organizacją charytatywną, nie widzisz tego znaku firmowego na moim tyłku? Właśnie tak, o to mi chodzi, kurwa - no dobra, chyba już była zmęczona, pewnie było jakoś około czwartej nad ranem, jak nie piątej, a do tego źle się czuła i już ją plecy bolały. I wkurwiło ją maksymalnie to, że ci ludzie mieli taką czelność przychodzić do niego i tego chcieć. Luke miał gówniane szczęście do rodzin. Jedna była toksyczną, czarną dziurą, a druga nawet nie zauważyła, że Luke znowu się stoczył. A to nie był pierwszy raz, znali te objawy już przecież.
- I nie obchodzi mnie czy sobie z tym sam poradzisz, czy nie, powiedziałam ci, mój pokój jest tam i tam zostanie - a ona obok Luke’a tutaj, dlatego nieco mocniej ścisnęła jego dłoń, kiedy to powiedziała. Czemu to musiało być takie cholernie trudne?
- Więc tyle? Poddajesz się, koniec zabawy? - zapytała - nie chce ci się, więc teraz się zaćpasz w jakimś zaułku żeby zrobić co.. światu na złość? Loterii genetycznej? Tej parze ćpunów i alkusów? Mi? Komu jeszcze chcesz zrobić na złość, latającemu potworowi spaghetti? Taki jest twój plan? - zmarszczyła brwi i pokręciła głową. Jeszcze chwila i ten lekarz wyśle Luke’a na jakieś przymusowe 48 obserwacji na oddziale psychiatrycznym, za te teksty o robieniu sobie krzywdy i odpuszczaniu życia.
- Poza tym jesteś ojcem dwójki, możesz się starać na przykład dla nich - dodała, nie wspominając tu o sobie. Nie miała prawa. Zresztą co by to teraz zmieniło? Akurat był w fazie nienawiści do niej, więc… więc nie zamierzała go prowokować w tym stanie do powiedzenia większej ilości słów, których oboje pożałują.
- Może takim byłeś, ale już nie. Już jesteś gościem, który snuje się po zapleczu, wciąga kreski i którego dilerzy zaczynają łapać po wejściu do klubu - odpowiedziała chłodno. Przecież wiedziała już gdzie kupuje. I jak często. Wiedziała już wszystko, bo regularnie sprzątała jego szafkę z prochów. I nie zamierzała przestać.
- To może do trzech razy sztuka. Może w końcu idź na niego, bo chcesz, a nie bo ktoś cię do tego zmusza? I może będzie piętnaście lat, może dwadzieścia, może pięćdziesiąt? - uniosła brwi, ale nie mówiła tego jak jakaś cheerleaderka. I zagryzła wargi, kiedy zabrał dłoń. Zmarszczyła brwi i zamiast pozwolić, żeby znów ją zalała fala smutku i odrzucenia, postawiła na złość. - No to co? Wiesz gdzie to prowadzi. Trumna albo na kolana. Nie ma innej drogi. I nie wiem Luke, może po raz pierwszy w życiu zaczniesz myśleć o tym co możesz zrobić dla siebie, a nie na złość światu, karmie i tak dalej? Nie bo rodzina cię zmusza, nie bo dziewczyna czegoś chce, nie bo jest ci ciężko i są chujowi rodzice. Może kurwa najwyższy czas przestać się chować za tym jak wszystko ci tu ktoś spierdolił i chujowo poukładał, i zacząć się zastanawiać co ty sam możesz zrobić i zbudować, co? Bo uwielbiasz obwiniać wszystkich dookoła za wszystko, chować się za murem tego jak cię życie i ludzie skrzywdzili, a może w końcu nie wiem, weźmiesz trochę odpowiedzialności za swoje zdrowie? Życie? I może kurwa w końcu zaczniesz się zachowywać jakbyś był jebanym dorosłym? - no aż wstała, z tego wszystkiego. - Może najwyższy czas zamiast mówić, że po co się starać, to w końcu się postarać? Bo news dla ciebie, gówno wiesz o staraniu. I tak, wiem, jestem hipokrytką, dziwką, wiem, nie musisz mi tego wykrzykiwać teraz. Przynajmniej nie udaje, że jest inaczej, w przeciwieństwie do ciebie - podsumowała z warknięciem - skończyliśmy już, doktorze? - i zerknęła na lekarza, który pewnie skończył już z dziesięć minut temu, a teraz tylko żałował, że nie ma popcornu. Albo gdzie się schować...
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– Wtedy by mnie odurzyła i porwała, a nie przychodziła i uprzedzała, że chce wątrobę – odparł. Prawdę mówiąc on na ten moment nie myślał o przebiegu operacji i ewentualnych jej konsekwencjach. Które naprawdę mogły być zgodne z obawami Cami, bo nie oszukujmy się – Luke nie był na ten moment okazem zdrowia. Był słaby i podatny na wszelkie komplikacje.
Kiedy zaczęła mówić o… i o…, Luke z każdym jej słowem coraz śmielej na nią zerkał. Wiedział, co kryło się za tymi wszystkimi kropkami… i z jakiegoś powodu czuł, że nie mówi teraz już tylko o kobiecie, która go urodziła i facecie, który ją zapłodnił. Patrzył na nią przez chwilę próbując zebrać myśli. I zbierając się na odwagę, żeby wyrzucić z siebie coś, co dręczyło go już od wielu miesięcy.
