Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
003.

To był ten okres jego życia, gdzie Parker nienawidził naprawdę wielu rzeczy. Mógłby tutaj stać i wymieniać je wszystkie i bawiłby się lepiej niż z okazji samej imprezy. Nienawidził na przykład ptaków. Nie powie tego nikomu, bo jednak kocha wszystkie zwierzęta, ale ptaki miały w sobie coś co go przerażało. Ale też jednocześnie obrzydzało. Sam nie wiedział czy chodziło o fakt, że najzwyczajniej na świecie potrafią latać czy bardziej miał problem z tym, że ptaki nie kontrolowały tego kiedy i jak srały. Stał z drinkiem w dłoni i myśląc o ptakach, których nienawidzi bawił się naprawdę dobrze. W końcu jednak przeniósł wzrok na Angie, która też na tej imprezie była. Musiała być. Musiał ją tutaj zaprosić, bo jednak była jego żoną. Byli małżeństwem i wszyscy o tym wiedzieli. Jak ktoś go pytał o Angie to oczywiście odpowiadał. Dosyć skromnie, nie wdając się w szczegóły, ale rzeczywiście opowiadał. Nie mógł udawać, że nie istnieje, chociaż tak byłoby najłatwiej. Przestał już myśleć o tym, że ptaki nie mają wpływu na to kiedy się wypróżniają i wpatrywał się w swoją żonę. Każdy inny mężczyzna pewnie pękałby teraz z dumy, że może tak śliczną kobietę nazwać swoją żoną. Parker obserwował ją i nie czuł absolutnie niczego. Poza odrazą do samego siebie, że marnuje najlepsze lata swojego życia. W dobrych momentach myślał też o tym, że marnuje je również Angie. Na razie jednak myślał tylko o sobie. Chociaż wychodzi na to, że zazwyczaj myślał tylko o sobie. W końcu oderwał od niej wzrok. Niech przynajmniej ona dobrze się bawi na tej imprezie. Jego zadaniem było promowanie Wildlife Sanctuary, a nie płakanie za żoną, która nigdy tak naprawdę tą żoną nie była.
Przeszedł do innej części pomieszczenia, żeby w spokoju dopić swojego drinka. Wtedy też ją dostrzegł. Z początku nie był pewien czy to rzeczywiście ona, bo jednak... co by tutaj robiła? Przecież to nie była impreza dla takiej dziewczyny jak ona. Przez dłuższą chwilę obserwował ją starając się nie wyjść na debila, który stoi i z otwartą gębą obserwuje interakcje ludzi z innymi ludźmi. Po prostu musiał się upewnić, że to ona. Ale jednocześnie nacieszyć nią wzrok. Zerknął w stronę części sali, gdzie była Angie. Nie, żeby jej zależało na sprawdzaniu co robi Parker, ale jednak nie chciał, żeby to ona obserwowała go z drugiego końca sali. Dopił drinka, odstawił szklaneczkę na jakiś parapet i wygładzając marynarkę i koszulę na klatce piersiowej postanowił podbić do Elaine.
- Cześć. - Przywitał się bezpośrednio z nią, a do ludzi jej towarzyszących powysyłał uśmiechy i skinienia głowy. - Mogę państwa przeprosić? - Był uprzejmy jak na typowego buraka ze wsi przystało. Nie poczekał na ich odpowiedź tylko jeszcze raz posłał uśmiech i przeszedł gdzieś na bok, żeby móc bez skrępowania zamienić z nią kilka słów. A przynajmniej pretensji i wyrzutów z jego strony. - Nie wiedziałem, że tutaj będziesz. Może bym wiedział jakbyś odpowiadała na jakieś smsy, ale zgaduję, że jesteś zajęta. - No bo nie wyobrażał sobie świata, w którym najzwyczajniej na świecie go olewa i nie chce mieć z nim nic wspólnego. - Masz ochotę na drinka? - Zaraz jej zarzuci żartem jak to on stawia drinki z otwartego baru.
była pogodynka, altualnie dziennikarka — tha cairns post
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
była twarz wieczornej prognozy pogody, którą przerósł dorosły świat, gdy wplątała się w romans ze swoim szefem
001.

Chwilowy przyjazd w rodzinne strony miał pozostać niczym więcej, jak możliwością spędzenia czasu z rodziną. Rzadko przyjeżdżała do Lorne Bay — traktując je raczej jak wycieraczkę najdalszego końca świata, od której dzieliły ją długie dni, spędzone na wyczerpującej podróży. A kiedy już przemogła się, by zawitać, robiąc z tego szum podobny do amerykańskich, filmowych ciotek z prezentami, to ograniczała się raczej do spędzania czasu w rodzinnym gronie. To w Sydney wypełniała czas imprezami z wysoko postawionymi ludźmi, na których uśmiechała się częściej niż w programie, popijając absurdalnie drogie szampany, smakujące dokładnie tak samo jak ten, którego Elaine czasami opróżniała sama, w swoim mieszkaniu, gdy Henry po raz kolejny wystawił ją na rzecz swojej przesadnie atencyjnej żony. Jak gdyby kobieta miała prawo oczekiwać od męża, że to z nią spędzi piątkowy wieczór — a nie z ukrywaną przed światem kochanką, w jej paskudnie ciasnym mieszkaniu.
