sprzedawca — angel's wings / stacja benzynowa
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
jedno życie, tylko tyle i aż tyle, tyle dano każdej istocie, a jego życie było całkowitą porażką
Yosef nie był na imprezie. Yosef był na łowach.
Jak zawodowy drapieżnik czaił się przy barze, szukając swojej ofiary - na tyle łatwej, aby dało się ją bezproblemowo w najlepszym przypadku uwieść, w najgorszym zwyczajnie zaprosić do tańca. Nie kierował nim żaden popęd, żadne nadzieje na wspólnie spędzony czas - potrzebował zarobku. Potrzebował zarobku szybko. Potrzebował zarobku wszelkimi możliwymi sposobami. Na szczęście, zazwyczaj nie musiał uciekać się do wszelkich - znał parę prostych i nad wyraz skutecznych. Wystarczyło zakręcić się obok odpowiedniej osoby: najczęściej dziewczyny, najczęściej nietrzeźwej i najczęściej wyglądającej na taką, która po podobnych spelunach nie kręciła się dość często. Zawsze za to mającej na sobie coś cennego; nieważne czy to był łańcuszek, który dostała od tatusia (w jakimkolwiek rozumieniu tego słowa), czy bransoletka przyjaźni, czy upragniony pierścionek od ukochanego. Kiedy w grę wchodził szybki i łatwy zarobek w lombardzie, można było powiedzieć, że Sadler nie miał żadnych skrupułów. Wychodził ze szkodliwego wniosku, że te dziewczyny same były sobie winne. Trzeba było nie zakładać do klubu takich kosztowności.
Szukał zawsze takich, które w Shadow pojawiały się samotnie, bez eskorty. To nie zawsze się udawało; wtedy musiał poświęcać więcej uwagi lokalizowaniu ich przyjaciółek i odciąganiu ich od grupy znajomych, w jakiś bardziej bezpieczny rewir. Tego wieczora jednak miał szczęście - udało mu się zwinąć już jedną bransoletkę, choć nie był pewien, ile to badziewie mogło być warte. Obawiał się, że niewystarczająco, aby go zadowolić, więc uparcie szukał dalej. I nie minęło dużo czasu, aż znalazł właśnie . Siedzącą przy barze, jakby skołowaną, dziewczynę, w ładnej sukience oraz z błyszczącym pierścionkiem na palcu. Tak błyszczącym, że klubowe reflektory odbijały się od niego kolorowymi światłami, co sprawiało, że od razu przykuwał wzrok. A może to tylko Yosef miał już zmysły wyostrzone jak sroka, zbierająca klejnoty do swojego gniazdka?
Gówno go obchodziło, kim była ta typiara. Musiał kupić Mishy nowe buty, zalegał z płatnością za gaz, no i przydałoby się wreszcie wymienić ten rozjebany od niepamiętnych czasów zamek do drzwi (zawsze to sobie powtarzał, ale zawsze też coś innego okazywało się być pilniejsze; być może dodatkową rzeczą, która spychała tę potrzebę na dalsze miejsce na liście priorytetów był fakt, że w ich domu nie było w zasadzie niczego wartościowego - może tylko Mara, która skończy w końcu wyłapując napalonych dziadów na rogu ulicy, jak dalej będzie się tak malować). Nie bawił się już w pożyczki u rzekomych kumpli, odkąd od jednego zarobił - słusznie - w ryj, za nieterminową spłatę. Zresztą, było mu zwyczajnie głupio. Przed otoczeniem udawał wytrwale, że radził sobie wyśmienicie, choć zarówno stan chaty w Sapphire River, jak i ubrań dzieciaków czy ogólnej jakości ( ilości) jedzonych przez nich posiłków krzyczał o czymś innym.
Podszedł do niej z uśmiechem, zaraz wyciągając w jej stronę dłoń i starając się nie zezować od razu na ten pierścionek i zamiast tego spoglądać jej w oczy. Nachylił się nad nią lekko, żeby dosłyszała go na pewno przez huczącą dookoła muzykę.
- Jesse - przedstawił się zmyślonym imieniem. Mogła mu się przedstawić, a mogła zupełnie to olać - ta informacja nie była mu do niczego potrzebna. - Zatańczysz? - zaproponował, głęboko licząc na to, że przystanie na jego propozycję. Jasne, jej pierścionek wyglądał na zaręczynowy, ale musiał istnieć powód, dla którego siedziała tutaj smutna, zamiast bawić się ze znajomymi czy tym - hipotetycznym - narzeczonym. Cóż innego mogło być tym rzeczonym powodem, jeśli nie problemy miłosne?

Sad Bright
kierowca tira — tir
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Can't make me happy when I'm sad
I blame the world
I'm a glass-half-empty kinda girl
Sad nie imprezowała. To nie było w jej zwyczaju. Rzadko kiedy bywała w klubach, jeszcze rzadziej na domówkach. Rzadko kiedy piła alkohol, jeszcze rzadziej w dużych ilościach. Wiedziała, że jej nie wolno, wiedziała, że kolidował z jej lekami, wiedziała, że wzmagał jej lęki i ataki. Wszystkiego tego była w pełni świadoma. Psychiatra nie raz powtarzał jej, że pod żadnym pozorem nie może pić, że czeka ją całożyciowa abstynencja. Ona nie słuchała. Sad nie potrafiła słuchać.
Znalazła się w Shadow z przypadku. Ten klub kojarzył jej się głównie z szemranymi ludźmi, narkotykami, prostytucją, ciemną gwiazdą. Snując się bez celu po uliczkach Lorne Bay i popijając tanie wino owinięte w papierową torebkę dotarła jednak do Shadow i grzecznie usłuchała głosów nakazujących jej wejść do niego. Nie miała z kim imprezować, nie miała z kim tańczyć.
