zamiast pracować — zdziera kasę z bogatych facetów
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
You're not iconic
You are just like them all
Don't act like you don't know
Po swoim ostatnim spektakularnym zgonie w Shadow obiecał sobie, że już więcej nie doprowadzi się do takiego żenującego stanu w miejscu publiczym - i oczywiście, zaledwie kilka dni później był na najlepszej drodze do tego, żeby wspomnianą obietnicę złamać. Silna wola? Nah, na co to komu. Godność? Nie znam.
Póki co jednak trzymał się całkiem nieźle, więc może dzisiaj obejdzie się bez wydzwaniania do Saula w środku nocy i błagania go o podwózkę do domu. Może.
Nie mógł powiedzieć, że dobrze się bawi. Nie bawił się dobrze ani razu, odkąd wrócił do tej cholernej dziury Lorne; co gorsza nic nie wskazywało na to, żeby cokolwiek miało się w tej kwestii zmienić - nawet alkohol tudzież inne używki, którymi okazjonalnie raczył się w stanie nietrzeźwości nie były w stanie poprawić mu humoru i sprawić, żeby wszystko wokół wydawało się chociaż trochę mniej chujowe. Siedział przy barze, oparty o blat, sącząc martini (już nie pamiętał, które z rzędu), kątem oka co jakiś czas zerkając na wijących się na scenie striptizerów. Lubił patrzeć na ładnych mężczyzn, więc wzrok mimowolnie uciekał mu w tamtym kierunku, ale z drugiej strony, przyglądanie się temu wszystkiemu sprawiało, że zaczynał wracać myślami do życia, które prowadził poza Lorne i za którym chyba w pewnym sensie tęsknił, bez względu na to, jak beznadziejne czasami bywało. Miał nadzieję, że sprawy rodzinne ułożą się jak najszybciej, żeby mógł bez wyrzutów sumienia wrócić do wszystkiego, co zostawił na obcym kontynencie, z dala od ojca, matki i całego tego syfu, który regularnie odwalał się w ich zdegenerowanej rodzinie.
W najśmielszych myślach nie spodziewałby się, że coś - albo raczej ktoś - sprawi, że jeszcze tego wieczoru wrócą do niego również inne wspomnienia z Kolumbii a on sam jeszcze bardziej zapragnie stąd wyjechać i najlepiej nie wracać już nigdy.
Kiedy w tłumie ludzi mignęła mu znajoma twarz, w pierwszej chwili pomyślał, że tylko mu się wydawało i że to jego odurzony alkoholem umysł podsuwa mu obrazy, które przez cały czas czaiły się na dnie jego podświadomości a których istnienie próbował wyprzeć już od dłuższego czasu. Przeklął pod nosem, zerknął jeszcze raz, ale, o zgrozo, ponownie ujrzał osobę, o której już prawie zdążył zapomnieć.
Tyle, że to niemożliwe. Skąd on miałby się tu, kurwa, wziąć?
Dopił martini, po czym dość niezgrabnie zsunął się z barowego krzesła i chwiejnym krokiem ruszył w tamtą stronę, by jeszcze raz przyjrzeć się chłopakowi, tym razem z bliższej odległości i utwierdzić się w przekonaniu, że jego durna wyobraźnia sobie z nim pogrywa - niestety, im dłużej na niego patrzył, tym mocniej zaczynało do niego docierać, że niczego sobie nie uroił i faktycznie, w odległości zaledwie kilkunastu metrów od niego stoi cholerny Gabriel, który zniknął z jego życia już jakiś czas temu i miał nie pojawić się w nim nigdy więcej.
Gdyby był trzeźwy i troszkę mniej zszokowany, zapewne odwróciłby się w drugą stronę i udawał, że wcale go nie rozpoznał... alkohol jednak dodawał mu pewności siebie i sprawiał, że podejmowanie głupich decyzji przychodziło mu jeszcze łatwiej niż zazwyczaj, dlatego niemal w ułamku sekundy podjął chyba najgorszą możliwą decyzję. Przepchał się przez plątaninę spoconych, stłoczonych na parkiecie ciał, chcąc znaleźć się na tyle blisko, by chwycić Gabriela za ramię i tym samym zwrócić na siebie jego uwagę.
Co ty tu, kurwa, robisz? 一 Początkowo naprawdę nie zamierzał wychodzić z takiej atakującej pozycji, ale kiedy znalazł się tak blisko a wspomnienia w jego głowie odżyły bardzo wyraźnie, emocje wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem (którym Zahariel nie grzeszył nawet w stanie całkowitej trzeźwości). Czy wszechświat naprawdę nienawidził go aż tak bardzo? Wyjechał z Kolumbii już jakiś czas temu, a tymczasem Kolumbia wróciła do niego w najmniej oczekiwanym momencie.

Gabriel Delgado
gangster — Współpraca międzynarodowa
28 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Did I look like I'm violent? Then baby, why don't you shoot me? And if I died in the middle of a frozen night would you feel alright?