I kiedy tego dnia nie odpisał jej na trzecią wiadomość, Eli zdecydowała się zrobić coś dla siebie. Wiedziała o imprezie, bo już trzy dni wcześniej pogardziła przesłanym jej zaproszeniem. Wygrzebała z dna walizki spódnicę, którą ze sobą wzięła — jedynie asekuracyjnie, na wypadek, gdyby Henry na przykład zdecydował się wpaść na ten koniec świata, by spędzić z nią miły weekend.
Próbowała wtopić się w tłum, ucinając sobie niezobowiązujące pogawędki z zaczepiającymi ją ludźmi. Kilkoro z nich ją rozpoznało — inni udawali, że nie. Pozwalała się więc zagadywać, popijając niespiesznie szampana, szukając mimowolnie wzrokiem mężczyzny, którego mogłaby tego wieczora zaczepić. Henry nie musiał wiedzieć o małej zdradzie, by poczuła się panią tej absurdalnej sytuacji — taką, która nie czeka żałośnie na wiadomość od mężczyzny, który bawi się w dom z inną kobietą.
Zdążyła unieść lekko brwi na jego widok, zanim pojawił się tuż przed nią — będąc dokładnie tym, czego Eli w tej chwili potrzebowała.
— Hej — przywitała się z uśmiechem, nagle skupiając całą swoją uwagę na jego twarzy. Pozwoliła odciągnąć się od towarzystwa, z którym dotychczas stała, urywając wcześniej ciągnięta myśl w połowie. — Och, tak. To takie moje małe wakacje teraz, bo życie w Sydney naprawdę sporo ode mnie wymaga — wyjaśniła, wyginając usta w lekkim uśmiechu. Pamiętała jak przez mgłę kasowane ostatnio SMSy, na które nie chciała odpowiadać. Nie sądziła, że w najbliższym czasie stanie na jej drodze, a Eli na pewno nie była osobą skorą do wymiany miłych wiadomości między jednym a drugim spotkaniem w pracy.
— Właściwie to tak — przyznała, zerkając na opróżniony prawie w całości kieliszek. Odstawiła go gdzieś na bok, nie przejmując się tym, że chwilę wcześniej, minął ich kelner, zbierający od gości opróżnione szkło. — A ty co tu robisz? — zapytała, nie łącząc jego życiowego zajęcia (o którym nie sposób zapomnieć) z samą imprezą.

Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Jak przykre było to, że on naprawdę niewiele potrzebował, żeby zapomnieć o obecności swojej małżonki na takiej imprezie. W sumie to ogólnie to naprawdę nie potrzebował zbyt wiele, ale Elaine w tym okresie zajmowała specjalne miejsce w jego głowie. Próbował się też oszukiwać, że nie zajmuje żadnego miejsca w jego sercu. Ale jednak fizycznie czuł jak serce zaczyna mu szybciej bić na jej widok. Nie chodziło nawet o to, że była jakąś tam sławą czy celebrytką, która jakimś cudem zwróciła uwagę na niego. Była przepiękną kobietą, która mogła mieć każdego, ale jednak postanowiła na kilka momentów wybrać jego. Aż zaczynał głupio wierzyć, że jest wart czyjegoś uczucia. Wcale nie przeszło mu przez myśl, że mógłby być odskocznią od jakiegoś starszego pana, który zapewne jest męskim odpowiednikiem Elaine.
- No to jak jesteś na wakacjach to tym bardziej uznałbym, że się odezwiesz. Z tego co pamiętam to potrafimy się dobrze bawić. – Posłał jej nawet szeroki uśmiech. Pewnie jakby się z nim chujowo bawiła to by nie wracała. A przynajmniej nie dawałaby się namawiać po jego gorących prośbach. Albo po prostu skończyłoby się na jednej sprawie. A trzeba jednak pamiętać, że na wakacjach trzeba się dobrze bawić. – Znam miejsca, w które cię jeszcze nie zabierałem. – Dosłownie wczoraj miał świeżą dostawę siana do swojej stodoły. Mogliby tam sobie poleżeć i się podotykać jak na dwójkę dorosłych osób przystało. Miał też oborę, a grał w Simsy Wiejska Sielanka i wiedział, że tam też można poświntuszyć. I to niekoniecznie ze świniami. – No tak, to oczywiście jest zrozumiałe. Czasami sobie włączam pogodę w telewizji, żeby sprawdzić jak się masz. – Już nie chciał znowu cisnąć tekstem, że musi włączać telewizję, żeby z nią pogadać, bo na jego smsy nie odpowiada. Chociaż na szczęście nie gadał do telewizora. Dobra, ze dwa razy zdarzyło mu się krzyknąć, że fajnie jakby odpisała to on mógłby jej powiedzieć jaka jest pogoda na północy Australii. Nie musiałaby przeglądać raportów i prognoz. Miałby informację prosto ze źródła.
- W takim razie dzisiaj na mój koszt! – Mówiłam? Nie mógł się powstrzymać. Wystawił nawet łokieć, żeby chwyciła go pod ramię. Tak jak mówiłam, naprawdę zapomniał o tym, że przyszedł tutaj z kobietą, której obiecał miłość i oddanie do końca życia czy tam świata. Powinni zmienić te przysięgi, żeby obiecywać rzeczy do „końca miłości”. To wtedy Parker miałby małżeństwo krótsze niż Britney Spears.
