Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
  • #24
W następnym tygodniu Colton wyjeżdżał z Lorne... na jakiś czas oczywiście bo stała przeprowadzka na inny kontynent to nie na jego nerwy. Za dużo byłoby z tym roboty, a poza tym pewnie musiałby poznać wielu nowych ludzi - takich jak sąsiedzi - a to to już dopiero go irytowało. Za swoimi niektórymi nawet nie przepadał, a musiał ich znosić, więc co dopiero "turystów u siebie". No, ale do rzeczy. Wybierał się w końcu do Meksyku do Scarlet. Głównie oczywiście pogadać oko w oko jak o książkę chodziło, ale nawet teraz często rozmawiali, więc no... oko w oko to jednak co innego! Wtedy Colton może roztaczać negatywną aurę, o. Poza tym małe wakacje dobrze mu zrobią. Co prawda nie widział siebie w Meksyku bo osobiście uważał to za gorszą opcję niż dom obecny, gdzie poza plażą miał też dostęp do oceanu, a w Meksyku tylko piach - tak to widział. Nie mniej należało pokazać, że jest się człowiekiem i dać się zaprosić Callaway na jakiś czas "na wakacje".
I dlatego był tutaj! Znaczy tutaj w okolicy. Na farmach, gdzie dwa domy dalej - zważywszy na farmy to pewnie większy kawałek, ale kto by się przejmował - zmierzał sobie do Harper. Uznał bowiem, że skoro on się wybiera do jej starszej siostry, a ona zostaje to może ma specjalne życzenia? Jakieś pamiątki? Fotki? Coś ma przekazać? Prezenty? Na sto procent siostry też gawędziły i to więcej od niego - wiadomo - ale jak jedzie osobiście to może się na coś przydać. Ale że się nudził to zapomniał wpierw zadzwonić... Co go wnerwiło bo on zawsze ludziom mówił, że mają dzwonić zanim przyjdą, a tutaj co? Zmieniał się w jakiegoś narwańca co robi rzeczy spontanicznie! Jak tak w ogóle można?! Kim on się stawał?! Dobrze, że ta walka działa się tylko w jego głowie, a sam będąc już na farmach zadzwonił do Harper i dowiedział się, że ta będzie w domu do godziny, może dwóch. No dobra... Nie opłacało się wracać do domu, więc postanowił się przejść. W zasadzie nie chadzał po tej okolicy, a dobrze ją poznać jakby trzeba było uciekać przed dzikim zwierzęciem, prawda? Straszne, że na tym kontynencie to nie jest taki do końca nieprawdziwy żarcik.
Tym też sposobem jego uwagę zwróciło dużo belek i innych rzeczy walających się na jednym terenie. Rzeczy, które wskazywały na jakieś remonty czy budowanie... no, nie był jasnowidzem by od razu tak wiedzieć, prawda? Ale Sherlock Brooks wiedział, że coś w ten deseń. Tak więc oparł się o barierkę - by nie było, że tak wskakuje na nie swój teren - i zaczął się rozglądać.
- Wyglądają na ciężkie - rzucił na dzień dobry kiedy to zza stosu jednych belek wyszedł jakiś facet. Dobrze jakby bez strzelby, ale wszelki wypadek Colton miał ręce na widoku - jedną na barierce, a drugą opierał głowę. Niegroźny typ co lubi komentować oczywistości.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Dla Jera w zasadzie jego pobyt w Lorne Bay był formą turystyki. No bo hej, skoro ostatnie lata spędził wszędzie, tylko nie tu, to można nazwać to chyba egzotycznym wojażem! W każdym razie Paxtonowi do kolejnego wyjazdu (jak dotąd) wcale się nie śpieszyło. Ba, podjął przecież poważne kroki, aby zostać tu na stałe. A przynajmniej dopóki policja albo federalnie nie dobiorą mu się do dupy za jego udział w nielegalnych interesach i nie będzie musiał znowu zwiewać gdzie pieprz rośnie.
Nie wyobrażał sobie jednak mieszkać z Eve pod jednym dachem. Nie to, żeby mieli złe stosunki, bo ostatnio zbliżyli się do siebie i ich relacja zaczynała przypominać te bratersko-siostrzaną. Oboje mieli jednak swoje przyzwyczajenia i zdaje się byli zgodni w tym, że lepiej aby mimo wszystko codzienne życie prowadzili osobno. Jednocześnie Eve zaproponowała bratu wykorzystanie i zagospodarowanie części działki, na której znajdowała się ich rodzinna farma. Tereny te stały odłogiem, a w rolnika żadne z nich nie zamierzało się już bawić. Poza tym… Jeremy musiał w końcu zacząć wydawać ten cały hajs, który zarobił na nieczystych interesach. Do tej pory żył skromnie, bo nie potrzebował wielkich udogodnień (zresztą, teraz willi również nie zamierzał budować), ale pieniędzy do grobu ze sobą nie zabierze. Eve też na pewno ich nie przyjmie, a wcześniej przecież musiałby jej powiedzieć, skąd je ma. Pozostawało więc dobrze je zainwestować, a czy była lepsza inwestycja niż nieruchomości?
