zawód matki, malarz i student — lorne bay
23 yo — 186 cm
Awatar użytkownika
about
madness in great ones must not unwatched go

I shut my eyes and all the world drops dead;
I lift my lids and all is born again.



Do nozdrzy dochodził ostry zapach terpentyny — przywierała do zagubionego śmiertelnika, który nierozmyślnie postanowił przekroczyć próg zadymionego pokoju na strychu. Przez ogromne okno pomieszczenie zalewały promienie tańczącego południowego słońca, zdobiąc wszystko złotym lśnieniem. Wdzierające się ze szczelin zniszczonych ram światło tworzyło aureolę dla obrazów, będących niczym innym, jak anielskim wybawieniem w oczach artysty. Ziemia obiecana pachniała również aromatem świeżo zmielonej kawy; stojący na wielkiej hebanowej komodzie młynek upolowany na paryskim pchlim targu przeżył już dawno swój najlepszy czas, gdyż korbka najlepiej działała z cichą modlitwą o pomyślność wypowiadaną pod nosem. W magi zapachów prym wiodły farby olejne, bo to ich pieśń zatrzymywała wszystko w czasie — zamykała w pociągnięciach pędzla fragmenty ludzkich dusz. Lecz dłonie złotowłosego malarza nie tonęły w farbach gotowych do szaleńczego tańca na płótnie, gdy drżącymi palcami rozprostowywał z niebywałą czułością zgniecenia na pożółkłej już kartce. Delikatnie gładził opuszkami placów każde z pociągnięć barwnymi kredkami, z nostalgią wpatrując się w dziecięcy wytwór. Chłopca zamykającego w uścisku dłoń stojącej obok kobiety — matki. Wydał z siebie gardłowy dźwięk niosący w sobie niemożliwe do opisania uczucia, gdyż na tylko tyle jego serce zdołało poderwać się do życia. Z biegiem lat przestał dławić się własnymi łzami, by następnie niepostrzeżenie ścierać lśniące krople rękawem. Pod jej czujnym wzrokiem jego uczucia przestawały należeć do niego, będąc wyłącznie skazą w podarowanym mu życiu. Wysoko na piedestale umieścił ją; daleką od profanum oraz grzechów człowieczeństwa, w jakim egzystował.
Niegdyś był dzieckiem tonącym w oceanie uczuć.


Rękawy niedbale podwiniętej białej koszuli zdobiły zaschnięte plamy farby w różnych odcieniach niebieskiego. Jednakże tej nocy najważniejsze obrazy malowały gwiazdy na nocnym firmamencie podziwianym z niewygodnych dachówek wyszczerbionych gdzieniegdzie od takich cyklicznych obserwacji ciał niebieskich. Lśniące punkty na nieboskłonie tkały ciemności srebrzystymi nićmi płaszcz, który otulał ciasno dusze każdego wpatrującego się w bezkresny gwieździsty pejzaż rozmarzonym spojrzeniem. Światło księżyca malowało na jego twarzy skrywane w udręce uczucia — spisywał łzami tajemny pakt dający mu wytchnienie. Mile od miejsca, które zwykł kiedyś nazywać domem, dawały mu misternie stworzoną iluzję czegoś na wzór wolności. To wielka szansa — powtarzali mu nieustannie, gdy zsyłany zostawał do kolejnej prywatnej szkoły mającej zapewnić mu świetlaną przyszłość; o bogowie, czy zapiszecie go po śmierci między konstelacjami? Dusza jego była jednakże zaklęta w tęsknotę, ponieważ wspomnienia matczynej obecności chwytały znienacka go w sidła. Gubił się we własnym labiryncie dyktowanym przez uderzenia serca, a sprzeczne emocje wyrastała tam niczym zgubne drogowskazy. Pragnienia prowadziły go do czułości, której nigdy w swym życiu nie doświadczył. Łapczywie wyciągał ku niej dłonie z nadzieją na schronienie się w ramionach rodzica. Cierpiał siłą formowany przez ramy społeczne, gdyż w narzucanej presji rozpadał się na drobne kawałki. Zamykał swoją całą wrażliwość głęboko, kiedy przychodziło mu grać cudzymi kartami. Niczym duch przemykał na salonach ze sztucznym uśmiechem na ustach i z oceanem smutków w spojrzeniu uczestniczył w każdych zajęciach wybranych mu przez nią.
Był tym chłopcem dorastającym na wygnaniu.