- No wiesz… każde miejsce jest dobre, żeby spotkać potencjalnych inwestorów. – No oczywiście, że on na takie imprezy przychodził, żeby promować swoje Sanktuarium dla Dzikich Zwierząt. Chciał nawet przyjść z krokodylem na smyczy, ale kategorycznie mu tego zabroniono. Miał do wyboru, przyjść z żoną, albo wcale. No i wolałby przyjść z krokodylem, ale padło niestety na żonę. – Wydajesz się być zdziwiona, a zakładałem, że się mnie spodziewałaś. – Wskazał na jej buty z akcentem kowbojskim. – Nie musisz próbować mi imponować. Już jestem pod wrażeniem. – Szepnął jej do ucha, ale nie nachylał się za blisko, żeby ludzie nie zaczęli plotkować, a skoro ona była taką gwiazdą to się na pewno na nią gapili. Na niego to pewnie mrużyli oczy, albo odwracali wzrok, bo bali się, że wyciągnie małego krokodyla z kieszeni. Albo z jakiegoś innego miejsca.
była pogodynka, altualnie dziennikarka — tha cairns post
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
była twarz wieczornej prognozy pogody, którą przerósł dorosły świat, gdy wplątała się w romans ze swoim szefem
Elaine potrzebowała za to odrobinę więcej, by wyrzucić z lekko pijanej głowy myśl o tym, że Henry spędzał ten wieczór ze swoją cholernie wychudzoną żoną, posiadającą dokładnie jedną cechę osobowości, która pozwalała jej być żoną. Nikim więcej. Kiedy więc Parker pojawił się obok — co zadziwiające przy mężczyźnie jego postury: wyrastając dosłownie znikąd, Eli poczuła chwilową satysfakcję. Trwającą dosłownie pięć krótkich sekund, zanim przypomniała sobie, że i tak nikt nie dowie się o zainteresowaniu, które znowu wzbudziła, pojawiając się na imprezie, na której wcale miało jej nie być. I zamiast zaniechać z tego powodu żałosną próbę poderwania go, to nawet mimowolnie stanęła o krok bliżej, pozwalając wkroczyć sobie na coś, co można było już z powodzeniem nazwać strefą osobistą Parkera.
— Było to w planach na jutrzejszy dzień, żeby nie kręciło się tyle ludzi obok — zdradziła, przechylając lekko głowę, gdy wyginała usta w lekkim uśmiechu. Odrobinę pijackim, ale w głowie Elaine wystarczająco uroczym, by nie kwestionował tego, co właśnie powiedziała. Z jakiegoś powodu sama nie pomyślała o tym, by skontaktować się właśnie z nim — chociaż wpisywał się dokładnie w profil osoby, której wyglądała. Miłe zrządzenie losu postawiło go jednak na jej drodze. — Na pewno są ciekawsze, niż ta impreza. Możemy to rozważyć — podsunęła, nie mając nic przeciwko temu, by niedługo faktycznie się ulotnić. Small talki ją nużyły i męczyły, a popijany alkohol coraz mocniej mieszał w głowie. Wydawało się, że to idealny moment na wycofanie się.
Gdyby była trzeźwa i mniej zdesperowana, pomyślałaby, że powinna się wycofać. Nie tyle z powodu samego podglądania jej w telewizji, ile za sprawą zwyczajnej, ludzkiej empatii. Elaine zdecydowanie powinna dać mu spokój — nie dlatego, że któregoś dnia mogłaby w końcu zastać go po powrocie z pracy pod swoim prysznicem, ale z powodu jakiejś przyzwoitości. By nie łamać mu niepotrzebnie serca, skoro doskonale wiedziała, że nie podaruje mu nic więcej, jak tylko nowe, miłe wspomnienie do tej skąpej kolekcji.
Wsunęła rękę pod jego ramię, pozwalając odciągnąć się trochę na bok, gdzie czekały stoliki z alkoholem i przekąskami. — To prawda — przyznała, bo nie wzięła tego w żadnym momencie pod uwagę. Gdyby tak było, może już wcześniej rozejrzałaby się po sali, by go wypatrzeć w tłumie. Może dzięki temu wiedziałaby też, że właśnie przykleiła się do absurdalnie wielkiego ramienia kogoś, kto przyszedł na tę imprezę z żoną. Najwidoczniej jednak mimowolnie ciągnęło ją do tych mężczyzn, którzy zdążyli już wsunąć na palec kobietom obrączki bardziej, niż do jakichkolwiek singli.
— Doceniam, że ci się podobają — zapewniła, zerkając na swoje kowbojki. Był to śmieszny zbieg okoliczności jedynie, ale w tej chwili Eli uważała, że to z pewnością gwiazdy tak się ułożyły, by mogła tego wieczora przespać się z Parkerem na pocieszenie. Los był dla niej całkiem łaskawy, jak widać! — Miałam jeszcze kilka pomysłów, jak ci zaimponować, ale te nie wymagają ani kowbojskich butów, ani słów — rzuciła niewinnie, kiedy ręką przesunęła po jego ramieniu. I chociaż kątem oka dostrzegła starszą kobietę, zezująca na nich podejrzliwie, to w żadnym momencie nie uznała tego za coś podejrzanego.

Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Nie zapominaj, że Parker uczył się sztuki kamuflażu od krokodyli. Obserwował je latami, aż w końcu sam nauczył się wystawiać tylko oczy i wydawać przy tym dziwne dźwięki. Na szczęście to była impreza, więc dźwięków nie było słychać. A szkoda, bo przecież próbował do siebie zwabić samicę, żeby wspólnie stworzyć jajo, z którego wyjdzie hybryda człowieka i krokodyla czyli po prostu stary dobry przeciwnik Spider-Mana, doktor Connors. Tak sobie myślę, że Parker nie lubi doktora Connorsa.
- Mi tam ludzie absolutnie nie przeszkadzają. – Posłał jej szeroki uśmiech. – Jestem skupiony tylko i wyłącznie na tobie. Nikt inny się nie liczy. – Wzruszył beztrosko ramionami. No i przypominam, że on tutaj nawet nie kłamał. Prostym przykładem jest to, że nadal nie pamiętał o tym, że na imprezę przyszedł z żoną i to ją powinien bajerować. Niestety to ona zbajerowała jego tak bardzo, że teraz oboje byli nieszczęśliwi. – Ale o jutro też się nie martw. Właśnie wyczyściłem mój jutrzejszy grafik. – I nawet wykonał jakiś gest ręką, który miał sugerować, że rzeczywiście wyczyścił wszystkie spotkania. A pewnie miał odebrać poród sześciu krokodyli (czyli miał się przez sześć godzin gapić na jaja i czuć się jakby grał w Parku Jurajskim). No i pewnie akurat miał rocznicę z Angie, ale to też nie było coś czego nie mógł przesunąć. O tym to nawet mógł legalnie zapomnieć i nic się nie działo.
- Na pewno są ciekawsze. – Zamachał jej brwiami jak zawodowy casanova. Chociaż wiedział, że nie musiał się za bardzo starać. Laski kochały być zabierane w tajemnicze miejsca jak miały pewność, że osoba, które je zabiera nie jest seryjnym mordercą. A jednak Parker nie był seryjnym mordercą. Na razie. Nie wiedział jeszcze o tym, że Elaine ma życie poza nim i spotyka się z innymi ludźmi. Wtedy może coś by komuś zrobił. Człowiek pod wpływem emocji robi paskudne rzeczy.
- Świetny akcent do pięknego stroju. – Nie znał się na modzie w ogóle. Głównie dlatego, że jego stroje ograniczały się do beżowego mundurka, który nosił w pracy. A po pracy to pewnie chodził w dżinsach, bez koszulki, na boso, z kapeluszem kowbojskim na głowie. Tylko w takim outficie najlepiej jeździło mu się na koniu. Tylko wtedy mógł spełniać hollywoodzkie fantazje na temat kowbojów. Czasami zakładał flanelową koszulę, ale to tylko wtedy jak wiało naprawdę mocno. Ale to tak naprawdę mocno. Jak obecnie w Polsce. Trzeba pamiętać, że przecież miał naturalny sweter na klacie, który go chronił przed niechcianym przeziębieniem.
- Lubię jak tak świntuszysz w ten swój elegancki sposób. – Pomachał jej palcem przed głową. Przez cały czas się uśmiechał. Od razu miał lepszy humorek jak przebywał z nią, a nie ze swoją żoną. – Mów tylko kiedy, a stąd wyjdziemy. – Tak. Był tak beznadziejny, że mógł nawet olać swoje sanktuarium i pieniądze, które mógł zdobyć. Biedny, naiwny głupiec. – Czego się napijesz? – Zapytał i sam spojrzał na wybór przed sobą. Miał ochotę na coś babskiego i kolorowego, ale chciał jej zaimponować to pewnie weźmie whisky, albo wódę. Wiedział co laski kochają – alkoholików.
była pogodynka, altualnie dziennikarka — tha cairns post
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
była twarz wieczornej prognozy pogody, którą przerósł dorosły świat, gdy wplątała się w romans ze swoim szefem
Po kilku drinkach była tak zdecydowana, by opuścić tę imprezę właśnie z nim, że nie musiał wcale wabić jej dźwiękami. Niewiele tak naprawdę potrzebował, by Elaine zapomniała historii, którą opowiedziała jedynie w połowie, przerywając w momencie, w którym grzecznie odciągnął ja na bok. Trzy drinki wcześniej może w jej głowie nawet zrodziłaby się myśl mówiąca o tym, że zachowywała się odrobinę desperacko, ale przekroczyła jakiś czas temu tę rozsądną ilość, docierając do etapu, kiedy osąd nie był szczególnie wiarygodny.
— Oby nie było w nim nic ważnego, bo opcja z wyczyszczeniem całkiem mi się spodobała — przyznała, przechylając lekko głowę. Przez jej lekko pijaną głowę przemknęło, że to odrobinę zbyt śmiałe deklaracje. Skłamałaby, mówiąc, że nie lubiła Parkera. Gdyby tak było, nawet miła zabawa i całkiem udany seks nie uratowałby sytuacji. Nie znaczyło to jednak, że trzeźwa Elaine dobrze zniesie swoje pijackie decyzje, w których to deklarowała chęć spędzenia z nim większej ilości czasu. Tym bardziej że ledwo godzinę wcześniej wcale nie zamierzała się z nim kontaktować, pozostając raczej zdecydowana wpaść na kogoś innego. Później się jednak nawinął, ona wlała w siebie trochę za dużo alkoholu i tak jakoś wyszło, że gdy mówił o kolejnym dniu spędzonym w swoim towarzystwie, to skora była nawet wygiąć usta w uśmiechu. Trochę pijackim i krzywym — chociaż w głowie samej Eli na pewno szalenie pociągającym.