Próbowała uspokoić rozkołatane nerwy po stanowczo zbyt wielu zbyt krwawych historiach, które się wydarzyły ostatnio w jej życiu. Gdy zamykała oczy nadal czuła lufę wiatrówki przyłożoną do swojej piersi, gdy patrzyła w lustro nadal widziała posokę na ustach i policzkach. Nieomal zabiła dwójkę ludzi, pobiła trójkę innych, zamordowała kaczkę. Nie wiedziała co się z nią działo ostatnimi czasy. A najgorsze było to, że całkiem niedługo musiała o tym wszystkim powiedzieć Josie. Tego chyba bała się bardziej niż własnych demonów.
Zasiadła na barowym stołku zamawiając kilka kieliszków wódki, którą nauczył ją pić Christian. Kiedyś próbowała ją pić, gdy na trasach zajeżdżała do Polski, ale nigdy za bardzo nie miała z kim się upijać. Teraz chciała jak najszybciej i jak najmniejszym kosztem doprowadzić się do stanu nietrzeźwości, w którym lęki już przestaną odgrywać główne skrzypce.
Nie spodziewała się, że ktokolwiek ją zaczepi. A może właśnie powinna się spodziewać? W końcu miała szczęście do dziwnych typów podchodzących do niej jak do swojej koleżanki. Rozpylała jakąś chorą aurę przyzwolenia na tego typu zagrywki, a potem sama się sobie dziwiła z dalszego rozwoju wypadków.
Imię faceta odbiło się od jej uszu i ulotniło gdzieś w eterze klubowej muzyki. Trudno. Imiona nie były tak ważne.
-Sad- rzuciła od niechcenia. Spojrzała mężczyźnie w oczy oceniając czy w ogóle ma ochotę tańczyć, czy akurat z nim. Wyciągnęła rękę po kolejny kieliszek wódki i dodała:-Twoje zdrowie.- opróżniony kielon odstawiła na blat. Przez chwilę jeszcze biła się z myślami, ale wiedziała, że było to zbyteczne. Wiedziała, że i tak zrobi to co zawsze, że i tak podda się swoim mechanizmom. W końcu była tutaj się zabawić, prawda? Podała rękę nieznajomemu mówiąc krótko:
-Zatańczę.
Niczym dama zeszła ze stołka, choć jej krok wyraźnie huśtany był wódką.

yosef sadler
sumienny żółwik
lachmaniara
sprzedawca — angel's wings / stacja benzynowa
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
jedno życie, tylko tyle i aż tyle, tyle dano każdej istocie, a jego życie było całkowitą porażką
Nigdy nie było mu ich szkoda. Nic dziwnego - w przeciwnym razie znalazłby sobie inne źródło zarobku. Takie jak ona - jak dziewczyna o dziwnym imieniu, które w swojej głowie przekształcił na, całkiem normalne, Sam - nie znały przecież prawdziwych problemów. Nie leciały na dwie prace, nie mieszkały w najgorszej dzielnicy, nie spędziły całego życia na tym zadupiu, a już na pewno nie miały do utrzymania trójki dzieciaków, z których może jedno było jakkolwiek wdzięczne, ale za to upośledzone, w znaczeniu jak najbardziej dosłownym. Pogłębiając się w tym, jakże typowym dla ludzi szemranego typu, zjawisku infrahumanizacji, odmawiał wszystkim tym, którym uprzykrzał życie, zdolności do równego jemu stopnia przeżywania emocji. Wygodniej było myśleć, że tacy jak ona - jak dziewczyna z barowego stołka - wiedli życie, o jakim on mógł tylko śnić i utrata jednej czy dwóch błyskotek z pewnością nie zrobi na nich żadnego wrażenia; zawsze mogły przecież po prostu pójść i kupić sobie nowe, tak jak on kupował czasem bułki - ale tylko po wypłacie, bo na co dzień najbardziej opłacalny okazywał się smakujący jak wióry chleb tostowy.
Nigdy tak naprawdę nie został przyłapany na gorącym uczynku. Jasne, niektóre z nich w tańcu orientowały się, że coś im zaginęło, ale ich podejrzenia nawet nie padały na cherlawego chłopaka, który wyciągnął je na parkiet. Zakładały, że biżuteria sama zsunęła im się z rąk, a on - jakże hojnie! - czasem nawet pomagał im jej szukać, między wijącymi się na parkiecie ciałami. Miał tyle szczęścia, że był posiadaczem dość niewinnej twarzy, która nigdy nie nabrała odpowiedniej do wieku dozy ostrości i jeszcze bardziej niewskazującej na niecne zamiary postury; wiedział, że czuły się przy nim swobodnie, bo opowiadały mu często o przyczynach swoich smutków, a on wysłuchiwał ich uważnie - nawet jeśli w duszy gardził miałkością ich problemów.
Nic dziwnego, że z góry podejrzewał, że dziewczynie przy barze chodziło o problemy sercowe - czyli typowe problemy, które mieli ludzie, co to innych problemów nie posiadali. Można by było oskarżyć go jakąś formę seksizmu, skoro w ten sposób podchodził tylko do kobiet, ale on z pewnością zaparłby się przed tym rękami i nogami; jego wnioski pochodziły tylko i wyłącznie z obserwacji, tak uważał, a nie żadnych uprzedzeń. Zresztą, jak to na dzieciaka wyrośniętego w patologii, pozbawionego matczynego wzorca przystało, niespecjalnie czuł się skrępowany faktem, że jego ogląd mógłby okazać się w jakimkolwiek stopniu dyskryminujący. Czasem tylko siostra przywracała go do porządku albo kwitowała jakimś epitetem, którego on w żadnym razie nie wziąłby do siebie, a raczej sam fakt jego wybrzmienia zrzucił na nadwrażliwość Mary, wychowanej przez niego samego i na co dzień otaczającej się gromadą braci.