Oczywiście za punkt honoru postawił sobie to, że sam zrobi na budowie tyle ile tylko będzie w stanie. Oczywiście miał zatrudnionych paru majstrów, ale nie bał się dźwigać belek, wspinania po rusztowaniu i innych tego typu rzeczy. Teraz akurat na placu budowy był sam i porządkował teren, przesuwając belki i takie tam. Nie znam się, więc lepiej nie będę wnikała w szczegółowe opisy heh. W każdym razie lekko się wzdrygnął, kiedy usłyszał za sobą nieznajomy głos, no bo jednak w jego w związku z tym, czym się zajmował, musiał mieć zawsze oczy dookoła głowy.
– Gdybyś był jakąś niewiastą, to odpowiedziałby że absolutnie nie, że to tak jakbym przestawiał zapałki – roześmiał się ścierając pot z czoła. Oczywiście zrobił to przy użyciu przedramienia, jak na poważnego pana drwala przystało. – Ale tak, ciężkie cholerstwo. Ale przynajmniej mam z głowy siłownię – dorzucił i zrobił parę kroków w stronę nieznajomego, uważnie mu się przyglądając. – Sąsiad? – miał taką nadzieję, że to tylko sąsiad, a nie np. ktoś z jego przeszłości, kto znalazł go w tej dziurze i przyszedł na przykład go sprzątnąć...
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Colton nie był fanem turystów, więc skoro ktoś tutaj coś budował to z góry założył, że to tutejszy - albo tutejszym się stanie skoro buduje, prawda? W zasadzie nie zastanawiał się nad tym, ale ostatni napływ turystów mu się we znaki dał. W dodatku sam Colton mieszkał obecnie z bratem. Nie dlatego, że źle im się wiodło, a dlatego, że dobrze dzięki właśnie nie szastaniem kasy na lewo i prawo. Dzięki temu mogli sobie pozwolić na luksusy. Choć wiadomo, że prędzej czy później, któryś będzie chciał się wyprowadzić - nie żeby taki Colti nie dawał się we znaki współlokatorowi. No, ale trzeba młodego uczyć życia bo nie każdy będzie radosny i miły, o.
Swoją drogą nawet jakby Brooks wiedział, że Jeremy musi mieć oczy z tyłu głowy to nie uznałby tego za coś dziwnego. Na farmie łatwiej kogoś napaść i zakopać - oglądało się kryminały to się wiedziało! Pewnie sam teraz uchodził za podejrzanego co zagaduje spokojnie do innych i zaraz go pach łopatą. Dlatego miał ręce na widoku, co by nie było.
- To na pewno zrobiłoby na pannie wrażenie. Może następnym razem się trafi - sąsiadek na pewno sporo w okolicy, co będą chciały poznać nowego, wysokiego sąsiada. Może jeszcze o nim nie słyszały? Albo pieką ciasta? Takie miał mniemanie o farmach bo ich mama zazwyczaj witała nowych sąsiadów - przeróżnej płci - jak nie prezentem to chociaż wizytą. No, ale nie oszukujmy się. Miała siódemkę synów, więc prawdopodobieństwo narażenie się sąsiadom było spore. Dlatego pierwsze wrażenie musiała robić za nich. - Dobre pocieszenie. I ludzi tłumu brak - choć kto wie, może ten tutaj lubił z grupa na siłownie chadzać? Colton miał swój zestaw ćwiczeń, czasem na siłowni bywał, ale wolał utrzymywać formę w swoim towarzystwie. I nie żeby innymi się stresował. Raczej on był tym co innych stresował. No i łatwo mógł dostać za swoje komentarze, więc tym wygodniej ćwiczyć dla siebie bez oczu innych. - Nah - zaprzeczył, lekko ramionami wzruszając, ale szybko ogarnął, że zaprzeczeniem mógł zabrzmieć podejrzanie bo jednak to farmy, a nie środek miasta, gdzie jest sporo przypadkowych przechodniów. - Ale koleżanka mieszka w tej okolicy. Zapomniałem się zapowiedzieć, a mam sprawę, więc zabijam czas, czekając aż wróci. Callaway się zwie, więc pewnie niedługo poznasz. Mieszka ze współlokatorkami - huh... czy powinien Harper nazywać koleżanką? Byli na takiej stopie? Biegali razem w zasadzie i trochę czasu już ze sobą spędzili... może? Brzmi chyba lepiej niż "siostra szefowej" - bo to brzmi jakby musiał tłumaczyć więcej, więc zbyt skomplikowane, a lubił sobie ułatwiać.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Jak to, to Colton nie był dla Ezry wzorem bycia radosnym i miłym? Niebywałe! A odnośnie turystów, Jeremy tak naprawdę nie do końca odczuwał ich natłok. W ciągu dnia głównie pracował na budowie i widywał głównie ludzi, którzy zmierzali do swoich gospodarstw i farm. Bardziej aktywny robił się nocy, kiedy turyści odsypiali całodniowe zwiedzanko i narażanie się miejscowym swoją obecnością. Historie z turystami w roli głównej znał więc jedynie ze słyszenia, dlatego wywoływały u niego raczej uśmiech na ustach oraz nutkę współczucia. Paxton był więc idealnym przykładem tego, że im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.