–Wtedy w Rzymie, kiedy tak strasznie się pokłóciliśmy, nie chciałem ci pozwolić, żebyś się zaćpała – odezwał się w końcu. – Bałem się, że skończysz jak moja była laska, która udusiła się swoimi rzygami, bo nie zdążyłem w porę zareagować – dodał nie spuszczając z niej wzroku. – To nie był atak. Chciałem wtedy… zawsze chciałem dla ciebie jak najlepiej, a to i tak nie wystarczyło. Uznałaś mnie za takiego samego toksyka, jakim określasz teraz tych ludzi. Może ja wcale się od nich aż tak bardzo nie różnię – dodał. Wyrażał troskę w taki sposób, jaki najlepiej umiał. A że nikt nigdy go nie nauczył, jak to poprawnie robić, to wychodziło jak wychodziło. I to nie tak, że nie wiedział że był dla niej też strasznym chujem. Dlatego tym bardziej nie rozumiał, dlaczego tak się zaparła i nie chciała go zostawić w spokoju.
Nie miał już siły tłumaczyć jej, że już odpokutowała swoje (choć nie miała czego, bo nie topił się w gównie z jej powodu). Nie miał już siły się z nią o to kłócić, wyganiać ją, bo wiedział, że to i tak nie zadziała. Skubana wbiła flagę w jego życiu i chuj. Zdobyte. Nie pozostawało mu już więc nic innego, jak zaakceptowanie tego, że była obok, niezależnie od tego ile jeszcze raz ją odepchnie. Patrząc na nią pokręcił tylko głową, kiedy wspomniała o jej pokoju, jakby nie mógł uwierzyć że naprawdę po tym wszystkich chciała tam jeszcze zostać. No niemożliwa baba.
– Tobie na złość? Mówiłem ci już, że moje życie nie kręci się wokół ciebie – zmarszczył gniewnie brwi. – Muszę się pogodzić z tym, kim jestem. Taki jest mój plan – dodał stanowczo. – A za kogo ty się w ogóle uważasz, żeby mi prawić takie morały? Sama nie mogłaś ze mną wytrzymać – dorzucił, nie odpowiadając jednak na jej słowa o byciu ojcem. W tym momencie to tylko dzieciaki dawały mu jakąś tam siłę i zmuszały do wyjścia ze swojej dziury. No i gdyby nie one, podczas nieobecności Cami chyba kompletnie by zwariował.
– A ty co, zatrudniłaś się tam żeby mnie kontrolować, czyścić szafkę i robić researche na mój temat? Liczysz na to, że to gdzieś spiszesz i wydasz? To cię rozczaruję, to nie jest ciekawa historia do dzielenia się z nikim – prychnął, przypominając sobie w tym momencie jak bardzo nie na rękę było mu to, że Cami pracowała teraz w Shadow.
– Świetnie, dwadzieścia lat życia w chujowości – o pięćdziesięciu nawet nie myślał, bo raczej obstawiał, że koło pięćdziesiątki to on dostanie zawału. A potem zaczął jej słuchać, jak jechała na fali wkurwienia, czując że aż mu gul skacze. Nie dlatego, że gadała według niego głupoty. Nawet nie dlatego, że w zasadzie nie powinno tutaj jej z nim być. Wkurzał się, bo gdzieś tam w głębi wiedział, że miała sporo racji. I ciężko mu było nad tym przejść.
– Wow, jak ty uwielbiasz pouczać innych i stawiać się w roli jakiejś ekspertki. Nie będziesz mnie pouczała o braniu swojego gówna na klatę, bo sama chowasz się po kątach kiedy tylko masz okazję – wysyczał, nie odwracając od niej wzroku, kiedy wstała. Patrzył na nią gniewnie i ciężko dyszał z nerwów. – Tak, jesteś cholerną hipokrytką – potwierdził równie warczącym tonem, co ona. Kiedy lekarz potwierdził, że on już z nimi skończył, przekazał im cała dokumentację, wskazania, recepty i polecenie zgłoszenia się do kontroli za jakiś czas. Luke – wciąż wkurwiony – jedyny przytakiwał głową powtarzając tylko „mhm, mhm”, po czym zabrał teczkę i ruszył w stronę wyjścia. I o dziwo nie ruszył w stronę parkingu dla taxi, tylko w kierunku ich auta. „Ich”, heh. Poczekał aż Cami otworzy i sfoszony usiadł a fotelu pasażera. Przez dłuższą chwilę nic nie mówił, tylko gapił się w okno.
– Dlaczego wróciłaś? – spytał nagle, przerzucając wzrok na przednią szybę.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Wzruszyła lekko ramionami, bo no jak dla niej to wciąż było dziwne i podejrzane, nie zaufałaby ani połowie słowa, które wyszłoby z ust tej kobiety, opierając się na tym, co o niej wiedziała od Luke’a. To co Cami mówiła też było dla niej frustrujące, jak i cała sytuacja, to że rozmawiali o tym teraz, kiedy on był przechlany i przećpany, stojąc na izbie przyjęć. Ale no nic ją nie przygotowało na to, co usłyszała zaraz potem. Spojrzała na niego z czystym zaskoczeniem, kiedy wspomniał o Rzymie, a potem z jego kolejnymi słowami unosiła brwi w górę. Znów poczuła jak coś boleśnie ściska ją w żołądku.
