rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Pierwsza zasada w szpitalu brzmiała, by nie mówić, że jest za spokojnie. Dopuścił się tego jeden ze stażystów i po raz pierwszy w życiu- dobrze, drugi, bo już myślał o mordzie na swojej byłej- Alfie Buxton chciał kogoś zasztyletować skalpelem. Obserwował jak w zwolnionym tempie, gdy wreszcie padły te słowa, dosłownie koło dziesięciu minut było spokojnie i nagle rozdzwoniły się telefony i cała sala przyjęć zaczęła zapełniać się ludźmi, którzy wyglądali jakby uciekli z jakiejś potwornej katastrofy. Mało brakowało, a razem z innymi rezydentami spojrzeliby na tego młodzieńca od złowieszczych i przeklętych słów i nakazaliby mu samemu zająć tą rzeszą pacjentów.
Alfie będąc najbardziej pomocnym człowiekiem świata uznawał tę decyzję za całkiem fair. Najwyraźniej jednak nie mieli siły przebicia, bo wystarczyło zaledwie jedno spojrzenie lekarza prowadzącego, a już ustawiali się przy łóżkach zadając najbardziej nieśmiertelne pytanie, jakie znał, czyli co panu dolega?. Powtórzył je chyba tak dostatecznie wiele razy, że na widok kolejnej pacjentki oczywiście się pomylił i został zwyzywany od tego nowoczesnego ścierwa, które wierzy w jakichś trans. Nie miał siły nawet temu zaprzeczać i choć rozumiał, że pacjentka była śmiertelnie przerażona to był na tyle wściekły, że wreszcie w geście zupełnego buntu ukradł jej galaretkę (truskawkową na dodatek) i schował dla siebie.
Planował w końcu całkiem odważnie przerwę i nawet rozglądał się za Ginny, która stała mu się całkiem bliska w tym szpitalu. Jej był w stanie nawet oddać łakocie, choć jak się okazało, jego marzenia okazały się płonne i całkiem urwane z choinki, bo został wezwany na dywanik. Początkowo obstawiał, że sprawa z galaretką się rypła i dopiero będzie obciach jak wywalą go z rezydentury za znęcanie się nad pacjentem i odmawianie mu pokarmu (kobieta miała ostry atak wyrostka robaczkowego, więc i tak by nie zjadła). Już był gotów prosić Boga, w którego średnio wierzył o łaskę, gdy okazało się, że to wcale nie chodzi o jego złośliwość i bycie już zmęczonym i opryskliwym po kilkudziesięciu godzinach na nogach.
Rozchodziło się o Lisbeth, a raczej o dyskretne rzucenie na nią okiem, gdy będzie przechodził tędy. Brzmiało to dość absurdalnie, bo jeszcze nie zdarzyło mu się przemykać przez ten korytarz przypadkiem, a był kiepski w kłamstwach i wymyślaniu wymówek na poczekaniu. Postanowił jednak nie kusić diabła i zachowywać się jak przystało na dorosłego człowieka, który dostaje niewygodne zadanie od własnego szefa.
Nie dyskutować, wykonać, nawet jeśli brzmiało dość głupio i zdecydowanie nie było wpisane w jego zwyczajowe obowiązki. Poza tym przerwa mu się przyda do degustacji swojej galaretki. Zadziałał więc całkiem instynktownie i ruszył w stronę jej pokoju nie przejmując się tym, że nie zdążył jeszcze wymyślić odpowiedniego pretekstu. Miał, zresztą, nadzieję, że dziewczyna śpi i będzie mógł nie zakłócać jej odpoczynku. Poza tym musiała czuć się jak małpka w cyrku, skoro ciągle ktoś ją nawiedzał i pilnował. Z tego powodu starał się być najbardziej cichym i wycofanym człowiekiem, gdy wreszcie uchylił drzwi do jej sali.
Na próżno jednak, bo zanim zdołał stamtąd wyjść, poślizgnął się na świeżo polerowanej podłodze ciągnąc ręką metalowy stolik i kroplówkę Westbrook.
- O kurczę, miałem cię nie budzić! - to mu się udało.
Brawo on.
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
numer.

Ostatnio moje możliwości są na niskim poziomie, więc przepraszam </3

Przyzwyczaiła się już do szpitala i nawet nie próbowała sugerować, że mogłaby z niego wyjść. Było jej tutaj względnie dobrze, w szczególności odkąd z Remigiusem porozmawiali nieco poważniej, a raczej dali sobie do zrozumienia, że może być między nimi znów dobrze. To też sprawiało, że nie ciągnęło jej do świata zewnętrznego. Tam znów nawarstwiłyby się problemy, ale tak długo, jak była tutaj, tak długo nie musiała się mierzyć rzeczywistością. Trwała w zawieszeniu i chociaż było to opcją tchórzliwą, to jednak bardzo dla niej atrakcyjną.