Jakby na to nie patrzeć, to faktycznie budowa domu była idealnym momentem na pozbycie się niewygodnych dowodów. Takich jak na przykład ciała… W sumie może Jer powinien wstrzymać się do momentu, aż on i Eve dorwą mordercę ich młodszej siostry? Najciemniej pod latarnią w końcu i nie wiadomo, czy ktoś ze śledczych tutaj szukałby ciała. A może właśnie od razu to na nich padłoby podejrzenie i jakiś spryciarz z miejscowego posterunku połączy odpowiednio kropki. Naah, w dziwnym kierunku idzie ten akapit…
– W razie czego jak pójdziesz w świat, to głoś, że właśnie tego byłeś świadkiem – rzucił jeszcze żarcik. Ciasta zrobić nie potrafił, więc chociaż tak mógłby podziałać coś z pierwszym wrażeniem. Wszak nie mogłoby być ono inne niż pozytywne, skoro wcześniej słyszało się o kim, że przerzuca ciężkie belki niczym zapałki! Przytaknął słysząc kolejne słowa nieznajomego. Jer nie lubił nie tylko turystów, ale i tłumów. I ludzi, co do zasady.
– Callaway? Kojarzę to nazwisko. To ci od winiarni, prawda? – zgadywał, nie będąc peweien, czy dobrze kojarzy to nazwisko. – Jestem miejscowy. Urodziłem się tutaj i spędziłem tutaj dzieciństwo i okres nastoletni. A potem nie było już mi za pan brat z Lorne Bay – dodał wyjaśniając tym samym, skąd znał nazwisko Callaway. Jakby nie było dzieciaki z farm przynajmniej z grubsza się znały. No a przynajmniej Jeremy znał się z tymi Callawayami, którzy przekroczyli trzydziesty rok życia, o reszcie ewentualnie słyszał, że pojawili się na świecie.
– Dalej ciągną ten biznes? – dopytał, bo w sumie tak mu się to wszystko łączyło – że nieznajomy przyjechał tutaj do koleżanki Callaway, która – skoro wciąż mieszka na farmie – to może nawet przejęła rodzinny biznes? No proszę, kto by się spodziewał, że w Paxtonie nagle pojawi się zaciekawienie tym, jak żyją jego sąsiedzi! Co będzie dalej, może pójdzie na wizytę zapoznawczo-przypominającą z domowymi wyrobami??
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
Ach... Powinien się zastanowić nad wyprowadzką na farmę. Nie widziała mu się taka praca, ale sam dom to może? Z dala od ludzi, więc więcej musiałby jeździć, ale "z dala od ludzi" było głównym pozytywem, który przemawiał za tym pomysłem. Chyba serio zacznie się nad tym zastanawiać - zwłaszcza, że nie widział wielkich minusów, ale jak to przeanalizuje na spokojnie to będzie miał większy obraz.
- Tak zrobię - potwierdził obojętnie. Nie miał powodu szerzenie innych plotek. Zwłaszcza, że nie został jeszcze niczym poszczutym, a Jeremy nie zaatakował go żadną belką, więc widać i takiemu Coltonowi uda się czasem zagadać. Kto by pomyślał... bo nie Brooks. Ależ to człowiek głupoty robi jak ma tyle czasu do zabicia. Zagadywanie do obcego człowieka kiedy to znajomych lubi się nawet ignorować. Coś chyba zmiękczał ostatnio... Może jakieś wakacje w środku lasu by mu się przydały aby sobie przypomniał jak dobrze jest się nie odzywać, o.