- Twoja była dziewczyna udusiła się rzygami przy Tobie? - powtórzyła za nim cicho, zaskoczona, oczywiście nie uwzględniając tutaj to czy coś mógł zrobić czy nie. - Bardzo mi przykro, że tego doświadczyłeś... - dodała i przez moment patrzyła przed siebie z konsternacją, a potem spojrzała na niego, przez chwile myśląc nad odpowiedzią. - Nie uznałam - odpowiedziała cicho, a potem pokręciła głową - skoro widziałeś jak ktoś przy Tobie umarł przez prochy, czemu chcesz żebym zobaczyła to samo? - zapytała, znów odkładając rozmowę o nich na później, żeby tu i teraz skupić się na tym co mówił Luke. I.. co chciała mu przekazać. Mogłaby mu teraz powiedzieć więcej, ale… Luke był teraz ważniejszy niż oni.
- Tak jakby to sie kurwa wykluczało, że zabijasz się powoli z tych wszystkich powodów na raz - wzniosła oczy ku niebu - Ale jak Twoje życie nie kręci się wokół mnie, to może się kurwa teraz skup na mówieniu o sobie, a nie wiecznym wymyślaniu odpowiedzi na pytania, których nigdy nie zadałeś - i odwarknęła, - Poza tym znowu to robisz, znowu zasłaniasz się fortem zranionego chłopca przez te wszystkie baby, przez babki, matki, żony i kurwa kochanki, byle tylko mieć na kogo zwalić. I serio, taki chcesz być? Zarzygany, .śmierdzący, zaćpany, wychudzony, z szarą skórą i martwymi oczami? Co w tym jest takiego super, hm? Chcesz mi powiedzieć, że tym właśnie jesteś? -pokręciła głową - innego Luke’a zabrałam do Europy, z innym mieszkałam - podsumowała sucho, bo dobrze wiedziała jak wiele w sobie miał. Ale sam musiał.. no sam do jasnej cholery musiał o to walczyć. Ona nie mogła walczyć za niego, nie mogła go o to błagać. Może go popychać, ale nie ciągnąć cały czas.
- Zacznę robić ci zdjęcia z ukrycia i zarabiać na nich na onlyfans, będziesz mieć swoje trumanshow2024 - zapewniła go, zirytowana. Nie zamierzała zaprzeczać, ani przepraszać, ale dobrze w sumie że to zauważył, zamiast pomyśleć że po prostu już wszystko ze swojej szafki przećpał.
- No jak sobie pościelisz tak się wyśpisz, jak dbasz tak masz, więc mogą być i w chujowości - odwarknęła, bo miała wrażenie, że cokolwiek powie, on i tak odwraca wszystko jak kota ogonem i patrzy na najbardziej negatywny scenariusz. Może ta obserwacja psychiatryczna nie byłaby aż taka zła, skoro miał tak mroczne myśli.
- Z tobą to wcale trudne nie jest, masz za punkt honoru podejmowanie najbardziej gównanych decyzji jakie są do wyboru? - no zapytała jeszcze, bo przecież.. no to że się nią zainteresował i zainwestował w niej swoje uczucia, to też nie było jakąś super ekstra dobrą decyzją, co nie. A kiedy na nią warknął, że jest hipokrytką, to uniosła brew przez chwilę mierząc się z nim wzrokiem.. no a potem trzeba było wysłuchać lekarza. Wzięła jego zalecenia, pokiwała głową, oczywiście puściła mimo uszu to, że jej powiedział o dodatkowych badaniach, które powinna zrobić. A kiedy on ruszył do auta, szła za nim i… zatrzymała się przy dyżurce. - Dzień dobry, proszę wezwać doktor Winfield. Proszę jej powiedzieć, że jeden z jej pacjentów… czeka na nią - rzuciła do sympatycznej ale zmęczonej pielęgniarki, a kiedy ta kiwnęła głową, przyśpieszyła i dogoniła Luke’a na parkingu. A jak wsiedli do auta, zgięła papiery od lekarza i zostawiła na swoich kolanach. I już miała ruszać, kiedy jego pytanie sprawiło, że aż jej auto zgasło. - Żadna odpowiedź nie zmieni absolutnie nic - odpowiedziała cicho i znów ruszyła samochodem, wyjeżdżając z parkingu. Wschodzące słońce nieco ją oślepiło, ale zdecydowała, że wejdzie do apteki po drodze. - One naprawdę ci pomagają? - zapytała tym razem ona - bierzesz i co? Co się wtedy dzieje? - nie wiedziała czy chce poznać odpowiedź, ale hej, może wcale jej nie dostanie.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
– Nie przy mnie. Przyjechałem do niej kiedy było już za późno. Wcześniej byliśmy razem na imprezie, pokłóciliśmy się, ona wyszła wcześniej… nie dopilnowałem jej – powiedział cicho. Od tamtej sytuacji minęło już wiele lat – dokładnie tyle, ile był trzeźwy dopóki w Lorne nie pojawiła się Karen. Nie odpowiedział, kiedy powiedziała że jest jej przykro. W tej sytuacji również nie chciał jej współczucia. Za to kiedy Cami zadała swoje pytanie, w pierwszej chwili otworzył usta, ale z jest ust nie wydobył się żaden dźwięk. – To kompletnie inna sytuacja, Cami. Była moją dziewczyną, byłem za nią odpowiedzialny – oznajmił dopiero po tej krótkiej pauzie, starając się odepchnąć różne żywe obrazy, które przychodziły mu do głowy w tym momencie. Między innymi taki, że Cami zastaje go w takiej sytuacji, jak Luke zastał Erin.