Uśmiechnął się, kiedy dziewczyna wniosła za niego toast i poprosił barmana o wódkę, żeby zrewanżować jej się tym samym, w międzyczasie, kiedy ona podnosiła się ze stołka. Wyglądała już na nieźle porobioną, co zwiększało znacznie jego szanse. Szarmancko wyciągnął do niej rękę, a kiedy jej palce oplotły już jego dłoń, poprowadził ją na parkiet i pozwolił sobie na chwilę odpłynięcia między dźwiękami, zanim na nowo skumulował w sobie skupienie. Na początku tańczył w pewnej odległości od niej, chcąc oswoić ją ze swoją osobą, potem jednak podpłynął bliżej niej, znowu chwytając ją za rękę. Pokołysali się tak chwilę, a kiedy uznał moment za odpowiedni, okręcił ją parę razy, jednocześnie zsuwając z jej palca pierścionek. W kilku kolejnych tanecznych krokach, okraszonych uśmiechem, wsunął niepostrzeżenie zdobycz do kieszeni własnych spodni. Wątpił, żeby zorientowała się o tym w tym momencie - może zaraz, może za moment. A on wtedy będzie mógł odegrać scenę ogromnego współczucia i wspólnego poszukiwania biżuterii na parkiecie. A potem wróci do domu, żeby następnego dnia udać się do lombardu. Wszystko zapowiadało się idealnie.

Sad Bright
kierowca tira — tir
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Can't make me happy when I'm sad
I blame the world
I'm a glass-half-empty kinda girl
Być może była jedną z tych samotnych dziewczyn ze złamanym sercem. A może jej serce pękło już tak wiele razy, że jedynie wódka mogła je zespolić. Może tak wiele razy przekroczono jej granice, że sama już nie była pewna, w którym miejscu dokładnie leżały. O ile jeszcze istniały.
Chciała się bawić, ale już nie pamiętała co to zabawa. Życie dosadnie ją ostatnio weryfikowało. Popadła w agresję i rozwiązywanie problemów przemocą, popadła w tryb depresyjny, z którego chciała wyjść sięgając po najniższe, najprostsze rozwiązania. Przestała brać leki antydepresyjne i antyschizofreniczne. Coraz częściej przemawiały do niej głosy, coraz rzadziej była sama sobą. Powoli zapominała kim naprawdę była Sad Bright. Zapominała już co lubi, co sprawia jej radość, zapominała jaki jest sens tego wszystkiego.
Happy. Happy jest sensem.
Prawdopodobnie ostatnie co teraz trzymało ją jeszcze przy funkcjonowaniu to brat, o którego musiała się zatroszczyć, któremu musiała pomóc znaleźć własną drogę, choć coraz częściej wątpiła by ten w ogóle tego chciał. Oddalali się od siebie, a pusty wystrzał skierowany w pierś Sad tylko umacniał ją w przekonaniu, że doszło do czegoś bardzo złego między nimi. Coraz częściej wątpiła czy w ogóle powinna być jego opiekunką, zdawało jej się, że od kiedy wróciła do Lorne by przejąć nad nim opiekę to z Happym było tylko gorzej. A ona zamiast poświęcać mu uwagę oddawała ją swoim miłosnym rozterkom, swoim schizofrenicznym problemom.
Nie wiedziała czy chce być dalej z Santiago, nie była nawet pewna czy potrafiła nadal spojrzeć na niego w ten sam sposób po tym jak ten ją ogołocił z wszelkiej prywatności. Zupełnie tak jakby nosiła na czole kainowe piętno.
Wódka huczała w jej głowie coraz intensywniej. Stawiała pewne, choć niestabilne kroki. Na jej ustach jednak nie pojawiał się alkoholowy uśmiech, który zazwyczaj jej towarzyszył w tego typu sytuacjach. Ciężko było jej wykrzesać z siebie radość i po raz pierwszy od dawna jej imię aż nadmiernie do niej pasowało. Bujała się w rytm muzyki co rusz spoglądając na mężczyznę przed nią. Jej głosy coś podszeptywały, ale nie potrafiła zrozumieć konkretnych słów, wszystkie wydawały się zamglone i przyćmione. Ciężko jej było wyszczególnić cokolwiek. Czuła się w dziwny, niezrozumiały dla niej sposób zagrożona, zupełnie tak jakby rozpoznawała aurę nieznajomego. Nie potrafiła dojść do tego co chciał jej zrobić, ale podejrzewała, że nie było to nic dobrego.
Pozwoliła mu się obkręcić chcąc odciąć się od myśli o tym co może jej niedługo zrobić. Chciała trwać w tej słodkiej niewiedzy jak najdłużej. Kręciła piruety czując jak huśta nią alkohol, jak powoli robi jej się słabo. Przez upojenie z początku nie zauważyła braku, jednak chwilę później chciała odgarnąć z twarzy włosy, które w tańcu na nią poleciały, a gdy tylko przyłożyła dłoń do policzka nie wyczuła na nim obecności pierścionka, który nie opuszczał ją na ani jeden dzień od kiedy tylko go dostała.