- W rzeczy samej. Widzę, że popularni w tych stronach - tak w sumie to nie powinien się dziwić. Zarówno Scarlet, jak i Harper były towarzyskimi osobami, więc tak postrzegał ich rodzinę. Jasne, każdy pewnie inny był, ale towarzyskość i winiarnia na pewno przykuwają uwagę. - Miejscowy. To chyba mogę już zdradzić imię skoro nie uciekasz przed mafią do rodzinnego miasteczka - tak mu się przypomniało jak ktoś sobie wymyślił ucieczki przed ruskimi gangsterami, więc no... Do rodzinnego miasta przed stróżami prawa chyba by się nie uciekało? A może? Co tam Brooks wiedział. - Colton - dodał zaraz swoje imię w geście dobrej woli by pokazać, że sam nie taki podejrzany. Z drugiej strony mógł zawsze zmyślać - ale mu się nie chciało. Nie miał powodu. Tak samo jak do przepytywań o to co zaszło, że z miastem rodzinnym mężczyźnie po drodze nie było.
- Chyba tak. Ale sama Harper mieszka na swoim. Też w sumie na farmie... z koleżankami. Można rzec, że będziesz otoczony Callawayami - taki mały żarcik bo jednak farmy były spore i raczej go stricte nie otoczą. Aczkolwiek jakby chcieli to pewnie mieliby możliwość. Nie mniej sam uważał Callawayów za porządną rodzinę, więc nowy sąsiad nie musiał się niczego obawiać. Raczej cieszyć się, że gorsza okolica się nie trafiła.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
Zdecydowanie „z dala od ludzi” to najlepszy argument ‘za’ jeśli chodziło o przeprowadzkę na farmę. W mieście to jednak istniało duże ryzyko, że ktoś będzie coś chciał – a to sąsiad pożyczyć cukier, a to inny sąsiad skarżący się na głośne słuchanie muzyki, a to świadkowie Jehowy, których ktoś wpuścił do klatki bo myślał, że to jego jedzenie z Uber Eatsa. A na wsi to chociaż wypuścisz psa i masz gwarancję, że nikt nie proszony nie zapuka do drzwi.
– Pamiętam nawet, jak za dzieciaka jeździłem z ojcem do Callawayów robić zapasy. Może nawet znalazłbym w piwnicy jakieś butelki z tamtego czasu. Już wtedy było dobre, a po takim czasie odstania to już w ogóle – stwierdził, trochę rozmarzonym tonem. Pomyślał, że po skończonej pracy takie wino wleci jak złoto, nawet jeśli na co dzień wolał mocniejsze trunki. Ale wiadomo, najlepszemu trunkowi z okolicy się nie odmawia!
– Jeremy – również się przedstawił. Nie wyczuwał w mężczyźnie zagrożenia, a sam przecież też musiał sprawiać wrażenia zwykłego gościa z farmy. – Wiesz jak to się mówi, najciemniej pod latarnią. Czasami najbardziej oczywiste odpowiedzi wcale nie przychodzą do głowy jako pierwsze – skomentował w temacie mafii. Jakby nie było Lorne Bay było dziurą, więc wielu mafiozów nawet nie potrafiłoby wskazać tego miejsca na mapie. No ale Jer akurat przed nikim nie uciekał, to przed nim powinni raczej zwiewać. To znaczy jeden, konkretny człowiek.
– Harper… to chyba jakies nowe dziecko, bo nie kojarzę – roześmiał się. Przy tylu latoroślach można się w końcu pomylić. Grunt, żeby Callawayowie wiedzieli które jest które. – Niesamowite, jak ta dzielnica się rozrosła. Pamiętam, że kiedy stąd wyjeżdżałem nie było połowy tych domów. Było się otoczonym głównie szczerym polem. A teraz widziałem nawet, że powstało pole kempingowe – zauważył, odrobinę dając się porwać nostalgii Ach, kiedyś to były czasy!
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
O to to. Jeszcze takiego wielkiego psa mieć na farmie - albo kilka - to już spokój murowany. Może nawet taki Colton by się nie zbliżał jakby stado psów tutaj ujadało. Z drugiej strony lubił zwierzęta, więc równie dobrze szczekanie mogłoby go przyciągnąć. Kto go tam wie.
- No proszę. Prawdziwy mieszkaniec. Jak będziesz dobrym sąsiadem to może załapiesz się na powitalne wino... albo jakieś przyjęcia z tej okazji - sam nie był fanem przyjęć, ale darmowe wino to wielu by przekonało. Zwłaszcza, że nie byle jakie, i nie z najniższej półki. Tyle, że trzeba przecierpieć formalności. To jednak życzył mężczyźnie by dostał powitalne prezenty winowe bez konieczności uczęszczania na ewentualne przyjęcia. Z drugiej strony akurat Callawaye byli jedną z nielicznych rodzin, do których sam Colton nic nie miał i bardziej chętnie niż niechętnie by się dał zaprosić - nawet jak nie lubił tłumu ludzi.
