onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
025.
the worst
reunion
{outfit}
Myśl o powrocie do Lorne Bay nie była pokrzepiająca. Nie podnosiła Dawseya Carletona na duchu. Jednak szereg nie pozałatwianych spraw kazał mu tu przyjechać. Okazało się, że zmarł ktoś naprawdę bliski z jego rodziny, a Dawsey był jednym ze spadkobierców. Musiał zająć się formalnościami, które miały zająć zdecydowanie dłużej, bo niewyjaśnionych kwestii było sporo. W dodatku Sanktuarium, które przekazał w dobre ręce. Te dobre ręce koniecznie chciały sformalizować wszelkie prawa własności, by nie prosić Dawseya o podpisy, które również sprawiały jakąś trudność, biorąc pod uwagę, że znajdował się na innej półkuli, na innym kontynencie.
Szwajcaria była piękna. I zapewniła mu masę rozrywki. Sam nie wiedział, dlaczego podjął decyzję o specjalizacji właśnie tam. Chyba zdecydował się odwiedzić swoich przyjaciół poznanych na studiach, a oni pomogli mu zdobyć pracę w naprawdę świetnym szpitalu onkologicznym. Razem z przyjacielem rozpoczęli badania nad jakimś eksperymentalnym lekiem i to skutecznie wyrzuciło mu z głowy byłą żonę, byłą partnerkę i szereg innych kobiet, które ostatnimi czasy mąciły mu w głowie. Skupił się na karierze. Nie mógł operować, więc próbował zmusić swój rozleniwiony mózg do pracy głównie umysłowej. Ale kochał to. Naprawdę bardzo. Już zapomniał ile dawało mu to frajdy. Onkologia była jego pierwszym wyborem, chyba nadal przez wzgląd na Lily, która już zawsze miała pozostać w jego głowie i sercu. Po prostu przestała być takim wstrętnym cierniem, który nie pozwalał mu funkcjonować, a stała się najukochańszym, najpiękniejszym wspomnieniem, które trzymał głęboko w sobie. Nie zdawał sobie sprawy, ile daje zmiana podejścia. Nie pogodził się ze śmiercią córki, ale w jakiś sposób zaakceptował swoje życie na właśnie takim etapie. Nie miał pojęcia jak długo planował zostać w Szwajcarii, ale ostatecznie pożegnał się, spakował walizki i wylądował w Cairns. Po kilku dniach spotkał się ze znajomymi właśnie z tego szpitala i wziął na siebie etat.
Okazało się, że tęsknił za Lorne Bay, choć początkowo nie chciał przyjąć tego do wiadomości. Jego chatka, choć podupadła, nadal prezentowała się jak idealne miejsce na ziemi. Musiał ją wyremontować, zająć się kilkoma solidnymi naprawami, ale to nie miało znaczenia. To był jego dom.
Zajął się wszystkim właściwie od razu, wpadł w ten wir pracy, spotkał się z rodziną, znajomymi, na bieżąco załatwiał wszystkie sprawy i jak najczęściej mógł bywał w szpitalu. Tego dnia miał obchód, po raz pierwszy od przyjazdu przydzielono mu własną pacjentkę. Jej nazwisko było mu znane, ale dopiero, kiedy zobaczył jej twarz, przypomniał sobie wszystko. Ich wspólny wieczór, rozmowa i późniejsze wyrzuty sumienia. Dopiero, kiedy skończył te profesjonalne kwestie, przyszedł do niej ponownie. – Rak szyjki macicy, Callie? – popatrzył na nią. Nie chciał wywoływać w niej złych emocji, ale byli w szpitalu. Było wystarczająco źle. – Cholernie mi przykro – powiedział poważnie. Nie było tu miejsca na żarty, ani choćby na odrobinę uśmiechu.
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
A więc zaczęło się.
Ból po seksie łatwo było ignorować, skoro nawet ginekolodzy mówią kobietom że „tak ma być” i „po ciąży może przejdzie”. Trudniej było ignorować nieregularne krwawienia… Aż mnogość i intensywność objawów stała się niemożliwa do ignorowania. Krwotok który zmusił Callie do chodzenia całą sobotę w pieluchach dla seniorów nietrzymających moczu i do stawienia się na SORze w niedzielę rano był jak głośny krzyk w jej głowie: nie masz już czasu na ignorancję. Na czekanie. Na rozmyślanie, czy się leczyć i jak. Na udawanie, że nie ma problemu. Wskazówki zegara zdawały się teraz poruszać szybciej niż zwykle.
Przyjęto ją do szpitala - całe szczęście zgłosiła się sama, miała zatem przy sobie spakowaną torbę rzeczy na tę ewentualność - i Callie czuła się pokonana. Między nogami zdążyła już znaleźć kilku różnych lekarzy i uczącego się studenta. Dostała leki, kroplówki i zrobiono jej zabieg, którego nazwy nie chciała pamietać. Teraz pozostało jej… Leżeć, z rurkami podpiętymi pod wenflony w obu rękach, i wyglądać za okno. Widok nie był spektakularny, szare budynki goszczące kolejne oddziały szpitala, ale chociaż niebo miało przyjazny, niebieski kolor. Nie miała nawet siły wziąć telefonu do ręki; nie tylko fizycznie, ale i psychicznie, zresztą… Nie była gotowa by wszem i wobec informować o chorobie. Była słaba, wymęczona i przybita, a śniadanie które jej rano przywieziono wciąż leżało nieruszone na szpitalnym talerzu, na stoliku obok łóżka. Miała na sobie długie, piżamowe spodnie i biały tshirt - bluzę kazano jej zdjąć na czas kroplówek i mimo australijskiej pogody odczuwała zimno. Pewnie dlatego, że straciła za dużo krwi i była zbyt zdenerwowana.
Światełkiem w tunelu okazała się niespodziewana wizyta doktora Carletona. Jeden miły przerywnik w tym horrorze. Gdy po obchodzie odwiedził ją ponownie, powitała go słabym uśmiechem. Może i sytuacja była beznadziejna, ale Callie odmawiała bycia ofiarą i odbiorczynią współczucia. Chciała być silną, niezależną kobietą - jej szpitalne położenie wymusiło pewne kompromisy w tym zakresie, ale próbowała robić dobrą minę do złej gry. - Dobrze cię widzieć - odparła; co innego mogła mu powiedzieć? Jej też było przykro, ale nie chciała - nie potrafiła - nie miała siły - przy nim płakać - choć wolałabym w innych okolicznościach.
No nie wiem. Może gdyby rok temu zadzwonił? Ale ona też nie zadzwoniła, więc… Nieważne. Zlustrowała go przyjaznym spojrzeniem, na tyle na ile mogła leżąc; choć łóżka szpitalne miały tą zaletę, że można było podnieść oparcie i troszkę bardziej siedzieć. - Nie wiedziałam, że wróciłeś - nie mogła się powstrzymać przed tym drobnym, nieszkodliwym komentarzem. Nie chciała też tak brutalnie przechodzić do proszenia go o przysługę, na której bardzo jej zależało. Spróbowała podciągnąć się na rękach i usiąść; spowodowało to niemały ból w dolnych partiach ciała, ale poza skrzywioną miną starała się go nie okazywać. - Twoi koledzy nie chcą mi powiedzieć, ile tu będę - zaczęła cicho, wyraźnie zrezygnowanym tonem. - Może… Mógłbyś mi chociaż zdradzić jakieś… „Mniej więcej”?
Posłała mężczyźnie błagalny uśmiech skopanego szczeniaczka. Każda godzina w szpitalu była dla niej torturą, a niewiedza ile to potrwa doprowadzała ją do szaleństwa; jakby całkiem straciła kontrolę nad swoim życiem i była już tylko chorą, niczym i nikim więcej.

dawsey carleton
sex on the beach
-
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Miał ten przywilej, że prócz współczucia, mógł również pomagać realnie. Dobrze było czuć się potrzebnym, a jeszcze lepiej, kiedy ta pomoc przynosiła jakiekolwiek skutki. Miał to chyba we krwi. Zaczął już jako dziecko, wspierając sąsiadów w najdrobniejszych czynnościach i później – lecząc, nawet pracując w Sanktuarium, kiedy pod opieką miał koale. Jednak wtedy, choć działał, nie był bierny, czuł się w jakiś sposób bezużyteczny. Jego niesprawna ręka była dla niego prawdziwym piekłem, czymś, z czym zwyczajnie nie potrafił się pogodzić. Znalezienie nowej drogi było dla niego zbawienne. Cieszył się jak głupek, kiedy przekraczał próg szpitala w Szwajcarii. Pamiętał swój pierwszy dzień w szpitalu, kiedy był jeszcze młodym studentem. Wtedy towarzyszył mu strach i stres, teraz był tak kosmicznie podekscytowany, że zastanawiał się czy ktoś nie weźmie go za głupka, nowicjusza i każe opuścić pokój lekarski. Nic takiego się nie stało, a jego doświadczenie wcale nie było takie całkowicie niepotrzebne. Zresztą, jego analityczny umysł dość szybko wgryzł się we wszystkie napotkanie tematy i Dawsey był tym zachwycony.
Choć powrót do Lorne Bay nie był szczególnie po jego myśli, to nie potrafił nie traktować tego miejsca jak domu. W mgnieniu oka zaaklimatyzował się na miejscu i w takim samym mgnieniu wszedł w swoje szpitalne obowiązki. Całkowicie zaskoczony swoją pierwszą pacjentką. Callie Carter była kobietą, dzięki którego coś go tknęło. Bo oprócz długiej pogawędki, mieli bardzo krótki, bo zaledwie jednonocny romans tuż po jego kolejnym rozstaniu z żoną. Czuł się wtedy jak skończony sukinsyn, bo właśnie – niedawne rozstanie z żoną, a on już szukał pocieszenia w innych ramionach. Ale chyba właśnie taki był i chyba właśnie tego potrzebował. Tyle, że nie czuł się po wszystkim źle i to go skłoniło do wyjazdu. Może i planował zadzwonić, może mogliby się spotkać ponownie, skoro tak dobrze im się rozmawiało, ale ostatecznie wybrał Szwajcarię. I może było to przykre w kontekście ich relacji, ale uważał to za bardzo dobry wybór. Bo może teraz mógł pomóc jej inaczej. I lepiej. – Wróciłem kilka dni temu – powiedział, bo naprawdę nie wiedział od czego zacząć. Teoretycznie znali się krótko, w praktyce wydawało mu się, że podczas tej jednej nocy poznał ją lepiej niż jakiegokolwiek człowieka i naprawdę w jakiś sposób stała mu się bliska. – Za kilka dni. Wrócisz do domu i spakujesz się na naprawdę długą wizytę, a ja podejmę wszystkich starań, żeby cię wyleczyć. Okej? – spojrzał na nią uważnie. Właśnie postawił sobie jej chorobę na liście tych najbardziej priorytetowych. – Ale jak wrócisz, nie możesz zadawać takich pytań, bo najważniejsze będzie twoje zdrowie – sprawa była poważna. Krytyczna. Więc tak ją musieli traktować.
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Niezręczna to była sytuacja dla Callie, choć nie do końca było jasne dlaczego. Pamiętała ich krótką znajomość aż za dobrze; każde wymienione przez bar słowo i ten strach, że jeśli Carleton z niego wyjdzie nie zostawiwszy numeru, ominie ją coś. Coś. Bliżej nieokreślona szansa na… Coś, co i tak się nie wydarzyło. Mimo, że wybrał Szwajcarię - rozumiała doskonale dlaczego - teraz patrzyła na niego i miała wrażenie, jakby od tamtej nocy nic się nie zmieniło; jakby nie minął żaden czas, jakby kontynuowali rozmowę zaczętą wtedy.
Jedyny kłopot to… charakter tej rozmowy. Gdy powiedział o kolejnym, dłuższym pobycie, ciśnienie jej skoczyło ale nie skomentowała tego od razu. Ta sytuacja była zbyt trudna. Jeszcze parę godzin temu myślała, że Dawsey jest w Szwajcarii; później myślała, że mijał ją tylko przy obchodzie; teraz dowiadywała się, że był jej nowym lekarzem prowadzącym. Ten mężczyzna, który kiedyś poznał ją od zupełnie innej strony; który pamiętał ją piękną, potrafiącą rozbawić żartem, teraz patrzył na ten żenujący popis słabości w jej wykonaniu. Nie czuła się z tym dobrze. Czym innym było wyglądanie w ten sposób, chorowanie w ten sposób przed obcymi ludźmi; czym innym przed osobami, dla których nie chciała być chorą na raka, tylko… Fajną, intrygującą, czasem wkurzająca, ale generalnie lubianą Callie. Zresztą… Jak mogłaby powiedzieć mężczyźnie, którego dziecko zmarło na raka, że nie podjęła leczenia? Że nie chciała go podejmować? Że bała się rozmawiać o opcjach które przedstawił jej poprzedni lekarz? Jak mogłaby być tak bezczelna, spojrzeć mu w oczy i poinformować, że nie stawi się w szpitalu, że nie weźmie chemii, że nie będzie próbować wyzdrowieć? Nie potrafiła tego zrobić. Dawsey nie zasługiwał na to, by słuchać takich rzeczy. Nie, kiedy Callie wiedziała o jego życiu i historii tak dużo. Musiała zatem wybrnąć z tej sytuacji inaczej:
- Dawsey… - rzuciła cicho, wyraźnie zdradzając swój dyskomfort tym, że unikała teraz jego wzroku; spojrzenie wlepiła gdzieś w ścianę za nim. - Przepraszam… Wiem, że jesteś świetnym lekarzem. Wiem, że chcesz pomóc. Ufam ci. Ale… - teraz zdobyła się na obdarzenie mężczyzny krótkim, smutnym spojrzeniem. - Chyba nie potrafię z tobą rozmawiać o chorobie. Nie jestem gotowa.
Ani na to, żeby w jego oczach stać się chorą umierającą, nie przyjaciółką, czy kochanką; ani na to, by przyznać mu się do uzależnienia od heroiny podczas rozmów o tym, że nie mogła po operacji otrzymywać morfiny ani fentanylu, ani innych leków opioidowych; bo wtedy relapse miałaby gwarantowany, a jeszcze próbowała tego uniknąć. Wstydziła się, bała się i chyba właśnie dlatego, że uważała go za tak świetnego faceta - konieczność pokazania mu swoich najgorszych stron była dla niej paraliżująco bolesna. Potrzebowała więcej czasu by oswoić się z tym, że został jej lekarzem. I by zastanowić się, jak ta nowa relacja miałaby między nimi wyglądać.
- Usiądziesz ze mną? Na pięć minut… - zaproponowała. - Opowiedz mi o Szwajcarii. Proszę.
Wszystko byłoby lepsze od patrzenia na kapiące kroplówki; choć o jego podróży szczerze chciała usłyszeć - i nie tylko przez pięć minut, ale domyślała się, że nie będzie miał czasu. W końcu był lekarzem, miał ważniejsze sprawy, niż zabawianie przygnębionej pacjentki, z którą kiedyś się przespał.

dawsey carleton
sex on the beach
-
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
To było dość proste, bo Dawseyowi również było w jakiś sposób niezręcznie. Teoretycznie się znali, praktycznie wcale. Teoretycznie mieli bliską relację, ale praktycznie wcale. I to powodowało, że nie wiedzieli jak odnieść się do tej sytuacji. Dawsey postawił na swoją drugą rolę. Nie rolę jej kolegi, tylko na rolę jej lekarza. Tak było znacznie łatwiej. Mógł działać, a to powodowało, że nie czuł się jak głupek. Zdecydowanie nie potrafił plątać się w relacje z kobietami. Za każdym razem działał za szybko albo coś psuł. Z Callie tego nie chciał. Nie dlatego, że była chora albo czegoś jej brakowało. Nie chciał dlatego, że znów chciał z nią porozmawiać tak jak tamtej nocy, wyrzucając z siebie wszystko, co z takim ciężarem leżało mu na sercu. A swoimi zbędnymi uczuciami mógłby sprawić, że już więcej nic takiego nie doszłoby do skutku. W roli jego przyjaciółki byłaby dla niego najlepszą z możliwych opcji. I właśnie tak marzył, żeby zostało. Pomimo tej jednej nocy. Nie wiedział, czy Carter potrafi przejść nad tym do porządku dziennego, dlatego teraz był jej lekarzem. Wyłącznie. Przynajmniej tak postanowił, ale wiadomo jak bywało z jego postanowieniami. Nigdy nie potrafił dotrwać w nich do końca. – Przestań, okej? – nie chciał być zbyt ostry, ale to naprawdę nie był czas na to wszystko. Ten czas już minął. Na bycie niegotową na cokolwiek. – Nie będziesz ze mną o tym rozmawiać. Ja będę ci mówił, co będzie się działo i będziemy to wcielać w życie – powiedział, zmieniając jednak to, co chciał jej powiedzieć. Nie mógł, nie chciał i nawet nie potrafił być na nią zły. A już zwłaszcza, nie chciał jej tego w żaden sposób okazywać. Choćby dlatego, że nie powinna stracić do niego zaufania w takim momencie. Teraz usilnie starał się ją zrozumieć, zauważyć to, ze dawniej była kimś innym i teraz też. Zdecydowanie słabszą wersją siebie. On też w oczach znajomych nie chciałby uchodzić za kogoś, kto zwyczajnie nie daje rady, choć stanowczo zbyt często za takiego uchodził. Tyle, że czasami ważniejsze było coś innego niż to, co pomyślą sobie o nas ludzie. – Okej, porozmawiajmy o Szwajcarii – powiedział, siadając gdzieś z boku. – Jest piękna, wiesz? Kocham Lorne Bay, ale Szwajcaria, mimo że byłem tam krótko, stała się moim drugim domem. Tamtejszy szpital jest po prostu najlepszy i miałem szansę nauczyć się tak wielu rzeczy, że czasami paruje mi od tego głowa – zaczął. Może nie powinien wspominać o szpitalu? – Mieszkałem w takim domu w górach. Rano piłem kawę, słysząc szum strumyka nieopodal. Woda była czysta. No i śnieg. Pierwszy raz widziałem śnieg, zima w Szwajcarii jest cholernie mroźna – powrót wspomnieniami wywołał w nim nostalgię. Był tutaj od kilku dni, a już tęsknił.
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Jego upór i stanowczość spowodowały konsternację dziewczyny; krótkie zmarszczenie brwi w wyrazie niezrozumienia i badawcze spojrzenie, którym sunęła po jego twarzy szukając odpowiedzi. Niby obiecał sobie, że będzie w tej rozmowie lekarzem, jednak Callie spostrzeżenie było zgoła inne: lekarze tak do pacjentek nie mówią. Z całą pewnością żaden lekarz nie odzywał się w ten sposób do Callie. Co najwyżej wymieniali dostępne opcje, wciskali ulotki i książeczki, wysyłali maile z pakietami informacji poprzez centralny szpitalny system informacji dla pacjentów… I tyle. Zostawiali Callie z głową pełną pytań i sercem pełnym strachu, tymczasem Dawsey brzmiał jakby zdecydował za nią: że nie będzie patrzył na postępującą chorobę i nie będzie słuchał jej protestów. Będzie ją leczył i koniec, nie miała nic do gadania. Było to jednocześnie ujmujące i martwiące, ale nie chciała się nad tym teraz zastanawiać. - Nie przeginaj, proszę - przystopowała go delikatnie, ale to było potrzebne. - Może jestem chora, ale nie wyzbyłam się jeszcze tych resztek autonomii które mi pozostały. Nie naciskaj na mnie.
Nie był to opierdol, a jedynie prośba wypowiedziana słabym głosem. Była odbiorczynią takiego zachowania także od przyjaciółki, która w nerwach wykrzyczała Callie, że ta się poddała i jak może; nie pierwszy raz ktoś próbował jej narzucać jej leczenie, tylko nikt nie zdawał się rozumieć dlaczego Callie się wcale nie spieszyło do wyzdrowienia. Nikt nie rozumiał - nie miał prawa zrozumieć, bo Callie o tym nie mówiła - że dla niej życie, w którym nie miała nigdy zostać mamą, nie było tego warte. I może wolała pożegnać się ze światem w ten sposób, niż do późnej starości patrzeć na kobiety z ciążowymi brzuszkami i płakać; patrzeć na ojców z maluchami na placach zabaw i dusić się z nerwów. Nie potrafiła tego przeboleć i położyć się do szpitala na operację, którą jej proponowano. Jeszcze nie teraz. A Dawsey naciskając mógł jedynie odepchnąć Callie jeszcze bardziej; toteż powinien z tego ostrzeżenia skorzystać.
Tymczasem słuchała o Szwajcarii i potrafiła dobrze sobie wyobrazić piękny obrazek, który przed nią malował. - Brzmi magicznie - powiedziała ciepło. - Chciałabym zobaczyć zdjęcia - nie tylko po to, żeby uciec myślami od dramatu własnej choroby; także po to, by spędzić z nim więcej czasu. Minął rok - może więc nie był wcale zainteresowany czymkolwiek pomiędzy nimi, potrafiłaby to uszanować. Niemniej dla Callie informacja o jego powrocie była również informacją o szansy na wznowienie znajomości. - A śnieg? Jaki jest w dotyku? Mokry czy suchy? - tego jednego wyobrazić sobie nie potrafiła. - Bardzo ci zazdroszczę tego wyjazdu, i rozwoju… W moim życiu przez rok nie zmieniło się nic - wzruszyła nieznacznie ramionami. Poza chorobą - nic. - Trendy w nalewaniu piwa są wciąż te same..
Choć w rozmowie Callie przedstawiała swoją pracę bardzo skromnie, chyba w całym Lorne miała reputację barmanki premium; jak to określił jej ziomek - takiej, której pozostali barmani mogliby co najwyżej podawać szklanki. Tylko co z tego? Praca bez perspektyw, ciężka choroba, można złapać doła, prawda?

dawsey carleton
sex on the beach
-
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Owszem, bywał uparty, ale wyłącznie w kwestiach, które wydawały mu się istotne. A zdrowie jego pacjentów, bez względu na to, czy byli jego bliskimi znajomymi, było na pierwszym miejscu. Spędzał naprawdę długie godziny, żeby analizować najróżniejsze przypadki, dokształcać się, kiedy coś było dla niego niejasne i dobierać jak najlepsze formy leczenia, nie po to, żeby ignorować, kiedy ktoś naprawdę potrzebował pomocy. Niestety Callie była tą osobą, która jej potrzebowała, choć dziwnym trafem, oczywiście jego zdaniem, chciała tego uniknąć? A jeśli nie chciała uniknąć, to przynajmniej odłożyć w czasie. Przez jakiś czas znała już swoją diagnozę i wiedziała w jakiej sytuacji była, a on nie chciał zachowywać się jakby o niczym nie wiedział. Nie był konwencjonalnym lekarzem i nigdy takiego nie udawał. Od razu przechodził do działania, bo czas był największym sprzymierzeńcem. Czas, pozytywne nastawienie i wiara w cuda. Czasami to ostatnie było najbardziej potrzebne. – Okej – odpowiedział łagodnie, dając jej czas. Ale mało. Tak sobie założył, że będzie to naprawdę mało czasu.
Nie miał o niczym pojęcia. Bo gdyby miał prawdopodobnie zachowywałby się łagodniej albo zwyczajnie by się zamknął. Znali naprawdę interesujące fakty ze swojego życia, ale Dawsey chyba nie zagłębił się aż tak mocno. Zresztą, wiedział czy nie, on naprawdę nie próbował umyślnie sprawić jej przykrości. Po prostu próbował robić cokolwiek, nie chciał kiedyś pomyśleć, że mógł zrobić więcej. Gdyby zawiódł po raz kolejny, to by go dobiło.
Utwierdzał się w przekonaniu, że jego powrót wcale nie był taki niepotrzebny. I choć w Szwajcarii było naprawdę magicznie, to cieszył się, że mógł opowiadać o tym akurat Callie. – Kilka mam, później przyniosę telefon – obiecał. I zamierzał dotrzymać danego słowa. – Czasami mokry, czasami suchy, w zależności od temperatury – odpowiedział. Nie lepił tam bałwana, ale zdecydowanie uwielbiał suchy śnieg, kiedy cały świat ściskał siarczysty mróz, a policzki czerwieniały i piekły od niskiej temperatury. Uwielbiał to. – Wiesz co? Kiedyś tam pojedziemy, dobra? Naprawdę, obiecuję, że kiedyś pokażę ci prawdziwy śnieg – spojrzał na nią uważnie. I nie dlatego, że było mu jej szkoda, choć to na pewno też miało swój odsetek w jego wypowiedzi. Obiecywał jej naprawdę dużo, bo przecież nikt nie wiedział jak długo to wszystko potrwa, ale trzymał kciuki. Za nią i… za siebie.
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Może nawet nie chodziło o to, żeby odwlec w czasie samo leczenie. Chyba chodziło o to, żeby odwlec w czasie decyzję, która była niemożliwa do podjęcia. O to, że podjęcie jej wymagało zaakceptowania tego, jak bardzo zmieni się jej życie i że nie będzie już mogła zrealizować najdroższego sercu marzenia. Przechodziła teraz swoistą żałobę po tym, co "mogłoby być", a nie będzie, a tego procesu przyspieszyć na siłę się nie da. Choć, jeśli Dawsey miał być teraz jej lekarzem prowadzącym, prędzej czy później będzie musiała się przyznać, w czym problem... A na razie... Łapała się tylko na myśli, że jego powrót w tej chwili to jednocześnie fart i niefart. Fart - bo może właśnie Carletona było trzeba, żeby ogarnąć Callie i jej leczenie. Niefart - bo akurat przez Carletona chora Callie nie chciała być ogarniana. Nie dlatego, że nie ufała jemu jako lekarzowi, zupełnie odwrotnie - ufała bardzo, ale jednocześnie było jej zwyczajnie wstyd leżeć przed nim na szpitalnym łóżku.
- Podwójne odwiedziny w jeden dzień? - podpytała na tę jego obietnicę. Ich krótka rozmowa pozwoliła kobiecie trochę się rozpogodzić, wyrwać z ciężkich rozmyślań o życiu i śmierci. - Czuję się jak pacjent VIP - zażartowała i nawet udało jej się krótko zaśmiać, zatem różnica pomiędzy jej nastrojem rano, a teraz, była zauważalnie spora. Rozmawiało się przecież dużo o tym, jak zajęci są lekarze, tymczasem Callie miała już obiecaną drugą wizytę towarzyską - była z tego powodu bardziej, niż zadowolona. Nagle Dawsey wyskoczył z propozycją wyjazdu do Szwajcarii, i było to jednocześnie bardzo rozczulające, i bardzo smutne; tego drugiego Callie starała się nie okazać, ale chyba zdradziło ją krótkie westchnienie. - Szwajcaria jest dość daleko - rzuciła, posyłając mężczyźnie pytające spojrzenie. Na ten moment... Nie potrafiła sobie wyobrazić, że będzie na tyle zdrowa, żeby odbyć tak długą podróż i pobyt... - Zawsze chciałam nauczyć się jeździć na nartach... Może kiedyś - dodała; żeby nie myślał, że sam pomysł brzmiał dla Carter źle. Nie - pomysł był świetny, tylko z realizacją mogło być kiepsko. - Ale... Może jak stąd wyjdę... - zaczęła niepewnie; niby proponował jej wycieczkę tysiące kilometrów od domu, ale jednocześnie Callie nie była pewna, czy mówił serio, czy tylko tak rzucał głupotą, żeby ją pocieszyć. - ... Pokażesz mi te koale w Tingaree? - poprosiła. Sanktuarium koali brzmiało świetnie już wtedy, gdy opowiadał jej o nim rok temu. Choć teraz już tam nie pracował, Callie po cichu liczyła na to, że mogliby się tam któregoś dnia wybrać, popatrzeć na te puszyste misie... - To znaczy, jeśli byś chciał. I miał czas. I... - szybko zaczęła się tłumaczyć z tego pomysłu, potykając o własne słowa, co chyba wynikało ze strachu, że Dawsey odmówi. Po co miałby spędzać czas z pacjentką - po pracy, nie?

dawsey carleton
sex on the beach
-
onkolog — w szpitalu w cairns
38 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
jednak przeczuwam powoli, że zacznie pierś moja bić i marzę o ludzkiej doli, chcę kochać, cierpieć, żyć
Trudno było zgadnąć, co dokładnie nią kierowało, bo Dawsey nie znał aż tak skrytych pragnień Callie. Choć podzielił się z nią swoim życiorysem, to raczej suchymi faktami, o swoich marzeniach również nie opowiadając. Właściwie sam nie wiedział czy jakieś w ogóle miał? Czy pragnął czegoś tak mocno, że usilnie do tego dążył? Czy bycie onkologiem czymś takim było? Nie. Bo to było w zasięgu jego ręki. Podróże? Nie. Podróżowanie nigdy nie było jakąś szczególną pasją Dawseya, był domatorem. Miejsce, które stawało się jego domem – Tingaree czy Szwajcaria było miejscem, w którym chciał zostać na dłużej. Nie szukał takich wrażeń i nie czerpał z nich przyjemności. Związek? Chyba już zbyt dużo razy wchodził w relacje, które kończyły się fiaskiem. Chyba nie był romantykiem, nie opowiadał o złamanym sercu, ale zawsze kochał i zawsze tęsknił za kobietami, które odchodziły z jego życia. Co prawda, były tylko dwie, ale obie dały mu się we znaki tak bardzo, że kolejnej relacji mógłby nie wytrzymać. Więc nie, Dawsey nie miał żadnych marzeń. Miał jakieś cele, ale daleko im było do czegoś nierealnego, co kiedykolwiek chciałby mieć. Cele raczej realizował na bieżąco i dążył do tego całym sobą.