Może i była zła na Santiago, może i miała go dość, może i nie była pewna czy ten związek ma sens. Ale nie chciała tracić potwierdzenia jego miłości. Z początku nie dała po sobie poznać, że zauważyła brak pierścionka. Wyciągnęła rękę by położyć ją na karku mężczyzny i z większą niż chciała siłą przyciągnąć go do siebie. Patrzyła mu prosto w oczy próbując wykrzesać ze swojego spojrzenia wszelkie pożądanie jakie tylko mogła. W chwilę sprawiła, że jego twarz znalazła się na wyciągnięcie jej twarzy, nachyliła się jakby chciała go pocałować po czym zboczyła twarzą w bok by wyszeptać mu prosto do ucha:
-Albo oddasz pierścionek po dobroci, złotko, albo wrócisz do domu z obitą twarzyczką.-w sekundę później musnęła ustami płatek jego ucha by ugryźć go z całej siły. Możliwe, że nawet poczułaby na języku metaliczny posmak krwi jeśli tylko nie byłaby tak okropnie pijana.

yosef sadler
sumienny żółwik
lachmaniara
sprzedawca — angel's wings / stacja benzynowa
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
jedno życie, tylko tyle i aż tyle, tyle dano każdej istocie, a jego życie było całkowitą porażką
Porażka. Zawsze ciężko je znosił; jeszcze w szkole, za dzieciaka, kiedy wracał do domu z zawszawioną znowu głową, jakąś uwagą z dupy wyjętą i kolejną pałą - choć przecież żadną z tych rzeczy u niego w domu nikt jakoś specjalnie się nie przejmował. Może to dlatego właśnie, tak mocno wywiercały mu dziurę w głowie - może jakby z zewnątrz (od tych osób, na których - rzekomo ze wzajemnością - mu zależało, a nie od jakiejś niewyżytej nauczycielki czy innego szkolnego pedagoga) dotarł do jego uszu kiedyś jakiś srogi wyrzut, że zjebał, wyuczyłby w sobie jakieś obronne mechanizmy: uwzięli się na mnie, wymyślają problemy, pieprzeni dorośli. Tymczasem, cały okres dorastania spędził samotnie, jeśli nie liczyć tych kilku kumpli z podwórka, z którymi wychylał pierwsze browary i torpedował się dokładnie takimi myślami: że z j e b a ł . Nie wznosił murów obronnych, bo niespecjalnie miał przed kim - a to było głupie, tak iść na pięści z samym sobą. Zwłaszcza, że w żadnych bójkach nigdy nie był przesadnie dobry - raczej mierny; tyle, co go starsze chłopaki nauczyły, żeby utrzymać się na nogach jak najdłużej, jakie strategiczne miejsca osłaniać i gdzie celować, jak jest się małym i cherlawym, a przeciwnik o głowę wyższy i ma w łapie tyle, co on w pasie.
Nic dziwnego, że drogę (tego nielegalnego) zarobku wybrał sobie taką, która z mordobiciem nie miała wiele wspólnego. Ani nie był jednym z tych typów, na których widok postronni od razu robili w gacie, ani w swoich ruchach nie epatował zbędną agresją - najwyżej czasem w słowach, ale to wiadomo: najbardziej szczurowate kundle zawsze szczekały najgłośniej. Na nikim - z wyjątkiem starych dewotek, które robiły czasem znak krzyża, kiedy niefartem losu przyszło im minąć w drodze do kościoła Yosefa wyposażonego w jakiegoś równie pięknie wysławiającego się kumpla - ta jego łacina podwórkowa (będąca z pewnością jedynym obcym językiem, w którym wypowiadał się pewnie i swobodnie) nie robiła najmniejszego wrażenia, zwłaszcza po zmroku, zwłaszcza w tego typu zakamarkach, które można było określić mianem parszywych. To nic, w prosty sposób nauczył się ogrywać więc to, co miał - delikatną urodę, nieporażającą posturę, ogólną sielskość, która ciągnęła się za nim jak papierosowy dym - na swoją korzyść, w tym przypadku, całkiem konkretnie, majątkową.
I jasne, że zdarzały mu się wpadki. Nie był przecież żadnym mistrzem w tym co robił - bo jeśli na jednego człowieka przypadało w rozdaniu losu opanowanie do perfekcji jednej tylko umiejętności, to Yosef przepierdolił swój slot na rolowanie blantów i nawet jakoś specjalnie tego nie żałował. No chyba, że działo się akurat takie coś. C o ś - pod postacią smukłego dziewczęcia, co to w takim miejscu albo się zgubiło, albo chciało solidnie upodlić; coś, co nachylało się właśnie nad jego uchem, kiedy on już zdążył uznać sprawę za załatwioną (potańczą jeszcze chwilę, a potem się pożegna, bo wypadnie mu coś strasznie ważnego, na drugim końcu świata najlepiej, tak żeby czasem nie przyszło jej do głowy go szukać). I chociaż słysząc jej słowa, zesztywniał mu lekko kark, to nie zdążył jeszcze porządnie wejść w tryb obronny, bo nagle płatek jego ucha zapłonął okrutnym bólem, a on odepchnął ją od siebie jak oparzony. Czy ta suka naprawdę go ugryzła? Jego palce powędrowały automatycznie do piekącego miejsca i gdyby w tym klubie światło nie napierdalało tak sejsmicznie, z pewnością dostrzegłby na opuszkach ślady krwi.