- Podzielam zdanie o latarni. Choć mogłoby Cię teraz stawiać w podejrzanym świetle geniusza zbrodni. Ale zaryzykuję - już poinformował wcześniej Harper, że na nią poczeka, więc jakby się nie pojawił to przynajmniej ona będzie wiedzieć, że gdzieś w okolicy musi leżeć jego ciało. Oczywiście lepiej by do tego nie doszło, no ale to pokazywało, że zawsze dobrze dawać komukolwiek znać, gdzie się człowiek udaje. Przynajmniej pole poszukiwań będzie znane.
- Najmłodsza jest. Dwadzieścia trzy lata jeśli dobrze pamiętam - mógł się oczywiście mylić. Wiedział, że dwadzieścia parę na pewno, i że może pić w razie czego. Dlatego traktował ją też jak dorosła. Teoretycznie bo bliżej jej do młodszej siostry mimo wszystko, a takie ciężko za dorosłe uważać w stu procentach. No, ale szanował. - Aaa, ta. Nie moje klimaty, ale jest takie - niby Colton nie był jakimś wielkim panem i takie życie na farmie czy w mieszkanku było spoko, ale jednak nie widział siebie w przyczepie. To jednak za mało miejsca. Poza tym co by się stało jakby odjechała? I na pewno łatwo się do takiej włamać. To już wolał miesząc tam, gdzie mieszka. Bezpieczniej było i dom nie odjeżdżał nigdzie. - Z Twoich wypowiedzi wnioskuję, że wyjechałeś dosyć dawno. A mimo to wróciłeś na stare śmieci. Nie ma jak w domu? - trzeba nadmienić, że nie pytał stricte o powód powrotu. Nie jego sprawa. Skoro jednak wrócił po tylu latach to albo z ważnego powodu albo z tęsknoty za domem. Rzadko kiedy Brooks spotykał kogoś powracającego po takim szmacie czasu. Dlatego mógł spytać o chociażby odczucia czy nie żałuje decyzji.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
– W takim razie muszę się tam zakręcić pod ich domem ze szklanką cukru, żeby zostać nie tylko dobrym, a ulubionym sąsiadem – odparł z rozbawieniem. W końcu kto nigdy nie był w takiej potrzebie cukrowej, niech pierwszy rzuci kamień. No dobra, Jer mógłby rzucić biorąc pod uwagę fakt, że większość swojego dorosłego życia pomieszkiwał w motelach albo w swoich aucie. Większym problemem bywał dla niego brak dostępu do ciepłej wody niż brak cukru. Ale kto wie, być może Colton i Jer jeszcze spotkają się na takim przyjęciu u Callaway’ów. Paxton w tym momencie wyobrażał je sobie tak, że zjawia się na nich cała wieś, więc tym bardziej przyjaciel rodziny w postaci Brooksa by się załapał!
– Po prostu mam ostatnio za dużo wolnego czasu, więc obejrzałem wszystkie seriale kryminalne na Netflixie – odparł z uśmiechem. Musiał się pilnować, żeby nie powiedzieć o dwa słowa za dużo, skoro. – To znaczy miałem, aż w końcu postanowiłem wybudować dom. Co ta nuda potrafi zrobić z człowiekiem – zażartował. Tak naprawdę to nie nuda, a chęć zagospodarowania terenu no i chęć pozbycia się sporej ilości gotówki, której przecież nie wrzuci na konto bez przypału. A wiadomo, że najlepszą inwestycją kapitału były obecnie nieruchomości, więc wszystko się zgadzało. Jer po prostu musiał porządnie wyprać swoje brudne pieniądze, o.
– O cholera. Myslałem, że skończyli córkę wcześniej – stwierdził. Niektórzy to nie mieli umiaru, no naprawdę! – Ale to dobrze, dobrze. Ktoś musi robić na naszą emeryturę – dodał żartobliwie, bo to jednak nie było tak, że patrzył na młode osoby i widział w nich chodzące pliki banknotów. Tak naprawdę jego oficjalna emerytura będzie znikoma biorąc pod uwagę, że pół życia przepracował na czarno.