– I skąd masz pewność, który z nich jest tym prawdziwym? – spytał, odnosząc się do jej podsumowania swojego monologu. – Co to niby zmieni, jeśli przyznam, że to moja wina? Myślisz, że wtedy doznam olśnienia i potatatajam na jednorożcu na odwyk? – spytał ze złością, no bo wiadomo – nikt nie lubił być ścierany ze swoimi wadami, błędami i nieudolnymi próbami zrzucenia odpowiedzialności na innych, tylko nie na siebie. Ale o dziwo w tej złości wciąż kryła się chęć udowodnienia jej, jak bardzo się myli i z każdym dniem narastała ona coraz bardziej. – Żyję w schemacie, Cami, więc dobrze wiem jak to się wszystko znowu skończy – dodał. Czy ktoś zamawiał usługi jasnowidza?
– Tak, to moja pasja. Lubię taplać się w gównie, które sam sobie wcześniej urządziłem – odpysknął, chyba po raz pierwszy przyznając się do tego, że tak, to on sobie pościelił i dlatego tak cholernie się nie wysypia. Nie usłyszał już tego, że Cami poprosiła o jego siostrę, bo był zbyt zajęty puszczaniem focha i udawaniem, że gra w smutnym teledysku w aucie. Nie skomentował jej odpowiedzi na swoje pytanie. Po prostu zamierzał spytać o to samo za jakiś czas. Za to zaskoczony uniósł brew, kiedy Cami zadała swoje pytanie.
– Przecież sama lubisz sobie przyćpać, wiesz jakie to uczucie – odparł po chwili, trochę nie rozumiejąc, do czego piła. Dał sobie chwilę na przemyślenie tego, co mógłby jej powiedzieć ponad to, co sama już wiedziała ze swojego doświadczenia. – Pomagają mi zapomnieć. To tak, jakbyś weszła do pomieszczenia, nacisnęła przycisk off i nagle wszystkie maszyny, trybiki przestały działać. Takim pomieszczeniem jest mój mózg – dodał po chwili namysłu. – Ale jednocześnie kiedy naciskać off, przycisk przełącza się na on w innym pomieszczeniu. Takim, w którym jest skumulowana złość, nienawiść, agresja i tak dalej. I ten przycisk jest o tutaj – wyjaśnił najbardziej obrazowo, jak potrafił, przy ostatnim zdaniu dotykając swojej klatki piersiowej. – Dlaczego pytasz? Uderzysz teraz w narrację „chcę cię zrozumieć”? – odbił piłeczkę.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
- Więc jakim cudem miałeś ją uratować, skoro cię tam nawet nie było? - pokręciła głową. - Luke, nie była kimś, kogo miałeś pilnować. Nie byłeś jej ojcem, nie… - westchnęła cicho. - Każdy z nas wie co robi, kiedy bierze. A jeśli ma przedawkować lub umrzeć, to to się dzieje i nie jest niczyją winą. A ty nie jesteś odpowiedzialny za innego dorosłego człowieka… - odpowiedziała, powoli kręcąc głową. - Nie możesz się za to obwiniać. Mogła się przećpać następnego dnia albo spaść z dachu tydzień później - dodała. - Nie mogłeś nic zrobić. - i ciszej także to. - Kochałeś ją? - zapytała ,zanim zdążyła o tym pomyśleć tak naprawdę.
- Może w końcu zauważysz, że to ty tu podejmujesz decyzje, ale tylko swoje. Nie moje, nie twojej byłej, nie twoich.. . biologicznych - a potem zmarszczyła powoli brwi. - Może masz rację, może w ogóle cię nie znam. Może zaserwowałeś mi jakąś szopkę pełną bzdur. Może jesteś patologicznym kłamcą. A może w końcu spójrz w lustro i sam się zastanów kim jesteś, co? - zapytała, a potem pokręciła głową. Tak bardzo sie o niego bała. Jego słowa pogarszały tylko jej i tak już totalnie najgorsze wizje, których nie była już w stanie dzisiaj od siebie odpychać.
- No to może przestań w nim żyć, może coś zmień. Tak się da - odpowiedziała, ale nie mówiąc co dokładnie ma na myśli. - Luke, nikt twojego życia za ciebie nie przeżyje i nie naprawi, a jak widzisz tylko to co złe i chujowe, i nawet nie szukasz innych rzeczy… to co to za życie? - zapytała. - Ale nie rób tego dla byłej, dla rodziny, ani dla nikogo innego. tylko może raz zrób coś dla siebie i posprzątaj to gówno? - no nie miała odwagi powiedzieć, że dla niej. Poza tym nie chciała tego. Chciała żeby znalazł siłę do walki o siebie i za siebie. A ona będzie obok, wspierać go. Ale nie z litości. Z innej ości.
I bardzo dobrze, że nie usłyszał, bo ona powiedziała to tak żeby tego nie usłyszał. Nie wiedziała jak by zareagował i nie chciała tego sprawdzać. Zamiast tego wsiedli w samochód i ruszyli. Z grubej rury.