Czerwień barwiła stróżki wody spływające po śnieżnobiałym zlewie w niewielkiej łazience wynajmowanego mieszkania. Znad pochylonej sylwetki malował się widok Paryża nocą z otwartego na oścież okna, przez które wdzierało się otrzeźwiające powietrze. Niczym jak z obrazu impresjonisty, gdzie uliczne latarnie są jak złote róże rozkwitające w mroku. Życie nieubłaganie pędziło, gdy on desperacko łapiąc oddech, czuł się złapany w pułapkę czasu. Zaciskał powieki, by pozbyć się migoczących obrazów z minionej nocy — ich dźwięczny śmiech splatający się w jeden harmonijny utwór nadal szumiał w jego uszach; na chwilę przed końcem. Nie zatrzymał go, upojony własną w s z e c h m o c ą, kiedy zakazane substancje pędziły w ich krwiobiegach. Nie krzyknął za nim — błagam, stój — obserwując z błogim uśmiechem oddalającą się na tamten świat sylwetkę bliskiej jego sercu osoby. Histerycznie wręcz pocierał dłońmi, by zmyć z nich zaschniętą już w niektórych miejscach krew. Wszechświat skurczył się nagle do obrazu malowanego winą o barwie posoki — nie było w nim nikogo, kto wysłuchałby jego łkania. Dziecięcego i duszonego od tygodni, miesięcy, lat. Wspaniała odyseja wolności dobiegła końca; przy odgłosach roztrzaskującego się statku, gdyż heroizm Odyseusza wpisany był wyłącznie w dzielone przez nich imię. Do roztrzęsionego młodzieńca powoli dochodziło, jaki przyjdzie wykonać mu telefon następnego ranka — przepełniony utkanym pięknie kłamstwem.
Tamtej nocy był szaleństwem o tragicznym zakończeniu.


Upadek sprowadził go ponownie do ojczystej ziemi, stającej się tłem klęski skrupulatnie ukrywanej w grze pozorów. Pierwsze tygodnie rozciągały się w czasie, choć zamykały się wyłącznie w czterech kątach jego starego pokoju. Skrywał się przed prawdziwym życiem, by dni zaczynały przypominać wyłącznie wyblakłe kartki z kalendarza — zapomniane i trwające w wiecznym zawieszeniu. Powoli budził się z letargu, wygrzewając leniwie pobladłą twarz w strumieniach słońca wpadających spomiędzy grubych kotar. Opuścił granice własnego azylu; na powrót z koszulą ubrudzoną od farb. Z dramatyczną determinacją próbował ponownie zyskać przychylność Muz, kiedy gwałtownymi ruchami pędzla zapełniał kolejne płótna. Nerwowo przygryzał końcówkę drewnianego uchwytu, poszukując w schnącej farbie umykających mu myśli — idei, za które warte było oddanie się w ofierze.
Nadal miał duszę artysty.




— Zostało mu zdiagnozowane ChAD, o której u niego wiedzą jednak nieliczni. Stara się regularnie uczęszczać na terapię i zażywać przypisane leki. Skłamałby, gdyby rzekł "nigdy nie zaliczyłem od tego przerw zakończonych prawdziwym chaosem".
— Przez swoją "tułaczkę" po szkołach z internatem przestał przywiązywać się do miejsca i nigdy nie wykształcił w sobie idei "domu". Przynajmniej dzięki zagranicznym przeprowadzkom dość biegle opanował francuski i włoski. A dla zachowania jeszcze większej pretensjonalności postanowił podjąć się nauki łaciny.
— Nigdy nie poznał swojego ojca i nawet jeśli ciekawość zżerała go od środka, to nie próbował wypytywać o to mamy.
— Nie stroni od używek, chociaż w jego mniemaniu zawsze starał się zachować umiar. O klasie trudno mówić, gdy wspomnieniami wędruje się do pierwszych studenckich imprez i powrotach pełnych wstydu.
— Czasami specjalnie przekręca imiona lub nadaje rozmówcy zupełnie inne — jego zdaniem bardziej pasujące — licząc przy tym na ciekawe reakcje w odpowiedzi.
— Niebywały pasjonat listów pisanych odręcznie i dlatego zawsze bardzo cenił sobie kaligrafię oraz pióra wieczne.
— Nie jada mięsa i rodzynek; bez wyjątków!
— Jako dziecko zdarzało mu się lunatykować i niekiedy obawia się, że kiedyś wykona ikarowy lot z piętra. Zdecydowanie nie pomaga mu w tym umiłowanie do spania przy otwartym balkonie bądź oknie.
— Ma niebywały talent do gubienia rzeczy; siebie niestety również. Zwykłe spacery potrafią z łatwością przerodzić się w ogromne odyseje.
— Nie jest najlepszy w utrzymywaniu porządku, a jego pokój przez lata pochłaniał kontrolowany chaos.

ulysses "ullie" clement finley
22/02/2001
cairns
zawód matkimalarz, student
james cook university
opal moonlane
wdowiec kawalwer, panseksualny
Środek transportu
Zazwyczaj pieszo bądź własnym samochodem — jeśli oczywiście nie postanowił napić się do śniadania wina. Na rowerze również zdarza mu się jeździć, chociaż to niekiedy przeradza się w sport wyczynowy; nie nadąża już z wymianą kół.

Związek ze społecznością Aborygenów
Nie ma żadnego związku, chociaż na pewno jest zaciekawiony ich kulturą.

Najczęściej spotkasz mnie w:
Na plaży, na łące, w galerii sztuki, w muzeum, w pubie i w ślepym zaułku — zapewne ze szkicownikiem w ręku.

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
Amanda Filney; w ostateczności, by jej nie rozgniewać zbyt błahymi ranami.

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
Tak, ale bez stałych/poważnych urazów oraz utraty życia.
ulysses clement finley
hugh laughton scott
in your love spell
morana
phineas woodsworth
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany