wykładacz towarów w supermarkecie — supermarket
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Pracownik sklepu Coles. Wykłada towar na półki, odnosi jogurty z działu elektroniki na miejsce. Pomaga jak trzeba, a nawet sprawdzi na zapleczu czy jest inny rozmiar tego sweterka, który tak bardzo ci się podoba
014.
In ancient times cats were worshipped as gods;
they have not forgotten this.
{outfit}
Mathilda musiała sobie zrobić trochę wolnego od pracy. Chciała spędzić czas z Joshem, który tak niespodziewanie wrócił do miasta. Miała kilka dni zaległego urlopu, więc ogólnie nie było problemu. Jako, że zawsze była leniwa to powrót do pracy był prawdziwą tragedią. Tym bardziej, że zaczął się nowy miesiąc, a to oznaczało nowy konkurs na pracownika miesiąca. W zeszłym miesiącu nie wygrała, bo Wren nie chciał kupić klapek na basen w promocji i trójpaku zwykłych koszulek. Gdyby tylko to kupił to Mati z pewnością znalazłaby się w czołówce. To, że pomogła mu z wyborem śmietany wcale nie pomogło. Nie chodziło o to, żeby ludzie kupowali to po co rzeczywiście przyszli. Najbardziej chodziło o to, żeby ludziom wciskać rzeczy, których wcale nie potrzebują. W tym miesiącu wyzwanie było dosyć proste. Trzeba było sprzedawać wszystkie pierdoły, które miały na sobie motyw Halloween. Święta, które tylko w Ameryce było tak hucznie obchodzone. Każdy inny kraj czuł się zobligowany, ale ostatecznie ludzie chyba mieli na to wszystko wyjebane. Mati nie. Ona kochała się przebierać i imprezować. Chociaż ona też nie potrzebowała do tego Halloween. Jej wystarczyło rzucenie hasła. Ale nieważne. Teraz była w pracy, więc musiała zachować pełen profesjonalizm.
Dzisiaj w sklepie było całkiem spokojnie. Nikt niczego nie rozlał, wszystkie jogurty, które znajdowały się w dziale z elektroniką wyniosła na odpowiednie miejsce, chwile posiedziała na nowych krzesełkach, które trafiły dzisiaj do sprzedaży, aż w końcu skończyła przy okienku z reklamacjami, gdzie gawędziła sobie z Garrettem. Obserwowała ludzi i wyszukiwała kogoś kto będzie potrzebował jej pomocy. Razem z Garrettem obserwowali Luke'a, ale nie robili tego w sposób zbyt oczywisty. Nowa polityka sklepu była taka, że nie można napastować klienta od momentu, w którym wejdzie do sklepu. Trzeba wyczuć moment i upewnić się, że klient pomocy potrzebuje. Podobno przychodziło spoko skarg od klientów, którzy czuli się napastowani przez obsługę. Ale to nie wina obsługi! Na ich obronę powiem, że w zeszłym miesiącu do wygrania za pracownika miesiąca był powerbank z logo sklepu! Kto by nie chciał takiego gadżetu? Teraz walczyli o mały głośnik JBL (również z logiem sklepu). Mathilda nie była fanką głośnego słuchania muzyki, ale chciała ten głośnik, żeby go sprzedać komuś za pieniądze, za które kupi sobie McDonald'sa, albo skręty.
-Dobra. Ten jest mój, Garrett. Przykro mi. Nikt nic od ciebie nie kupi. Szuraj stąd dalej. - Nie czekając na odpowiedź kolegi poszła w stronę Luke'a. Była nieco nieuprzejma, bo Garrett jednak jeździł na wózku inwalidzkim i nie za bardzo mógł szurać. Mathilda jednak o tym nie myślała. Chciała mieć ten głośnik.
-Witam w Coles. Wspaniałą mamy dziś pogodę, prawda? - Zagadała wesoło i nawet się uśmiechnęła. Trochę już zjebała, bo na młodym Luke'u wykorzystała scenariusz dla starszej osoby. Tylko staruchy lubią gadać o pogodzie. Młodych ludzi to nie obchodziło. Zerknęła do tyłu i widziała jak Garrett się śmieje z jej potknięcia. -Mogę w czymś pomóc? - Zapytała, bo naturalnie podeszła do Luke'a tylko dlatego, że już wcześniej dostrzegła jego zagubione spojrzenie. Szukał czegoś i tylko ona mogła mu z tym pomóc. Głównie dlatego, że jej głównym obowiązkiem było wykładanie towaru.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Można by rzecz, że Luke również był po urlopie. Dość niespodziewanym i nieplanowanym, bo za sprawą oprychów ruskiego męża Cami trafił razem z nią najpierw do wschodniej Europy. A potem tak wkręcili się w ucieczkę na zachód, że przypadkiem z paru tygodniu zrobiło się ich paręnaście, poświęconych na imprezowanie, seks i beztroskie życie za skradziony po drodze hajs. Po takim urlopie ciężko wrócić do pracy, bo skoro przez cały ten czas nie dawało się nikomu znaku życia, to w zasadzie tej pracy już po powrocie nie było. Ale Luke, jak to Luke, zazwyczaj spadał na cztery łapy. Po negocjacjach ze swoją trochę-byłą-a-trochę-jeszcze-obecną szefową udało mu się odzyskać pracę w Shadow. Co prawda za pensję taką, jaką dostawali potencjalni pracownicy przychodzący na dzień próbny, ale darowanemu koniowi nie zaglądało się w zęby. Przynajmniej tak się mówiło, bo Luke oczywiście w te zęby zajrzał, a że mu się nie spodobały, to stwierdził że musi wrócić do nabijania na rachunek klientów trunków, których nigdy nie zamawiali.
Więc tak, Luke zdecydowanie nie miał ostatnio łatwego życia. Na dodatek Cami, która po powrocie z Europy dała nogę, po jakimś czasie wróciła zostawiając w ich mieszkaniu dwie niespodzianki. Jedną z nich był znaleziony na śmietniku piesek rasy nieznanej, Harry, którego adoptowali jeszcze przed wielką wycieczką, a którego zabrała ze sobą uciekając. A drugą niespodzianką, podrzuconą po jakimś czasie, był kot, którego Luke wcześniej na oczy nie widział. Po jego zapachu mógł jedynie stwierdzić, że zdecydowanie zajmowali z Harry’m jeden śmietnik. Ale tak – Luke został sam z psem i kotem, a Cami wciąż nie raczyła postawić swojej stópki w pobliżu Luke’a.
Zagubiony to zdecydowanie dobre słowo. Od kilkunastu minut Winfield stał przed półkami z kocią karmą i smaczkami, zastanawiając się kiedy to się stało, że wybór głupiej saszety potrafił przyprawić o ból głowy. Saszeta z łososiem, tuńczykiem, z kaczki, z dzika, z łosia… Nawet on sam tak dobrze nie jadł, jak niektóre czworonożne stworzenia. Z tych głębokich przemyśleń wyrwał go głos ekspedientki, która niespodziewanie przed nim wyrosła.
– Co? A, tak. Jest okej – odparł nieco niepewnie, rozglądając się po sklepie, jakby próbował sobie przypomnieć jaka pogoda była te 20 minut temu, kiedy tu wchodził. Normalnie pewnie od razu spławiłby dziewczynę, ale wychodziło na to, że zakup żarcia dla kota w tym momencie go przerastał. – I tak. Dzień dobry. Tak, poproszę. Potrzebuję karmy dla kota. To zwykły dachowiec, obstawiam że większość życia spędził na śmietniku, więc jego kubki smakowe nie są pewnie jakieś wymagające – wyjaśnił dla zarysowania kontekstu, po czym pomyślał sobie, że zabrzmiało to tak, jakby żałował kotu. – Nie chcę go za bardzo rozpieścić – dodał szybko, posyłając jej miły uśmiech. A potem chwycił z półki swój – jak do tej pory – numer jeden, czyli saszetę z łososiem i pokazał ja Mathildzie. – Proszę mi powiedzieć, czy ta karma jest smaczna? – spytał z całkiem poważną miną, tak jakby oczekiwał profesjonalnej recenzji rodem z Podróży kulinarnych Roberta Makłowicza.
wykładacz towarów w supermarkecie — supermarket
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Pracownik sklepu Coles. Wykłada towar na półki, odnosi jogurty z działu elektroniki na miejsce. Pomaga jak trzeba, a nawet sprawdzi na zapleczu czy jest inny rozmiar tego sweterka, który tak bardzo ci się podoba
Pokiwała energicznie głową, bo „okej” to fantastyczne słowo, żeby określić obecną pogodę. Głównie dlatego, że Mathilda nie wiedziała jaka obecnie jest pogoda. Siedziała tutaj od rana i nawet nie miała okazji zrobić sobie przerwy na papieroska. Albo skręta. Zależy co pierwsze wyciągnęłaby z szafki pracowniczej. Jeszcze dla pewności zerknęła w stronę sklepowych okien, ale niestety nie była w stanie dojrzeć jaka była pogoda. To był przecież ogromny sklep. Ale nie wnikała już w temat pogody. Musiała uwierzyć mężczyźnie na słowo, że pogoda rzeczywiście była okej.
-Ohhhh. Biedaczysko! – Mati miała większe współczucie dla zwierząt niż dla ludzi. Sama żyła w opłakanych warunkach, ale jakby przechodziła obok bezdomnych zwierząt, to bogowie wiedzieli, że adoptowałaby wszystkie. Ba!, oddałaby im swój dom i sama zamieszkała na ulicy. Wszystko, żeby zwierzaczki miały lepiej. –Kiedyś miałam dachowca. Jak byłam nastolatką. Nazywał się Don Pedro. Sąsiad nam go rozjechał autem. – Westchnęła ciężko i machnęła ręką, bo nie przyszli tutaj dyskutować o Don Pedro. Chociaż ona mogła. To był fantastyczny kot. Ustawił sobie całą rodzinę pod siebie. –Woli suchą karmę czy mokrą? – Wiedziała, że zwierzaki są wybredne. Czasami bardziej niż ludzie. –Nie polecam tych. Mają wszystko co niezdrowe dla zwierzaków. – Wskazała na słynne kocie jedzenie w fioletowych opakowaniach. –Zapraszam tutaj. – Poprowadziła Luke’a do jedzenia zdrowego, nie tylko było polecane przez weterynarzy, ale miały też zdrowy skład. –To zrozumiałe. Lepiej zacząć od tańszych rzeczy niż od razu iść w drogie. Skład składem, ale musimy też pamiętać o naszych portfelach. – A nie zawsze drogie oznaczało lepsze. Bardzo często płaciło się tylko za markę, a nie za zdrowie naszego pupila. –Ma jakieś choroby czy coś? – Nie pamiętała tego zza czasów jak żył Don Pedro, bo jednak weterynarzami i kupowaniem jedzenia dla rodzinnego kota zajmowali się rodzice. Jakiś czas temu miała jednak szkolenie w pracy i dowiedziała się, że są teraz karmy, które pomagają kontrolować glukozę, dbają o tarczycę, a także i stres zwierzaka. Masakra. Nic tylko być rozpieszczanym przez ludzi kotem.
Spojrzała na niego przerażona. –Nie wiem. – Odparła zgodnie z prawdą i również sięgnęła po saszetę z łososiem. –Nie jadłam nigdy kociej karmy. Nie jestem też fanką łososia. – Była dziewczyną, która wolała kanapkę z tuńczykiem i jajkiem, ale nie zawsze było ją na to stać. Odchrząknęła, wyprostowała się i zbliżyła się do niego o krok. –Mogę panu otworzyć, spróbuje pan sobie, a ja to wpiszę na straty. – Zaproponowała. Jak czegoś ją ta praca nauczyła to tego, że z dziwakami nie ma co dyskutować. Kto wie, może ten stojący przed nią mężczyzna nie miał nawet kota. Po prostu sam sobie lubił takie rzeczy jeść.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Dopóki Luke sam nie został psim i kocim tatą, to nie był na los bezdomnej zwierzyny aż tak wrażliwy. Ba, sam pewnie nie zdecydowałby się na przygarnięcie jakiekolwiek bezdomnego czworonoga. Za przyniesienie ze śmietnika Harry’ego i bezimiennego jeszcze kota odpowiedzialna była Cami. Luke początkowo nawet nie chciał się zgodzić na psa i kazał jej z nim wypadać. Ale już po tygodniu, wiadomo, jeździł z nim na ryby i oglądał razem mecze pod kocem. Do kota obecnie czuł awersję, bo raz, że za bardzo kojarzył mu się z Cami-uciekinierką, a dwa – musiał pospłacać zaległy czynsz i rachunki i utrzymanie kolejnej gęby nie było mu na rękę.
– Auć. No ten mój jest wyjątkowo wredny, ale takiego losu to nawet jemu bym nie życzył – przytaknął z przekonaniem głową. Wizja rozjechanego kociska mimowolnie pojawiła się przed jego oczami, więc lekko potrząsnął głową, aby wyrzucić tę wizję z głowy. – W sumie toooo… ciężko stwierdzić. Na razie pije mleko. Nie miałem jeszcze czasu na zakupy, bo kot jest u mnie od niedawna. Moja była mi go podrzuciła – rzucił niby nonszalanckim i lekceważącym tonem, do którego dodał lekkie westchnięcie na znak, że nie ma o czym mówić. Chyba, że Mathilda zapyta, to Luke jest gotowy wszystko jej wyśpiewać, bo według niego całe Queensland powinno wiedzieć, na jaką nieodpowiedzialną babę trafił. – No proszę, jak to się można nadziać – pokręcił z dezaprobatą głową, ruszając za Mathildą w stronę półek z tańszymi opcjami. Obleciał wzrokiem nalepki z cenami i od razu poprawił mu się humor. – Nie, żadnych chorób. Ale jest taki… dziki i niedostępny. Przez niego śpię prawie na krawędzi łóżka, bo on zajmuje cały środek. Ale to chyba kwestia charakteru, bo nie ma stwierdzonej żadnej wścieklizny czy innej cholery – skomentował. Kolejny znak, że powinien nienawidzić kocura – z charakterku to wykapana Cami. Ale jej też na początku nie lubił, a jednak karmił i w końcu nauczyli się ze sobą żyć. Czy z kotem będzie podobnie? Nie wiedział. Nie wiedział też, czy kot nie skorzysta z najbliższej okazji i również go nie opuści, tak jak zresztą wszyscy w jego życiu.
– A dlaczego miałaby pani jeść kocią karmę? – spytał zaniepokojony, aż w końcu dotarł do niego bezsens zadanego przez niego pytania. Choć dla niego jedzenie zwierzęcych rarytasów nie było takie znowu obce. Kiedyś, w podstawówce, założył się z kolegami, który z nich zje więcej karmy dla psa. Luke był na tyle zdeterminowany, że zjadł największą dawkę, za co zgarnął 5 dolarów, które w całości przeznaczył na gumy kulki. A potem zgarnął jeszcze jeden bonus – pochorował się i przez cały tydzień nie musiał chodzić do szkoły. Ale dzisiaj nie planował powtórzyć tego sukcesu. – Aaaa, nie, nie. Chodziło mi o to, czy producent daje jakąś gwarancję smaku. Albo czy dobrze się sprzedaje – wyjaśnił z lekkim uśmiechem. – Co lubił jeść Don Pedro? – zapytał z zaciekawieniem. W końcu kto może wiedzieć najlepiej, co najbardziej smakuje kotom, niż sami zainteresowani?
wykładacz towarów w supermarkecie — supermarket
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Pracownik sklepu Coles. Wykłada towar na półki, odnosi jogurty z działu elektroniki na miejsce. Pomaga jak trzeba, a nawet sprawdzi na zapleczu czy jest inny rozmiar tego sweterka, który tak bardzo ci się podoba
Pokiwała głową i pozwoliła sobie na chwilkę nostalgii. Akurat to taki ładny okres, żeby wspominać tych co odeszli. I dlatego Mathilda postanowiła pomyśleć o Donie Pedro. Był świetnym kotem. Szary, nieco grubszy i z poszarpanymi uszami. Zastanawiali się zawsze skąd je takie poszarpane ma, ale takiego go już przygarnęli. Kochali go. Dla nich był idealnym kotem. Nie zamieniłaby go na żadnego innego.
-To było okropne doświadczenie. Moja siostra go znalazła. My usłyszeliśmy tylko pisk i wybiegliśmy zobaczyć co się stało. No i był tam on. Don Pedro. Szczupły jak nigdy. No bo rozjechany. Ahh. – Machnęła tylko ręką, nie było co rozdrapywać starych ran. –Proszę niech pan pilnuje swojego kota, żeby nie wybiegał poza dom. – Jak już ktoś kota adoptował to powinien go trzymać na chacie. –Jezu, przepraszam. Normalnie nie jestem taka emocjonalna, ale nie myślałam o Donie Pedro tak dawno. – Aż musiała sobie pomachać rękoma przed oczami, żeby pozbyć się napływających do oczu łez. Jeszcze sobie zniszczy makijaż, który jej ułożyła koleżanka pracująca na dziale z kosmetykami. Nie chciałaby iść na poprawkę.
-Podrzuciła panu kota mimo, że nie są państwo w związku? Co za nieodpowiedzialne zachowanie. – Prychnęła chociaż nie powinna. Bo może Luke nadal ją kochał i ona mu teraz tyrała jego miłość życia czy coś. –To na początek spróbowałabym z miękkimi karmami. Żeby z mleka nie musiał od razu przechodzić w suchą. Chociaż z czasem warto w taką zainwestować. – Ona to sobie myślała tak, że sama nie chciałaby przeżyć szoku, że nagle sobie je jedzenie, którego nie musi gryźć, a za chwile dostaje jakieś suchary, które strzelają pod zębami. No nic przyjemnego.
-Ooohhh. Hohoho. – Aż się zaśmiała. –Don Pedro też taki był. To może być też kwestia wieku. ALE podobno koty mają charakter uzależniony od koloru futra. Nie wiem ile w tym prawdy, ale podobno rude koty to największe szajbusy. Białe to są najsłabsze i ogólnie najbardziej podatne na choróbska. – Nie pamiętała jak to jest z innymi kolorami, ale gdzieś ma zapisany filmik na Instagramie. Przesłałaby mu, ale nie chciało jej się szukać, bo ma też zapisane tysiąc innych rolek, które „zostawiła na później”. –Ale jak tak śpi na środku łóżka to dobrze o nim świadczy. I o panu. To znaczy, że czuje się w domu swobodnie i bezpiecznie. – Koty to raczej szukały ukrycia jak się czuły niebezpiecznie. Gdyby kot Luke’a go nie lubił to na pewno nie spałby w jego łóżku. A przynajmniej tak zgaduję, bo żadna ze mnie specjalistka. Widziałam tylko kilka rolek na insta xd
-Prawdopodobnie z braku innych opcji. – Odparła, bo nie wiedziała czemu miałaby jeść kocią karmę. Kocia karma wcale nie była taka najtańsza, więc nawet najtańsze ludzkie jedzenie było lepsze od karmy dla zwierząt. No, ale klient pytał to Mati musiała odpowiadać.
-Aaaa. To wiele wyjaśnia. Haha, ufff. – Teatralnie otarła sobie pot z czoła i odłożyła saszetkę na półkę. –To ogólnie tych nie polecam. Poleciłabym panu bardziej te. – Wskazała na saszetki znajdujące się półkę niżej. –Te tutaj zawsze nam szybciutko schodzą. Dosłownie dzisiaj rano koleżanka wyłożyła nową partię. Zamawiamy je bardzo często. Te które pan wskazał? Są wszędzie reklamowane jako polecane przez weterynarzy, ale dosłownie nie pamiętam kiedy ostatni raz je zamawialiśmy. Zresztą proszę spojrzeć na skład. – Wzięła obie saszetki dla porównania. –W tej procent mięsa czy rybki jest wyższy. W tej gorszej zapychają paszami. – Aż się skrzywiła. –Don Pedro to najbardziej uwielbiał tuńczyka z puszki. Czasami moja mama mu też przyrządzała sama jakieś jedzenia. – Uśmiechnęła się delikatnie, ale bardziej na wspomnienie o rodzicach. Tak dawno o nich nie myślała. Ciekawe czy się nadal o nią martwili.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke już od dziecka cierpiał na wybiórczą głuchotę, kiedy wpajano mu zasady dobrego wychowania a i nadmierną empatią nie grzeszył, dlatego nigdy nie wiedział się należy zachować, kiedy ktoś przed nim wyrażał smutek. Pocieszyć? Poklepać po ramieniu? Zaoferować chusteczkę? Nie miał pojęcia, więc po prostu stał i słuchał opowieści o Don Pedro, co chwilę potakując głową na znak, że słucha i rozumie. Choć chusteczkę miał w tylnej kieszeni spodni, tyle że była zużyta i Luke miał przeczcie, że takiej nie wpada proponować.
– Nie ma sprawy. Czasami takie wspomnienia dopadają nad w najmniej spodziewanym momencie – uspokoił ją, żeby nie stresowała się swoim nagłym załamaniem. – Ale jestem pewien, że Don Pedro ma się wspaniale w tym miejscu za Tęczowym Mostem. Na pewno nie czuje się samotny, w końcu ile to kotów zdechło przez ten czas – zauważył. Jego kot na pewno też tam kiedyś wyląduje, więc niewykluczone że Luke opowie mu o dzielnym Don Pedro, który odszedł za wcześnie. Zawsze to już jakiś punkt zaczepienia dla nowych znajomości.
– Prawda? – od razu podłapał temat nieodpowiedzialnego zachowania. Obawy Mathildy były prawdopodobnie słuszne, ale Luke był obecnie bardzo zdeterminowany, żeby jak najbardziej obrzydzić sobie swoją w zasadzie byłą-niedoszłą. Dlatego wszelka pomoc z zewnątrz była mile widziana. – Jak ten kot musiał się w ogóle poczuć, że nagle zostawiła go z jakimś typem, którego wcześniej nie znał – wiadomo, chodziło mu tylko i wyłącznie o dobro kota, wcale nie wycierał sobie nim w tym momencie gęby.
Wsłuchał się w podpowiedzi Mathildy, żałując że nie miał ze sobą żadnego notesu. Albo chociaż nie włączył dyktafonu, żeby żadna rada mu nie umknęła. To było w końcu dużo informacji, ledwo ogarnąć opiekę nad psem, a tu już musiał przestawiać się na kota.
– Naprawdę? Ten mój jest czarny w białe łaty. Albo biały w czarne łaty, ciężko jednoznacznie stwierdzić – odparł. – No ale z tym rudym by się zgadzało. Wszyscy rudzi, jakich znam, są tacy, więc to by się zgadzało z tym, że zwierzę z czasem upodabnia się do człowieka – wyjaśnił, również chcąc zabłysnąć jakąś ciekawostką. Tę akurat znalazł w magazynie „Pies i ja” podczas czekania z Harry’m na ich kolej w gabinecie weterynaryjnym. – Swobodnie i bezpiecznie? – uniósł lekko brew. – Byłem przekonany, że to przez to, że mnie nienawidzi – dodał i niestety znowu pomyślał sobie o Cami. Był święcie przekonany, że go rzuciła dlatego, że go nienawidzi, a skoro jej zwierzęcym wcieleniem jest ten kot… Nie no, co za głupoty. Aż potrząsnął parę razy głową, żeby wybić sobie z niej te myśli.
Z zainteresowaniem słuchał informacji przekazywanych mu przez Mathildę, lustrując wzrokiem saszety i ich ceny, a następnie zgodnie ze wskazaniem porównując składy oby tych karm.
– No faktycznie. Czy to jest w ogóle legalne sprzedawać taki trefny towar za taką cenę? Przecież jakaś organizacja musi kontrolować to, co ładuje się do takich saszet i podaje później zwierzętom – spytał z lekkim bulwersem, aż w końcu odłożył na miejsce gorszą saszetę. – Wezmę tę. Tylko może jakieś dwa smaki, na wypadek gdyby kot nie polubił któregoś z nich. Na przykład… A, niech będzie ten tuńczyk. I na przykład kaczka. Wszyscy lubią kaczkę – oznajmił i wybrał odpowiednie saszety w ilościach potrójnych, na wszelki wypadek. - Swoja droga muszę nadać mu jakieś imię. Szkoda, że Don Pedro jest już zajęte. No, teoretycznie już nie, ale nie chcę przy każdym przywołaniu myśleć o kocim placku na drodze – zauważył. Do tej pory nie miał czasu, żeby porządnie się nad tym zastanowić.
wykładacz towarów w supermarkecie — supermarket
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Pracownik sklepu Coles. Wykłada towar na półki, odnosi jogurty z działu elektroniki na miejsce. Pomaga jak trzeba, a nawet sprawdzi na zapleczu czy jest inny rozmiar tego sweterka, który tak bardzo ci się podoba
Pokiwała głową. To było naprawdę niespodziewane. Tak dawno nie płakała, ani się nie wzruszała. Płakać to płakała, ale jak się zjarało i śmieszyły ją takie randomowe rzeczy jak chomiki pakujące pełno jedzenia w policzki. –Tyle razy przechodziłam przez tą alejkę i nie pomyślałam o nim ani razu. – Pokręciła głową z niedowierzaniem. Uśmiechnęła się do niego i ułożyła sobie dłonie na sercu. Tak bardzo ujęły ją jego słowa. –Dziękuje bardzo. To naprawdę miłe. Myślę, że potrzebowałam to usłyszeć. Don Pedro też. – Zrobiła znak krzyża, ucałowała palec i wycelowała go w niebo, żeby buziaczek dotarł do jej kota z dzieciństwa, aż za Tęczowy Most.
-Zwierzęta to nie są zabawki i nie powinny być jakimś… nie wiem jak to powiedzieć. Ale nie powinny być używane, żeby komuś sprawić przykrość, albo utrudnić życie. – Westchnęła ciężko. Jakby jego była próbowała go złapać na dziecko i podrzuciła to dziecko, to już nie byłaby taka oburzona. Dzieci to tam dzieci. Coś się z nimi ogarnie. Ale żeby tak zwierzęta traktować? P A T O L O G I A. –Bardzo przykre. Zwierzęta wbrew pozorom też odczuwają takie zmiany. – Pokiwała głową.
-Ooo! Czarnobiałe koty są super. I jeśli się nie mylę to te są bardzo inteligentne i aktywne. Ale nie chcę kłamać, więc naprawdę polecam poczytać o tym jak kolor wpływa na charakter. – Dobrze, że często siedziała w telefonie. Miała dzięki temu głowę pełną jakiś randomowych ciekawostek i nie musiała chodzić na szkolenia. Jak po tym nie dostanie tytułu pracownika miesiąca to się wkurwi. –Koty pod tym względem są specyficzne. Jakby panu nie ufał to chowałby się, albo nigdy nie spałby głębokim snem, tylko zawsze lekkim. Żeby w razie co móc zareagować na atak. Jeżeli śpi przy panu to to zdecydowanie bardzo dobra wiadomość. – Nawet posłała mu szeroki uśmiech. Powinien się cieszyć. Zdobycie takiej sympatii u kota jest czymś czym warto się chwalić.
-Nie wiem jakim cudem, ale jest to legalne. Proszę mi uwierzyć, że te najpopularniejsze karmy dla psów i kotów… – Wskazała na fioletowe i żółte opakowania. –Są najgorszym gównem jakie można dawać dla zwierząt. Mogą się nabawić problemów z żołądkiem, raka, co ostatecznie wszystko prowadzi do szybkiej śmierci. Zawsze trzeba chwilę poświęcić i poczytać skład. Ale też mimo wszystko polecam przebadać zwierzaczka, żeby się upewnić czy nie ma jakiś chorób, które mogą wpłynąć na karmę jaką powinien dostawać. – Jej koleżanka kiedyś miała uroczego szynszyla, który po prostu uwielbiał jeść cukier i sól i sobie uroczo stawał na stole i wpierdalał cukier i sól i wyglądał przy tym cudownie i uroczo, a później przez to wszystko przestały mu pracować nerki i umierał w męczarniach. Przykre. Nie podzieliła się tą historią, bo znowu zaczęłaby płakać.
-Zawsze może pan go nazwać Pedro Junior. Na cześć mojego Don Pedra. – Zaproponowała, byłoby jej niesamowicie miło. –Może pan później udawać, że to na cześć tego aktora co samotnie wychowuje tą laleczkę baby Jogurta. – Nie znała się na popkulturze, ale co nieco o świecie wiedziała.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
O dziwo sam Luke poczuł, że coś go zaczynało drażnić w nosie, kiedy przyglądał się cierpieniom Mathildy. Pomyślał sobie, że całe szczęście, że on nigdy nie doświadczył takiej straty. Miał to szczęście, że kiedy jego pies z dzieciństwa miał problemy z chodzeniem, a w tle padały słowa „rak kości” i „uśpienie”, rodzice po prostu zawieźli Charliego do specjalnego ośrodka dla chorych piesków, w którym zakazane były odwiedziny. I choć Charlie z dnia na dzień zniknął z jego życia, mały Luke przynajmniej nie musiał zmierzyć się ze stratą ukochanego przyjaciela.