- Co, kurwa?! - wybuchnął, wpatrując się w nią z żywym szokiem w spojrzeniu. No tego jeszcze nie grali. Zapomniał już nawet, że faktycznie zdążył zajebać jej ten pierścionek i że w sumie to mu się należało - czuł się jedyną pokrzywdzoną w tej sytuacji osobą, nic więc dziwnego, że jego wzrok płonął wyrzutem i wściekłością. - Ty jesteś pierdolnięta jakaś?! - huknął jeszcze, zanim zaczął wycofywać się powoli w tłum, wciąż przyciskając palce do poharatanego ucha. - Ja jebię! - fuknął, odwracając się wreszcie do niej tyłem, żeby zacząć przeciskać się między ludźmi w kierunku wyjścia. Skoro przypłacił - całkiem dosłownie - krwią za ten łup, to absolutnie nie miał zamiaru teraz dać się z niego ograbić. Jasne, laska musiała być nieźle trzepnięta na łeb, skoro przyszło jej do głowy, żeby go użreć, jak ta wściekła chihuahua, ale to było dla niego jedynie sygnałem na to, że pora skończyć bawić się w tańce-zasrańce i najwyższy czas, aby ulotnić do domu, poza zasięg szczęki tej psycholki.

Sad Bright
kierowca tira — tir
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Can't make me happy when I'm sad
I blame the world
I'm a glass-half-empty kinda girl
Nie chciała pozwolić mężczyźnie odejść. Nie tym razem. Nie pozwoli by odebrano jej dowód miłości, o ile jeszcze można było tak tę relację nazywać. Miała mętlik w głowie, ale jednego była pewna. Była sentymentalistką aż do bólu i choćby mieli ją pochlastać to chciałaby ten pierścionek odzyskać. Nawet jeśli dzień czy dwa później miałaby nim rzucać o ściany.
Nie chciała dzisiaj robić nikomu krzywdy, ale czuła się przystawiona do muru. Zupełnie tak jakby demon przykładał jej swoje lepkie dłonie do jej własnych każąc przejąć kontrole nad sytuacją. Wstępowało w nią coraz silniejsze odrealnienie sprawiające, że tańczący w koło ludzie zaczęli zlewać się w jedną, nierówną maź. Mogliby istnieć i nie istnieć jednocześnie. W tym momencie w zasięgu jej wzroku pozostawał tylko jeden człowiek i był to mężczyzna, który odchodził na pięcie z jej pierścionkiem zaręczynowym.
-Żebyś wiedział, że jestem pierdolnięta-odpowiedziała nie mając nawet pewności czy te słowa jeszcze do niego dotarły czy już rozmyły się w harmidrze sali imprezowej.
Ruszyła za nim szybkim krokiem czekając jednak, aż ten opuści Shadow by dotrzeć do niego dopiero w momencie, gdy znajdą się na zewnątrz.
Zabij go. Tiago pomoże ci ukryć ciało. Zabij go by odzyskać swoją własność. Ten pierścionek ci się należy. Jest t w ó j.
Sad słuchała. Ostatnimi dniami coraz częściej nawiedzały ją myśli, które starała się ignorować, mimo że głosy stawały się coraz bardziej stanowcze. Tym jednak razem oddawała im kontrolę. Oddawała siebie w ręce nieistniejących bytów, które kierowały jej rękoma, nogami, ustami. Oddawała Sad Bright w imię demonów piekielnych, które miały pomóc jej dokonać dzieła.
-Te, chłopaczku, myślisz, że dam ci spokój?- jej głos był stanowczy, twardy, mocny. Nie brzmiała jak filigranowa dziewczyna, na którą wyglądała. Poniekąd uwielbiała to jak bardzo zaskakiwała ludzi w trakcie swoich napadów agresji. Jej oczy zabłysły gdy wyciągnęła rękę, którą złapała za kołnierz koszulki by przyciągnąć złodzieja do siebie. W sekundę później, wciąż stojąc za nim otuliła swoim przedramieniem jego gardło.
-Oddawaj moją własność, chuju-powiedziała mu do ucha tym razem oszczędzając mu bolesnego ugryzienia. Za to przycisnęła swoje przedramię odrobinę mocniej powodując problemy ze złapaniem oddechu. Była gotowa posunąć się do jak najdalszych kroków byleby odzyskać pierścionek. Zbyt wiele dla niej znaczył by teraz to zaprzepaściła. Jej agresję wzmagał płynący w jej żyłach alkohol. Mogłaby zrobić teraz wiele rzeczy, których w przyszłości przyjdzie jej żałować.

yosef sadler
sumienny żółwik
lachmaniara
sprzedawca — angel's wings / stacja benzynowa
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
jedno życie, tylko tyle i aż tyle, tyle dano każdej istocie, a jego życie było całkowitą porażką
Nie przypuszczał, że to się tak skończy. Niezwykle uparta była ta typiara - a oprócz tego wyjątkowo solidnie przekonana o tym, że za zniknięciem pierścionka faktycznie stał Yosef. Naprawdę myślał, że i tym razem uda mu się jakoś wymknąć tej sytuacji, że zatroskany poszuka z nią jej własności na ziemi, poklepie po ramieniu, a potem sobie pójdzie. Nie przypuszczał, że dziewczyna sięgnie od razu do ofensywy, co musiało się wiązać z jakąś kalkulacją ryzyka. Cóż, miał zamiar grać głupa aż do końca - może zrobi jej się głupio i jeszcze go nawet przeprosi. Poprawka: przeprosiłaby, gdyby nie zdecydował się od razu ewakuować, co wydawało się mimo wszystko najrozsądniejszą opcją. Winny czy nie - każdy zdrowy na umyśle człowiek podjąłby właśnie taką decyzję. Miał tylko nadzieję, że od tego ugryzienia nie dostanie zaraz jakiejś wścieklizny. Z takimi jak ona, niczego nie można było być pewnym.