Z Zaharielem łączyło go całkiem sporo, jeżeli porządnie by się nad tym zastanowić. Jak widać również słaba wola, przynajmniej w ostatnim czasie, bo po ostatniej imprezie w Shadow, na której przesadził z alkoholem i wdał się w bójkę, uznał że powinien się nieco bardziej pilnować, a właśnie robił coś odwrotnego. Te zadanie, trzymania się w ryzach, było jednak dosyć trudne, zważywszy na okoliczności. Co prawda jeżeli chodziło o interesy, to nie było na co narzekać, ale inaczej sprawa się miała w jego życiu prywatnym. Miał wrażenie, że nad niczym nie panuje, szczególnie nad własnymi emocjami. Santiago i jego narzeczona, Thierry, który wchodził z buciorami tam, gdzie nie powinien, Cecil, pojawiający się bez uprzedzenia i Diego, którego choroba postępowała. Czuł się tym wszystkim przytłoczony, co kierowało go do sprawiania sobie ulgi w najprostszy możliwy sposób.

Kilka drinków za dużo, szybka kreska w kiblu i kilkoro znajomych, z którymi całkiem dobrze się dogadywał i to wystarczyło, aby wpaść w wir intensywnej imprezowy w sobotnią noc. Płynął na haju, pozornie doskonale się bawiąc i nie przejmując konsekwencjami.

Naiwnie był pewien, że już nie czekają na niego niespodzianki i musi poradzić sobie tylko z tym, co już go spotkało. Mylił się ogromnie. Właśnie stał przy jednym ze stolików w części dla palących i rozmawiał w najlepsze ze znajomymi, dopalając papierosa, kiedy ktoś zacisnął dłoń na jego ramieniu. Akurat śmiał się ze sprośnego żartu, całkowicie odklejony od rzeczywistości, ale niespodziewany dotyk częściowo sprowadził go na ziemię. Zawsze pozostawała w nim jakaś cząstka czujności, wyrobiona podczas wielu nieprzyjemnych starć, czy to podczas bójki czy akcji związanych z jego nielegalnym zajęciem.

Złapał Zahariela za nadgarstek szybkim, mocnym ruchem i zacisnął na jego ciele palce, odrobinę wykręcając jego dłoń, gdy przyciągnął go do siebie, wbijając wzrok w jego twarz. Po uśmiechu nie było śladu, kiedy oczy błądziły po znajomym obliczu, najpierw uważnie, a potem z lekkim zaskoczeniem. Czy przeszłość aż tak się na niego uwzięła? Nie miał pojęcia co to miało oznaczać, ale jego spokój został zachwiany i ciągle poddawany był próbom. Czy to przeklęte miasto? Czy to kolejny powód do powrotu do Kolumbii? Czy może wręcz przeciwnie. Powinien zmierzyć się z demonami przeszłości, aby móc w końcu odetchnąć? Ta zagadka pozostawała narazie nieodgadniona. Uroda Monroe uderzyła go znienacka, co zdarzało mu się kiedyś dosyć często. Był niewątpliwie pięknym mężczyzną i niezależnie od tego jak bardzo nie spodobała mu się ta konfrontacja, nie mógł temu zaprzeczyć.

Ja? 一 zapytał ostrzej, niż chciał, po czym zerknął na znajomych, którzy wpatrywali się w nich z zainteresowaniem, milcząc. Nie dziwił się im, w końcu pytanie Zahariela na pewno pociągnęło za sobą sporo rozważań. Rozluźnił uścisk, mimo wszystko nie chcąc robić sceny, po czym rzucił niedopałek do popielniczki, ostatecznie nawet w nią nie trafiając. Pet potoczył się po stoliku, ale nie zamierzał tego naprawiać.

Wybaczcie, muszę porozmawiać z kuzynem 一 odezwał się w końcu, po czym odwrócił się do Zahariela energicznie i niemalże wypchnął go z sali, wchodząc do pokoju vip, który okazał się akurat pusty, na całe szczęście. Nie baczył na ewentualne protesty i nie miał zamiaru ograniczać się w gestach lub słowach. Był pijany, a emocje targały nim dużo ostrzej, niż zwykle. Był na pierdolony skraju wytrzymałości i miał serdecznie dosyć tych wszystkich niespodzianek i zdarzeń, które raz po raz wyprowadzały go z równowagi i robił przez nie rzeczy, których normalnie by nie zrobił. Gdzie się podziała jego rozwaga i chłodne przemyślenia przed dokonywaniem czegokolwiek? Odpłynęły gdzieś w siną dal, poza jego zasięg.

Czego ode mnie chcesz? 一 warknął, bo z jakiegoś powodu ubzdurał sobie, że wszystkim chodziło o niego. Jakby był centrum wszechświata i wszyscy zmówili się, aby rozjebać mu jego skrzętnie ukrywaną tajemnicę, jakby nie mieli swojego życia. Złożyło się tak, że dalej był na ogromnym haju, przez co miał ochotę zerżnąć ten kształtny, jędrny tyłek tutaj i teraz. Szlag by to trafił.