— Możesz mi o nich powiedzieć coś więcej? — zapytała, zamierzając popsuć mu ewentualną niespodziankę. Czy obawiała się ewentualnego siana lub wycieczki do krokodyli? Oczywiście. Nie istniała chyba ilość alkoholu, która byłaby skłonna zmiękczyć ją na tyle, by w przypadku odwiedzin w jego pracy, nie drżeć o swoje życie. Co zdecydowanie kolidowało z wizją, którą zdążyła ułożyć sobie w głowie.
— Możemy napić się tego drinka, a później się po prostu ulotnić — zaproponowała, uznając to za najlepsze wyjście. Nie musieli opuszczać imprezy teraz-zaraz — nawet jeśli wydawała jej się szalenie nudna. Potrafiła zapanować nad sobą na tyle, by uszanować zobowiązania, które mogły go trzymać. Chociaż w jej głowie sprowadzały się one raczej do uściśnięć dłoni i uprzejmych uśmiechów, a nie eskortowania do domu swojej żony. — Więcej zachowam na potem — dała mu słowo, by wiedział, że było na co czekać. Chociaż nie powinien mieć co do tego wątpliwości najmniejszych, mając już przecież niejednokrotną okazję w życiu, by przekonać się, jak zachwycająca (wiadomo) bywała.
— A możesz tak po prostu wyjść, nikogo to nie oburzy? — zapytała jeszcze, bo nie miała pojęcia przecież, na ile ważnym gościem był. Zerknęła na butelki, odszukując wśród nich tę z ginem i podała mu ją, by mógł przygotować jej drinka. Przecież Elaine nie będzie polewała sobie sama alkoholu, skoro już pojawił się Parker obok.
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Prychnął, bo co ona tutaj sobie myślała, że on miał w kalendarzu rzeczy, które były ważniejsze od niej? Nie było takiej opcji. Nawet jakby miał jutro spotkanie z ministrem to by je odwołał, żeby się z nią spotkać. Jasne, sanktuarium było dla niego ważne, wiedział jednak, że hajsy były na to, żeby je utrzymać na obecnym poziomie. Owszem, chciałby zwiększyć standardy i dlatego pojawiał się na takich eventach, ale wiedział, że w jeden dzień całego świata (a przynajmniej swojego sanktuarium) nie zmieni. Mógł więc jeden dzień odpocząć, żeby spędzić go z Elaine, która nie bywała w okolicy zbyt często.
- Pozwól, że o ewentualne konsekwencje będę martwił się ja. Nie chciałbym, żebyś sobie takimi bzdurami zawracała tą piękną główkę. – Chciał ją nawet ucałować w skroń, albo czubek głowy, ale nawet on wiedział, że byłoby to nieodpowiednie zachowanie. Picie drinków z Elaine i rozmawianie z nią stojąc w bliskiej odległości nie było problemem. Na dobrą sprawę nie było nawet podejrzane, bo jednak był tutaj, żeby zdobywać fundusze. Jednak całowanie jej byłoby już nieco popierdolone. Zwłaszcza jak będziemy pamiętać o tym, że jego żona była tutaj obecna. Chociaż my pamiętajmy skoro on nie pamięta.
- Mogę. Ale czy powinienem? – Zamachał brwiami. – Nie wolałabyś się przekonać na własne oczy? Nic nie jest w stanie zastąpić takiego dreszczyku emocji. – On naturalnie błędnie zakładał, że wszyscy, tak jak on, są miłośnikami natury i niewygody. Zakładał, że skoro on mógłby mieszkać na kamieniu osłaniając się przed upałem i deszczem gigantycznym liściem monstery, to wszyscy byliby w stanie robić to samo. Nie myślał o tym, że żyjąca w wielkim mieście Elaine wolałaby komfort drogiego materacu w pokoju hotelowym. Miał inne pojęcie przygody niż reszta ludzi.
Wolałby ulotnić się teraz póki Angie jeszcze była poza zasięgiem jego wzroku. Wiedział jednak, że i ona z czasem będzie chciała wracać do domu. A, że Angie nie była chamem jak on to z pewnością by go o tym poinformowała specjalnie go szukając. On poinformowałby ją tylko wtedy gdyby stała rzeczywiście obok. – Brzmi jak świetny plan. – Teraz jednak chciał udobruchać Elaine, więc godził się na jej wymysły.
- Hmmm. – Zamyślił się na chwilę i zaczął się rozglądać po imprezie wyszukując wzrokiem kogoś kto starałby się nawiązać z nim kontakt. – Raczej nie. To nie jest impreza dla mnie, a wiem, że jest tu multum ważniejszych osób. – Odparł jak już ogarnął, że nikt nie szukał jego towarzystwa. Biedak nawet nie wiedział, że dla takiej Elaine był ostatnią deską ratunku. – A nie. Cholera. – Pacnął się lekko w czoło. – Mogłoby oburzyć moją żonę. Ale nie wiem gdzie jest. Więc zakładam, że sama może już poszła. – Pewnie nie, ale jednak w jego oczach taka informacja lepiej by się sprzedała u Elaine. Nie pomyślał o tym, że w sumie jest to pierwszy raz kiedy wspomina przy niej o tym, że ma żonę.