– Nie wiem do końca co nią kierowało. Pewnie przygarnęła go spontanicznie i nie wiedziała co z nim zrobić. Lubi podróżować i kot pewnie jej zawadzał – westchnął. Tak samo zresztą jak i Luke jej zawadzał w pogoni za wolnością. I nagle poczuł, jak między nim a kotem zaczyna wytwarzać się więź, nie tylko dlatego że Winfield był jego jedynym żywicielem.
– Jezu, pani to naprawdę jest właściwą osobą na właściwym miejscu – oznajmił ożywiony, bo przyszedł kupić saszetę, a wyjdzie stąd z taką porcją wiedzy na temat kociego umaszczenia i zachowania. Ciekawe, czy jeśli chciałby skompletować strój płetwonurka, to Mathilda opowiedziałaby mu o tym, jakie organizmy można spotkać na jakiej głębokości. Pewnie tak, w końcu bił od niej czysty profesjonalizm. Przy okazji powyprężał się trochę z dumy, bo na pewno nie każdy mógł pochwalić się takim podejściem do kotów. – Ale nie mówi pani tego tylko dlatego, żeby zrobiło mi się miło? – spytał podejrzliwie, bo jednak nie chciał, żeby jego ego karmiło się jakąś iluzją. Przyjmowało tylko szczere pochwały z najwyższej półki.
– Jakie to szczęście, że tutaj panią spotkałem, no naprawdę. Możliwe, że właśnie uratowała pani życie temu biednemu kotu. Tak to do końca życia miałbym wyrzuty sumienia, że zaufałem niewłaściwej reklamie – podsumował posyłając jej miły uśmiech. Rzuciłby jej napiwkiem, gdyby tylko nie miał problemów finansowych i nie musiał liczyć każdego centa. Z drugiej strony i tak sporo zaoszczędził nie kupując tego fioletowego gówna, ale… no, nie.
– Pedro Junior. Ładnie – powtórzył za nią, po czym spojrzał na Mathildę z uśmiechem. – Typ samotnie wychowuje lalkę? No cóż, nie każdy bohater nosi pelerynę – stwierdził rozbawiony, po chwili trochę poważniejąc, bo tak oto przyszedł mu do głowy pomysł, jak tu podziękować za pomoc żeby jej nie płacić, ale też żeby nie wyjść na niewdzięcznego biedaka. – Bardzo mi pani pomogła, naprawdę. Miło porozmawiać z kimś tak kompetentnym. Czy mógłbym poprosić pani kierownika albo kierowniczkę, żeby jej o tym powiedzieć? – spytał. W końcu sam pracował w usługach i najlepiej wiedział ile było warte dobre słowo szepnięte przed klienta kierowniczce.
wykładacz towarów w supermarkecie — supermarket
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Pracownik sklepu Coles. Wykłada towar na półki, odnosi jogurty z działu elektroniki na miejsce. Pomaga jak trzeba, a nawet sprawdzi na zapleczu czy jest inny rozmiar tego sweterka, który tak bardzo ci się podoba
Odetchnęła jeszcze raz i postanowiła, że to koniec myślenia o Don Pedro. A przynajmniej koniec o myśleniu o nim przy klientach. Jeszcze Bruno, albo Glenn zobaczą, że Mati płacze przy klientach i odsuną ją do pracy w magazynie uznając, że stwarza jakieś emocjonalne szkody skoro płacze.
-To jest okropne. To chyba nie tak, że dowiedziała się, że lubi podróżować sekundę po tym jak przygarnęła biednego kota, prawda? – Teraz to aż się zirytowała. Po pracy usiądzie i napisze list do australijskiego gubernatora czy premiera z pomysłem na nową ustawę, która będzie wymuszała na każdym kto przygarnia zwierzaka, rejestracji takiego zwierzaka. Biedne zwierzęta nie powinny cierpieć z powodu ludzkiej głupoty. Było jej naprawdę niedobrze. Co za nieodpowiedzialne zachowanie. –Naprawdę mam nadzieję, że kot będzie teraz szczęśliwszy. – Pewnie będzie. Niby koty to takie skurwysynki, ale wiadomo, że kochają atencję jak każda żywa istota. No może poza gołębiami. Te są zbyt randomowe, żeby kochać atencję.
-Naprawdę pan tak myśli? – Zniżyła głos do szeptu. Nigdy żaden klient jej nie skomplementował. Czasami usłyszała, że powinna się uśmiechnąć, albo rozpiąć guzik, albo, że ma fajny tyłek, ale to były przykre komentarze i najczęściej pochodzące od ludzi, którym nie pomagała. Więc fajnie było usłyszeć, że ktoś teraz myśli o niej jak o kompetentnej osobie. Nawet nie potrzebowała już nagrody pracownika miesiąca. Taki komplement utrzyma ją przy życiu przez dwa miesiące. –Nie, nie. Absolutnie nie. Mówię szczerze. A jeżeli przy okazji zrobi się panu miło to dla mnie to będzie tylko dodatkowy sukces. – No tak. Nigdy nie pomyślałaby o sobie jako o kimś kto mógłby powodować uśmiechy na ludzkich twarzach. Raczej była ich złodziejem.