Ledwie opuścił budynek klubu i w jego twarz buchnęło odrobinę tylko luźniejsze niż wewnątrz powietrze letniej nocy. Już miał sięgać po papierosa, żeby jakoś dać ujście temu zgromadzonemu w środku napięciu, ale zrezygnował z tego, uznając, że teraz najważniejsze było jak najszybsze ewakuowanie się z miejsca zdarzenia, także po prostu wcisnął ręce w kieszenie spodni i żwawym krokiem - ignorując wybitnie krwawiące ucho - kroczył ulicą, byle dalej od tego przybytku. Nie spodziewał się, że nawiedzona dziewczyna zdecyduje się zmierzać za nim. Może jednak powinien oglądać się za siebie - nie chciał tego robić, uznając z góry, że to by było podejrzane, ale pożałował tej decyzji, kiedy tylko do jego uszu dobiegł znajomy głos swojej klubowej ofiary i oprawczyni w jednej osobie.
Gdy go usłyszał, przyspieszył jeszcze, decydując się nie odpowiadać, ale to okazało się nie przynieść oczekiwanego skutku, bo zaraz poczuł szarpnięcie do tyłu i zrozumiał, że to dziewczyna przyciąga go do siebie. Błąd pierwszy - nie odwrócił się od razu, dając jej tę przewagę, że zaszła go od tyłu. Jednakże w momencie, kiedy poczuł jak jej ramię owija się wokół jego szyi, natychmiast przypomniał sobie, czego uczył go Valery. Zanim nieznajoma zdążyła docisnąć swój uścisk, odwrócił więc brodę w stronę przeciwną do jej łokcia, żeby dać sobie przestrzeń do oddychania i zaraz chwycił ją mocno za owijającą się wokół jego szyi rękę i zaczął ciągnąć je z dala od siebie, żeby spróbować wycofać się w bok przez powstałą w ten sposób przestrzeń pod jej ramieniem.


kostka

Sad Bright
kierowca tira — tir
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Can't make me happy when I'm sad
I blame the world
I'm a glass-half-empty kinda girl
Zabij go. Zniszcz. Odzyskaj to co ci należne.
Głosy w jej głowie stawały się coraz głośniejsze i bardziej natarczywe. A ona była usłużna. Miała przekonanie, że to jedyne z możliwych wyjść z tej sytuacji. Czuła, że musi się pozbyć mężczyzny choćby sama miała z tego boju wyjść pobita i z wyrzutami sumienia. Jak nie Tiago to Happy pomoże jej się pozbyć ciała. W końcu czego się nie robi dla rodziny?
Starała się zaciskać uścisk, ale zanim się zorientowała złodziej wywinął się z jej manewru trzymając ją na odległość. Kurwa. Musiała improwizować, musiała walczyć.
O dziwo, nikt z obecnych w okolicy specjalnie nie przejął się panującą sytuacją, nikt nie przyszedł na pomoc ani jej ani jemu. Czemu nikt nie reagował na damskiego boksera? Może widzieli, że to ona pierwsza zaatakowała... Tak jak zawsze, musiała radzić sobie sama. Musiała przechodzić do ofensywy bo bycie miłą i słodką Sad nie przynosiło nic innego poza rozczarowaniami. To miał być jej wieczór na wyciszenie się, jej wieczór na święty spokój. Ale musiał się napatoczyć jakiś wieśniak i wszystko zepsuć bo się zaślinił na widok szlachetnego kamienia na jej palcu.
Zabolała ją ręka, gdy wywinął ją próbując się wyswobodzić z uścisku, ale zignorowała ten ból. Była zbyt podjudzona adrenaliną by zwrócić na to jakąkolwiek uwagę. Nie myślała o tym co robiła, działała instynktownie. Chłopak był drobny, mogłaby go uderzyć w brzuch albo w twarz, ale znajdowała się zbyt daleko by wymierzyć odpowiednio silny cios z pięści. Musiała polegać na nogach.
Wykończ go i odzyskaj pierścionek.
Nie zastanawiając się nad niczym kopnęła go z całej swojej siły między nogi. Uderzenie sprawiło, że chłopak musiał zgiąć się w pół. Miała zamiar wykorzystać ten fakt. Podeszła do niego najbliżej jak była w stanie. Złapała jego twarz w dłonie i wysyczała patrząc mu w oczy:
-Oddaj moją własność albo obiję ci tę buźkę tak, że nikt się już nie pozna, przysięgam.- wpatrywała mu się w oczy szukając oznak bólu i napawając się faktem, że była jego sprawczynią. Zasłużył.-A ja, uwierz mi, słowa zawsze dotrzymuje.- uśmiechnęła się złowieszczo nadal trzymając jego twarz w dłoniach. -To co, gówniarzu, będziesz współpracować czy walczymy dalej?

kostka

yosef sadler
sumienny żółwik
lachmaniara
sprzedawca — angel's wings / stacja benzynowa
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
jedno życie, tylko tyle i aż tyle, tyle dano każdej istocie, a jego życie było całkowitą porażką
Łatwo było zrzucić to, co z niego wyrosło, na otoczenie: wychowanie (albo jego brak), szemranych ziomków i efekt Pigmaliona, którego był pewnie żywym dowodem - jednym z wielu w tej warstwie społecznej, w jakiej przyszło mu się narodzić. Nikt jakoś specjalnie nie wyrywał się do tego, żeby wykładać mu zaraz zasady prawa przystępnym i zrozumiałym dla dziecka językiem, a jedyną osobą w rodzinie, która kiedykolwiek zwróciła mu uwagę na to, że cudzych rzeczy nie wolno było podbierać, była wiecznie nafurana matka, która gubiła po domu piksy i woreczki strunowe z brązowym proszkiem (nie stać jej było na ten biały), a potem urządzała chryję na całe sąsiedztwo, kiedy Yosef przychodził do niej ze zgubą. Nie trudno się domyślić, że był z niej całkiem kiepski autorytet, bo w podbieraniu ojcu pieniędzy była prawdziwą weteranką, więc owszem - matki rzeczy nie wolno było podbierać, ale wszystkich innych najwyraźniej już tak.