– To jakie są twoje klimaty? – spytał z zainteresowaniem. Colton nie wyglądał mu na jakiegoś panicza mieszkającego w najdroższej dzielnicy, bardziej strzelałby w Sapphire River albo Opal Moonlane. – Ta. Jakieś… piętnaście lat temu – musiał chwilę się zastanowić. Tak samo musiał zawsze chwilę pomyśleć kiedy ktoś pytał go ile ma lat – czasami wydawało mu się, że maksymalnie trzydzieści jeden, a tu proszę, jak ten czas zapierdziela i jeńców nie bierze! – Można tak powiedzieć. Chyba po prostu w pewnym wieku człowiek potrzebuje czegoś stałego, swojego miejsca na ziemi. A ziemię jak widzisz mam całkiem sporą – dodał z uśmiechem, kiwając głową na rozległą działkę pod lasem. Prawdziwy powód jego powrotu był zupełnie inny, ale w miarę upływu czasu Jeremy naprawdę zaczynał zauważać to, że zaczynało brakować mu czegoś, co nazwie sowim "domem". A ciężko nazwać nim swojego starego mustanga, w którym sypiał przez wiele miesięcy.
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
- Koniecznie - Colton dobra rada. Sam nie był za bardzo towarzyski, więc w sumie mieszkanie w Opal wychodziło mu na dobre bo nie musiał znać każdego, no ale na takiej farmie to jako tako lepiej sąsiadów pewnie znać. Głównie po to, że jak będzie się przejeżdżać pod ich domem to warto wiedzieć czy to córka sąsiadów wraca z imprezy do domu przez okno czy ktoś się włamuje. Przydatne informacje. No i vice versa bo każdy gorsze dni ma, więc lepiej nie być wziętym za podejrzanego typa co się kręci po farmach.
- Powiedziałbym, że farciarz bo sam do niedawna nie miałem tyle czasu, ale w sumie teraz od jakiegoś czasu sam się często nudzę, więc może wezmę przykład... z seriali, nie z budowania domu. Jeszcze nie jestem na tym etapie - na dom na pewno trzeba było mieć kupę kasy - albo się zapożyczyć, a mimo, że Colton nie narzekał na brak funduszy to jednak nie był rozrzutny aż tak. Poza tym dobrze mu się żyło w mieszkaniu. Co innego jak dzielił dom z szóstką braci. Tam to musieli mieć dom. No, ale jak był sam to po co mu taki wielki kawał metrażu do sprzątania? Jak widać, nie zamierzał też pytać skąd nowo poznany gość sam ma kasę i tyle czasu. To tematy, o które się nie dopytuje przy pierwszym spotkaniu - zwłaszcza jak faktycznie na mordercę można trafić jakiegoś. - No to wydaje się, że przez dłuższy czas nudzić się nie będziesz. Serio sam od początku do końca chcesz dom postawić? - tak w sumie to był zaskoczony i nawet rzuci małym podziwem jeśli odpowiedź będzie twierdząca. Widział ekipy stawiające domy, ale jednemu człowiekowi to trochę zajmie faktycznie.
- Jak pracują to jasne - nie każdy młodzik brał się za porządną pracę, więc z tym różnie bywało. - Ale Harper to dobra dziewczyna. Nieco roztrzepana i gadatliwa, ale jak jest się mrukiem to lepiej, że druga strona mówi - sam Colton tak uważał. Strach się przyznać, ale przez Harper to miał wrażenie, że jednak więcej gadał niż normalnie... Widać dobra jest w kontaktach jak o mruki chodzi.
- Hm, mieszkalne aktualnie to Opal. Nie widzę siebie na polu kempingowym bo pewnie już po pierwszym dniu jakiś sąsiad chciałby moją przyczepę z klifu zrzucić - trzeba o bezpieczeństwie myśleć, więc Brooks wiedział, że tam nigdy się nie przeprowadzi. To samo łódek się tyczyło - taką łatwo zatopić. - Duże mieszkanie nie jest złe. Wciąż mniejsze od domu. Może kiedyś pomyślę o farmie albo chociaż mniejszym domostwie... Nie, farma lepsza - i choć tego nie dodał to głównie dlatego, że jednak farmy mają sąsiadów mimo wszystko daleko. W dzielnicy z domkami to sąsiadów na pęczki, więc głośniej niż na takiej farmie. Kiedyś jeszcze nad tym pomyśli. - To trochę się zmieniło przez te piętnaście lat. Nie turyści. Tych na pęczki... No, ale na pewno jest kilka knajp więcej - czy to plus? Może, bo dzięki temu jego ulubione nie były tak zapełnione i w razie czego mógł wybrać mniej uczęszczaną, o. - Coś w tym jest. Myśl o tym, że jest gdzie wrócić potrafi być na plus - bywał za granicą. Głównie z powodów zawodowych ze Scarlet, ale był typem co mimo wszystko wolał w domu być. Jak na ironię teraz się nudził mając spokój w domu.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
– Jeśli potrzebowałbyś dodatkowego zajęcia, żeby zapobiec tej nudzie, to mam kilka cegieł i belek do przerzucenia – zażartował, wskazując głowa na szkielet domu. Jeremy bez problemu mógłby kupić sobie mieszkanie w Opal Moonlane, ale chyba był zbyt uparty – bo jeśli coś sobie postanowił, to musiał tego dokonać, jak np. z rzeczonym domem. Poza tym… człowiek może wyjechać ze wsi, ale wieś z człowieka niekoniecznie. Mieszkając w centrum pewnie nie czułby się dobrze, pewnie czułby się jakiś taki… nie na miejscu.