Nie zasypiała już z pomocą leków, więc nie można powiedzieć, aby jej sen był szczególnie głęboki. Mimo to opadanie w niebyt, gdy nie musiała się martwić o to, że po obudzeniu będzie sama, dobrze na nią wpływało. Trzeba też wiedzieć, że przed całym tym zamieszaniem ze szpitalem czy nawet zerwaniem z Soriente, Lisa należała do osób, które najpóźniej o dwudziestej drugiej smacznie już spały. Miała więc wiele godzin snu do nadgonienia, po tym, jak żyła przez ostatnie tygodnie. Z tego też względu nie przewidywała pobudek w środku nocy, ale na to wpływu już nie miała, nie kiedy ktoś wtargnął do jej sali i robił raban na wejściu. W jednej chwili praktycznie zachłysnęła się powietrzem i usiadła na łóżku, nie wiedząc, co się dzieje. Serce jej waliło, w głowie się kotłowało, a wzrok próbował się przyzwyczaić do ziemności i wypatrzeć przyczynę całego zamieszania.
- Remigius? - zapytała głucho, szukając Francuza, ale jeszcze parę mrugnięć i jasnym stało się, że tego nie było aktualnie w jej sali. Był natomiast ktoś inny, ktoś, kogo szybko poznała po samym jego głosie. Przynajmniej mogła się uspokoić, bo wątpiła, aby rezydent się tutaj zjawił w celu wyrządzenia jej krzywdy. Nawet jeśli wejście miał iście złowrogie.
- No to chyba nie najlepiej ci poszło - westchnęła w odpowiedzi na jego słowa i przetarła twarz dłońmi, a potem wygładziła jeszcze czarne włosy, nie wiedząc, jak aktualnie się prezentuje. Wracały jej powoli te typowe dla niej odruchy - chęć wyglądania schludnie i poprawnie. To też nawet poprawiła kołnierzyk w piżamie, widząc, jak Alfie się zbiera z podłogi. - Wszystko w porządku? Nie wiedziałam, że jesteś taką niezdarą - przyznała przechylając przy tym głowę do boku. Analizowała sobie co dokładnie zaszło, jednocześnie dłonią zasłaniając usta, gdy wzięło ją na ziewnięcie. Wtedy też połączyła parę kropek i zmarszczyła nos. - Skoro nie miałeś mnie budzić... to chciałeś tutaj wejść, jak będę spała? To trochę niegrzeczne - zauważyła, mając wrażenie, że rumienią jej się poliki. Owszem, wiedziała, że jest w szpitalu, ale wciąż była sobą. Perspektywa tego, że ktoś by ją obserwował, jak spala, wywoływała u niej niemałe zawstydzenie. Prawdę mówiąc wierzyła, że Alfie jej to jakoś wyjaśni i to w taki sposób, by uczucie zażenowania z niej wywietrzało, albo przynajmniej nie eskalowało w coś większego.

Alfie Buxton
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
jest super <3

Nie dotarły do niego żadne wiadomości o szczęśliwym powrocie do siebie. Głównie dlatego, że temat pacjentki z tej sali ucinał zwykłym nie interesują mnie plotki i pielęgniarki patrzyły na niego krzywo. Pewnie w przyszłości miał odpowiedzieć za tę zniewagę, bo kto o zdrowych zmysłach tak w ogóle drażni ten rodzaj pomocy medycznej, ale jak na razie utrzymywał swój status quo. Wszystko ze względu na komfort psychiczny Lisbeth, która już wystarczająco dużo wycierpiała, by stać się ponownie obiektem pogłosek wśród pracowników szpitala. Można było rzec, że zachowywał się wobec niej trochę jak starszy brat, ale nie sądził czy to brzmi jak komplement.
Przecież był niezdarny i na tyle zmęczony, by przerosło go kulturalne zaglądnięcie do sali i zdanie raportu z jej stanu ordynatorowi. Gdyby był bardziej ostrożny, to już byłby z powrotem i na dodatek mógłby przekazać dobre wieści. Najwyraźniej jednak nie dane mu było asystować przy tym przypadku i właściwie mógł podziękować za to salowej, która zmyła tę podłogę. Dzięki temu jest szansa, że nie padnie z fizycznego wyczerpania, a to już sporo jak na rezydenta.