- Jeśli jakoś znosisz moją obecność, to tak – uśmiechnął się od ucha do ucha, jakoś próbując podnieść ją na duchu. Miał nadzieję, że nie musi tego robić i że jej stan psychiczny nie był aż tak zły, ale chciał swoimi słowami, zachowaniem, uśmiechem sprawić, żeby poczuła się lepiej. Nie wiedział, skąd w nim takie próby, bo nie robił tego zbyt często wobec swoich pacjentów, ale już się chyba umówili, że Callie była wyjątkową pacjentką. – Wiem, że jest. Właśnie dlatego zamierzam cię tam zabrać – powiedział z mocą, bo nie brał pod uwagę żadnych negatywnych scenariuszy. Po prostu nie mógł tego zrobić. Nie dlatego, że ją lubił. Ale dlatego, że Callie była młodą, piękną dziewczyną i miała masę życia przed sobą. Między innymi podróż do głupiej Szwajcarii i już. Nie znosił sprzeciwu. – Jasne. Koale to najmilsze zwierzęta na świecie – powiedział, znów się uśmiechając, ale Sanktuarium było cudownym miejscem i powracanie do niego myślami było takie… pokrzepiające. Tam nie mogło stać się nic złego. – Chcę i mam czas, znajdę czas, żeby pokazać ci koale, a następnym razem kangury i pewnie innym kuoki – obiecał. Znów zbyt dużo, ale czuł jakąś ogromną potrzebę obiecywania jej wszystkiego, a jeszcze większą dotrzymywania tego słowa. O, chyba znalazło się jakieś marzenie. Czy cel?
barmanka — moonlight bar
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Half love, half regret. Dressing up for Polaroids and cigarettes. Socialize, romanticize the life.
Nie potrafiła samej sobie wyjaśnić dlaczego, jednak już rok temu miała przy Carletonie takie dziwne, niebezpieczne przeczucie - jakby mogła powiedzieć mu o wszystkim, i on by to wszystko zrozumiał. Niby łączyła ich jedna noc, a jednak godziny, które przegadali miały dla niej nieporównywalnie większe znaczenie niż czas, który spędzili odkrywając swoje ciała; wszystkie wymienione pocałunki i… Coś wtedy dobrze zagrało, ale zostało przerwane, jak to zazwyczaj bywa - życiem. Choć miała obawę, że nawet gdyby wtedy został - spieprzyliby szansę, która pojawiła im się znikąd. On nie ukrywał, że kończy relację; ona nie ukrywała, że w zdrowej relacji opartej na bezpieczeństwie i zaufaniu nie była tak naprawdę nigdy. I może potrzebowali oboje tego roku rozłąki, żeby móc dzisiaj rozmawiać o wycieczkach do Szwajcarii, misiach koala i innych zwierzątkach, nie narzucając sobie presji. - Znoszę? - Dawsey rozbawił ją chyba niechcący, ale ważne, że efekt był dobry - roześmiała się cicho. - Jesteś jedynym miłym przerywnikiem tego złego snu, Dawsey.
Nie miała problemu, by powiedzieć mu prawdę. Przecież… Nie powiedziała nikomu, że tu jest. Nikt jej nie odwiedził. Szpitalne dni spędzała sama, smutna i obolała; jeśli Dawsey miał możliwość wyłuskać kilka minut tu, kilka minut tam, żeby przerwać tę przygnębiającą monotonię - byłaby z tego bardzo zadowolona. Tak jak i z obietnicy nie jednego, nie dwóch, a… Trzech spotkań? Przyglądała się mężczyźnie pytająco, jakby miała wątpliwości - nie co do tego, czy chce spędzić z nim czas; lecz co do tego, czy on był gotów obiecać jej tak dużo. - Brzmi świetnie - odparła miękko, z wyraźnie słyszalną wdzięcznością. Potrzebowała takich okazji by spędzić czas inaczej, niż w pracy, lub w domu z butelką wina. A jeśli w pakiecie z nim miała dostać czas ze zwierzątkami, to tylko win win. Chciała rozmawiać z nim jeszcze, najlepiej aż do wieczora, a potem go poprosić, by nie szedł do domu, bo w nocy nawiedzały ją koszmary i nie chciała zostać sama. Niestety - właśnie inny lekarz zapukał do drzwi, by zawołać doktora Carletona w jakiejś sprawie; nie do końca rozumiała jakiej, ale usłyszała, że chodziło o przyjmowane przez jedną z pacjentek leki.
- Tym razem do ciebie zadzwonię - obiecała szeptem, gdy obcy doktor zniknął, a Dawsey zbierał się do wyjścia. Nie zrobiła tego rok temu, ale teraz miała ten błąd naprawić.
Dla tych koali, oczywiście.

koniec

dawsey carleton
sex on the beach
-
ODPOWIEDZ