- Nie, nie wiem. Dla każdego jest inne, zależy czego szukasz. Wiesz że ćpunem nie zostaje się przez narkotyki, a przez potrzebę uciekania od rzeczywistości? - przechyliła lekko głowę w bok, a potem go słuchała, nawet na niego nie patrząc, żeby nie spłoszyć tej chwili. A potem powoli wzięła wdech i powoli wydech.
- I naprawdę lubisz to pomieszczenie? - zapytała, bo ciekawiło ją to. - Nie wiem Luke, może to nie ma znaczenia, może ma. Poza tym co za różnica czy ja cię zrozumiem. Czy ty siebie rozumiesz? - zapytała, teraz dopiero na niego zerkając. I zjechała na moment na parking, żeby zahaczyć o aptekę 24/7, ale jeszcze nie wysiadła z auta, czekając na jego odpowiedź. Chciała znowu złapać go za rękę. Albo pocałować. Albo przytulić. Pogłaskać po włosach. Ale wiedziała, że nie może. Wyciągnęła rękę dopiero po chwili i dotknęła tego miejsca, które wcześniej jej pokazywał, na jego klatce piersiowej. - To brzmi wyczerpująco - przyznała cicho, podnosząc wzrok na jego oczy i czekając aż znowu odtrąci jej dłoń.

.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
- Nie rozumiesz? Gdybym na nią nie nawrzeszczał, zostałaby na tej imprezie ze mną - odparł, niemalże zły że Cami nie mogła tego zrozumieć, bo sam był święcie przekonany o tym, że ma rację. - Kiedy tam przyjechałem leżała już w czarnym worku. A oni wszyscy, tam na miejscu, kazali mi zajrzeć do tego worka, żebym zobaczył do czego doprowadziłem - Luke był wtedy głupi i młody, o nieprzespanej nocy i te słowa wryły mu się w głowę na kolejne lata. Ciężko po czymś takim znaleźć w sobie siłę, żeby przestać w ten sposób o sobie myśleć i pozbyć się poczucia winy towarzyszącego mu od lat. - Albo żyłaby do tej pory, wyszła z nałogu, założyła rodzinę... Jest wiele innych opcji niż śmierć - dodał ponuro. A kiedy zadała mu to na pozór proste pytanie - no bo jakie inne uczucia miałby żywić do swojej ówczesnej dziewczyny - przez dłuższą chwilę milczał. - Nie - odparł w końcu, czując się jak największy kutas. - Czasami nawet jej nie lubiłem. Ciągle się kłóciliśmy, ale to były inne kłótnie niż te z tobą. Po nich się nie bałem, tylko cieszyłem się, bo każda kolejna kłótnia to była nadzieja, że może to wreszcie koniec. A potem i tak do siebie wracaliśmy i cyrk kręcił się na nowo. Byliśmy z Erin uzależnieni i od dragów i od siebie – westchnął. Dziwnie mu było wracać do tego wszystkiego i na dodatek opowiadać o tym akurat Cami. Miał jej teraz nienawidzić, a tymczasem otwierał się jeszcze bardziej z każdą minutą ich rozmowy.
– Może życie jest pełne bzdur. I wiesz co? Dobrze, że odeszłaś. I tak nie miałbym ci do zaoferowania nic więcej oprócz ciągłych dymów i pakietu dram – odparł kręcąc głową. Sama widziała jak zareagował na pojawienie się jego biologicznej w życiu. Był słaby, podatny na wpadanie w skrajności i w tej chwili nie miał żadnej pewności, czy nawet gdyby Cami przy nim była, to czy wszystko nie potoczyłoby się podobnie. – Jestem ćpunem, który pociągnąłby cię na dno. Oto, kim jestem – dodał, bojąc się teraz nawet na nią spojrzeć. Nie chciał widzieć rozczarowania – widział je codziennie w lustrze, kiedy na chwilę udawało mu się wytrzeźwieć.
– Błagam cię, daruj sobie te motywacyjne gadki. I co, jutro mam się obudzić z ekscytacją przed nowym dniem? Mam się zachwycać porannym ćwierkaniem ptaszków? – spytał drwiąco. – Nie mogę się starać dla kogoś, kto na to nie zasługuje – odparł chłodno w temacie sprzątania gówna. Kiedy patrzył oczami wyobraźni w przyszłość, nie widział niczego oprócz czarnej dziury. Miał zatruty umysł i dopóki nie przestanie dawkować sobie tej trucizny, nie zdoła zauważyć żadnych jebanych światełek w tunelu.
– A ty czego szukałaś, kiedy brałaś na wyjeździe? – spytał, ponownie oscylując gdzieś wokół tych tematów. A kiedy wspomniała o ucieczce od rzeczywistości, zastanowił się przez chwilę. – Nawet, jeśli jako nastolatek zacząłem brać z ciekawości? Nie byłem wtedy taki, jak teraz i nie chodzi mi o wiek. Byłem wesoły, towarzyski i beztroski i po prostu lubiłem się zabawić. Polubiłabyś mnie w tamtym wydaniu – dodał pewnie. Był też głupi i nieodpowiedzialny, ale wtedy nie miał w sobie tego mroku. A może miał, tylko nie był go świadomy?