- Nie, to ja - odpowiedział, gdy ochrzciła go mianem jakiegoś Francuza i choć to ja wydawało mu się absurdalne, nie myślał logicznie. Nie, gdy musiał podnieść się z podłogi i zmierzyć się z jej krytycznymi uwagami, do których jeszcze nie przywykł. - Widzisz, dlatego bym nie mógł trenować gimnastyki. Jestem paskudną niezdarą, zwłaszcza po trzydziestu godzinach na nogach - parsknął nieco ponuro, choć raczej nie był osobą, która żali się z powodu swojego losu.
Wiedział na co się pisał wybierając medycynę. Jego koledzy prowadzili bardziej próżniaczy i zabawowy tryb życia, a jemu się zachciało krojenia ludzi. Jak tak dalej będzie, to stół operacyjny zobaczy pod sobą.
Usiadł w końcu i spojrzał na nią wymownie. Naprawdę była aż tak nieprzytomna ze snu, że zarzucała mu, że na nią zerka? Cały szpital to robił- mniej czy bardziej dyskretnie. Ba, pewnie gdyby ordynator wybrał bardziej ogarniętego chłopaka do tego zadania to biedulka by wcale nie odnotowała jego obecności. Powinna więc się cieszyć, że trafiło na tego idiotę Buxtona, który nie dość, że ją wyrwał z objęć Morfeusza (co za banalne określenie!), to jeszcze na dodatek postanowił zgodnie z prawdą jej wyznać, co tu robi.
- Twój wujek wysłał mnie na przeszpiegi, bo nadal się o ciebie martwi, a ja wydawałem się odpowiednim kandydatem - nie wnikał jednak dlaczego i miał nadzieję, że Westbrook zrozumie, że zbyt wielkiego wyboru tak naprawdę Alfie nie miał. Z jednej strony nie chciał jej sprawić przykrości, ale z drugiej nie mógł stawiać się szefowi, zwłaszcza po tym jak bardzo wywinął ze stypendium i powrotem tutaj za dziewczyną. - Skoro więc jesteś świadoma i jednak nie śpisz, jak się czujesz? Czy mogę powiedzieć, że wcale nie byłaś na mnie zła? - i próbował spojrzeć na nią oczami kota ze Shreka, bo miał nadzieję, że przynajmniej to go uratuje z tej krępującej sytuacji.
gimnastyczka artystyczna — reprezentująca Australię
22 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Rzuciła Remigiusa, wierząc, że przez nią był nieszczęśliwy i jednocześnie odebrała sobie jedyny powód do szczęścia.
Nie chciała go w żaden sposób obrazić, po prostu wychodził z niej ten brak obycia w rozmowie. Niby była już całkiem dojrzała, ale wciąż za mało czasu spędzała z ludźmi, by wiedzieć, jak w delikatny sposób dobierać słowa.
Mimo że się nie przedstawił, to "ja" wystarczyło, aby dopasowała głos do odpowiedniej osoby. Dzięki temu też rozluźniła się na tyle, by nie stresowało ją aż tak to, kto do niej przyszedł. Pewnie na widok jednej z pielęgniarek aż tak by się nie ucieszyła. Nie mogła ich wszystkich wrzucać do jednego wora, ale była pewna, że spora ich część myślała sobie, że Lisa sprawia niepotrzebne problemy rodzicom, a druga część była zła, że może liczyć na specjalne traktowanie.
- Przede wszystkim jestes już za stary, żeby zacząć, równowagi można się nauczyć- odpowiedziała rzeczowo, nie łapiąc aluzji, bo dopiero co się obudziła i jeszcze była nieco zaspana. Świadczyło o tym to, jak przecierała swoje oczy, próbując je przyzwyczaić do mroku, jaki panował w pomieszczeniu. Poprawiła na sobie jeszcze pościel, a potem sięgnęła do boku po wodę, aby się jej napić, jak już nie spala.
- Jonathan potrafi być upierdliwy, mogę z nim pogadać, jeśli chcesz... żeby dał ci spokój, bo masz ciekawsze zajęcia- zaproponowała, bo uważała, że nie jest małym dzieckiem, którego trzeba na każdym kroku pilnować. Jej chrzestny naturalnie miał na ten temat inną opinie, a chociaż go kochała i była mu wdzięczna za to, jak się nią zajmował, to przy tym czuła, że w którymś momencie wypadałoby go upewnić, że już wystarczy tej jego opieki. Sam miał na głowie wystarczająco dużo, to na sobie i swoim rudzielca powinien się teraz skupić. - Skąd pomysł, że miałabym być na ciebie zła? - przechylila głowę do boku, analizując całe to ich krótkie spotkanie. Potrzebowała paru chwil, w trakcie których zdążyła westchnęła i pomasować palcami potylicę. - Och... bo nazwałam ciebie niezdarą? Nie byłam zła, ja po prostu... nie jestem mistrzem prowadzenia rozmów - starała się nie zastanawiać nad tym, jak tragicznie to brzmiało. Takie były fakty i tyle. Jeśli uzna ją przez to za dziwaczkę, to nie będzie pierwszą osobą z taką opinią na jej temat. Chociaż szkoda, ostatnio dobrze jej się z nim rozmawiało i w zasadzie cieszyła się, że to akurat on został tutaj wysłany.