była pogodynka, altualnie dziennikarka — tha cairns post
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
była twarz wieczornej prognozy pogody, którą przerósł dorosły świat, gdy wplątała się w romans ze swoim szefem
Smutne, że zamiast docenić mężczyznę, który był gotów odwoływać dla niej spotkania z ministrem, Elaine i tak myślała cały wieczór o mężczyźnie, który w dokładnie te chwili mógł rozbierać swoją żonę, wsadzając jej do głowy brednie, którymi tak ochoczo karmił też Henderson. Gdyby zerkała z boku na tę pochłaniającą kolejne kieliszki prosecco żałosną pannę, to nie pozostałoby je nic innego jak tylko zapłakać, że potrafiła dotrzeć do takiego etapu — kiedy jej życie i kariera spoczywają w rękach mężczyzny. I któremu chciała w jakiś niezrozumiały sposób utrzeć nosa, tym chętniej uwieszając się na ogromnym ramieniu Parkera.
— Dobrze, wrócę do bycia egoistyczną — zażartowała, zapominając całkowicie, że nigdy z tego stanu tak naprawdę nie wyszła. Wszystko, co robiła — od rozmowy, ładnych uśmiechów, po niespieszne przesuwanie dłonią po jego ramieniu, miało przynieść jej zamierzony skutek. Nie przejmowała się wcale faktem, że mężczyzna wydawał się nią bardziej zainteresowany, niż prawdopodobnie powinien — patrząc na charakter ich relacji i nastawienie Eli.
— A obiecujesz, że będę zadowolona? — zapytała, wiedząc, że coś innego mogłoby wywoływać u nich dreszczyk emocji — bo nie posądzała go na przykład, że nowa para szpilek potrafiłaby sprawić, by serce mocniej mu zabiło tak, jak działo się to w przypadku Elaine często. A jeśli mieli iść gdzieś się rozbierać, to tak, zdecydowanie wolałaby wygodny materac, niż uroki natury i wchodzący wszędzie piasek lub siano. Nic więc dziwnego, że w pierwszej kolejności wolałaby dowiedzieć się, w jakim kierunku powędrowały jego myśli, by nie przeżyć niemiłego zaskoczenia.
Napiła się odrobiny alkoholu w tym samym czasie, w którym padło słowo żona. Powietrze, które gwałtownie wciągnęła, sprawiło, że zakrztusiła się lekko. Udało jej się jednak dość szybko nad sobą zapanować (nie musiał nawet walić ją w plecy swoja niedźwiedzią łapą), więc odstawiła kieliszek i zamrugała kilkakrotnie, starając się pozbyć łez, które zebrały się w kącikach jej oczu przez ten chwilowy napad kaszlu.
— Żona? — powtórzyła. Elaine Henderson nie miała zbyt wielu zasad — co potwierdzał fakt, że regularnie rozkładała nogi przed mężczyzną posiadającym obrączkę. Tym razem jednak odczuwała zdecydowane opory — na myśl, że wybrała żonatego na pocieszenie po tym, jak jej pierwszy wybór też wybrał żonę? Poczuła irracjonalną wściekłość, na myśl, że wszyscy mężczyźni nagle mieli te swoje pieprzone małżonki, podczas gdy ona chciała po prostu zrzucić z siebie ciuchy — nawet na sianie. — Masz żonę i wyciągasz z imprezy inne kobiety? — zapytała. Nie była może i definicją porządku, ale nagle uznała, że ma prawo się oburzać. Hipokrytka.
Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
No to było naprawdę smutne. Właściwie to było nawet tragiczne, ale niestety Parker nie wiedział, że dziewczyna, którą tak bardzo był zauroczony, nigdy nie traktowała go na poważnie. Może to nawet i lepiej, że tego nie widział? Może gdyby wiedział to popadłby w jeszcze większą depresję niż ta, którą miał teraz. Ta, która była spowodowana morderstwem sprzed lat i nieudanym małżeństwem z Angie.
Zaśmiał się nieco za głośno, co zwróciło uwagę osób przy stolikach w pobliżu tej dwójki. – Ty i bycie egoistyczną? – Zaśmiał się znowu, bo przecież Elaine nie byłe egoistyczna. Jego Elaine? Nigdy w życiu. Przecież była taką super osobą. Wracała do niego, cieszyła się na jego widok, dotykała go, nie unikała go. Dobra, wiecznie olewała jego smsy i telefony, ale komu się nie zdarzyło, prawda? Hehe. Wszyscy są zajęci swoimi pracami i dorosłym życiem. Nie ma czasu na takie pierdoły jak odpisanie na smsa czy oddzwonienie. A jest też przecież ta niepisana zasada, że nie dzwoni się do ludzi między 25 a 35 rokiem życia. To te roczniki, które nie odbierają telefonów. – Nie ma do czego wracać. Bycie egoistyczną w ogóle ci nie pasuje. – Taka pogodna kobieta jak ona nie mogłaby być egoistką.
- A czy kiedykolwiek sprawiłem ci zawód? – Gdyby tak było to zapewne by tutaj nie rozmawiali, bo nie chciałaby być widziana z nim publicznie. A tutaj jednak była setka ludzi. Nawet ponad. Parker coś o tym wiedział, bo w pewnym momencie Angie zaczęła go nudzić tak bardzo, że rzeczywiście zaczął liczyć ludzi obecnych na sali. Doliczył się jednak setki i po prostu od niej odszedł.