- Nienawidzę go – odparł po chwili. - Nie umiem go kontrolować, tych wszystkich uczuć. Najgorzej jest jak czuję je wszystkie na raz, czuję się jak jakiś pierdolony wulkan tuż przed erupcją. Ale w pierwszym nie potrafię obecnie wytrzymać. Nie jestem w stanie wytrzymać z własnymi myślami – dodał nieco ciszej. Chciał je zagłuszyć, zamiast się z nimi mierzyć, a dragi były najprostszym sposobem, jaki znał. Kiedy zatrzymali się na parkingu, przez chwilę patrzył przed siebie w oczekiwaniu, aż Cami wyjdzie. Ale nie wychodziła. Odwrócił w jej stronę głowę i zaczął jej się uważnie przyglądać. Kiedy dotknęła jego klatki piersiowej w pierwszej chwili przeniósł wzrok na jej dłoń, następnie na twarz, potem na usta. Zawiesił na nich wzrok na dłuższą chwilę, aż w końcu znowu spojrzał jej prosto w oczy. Dłonią, która dotykała jego piersi mogła wyczuć, że serce zaczęło mu zdecydowanie mocniej bić. Ale nie odepchnął jej dłoni, nie dopóki nie usłyszy odpowiedzi na jego kolejne pytanie.
– Odeszłaś przez to, że byłem dla ciebie taki okropny? Nie mogłaś mnie już znieść? – i kolejne pytanie, które jak dotąd nie wypowiedział na głos, za to był przekonany, że zna na nie odpowiedź.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Przez moment po prostu go słuchała, czując że to pierwszy raz, kiedy z siebie to wyrzucał. Zresztą… może w ten sposób znów chciał ją od siebie odepchnąć, zniechęcić? Może dlatego mówił jej o najmroczniejszych myślach w swojej głowie, mimo że oficjalnie jej nienawidził? A może skoro już tyle wiedziała, dorzucił jeszcze to do kompletu, bo co za różnica, a teraz i tak zamierzał ją odciąć ze swojego życia? Taka last minute terapia, przed ghostowaniem lub zamrożeniem wszystkiego między nimi.
- Ktoś ci to powiedział? Że to twoja wina? - wyłapała, lekko marszcząc brwi. A potem westchnęła cicho i pozwoliła mu skończyć.
- Luke sam widzisz. Wasz związek to by.ly same kłótnie. Czy po tej czy po innej, czy po kłótni z babą z warzywniaka, to mogło się skończyć tak samo. To nie twoja wina. Ty tego nie spowodowałeś. To nie twoja wina, Luke - powtórzyła mu to kilka razy, zdecydowanym tonem, patrząc mu prosto w oczy. - To nie był twój obowiązek, opiekowanie się dorosłym człowiekiem. To nie twoja wina. Ona zdecydowała się wziąć tę kreskę, nie ty. To ona sobie to zrobiła. To nie twoja wina…- i powtórzyła raz jeszcze, tak jakby chciała go otoczyć zaklęciem, które zacznie odpychać te inne mroczne myśli. Poza tym skoro tamte słowa mogły się wbić tak głęboko w jego głowę, więc może te też to zrobią. Modliła się żeby to zrobiły.
- Naprawdę sądzisz że tylko to mi oferowałeś? - zapytała, kręcąc powoli głową. - Nie zgadzam się z tym - i dodała, naprawdę walcząc ze sobą żeby powiedzieć tylko tyle. Powiedziała mu, nie będą rozmawiać o nich, kiedy nie jest trzeźwy i czysty. Nie mogli. Nie chciała też używać ich jako… jakiejś nie wiem, wędki żeby go wyciągnąć z tej mrocznej głębi na powierzchnię. Jako drabiny, po której się zacznie wspinać i spadnie z kretesem, jak któreś z nich to schrzani. Więc musiała stłumić to wszystko w sobie. Aż ją od tego brzuch bardziej rozbolał…
- Bzdura. Idę tam gdzie chce iść. Jak ktoś mnie zaciąga do piwnicy, to też widziałeś, że umiem sama z niej wyjść - przypomniała mu, bo był świadkiem kiedy fizycznie ją gdzieś zaciągnięto. Ale nie mogła dodać nic więcej. Boże ale to było frustrujące. - I myślę że sam wiesz że kłamiesz. Nie tym jesteś. Inaczej nie byłbyś tak długo trzeźwy - dodała, bo coś musiała. Ale o nim, nie o nich. Czuła się trochę tak jakby musiała wyjść z siebie i stanąć obok, żeby zdystansować się do swoich emocji i uczuć. Spojrzeć z boku, jak jakiś obserwator.
- Nie. Masz brać one day at the time. Jeden dzień bez dragów. A potem też jeden dzień bez dragów - no taka była mantra uzależnionych? Nie patrzeć dziesięć lat do przodu, a jeden dzień. Przetrwać jeden dzień. A potem znów jeden dzień. I ani człowiek się obejrzy, a minie miesiąc.
- Luke, czy ty słyszysz co mówisz? Kto ma walczyć o ciebie jak nie ty? I kto ma powiedzieć że zasługujesz na więcej, jak nie ty? - zapytała, kręcąc powoli głową. - Przestań się starać dla innych. Próbowałeś się starać dla nowej rodzinki, a kiedy ci raz nie wyszło, uznałeś że wywalone i pokażesz im się od najgorszej strony, skoro i tak nie widzą w tobie tej lepszej. To ich problem, nie twój, Luke - pokręciła głową. Widziała tu pewien schemat i cóż, widziała to też u nich. Kiedy pokazał jej swoją mroczną stronę, dorzucał więcej, żeby zwątpiła i go odepchnęła.