To chyba zaczęło się w szkole i to stosunkowo niewinnie, bo nie oddawał nigdy pożyczonych długopisów, a wręcz odsprzedawał je potem za śmieszne kwoty rówieśnikom w potrzebie. Mało kto dawał się naciąć na podobny wałek, ale gdyby to zupełnie nie działało, to przecież przestałby po jednym dniu, co nie? Potem były inne rzeczy - większe, mniej ułaskawione społecznym przyzwoleniem na wieczne nieoddanie. Piórniki, zeszyty, okazjonalnie jakaś śniadaniówka (z punktami bonusowymi, jeśli akurat okazała się pełna, bo przecież na chacie nigdy się nie przelewało i nie raz zdarzyło mu się chodzić głodnym). Im starszy się robił, tym - jednocześnie - bardziej pazerny, aż w końcu te jego zadatki na kleptomanię musiały rozwinąć się w prawdziwy nawyk, bo gdzie się nie pojawił, tam już wyciągał palce po cudzą własność. Mogła być nawet zupełnie nieistotna - to i tak dawało mu satysfakcję. Oczywiście jednak, najwięcej endorfin, a razem z nimi potencjalny przychód, przynosiły te rzeczy bardziej zakazane.
No i nie uczył się na błędach. Wcale. Pierwszy, drugi czy trzeci raz przyłapany - pomimo jakiejś lichej refleksji, że może to czas się ogarnąć, nie minęło nawet parę dni, a on znowu ruszał do działania. Stąd też Sam, którą właśnie poznał, mogła być przekonana, że swoją wojowniczą postawą wybije mu z głowy podobne flirty z bezprawiem, ale przecież Sadler dobrze wiedział, że każdy siniak w końcu się zagoi, rany zabliźnią, a on za parę wieczorów znowu będzie okręcał po parkiecie jakąś nieświadomą niczego, podpitą dziewczynę. Nawet jeśli w tym momencie - dzięki kopniakowi wymierzonemu w najczulsze z męskich miejsc - pożałował gorzko, że wybrał na swoją ofiarę akurat ją, znał samego siebie na tyle solidnie, żeby nie łudzić się nawet, że taka nauczka odmieni jego styl dorabiania na boku.
Zgięty w pół, starał się uparcie nie dać po sobie poznać, jak k u r e w s k o go boli, żeby nie dawać tej pojebusce dodatkowej satysfakcji. Nie miał też zamiaru jej odpowiadać, więc po prostu - korzystając z okazji, że była tak blisko i trzymała swoje łapska na jego twarzy - splunął na nią, licząc, że to odrobinę zbije ją tropu, a potem, wykorzystując tę chwilę roztargnienia, naparł na nią na tyle mocno, żeby powalić ją na ziemię, usiąść na niej okrakiem i przytwierdzić jej nadgarstki do podłoża.
- Słuchaj, kurwa - zaczął, jakże elokwentnie, wciąż skupiony połowicznie jedynie na tym, że nie dać jej się wywinąć, bo druga część jego koncentracji szła na udawanie, że wcale nie ma problemu z wzięciem wdechu przez ten pulsujący między nogami ból. - Teraz wstanę i pójdę stąd w pizdu, a ty tu będziesz czekać grzecznie, tak? I nie leź za mną, bo nie mam czasu na takie przepychanki - warknął, wpatrując się w nią uparcie. To było dość ryzykowne - takie granie na zwłokę - bo wątpliwym było, żeby udało mu się przytrzymywać ją w ten sposób długo. Przekonał się już solidnie, że typiara jakąś siłę miała.

Sad Bright
kierowca tira — tir
25 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Can't make me happy when I'm sad
I blame the world
I'm a glass-half-empty kinda girl
Dlaczego zawsze to jej przytrafiały się takie rzeczy? Dlaczego ściągała na siebie całe nieszczęście tego świata? Czemu zawsze musiała lecieć na pięści z jakimiś ludźmi? Czemu sięgała po przemoc? W końcu kobiecie nie przystoiło... Jakby jej rodzice widzieli na kogo wyrosła to by się jej wyrzekli, była tego pewna. Oni stronili od przemocy, byli dobrymi, choć trochę pogubionymi ludźmi, ale nigdy nie byli za czynieniem krzywdy drugiemu człowiekowi, a Sad robiła to nadzwyczaj często ostatnimi czasy. Zupełnie tak jakby zadawanie bólu było najprostszym rozwiązaniem.
Wykończ go. Nikt cię nie połączy z jego zabójstwem.
Kurwa, a ci wszyscy ludzie w koło, którzy obserwowali całą sytuację? Brakowało tylko, żeby wyciągnęli telefony i zaczęli to nagrywać. Jebane hieny. Nikt nie pomoże kobiecie w potrzasku. Nic jej tak nie irytowało jak brak możliwości wykorzystania swojej pozycji społecznej w sytuacjach kryzysowych.
Zanim się zorientowała wylądowała na ziemi mocno uderzając plecami o bruk. Jej nadgarstki znalazły się w uścisku mężczyzny, a on usiadł okrakiem na jej biodrach. Uderzyły ją wspomnienie dnia, w którym poznała Amo. Dzień, w którym obiecano jej, że weźmie się ją na trzy baty wbrew jej woli. Właśnie wtedy ostatnio ktoś w taki sposób na niej siedział. Wtedy na ratunek przyszedł Amo, który dzierżył patyk niczym kij bejsbolowy i wydał cios na głowę jednego z napastników. Tym razem jednak pozostawała sama i musiała improwizować. Kilka razy się szarpnęła próbując oswobodzić się z uścisku, ale nieudolnie.