– Mam paru majstrów i kierownika budowy, ale chcę się przyczynić do budowy w jak największym stopniu – wyjaśnił. To była niemalże sprawa honoru. Nie mógłby po prostu siedzieć, pić kawkę czy piwo na werandzie rodzinnego domu i jedynie obserwować, jak inni się tu męczą – nawet za całkiem niezłą kasę.
– Rozumiem, że sam siebie identyfikujesz jako mruka. Ciekawa opinia jak na gościa, który sam zagaduje do nieznajomych -zauważył z lekkim rozbawieniem. Będzie musiał uważać na przyszłość, żeby nie dać się porwać w wir rozmowy z niejaką Harper, bo potem sam skończy tak, że będzie zagadywał do obcych… Sam nie wiedział, czy byłby w stanie udźwignąć taką zmianę w swoim zachowaniu.
– Czemu? Jesteś materiałem na kiepskiego sąsiada? – dopytał zaciekawiony. – Włączasz za głośno muzykę, czy gotujesz jakieś bardzo śmierdzące potrawy, których zapachy przedostają się wentylacją do innych? – spytał żartobliwie. Sam nigdy nie zastanawiał się, jakiego rodzaju sąsiadem był, ale to dlatego że nigdy nie spędził w żadnym miejscu wystarczająco dużo czasu. Za wyjątkiem Lorne Bay. – To akurat całkiem dobrze się składa, bo lubię jeść – stwierdził rozbawiony odnośnie knajp. Tych nigdy za wiele! – Trochę żyłem na walizkach w ostatnich latach i w pewnym momencie człowiek ma dosyć takiego koczowniczego życia – westchnął, trochę jednak starając się zacząć gryźć w język, żeby za dużo nie wypaplać odnośnie swojej przeszłości. Nawet jego rodzona siostra nie znała dokładnie jego przeszłości ani miejsc, w których przyszło mu żyć. A nie zawsze były one miłe i przyjemne. – No, ale wyszalałem się za młodu, to teraz mogę budować sobie salon, w którym będę siedział w kapciach przez telewizorem i przy kominku – zauważył.
Colton Brooks
Agent jednej pisarki — Pracuje wszędzie
30 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Wcale nie niańka, a agent Scarlet Callaway. Poza tym malarz, a pracował w bardzo wielu miejscach, ale jakoś nigdzie nie zagrzał długo miejsca.
- Dzięki, ale chyba jeszcze aż tak mi się nie nudzi. Dam znać jakby się pogorszyło - oby do tego czasu dom nowego znajomego został skończony, ale jak pracował tutaj sam to kto wie ile to może zająć? Z drugiej strony czasem lepiej robić takie rzeczy w pojedynkę bo przynajmniej nikt w paradę nie wchodzi. Tak czy inaczej, Brooks nie był jeszcze na tym etapie nudy by robić za budowlańca. Coś tam co prawda miał o tym pojęcie bo przez pewien czas nawet i na budowie robił, ale nie za długo.
- O, czyli jednak profesjonalnie - i się wyjaśniło, że jednak nie sam. Czyli jednak mogą skończyć dom nim Colton zacznie się nudzić na maksa, uff. Nadzieja widać urosła. Bo jednak niestety istniało większe prawdopodobieństwo nudy. W każdym razie pewnie faktycznie lepiej jest mieć kogoś kto się zna jak najlepiej na budowie i wie jak to ogarnąć. Zyskał też informację o tym, że Jeremy przynajmniej nie jest ani leniem, ani królem co innym każe robić, a sam odpoczywa.
- W rzeczy samej. A widzisz... pewnie jest w tym jej wina. No i próba zabicia nudy może mieć z tym coś wspólnego - a skoro się przechadzał to mógł ogarnąć z ciekawości czy nie dzieją się tutaj podejrzane rzeczy i kopanie ciał. Na budowie to zawsze łatwiej. Choć nieszczególnie się rozglądał jak już zaczęli gawędzić.