- Chciałam sprawdzić, czy wciąż będę się po nich czuć tak samo jak kiedyś. Czy… wciąż jestem taka sama jak kiedyś, kiedy byłam tam ostatni raz - odpowiedziała po chwili zastanowienia się. I lekko zmrużyła oczy. - Może tak, może nie. Nie zmieniłeś się z nikim osobowościami, wciąż możesz to znaleźć w sobie. Ludzie się nie zmieniają, nie aż tak. ewoluują, lepiej siebie rozumieją, pracują nad sobą… ale czy naprawdę się zmieniają? - no zadała pytanie nad którym sama się często zastanawiała. W końcu przy Coltonie nie czuła się już jak dawna Cami. Ale czy to oznaczało, że się zmieniła? Czy po prostu że dojrzała?
- Okej… więc może posłuchasz siebie, zamiast głodu? - uniosła lekko brwi. - Jesteś silniejszy niż myślisz, ale ciągle o tym zapominasz - przypomniała mu, czując jak mocniej bije mu serce. Miała ochotę oprzeć głowę na jego klatce, przez chwilę pozwolić żeby ten dźwięk dudnił jej w uszach.
- Nie - odpowiedziała krótko - i nie - dodała, odpowiadając na drugie pytanie. A potem zabrała rękę i wysiadła z auta, żeby iść kupić leki. I złapać głęboki oddech świeżego powietrza. I na moment uciec od jego spojrzenia, od ciepła jego ciała, od rytmu bicia jego serca.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Przytaknął głową w odpowiedzi na jej pytanie. – Wtedy na miejscu, tak. No a później jej znajomi, rodzina obwiniali mnie o wszystko, co się stało. Mieli dobrą pożywkę, bo nawet nie pojawiłem się na pogrzebie. Nie byłem w stanie, bo nie mogłem nawet ruszyć palcem kiedy wszystko ze mnie schodziło, więc uznali to za jakieś cholerne przyznanie się do winy – dodał ciszej. Nie mówił jej tego wszystkiego po to, by ją odstraszyć i zniechęcić ją do siebie do reszty. Cami po prostu miała kluczyk do jego najmroczniejszych zakamarków i wchodziła do nich jak do siebie. Na moment zapomniał nawet, w jakiej sytuacji się teraz znajdowali, skupiając się uczuciu chwilowej ulgi, kiedy wyrzucał z siebie to wszystko. – Wstrzyknęła sobie heroinę – poprawił ją, choć przecież nie miało to teraz znaczenia. A może po prostu chciał jej tym pokazać, że dało spaść się jeszcze niżej, poniżej poziomu, na którym Luke znajdował się obecnie. A poza tym po prostu jej słuchał, wciąż się w nią wpatrując. Wątpił, że mówiła mu to wszystko po to, żeby lepiej się ze sobą poczuł. Kiedy coś zjebał, zawsze była wobec niego szczera. Dlatego nie komentował już tych słów, pozwalając im dotrzeć do każdego zakątka jego głowy. Było to… uzdrawiające – po tylu latach usłyszeć ocenę sytuacji z perspektywy innej osoby niż te, które chciały go zniszczyć.
– Tak uważam. Tylko ciągłe krytykowanie i ocenianie, sama bez przerwy to powtarzałaś – potwierdził, nie dopytując jednak o więcej. Czuł, że i tak stąpają po krawędzi i mało brakowało, by przeszli od rozmowy o nim, o jego problemie, do rozmowy o nich. Tak naprawdę sam chciałby być trzeźwy podczas tych rozmów. Nie chciał, żeby cokolwiek mu umknęło, żeby jego zatruta głowa doprowadziła go do błędnych wniosków. Żeby sam miał pełną ocenę sytuacji, musiał to wszystko usłyszeć nie będąc pod wpływem żadnych substancji.
Nawet lekko się uśmiechnął, kiedy wspomniała o piwnicy, a słuchając jej kolejnych słów lekko zmarszczył brwi. – W takim razie nie wiem, kim jestem. Może nawet nigdy już się tego nie dowiem – dodał po chwili. Bycie ćpunem na zawsze pozostanie częścią jego osobowości, ale co stanowiło pozostałe składowe? Czy nie było już dla niego za późno na odkrywanie tych puzzli?
– I jeśli spróbuję od jutra, to zejdziesz w końcu ze mnie? – prychnął ironicznie, próbując w ten sposób obrócić to w jakiś chory żart i trochę zdjąć ten ładunek powagi.
Nie skomentował jej kolejnych słów, musiał je sobie przetrawić na spokojnie. Była to prawda – kiedy nie wychodziło mu, kiedy się starał, zaczynał pokazywać swoją najgorszą stronę. Kiedy wydawało mu się, że po Europie ostatecznie Cami być może zechciałaby z nim… coś, a ostatecznie zniknęła z jego życia, zaraz po jej pojawieniu się nie chciał jej już do siebie dopuścić, niemalże sprawiając że znowu zniknęła z jego życia. Ale Cami była uparta i dostrzegał to po raz kolejny.