A co jeśli on też będzie chciał cię zgwałcić? Właśnie tutaj, przy wszystkich? Dlatego nikt ci nie pomaga. Bo to wszystko jest ustawione.
Nie, nie, nie, to nie mogła być prawda.
Zrobiła pierwsze co przyszło jej do głowy i podniosła się na tyle by jej twarz znalazła się przy twarzy pochylonego nad nią mężczyzny i pocałowała go. Liczyła, że szok będzie na tyle duży, że zdejmie ręce z jej nadgarstków, a ona będzie miała chwilę by włożyć mu ręce w kieszenie i znaleźć pierścionek. Nie było w tym pocałunku niczego przyjemnego, smutna konieczność i ostatnia deska ratunku. Całując go szarpnęła rękoma próbując odzyskać kontrolę.
Oby to wystarczyło.
Oby szok był tym czego potrzebowała by wygrać.
Tiago będzie zachwycony jak się dowie, że całowałaś kogoś innego.
Miała to w tym momencie w dupie. Nie obchodziło jej to kompletnie. Jedyne co się liczyło to odzyskać pierścionek. A co powie narzeczonemu później było już problemem przyszłej jej.

yosef sadler
sumienny żółwik
lachmaniara
sprzedawca — angel's wings / stacja benzynowa
25 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
jedno życie, tylko tyle i aż tyle, tyle dano każdej istocie, a jego życie było całkowitą porażką
Być może, gdyby zastanowił się dwa razy (albo chociaż raz) nad tym, jak ta sytuacja mogła wyglądać dla postronnych, zrezygnowałby z ostatniego ruchu. Niestety, zabrakło mu chyba wyczucia, którym nigdy nie mógł przesadnie się poszczycić, bo natychmiast wszedł w tryb obronny i nagle przypominał bardziej zdesperowane do obrony swojej własności zwierzę niż człowieka. Oczywiście, że nie zrobiłby jej nic takiego - z pewnością nie napadłby jej seksualnie, nie pobił dotkliwie ani, tym bardziej, nie zabił, bo nie był przecież zwyrodnialcem. Można nawet, z odpowiednim dystansem, powiedzieć, że w pewien sposób się o nią zatroszczył, skoro wprost powiedział, że ma zamiar po prostu sobie pójść, a nie zrobić jej czegokolwiek, co kobiecy mózg mógł wyobrazić sobie w podobnej sytuacji. Tylko, że to chyba było za mało. Czemu miałaby mu wierzyć? Jakby nie patrzeć - dopiero co ją okradł, a potem uparcie się tego wypierał.
Poznając Sam (wciąż był przekonany, że to tak miała na imię), zdążył już zacząć postrzegać ją jako stworzenie smutne i agresywne, i był zdania, że naprawdę mało co mogłoby zmienić jego opinię, zwłaszcza teraz, kiedy jego ciało wciąż pulsowało zadanym mu bólem. A potem wydarzyło się właśnie to naprawdę mało cało, bo zupełnie z zaskoczenia, kobieta nagle go pocałowała, a on zbaraniał zupełnie. Nie zdążył jednak nawet porządnie zastanowić się nad tym czy to mu się w jakiś pokrętny sposób nie podobało zamiast odrzucać, bo faktycznie chyba lekko się rozluźnił, a przynajmniej poluzował uścisk, nakładany na jej nadgarstki i dopiero po chwili zorientował się jak solidnie dał się wyrolować.
Serio, Yosef?! Czy on właśnie dał się nabrać na własną sztuczkę? Nie wiedział nawet kiedy dłonie nieznajomej zanurkowały w jego kieszenie, żeby wytarmosić z nich pierścionek i wprawdzie mógłby dalej z nią wojować, bo wciąż dociskał ją biodrami do ziemi, ale przez chwilę targał nim wciąż czysty szok. Oderwał się od niej jak poparzony, gwałtownie stanąwszy na nogi, żeby zaraz wycofać się parę kroków, żeby nie przyszło jej do głowy zaatakowanie go znowu. Przez moment po prostu stał tak w bezpiecznej odległości, obserwując ją z niedowierzaniem.
Czy potrafił zaakceptować porażkę? Średnio, bo choć na innych płaszczyznach życia był do nich przyzwyczajony, na tej czysto nie-do-końca-legalnie zawodowej niekoniecznie. Zwłaszcza, że teraz dopiero dotarło do niego, że przez klubem nie byli wcale zupełnie sami, bo wokół zgromadził się tłum słabo zaaferowanych gapiów, traktujących ich dwójkę bardziej jako widowisko do wypalenia szluga niż faktycznie coś, w co warto by było się zaangażować. To ostatnie akurat było dla niego sprzyjające, bo wszystkie okoliczności przemawiały na jego niekorzyść.
- Jesteś pojebana - skwitował tylko, kręcąc lekko głową, zanim odwrócił się wreszcie, naciągnął kaptur na głowę, wsunąć ręce w kieszenie i szybkim krokiem zaczął się oddalać. Byle dalej stąd. Nie wiedział, co stanie się dalej - może ktoś jednak zainteresuje się leżącą na ziemi Sam, a ona powie, że próbował ją okraść? A potem napadł? To ostatnie nie do końca było zgodne z prawdą, ale co znaczyć mogło jego słowo? Nie potrzebował teraz więcej problemów. Nie potrzebował policji na karku. Potrzebował wrócić na chatę i coś zjarać.
koniec
Sad Bright
ODPOWIEDZ