- Jeśli masz ochotę to poczęstuj się jakimś owocem... mam winogrona, truskawki, pomarańcze, melon jest, ale trzeba rozkroić... mówiłam, że to przesada, sama tego nie zjem - wskazała na wielki kosz różnego rodzaju smakołyków, które trochę ja drażniły, ale próbowała o tym nie myśleć w ten sposób. Wiedziała, że każdy chce dla niej jak najlepiej, ale trochę się bała, że to ją zacznie znów przerastać. Ta zabawna presja jedzenia.

Alfie Buxton
rezydent chirurgii — Cairns Hospital
24 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
panicz, który marnuje swoją błękitną krew wypruwając żyły na rezydenturze z chirurgii urazowej, poza tym dumny chłopak pani architekt, choć nadal ma kłopoty rodzinne i mieszka na łodzi
Tak naprawdę powinien jej być wdzięczny za swoisty trening na trudnych pacjentach, jakiego doświadczał w jej obecności. Tyle, że pewnie ci prawdziwie trudni będą mieli pod siedemdziesiątkę i nie będzie ich darzyć sympatią, a Lisbeth jakimś cudem polubił. Może dlatego, że bliżej mu obecnie było do ponurego żebraka niż do tego błyskającego bielą ząbków księcia z bajki. Tamte czasy zdawały się być tak odległe, że mało brakowało, a nakazałby jej siebie szczypać w ramię bez końca.
- To trochę przykre, że dyskryminują ludzi w pewnym wieku. Ty byś mogła być lekarzem, ale nie polecam. I nie, chyba już się nie nauczę - posłał jej uśmiech z gatunku przegranej sprawy, bo nie mógł nic poradzić na to, że był za długi i zbyt kanciasty, żeby nie potykać się o własne nogi, zwłaszcza gdy faktycznie głównie padał. Na domiar złego ostatnio były sztormy i już zupełnie się nie wysypiał.
Na jej sugestię o rozmowie z Jonathanem jednak zamachał rękami jak ryba, którą ktoś niepotrzebnie wyciągnął z wody. Może i był ostatnio skończonym kretynem i popychadłem- głównie z własnej winy, bo mu się zamarzyło powrócić ze Szkocji- ale nie zamierzał posiłkować się koneksjami też dziewczyny. Dość staroświecko uważał, że pewne sprawy powinno załatwiać się samemu, gdy jest się mężczyzną, a nie byle jakim fajtłapą.
- Nie, nie, nie - powtórzył więc trzy razy, by upewnić się, że dobrze go zrozumiała i że nie ucieknie się nagle do wymówek, skierowanych w stronę swojego chrzestnego. - Poza tym ja lubię tu przychodzić - zaprzeczył i choć może nie było tu krwawego spektaklu (na jaki każdy młody lekarz czeka) to nie uważał, żeby się ze sobą nie dogadywali bądź rozmowa się nie kleiła.
Z tego też powodu nie zamierzał stąd uciekać. Wręcz przeciwnie, rozgościł się na arcywygodnej kanapie i spojrzał kątem oka na proponowane przez nią owoce.
- Przynoszą ci jedzenie, bo się boją, że zaliczysz kolejny kryzys? - zapytał wprost. - I jakoś ostatnio ze mną rozmawiałaś, więc nie było tak źle, chyba że to ta substancja, którą wstrzyknęli ci w kroplówce - uśmiechnął się jednak lekko, by wiedziała, że żartuje. Po części przypominała mu dzieci z Aspergerem, którym trzeba było tłumaczyć dowcipy, ale to przecież tym bardziej nie było zależne od niej.
- Kiedy wychodzisz? Masz już jakiś deadline? - zainteresował się jej odpowiedzią, a nie kartą, do której mógł zerknąć i wyczytać z niej wszystkie informacje. Był jednak człowiekiem słownym i skoro mówił, że lubił z nią przebywać, była to prawda.

Lisbeth Westbrook
ODPOWIEDZ