– I co? Jesteś taka sama, jak wtedy? Czułaś się tak samo? – spytał uważnie jej się przyglądając, po czym zastanowił się nad jej słowami. – Czasami wydaje mi się, że tamtego wesołego chłopaka już we mnie nie ma. Został tylko ten cały… mrok – odparł, nazywając rzeczy po imieniu. W tej chwili otaczał go mrok i poczucie, że nigdy nie będzie w stanie się z niego wydostać.
– Nie jestem silny, Cami. Z naszej dwójki to ty jesteś twardzielką – odparł i jego kącik ust powędrował nawet lekko ku górze. A kiedy odpowiedziała dwa razy „nie”, poczuł się tak jakby na chwilę zabrakło mu tchu, bo tym samym zburzyła pewien obraz, jaki ułożył sobie w głowie na temat jej ucieczki. To również musiał przetrawić, dlatego nie odezwał się już ani słowem, kiedy Cami wróciła z apteki i ruszyli do domu. A na miejscu nie miał już siły na prysznic, dlatego po przywitaniu się z Harry’m i Penny powędrował do swojego pokoju, słysząc za sobą kroki Cami. Jebnął się na swoje łóżko tak jak stał, przykrywając się kołdrą tak, że wystawała mu jedynie głowa. Przez dłuższą chwilę nie spuszczał z niej oczu, aż w końcu czuł, że musi jej coś oznajmić. – Nienawidzę cię – odezwał się, choć w jego słowach nie było złości i takiej realnej nienawiści. Pod tymi słowami krył się przekaz „kocham cię tak mocno, że aż cię nienawidzę.
kelnerka — shadow
29 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
trainwreck, czarna owca w rodzinie, która i sama przed sobą udaje, że wcale nie ma długów i problemów. I że wcale nie kocha Luke'a i nie wróciła do niego.
Cami przez chwile zastanawiała się nad odpowiedzią. - Ich słowa… nie były o Tobie, Luke. Oni obwiniali siebie, że jej nie pomogli, że jej nie powstrzymali, że pozwolili jej się stoczyć i umrzeć w ten sposób. Nie mówili tego o tobie, po prostu potrzebowali kozła ofiarnego, żeby nie przyznać tego na głos. Stracili kogoś, kto był dla nich ważny, niech myślą i uważają co chcą, skoro to im pomaga patrzeć w lustro. Ale to nie było o Tobie. To nie była twoja wina…. a na pogrzeb nie każdy zawsze może pójść… a ty wybrałeś wtedy życie, a nie śmierć - podsumowała cicho, delikatnie. Mógł się przećpać też, mógł się zabić, mógł się stoczyć jeszcze mocniej… ale wybrał bycie czystym. Skinęła lekko głową, ale nie skomentowała heroiny. Tak samo jak nie odpowiedziała mu co jeszcze jej oferował, ani nie zaprzeczała po raz kolejny. Powiedziała, że to nieprawda, reszta musiała poczekać na lepszy moment. Rozmawiali o zbyt wielu rzeczach na raz… a przecież dla niej ważniejsze było to, żeby on w końcu sobie wybaczył, niż jej.
- Jak nie spróbujesz, to na pewno nie - odpowiedziała cicho. Tak bardzo chciała mu pomóc, ale nie mogła. On musiał sam stanąć na nogi i spróbować walczyć o siebie.
- One day at the time - powiedziała cicho, nic nie obiecując. I nie miała teraz w planach mówić mu dzisiaj czegokolwiek o swoim wyjeździe, czy o swojej ucieczce. Jaki to miało sens? Żadny. Jeszcze Luke by zwiał z auta i musiałaby go gonić, ale czuła się zbyt fatalnie żeby to robić.
- Nie. Było zupełnie inaczej. Już nie jestem tamtą osiemnastolatką, która ciągle ucieka - powiedziała cicho, bardziej do siebie niż do niego. Bo sama nie do końca wiedziała jeszcze z czym się to łączy i wiąże. Dlatego.. pozwoliła żeby zostało to w ciszy między nimi.
- To nabierz siły - odpowiedziała jeszcze, bo no.. wszystko mógł jeszcze zmienić. A ona teraz nie mogła zmienić nic. Dlatego musiała wyjść, wykupić recepty i wrócić, a potem zabrać go do domu. W ciszy weszła z nim na górę, zamknęła za nimi drzwi rzuciła zwierzakom jedzenie do misek, a potem nalała wody do szklanki i powędrowała za Lukiem do sypialni. I kiedy on legnął, podeszła do niego i dała mu tabletki i wodę na stolik nocny - weź to - powiedziała cicho, a potem usiadła na fotelu obok jego łóżka i podciągnęła nogi. Przez moment wstrzymała oddech, słysząc jego kolejne słowa. Sama nie wiedziała ja na to zareagować. Ciężko jej było ocenić, czy coś sie za tym kryje, czy po prostu jej zmęczenie dawało się już we znaki. Czy sobie tworzy swoje interpretacje rzeczywistości, czy coś jednak... nie, nie miała siły tego analizować. Nie po takiej nocy i ranku. Dlatego zamiast po raz kolejny rozgrzebywać rany, wzięła głębszy oddech.- Śpij - poprosiła, bo aż dudniło jej w głowie od dzisiejszych emocji wszystkich słów, które między nimi padły. A potem owinęła się kocem i oparła o oparcie, bo planowała tu spać i go doglądać.

/zt x2 </3
ODPOWIEDZ
cron