-Naprawdę się cieszę, że mogłam pomóc. – Nagle jakimś cudem ta praca miała dla niej sens. Zawsze myślała, że to ściemka, że ludzie potrzebują pomocy. A teraz proszę… rzeczywiście komuś pomogła i ten ktoś był szczerze wdzięczny. Chyba jej świat właśnie się zmienił.
-Hah! Ten akurat nosi! – Zaśmiała się, ale przestała, bo w sumie nie była pewna czy nosi. Później zajdzie na dział z ciuchami i obczai na dziecięcych koszulkach czy Pedro Senior nosił pelerynę. –Wow. Ale mnie teraz pan zasypuje komplementami. – Aż jej serce waliło z rozpaczy, że nie będzie miała komu o tym opowiedzieć. –Mój kierownik ma akurat dzisiaj wolne, ale kierownik kierownika jest w pracy. – Wiedziała, że Glenn jest w pracy, bo proponował wszystkim na śniadanie kanapki, które zrobiła mu żona i chciał się podzielić. Rozejrzała się nawet po okolicy, żeby zlokalizować Glenna. Jakby przy okazji zlokalizowała Bruna to też by nie płakała. –O! Tam jest! – Wskazała na Glenna, który akurat rozstawiał makietę promującą nowe kostki rosołowe. –Proszę nie kupować tych kostek. Jeszcze nie mamy o nich opinii. – Wyszeptała jeszcze dobrą radę Luke’owi, w razie gdyby niezłożona makieta miała go skusić.
Barman — Shadow
31 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Rasowa czarna owca rodziny, impulsywny nerwus, który po niespodziewanej wizycie biologicznej matki ponownie wpadł w szpony nałogu. W tej nierównej walce wspiera go Cami, którą Luke bardzo stara się nienawidzić po tym, jak od niego odeszła. Co wychodzi mu kiepsko, bo zbyt mocno ja kocha.
Luke jeszcze bardziej niż tych saszet potrzebował właśnie takiego potwierdzenia, że on i kot zostali paskudnie potraktowani. No, kot może bardziej, bo nie miał stałego domu, a Luke to chociaż po ucieczce Cami miał gdzie wracać i nocować. A kot? Gdyby Luke był jakimś chorym skurwielem, pewnie wykopałby go z domu od razu. Ale nie był i może dlatego Cami podrzuciła kocisko akurat jemu… Nie miał nawet ochoty tego roztrząsać. Grunt, że na świecie byli jeszcze dobrze ludzie tacy jak Mati i byli w stanie wczuć się w ból istnienia randomowego klienta sklepu.
– Naprawdę. Proszę o tym długo pamiętać, bo rzadko zdarza mi się powiedzieć komuś coś miłego – zaznaczył. Zazwyczaj jebał i krytykował wszystko i wszystkich, więc Mathilda mogła dodać sobie plus miesiąc do szczycenia się tymi słowami na temat swojej pracy. Na jej kolejne słowa odpowiedział miłym uśmiechem. Ego połechtane, można wracać do domu. I chyba nawet odblokował u siebie nowe odczucie – miłe słowo rzucone w czyjąś stronę naprawdę sprawiało, że aż sam poczuł się lepiej. A myślał, że to tylko takie miejskie legendy.
– Kierownik kierownika to jeszcze lepiej. Pewnie to on rozdziela wam hajs na poszczególne działy kiedy macie dostać premie świąteczne albo kwartalne – stwierdził, a po chwili zmarszczył lekko brwi. Gdyby przełożyć analogiczną sytuację na jego pracę w Shadow i akurat nie byłoby Makayli i ktoś poszedłby do Nathaniela, żeby pochwalić pracę Luke’a, to Nathaniel pewnie byłby zaskoczony, że w ogóle pracuje tam jakiś Luke. No ale to inna sytuacja, w pracy był solistą. A może nie, ale nie chciało mu się w to wnikać.
– Glenn, idę do ciebie – odparł z rozbawieniem odwracając się jeszcze do Mati kiedy już zrobił pierwszy krok w kierunku kierownika wszystkich kierowników. – Widzi pani, kolejna cenna wskazówka. Idę do Glenna z poczuciem sprawiedliwości – puścił jej oczko. – Ale spokojnie. Już nigdy nie kupię w tym sklepie niczego, czego mi pani osobiście nie doradzi. Wszystkiego dobrego – dodał na koniec, teraz już naprawdę zmierzając w stronę Glenna. Zamienił z nim parę słów, wskazując głową na Mati. Powiedział, że Mati totalnie powinna zostać doceniona, bo nikt tak nie doradza w zakupach, jak ona. Idąc do kasy uśmiechnął się jeszcze do Mathildy mając nadzieję, że za ten kwartał dostanie naprawdę ładną sumkę!

/zt <3
mathilda brubaker
ODPOWIEDZ