Nie wiedział, że informacja o żonie tak ją zszokuje. W sumie to nawet nie wiedział czy był to szok, bo początkowo to on się przeraził, że Elaine mu tutaj zaraz zejdzie na jakieś zapowietrzenie się. Chciał też wierzyć, że może drink był po prostu za mocny i się tego nie spodziewała? Chciał wierzyć, że powodem tego zachowania nie była jego żona. Nie wiedział jak zareagować, więc spanikowały stał i patrzył jak Elaine walczy o życie. Jak już wygrała, to sięgnął po serwetki i jej podał, żeby się ogarnęła. Dobrze, że jej nie klepał w plecy, bo jeszcze by jej wyklepał jakieś narządy zewnętrzne próbując ocalić życie.
- Tak. Angie. – Odparł mrużąc oczy. Naprawdę był pewien tego, że jej wspomniał o tym, że miał żone. A może nie wspomniał, bo sam często o tej Angie zapominał? Może tak bardzo mu się wszystko już myliło. Lekko się teraz zakłopotał. – Wybacz, byłem pewien, że wiesz. – Przecież to nie tak, że jakoś ukrywał fakt posiadania tej małżonki. Chyba. Może tak dobrze ją ukrywał.
- No bez przesady. – Wyprostował się lekko oburzony takim oskarżeniem. – Tylko ciebie. – Wyjaśnił, bo on przecież był porządnym człowiekiem. Takim, który jak już zdradzał żonę to tylko z jedną kobietą. – To chyba niczego nie zmienia, nie? – Zapytał dla pewności i upił swojego drinka. Szybko go jednak odstawił, bo w razie gdyby mu zaserwowała jakąś niefajną odpowiedź to nie chciał opluć jej i ludzi w pobliżu.
była pogodynka, altualnie dziennikarka — tha cairns post
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
była twarz wieczornej prognozy pogody, którą przerósł dorosły świat, gdy wplątała się w romans ze swoim szefem
No to było naprawdę smutne. Właściwie to było nawet tragiczne, ale niestety Parker nie Uśmiechnęła się z lekkim rozbawieniem, pozbawiona wyrzutów sumienia, które powinna w tej chwili odczuwać. Parker był przecież porządnym gościem, który starał się bardziej, niż ktokolwiek inny dla niej — i o stokroć bardziej, niż w ogóle na to zasługiwała. Czego dowodem było, że jedynie pokiwała głową na jego słowa, nie czując wstydu z powodu tego, że przecież, gdy tylko mijała tabliczkę Lorne Bay, zapominała o jego istnieniu, ignorując każdą, wysłaną jej wiadomość. Udawała zajętą i zapracowaną bardziej, niż bywała w rzeczywistości — w końcu nikt nie miał tak napiętego grafiku, by nie wcisnąć tam jednej, pojedynczej i głupiej wiadomości. Oczywiście w tej całej sytuacji Elaine uważała, że i tak dostawał od niej wystarczająco sporo, skoro okazjonalnie się przed nim tak chętnie rozbierała! Czy to nie wynagradzało wszystkiego (jej zdaniem pewnie widok jej cycków załagodziłby światowe konflikty i pozbawił ludzi ubóstwa, słowo). — Jak zawsze kochany — przyznała, przechylając głowę, uśmiechając się lekko.
— Oczywiście, że nie. Po prostu ja nie jestem fanką niespodzianek, szczególnie takich, które nie do końca pasują do mojego charakteru — wyjaśniła bardzo dyplomatycznie, uważając, że to odpowiednie uzasadnienie. Na swój sposób wcale nie kłamała!
Szok ustąpił, zamieniła go frustracja i oburzenie. Elaine lada chwila rozpocznie prawdziwe analizowanie tego, czy przypadkiem nie przyciągała zajętych mężczyzn — co było bardzo niezdrowe i nieco krzywdzące, bo przecież ona nie chciała zbyt wiele od życia. Potrzebowała jedynie trochę uwagi, na którą — jak wiadomo — zasługiwała. Nie robiła więc nic złego. Dlaczego więc jakiś wszechświat, czy inna magiczna siła postanowiła ją karać w taki paskudny sposób, stawiając na jej drodze tylko żonatych mężczyzn?
Pokręciła lekko głową, bo nie miała przecież pojęcia. Gdyby wiedziała, wcale nie marnowałaby ostatniego kwadransa na to, by się wdzięczyć głupio. Nie potrzebowała uwagi zajętego faceta, bo jakoś nie w smak jej było nagle wciskanie się do drugiego małżeństwa — najwidoczniej i ona miała jakiś limit, wychodząc z założenia, że rozbijanie jednego związku wypełniało go w pełni. Zasnęła więc zęby, odkładając na bok drinka, na którego już wcale nie miała ochoty.
— Całkiem sporo zmienia. Nie wchodzę pomiędzy małżeństwo, nie potrzebuję skandali w Lorne Bay — wyjaśniła, wykonując nawet od razu mały krok w tył, by nie stać przy nim zbyt blisko. Oczywiście jej życiowa filozofia nie miała zbyt wiele sensu, jeśli weźmie się pod uwagę to, za kim takim usychała aktualnie z tęsknoty, ale w tej jednej, pojedynczej sekundzie, naprawdę uważała się za wybitnie dobrego i wspaniałomyślnego człowieka!

Właściciel WS i opiekun krokodyli — Wildlife Sancutary
35 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
I practice self-destruction by watching you love someone new.