- Nieszczególnie, więc pod tym względem martwić się nie muszą - bo ani nie balował w mieszkaniu - bo chciał tam spokój mieć jednak - ani też nie gotował tak by spalić cały budynek, więc widać źle nie było... przynajmniej w tym zakresie. - Powiedzmy, że lubię mówić co myślę. Kłamanie jest strasznie męczące, więc... przykładowo kiedy sąsiadka ma rozmazaną tapetę to tego nie przemilczę. Oczywiście dla jej dobra bo szkoda by miała w czymś takim na miasto wyjść, no ale nie każdy prawdę dobrze znosi - wzruszył lekko ramionami bo to był ten jeden z najłagodniejszych przykładów. Nie mniej chciał pokazać o co chodzi w jego "nie byciu dobrym sąsiadem". Wiele zależało tutaj od punktu widzenia tej drugiej osoby i cóż... na swoim przykładzie wiedział ile osób nie znosi prawdy słyszeć - co go i tak nie powstrzymywało.
- Całkiem zrozumiałe. Zobaczyło się świat to można sobie osiąść w spokoju - nie będzie domniemywał o koczowniczy tryb życia. Sam Colton lubił domowy spokój, więc to potrafił bardzo zrozumieć. Dlatego nie podważał czegoś takiego u innych. - Nie wiem czy farmerski tryb na to pozwala, ale trzymam kciuki za dobry kominek - podobno farmerzy zarobienia, ale nie każdy tutaj farmerem był, prawda? Brooks by też nie farmerował, ale domkiem by nie pogardził - może kiedyś. Poza tym jak Jeremy miał z czego żyć to faktycznie nie musiał nic sadzić.

Jeremy Paxton
gość od brudnej roboty — u handlarza z bronią
35 yo — 183 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach poszukiwań mordercy młodszej siostry wraca do Lorne Bay. Oficjalnie łowi ryby na kutrze, woląc nie mówić głośno o tym, czym się naprawdę zajmuje. Po godzinach włazi ubłoconymi buciorami w życie Makayli (dosłownie).
– Ta. Uznałem, że byłoby miło, gdyby jednak pewnego pięknego dnia nie przygniótł mnie kawałek sufitu – stwierdził rozbawiony. Jer nie bał się fizycznej pracy, ba, zawsze zarabiał wyłącznie w tej sposób, ale te wszystkie przepisy budowlane zdecydowanie go przerastały. A na brak kasy nie mógł narzekać, choć oficjalnie musiał udawać, że wcale nie jest tak kolorowo, dlatego zdecydował się na budowę etapami.
– Mam nadzieję, że masz niewiele takich momentów nudy. Bo niby kto lubi wychodzenie ze strefy komfortu? – aż pokręcił głową. Sam również uważał samego siebie za mruka, ale co mu szkodziło pogawędzić z nie-sąsiadem. Nie zbiednieje od tego, co najwyżej potem będzie musiał podładować baterie społeczne w samotności. A akurat lubił swoje towarzystwo, więc nie powinien mieć z tym problemu.
Z przekonaniem przytaknął głową, kiedy Colton stwierdził, że kłamanie jest męczące. Kto jak kto, ale Jeremy doskonale o tym wiedział – w końcu żył w kłamstwie od wielu, wielu lat. Teraz również nikomu nie mówił, czym się naprawdę zajmuje. I nie było tak, że to lubił, po prostu sytuacja go do tego zmusiła, co zrobisz. – Zgadzam się. Tak naprawdę robisz dobry uczynek – odparł. – Tylko widzisz, problem jest taki, że większość ludzi boi się szczerości, prawdy. Wolą żyć w swojej bańce, niż spojrzeć prawdzie w oczy – dodał. Nie to, że on był jakimś wyjątkiem od reguły. Sam nie chciałby usłyszeć, że nigdy nie uda mu się odnaleźć mordercy Isabelle, mimo że podskórnie wiedział, że oddala się od tego celu. Jeremy cierpiał na delulu, jak to mówi młodzież. Pewnie to słowo za rok już będzie boomerskim słowem roku, tak ten czas leci.
– Z tym światem bym nie przesadzał, ale to fakt, trochę udało mi się zwiedzić – w zasadzie głównie tylko wschodni brzeg Australii, ale oj tam, oj tam. Najwyżej skłamie – jak już było powiedziane, Paxton był w to całkiem niezły. – Jeszcze nie wiem, czy pójdę w tym kierunku, ale trochę szkoda by było, gdyby ta ziemia stała ugorem – aż się rozejrzał po wielkim terenie otaczającym dom. Kto wie, może za rok o tej porze będzie zbierał ananasy albo inne awokado?
Colton Brooks
ODPOWIEDZ