Now I hate the wind when it touches my skin
'Cause it feels just like you
zamiast pracować — zdziera kasę z bogatych facetów
24 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
You're not iconic
You are just like them all
Don't act like you don't know
Życie Zahariela nigdy nie było szczególnie poukładane, ale całkowicie stracił nad nim kontrolę dopiero wówczas, kiedy uciekł z domu, wyjechał z Lorne i poznał, czym naprawdę jest samodzielność (najwyraźniej czymś, z czym nie radził sobie dobrze). Od tamtej pory wszystko stało się jednym, wielkim chaosem a w chwili obecnej nie panował już chyba nad niczym. Dzień w dzień upijał się bez opamiętania w tej szemranej norze, puszczał się za pieniądze, żeby mieć na alkohol, unikał rodzeństwa - niektórych braci wręcz obsesyjnie - by przypadkiem żaden z nich nie odkrył, jak nisko się stoczył i jak bardzo zrujnował sobie życie. Nie był pewien, czemu właściwie jeszcze stąd nie wyjechał; gdyby to zrobił, zapewne zdołałaby uniknąć wielu błędów - w tym tego, który, pod wpływem impulsu, popełnił właśnie w tej chwili.
Pożałował swojej decyzji dokładnie w momencie, kiedy ich spojrzenia się spotkały, ale było już za późno, żeby się wycofać i udawać, że jednak go nie rozpoznał. Teraz mógł jedynie zmierzyć się z konsekwencjami własnej porywczości... czy może stosowniej byłoby nazwać to po prostu głupotą? Cóż, niezależnie od tego, które określenie było bliższe prawdzie, nie było cienia wątpliwości, że Zahariel wpakował się w kolejne bagno, decydując się na konfrontację - w dodatku taką śmiałą i ofensywną. Nie zastanawiał się nad tym, że prawdopodobnie jedynie zdenerwuje Gabriela; raczył o tym pomyśleć dopiero po tym, jak naskoczył na niego przy grupie jego znajomych. Bolesny uścisk silnej dłoni na własnym nadgarstku, który nastąpił dosłownie sekundy później, potwierdził jego obawy.
Nie, twoja stara! wręcz cisnęło mu się na usta w odpowiedzi, ale w jakimś ostatnim przebłysku zdrowego rozsądku postanowił na chwilę zamilknąć i darować sobie tą szczeniacką odzywkę. Nie odezwał się ani słowem, kiedy Gabriel pociągnął go za sobą; posłusznie dał się poprowadzić przez zatłoczony parkiet i zaciągnąć do pustego pokoju vip.
Prawie jak za starych, dobrych czasów.
No nie wiem, może kilku słów wyjaśnienia? 一 odparł z udawaną nonszalancją, pod którą usilnie próbował ukryć, że wcale nie był taki pewny siebie, na jakiego pozował, kiedy za dużo wypił. Czasem pewnie wyszłoby mu na dobre, gdyby po prostu się zamknął, zamiast wiecznie grać pewnego siebie i szukać kłopotów tam, gdzie naprawdę nietrudno było je znaleźć - ale kolejną z długiej listy wad Zahariela było zerowe poczucie zagrożenia i niezdrowa tendencja do igrania z ogniem. 一 Najpierw z dnia na dzień znikasz bez słowa, a teraz nagle, jak gdyby nigdy nic, pojawiasz się tutaj, w moim rodzinnym mieście. 一 Na ostatnie trzy słowa położył taki nacisk, jakby co najmniej rościł sobie do tego przebrzydłego miasteczka jakieś prawa. 一 A przecież nigdy ci nie mówiłem, skąd pochodzę. 一 Był tego niemal pewien, bo nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek poruszali takie tematy. Z drugiej strony, bardzo często był przy Gabrielu mocno pijany i równie mocno napalony, a takie połączenie sprawiało, że ostatnie szare komórki, które posiadał, przestawały działać i właściwie mógłby powiedzieć wszystko, czego tylko Delgado chciał. Czy w takim razie rzeczywiście mógłby przez przypadek wygadać się, gdzie się wychował?
Teraz sam już nie wiedział, co ma na ten temat sądzić.
Co gorsza, jego myśli zaczęły krążyć niebezpiecznie blisko wszystkich tych minionych chwil, które spędził z Gabrielem; wspomnienia były tak wyraźne, jakby to miało miejsce zaledwie kilka dni, a nie miesięcy temu. Długo wmawiał sobie, że Delgado był dla niego jak każdy inny i nie darzył go żadnym szczególnym sentymentem, ale chyba nie do końca potrafił w to uwierzyć. Alkohol oraz fakt, że ma Gabriela tak blisko siebie, wręcz na wyciągnięcie ręki, okropnie mieszały mu w głowie; miał wrażenie, że temperatura w pomieszczeniu gwałtownie wzrosła, nie potrafił skupić się choćby na chwilę i sam już do końca nie wiedział, o co mu właściwie początkowo chodziło.

Gabriel Delgado
ODPOWIEDZ