Parker po prostu był człowiekiem, który nie był w stanie podjąć żadnej dobrej decyzji. Naprawdę zaczynał wierzyć w to, że jego życie jest pasmem złym decyzji. A to przecież nawet nie tak, że on robił wszystko spontanicznie i nie analizował rzeczy. Myślał, robił plany, zanim coś zrobił to naprawdę potrzebował czasu. Mimo wszystko nic się nie zgadzało i nic mu nigdy nie wychodziło. Przez niego jakiś człowiek stracił życie, później przez tą samą sytuację stracił przyjaciela. Zakończył związek z laską, którą chciał poślubić i z którą widział wspólną przyszłość. Związał się z kimś z kim tej przyszłości nie widział, nawet wziął z nią ślub. Teraz zakochiwał się w lasce, która była dla niego niedostępna, a on był chyba zbyt głupi, żeby to dostrzec. Albo po prostu nie chciał tego widzieć, bo był tak nieszczęśliwy w swoim małżeństwie, że nieszczęście z kimkolwiek innym wydawało się… nieco mniej bolesne.
- Wiem o tym. – Uśmiechnął się i delikatnie palcami musnął jej dłoń. – Wiem jaka jesteś. Znam cię. Nie wybrałbym czegoś z czego nie byłabyś zadowolona. – Nawet jakby miał ją rzeczywiście zabrać na sianko to upewniłby się, że to sianko jest pod kocykiem, żeby nic jej nie kuło i żeby nic po niej nie łaziło. No i żeby później żadna słoma nie wystawała jej z włosów. Znał ją. A przynajmniej wydawało mu się, że ją zna.
Widział zmianę w jej zachowaniu i naprawdę nie ogarniał co się działo. Właściwie to powoli zaczynał ogarniać. Zaczynał rozumieć, że rzeczywiście, być może, Elaine nie wiedziała o tym, że Parker miał żonę. Był pewien, że wiedziała. Przecież to nie tak, że chował tą Angie i nikt nie wiedział. Nawet na stronie internetowej sanktuarium miał zdjęcie z nią. Byli ubrani w kombinezony i trzymali zwierzaki. Parker dwa „nastoletnie” krokodyle, a Angie koalę. Nosiłby obrączkę gdyby nie to, że był na 80% pewien, że krokodyl mu ją zjadł.
- Nie wchodzisz w nasze małżeństwo. – Odpowiedział wywracając oczami i wyciągnął dłoń w jej stronę, ale zauważył jej krok w tył, więc szybko ją cofnął. – Moje małżeństwo istnieje tylko na papierze. Dosłownie. – Wyjaśnił nie wyjaśniając absolutnie nic. – Daj spokój, Elaine. – Westchnął i odstawił szklaneczkę z drinkiem. Przynajmniej miał dobry powód, żeby teraz nie pić tej czystej whisky. Nie miał też ochoty się z nią kłócić. Nie w takim miejscu. Przyszedł tutaj zyskać sponsorów, nie stracić ich z powodu kłótni kochanków.
była pogodynka, altualnie dziennikarka — tha cairns post
29 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
była twarz wieczornej prognozy pogody, którą przerósł dorosły świat, gdy wplątała się w romans ze swoim szefem
Na tym polu zdawali się mieć całkiem sporo wspólnego. Elaine tez nie radziła sobie do końca z podejmowaniem decyzji — chociaż to wcale nie tak, że ich odpowiednio wcześniej sobie w głowie nie próbowała analizować. Jednocześnie uważała siebie za wystarczająco rozsądną, by nie dać się wykorzystać, ale jednak, na tym przekonaniu się kończyło. W końcu, gdyby pozostawała tak mądra, jak próbowała sobie to przez całe życie wmówić, nie związałaby się potajemnie z mężczyzną, który — nie trzeba było być geniuszem, by się domyślić — na pewno nie zamierzał porzucić żony dla niej.
— Dobrze, zaufam ci — powiedziała, chociaż nie bez obaw. Była gotowa mu zaufać, nie mając i tak szczególnie dużo innych, potencjalnych rozrywek. Impreza trwała w najlepsze, a Eli poczuła się nią już wystarczająco znudzona, by chcieć jedynie zaszyć się gdzieś indziej — nawet jeśli miało to być sianko pokryte kocem.
Nagle miała wystarczająco dużo skrupułów, by nie pakować się w relację mężczyzny, który miał żonę. Gryzło się to z jej chęcią odreagowania po tym, jak potraktował ją Henry. Chyba tez nie chciała — chociaż Parker zabiegał o jej uwagę bardziej, niż ktokolwiek inny na tym świecie — dotrzeć do etapu, gdy znowu stanie się dodatkową opcją. Miłą, bo całkowicie różną od tego, co mieli na co dzień. Dlatego mimo jego zapewnienia Eli pokręciła lekko głową, wiedząc, że nie chciała tego testować.
— To daj mi znać, jak przestanie istnieć całkowicie — dodała, jeszcze zanim odstawiła na bok drinka. A po tym, jak rzuciła mu ostatnie spojrzenie, skierowała się w stronę wyjścia, zamierzając wrócić do siebie — obrażona na świat wyraźnie sfrustrowana i niezadowolona, bo ten wieczór w najmniejszym stopniu nie przebiegł tak, jak to sobie wymyśliła.

koniec <3
ODPOWIEDZ